Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nimfa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 sierpnia 2020
Ebook
35,00 zł
Audiobook
29,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nimfa - ebook

To się nie dzieje naprawdę!

Katarzyna Mariańska traci w wypadku ukochanego syna Kubusia. Nie może dojść do siebie po jego stracie. Pewnego dnia zrozpaczona kobieta postanawia pożegnać się z dzieckiem w miejscu wypadku. W trakcie przygotowań do wyjazdu wchodzi głębiej do szafy… i budzi się w zupełnie innym miejscu. Pamięta, kim jest, ale nie wie, kim jest dziewczynka, która mówi do niej „mamo”, ani Dawid, który mieni się jej mężem. Wydarzenia zaczynają toczyć się wartko, a Katarzyna powoli zaczyna podejrzewać, że ona to nie ona. Kim więc jest? Dlaczego zna się na broni? I czy Kubuś na pewno zginął?

Andrzej Konefał – zapalony czytelnik literatury grozy oraz fan mistrza horroru Deana R. Koontza. Na co dzień oddany mąż i ojciec, zwykły mieszkaniec małego miasteczka Jelcz-Laskowice, w domowym zaciszu tworzący kolejne powieści przyspieszające bicie serca.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66613-85-0
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Od dawna przymierzaliśmy się do wyjazdu nad Nysę, lecz nigdy nie było na to czasu. W końcu, gdy po tygodniach wytężonej pracy znalazłam idealne miejsce do wypoczynku, postanowiłam, że to ten czas. W moim małżeństwie od dawna nic się nie działo, a Grzegorz tylko dolewał oliwy do ognia swoim zachowaniem. Ale w końcu przyszedł upragniony tydzień, podczas którego Kubuś nie będzie płakać za mną, idąc do przedszkola, a ja nie będę miała żadnych wyrzutów sumienia, iż kolejnego dnia nie ma mnie przy nim.

Mieszkaliśmy w cichej miejscowości położonej na Dolnym Śląsku i życie toczyło się powoli, bez większych zmartwień. Tego dnia zapakowaliśmy się w naszego forda i wyruszyliśmy w drogę z nadzieją, że ten wyjazd pozwoli nam inaczej spojrzeć na życie oraz na nowo odkryć miłość. Może brzmi to strasznie kiczowato i romantycznie, lecz jako mierna optymistka skłonna do nostalgii ślepo wierzyłam, że coś się ułoży. Nazywam się Kaśka Mariańska, dla przyjaciół Kasia, a dla mojego męża maruda. Mam trzydzieści pięć lat, piszę książki, które słabo się sprzedają, a moim najgorszym koszmarem jest krzywy nos. Kiedyś obiecałam sobie, że uzbieram pieniądze i wydam je na operację plastyczną, lecz to raczej nie nastąpi, bo strasznie się boję takiego zabiegu. A co do wyjazdu, to naprawdę miałam nadzieję, że coś zmieni i Grzegorz zobaczy we mnie kobietę, którą pokochał dawno temu.

– Mamusiu, spotkamy tam potwora z Nes? – zapytał Kubuś, patrząc na krajobraz za oknem.

– Tego nie wiem, ale na pewno zobaczysz mnóstwo rybek.

– Jakiego potwora? – odezwał się poirytowany Grzegorz.

– No, takiego dużego, co pływa i zjada ludzi – wyjaśnił synek.

– Potwory nie istnieją, więc nie pieprz głupot.

Spojrzałam na niego wściekle, bo po raz kolejny zapomniał o naszej umowie. Nie życzyłam sobie, by przeklinał przy Kubie, lecz wciąż to robił. Nie tak dawno temu małemu wymsknęło się jedno z przekleństw Grzegorza. Nie zrobił tego specjalnie, lecz w przedszkolu zawrzało i musiałam bezzwłocznie stawić się u dyrektora. Oczywiście Grzegorz nie mógł być tam ze mną, bo miał ciekawsze rzeczy do roboty.

– Prosiłam cię – odparłam ostro.

– A ja cię prosiłem, żebyś nie marudziła. Co znowu źle zrobiłem?

– Nic. Po prostu się uspokój i odłóż to piwo. Śmierdzi w całym aucie.

– Tatusiu, a piwo to alkohol – wtrącił Kuba.

– Przestań mnie umoralniać.

Znowu to samo, a wszystko było moją winą. Zgodziłam się prowadzić, bo to był mój pomysł, aby pojechać na urlop. Zgodziłam się także na jedno piwo, a od czasu wyjazdu Grzegorz wypił już dwa i zdążył otworzyć kolejne.

– Cały tydzień na zadupiu. Co będziemy tam robić?

– To, co robi się na urlopie. Rozłożymy leżaki i będziemy się opalać. Chciałam też porozmawiać o nas.

– Co to jest „zadupiu”? – zapytał synek.

– I się zaczyna. Kretyńskie pytania – odparł pod nosem Grzegorz.

– Grzesiek! – warknęłam. – Jeśli mamy być szczęśliwi, powinniśmy porozmawiać, a ten wyjazd nam to umożliwi. Kuba pójdzie się bawić, a my będziemy mieli czas dla siebie. Proszę cię, byś cieszył się razem z nami tym wyjazdem. – Spojrzałam na Kubę. – „Zadupie” to bardzo brzydkie określenie miejsca, gdzie nic się nie dzieje. Ale tatuś nie ma racji, kochanie. I nie można tak mówić.

Grzegorz nie odezwał się do mnie przez ponad pół godziny i ciągle chlał to wstrętne piwo. Rozmawiałam z Kubusiem o wszystkim, co będziemy robić, co fajnego nas spotka i jakie tajemnice kryje jezioro. Mój synek bardzo lubił marzyć, a kiedy podłapał jakiś ciekawy dla niego temat, godzinami opowiadał niestworzone historie o podwodnych krainach, potworach przypominających ośmiornicę oraz o pięknych syrenkach. Bardzo się cieszyłam, że ma tak wspaniałą wyobraźnię, a może któregoś dnia, podobnie jak ja, zacznie pisać książki i przy odrobinie szczęścia zostanie poczytnym pisarzem.

– Może masz rację, że potrzebujemy tego wyjazdu. Przepraszam za mój wybuch – powiedział nagle Grzegorz.

Spodziewałam się, że przez najbliższe dwa dni zapanuje między nami martwa cisza. A tu ci taka niespodzianka. Skręciłam z asfaltowej drogi w lewo i wjechałam na leśną ścieżkę, by skrócić podróż o kilka kilometrów. Kubuś zobaczył wiewiórkę na drzewie i wzniósł okrzyk, jakby co najmniej znalazł smoka lub coś o wiele większego. Kiedy teren, po którym jechaliśmy, stał się nieco wyboisty, poczułam na dłoni dłoń Grześka. Patrzył na mnie i delikatnie gładził mnie po palcach.

– Zaczniemy od nowa? – zapytał.

Doskonale wiedziałam, że jego nagła zmiana spowodowana była alkoholem i chciało mu się jednego. Zawsze tak było.

– Mamo, a co to takiego?

Kubuś przykleił się do szyby, spoglądając w dal, obserwując szare mury fabryki, która nie tak dawno temu została wybudowana dla niemieckiego koncernu perfumeryjnego X-COSMETIX. Teren wytwórni ogrodzony był wysokim murem, na którego końcu znajdował się drut kolczasty. Przez moment zastanawiałam się, po co tu tyle zabezpieczeń, skoro robili tylko śmierdzące perfumy. Gdy wprowadzili na rynek pierwszy zapach, myślałam, że zemdleje, taki był nieprzyjemny. Moje koleżanki ubóstwiały go, a ja wprost rzygałam, gdy tylko zobaczyłam buteleczki z etykietą w kształcie księżyca. Po kilku chwilach zostawiliśmy teren koncernu za sobą i auto wjechało na drewniany pomost, oddalony od jeziora o dobrych kilka kilometrów. Zielony las, przez który jechaliśmy, sprawiał wrażenie wymarłego, gdyż oprócz wiewiórki nie zobaczyliśmy żadnego innego zwierzęcia. Auto podskoczyło na kamieniach i delikatnie skręciłam, wjeżdżając na wąską ścieżkę, która zaczęła już zarastać, prawdopodobnie dlatego, że nikt długo tędy nie jeździł.

– Na pewno jedziesz dobrą drogą?

– Tak, jeździłam często tą trasą z ojcem.

Leśny trakt nieco się rozszerzył, a w oddali zobaczyłam skrzącą się taflę jeziora, przyspieszyłam więc, a Kubuś zaczął cichutko nucić piosenkę, której nauczył się w przedszkolu.

– Koła autobusu, kręcą się, kręcą się…

– Kręcą cały dzień – skończyłam, wybijając go z rytmu.

– Mamo, a ty znasz tę piosenkę?

– Jasne, słodziaku. Calutką.

– A ty tatusiu?

Spodziewałam się, że Grzegorz warknie coś do niego, lecz on tylko się odwrócił i odparł, że zna. Wtedy synek zaproponował, że zaśpiewamy ją razem, by zrobiło się weselej. Rozpięłam pasy, dostrzegając zarys plaży i zaczęliśmy śpiewać. Skręcając lekko w prawo, zobaczyłam od swojej strony stromy wał, a potem szerszą część plaży i domek letniskowy. Kubuś zaczął machać radośnie rączkami w takt muzyki, śmiejąc się do rozpuku, aż nagle coś uderzyło w samochód z wielką siłą.

– Kurwa! – krzyknął Grzesiek.

Straciłam panowanie nad kierownicą i auto przechyliło się niebezpiecznie w stronę przepaści.

– Mamusiu!

Samochód przewrócił się na bok i sunął stromym zboczem, po czym uderzając w niski pień, przetoczył się po nim. Dalej, tym razem na dachu, parł w dół. Przez moment widziałam Kubusia trzymającego się fotelika, a potem, wraz z głośnym trzaskiem, zalała mnie ciemność.

Otworzyłam oczy. Leżałam przy aucie, ale nie mogłam się ruszyć. Poczułam smród benzyny i ponownie straciłam świadomość. Kiedy raz jeszcze się ocknęłam, leżałam przy plaży, czując, że ktoś mnie odciąga od samochodu. Chciałam się wyzwolić, ale coś uparcie mną szarpało i wtedy usłyszałam szum wody, a moje ciało zaczęło zanurzać się powoli w jeziorze.

– Nie… – usłyszałam Kubusia.

Ponownie traciłam przytomność, a głos mojego synka oddalał się i oddalał. Chciałam być przy nim, lecz ciało odmówiło posłuszeństwa i zaczęłam zatracać się w mroku.ROZDZIAŁ 2

Rok później

Siedziałam na wprost Grzegorza, zastanawiając się, co właściwe tutaj robię. Przecież go nie kochałam, kiedyś może tak, ale teraz nic już nas nie łączyło poza wspomnieniami. Po co w ogóle zgodziłam się na to bezsensowne spotkanie, zamiast siedzieć w domu i przytulać się do Oskara, mojego kota? Ale byłam mu to winna po tym, co kiedyś między nami było. Piękne czasy, wspólne chwile, miłość, aż do chwili, gdy straciliśmy cały nasz świat.

Westchnęłam i napiłam się wina, które swoją drogą było dosyć smaczne. Patrzyłam ukradkiem na niego i chciałam się stąd wydostać, kończąc ten rozdział w życiu. Grzegorz już nic dla mnie nie znaczył i był tylko złym wspomnieniem. Po kolacji rozejdziemy się każde w swoją stronę, zaczynając nowe życie.

Gdy zbliżała się chwila, na którą tak bardzo czekałam, Grzegorz poprosił o rachunek. Oczywiście nie chciałam, aby płacił za mnie, lecz był szybszy, podał kartę kelnerowi.

– Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy – powiedział, nachylając się nad stołem, by przyjrzeć się mojej twarzy.

Uciekłam wzrokiem gdzieś w głąb sali, myśląc nad tym, co powiedzieć. Tak bardzo bym chciała, żeby ten wieczór się już zakończył. Grzegorz przykrył moją dłoń swoją i zrobił to tak delikatnie i niespodziewanie, że dopiero po kilku chwilach spostrzegłam, że miętosi mi palce. Chciałam się wyswobodzić, ale nagle jego uścisk stał się mocny. Poczułam, że moja dłoń za moment rozpadnie się na kawałeczki. Popatrzyłam na niego gorzko, lecz on nie wydawał się przejmować moją miną.

– Nie dam sobie rady bez ciebie.

– Myślałam, że mamy to już za sobą. To koniec – powiedziałam cicho, by inni klienci nie słyszeli rozmowy.

Zmroził mnie wzrokiem, ale puścił, pozostając przez cały czas czarujący z tą różnicą, że teraz w oczach miał coś, czego nigdy w nich nie widziałam. Złość na mnie i cały świat. On oczywiście uważał, że to wszystko było moją winą, a sobie nie miał nic do zarzucenia. Cały rok trwała nasza nieuchronna rozłąka. Po tym, co się stało, myślałam, że będziemy dla siebie oparciem i przetrwamy ten koszmar, jaki nas spotkał. Niestety, zamiast się zbliżyć, oddalaliśmy się od siebie.

Wstałam, gdy podszedł kelner i oddał kartę płatniczą, a zanim odszedł, zabrałam ze stołu swoją torebkę, mówiąc:

– Mam nadzieję, że to nasze ostatnie spotkanie. Przykro mi, że tak to się kończy.

Zostawiłam go przy stoliku wprost kipiącego ze złości. Noc była ciepła oraz przejrzysta, a księżyc, który akurat znajdował się w pełni, rozjaśniał całe miasto. Grzegorz natychmiast odszukał mnie wzrokiem, gdy szybko oddalałam się od restauracji, i pognał za mną. Mimo że było już bardzo późno, miasto tętniło życiem. Musiał przedzierać się przez tłumy, które jak na złość kierowały się w przeciwnym kierunku. Wiedziałam, że tak szybko nie ustąpi, bo nie był typem człowieka, który zamyka, ot tak, swoją przeszłość. On lubił drążyć i miałam pewność, że nie spocznie, dopóki nie będzie tak, jak chciał. Bałam się, że może coś mi zrobić, mimo że kiedyś łączył nas Kuba. Nasz syn, którego straciliśmy.

Przyśpieszyłam kroku i skręciłam w ciemny zaułek starej kamienicy, by ukryć się przed mężem. Miałam nadzieję, że kiedy mnie minie, wrócę pod restaurację i złapię taksówkę. Stojąc w ciemności, zamknęłam na moment oczy i zobaczyłam twarz mojego przecudownego synka. Wiem doskonale, że każdy rodzic kocha swoje dziecko i nie dostrzega w nim żadnych wad. Ja także nie widziałam u Kubusia nic, co by mogło wpłynąć na los, jaki go spotkał. Grzegorz i Kuba, kiedy stali obok siebie, wyglądali nieomal identycznie. Nikt Grześkowi nie mógł zarzucić, że to nie jego syn. Pod względem charakteru oraz upodobań byli identyczni. Czasami tak patrząc na nich, zastanawiałam się, czy Kubuś miał coś ze mnie, oprócz bujnej wyobraźni. Przyjaciółka zawsze mi mówiła, że mamy podobne oczy, ale wraz z upływającym czasem źrenice Kuby zmieniały się z piwnych na zielone.

Zdążyłam wyciągnąć telefon komórkowy i sprawdzić godzinę, a kiedy chowałam go z powrotem do torebki, usłyszałam w ciemności kroki. Przywarłam plecami do ściany, starając się nie robić hałasu.

– Do diabła.

Jego wściekłość raniła mi serce na wskroś, wiedziałam, że jest niepoczytalny, a stał się taki tuż po wypadku. Błagałam Boga, żeby Grzegorz nie wszedł w zaułek, bo skończyłoby się to ponownie awanturą, której tak chciałam uniknąć. Przez moment zobaczyłam jego cień i blask lodowatych oczu skrzących się w świetle księżyca. Rozejrzał się na boki i w końcu poszedł dalej. Odetchnęłam z ulgą, odczekałam jeszcze dobre trzy minuty z zegarkiem w ręce. Pomiędzy ludźmi powinnam się czuć bezpiecznie, lecz kiedy wpadał w furię, nikt nie mógł go powstrzymać. Grzegorz musiał pognać dalej, więc poszłam w stronę skwerku, gdzie znajdowała się restauracja.

– Koła autobusu kręcą się, kręcą się.

Próbowałam nie wspominać ostatnich słów, które wypowiedział mój synek. Lecz utkwiły mi w głowie niczym robak wgryzający się w owoc. Codziennie, wręcz co chwilę, było tak samo. Wciąż ta cholerna piosenka, tuż przed tym, kiedy wypadliśmy z drogi.

Zobaczyłam stojącą nieopodal taksówkę i pobiegłam w jej kierunku. Cieszyłam się, że szczęście mi sprzyjało. Przywitał się ze mną miły taksówkarz z siwymi włosami i brązowymi jak czekolada oczami. Był nieco znudzony czekaniem na potencjalnych klientów, więc kiedy tylko wsiadłam, od razu się ożywił.

– Dobry wieczór.

– Dobry wieczór. – spojrzałam na przechodniów spacerujących po chodniku. Wciąż się bałam, że rozpoznam w jednej z twarzy swojego męża.

– Nieudana randka?

– Zdecydowanie tak… – uśmiechnęłam się. – Zakończyłam coś, co powinnam była zrobić dawno temu.

– Ale nie wygląda pani na szczęśliwą.

– Bo nie jest to powód do szczęścia. Sześć lat małżeństwa zniknęło w pięć minut.

– Może jeszcze jest coś do uratowania?

Uśmiechnęłam się bardziej do siebie niż do taksówkarza, tak na odczepnego, bo on nie rozumiał, był przecież mężczyzną. Nie zauważyłam na jego palcu obrączki, więc nie miał pojęcia, o czym mówię. Wiedziałam, że chciał nawiązać ciekawą konwersację, bo ile można słuchać radia? Życie taksówkarza nie było usłane różami, ale teraz nie chciało mi się rozmawiać, choć widziałam, jak się ucieszył, gdy wsiadłam do jego auta. A ja pragnęłam jak najprędzej znaleźć się w domu i przytulić mojego kota.

Taksówka zatrzymała się na czerwonym świetle, a ja spojrzałam w górę, przyglądając się księżycowi w pełni. Nigdy nie lubiłam srebrnego globu, gdyż było w nim coś złowieszczego. Może dlatego, iż pierwsze, co zobaczyłam po wypadku, to był właśnie księżyc. Gdy byłam małą dziewczynką, zawsze bałam się, że któregoś dnia uderzy w Ziemię, wypychając ją ze swojej orbity. Było to dość surrealistyczne, ale dla dziewczynki, którą wtedy byłam, taka apokalipsa stała się nad wyraz realna. A na dodatek nie mogłam spać, kiedy księżyc był w pełni. Za każdym razem rzucałam się w łóżku, serce mi łomotało, a w gardle czułam suchość. No i ten sam przerażający księżyc patrzył, kiedy traciłam to, co było dla mnie najcenniejsze. Moje dziecko, moje światło.

Pojazd w końcu ruszył, a ja poczułam w torebce wibracje komórki. Wyjęłam ją pośpiesznie i natychmiast rozłączyłam połączenie, wrzucając telefon z powrotem do jej wnętrza. Jakie to szczęście, że nie zadzwonił do mnie wtedy, gdy ukrywałam się w ciemnym zaułku. Byłam zdenerwowana, że ten pajac cały czas mnie gnębił. Myślałam, że po dzisiejszej rozmowie coś zrozumiał, a starałam się wytłumaczyć mu w prostych słowach, co było nie tak, co się zmieniło i że to, co się stało, nie było tylko moją winą. Byłam pewna, że zrozumiał, ale najwidoczniej całe trzy godziny gadania można było wyrzucić do śmietnika. Mówił, że nie potrafię jeździć. Cały czas piętnował mnie za ten wypadek i za to, iż nigdy nie odnaleźliśmy Kubusia. Wypominał mi wszystko.

– Nie cierpię księżyca – powiedziałam.

– Słucham?

– Nie, nic. Mówię do siebie i niekiedy to pomaga.

– Czasami rozmowa z kimś inteligentnym, zwłaszcza ze sobą, jest bardziej budująca niż z kimś bliskim lub obcym.

Po niecałych dziesięciu minutach taksówka zatrzymała się na cichym osiedlu, więc podziękowałam, zapłaciłam i poszłam wzdłuż wysokiego żywopłotu, aż w końcu zatrzymałam się przed zamkniętą już o tej godzinie kawiarnią. Lubię tutaj przychodzić z Filipem, moim bratem. Poszłam dalej, aż znalazłam się przy czerwonym płotku sięgającym mi do kolan. Dom moich rodziców był pomalowany na pomarańczowo, po lewej stronie, tuż przy oknie, wisiała skrzynka na listy. Zaczęłam szukać kluczy w torebce i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że zostawiłam je w swoim pokoju na toaletce. Grzesiek wydzwaniał do mnie co dwie minuty i całkowicie zapomniałam o ich zabraniu. Zastukałam głośno. Przez moment stałam w ciszy, aż w końcu usłyszałam kroki w środku.

– Kto tam? – Cichy, lecz stanowczy głos mężczyzny dochodził zza drzwi.

– To ja, otworzysz? Zapomniałam kluczy.

– Poczekaj moment.

Odwróciłam się w stronę małego kawałka zieleni, zastanawiając się, czemu Filip nie otworzył od razu. Coś kombinował, a ja nie lubiłam jego kombinatorstwa. Zawsze to się dla niego źle kończyło, a mnie trafiał wtedy szlag i dostawałam migreny.

– Zobaczymy się później?

– Tak jak powiedziałem – odparł męski głos.

– Trzymaj się.

Podskoczyłam do góry, gdy drzwi nagle się otworzyły i z domu wyszedł młody mężczyzna w garniturze. Mógł mieć około dwudziestu pięciu lat. Był dosyć przystojny, blond włosy, niezła sylwetka. Wyższy od Filipa o jakieś dziesięć centymetrów. Odsunęłam się na bok, żeby mógł przejść, a sama wsunęłam się szybko do środka. Filip coś jeszcze do niego powiedział, czego nie usłyszałam, i trzasnął drzwiami, aż zabrzęczały szyby w oknie.

– Boże, z tymi facetami! Mówię ci, w głowie to oni niczego nie mają z wyjątkiem próżni.

– Ale ty też jesteś facetem – spostrzegłam.

– Ja to co innego.

Poszliśmy do pokoju gościnnego, a mój brat bardzo szybko rzucił się na fotel, z którego korzystał zazwyczaj kot. Teraz na pewno łowił myszy na strychu bądź na dworze.

Filip jest ode mnie starszy o rok, ma trzydzieści sześć lat, ciemne włosy i z całą odpowiedzialnością muszę przyznać, że jest inny niż ja. Uważam, że najważniejsza w życiu jest stabilizacja, chciałam mieć dom i rodzinę, a Filip za to czerpał z życia pełnymi garściami. Był homoseksualistą i nigdy nie wstydził się do tego przyznać. Zmieniał facetów jak rękawiczki i nie w głowie mu był stały związek. Ja zazwyczaj chowałam głowę w piasek, kiedy czarne chmury, jakie zbierały się nad moją głową, zakłócały mi życie. Filip zaś parł do przodu, nie zważając na przeciwności losu. Dosłownie zawsze musiałam ocierać mu łzy, kiedy ponosił klęskę w życiu prywatnym czy też zawodowym. Od dziecka bardzo lubił grać na gitarze i moim zdaniem świetnie mu to wychodziło. Ja uwielbiam pisać książki, tworzyć nowe światy, ciekawych, barwnych bohaterów i historie dodające otuchy albo przygnębiające aż do szpiku kości. Jesteśmy całkowicie inni, ale się kochamy i ta miłość łączyła nas niteczką spójności. Nigdy nie przeszkadzało mi to, że mój brat kocha inaczej. Nawet wtedy, gdy się o tym dowiedziałam, zareagowałam tak, jak on się tego spodziewał, po prostu przyjęłam do wiadomości tę informację i już. Nigdy nie usłyszał z moich ust żadnego niepotrzebnego gadania, żadnych wywodów. I przenigdy nie próbowałam czegoś z tym zrobić. Filip już taki był i zaakceptowałam to natychmiast. Gorzej było z ojcem, który wychowywał nas po odejściu mamy. Nie mógł tego znieść aż do śmierci. Odwrócił się od Filipa, sądząc, że jego syn jest chory. Pamiętam ciągłe kłótnie i wyzwiska, które codziennie wypełniały ten dom.

– Powiedziałaś mu?

Zamrugałam oczami, jakby coś mi wpadło do oka, i chwilę pochodziłam po pokoju, aż w końcu zatrzymałam się przed komodą, na której stało zdjęcie taty. Bardzo za nim tęskniłam i pamiętam, że wspierał mnie we wszystkim, a zwłaszcza w pisaniu. Wiedział, że to moja pasja i bardzo często zabierał mnie do biblioteki lub księgarni.

– Tak, ale niczego nie zrozumiał. – Odwróciłam się, przykładając zdjęcie do serca. – Tato zawsze mi mówił, że z Grzegorzem będą same problemy, ale ja głupia go nie słuchałam.

– Też ci to mówiłem. Już od początku wiedziałem, że to gnojek.

– Kochałam go.

– I teraz masz za swoje. Zmarnowałaś dziesięć lat z tym… popaprańcem – powiedział Filip.

Usiadłam przy nim i przytuliłam się, jak to bardzo często robiliśmy. Chciałam się rozpłakać, ale łzy nie nadchodziły, a to dobijało mnie najbardziej. Ale może wylałam ich zbyt wiele rok temu? Było mi źle, ale nie potrafiłam wyswobodzić odpowiedniej dawki rozżalenia, by móc przełamać tę falę.

– Jestem głupia, naiwna i totalnie beznadziejna.

– Zacznij ryczeć, to wykopię cię za drzwi – zagroził Filip i odsunął się, jakbym miała jakąś egzotyczną chorobę.

– Co ja mam teraz zrobić?

– Skąd mam to wiedzieć? Dopóki oboje nie otrząśniecie się z tego gówna, zawsze będzie między wami wojna – odparł. – Najgorsze jest to, że wzajemnie obwiniacie się o to, co się stało. Może wyjedź gdzieś i się rozluźnij? Skończ tego gniota, którego piszesz, a wtedy może się ułoży.

Zegar wiszący na ścianie wybił pierwszą, Filip wstał i pobiegł do kuchni z gracją baletnicy. Kiedy wrócił, a zrobił to niesamowicie szybko, trzymał w jednej dłoni dwa kieliszki, a w drugiej butelkę wina. Postawił wszystko na stoliku i szturchnął mnie, wyrywając z zadumy oraz umartwiania się.

– Napijmy się – powiedział. – Za mężczyzn! Żeby dawali nam radość z seksu i zmiatali zaraz potem.

– Jesteś beznadziejny.

– A czy powiedziałem coś nie tak? Sama pomyśl. Po co ci taki jeden z drugim? Stać ich tylko na to, żeby się napić i obrzygać twój ulubiony dywan.

– Nie mam ulubionego dywanu.

– Oj! – Machnął ręką. – Czasami jesteś taka… – ugryzł się w język i zaczął nalewać wina do kieliszków. – Ja to nigdy nie chcę się zakochać. Życie z jednym facetem to dla mnie za dużo. Prędzej bym sobie strzelił w łeb.

Przyjęłam kieliszek ze szkarłatnym płynem i zaczekałam, aż mój brat zrobi to samo. Kiedy oboje już trzymaliśmy lampki z winem w górze, Filip wypił duszkiem całą zawartość, a ja upiłam tylko troszeczkę. Nie lubię wytrawnych win, a on zaś uwielbiał cierpkie, takie jak to. Filip lubił czerwone, ja rozkoszowałam się słodkimi. Kolejna rzecz, która nas dzieliła.

– O Boże. Jakie to wstrętne.

– Nie znasz się. – Nalał następną kolejkę do swojego kieliszka, aż po sam brzeg.

Odstawiłam własny i podeszłam do okna, nie byłam w humorze do picia. Obawiałam się cały czas Grzegorza i wiedziałam, że rozwód będzie ciągnął się w nieskończoność. Chciałabym ułożyć sobie życie z innym mężczyzną, ale póki co muszę uporać się z obecnym. Dodatkowo wciąż zadręczałam się wypadkiem i nie było dnia, bym nie myślała, czy zrobiłam wszystko, żeby odnaleźć Kubę.

– O czym myślisz? – Filip runął całym ciałem na sofę, aż ta zapiszczała.

– O wypadku. Pojutrze jest rocznica, a ja czuję, że minęło zaledwie kilka dni. Tak bardzo za nim tęsknię.

– Wiem o tym, był kochanym chłopczykiem – czknął. – Ale nie zmienisz już niczego. Musisz żyć dalej, bo w przeciwnym razie oszalejesz i strzelisz sobie w łeb, jak w tej twojej książce. Pamiętasz, o której mowa? Z tą dziwną kuternogą.

– Pamiętam, ale ona nie straciła dziecka. Miała inny powód. I nie była kuternogą.

– Każdy powód jest dobry, żeby sobie strzelić w łeb. I utykała.

– Miała krótszą nogę – przypomniałam mu. – Nie była kuternogą.

– To fakt. Była ofiarą losu i dlatego strzeliła sobie w łeb.

– Filip, błagam.

Odwróciłam się od okna i popatrzyłam niespokojnie na brata rozłożonego na sofie. Już się upił dwoma kieliszkami wina. Co ja z nim mam… Same nieszczęścia. A kiedy złapał ochotę na pogaduszki, to cała noc była z głowy. Zastanawiałam się nawet, ile butelek wina przetrzymuje w domu, ukrywając je przed moim wzrokiem.

– Ale do rzeczy – czknął ponownie, zasłaniając usta. – Ten pajac w końcu musi dać ci spokój, bo inaczej odgryzę mu jaja.

– Ty od jego jaj trzymaj się z daleka. Chcesz mieć niestrawność? – Usiadłam przy nim. – Skończyłam z nim definitywnie i kolejne spotkanie przewiduję na sprawie rozwodowej.

– Więc wyjedź gdzieś i zacznij pisać. Twój wydawca dzwonił chyba milion razy. Dlaczego nie ma twojej komórki?

– Bo zmieniłam numer. Zapomniałam mu podać nowy – westchnęłam. – Wiesz, najgorsze jest to, że on widzi tylko moją winę, a sam nie potrafi się przyznać, że też zawinił. Mówiłam mu, że źle się czuję, a i tak pił to cholerne piwo.

– Bo to palant. Mówiłem ci o tym. Ale nie ma co się stresować. Wyjedziesz na trochę i zapomnisz.

– Nigdy nie zapomnę, bo byliśmy rodziną i mieliśmy dziecko.

– Kuba zniknął. Powinnaś sobie zdać sprawę z tego, że być może już nigdy nie wróci. Przykro mi.

– Mylisz się. On wróci do mnie. Jestem tego pewna. – Otarłam łzę z policzka.

Filip uśmiechnął się szyderczo i upił mały łyk wina z głośnym cmoknięciem. Najwidoczniej uwierzył w to, co mówiłam, i to go zadowalało. Poza tym zawsze był przy mnie, kiedy było mi źle.

– A więc jaki masz plan?

– Może wybiorę się gdzieś na dłużej. Ale najpierw pojadę do Nysy.

– Po co?

– Chcę zapalić znicz i się pomodlić za Kubusia.

– Skoro tak… – Poklepał mnie po ramieniu. – Dobra, posuń się!

Wstałam, a Filip pobiegł do łazienki, trzymając się za brzuch. Czekając na niego, myślałam o swoim tacie. Lód, który był wtedy na drodze, nie zwiastował niczego złego. Tato prowadził z dopuszczalną prędkością, a nawet mniejszą, bo wiózł mnie, a wtedy miałam może osiem lat. Był dobrym kierowcą. Kiedy spałam na tylnym siedzeniu, tato stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w barierę. Potem zsunęliśmy się z nasypu i przekoziołkowaliśmy kilka razy. Gdy auto w końcu się zatrzymało, tatę przebił konar drzewa. Filip w tym czasie był u cioci Wandy w Białymstoku i czekał na nas. Wszystkiego dowiedziałam się od niej, ale oczywiście nie od razu. Dopiero po kilku latach, kiedy byłam już wystarczająco duża. Wiele bym dała, żeby tato był wśród żywych i zaakceptował Filipa. To nie była niczyja wina, a w szczególności nie mojego brata, że był gejem.

– To było straszne. – Filip wrócił z łazienki blady jak śmierć na chorągwi.

– Matko jedyna! – przestraszyłam się jego widokiem.

– Lepiej nie używaj kibla na dole. Jak musisz, to idź na górę. – Przytrzymał się ściany.

– Jesteś okropny.

– A ty nie, i w tym problem – fuknął na mnie i usiadł na podłodze. – Boże, obrzygałem nową piżamę.

Jeszcze przez godzinę rozmawialiśmy o Grześku oraz wypadku. Filip stawał się senny, za to ja nie miałam ochoty na spoczynek. Wiedziałam, że księżyc nie pozwoli mi usnąć. Był taki sam jak wtedy, rok temu, kiedy straciłam swojego ukochanego synka. Wróciłam do własnego pokoju, usiadłam na łóżku, zastanawiając się nad sobą, życiem oraz dalszą egzystencją. Ilekroć zamykam oczy, widzę uśmiechniętą twarz Kuby mówiącego, że mnie kocha i że bardzo smakują mu brokuły, chociaż doskonale wiedziałam, że robi to tylko po to, by było mi miło. Nie cierpiał ich, a kiedy miał je zjeść, robił się blady jak ściana. To niepojęte jak taki mały skarb mógł zawładnąć czyimś sercem. A potem wystarczyła chwila nieuwagi i już go nie było. Pragnęłam poznać jakiegoś miłego mężczyznę, z którym byłabym szczęśliwa, lecz z Grzegorzem łączyło mnie prawie wszystko. To z nim po raz pierwszy się kochałam i straciłam dziewictwo. On twierdził, że to także był jego pierwszy raz, ale po jakimś czasie dowiedziałam się, że mnie oszukał. Zaraz za pierwszym kłamstwem zaczęły się kolejne i kolejne. Byłam w stanie go zostawić, bo tyle razy mnie oszukał, aż się okazało, że jestem w ciąży. To było niczym letnia burza, wywracająca nasz świat do góry nogami. Zobaczyłam zmianę w jego zachowaniu i uwierzyłam, że cieszy się z dziecka. Wszystko było piękne aż do momentu porodu. Zaczęły się kłamstwa, zdrady, kradzieże, a nawet rękoczyny. Wtedy uznałam, że muszę to zakończyć. Nie mogłam pozwolić, by Kubusiowi coś się stało w efekcie przypływu gniewu Grześka. Gdy zagroziłam mu adwokatem, ponownie się zmienił i było po prostu dobrze. Dbał o nas, spędzał każdą chwilę w domu, by być przy wychowaniu naszego synka. Lecz wieczorami gdzieś znikał i domyślam się, gdzie był. Przychodził nad ranem pijany, kładł się do łóżka i bez słowa zasypiał. Raz, jeden jedyny, zapytałam go, gdzie chodził, lecz zbył mnie. Gdy pytałam przez kolejne dni, przestał wychodzić, licząc na to, że to coś zmieni. Zaraz po wypadku, kiedy wszystko się rozsypało, poszłam do adwokata i zaczęłam przygotowywać się do sprawy rozwodowej.

Kilka łyków wina zrobiły swoje i przytulona do miękkiej poduszki śniłam o Kubusiu. O tym, że nadal jest ze mną, że mieszkamy pod jednym dachem. Śniłam o uśmiechach oraz szczęściu, jakie otaczało moją rodzinę. I o zapewnieniach miłości ze strony męża. Tylko dlaczego cały czas widziałam w swoim śnie księżyc? Wszystko było takie piękne, ale księżyc wiszący nad moim szczęściem sprawiał wrażenie wprost namacalnego zła. Lśniący księżyc.

– Księżyc…OFICYNKA ZAPRASZA WSZYSTKICH

MIŁOŚNIKÓW DOBREJ LITERATURY!

Znajdziecie Państwo u nas książki interesujące, wciągające, służące wybornej zabawie intelektualnej, poszerzające wiedzę i zaspokajające ciekawość świata, książki, których lektura stanie się dla Państwa przyjemnością i które sprawią, że zawsze będziecie chcieli do nas wracać, by w dobrej atmosferze z jednej strony delektować się warsztatem znakomitych pisarzy, poznawać siłę ich wyobraźni i pasję twórczą, a z drugiej korzystać z wiedzy autorów literatury humanistycznej.

POLECAMY

Księgarnia Oficynki www.oficynka.pl

e-mail: [email protected]

tel. 510 043 387

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: