Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

No a jak - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

No a jak - ebook

Weronika nie przypuszczała, że jej niegdyś szczęśliwe małżeństwo zakończy się taką katastrofą. Wyczerpująca walka w sądzie i problemy ze ściągnięciem od niewiernego męża zasądzonego długu sprawiają, że kobieta ma tylko jedno marzenie: uciec jak najdalej od swojej przeszłości. Słoneczna Hiszpania stanie się dla niej nie tylko bezpiecznym azylem, ale także szansą na zawarcie bliższej znajomości z przystojnym Mateuszem. Wkrótce jednak okazuje się, że on również jest związany z tym wszystkim, co Weronika pragnęła zostawić za sobą…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8313-399-7
Rozmiar pliku: 898 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

– Jak możesz być takim bucem?! – krzyczała Wera do swojego, miała nadzieję, byłego męża na sali sądowej.

– Apeluję o spokój, inaczej będę musiała ukarać panią grzywną! – skwitowała sędzia.

„Okropna baba. Jak może stawać po stronie tego drania? Przecież to przez niego tu jesteśmy. Przez niego to wszystko” – pomyślała.

Nic nie wskazywało na to, że Wera i jej mąż zakończą swoją relację w taki sposób. Byli bardzo zgodnym, młodym małżeństwem. Ona lat dwadzieścia dziewięć, drobna blondynka o piwnych oczach. On, lat trzydzieści dwa, człowiek sukcesu. Oczywiście tylko do momentu, w którym trzeba podjąć jakąś fundamentalną decyzję, od której zależy przyszłość.

Tak właśnie wyglądało ich życie. Piotr dbał o wszystko i wszystkich, dopóki to było łatwe. Gdy zaczynały się schody, wkraczała Wera ze swoim pragmatyzmem życiowym. Pewnie dlatego zawsze mieli wszystko, czego dusza zapragnie. Piotr zawsze wpadał na dobre pomysły, ale od ich realizacji miał żonę.

Wszystko dobrze się układało, aż do momentu otworzenia własnej firmy. Pomysł genialny, szeroko pojęta obsługa klienta. Nieważne, czy chodziło o naprawę samochodu, czy o kupno ciasteczek w markecie. „Jeżeli płacisz za usługę, zrobimy wszystko”. Tak właśnie miało brzmieć ich wewnętrzne motto firmowe. Miało. Niestety zakres obowiązków, którego oczekiwali potencjalni klienci, nie do końca pokrywał się z tym, do czego zmierzało młode małżeństwo. Firma zaczęła tracić klientów, jedynie ci, którymi opiekowała się Wera i jej współpracownicy, chcieli jeszcze korzystać z usług. Wtedy nastąpił pierwszy zgrzyt.

– To twoja wina, gdybyś tylko znalazła kogoś, kto by się zajął tamtym facetem…

– Czyś ty zwariował? Ten stary dziad chciał sobie wynająć młodą żonę! Nie jesteśmy cholernym domem publicznym!

– Daj spokój, nie spinaj się tak. Przecież nic takiego nie powiedział.

– Taaa, bo „dama do stałego towarzystwa w pełnym zakresie tego słowa” to pani, która będzie mu czytać i parzyć herbatkę…

– Czy słyszała pani pytanie? – spytała wyraźnie zirytowana sędzia, wyrywając z tych niekoniecznie miłych wspomnień Werę.

– Co? Co?

– Czy słyszała pani pytanie odnośnie do podziału firmy?

– Eeee, tak tak, niech sobie ją bierze. Chcę tylko odzyskać mój wkład, czyli czterysta pięćdziesiąt tysięcy złotych.

– No, kochana, chyba cię poniosło – powiedział Piotr, lekko się czerwieniąc z gorąca na myśl o takiej fortunie. Wiedział doskonale, że go na to nie stać. Musiałby zlicytować firmę, by ją spłacić, a to nie mieściło mu się w głowie. Nie chciał sprzedawać dorobku ich życia. Nie zgadzał się na to i obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby tak się nie stało.

– Bynajmniej, Piotrusiu – uśmiechnęła się ironicznie – dobrze wiesz, ile pieniędzy w to „coś” włożyłam i nie zamierzam tego tracić, bo tobie jest przykro.

– Czy ma pani jakieś potwierdzenie wniesienia przez panią kapitału w działalność? – spytała sędzia, powoli przysypiając. „Ile to jeszcze potrwa? Siedzimy tu już półtorej godziny i końca nie widać”.

– Owszem, wysoki sądzie. Do akt załączyłam pełną dokumentację potwierdzającą każdą wpłatę…

– No tak, niezawodna Wercia jak zawsze na posterunku – powiedział z przekąsem Piotr.

– Tak, dlatego teraz ty jesteś w dupie, a nie ja – rzuciła Weronika.

– Proszę o spokój! Pani Weroniko, jeszcze raz usłyszę takie słowa, a zapłaci pani grzywnę.

– Ale przecież to prawda.

– Upominam panią ostatni raz!

***

Po kolejnej godzinie przepychanek słownych, dowodów wpłaty, niezadowolenia Piotra i triumfalnych uśmiechów Wery zapadł wyrok. Doszło do upragnionego rozwodu! Dodatkowo Piotr ma pół roku na spłatę w całości kwoty, jakiej domagała się jego była żona.

– Jesteś wredną zołzą, Wera – powiedział, rozcierając sobie obolałe skronie.

– Uznam to za komplement. Mam cię dość na dziś, więc pozwól, że sobie już pójdę – odpowiedziała, leniwie się uśmiechając.

Ten dzień był długi, chociaż do końca jeszcze daleko. „Co teraz zrobić? Jak żyć? Co dalej?” Te pytania kłębiły się w głowie Wery. Nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, liczyła, że mimo wszystko jakoś się dogadają. Przecież znali się tyle lat, wiele razem przeszli. To nie mogło się tak skończyć. „Daj spokój, przecież to dupek. Ile razy było tak, że te jego cudowne pomysły zmierzały w złą stronę? Czemu zawsze musiałaś tak kombinować, by mieć cokolwiek na czarną godzinę? Należy mu się” – tłumaczyła sobie podczas powrotu do domu.

Sąd mieścił się w centrum miasta, a mieszkanie, które wynajęła, znajdowało się na jego obrzeżach. Miała więc do wyboru iść dwie godziny lub wsiąść w autobus. „Trzeba było zrobić to prawo jazdy” – pomyślała, mimo że doskonale wiedziała, iż jej zdolności w tej materii skończyłyby się na najbliższym drzewie. Ojciec Wery zawsze powtarza: „Poznaj swoje umiejętności i według nich działaj”. Cóż, prowadzenie samochodu się do nich nie zalicza. Pozostał więc autobus.

***

Gdy Wera w końcu dotarła do swojego mieszkania, postanowiła, że zadzwoni do Jagi, swojej przyjaciółki, którą zna od tylu lat, że nie wypada mówić o tym publicznie. Pewnie skończy się jak zwykle na kazaniu, ale nie chciała być jeszcze sama.

– Cześć, już po wszystkim? – Jaga odezwała się po trzecim sygnale.

– Tak, od trzech godzin jestem rozwódką.

– Trzech? I dopiero teraz dzwonisz?

– No musiałam przecież wrócić do domu i…

– Rozwodziłaś się w innym mieście? Przecież to raptem dwadzieścia minut autobusem.

– No niby tak, ale postanowiłam się przejść i…

– Spod sądu do ciebie do mieszkania nawet przy dobrych chęciach nie idzie się trzech godzin.

– Bo wiesz, zgubiłam się i… – zaczęła niewinnie Weronika.

– Wera! Osłabiasz mnie. Mieszkasz tu całe swoje życie. Jak mogłaś się tu zgubić? – jęknęła Jaga.

– Daj już spokój! Nie dzwonię do ciebie, byś mnie opieprzała za to, w jaki sposób się przemieszczam!

To był zły pomysł. Bardzo zły.

– Dobra, to jak się czujesz jako wolna i wyzwolona? – westchnęła z rezygnacją przyjaciółka.

– Jeszcze chyba do końca do mnie to nie dotarło – odpowiedziała szczerze Weronika.

– Nie przejmuj się. Ani się obejrzysz, a będziesz podrywać każdego faceta, jaki się napatoczy. Zobaczysz, jak tylko odchorujesz tego dziada…

– Jaga!

– No co? No dooobra, jak już dojdziesz do siebie po tym traumatycznym rozstaniu rozrywającym serce.

– Jesteś niemożliwa, wiesz?

– Skarbie, nie będę udawać, że jest mi przykro z powodu, który mnie nie smuci. W końcu pozbyłaś się tego piotrkowego cholerstwa – zaśmiała się.

– Czy ty nie rozumiesz, że z Piotrem łączyło mnie kilka lat życia, marzeń i planów? I teraz co? Jestem rozwódką i prawdopodobnie skończę jako stare truchło pożerane przez stado kotów. – Gdy Weronika powiedziała to na głos, zrozumiała, że tak właśnie będzie teraz wyglądać jej życie. „Nie! Nie! Nie! Stop!”

– Eeee, chyba trochę dramatyzujesz. Zmarnowałaś kilka lat życia na ratowanie tyłka tego… nierozgarniętego życiowo człowieka. Gdyby nie ty, pewnie by zarósł w jakiejś starej piwnicy bez grosza przy duszy – powiedziała Jaga, odrobinę speszona tym nagłym wybuchem przyjaciółki. – Przecież nie jest tak źle. Teraz praktycznie wszyscy się rozwodzą, nie można tego traktować jak koniec świata.

– Może masz rację. Nie zmienia to jednak faktu, że Piotr był dla mnie kimś wyjątkowym.

– Powiedzmy, że ci wierzę. Może umówimy się jutro na kawę? Poopowiadasz mi, jak to wszystko wyglądało i czy warto faktycznie tak rozpaczać – próbowała udobruchać przyjaciółkę Jaga.

– Nie mogę. Umówiłam się na obiad z tatą. Czas mu powiedzieć, co się stało.

– To na drinka. Będziesz musiała się rozluźnić.

– Dobra, zadzwonię do ciebie po wizytacji.

– Okej, będę czekać. Pa!

I tyle. Po rozmowie. „I co teraz?” – pomyślała zdezorientowana Wera.

Następnego dnia Wera czuła się, jakby wróciła z delegacji. Rozejrzała się po swojej małej sypialni, w której mieściło się sporych rozmiarów łóżko, szafa i ledwie upchnięty regał na książki. Zaobserwowała, delikatnie mówiąc, nieład. Butelki po winie walały się wszędzie. Odkryła również, że zasnęła w tym niewygodnym kostiumie, który się nosi albo do pracy, albo na pogrzeb. W sumie na jedno wychodzi.

– A więc tak wygląda kac. – Przetarła oczy i spojrzała na zegarek. Była pierwsza popołudniu. Na szczęście jej tata nie należy do osób jedzących obiad o tak wczesnej porze. Dobrze, że on i jego żona nie widzą, przez co w nocy przeszła. I dobrze, że w końcu znalazła butelkę wody.

***

Ojciec Weroniki i jego druga żona mieszkają pod lasem w uroczym domku. Jest to piękna i spokojna okolica. Z jednej strony ulicy ciągną się domki szeregowe, każdy ze swoim ogródkiem przylegającym do skraju lasu. Natomiast z drugiej znajdują się domy wielorodzinne, zwane potocznie familokami. W każdym takim ceglanym budynku mieści się po sześć mieszkań. Wera uwielbiała te okolice. Pamięta, że zawsze było cicho, ponieważ główna ulica mieściła się daleko od tego miejsca.

Teraz jednak nie wracała do swojego domu rodzinnego szczęśliwa. Odczuwała charakterystyczny ból żołądka, jaki towarzyszył jej zawsze, gdy ojciec miał wrócić z wywiadówki. Tak jakby była winna tego, co się stało, i tata jej na pewno to wytknie. „Do odważnych świat należy, dawaj!” – pomyślała, wzięła głęboki oddech i weszła w czeluści domu.

– Bry! – krzyknęła w przedpokoju, wiedząc, że zarówno tata, jak i jego żona są zaabsorbowani swoimi zajęciami. To było dla niej kojące, że pomimo wyprowadzki nie traktują jej jak gościa, tylko dalej współlokatora.

– Bry! – odpowiedział jej tata.

Ojciec Wery, Antoni, był pełnym wigoru pięćdziesięciodziewięciolatkiem.

Przed laty, gdy Weronika była jeszcze małą dziewczynką, rozstał się z jej matką. Hanna wyjechała za granicę do pracy, by załatać dziurę budżetową w rodzinnych finansach. Po pewnym czasie doszła do wniosku, że tam czuje się jak w domu i nie zamierza wracać. Rozstanie rodziców nie należało do przyjemnych przeżyć, ale Wera nie miała o to do nich pretensji. Każdy w końcu ma prawo do życia zgodnie z samym sobą, a unieszczęśliwianie siebie nawzajem ze względu na dzieci i na to, co ludzie powiedzą, nigdy nie jest dobre.

– Znowu masz misję? – zapytała.

– Taaak, trzeba ubić tych pachołków, niech wiedzą, kto tu rządzi. – Tata Weroniki był zapalonym strategiem. Uwielbiał gry wojenne, w których można podbijać terytoria.

– Koniecznie, a możesz ich ubić za jakieś pół godziny? Mam ogłoszenie parafialne.

– Jesteś w ciąży! – wyrwało mu się.

– Chciałoby się, podobna materia, ale inna.

– Czy to ogłoszenie potrzebuje wszystkich członków rodu? – zapytał z obawą.

– Tak, dobrze by było, żeby Helena też przy tym była. Chcę mieć to z głowy.

– Hela! Cho no tu! – zawołał ojciec.

Z młodszą o rok Heleną był jakieś dziesięć lat po ślubie. Poznali się w Internecie. To w sumie dawało Weronice nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.

– Czego krzyczysz, ja w przeciwieństwie do ciebie nie jestem głucha – odezwała się kobieta, wchodząc do salonu.

– Wera chce nam coś ogłosić – powiedział konspiracyjnie ojciec.

– Jesteś w ciąży! – krzyknęła macocha.

– Nie, nie jestem! – burknęła Weronika.

To niesamowite, że oni zawsze są tak jednomyślni. Pozornie różni, ale niezwykle zgrani. Weronika na samym początku niezbyt dogadywała się z Heleną, jednak z wiekiem dojrzała do tego, by się cieszyć, że jej tata znalazł sobie drugą połówkę. Można teraz ostrożnie stwierdzić, że nawet się przyjaźnią.

– To o co chodzi? Mam wojnę, muszę zagarnąć nowe tereny… – powiedział zniecierpliwiony ojciec.

– Dobra, zrobię to tak, jak ściąga się plaster. Piotr i ja rozwiedliśmy się.

Wyraz twarzy taty w tym momencie był bezcenny. Można pozornie założyć, że dla takiej reakcji warto się było rozwieść.

– Ale jak to rozwiedliście się? – spytała Helena, która miała łudząco podobną minę co Antoni.

– Nooo, przestał być moim mężem. Dokładnie wczoraj.

– Czemu nic wcześniej nie powiedziałaś? – spytał oburzony ojciec.

– A co? Powstrzymalibyście mnie? – Uniosła brew.

– Przeciwnie. – Na twarz ojca zawędrował uśmieszek.

„Co jest? Czy nikt go nie lubił?” – zastanawiała się Wera.

– Jak to? Myślałam, że go lubisz tato.

– Nie rozśmieszaj mnie, przecież to upierdliwy kretyn, któremu mówiąc „w prawo”, trzeba pokazywać, gdzie ma iść. Nieraz miałaś przez niego kłopoty, cieszę się, że w końcu podjęłaś męską decyzję – ucieszył się Antoni.

Ewidentnie na ich twarzy zagościła ulga. Ale jakby się nad tym głębiej zastanowić, to trudno się dziwić. Piotr był typem osoby, którą się kocha albo nienawidzi. Wera go kochała, przez to myślała, że wszyscy też go lubią. Teraz, po wczorajszej rozmowie z Jagą i nieopisanej uldze na twarzach taty i Heleny, widzi, że jednak go nienawidzą. „Czy faktycznie mają rację? Może więc decyzja o rozwodzie była słuszna?”

– Zobaczysz, córcia, że znajdziesz kogoś, kto na ciebie w pełni zasługuje. Kogoś, kto nie będzie cię wykorzystywał i będzie cię wspierał we wszystkim. Jeszcze prawdziwie się zakochasz. I mówię to ja!

Koniec końców wizyta u taty przebiegła łatwiej, niż się spodziewała. Obiad był przepyszny, chociaż o to się martwić nie musiała. Teraz jeszcze czeka ją wieczór z przyjaciółką, powinna zatem się zastanowić, co dokładnie jej powiedzieć. Jaga nie wiedziała, co tak naprawdę się między nimi wydarzyło. Oficjalnie przestali dogadywać się na stopie zawodowej, przez co w życiu prywatnym również zaczęło się sypać. Jednak to tylko część prawdy. W całości wygląda to trochę inaczej. Wera jest w pełni świadoma, że nie tylko jej były mąż jest odpowiedzialny za rozpad ich dotychczasowego życia. Ona też miała w tym swój udział i to niemały.

Rok wcześniej…

– Nie rozumiem, czemu nie możesz zostać w domu? Tak dawno nie mieliśmy całego wieczoru dla siebie, ciągle tylko praca, praca i praca – powiedziała z wyrzutem Weronika.

– Skarbie, przecież wiesz, że robię to dla nas! To nasze wspólne dziecko i nie pozwolę, by się rozpadło to, co tyle czasu tworzyliśmy – powiedział Piotr, szybko się ubierając. Nie lubił poruszać tego tematu, ponieważ wiedział, jaki koniec będzie miała ta rozmowa.

– A nie możemy stworzyć prawdziwego? Takiego, co płacze i mówi „mama”?

– Wera, to nie jest dobry moment. Dopiero co otworzyliśmy ten biznes. Trzeba się na nim skupić. Jesteśmy nowością na rynku i musimy to wykorzystać.

– Próbowanie w niczym nie przeszkadza…

– Owszem, ale teraz nie mamy na to czasu. Dobrze wiesz, jak wygląda rozkręcanie firmy. To będzie orka i oboje doskonale wiedzieliśmy, na co się porywamy. A teraz wybacz, ale muszę się zbierać do firmy. Aśka na mnie czeka z raportami.

„I wyszedł. Cudowny mąż, człowiek sukcesu, rekin biznesu i tak dalej. No cholera jasna! Nie chciałam otwierać tej głupiej firmy” – pomyślała z rozgoryczeniem Wera. To nie jest tak, że koniecznie chciała mieć dziecko w tej chwili. Wiedziała, że to nie jest dobry moment. Jednak zastanawiała się wiele razy, kiedy on nadejdzie. Odpowiedź była prosta – nigdy. Zawsze było coś ważniejszego od dziecka. A to nowa praca, a to nowe mieszkanie, a to nowe, dorosłe życie tylko we dwoje. Oczywiście to nie znaczy, że z tych rzeczy trzeba rezygnować, gdy ma się dziecko. Owszem, jest trudniej, pewnie o wiele gorzej niż opowiadają ci, co już dzieci mają. Tylko Weronika ma dwadzieścia osiem lat i już nie chce dłużej czekać. Bo i na co? Jest w stałym związku, z facetem, którego kocha, mają dobrą pracę… Czego chcieć więcej? Pokręciła głową i postanowiła, że nie będzie się tym dłużej zamartwiać. I tak nie ma na to wpływu.

Następnego ranka, gdy Weronika otworzyła oczy, zauważyła, że Piotr nie wrócił na noc. Owszem, spodziewała się, że wróci późno, nawet bardzo, ale to już przesada. Co jak co, ale na noc w domu musi być! Choćby po to, by odespać. A gdzie się śpi lepiej niż we własnym łóżku?

Ubrała się w pośpiechu i wyleciała z domu jak z procy. Jedyne miejsce, w którym może zastać męża, to firma. Wezwała taksówkę. Była wściekła i chciała to wykorzystać, mówiąc Piotrowi co myśli, a jazda autobusem mogłaby osłabić jej złość w takim stopniu, że nic by mu pewnie nie powiedziała.

Po jakichś dwudziestu minutach była pod firmą. „Ciemno, może zasnął na kanapie?” – zaczęła go tłumaczyć. Weszła przez oszklone drzwi do biura. Jeszcze nikogo nie było, pierwsi pracownicy zaczynają pracę o ósmej trzydzieści, więc spokojnie mają godzinę spania. Weronika weszła na piętro, gdzie mieściły się pokoje „władzy”, czyli zarząd i księgowość. Postanowiła, że wejdzie bez pukania, w końcu to także jej firma. Już układała w głowie, co mu powie, zastanawiała się, czy wejść z impetem, czy może lepiej po cichutku, żeby nie dostał zawału. Wybrała to pierwsze. Zostało jeszcze tylko kilka schodków i rozpęta burzę, jakiej Piotr nie doświadczył w całym swoim życiu.

– Ty cholerny… – Wera wleciała do pokoju z krzykiem, a ten odbił się od ściany.

W pomieszczeniu nikogo nie było. Szok sprawił, że musiała usiąść. Skoro nie ma go w biurze ani w domu, to gdzie jest? I wpadła na to, by do niego zadzwonić. Wyciągnęła komórkę, wybrała numer i czekała. I nic. Nie odbierał.

Postanowiła wrócić do domu. Co innego jej pozostało? Piotra nie ma tam, gdzie być powinien. To się w głowie nie mieści. „A może mu się coś stało?” – pomyślała. Gdy zaczęła się zastanawiać, czy zadzwonić najpierw na policję, czy może lepiej do szpitala, dostała SMS-a.

„Gdzie jesteś i czemu nie ma Cię w domu?”

Czyli po prostu się minęli. „Uff! Co za ulga” – odetchnęła.

– Gdzie byłaś? – spytał Piotr z wyrzutem, gdy wróciła. – Przecież wiesz, że musimy pracować, a ty się szlajasz nie wiadomo gdzie od samego rana.

– Tak się składa, że byłam w biurze. Miałam zamiar cię opieprzyć, ale cię nie było. Możesz mi wytłumaczyć zatem, gdzie twoja osoba się podziewała przez ostatnie szesnaście godzin?

– No jak gdzie? Całą noc siedziałem w biurze nad raportami, a z rana poleciałem do domu, żeby się z tobą chociaż przywitać – wytłumaczył Piotr, lekko zdenerwowany sytuacją.

– Samochodem z biura jest dwadzieścia minut drogi, o której wyszedłeś?

– No tak jakoś po szóstej było – zaczął się jąkać i czerwienić.

– Godzina różnicy, gdzie byłeś?

– W kawiarni! Potrzebowałem kofeiny po nieprzespanej nocy. Koniec wywiadu? – Zirytowany poszedł do łazienki.

Gdy Weronika usłyszała szum wody, postanowiła mu pogrzebać w telefonie. Chwilę potem zrezygnowała, przecież nie jest z tych kobiet, które sprawdzają swoich facetów. „Nie dajmy się zwariować, powiedział, że był całą noc w biurze”.

***

Parę dni później nie było co tłumaczyć. Sytuacja się powtórzyła. Piotra kilka kolejnych nocy nie było w domu. Weronika zaczęła się martwić, czy aby na pewno o pracę chodzi. Postanowiła pośledzić swojego męża. Gdy po raz kolejny wymigał się od wspólnej kolacji pod pretekstem pracy w biurze, poczekała, aż wyszedł, i pobiegła za nim. Musiała ustalić, w jakim kierunku się oddali. Jeśli miał jechać samochodem, to ona musi wiedzieć gdzie. Na całe szczęście nie wsiadł do auta. Chociaż już mocno zaniepokojona, cieszyła się, że nie będzie musiała biec za pojazdem. Piotr kierował się w stronę deptaka, czyli w kierunku przeciwnym do tego, w którym znajduje się biuro. Na szczęście w soboty deptak jest pełen ludzi, więc Piotr nie miał szans dojrzeć w tym tłumie swojej żony, która byłaby beznadziejnym agentem.

Weronika mocno zniecierpliwiona tym całym zwiadem, już miała zawrócić, gdy zobaczyła, że Piotr zmienia kierunek. Gdy wszedł na główny plac, skręcił w prawo, gdzie mieści się droga do dworca. Zaczęła się zastanawiać, czy pojedzie gdzieś dalej, skoro nie wziął samochodu, czy może zmierza do jakiejś restauracji.

Nie. Zszedł do tunelu, który prowadzi do innej części miasta. Teraz Weronika była już prawie pewna, gdzie idzie jej mąż. To zdecydowanie nie jest biuro. Szedł do Aśki.

Musiała wiedzieć. Po prostu musiała iść zobaczyć, co będą tam robić. Jeszcze się łudziła, że może będą pracować, ale gdy tylko podeszła do budynku, zobaczyła przez okno, jak „pracują”. Można powiedzieć, że nawet nie czekali zbyt długo z tym, po co przyszedł jej mąż. Zrobiło się gorąco. Aśka zdecydowanie pragnęła awansu.

Po wieczornych rewelacjach Weronika postanowiła, że musi się zagłuszyć. Miała mieszane uczucia. Co powinna teraz zrobić? W teorii ma przewagę, bo on nie wie, że ona wie. Czy warto? W sumie to nawet nie była pewna, czy to, co widziała, było tym, co chciała zobaczyć. Niestety, czy chciała czy nie, zobaczyła.

Szła deptakiem, rozmyślając, co z tym fantem zrobić. Nie patrzyła na przechodniów. Parę razy potrąciła grupkę pijanych nastolatków. Jednak ani oni, ani ona się tym faktem nie przejęli. Postanowiła, że wejdzie do baru o dźwięcznej nazwie Gato Negro. Czarny kot, idealny na jej życiowego pecha.

Gdy już miała otworzyć drzwi i poczuć procentową ulgę, ktoś ją wyprzedził i niestety pech chciał, że oberwała. Padła na ziemię jak długa. Po raz pierwszy zobaczyła gwiazdy, które pokazują w słabych kreskówkach.

– Żyjesz? – zapytał jej prawie morderca.

– Jeszcze nie wiem – powiedziała Wera, leżąc na ziemi.

– Trzeba sprawdzić, czy cię mocno uszkodziłem…

Otworzyła oczy i zamarła.

Teraz…

– I co? I co? – dopytywała Jaga, powoli sącząc swoje Mojito.

– I nic, nie pamiętam – powiedziała szybko Wera.

– Nie wierzę ci! Co się potem stało?

– Serio, nie pamiętam. Byłam zbyt przejęta tym, co zobaczyłam u Aśki – próbowała się wymigać kobieta.

Nie była to do końca prawda. Po tym całym zdarzeniu jedna rzecz zapadła jej głęboko w pamięć.

– Swoją drogą, to tylko potwierdza moją teorię. – Jaga zmieniła temat, widząc, że najwyraźniej jej przyjaciółka więcej nic nie powie.

– Mianowicie? – spytała zrezygnowana Wera.

– Piotr to toksyczna gnida – powiedziała z triumfem w głosie przyjaciółka.

Weronika szybko się zdenerwowała. Zaczął ją poważnie wkurzać ten cały lincz na Piotra. Owszem, nie był święty, ba, zdecydowanie nie był, ale nie rozumiała, czemu wszyscy tak go piętnują. Może wiedzieli o nim coś, czego nie wiedziała sama Wera?

– Halo! – krzyknęła Jaga. – Ziemia do Wery, jesteś tutaj?

– Wybacz, zamyśliłam się.

– No tyle to zauważyłam. Mniejsza o to. Powiedz mi, co teraz zamierzasz?

– To znaczy? – spytała zdezorientowana Weronika.

– No co dalej? Jakieś plany?

– Zastanawiałam się nad otworzeniem swojej firmy. Tylko jest jeden problem. Jestem zmęczona, mam dość tego wyścigu szczurów.

– To wyjedź – wpadła na pomysł Jaga.

– Co?

– No wyjedź. Nabierz dystansu, spójrz z innej perspektywy na to wszystko.

– Żartujesz? – zaśmiała się Weronika. – Wyjechać? Ja? Niby gdzie? I co ja bym miała tam robić?

– A mało jest miejsc na świecie? Teraz możesz jechać, gdzie tylko chcesz, i możesz robić wszystko, na co masz tylko ochotę. Jesteś WOLNA.

– Sama nie wiem – zastanawiała się Wera.

„Ale może to nie jest taki głupi pomysł, może warto się nad tym zastanowić” – pomyślała.

Już nawet wiedziała, gdzie chce lecieć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: