Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

No Time To Die - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

No Time To Die - ebook

Nora Williams kocha taniec, fotografię i zachody słońca nad oceanem, ale z całego serca nienawidzi swojego wrednego sąsiada, kapitana szkolnej drużyny koszykówki — Jake’a Taylora. Jeden konflikt z czasów dzieciństwa na kilkanaście lat poróżnił nastolatków. Pewnego dnia chłopak prosi Norę o pomoc i proponuję zawarcie niecodziennego układu. Dziewczyna pod wpływem chwili zgadza się, jednak nie wie jeszcze, że ta umowa doprowadzi ich do poznania prawdy, na temat źródła ich kłótni.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8351-168-9
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

— Babciu! — zawołałam, a po policzkach płynął mi strumień łez. Palce zaciskałam mocno na łapce mojego ulubionego misia, a raczej na tym, co z niego pozostało.

— Nora, Kochanie co się stało? — kojący głos babci otulił moje drobne ciało jak ciepły kocyk, a chwile później poczułam jak kobieta bierze mnie na ręce. Wtuliłam się w nią, nadal wypłakując oczy.

— Ten dureń oderwał Eddiemu głowę! — tłumaczyłam, a mój głos tłumił materiał babcinej bluzki.

— Ciii… — babcia gładziła ręką moje plecy, zataczając na nich koła. — Zaraz coś na to zaradzimy. Nie ma co płakać. — gdy uspokoiłam się trochę, kobieta posadziła mnie na dużym fotelu i wzięła ode mnie tułów misia. — A gdzie głowa Eddiego? — zapytała, marszcząc brwi.

— Ten palant Jake ją zabrał! — krzyknęłam, wciąż oburzona.

— Nora, mówiłam ci Słońce, żebyś tak go nie nazywała. — upomniała mnie, wciąż spokojnym głosem. Dziwiło mnie to, że gdy ja byłam na skraju kolejnej fali łez, babcia wciąż zachowywała się jak oaza spokoju.

— Ale on… — nie zdążyłam dokończyć, bo kobieta przerwała mi od razu.

— Już spokojnie. Wiem, że jesteś zła, ale pamiętaj o tym co ci mówiłam. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście. Zrobimy tak. Ty idź do dziadka i posiedź z nim chwilę, a ja zajmę się Eddim, dobrze? — pokiwałam bez przekonania głową i zsunęłam się z fotela, wolnym krokiem idąc do pokoju obok. Wiedziałam, że babcia na pewno uratuje misia. Była niesamowita i zawsze potrafiła mnie pocieszyć. Jednak nawet ona nie mogła zmienić jednej rzeczy.

_Tego dnia obiecałam sobie, że do końca życia będę nienawidzić tego okropnego chłopaka. Jake Taylor, już zawsze będzie na mojej czarnej liście._ROZDZIAŁ 1

“KARZEŁKU, NIE DENERWUJ SIĘ TAK”

_DWANAŚCIE LAT PÓŹNIEJ…_

NORA

Przeczesywałam swoje długie brązowe włosy, patrząc w lustro mojej toaletki.

— Hej, hej co robisz? — do pokoju nagle wpadł mój młodszy brat Charlie, od razu rzucając się z impetem na duże łóżko.

— Może byś tak nauczył się pukać, co? — odwróciłam się w jego stronę, odkładając szczotkę na blat toaletki. Chłopak zignorował moje chwilowe oburzenie i tylko uśmiechnął się podejrzanie.

— Wiesz, że Taylorowie przychodzą dzisiaj do nas na kolacje?

_No i moją przyjemną sobotę szlag trafił._

Przymknęłam na chwilę oczy w irytacji licząc do dziesięciu.

Hazel Taylor i dwójka jej dzieci, byli naszymi sąsiadami odkąd pamiętam. Mama przyjaźniła się z Hazel jeszcze za czasów szkolnych i do teraz są dla siebie jak siostry, dlatego ja i Charlie mówimy na nią ciociu. Jesteśmy prawie rodziną. Każde święta, urodziny i inne tego typu rodzinne uroczystości spędzaliśmy we wspólnym gronie od lat. Nikomu by to nie przeszkadzało, gdyby nie jeden szkopuł. Ja i syn cioci Hazel — Jake, nienawidziliśmy się od małego.

Wszelkie próby godzenia nas, zawsze kończyły się jeszcze większą katastrofą. Dlatego po latach, rodzice odpuścili i zaczęli cieszyć się tym, że chociaż Charlie i Mia — młodsza siostra Jake’a — przyjaźnią się ze sobą.

— O matko… przecież dopiero co u nas byli… — zaczęłam narzekać niezadowolona. Charlie jedynie wzruszył ramionami, przekręcając się na drugi bok.

— Słyszałem coś, że Jake został kapitanem drużyny koszykarskiej w waszej szkole czy coś takiego. Znając życie rodzice pewnie będą chcieli świętować jego sukces razem z Mią i ciocią. — mówił zamyślony.

— Przecież ten kretyn nie jest ich synem! — wyrzuciłam ręce w powietrze na znak bezsilności. — Nie potrafię tego zrozumieć dlaczego tak się cieszą z tych jego sportowych sukcesów. Przecież on tylko gania po boisku z piłeczką i wrzuca ją do kosza… wielkie mi coś. — kontynuowałam swoje gadanie, zapominając o jednej ważnej kwestii — mój kochany braciszek, jest jednym z największych fanów koszykówki i akurat w tej kwestii zawsze popierał Taylora.

— Ej! Tylko mi tu nie obrażaj mojego ulubionego sportu, siostrzyczko! — ostrzegł, celując we mnie palcem.

Charlie był ode mnie dwa lata młodszy, tak samo jak Mia. Mimo tego, zawsze dogadywałam się z nim naprawdę dobrze. Owszem, były momenty w których miałam ochotę urwać mu głowę, ale to jest przypadłością chyba każdego rodzeństwa. Wiedziałam, że zawsze mogę przyjść do niego z każdym problemem i to najbardziej ceniłam w naszej siostrzano-braterskiej relacji.

— Okej, przepraszam. Zapomniało mi się, że w tym aspekcie jesteś podobny do tego idioty. — powiedziałam zrezygnowana.

— Nora, mogę zadać ci pytanie? — popatrzył na mnie, intensywnie nad czymś myśląc.

— Tak jasne. — odparłam i usadowiłam się obok niego na łóżku.

— Dlaczego tak nienawidzisz Jake’a? Nie znudziło wam się to już? No wiesz… ciągłe zaczepki i kłótnie. — zatkało mnie. Nie ukrywam, że to pytanie trochę zbiło mnie z tropu. Charlie był jedną z niewielu osób, które nigdy nie narzekały na nasze przepychanki. Traktował to już jako coś normalnego i nigdy nie zadawał mi podobnych pytań.

— To długa historia Młody. Ten palant denerwuje mnie samą swoją obecnością, tym jak się zachowuje i jak mnie traktuje. Po tylu latach, zebrało mi się wiele powodów na to by go nienawidzić. — westchnęłam głęboko, a chłopak tylko pokiwał głową, wpatrując się w biały sufit nad nami. — A skąd to pytanie?

— Sam nie wiem, tak jakoś… byłem ciekawy. — Charlie podniósł się z łóżka i podszedł do drzwi. Chwycił za klamkę i odwrócił się jeszcze na sekundę w moją stronę — To ja lecę. Jakby coś, Taylorowie przychodzą na osiemnastą.

— No to muszę poszukać czegoś do ubrania… — popatrzyłam z niechęcią na białą szafę, stojącą w kącie pokoju.

— Powodzenia. — powiedział sarkastycznie Charlie i wyszedł z pokoju.

— Dzięki. — wymruczałam pod nosem i spojrzałam na ekran telefonu.

_Szesnasta trzydzieści._

Niedobrze, muszę się streszczać.

☀ ☀ ☀

Poprawiłam makijaż, a na usta nałożyłam mój ulubiony błyszczyk. Po długich rozważaniach, wybrałam w końcu białą, dopasowaną sukienkę przed kolano. Zadowolona z efektu jaki uzyskałam, zeszłam na dół do kuchni, gdzie już od pewnego czasu słyszałam krzątającą się tam mamę.

— Nora, Słońce nakryj do stołu, proszę. Ja muszę się jeszcze przebrać, a Hazel dzwoniła, że za chwilę przyjdą. — powiedziała kobieta, mieszając sałatkę.

— Dobrze, już nakrywam. — podeszłam do szafki by wyjąć talerze i sztućce, gdy mój umysł nawiedziło jedno pytanie. — Mamo? A Jake też przyjdzie? — popatrzyłam się na nią w nadziei, że jej odpowiedź miło mnie zaskoczy.

— Tak oczywiście, jak zawsze. — odpowiedziała, bez namysłu.

_No tak… przecież nie mogło być inaczej…_

— A możesz mi wytłumaczyć, po co on tu w ogóle przychodzi? Nikt go tu nie chce, zawsze tylko zatruwa innym powietrze. — pewnie zachowywałam się jak rozwydrzony bachor, ale jeśli chodziło o tego człowieka, chwytałam się każdej deski ratunku.

— Mówiłam ci już coś na ten temat, Noro. Jake jest jak rodzina i to, że ty go nie lubisz nie oznacza, że nie będzie tu przychodził. — popatrzyła na mnie stanowczym wzrokiem, a ja już wiedziałam, że sprawa jest przegrana. Ten kretyn nie odpuściłby sobie okazji do tego by zniszczyć mi dzień. — Poza tym, dzisiaj przychodzą, ponieważ Jake został kapitanem drużyny. W związku z tym zdecydowałyśmy z ciocią Hazel, że trzeba to jakoś uczcić. — z moich ust od razu wyrwało się niekontrolowane prychnięcie. — Nora. — jej ostrzegawczy ton, dotarł do moich uszu. — Wiesz, że on naprawdę ciężko na to pracował, sama ze swojego doświadczenia wiesz jak to jest spędzać tyle czasu na treningach. Twoje sukcesy też zawsze świętujemy.

— Jasne. — posłałam jej sztuczny uśmiech i trzymając w rękach talerze, podeszłam do dużego stołu. Zaczęłam je rozkładać, gdy wpadłam na jeszcze jeden pomysł. Ostatni, który mógłby mnie uratować — Mamo, mogłabym iść dzisiaj do Iris na noc? U niej zjadłabym kolację. — zapytałam niepewnym tonem.

— Nie ma takiej opcji. Po pierwsze, sama nie pójdziesz. Ktoś musiałby cię odwieźć, a nie ma takiej osoby bo ja i tato zostajemy w domu na kolacji. Po drugie, ciocia na pewno chciałaby spędzić z tobą czas.

— Przecież te argumenty nie mają sensu, dobrze o tym wiesz. Po pierwsze, nie jest jeszcze bardzo późno, mogłabym pójść na nogach, Iris nie mieszka daleko. A po drugie, ciocia na pewno nie będzie obrażona kiedy dowie się, że pojechałam na nocowanie do przyjaciółki. — wyliczałam, starając się przekonać moją rodzicielkę do zmiany zdania.

— Powiedziałam nie, więc koniec dyskusji. Idę się przebrać. — powiedziała stanowczym głosem i wyszła z kuchni. Westchnęłam głęboko, byłam bezsilna.

_Szykuje się świetny wieczór._

☀ ☀ ☀

Kolacja była już na stole, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.

— Nora, otworzysz? — zapytał tata, schodząc ze schodów.

— Tak, już idę. — powlekłam się niechętnie do przedpokoju i przeglądnęłam na szybko w dużym, wiszącym na ścianie lustrze. Otworzyłam drzwi i jako pierwszą zauważyłam ciocię Hazel, która wpatrywała się we mnie z szerokim uśmiechem.

— Nora ślicznie wyglądasz. — przytuliła mnie mocno, po czym weszła w głąb domu. Za ciocią stała Mia, która odziedziczyła po niej ten przyjazny wyraz twarzy. Obydwie były typami osób, które zachęcały do poznania ze sobą, już samym wyglądem. Posyłały na prawo i lewo swoje ciepłe uśmiechy, które rozgrzewały każde serce.

— Charlie już czeka na ciebie w salonie. — zaśmiałam się i puściłam jej oczko, na co dziewczyna tylko zaśmiała się speszona i pomachała przecząco głową. Dobrze wiedziałam, że nie chcą się do tego przyznać, ale od dłuższego czasu ciągnie ich do siebie. Myślę, że zauważyłby to każdy, kto tylko chwilę dłużej by im się przyjrzał.

Na końcu moje oczy spotkały zielono-brązowe tęczówki, które intensywnie się we mnie wpatrywały. Należały do osoby, której nie chciałam tu dzisiaj zobaczyć. Uśmiechnęłam się fałszywie do chłopaka, po czym zamknęłam mu drzwi przed nosem, a przynajmniej taki miałam zamiar, bo gdy tylko chciałam to zrobić, Jake położył między drzwi swoją nogę co uniemożliwiło mi ich zamknięcie.

— Niezła próba, Karzełku. — powiedział, po czym wszedł do środka. Nie byłam wcale karzełkiem. Byłam raczej średniego wzrostu, dokładnie około metra sześćdziesiąt. “Karzełek” to przezwisko, którego używał tylko on. Nikt więcej nie mówił do mnie w ten sposób. Jake był jedyny w swoim rodzaju, bo od zawsze robił wszystko, co w jego mocy by mnie wkurzyć, lub zirytować.

— To nie ja jestem karzełkiem, tylko ty olbrzymem, Kretynie. — warknęłam, po czym odwróciłam się napięcie i weszłam do salonu, w którym znajdował się także stół. Miałam rację. W końcu był koszykarzem, a żeby nim zostać, musiał być wysoki. Brunet nie skomentował moich słów, tylko prychnął pod nosem i wszedł za mną w głąb pomieszczenia.

Czas mijał nam raczej spokojnie. Oprócz kilku naszych tradycyjnych, słownych zaczepek i przepychanek, nic złego się nie stało. Starałam się, ignorować obecność bruneta i jak na razie bardzo dobrze mi to wychodziło.

— Może napijecie się herbaty? — zapytała mama, patrząc na naszych gości.

— Z chęcią. — odpowiedziała ciocia Hazel.

— Ja mogę zrobić. — odparłam szybko, może nawet trochę zbyt szybko. Jednak nic nie poradzę na to, że chciałam wyjść z tego salonu gdziekolwiek, byleby nie musieć patrzeć na tego pajaca. — wstałam od stołu, przelotnie omiotłam spojrzeniem lekko zaskoczoną mamę i skierowałam się do kuchni. Za plecami usłyszałam tylko jedno niepokojące zdanie.

— Jake, idź pomóż Norze. — powiedziała ciocia.

— Myślę, że ona świetnie poradzi sobie sama. — kamień spadł mi z serca. Chociaż raz byłam w stanie się z nim zgodzić.

Moje szczęście nie trwało jednak zbyt długo. Nalewając wodę do czajnika, zauważyłam sylwetkę chłopaka wchodzącego niechętnie do małego pomieszczenia.

— Mały Jakie słucha się mamy? — zapytałam sarkastycznie. Specjalnie użyłam tego zdrobnienia, nienawidził go tak samo bardzo jak mnie, a może nawet i bardziej, więc mówiłam tak na niego odkąd pamiętam, byleby bardziej go zdenerwować. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.

— Bardzo śmieszne. Przysłali mnie, żebym przypilnował, aby herbata nie wylądowała na tobie albo na nich. — odgryzł się. _Czemu ze wszystkich ludzi na ziemi, akurat on musiał mieszkać po drugiej stronie ulicy? _— Na pewno zaraz coś narobisz. — dodał, patrząc na mnie wywyższonym spojrzeniem.

— Uważaj żebyś nie wykrakał, bo zaraz twoja ultra biała koszula, może już nie być taka biała. — powiedziałam twardo, wyciągając woreczki z herbatą z małego pudełka. Jake oparł się plecami o blat i wpatrywał we mnie. Po kilku minutach jego intensywny wzrok zaczął mi przeszkadzać bardziej niż zwykle. — Uważaj bo ci oczy z orbit wylecą. — sarknęłam.

— Ta, chciałabyś Williams. — rzucił, po czym wyciągnął z kieszeni spodni telefon i najwyraźniej zaczął z kimś pisać, bo jego palce ciągle przesuwały się po klawiaturze.

— Herbata gotowa. Idź ją zanieść. — rozkazałam po chwili, niezbyt miłym tonem. Jeśli już chce mi przeszkadzać, to niech się chociaż na coś przyda. Chłopak jednak nie zwracając na mnie uwagi, ciągle gapił się w urządzenie. — Halo, słyszysz mnie? Czy oprócz mózgu, nie masz też uszu? — zirytowana podeszłam do bruneta i pomachałam mu ręką przed oczami.

— Słyszę cię, nie musisz się tak drzeć. — powiedział, nie patrząc na mnie. — poza tym, z tego co sobie przypominam, to ty jesteś odpowiedzialna za herbatę, a nie ja.

— Serio? — zapytałam z niedowierzaniem. _Ale czego innego mogłam się po nim spodziewać? —_ No jasne, poradzę sobie sama. — odwróciłam się napięcie i już miałam chwycić za dzbanek z herbatą, gdy poczułam na łokciu, mocny uścisk męskiej dłoni.

— No już Karzełku, nie denerwuj się tak, bo ci para uszami pójdzie. — pochylił się do mnie i szepnął mi do ucha. Po plecach przeszedł mi lekki dreszcz, gdy poczułam na szyi jego oddech. — Z resztą, twoja mama mocno by się zdenerwowała gdybyś rozbiła jej ulubiony dzbanek więc, lepiej ja to zrobię. — dodał, puszczając moją rękę. Odwróciłam się do niego, coraz bardziej zirytowana jego obecnością i ciągłą zmianą zdania.

— Możesz łaskawie nie robić ze mnie takiej niezdary?! — podniosłam głos. — Poradzę sobie, SAMA. — podkreśliłam i wzięłam do ręki dzbanek z herbatą, po czym wyszłam z kuchni. Postawiłam naczynie na stole i wyprostowałam się z uśmiechem. — Przyniosę jeszcze babeczki z polewą czekoladową. Robiłam je ostatnio z nowego przepisu.

— Pewnie, przynoś! Wiesz, że uwielbiam słodycze. — zaśmiała się ciocia. Pokiwałam potakująco głową i odwróciłam się z zamiarem powrotu do kuchni. Nagle moje ciało zderzyło się mocno z dużą klatką piersiową, dobrze znanego mi bruneta. Jake przytrzymał mnie w tali, gdy odbiłam się od jego ciała. Czułam na skórze ciepło jego dłoni.

— Widzisz Williams? To nie ja robię z ciebie niezdarę. Sama to robisz. — skwitował triumfalnym tonem, po czym ominął mnie i usiadł do stołu. Zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem. _Co za dupek!_ROZDZIAŁ 2

“MARCUS”

Mieszkamy w East Hampton — pięknym miasteczku, które mimo swojej niedużej wielkości, jest moim ulubionym miejscem na ziemi. Leżąca nad Oceanem Atlantyckim miejscowość, posiada niesamowity klimat. Plaże, ocean, latarnia morska, żaglówki oraz moje ukochane wschody i zachody słońca, to wszystko tworzy z East Hampton, mój mały świat.

Moim drobnym rytuałem pielęgnowanym od lat jest wymykanie się z domu wczesnymi rankami, lub późnymi wieczorami. Zawsze biorę ze sobą swój aparat — który swoją drogą jest dla mnie najcenniejszą rzeczą jaką posiadam — idę na plażę, przy której mieszkam, siadam na piasku i obserwuję wschodzące lub zachodzące promienie słońca, przy tym robiąc im wiele zdjęć. Cenię fotografię za to, że pozwala mi zachować na dłużej ważne dla mnie chwilę. Robię zdjęcia praktycznie wszystkiego czego mogę. Jedna, największa ściana w moim pokoju, jest regularnie zaklejana przeze mnie zdjęciami, które zrobiłam. Są na nich ludzie, zwierzęta, rośliny, miejsca i przypadkowe przedmioty. Swój pierwszy aparat dostałam w wieku jedenastu lat, od mojej ukochanej babci. To wtedy narodziła się we mnie prawdziwa pasja.

Jednak fotografia, nie jest moim jedynym, ulubionym zajęciem. Taniec jest moją drugą pasją, która żyje we mnie odkąd pamiętam. Moi rodzice posiadają tysiące filmików, na których mała Nora kręciła piruety do starych przebojów, albo tańczyła z tatą w salonie. Uczucie gdy muzyka przejmuje kontrolę nad moim ciałem, jest czymś co daje mi ogromne szczęście. Od początku liceum uczęszczam na zajęcia z tańca współczesnego. Są zdecydowanie moimi ulubionymi lekcjami z podziału godzin.

— Oj… Czyżby ciężki weekend? — Iris popatrzyła na mnie spod wachlarza swoich długich rzęs.

— Daj spokój. — westchnęłam ciężko, wyciągając podręczniki z szafki.

— Czyżby do twojego nastroju przyczynił się jakiś wysoki brunet, inaczej zwany twoim upierdliwym sąsiadem? — nasza obustronna nienawiść była wszystkim znana. Ja nienawidziłam Jake’a on nienawidził mnie. Dlatego pytanie Iris było raczej pytaniem retorycznym.

— A jak myślisz? Ten idiota zawsze wszystko psuje. — powiedziałam, po czym spojrzałam na swoją przyjaciółkę, zatrzaskując drzwi szafki.

— Opowiadaj. Muszę wiedzieć WSZYSTKO. — chciałam ją wyminąć, jednak ta zagrodziła mi drogę, patrząc się na mnie znacząco.

— Dobra już, dobra. Co mam ci powiedzieć? Co chcesz usłyszeć? — zapytałam z bezsilnością w głosie i z rezygnacją popatrzyłam na dziewczynę.

— Nie pytaj się mnie, co chce usłyszeć, tylko opowiadaj. — poprawiła na ramieniu ramiączko torebki.

— Cudowny Jake Taylor został kapitanem drużyny koszykarskiej w naszej pięknej szkole! — oznajmiłam ze sztucznym entuzjazmem, ostentacyjnie klaskając w dłonie. — To niesamowite, prawda? — zapytałam, nadal sztucznie się uśmiechając.

— Prawda. — usłyszałam za sobą dobrze znany mi, niski głos, Iris tłumiła śmiech patrząc na mnie klnącą pod nosem. — Nie wiedziałem, że aż tak mi kibicowałaś. — zaciskając mocno szczęki z narastającej we mnie irytacji, odwróciłam się w stronę bruneta.

— Oczywiście, że ci kibicowałam Jakie. Przecież jestem twoją najwierniejszą fanką. — powiedziałam bez zająknięcia, uśmiechając się najbardziej fałszywym uśmiechem na jaki było mnie stać. Widziałam na twarzy Jake’a chwilowe zmieszanie, jednak jak szybko się pojawiło, tak szybko zniknęło.

— Szkoda, że nie jesteś tak dobrą kucharką jak moją fanką. — powiedział, a mi chwilę zajęło żeby zrozumieć o czym mówił. — Babeczki były ohydne. — wyjaśnił, a we mnie aż gotowało się ze złości. Na ich pieczeniu spędziłam pół dnia i naprawdę nie potrzebowałam jego głupich komentarzy.

— Szkoda, że się nimi nie udławiłeś. — odpyskowałam, nie pokazując mojej wściekłości. Brunet tylko parsknął śmiechem.

— Jak zawsze milutka. — odparł, po czym wyminął mnie i poszedł w stronę sali gimnastycznej. Pokręciłam głową, oddychając głęboko. Gdyby mój wzrok mógł zabijać, ten człowiek już dawno leżałby martwy dwa metry pod ziemią.

— Co to miało być?! — zapytała rozemocjonowana blondynka.

— O co dokładnie ci chodzi? — popatrzyłam na nią pytającym wzrokiem.

— Jak to o co? Pierwszy raz byliście dla siebie wredni, mówiąc w miarę spokojnym tonem. Nie zaczęliście się wydzierać na środku korytarza. Było nawet miło, czuję postęp. Nie sądziłam, że w waszym przypadku to możliwe. — wyjaśniła.

— Tak faktycznie. Mówienie, że moje babeczki były ohydne, było bardzo miłym gestem. — powiedziałam sarkastycznie.

— No dobra, oprócz tego. — naszą rozmowę przerwał głośny dzwonek na lekcje. — Chodźmy, Harrison nie lubi spóźnialskich.

☀ ☀ ☀

— No witam was moje Drogie Panie! — powitał nas wesołym okrzykiem Leo. Naszego przyjaciela nigdy nie obchodziło co myślą o nim inni ludzie, więc gdy ja przewracałam oczami zastanawiając się ile uczniów naszej szkoły uzna nas za totalnych idiotów, on darł się na całą stołówkę i z bananem na ustach biegł do naszego stolika, by mocno nas przytulić. Kochałam go bardzo, ale czasami miałam ochotę ukręcić mu ten durny łeb.

— Tak Leo. Każdy wie, że tu jesteś. Nie musisz się tak wydzierać. — bąknęła pod nosem Iris.

— Wiem Kochana, ale dobrze wiesz, że wielkie wejścia to moja specjalność. — odparł uradowany i usiadł obok blondynki. Ja siedziałam po drugiej stronie stolika i wpatrując się w ekran telefonu, kęs po kęsie zjadałam swoją sałatkę.

— A ona co tak się gapi w ten telefon? — zapytał szatyn, pokazując na mnie ruchem głowy. Iris spojrzała na mnie przelotnie i wróciła wzrokiem do Leo, uśmiechając się do niego cwanie.

— Pewnie przegląda profile Marcusa… — rzuciła obojętnie, biorąc kęs swojej kanapki. _Zaczyna się… _— pomyślałam. Chłopak od razu załapał co ma na celu gra Iris, w którą oboje bawili się codziennie już od jakiegoś miesiąca.

— Aaaaa to wiele wyjaśnia… — odparł Leo z przesadnym wyrazem zrozumienia na twarzy.

— Jesteście głupi. — westchnęłam, zmęczona ich ciągłym paplaniem na temat Marcusa. Szatyn parsknął śmiechem i wskazując ruchem głowy na dwuskrzydłowe drzwi wejściowe do stołówki powiedział:

— On, jest głupi. — odparł poważnie, akcentując pierwsze słowo — Z tej miłości już całkiem stracił rozum. — po tym obydwoje roześmiali się jak małe dzieci.

— Idioci… — bąknęłam pod nosem i wróciłam do przeglądania mediów społecznościowych. Święty spokój nie był mi dany, bo gdy tylko podniosłam głowę, żeby sprawdzić dlaczego moi nienormalni przyjaciele nagle przestali się śmiać, ujrzałam szeroki uśmiech i dobrze znaną mi twarz Marcusa. Odwzajemniłam niepewnie uśmiech, patrząc się w szare tęczówki chłopaka.

— Hej Noro. — powiedział, a ja miałam wrażenie, że się stresuje. — Możemy pogadać? — zapytał. Zaskoczyło mnie to pytanie, bo zazwyczaj obecność moich przyjaciół nie była dla niego problemem.

— Jasne. — wstałam, zasunęłam krzesło i razem z blondynem, skierowałam się w stronę wyjścia ze stołówki. Starałam się ignorować te ciekawskie spojrzenia innych uczniów, które aż wywiercały dziurę w moich plecach. W sumie, nie dziwiłam im się.

Marcus Johnson, był jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole. Nie należał też do biednych, jego rodzice byli wysoko postawionymi prawnikami, przez co oprócz popularności Marcus miał też kasy jak lodu. Mimo wszystko, lubiłam w nim to, że nigdy nie próbował być lepszy od innych. Nie robił z siebie szkolnej gwiazdki i naprawdę dobrze się uczył. Gdy kiedyś rozmawialiśmy powiedział mi, że rodzice zawsze powtarzali mu, że to on musi zapracować na swój sukces i szacunek wśród innych. Doceniałam to. Nienawidziłam ludzi, którzy nic sobą nie reprezentują, ale uważają się za nadludzi tylko dlatego, że mają pieniądze.

O tym, że podobam się Marcusowi wiedziałam od kilku tygodni. Dowiedziałam się przypadkiem, a sypnął go jego najlepszy kumpel. Przypadkowo powiedział o dwa słowa za dużo, gdy akurat przechodziłam obok. Razem ze mną była tam Iris, która potem powiedziała Leo i tak doszło do tego, że teraz co chwilę powtarzają mi, bym dała mu szansę.

Może to zabrzmi banalnie, ale problem nie był w Marcusie, lecz we mnie. Nie ważne jak bardzo byłby idealny, nic nie zmieniłoby tego, że po prostu mi się nie podobał. Lubiłam go jako kolegę z którym zawsze mogę pogadać, ale nic poza tym.

— Noro, dobrze wiesz… — zaczął niepewnie chłopak, gdy weszliśmy na prawie pusty korytarz. — Cholera. — potarł oczy dłońmi. — W mojej głowie brzmiało to jakoś lepiej. — patrzyłam się na niego ze zmarszczonymi brwiami, obawiając się tego co zaraz powie. — Dobrze wiesz, że od jakiegoś czasu…

— Tu jesteś, Karzełku. — nagle usłyszałam dochodzący zza moich pleców głos, którego lekką chrypkę potrafiłam rozpoznać z zamkniętymi oczami. — A ty co tu robisz Johnson? — oziębłym tonem, zwrócił się do stojącego obok mnie blondyna.

— Jakbyś nie zauważył, rozmawiam. — odparł chłopak ponurym tonem, ale nie tak zimnym i nieprzyjemnym jak ten Jake’a.

— Z kim? — brunet zaczął się teatralnie przeglądać na boki, co wkurzyło nie tylko Marcusa, ale przede wszystkim mnie.

— Ze mną. — odparłam oschłym tonem, patrząc w te jego zielono-brązowe oczy.

— Chyba jednak nie z tobą, bo ciebie już tu nie ma. — zmarszczyłam brwi, słysząc jego dziwną odpowiedź. — Ty — wskazał na mnie palcem. — Idziesz ze mną. — po czym pokazał palcem na siebie. Parsknęłam śmiechem, słysząc jego dziwny rozkaz.

— Nie będziesz mi rozkazywał imbecylu. — zauważyłam, że po moich słowach, coraz bardziej wkurzony Jake, wypuścił ciężko powietrze. — Marcus, możemy wrócić do tej rozmowy na przykład… jutro? — zwróciłam się do niego przepraszającym tonem.

— Pewnie, nie ma sprawy. Jakby coś, to dzwoń. — przytaknęłam szybkim ruchem głowy, po czym odwróciłam się w stronę Taylora. Chłopaki jeszcze chwilę mierzyli się zimnymi spojrzeniami, ale gdy tylko Marcus zniknął z pola naszego widzenia, wchodząc do stołówki, brunet wrócił do mnie wzrokiem.

— Co od ciebie chciał? — jego pytanie na chwilę zbiło mnie z tropu.

— Niczego, z resztą co ci do tego? — zapytałam pretensjonalnym tonem.

— Dzwoniła twoja mama. Mam cię zabrać do domu ze szkoły, bo twój tato musi zostać dłużej w pracy i nie na rady po ciebie przyjechać. — oznajmił, ignorując moje poprzednie pytanie.

— Niby czemu moja mam dzwoniła do ciebie, a nie do mnie? — zapytałam.

— Nie mogła się do ciebie dodzwonić, więc zadzwoniła do mnie. Wie, że na mnie zawsze można polegać, nie to co na niektórych… — popatrzył na mnie pobłażliwym wzrokiem, po czym odwrócił się i nie dodając nic więcej, poszedł. Ał, zabolało. Wiedział o tym. Wiedział, że to mnie zaboli. Kolejny punkt na liście pod tytułem „Dlaczego nienawidzę Jake’a Taylora” — umiejętność zadawania mi ciosów, w taki sposób by zabolały bardziej niż powinny. Znał moje słabości.ROZDZIAŁ 4

“NIENAWIDZĘ IMPREZ”

Gdy zaparkowaliśmy niedaleko plaży, od razu usłyszeliśmy głośną muzykę i krzyki imprezujących tam nastolatków.

— No witaam! Już myślałam, że nie przyjdziecie. — przywitała nas dziewczyna, którą znałam z widzenia ze szkoły. Jak później się okazało, była to Holy — organizatorka tego całego bajzlu. Gdy Iris trajkotała podekscytowana z dziewczyną, ja i Leo poszliśmy poszukać kogoś znajomego. Rozejrzałam się dookoła, a pierwszym co rzuciło mi się w oczy było przygotowane do podpalenia wielkie ognisko, które miało zapłonąć gdy tylko zapadnie zmrok.

W oddali zauważyłam Maddy, która chodziła ze mną na zajęcia taneczne. Już miałam do niej podejść, gdy poczułam na swojej twarzy męskie dłonie, zasłaniające mi oczy. Ktoś stanął za mną, a jego radosny głos dotarł do moich uszu.

— Zgaduj Noro. Kto to? — nie musiałam zgadywać.

— Marcus wiem, że to ty. — uśmiechnęłam się i zdjęłam jego ręce ze swojej twarzy, odwracając się w jego stronę.

— Skąd wiedziałaś? — zapytał, chwytając za moje dłonie. — Z resztą, nie ważne. Po prostu jesteś bystra.

_Albo umiem rozpoznawać głosy ludzi, których znam. —_ pomyślałam, jednak nie powiedziałam tego na głos. Wiedziałam, że chce być miły, dlatego tylko uśmiechnęłam się do niego pogodnie.

— Zatańczymy? — zapytał, po czym kiwnął głową w stronę prowizorycznego parkietu, czyli miejsca, w którym tańczyło najwięcej ludzi.

Popatrzyłam w stronę tłumu i lekko wzdrygnęłam się widząc znajomą mi postać, tańczącą z jakąś rudą dziewczyną. Kolejną z tych, które na co dzień pożerały Jake’a wzrokiem. Wywróciłam tylko oczami i popatrzyłam na Marcusa.

— Tak jasne, chodźmy. — _może chociaż on pomoże mi tu wytrzymać._

Chłopak nie puszczając mojej dłoni, zaczął iść w stronę tańczących nastolatków. Głośna muzyka dudniła mi w uszach, gdy blondyn położył swoje ręce na mojej talii, a ja ułożyłam ręce na jego ramionach. Poruszaliśmy się w rytm aktualnie lecącej piosenki. Gdzieś za ramieniem Marcusa zauważyłam świdrujące nas spojrzenie bruneta, który już nie tańczył, a stał z trzema chłopakami, którzy zawzięcie o czymś rozmawiali. Brunet chyba nie słuchał ich zbytnio, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie wpatrując się z daleka w moje oczy. Nagle stojący obok Jake’a szatyn trącił go ramieniem, zapewne oczekując odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. Dopiero wtedy chłopak urwał nasz kontakt wzrokowy i odwrócił się w stronę swojego kolegi.

— Może pójdziemy się czegoś napić? — usłyszałam głos Marcusa, który nawet mówiąc mi prosto do ucha, musiał podnieść ton głosu bym zrozumiała choć słowo.

Pokiwałam twierdząco głową, po czym poszliśmy w stronę stolika z napojami, a raczej jak się okazało, bardziej stolika z alkoholami, bo napojów bez procentów było tam raczej niewiele. Marcus chwycił za jeden z czerwonych kubków, po czym postawił obok niego drugi.

— Zrobić ci drinka? — zapytał, chwytając za jedną z butelek. Pokręciłam przecząco głową.

— Nie dzięki. Nie piję. — odparłam krótko, wsadzając dłonie do kieszeni szortów.

— No co ty? Żartujesz? — zrobił zdumioną minę. — No weź, wyluzujesz się trochę… — starał się mnie przekonać. — Dobrze się zabawimy. — nie podobało mi się to coraz bardziej. Nie lubiłam kiedy ktoś nie potrafił zaakceptować mojej decyzji. Nie lubiłam pić i nie zamierzałam się z tego tłumaczyć.

— Bez alkoholu też potrafię się dobrze bawić. — zapewniłam.

— Nie bądź taka sztywna… — odparł i nachylił butelkę alkoholu nad jednym z kubków, patrząc na mnie z głupim uśmiechem.

— Nie rozumiesz słowa „nie” Johnson? — popatrzyłam się ze zdziwieniem na bruneta, który jakby pojawił się znikąd.

— A no tak, zjawił się wybawca. — powiedział sarkastycznym tonem i wyprostował się, stawiając butelkę na stół. Prychnął pod nosem, odwracając się w stronę Jake’a.

— Co ty odwalasz? — zapytałam chłopaka stojącego przed nami. — Nie potrzebuję twojej pomocy, potrafię mówić.

— W to nie wątpię Karzełku, ale jak widać ten idiota nie potrafi słuchać. — powiedział chłodnym tonem, nie odrywając wzroku od uśmiechniętego blondyna.

— Każdy wie, że się nienawidzicie, więc o co ci chodzi? Co, Taylor? — atmosfera zgęstniała tak bardzo, że wystarczyłby nóż by pokroić ją na małe kawałeczki. Taylor mierzył blondyna wściekłym spojrzeniem. Znałam go i wiedziałam, że w jego środku aż wrze ze złości. Zacisnął mocno szczękę, a jedną z dłoni na zmianę ściskał w pięść i rozprostowywał.

— Dobra, spokój. Jakie, opanuj swój narwany temperament i idź się zajmij swoimi sprawami, a ja zostanę z Marcusem i wszystko będzie okej. — powiedziałam spokojnie, lecz widziałam to w oczach Jake’a, że mój wywód nie zdał egzaminu. Nie mogłam uwierzyć, że aż tak zdenerwowała go taka błahostka.

— Słyszałeś Księciuniu. Nora zostanie ze mną, a ty sobie idź. — Marcus chwycił mnie za rękę, szczerząc się szyderczo w stronę Taylora. _Przesadził._

_To się źle skończy._

Widziałam jak mięśnie pod białym T-shirtem bruneta, napinają się. Jego mocno zarysowana szczęka, coraz bardziej się zaciskała, a głośno wydychane powietrze, tylko świadczyło o tym, że był na skraju wytrzymania.

— A może nie chodzi o nią… — zaczął spokojnym głosem Marcus. Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na niego. — Tylko o mnie. — Już nic z tego nie rozumiałam. — Nie chcesz, żeby historia zatoczyła koło, Taylor? — I to był ten moment. Potem wszystko działo się już cholernie szybko.

Jake rzucił się na Marcusa, powalając go na ciepły piasek. W jednej chwili siedział na nim okrakiem, celując ciosami w jego szczękę, a chwilę później przybiegło do nich dwóch innych chłopaków, starając się odciągnąć rozwścieczonego Jake’a od Johnsona, który starał się jakoś bronić. Gdy jeden z nastolatków trzymał bruneta za ramiona, Taylor wstał i splunął obok blondyna. Strzepnął z siebie ręce trzymającego go kolegi i patrząc na leżącego Marcusa, zmierzył go spojrzeniem pełnym wściekłości i odrazy.

— Niech cię to nauczy Blondasku, że ze mną się nie zadziera. — stałam tam, jak wryta patrząc na rozgrywającą się przede mną scenę. W ułamku sekundy podbiegłam do podnoszącego się z piasku Johnsona.

— Marcus, wszystko w porządku? — zapytałam zmartwiona. — Czy ciebie do reszty pojebało?! — wrzasnęłam na tego palanta, który sprawiał wrażenie gotowego do ponownego rzucenia się na Johnsona. — Po co to zrobiłeś?! — brunet tylko przewrócił oczami.

— Wszystko okej Noro, daj spokój. Nie pierwszy raz się biłem. — odparł uśmiechając się do mnie. Za plecami usłyszałam rozbawiony śmiech Taylora.

— Chyba chciałeś powiedzieć, że nie pierwszy raz dostałeś w mordę. — naprostował. — I zapewniam cię, że nie ostatni jeśli znowu zaleziesz mi za skórę. — byłam coraz bardziej wściekła. On zawsze wszystko niszczył. Widział, że podobam się Marcusowi. Rozumiem, że może go nie lubić, ale po cholerę od razu go bić?! Z resztą… nasunęło mi się to samo pytanie co wcześniej Johnsonowi. Po co to wszystko, skoro powszechnie wiadomo, że on mnie nienawidzi? Dlaczego sprawiał wrażenie, jakby chciał mnie chronić?

— Możesz się w końcu odwalić?! — zapytałam zaciskając mocno zęby.

— Daj spokój Karzełku, jeszcze nie wiesz w co się pakujesz. Ja go tylko ostrzegłem. — odparł i ostatni raz mierząc wzrokiem mnie i Marcusa, odwrócił się i poszedł, a ja dopiero chwilę później zauważyłam ile imprezowiczów zebrało się wokół nas. Większość z nich miała telefony i wszystko nagrywała.

_Cudownie._

Wiedziałam, że przez następne dni nie uwolnię się od tego tematu. Bo znany i lubiany Jake Taylor, musiał _znowu_ namieszać w moim życiu. _Nienawidzę imprez._ROZDZIAŁ 5

“TO BĘDZIE CHOLERNIE DŁUGA NOC”

Kilka męczących godzin później, znalazłam swoich przyjaciół zalanych w trupa, obydwoje prawie spali. Siedzieli na kolorowym kocu, rozłożonym na plaży. Iris położyła głowę na ramieniu Leo, a mój przyjaciel oparł o nią, swoją.

_To będzie cholernie długa noc._

Wiedziałam, że tak się to skończy, przecież tak było zawsze. Nigdy więcej nie zgodzę się na imprezę z tą dwójką wariatów.

Co ja gadam? Przecież każdy wie jaka jest prawda. Moja rąbnięta przyjaciółka zrobi wszystko żeby wyciągnąć mnie z domu. Leo wcale nie jest lepszy.

Marcusa nie widziałam od momentu, w którym po całej tej akcji z Taylorem zdecydował się „iść przemyć twarz”. Głupia wymówka, bo chwilę później widziałam go pijącego ze swoimi znajomymi, ale przecież nie będę nikogo zmuszać do spędzania ze mną czasu. Zawsze myślałam, że Johnson jest trochę inny… lepszy? Sama nie wiem, ale po tym co się stało, zaczęłam patrzeć na niego trochę inaczej. Pozwoliłam sobie na myśl, że idealni ludzie, są tacy tylko na zewnątrz.

Podeszłam do moich przyjaciół i kucnęłam przed nimi.

— Halo, pobudka! — zawołałam, potrząsając ich za ramiona. — Wstajemy, musimy jechać do domu. — Iris popatrzyła na mnie zamglonym spojrzeniem i posłała mi grymas, jakby nie rozumiała co do niej mówię.

— Przecież jesteśmy w domu… — zaczęła, ale przerwało jej długie ziewnięcie.

— Nie, nie jesteśmy w domu… No już! — starałam się postawić dziewczynę do pionu, jednak ona wcale nie chciała ruszać się z tego miejsca. — Iris musisz spróbować wstać, bo sama nie dam rady cię podnieść o własnych siłach. — odparłam ze zmęczeniem w głosie.

— Ponoć się o ciebie pobili. — tym razem odezwał się mój pijany przyjaciel. — Wiedziałem, że Taylor na ciebie leci. — wyszczerzył swoje białe zęby.

— Oh Leo błagam cię, nie zaczynaj… — potarłam czoło, po czym chwyciłam chłopaka pod ramię. — No dawaj pijaku, wstajemy. — zaczynałam być coraz bardziej zmęczona i wkurzona. Kochałam moich przyjaciół, ale w takich momentach wolałam być zaszyta pod swoją ciepłą kołdrą, albo patrzeć na zachód słońca siedząc na plaży sama, niż męczyć się z nimi.

— Kręci mi się w głowie… — zajęczał Leo, łapiąc się za włosy. Bezsilna opadłam na piasek obok koca, na którym siedziała ta para idiotów i wypuściłam głęboki oddech.

— Jeśli nie wstaniecie, ja wracam do domu, a wy śpicie na plaży. — zagroziłam. Nie wiedziałam czy cokolwiek z tego do nich dotarło, ale warto było spróbować.

— Nocleg na plaży? Brzmi romantycznie… — powiedział na wpół śpiący chłopak i opadł na plecy. Teraz więcej niż połowa jego ciała leżała poza kocem. Iris zaśmiała się i położyła obok niego, kładąc głowę na jego bicepsie.

— Chodź Nora, jeszcze się zmieścisz. — odparła blondynka, poklepując ręką miejsce obok niej.

_I po co ja mówiłam o tym noclegu na plaży?!_

Zakryłam twarz dłońmi, myśląc nad jakimkolwiek rozwiązaniem tej sytuacji. O cudzie, który sprawi, że jeszcze dzisiaj znajdę się w swoim własnym łóżku, a nie na plaży pełnej pijanych dzieciaków.

— Widzę Williams, że masz mały problem. — _Jeszcze jego tu brakowało…_

— Odwal się Taylor. — od warknęłam oschle.

— No weź… Za co się gniewasz? — rozłożył ręce, jakby naprawdę nie wiedział dlaczego mogę być na niego zła.

— Żartujesz sobie w tym momencie? — zapytałam, wbijając w niego ostre spojrzenie. — Hmm… Pomyślmy, za co mogę być na ciebie wkurzona… Może za to, że pobiłeś chłopaka, któremu się podobam, a przez ciebie teraz on nawet nie chce ze mną gadać? — zapytałam coraz bardziej rozwścieczona. Ten wieczór chyba nie mógł być gorszy.

— Mówisz o tym idiocie, który uważa się za nie wiadomo kogo, a jest zwykłym dupkiem? — on też podniósł ton, wskazując na Marcusa, który w oddali siedział z jakąś inną dziewczyną na swoich kolanach. — Gdybyś naprawdę mu się podobała, nie siedziałby teraz z inną laską, której na drugi dzień pewnie nie będzie pamiętał. Zrozum, że jeśli facetowi serio podoba się jakaś dziewczyna, stara się i dba o nią, a nie wciska jej alkohol kiedy ta mówi mu, że nie chce go pić. Z resztą. Z tego co wiem, on nie podoba się tobie, więc w czym problem? — Byliśmy niedaleko ogniska, przez co twarz Jake’a oświetlało ciepłe światło, a ja doskonale mogłam zobaczyć te zmarszczone z irytacji brwi.

— A ty skąd niby możesz to wiedzieć?! To nie ma znaczenia czy mi się podoba, czy nie. Tak czy siak, nie musiałeś robić afery i okładać go pięściami! — wstałam, mierząc go wściekłym spojrzeniem. — A poza tym, skąd ci się wzięło tyle wiedzy na temat dbania o dziewczyny skoro sam lecisz tylko na jedno? — Jake był jednym z typów, których otaczały ładne dziewczyny. Był sportowcem i to najbardziej znanym w szkole koszykarzem. Puste laski, posuwały się już do wielu porąbanych rzeczy, żeby tylko zwrócił na nie uwagę.

— Jeśli myślisz, że jestem jednym z tych dupków, którym zależy tylko na tym, aby wciągnąć dziewczynę do łóżka, to znaczy, że naprawdę mnie nie znasz Williams. — powiedział już ciszej, nadal zaciskając mocno szczękę. — Możesz mi zarzucić wiele rzeczy, ale nie to… — podszedł do mnie, zdecydowanie bliżej niż na początku zarejestrował mój mózg. — Rozumiesz? — mijały sekundy, a może minuty. Patrzyliśmy na siebie, posyłając sobie nawzajem rozjuszone spojrzenia.

— To pocałujecie się już? Ile można czekać? — usłyszeliśmy bełkotliwy głos Leo.

_Zamorduje go._

— Że co?! — zapytaliśmy z brunetem w tym samym momencie, odwracając jednocześnie głowy w stronę chłopaka.

— Widać, że wypiłeś zdecydowanie za dużo. — podsumowałam.

— Chyba jestem zmuszony ci z nimi pomóc. — odparł nagle Jake, wracając wzrokiem do mojej twarzy. O dziwo nie zobaczyłam na niej gniewu jak jeszcze paręnaście sekund temu. Teraz w jego oczach kryło się raczej skryte rozbawienie.

☀ ☀ ☀

Przetransportowanie moich przyjaciół do domów, nie było wcale takie ciężkie kiedy nie robiło się tego w pojedynkę. Gdy wjechaliśmy na podjazd domu Taylorów było już grubo po północy. Byłam zmęczona, powieki coraz bardziej odmawiały mi posłuszeństwa, zamykając się powoli.

— Obudź się _Księżniczko_. Jesteśmy na miejscu. — usłyszałam cichy szept Jake’a, który zgasił silnik samochodu.

— Księżniczko? — patrzyłam na niego powątpiewającym wzrokiem. — Karzełek ci się znudził?

— Chciałabyś. — parsknął śmiechem. — No wyłaź, bo zaraz cię tu zostawię i zamknę na klucz.

— Nigdy nie zamykasz auta, kiedy parkujesz pod domem. — odpowiedziałam w półśnie, a chłopak otworzył oczy ze zdziwienia.

— Czyli jednak często obserwujesz mnie z tego swojego okna. — uśmiechnął się łobuzersko.

— Idiota. — odparłam z zamkniętymi oczami, poprawiając się na skórzanym fotelu.

— Co powiedziałaś? — nie musiałam go widzieć, żeby wiedzieć, że mam przewalone. Gdy otworzyłam oczy, skamieniałam. Jake trzymał jedną rękę za zagłówkiem mojego fotela, a drugą opierał na desce rozdzielczej. Jego twarz była zdecydowanie za blisko mojej. Patrzyłam na niego w zdziwieniu i czekałam na kolejny ruch. Nigdy nie wiadomo co mu strzeli do łba, to przecież Taylor. — Chyba nie ładnie nazywać idiotą osobę, która pomogła ci zgarnąć z plaży twoich pijanych przyjaciół? — powiedział cicho, a jego zielono-brązowe tęczówki wpatrywały się w moje.

— Tak w sumie, dlaczego to zrobiłeś? — zapytałam ciekawa. Jeśli już zaczął ten temat, skorzystam z okazji.

— Po pierwsze. Wiedziałem, że sobie z nimi nie poradzisz. Po drugie. Gdyby twoi rodzice dowiedzieli się, że cię tam zostawiłem, pewnie nie dożyłbym następnego dnia. — odpowiedział, nie odsuwając się choćby na milimetr. — A poza tym, jestem starszy. Muszę dbać o takie dzieciaki jak ty. — dodał dumnym tonem. — Nie wiadomo co takim jak wy wpadnie głupiego do głowy.

— Jesteś starszy tylko rok! Do tego jesteś niedorozwinięty umysłowo. — zaczęłam, a między brwiami Jake’a pojawiła się mała zmarszczka. Jak ja kocham go wkurzać. — No i nie można zapomnieć o fakcie naukowym. Chłopcy rozwijają się później, co oznacza, że cały czas nad tobą góruję. — wytłumaczyłam całkowicie poważnie, jednak w duchu śmiałam się okropnie, widząc coraz bardziej zaciekawioną i jednocześnie zirytowaną minę bruneta.

— Mówisz? — zaczął niewinnie. — No to zobaczymy. — Odparł pewnie, po czym zrobił coś, czego nigdy, powtarzam NIGDY bym się nie spodziewała.

Zaczął mnie łaskotać.

Wybuchłam gromkim śmiechem, bo trafiał idealnie w miejsca, na których miałam największe łaskotki.

— Jake, stop! — wołałam, coraz bardziej się śmiejąc. — Idioto przestań! — darłam się wniebogłosy, myślałam, że zaraz przybiegnie ciocia Hazel i odciągnie ode mnie tego kretyna, ale nic takiego się nie stało. Aż dziwię się, że nikt z naszych bliskich nas nie usłyszał. A raczej mnie.

— Przestanę, jeśli przeprosisz, Karzełku. — powiedział, nadal mnie łaskocząc. Łzy śmiechu popłynęły mi po policzkach.

— Nie ma takiej opcji! — brzuch zaczął boleć mnie od dawki śmiechu, starałam zasłaniać się rękami i odpychać wielkie cielsko Taylora, ale wszystko poszło na nic. Gdy udało mi się jakimś cudem, kopnąć go kolanem w bok, na chwilę odsunął ręce od mojego brzucha.

— Ała! To bolało! — krzyknął, jednak na jego twarzy wymalowała się jeszcze większa chęć zemsty niż wcześniej. Otworzyłam swoje mokre od łez oczy, zobaczyłam jak kilka pasm brązowych jak czekolada włosów, spadło na jego oczy i z trudem zdusiłam dziwną chęć poprawienia ich. — No to teraz się doigrałaś. — Już chciał znów zacząć te pełne śmiechu tortury, ale w ostatnim momencie złapałam go za nadgarstki.

— Przepraszam okej?! Przepraszam. — odpowiedziałam, nabierając do płuc głęboki oddech.

Oddychaliśmy ciężko, patrząc sobie w oczy. Któreś z nas mogło się odwrócić, jednak żadne tego nie zrobiło. Nienawidziłam takich momentów, wydawały mi się dwa razy bardziej intymne i osobiste niż powinny być. _Proszę, odsuń się. —_ powtarzałam w myślach.

Brunet jakby wysłuchawszy mojej niemej prośby, odchylił się i usiadł wygodnie na swoim fotelu.

— Już wiesz co cię czeka, jeśli znowu zaczniesz mnie wyzywać. — odparł już spokojnym tonem, zerkając na moją twarz.

— Idiota… — odparłam kręcąc głową, ale szybko wybiegłam z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi.

_Nie pobiegł za mną. Dobrze._

Otworzyłam drzwi domu i po cichu weszłam na górę, podążając w stronę mojego pokoju.

_W końcu miałam święty spokój._
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: