- W empik go
Noc - ebook
Noc - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 149 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
napisał:
Edward Słoński wydał
M. Borkowski
Marszałkowska 97
Warszawa roku 1902
żonie poświęcam
Niech kwitną róże! niech pachną róże!
Niech srebrne noce łzy białe ronią!
Ja się zapatrzę w oczy Twe duże-
ja się upiję tą dziwną wonią…
Szedłem do Ciebie… szedłem do Ciebie
Przez białe pola, sród stolica spieki -
Gasły nademną gwiazdy na niebie,
Szumiały jakieś błękitne rzeki.
Szumiały rzeki-a ja myślałem,
Idąc w to wielkie jaśnienie złote,
Że kędyś w polu zostawię białem
Swoją tęsknotę, swoją tęsknotę…
ł uwierzyłem-ja-tułacz wieczny,
Pod gasnącemi marząc gwiazdami,
Że tutaj znajdę kres ostateczny,
Że tutaj wreszcie będziemy sami…
Lecz my nie sami! ach! my nie sami!
Patrzaj – w jasności, co schodzi złota,
Usiadła cicha pomiędzy nami
Moja tęsknota… moja tęsknota…
Kędyś na wieżach dzwony się kołyszą,
Kędyś ze stepu idą ciche glosy
Na srebrne rosy, na pszeniczne kłosy,
A oni głusi nie słyszą… nie słyszą…
Kędyś na grobach złote harfy wiszą –
Po strunach błądzą jakieś ręce drżące
I budzą pieśni wieczyście tęskniące,
A oni głusi nie słyszą… nie słyszą…
Oto zbudzeni przedświtową ciszą
Idą minstrele na te ziemie boże
Wieczyste jakieś przepowiadać zorze,
A oni głusi nie słyszą… nie słyszą…
W chłodne i ciasne swe mózgi ślimacze
Wtłoczyli mądrą umiejętność życia
I stoją martwi, jak głaz, od powicia,
Porywów ducha bezwzględni siepacze…
Oto się kładzie pieśń na sarkofagach,
Gdzie męże ducha śpią pod natchnień strażą,
A oni dusze swoje małe ważą,
Jat pieprz, lub kaszę na fałszywych wagach…
W ślepe ich oczy zagląda dzień biały
Jakąś wieczyście promienistą zorzą,
Wszędzie nieznane tęsknoty się mnożą,
Budzą się pieśni jakieś i hejnały.
I tak się dzieje co dnia cud po cudzie…
Wstają i gasną jakieś zorze krwawe –
A oni idą po swój chleb i strawę_
Na wszystko głusi i ślepi – to ludzie!
W GASNĄCEJ ZORZY
Z tej samotni do Ciebie myśl leci,
Niby wicher przez złote ugory,
Niby w jakieś milczące wieczory
Z jasnych niebios spadająca gwiazda…
Z tej samotni do Ciebie myśl leci,
Niby orlę ze skalnego gniazda
Na słońca złoty szlak,
Kędy się wiosna kwieci,
Gdzie w złotych lśnień powodzi,
Jak Pan Bóg, cisza chodzi –
I świeci… świeci… świeci…
Z tej samotni do Ciebie myśl leci,
Iak szmer cichy z nad srebrnego zdrój;
W jakieś wielkie, zlotobarwne zorze,
Jak to echo zabłąkane w borze…
Z tej samotni do Ciebie myśl leci,
Jak ptak, jak ptak,
O, ukochana moja!
Mróz rzucił białe arabeski
Na szyby okna… Zachód słońca
Purpury wiesza i szkarłaty
Na bladosiny strop niebieski…
Czerwony, jasny zachód słońca
Na białe ściany rzuca freski,
Różowe jakieś kreśli kwiaty,
Różowe jakieś kładzie farby,
Różową plamą lśni na murze…
Czerwony, jasny zachód słońca
Tworzy mistyczne jakieś światy,
Barw promienistych sieje skarby,
Rzuca purpury i szkarłaty
Na ściany cichej mej komnaty.
Patrzę zdumiony – kwitną róże,
Kwieci się wielki step bez końca,
Wiszą różowe jakieś rosy,
Dzwonią różowe jakieś głosy!
Na zimnym murze, białym murze
Stoi czerwony zachód słońca…
Moja komnata taka cicha,
Jak ten różowy zachód słońca,
Co drży i płonie, i oddycha,
I blaskiem duszę moją trąca.
Moja komnata taka cicha,
Niby klasztorna cela mnisza,