Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Noc - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
25 stycznia 2023
Ebook
44,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Noc - ebook

Noc to książka, która zapisała się w historii tworząc w niej głęboko wyryty ślad pamięci ofiar Holokaustu. Niewielka objętością, mieści w sobie niewyobrażalny ciężar ludzkiego cierpienia. Noc zostaje z czytelnikiem jeszcze długo po lekturze.

Elie Wiesel, żydowski pisarz i laureat Pokojowej Nagrody Nobla, stworzył przejmujący, autobiograficzny obraz przetrwania w nazistowskich obozach śmierci. Jako nastolatek wraz z rodziną został wywieziony do Birkenau, następnie trafił do Monowitz i Buchenwaldu. Noc to bardzo osobiste wspomnienie autora. To opowieść o rozstaniu z matką i małą siostrą, których już nigdy nie zobaczył oraz o obozie, w którym dzielił z ojcem głód, zimno, bicie, tortury, i w którym został odarty z resztek człowieczeństwa.

„Gdyby mnie ktoś spytał: jaka, twoim zdaniem, książka najbardziej oddaje istotę otchłani, w której znalazło się człowieczeństwo – odpowiedziałbym bez wahania: Noc Elie Wiesela.W tej wątłej pod względem objętości książeczce pomieściło się wszystko: i niewinność, i złudzenia, i nadzieje, i cierpienie, i rozpacz, i siła, i słabość, i zaparcie się, i bohaterstwo, i poświęcenie, i egoizm, i znieczulica, i wiara, i utrata wiary...
Elie Wiesel otrzymał Pokojowego Nobla, za Noc powinien był otrzymać Nobla literackiego.” -Marian Turski

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-965958-6-7
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MOWA ELI WIE­SELA
DO NO­WEGO WY­DA­NIA

Gdy­bym miał na­pi­sać tylko jedną książkę w ży­ciu, by­łaby to wła­śnie ta. Tak jak prze­szłość żyje w te­raź­niej­szo­ści, tak wszyst­kie moje książki na­pi­sane po Nocy, w głę­bo­kim zna­cze­niu, no­szą jej piętno, i do­ty­czy to rów­nież tych, które po­ru­szają te­maty bi­blijne, tal­mu­dyczne czy cha­sydz­kie – nie zro­zu­mie się ich, je­śli nie prze­czy­tało się tej.

Dla­czego ją na­pi­sa­łem?

Żeby nie zo­stać sza­leń­cem albo, wręcz prze­ciw­nie, żeby nim się stać i w ten spo­sób le­piej zro­zu­mieć to ogromne, prze­ra­ża­jące sza­leń­stwo, które wdarło się nie­gdyś do hi­sto­rii i su­mie­nia ludz­ko­ści, oscy­lu­jąc mię­dzy po­tęgą zła a cier­pie­niem jej ofiar?

Czy po to, żeby po­zo­sta­wić lu­dziom słowa, wspo­mnie­nia jako środki zwięk­sza­jące szanse na to, że hi­sto­ria, z jej nie­ubła­ganą skłon­no­ścią do prze­mocy, już się nie po­wtó­rzy?

A może też, by po pro­stu zo­sta­wić ślad po pró­bie, któ­rej zo­sta­łem pod­dany jako na­sto­la­tek, który o śmierci i złu wie tylko tyle, ile od­krył w książ­kach?

Nie­któ­rzy czy­tel­nicy mó­wią mi, że je­śli prze­ży­łem, to po to, aby na­pi­sać ten tekst. Nie je­stem o tym prze­ko­nany. Nie wiem, jak prze­ży­łem; jako zbyt słaby i nie­śmiały, ni­czego w tym celu nie zro­bi­łem. Po­wie­dzieć, że był to cud? Ja tego nie po­wiem. Je­śli niebo mo­gło lub chciało do­ko­nać cudu w mo­jej spra­wie, to mo­gło też lub po­winno zro­bić to samo dla in­nych, bar­dziej niż ja na to za­słu­gu­ją­cych. Mogę więc tylko po­dzię­ko­wać przy­pad­kowi. Jed­nakże, po­nie­waż prze­ży­łem, spo­czywa na mnie obo­wią­zek nada­nia mo­jemu prze­ży­ciu ja­kie­goś sensu. Czy po to, by ten sens wy­ło­nić, prze­la­łem na pa­pier do­świad­cze­nie, w któ­rym nic sensu nie miało?

Prawda jest taka: z per­spek­tywy czasu mu­szę przy­znać, że nie wiem, albo już nie wiem, co chcia­łem osią­gnąć, pi­sząc te słowa. Wiem tylko, że bez tej nie­wiel­kiej książki moje ży­cie pi­sa­rza, czy moje ży­cie w ogóle, nie by­łoby tym, czym jest: ży­ciem świadka, który z mo­ral­nego i ludz­kiego punktu wi­dze­nia czuje się zmu­szony prze­szko­dzić wro­gowi w od­nie­sie­niu po­śmiert­nego zwy­cię­stwa, ostat­niego, za­cie­ra­ją­cego ślady jego zbrodni w pa­mięci lu­dzi.

Tyle że dzi­siaj, dzięki au­ten­tycz­nym do­ku­men­tom do­cie­ra­ją­cym do nas z wielu źró­deł, jest ja­sne: o ile na po­czątku swo­jego pa­no­wa­nia es­es­mani pró­bo­wali stwo­rzyć spo­łe­czeń­stwo, w któ­rym Ży­dzi już nie mo­gliby ist­nieć, o tyle pod ko­niec ich ce­lem było po­zo­sta­wie­nie po so­bie zruj­no­wa­nego świata, w któ­rym Ży­dów ni­gdy nie było. Oto dla­czego w Ro­sji, Ukra­inie, Li­twie, Bia­ło­rusi, wszę­dzie tam Ein­sat­zgrup­pen do­ko­ny­wały „osta­tecz­nego roz­wią­za­nia”. Mor­du­jąc po­nad mi­lion Ży­dów: męż­czyzn, ko­biet i dzieci, a na­stęp­nie wrzu­ca­jąc ciała do ogrom­nych wspól­nych mo­gił, wy­ko­pa­nych przez sa­mych ska­za­nych, by po­now­nie je wy­ko­pać – po to, żeby pod go­łym nie­bem je spa­lić. Tak oto po raz pierw­szy w hi­sto­rii Ży­dzi, za­bici po dwa­kroć, nie mo­gli być po­cho­wani na cmen­ta­rzach.

In­nymi słowy: wojna, którą Hi­tler i jego ako­lici wy­po­wie­dzieli Ży­dom, była także wy­mie­rzona w ży­dow­ską re­li­gię, ży­dow­ską kul­turę, ży­dow­ską tra­dy­cję, to zna­czy – w ży­dow­ską pa­mięć.

Oczy­wi­ście w pew­nym mo­men­cie stało się dla mnie ja­sne, że po­nie­waż któ­re­goś dnia hi­sto­ria zo­sta­nie osą­dzona, po­wi­nie­nem być świad­kiem jej ofiar. Nie wie­dzia­łem jed­nak, jak się do tego za­brać. Mia­łem zbyt dużo rze­czy do po­wie­dze­nia, ale nie słów, by to wy­po­wie­dzieć. Świa­domy ubó­stwa mo­ich środ­ków, wi­dzia­łem, jak ję­zyk sta­wał się prze­szkodą. Ko­nieczne by­łoby wy­na­le­zie­nie ja­kie­goś in­nego sys­temu. Jak mo­gli­by­śmy zre­ha­bi­li­to­wać i uczło­wie­czyć zdra­dzoną, zde­pra­wo­waną i wy­pa­czoną przez wroga mowę? Głód, pra­gnie­nie, strach, trans­port, se­lek­cja, ogień i ko­min – te słowa ozna­czały pewne rze­czy, ale w tam­tych cza­sach zna­czyły coś zu­peł­nie in­nego. Pi­sząc w moim ję­zyku oj­czy­stym, też po­ra­nio­nym, za­trzy­my­wa­łem się przy każ­dym zda­niu, mó­wiąc do sie­bie: To nie to. Za­czy­na­łem od po­czątku. Z in­nymi sło­wami, in­nymi ob­ra­zami, in­nymi nie­mymi łzami. To na­dal nie było to. Ale to, co to do­kład­nie jest? To to, co się wy­myka, osła­nia, żeby nie zo­stało skra­dzione, za­fał­szo­wane, spro­fa­no­wane. Ist­nie­jące słowa, te ze słow­nika, wy­da­wały mi się mi­zerne, ubo­gie, wy­bla­kłe. Któ­rych z nich użyć, by opo­wie­dzieć tę ostat­nią po­dróż w nie­znane w za­plom­bo­wa­nym wa­go­nie? I to od­kry­cie obłą­ka­nego, zim­nego świata, gdzie czymś ludz­kim było by­cie nie­ludz­kim, gdzie zdy­scy­pli­no­wani i wy­kształ­ceni męż­czyźni w mun­du­rach przy­cho­dzili po to, by za­bić, a osłu­piałe dzieci i wy­czer­pani starcy przy­jeż­dżali tam, by umrzeć? I to roz­dzie­le­nie, w nocy peł­nej pło­mieni, ze­rwa­nie wszyst­kich więzi, roz­pad ca­łej ro­dziny, ca­łej spo­łecz­no­ści? I to znik­nię­cie ży­dow­skiej dziew­czynki, mą­drej i pięk­nej, o zło­tych wło­sach i smut­nym uśmie­chu, za­bi­tej ra­zem z jej mamą w noc ich przy­by­cia? Jak o tym opo­wie­dzieć, żeby ręka nie za­drżała, a serce nie pę­kło na za­wsze?

W głębi sa­mego sie­bie świa­dek wie­dział, i na­dal cza­sami to wie, że jego świa­dec­two nie zo­sta­nie przy­jęte. Tylko ci, któ­rzy po­znali Au­schwitz, wie­dzą, czym był. Po­zo­stali nie do­wie­dzą się ni­gdy.

Czy przy­naj­mniej to zro­zu­mieją?

Czy będą mo­gli zro­zu­mieć to ci, dla któ­rych ludz­kim, szla­chet­nym i ko­niecz­nym obo­wiąz­kiem jest chro­nić sła­bych, le­czyć cho­rych, ko­chać dzieci, sza­no­wać i uczyć sza­cunku dla mą­dro­ści star­ców. No wła­śnie, czy oni będą w sta­nie zro­zu­mieć to, jak w tym prze­klę­tym świe­cie rasa pa­nów za­pa­mię­tale tor­tu­ro­wała sła­bych, do­bi­jała cho­rych, ma­sa­kro­wała dzieci i star­ców?

Bo świa­dek tak nie­udol­nie się wy­po­wiada?

Po­wód jest inny. To nie dla­tego nie zro­zu­mie­cie, że on – nie­zdarny – wy­raża się oszczęd­nie; nie zro­zu­mie­cie tego, dla­czego wy­raża się aż tak oszczęd­nie.

A jed­nak, w głębi sa­mego sie­bie, on wie­dział, że w tej sy­tu­acji za­bro­nione jest mil­cze­nie, mimo że mó­wie­nie jest tak trudne czy wręcz nie­moż­liwe.

Na­le­żało za­tem się nie pod­da­wać. I mó­wić bez słów. I pró­bo­wać za­ufać ci­szy, która w nich mieszka, owija je i poza nie wy­kra­cza. A wszystko to w po­czu­ciu, że garść po­piołu, tam, w Bir­ke­nau, waży wię­cej niż wszyst­kie opo­wia­da­nia o tym prze­klę­tym miej­scu. Bo mimo wszyst­kich mo­ich wy­sił­ków, by wy­po­wie­dzieć nie­wy­ra­żalne, „to na­dal było nie to”.

Czy to jest po­wód, że rę­ko­pis – na­pi­sany w ji­disz pod ty­tu­łem „A świat mil­czał”, prze­tłu­ma­czony naj­pierw na fran­cu­ski, po­tem an­giel­ski – zo­stał od­rzu­cony przez wszyst­kich waż­nych pa­ry­skich i ame­ry­kań­skich wy­daw­ców? I to mimo nie­stru­dzo­nych wy­sił­ków wiel­kiego Fra­nçois Mau­riaca? Do­piero po wielu mie­sią­cach i oso­bi­stych spo­tka­niach w końcu udało się go zło­żyć.

Mimo nie­zli­czo­nych skre­śleń ory­gi­nalna wer­sja w ji­disz jest długa. To Jérôme Lin­don, le­gen­darny wła­ści­ciel pre­sti­żo­wego pa­ry­skiego wy­daw­nic­twa Les Édi­tions de Mi­nuit, opra­co­wał skró­coną wer­sję fran­cu­ską. Za­ak­cep­to­wa­łem jego spo­sób przy­ci­na­nia tek­stu, po­nie­waż oba­wia­łem się wszyst­kiego, co mo­gło wy­da­wać się zbędne. Tu­taj li­czyło się tylko to, co ważne. Od­rzu­ca­łem nad­miar. Opo­wie­dze­nie za dużo prze­ra­żało mnie bar­dziej niż po­wie­dze­nie mniej. Po­grą­żać się w od­mę­tach swo­jej pa­mięci nie jest czymś bar­dziej zdro­wym, niż po­zwo­lić się jej uze­wnętrz­niać.

Przy­kład: w ji­disz opo­wieść za­czyna się ta­kimi po­zba­wio­nymi złu­dzeń re­flek­sjami:

„Na po­czątku była wiara – dzie­cinna, i za­ufa­nie – da­remne, i złu­dze­nie – nie­bez­pieczne. Wie­rzy­li­śmy w Boga, ufa­li­śmy czło­wie­kowi i ży­li­śmy w ilu­zji, że w każ­dym z nas jest święta iskra pło­mie­nia Sze­chiny, że każdy z nas, w swo­ich oczach i swo­jej du­szy, nosi od­bi­cie ob­razu Boga. Było to źró­dło czy też przy­czyna wszyst­kich na­szych nie­szczęść”.

Gdzie in­dziej przy­ta­czam inne frag­menty w ji­disz. O śmierci mo­jego ojca, o wy­zwo­le­niu. Dla­czego by ich nie włą­czyć do tego no­wego prze­kładu? Jako zbyt oso­bi­ste, być może zbyt in­tymne, po­winny po­zo­stać mię­dzy wier­szami. A jed­nak.

Po­now­nie wi­dzę sie­bie tam­tej nocy, jed­nej z naj­bar­dziej przy­tła­cza­ją­cych w moim ży­ciu:

„Lej­zer (w ji­disz to Elie­zer), mój synu, po­dejdź... Chcę ci coś po­wie­dzieć... Tylko to­bie... Chodź, nie zo­sta­wiaj mnie sa­mego... Lej­zer”.

Usły­sza­łem jego głos, uchwy­ci­łem sens jego słów i zro­zu­mia­łem tra­giczny wy­miar tej chwili, ale po­zo­sta­łem na miej­scu.

Było to jego ostat­nie ży­cze­nie – że­bym był przy nim w mo­men­cie ago­nii, kiedy to jego du­sza miała się wy­rwać z obo­la­łego ciała – ale go nie speł­ni­łem.

Ba­łem się.

Cio­sów.

To dla­tego po­zo­sta­łem głu­chy na jego płacz.

Za­miast po­świę­cić moje nik­czemne i zgniłe ży­cie i po­dejść do niego, chwy­cić go za rękę, uspo­koić, po­ka­zać mu, że nie jest sam, że je­stem przy nim, że czuję jego żal, za­miast zro­bić to wszystko, po­zo­sta­łem, le­żąc na miej­scu i pro­sząc Boga, żeby mój oj­ciec prze­stał po­wta­rzać moje imię, żeby prze­stał krzy­czeć i nie był bity przez blo­ko­wych.

Mój oj­ciec nie był już świa­domy.

Jego płacz­liwy i ga­snący głos na­dal prze­ni­kał ci­szę i mnie przy­zy­wał, tylko mnie.

I wtedy? Es­es­man wpadł w gniew, pod­szedł do mo­jego ojca i ude­rzył go w głowę: „Milcz, sta­ru­chu! Za­milcz!”.

Oj­ciec nie po­czuł ude­rzeń pałką, ale ja je po­czu­łem. A jed­nak nie za­re­ago­wa­łem. Po­zwo­li­łem es­es­ma­nowi bić mo­jego ojca. Zo­sta­wi­łem mo­jego sta­rego ojca sa­mego w ago­nii. Go­rzej: by­łem na niego wście­kły, bo ha­ła­so­wał, pła­kał, pro­wo­ko­wał ciosy...

Lej­zer! Lej­zer! Po­dejdź, nie zo­sta­wiaj mnie sa­mego...

Jego głos do­cho­dził do mnie z tak da­leka, z tak bli­ska.

Jed­nak się nie po­ru­szy­łem.

Ni­gdy so­bie tego nie wy­ba­czę.

Ni­gdy nie wy­ba­czę światu, że wpę­dził mnie w taką pu­łapkę, że uczy­nił ze mnie in­nego czło­wieka, obu­dził we mnie dia­bła, naj­gor­sze my­śli, naj­bar­dziej dziki in­stynkt.

Jego ostat­nim sło­wem było moje imię. We­zwa­nie.

A ja nie od­po­wie­dzia­łem.

W wer­sji ji­disz opo­wieść nie koń­czy się sceną z lu­strem, ale ra­czej pe­sy­mi­styczną uwagą do­ty­czącą te­raź­niej­szo­ści:

...I te­raz, dzie­sięć lat po Bu­chen­wal­dzie, uświa­da­miam so­bie, że świat za­po­mina. Niemcy są su­we­ren­nym pań­stwem. Ar­mia nie­miecka zmar­twych­wstała. Ilse Koch, sa­dystka z Bu­chen­waldu, ma dzieci i jest szczę­śliwa. Zbrod­nia­rze wo­jenni spa­ce­rują po uli­cach Ham­burga i Mo­na­chium. Prze­szłość jest za­tarta, ode­słana w za­po­mnie­nie.

Niemcy i an­ty­se­mici mó­wią światu, że cała ta hi­sto­ria o sze­ściu mi­lio­nach za­mor­do­wa­nych Ży­dów to tylko le­genda, i świat, w jego na­iw­no­ści, w to uwie­rzy, je­śli nie dziś, to ju­tro albo po­ju­trze...

...Nie je­stem na tyle na­iwny, żeby są­dzić, że ten utwór od­mieni bieg hi­sto­rii i wstrzą­śnie świa­do­mo­ścią ludz­ko­ści.

Książka nie ma mocy, którą miała kie­dyś.

Ci, któ­rzy mil­czeli wczo­raj, będą mil­czeli ju­tro.

Inne py­ta­nie, które czy­tel­nik miałby prawo nam za­dać: po co nowe wy­da­nie, skoro pierw­sze ist­nieje od czter­dzie­stu pię­ciu lat? Nie jest ono wy­star­cza­jąco wierne albo do­bre, po co tak długo cze­kać i za­stę­po­wać je in­nym? Mia­łoby być lep­sze i bliż­sze ory­gi­na­łowi?

To, co mó­wię o prze­kła­dzie w ję­zyku an­giel­skim, do­ty­czy rów­nież fran­cu­skiego. Czy mu­szę przy­po­mi­nać, że w tam­tych cza­sach by­łem nie­zna­nym de­biu­tan­tem i mój an­giel­ski, zresztą tak samo jak fran­cu­ski, po­zo­sta­wiał jesz­cze wiele do ży­cze­nia? Kiedy pe­wien lon­dyń­ski wy­dawca, o czym po­in­for­mo­wał mnie agent Édi­tions de Mi­nuit, Geo­r­ges Bor­chardt, zna­lazł tłu­maczkę, od­po­wie­dzia­łem mu: dzię­kuję. Prze­czy­ta­łem tłu­ma­cze­nie – wy­dało mi się za­do­wa­la­jące. Nie prze­czy­ta­łem go po­now­nie. Tym­cza­sem nie­które z mo­ich prac miały to szczę­ście, że zo­stały prze­tłu­ma­czone przez Ma­rion, moją mał­żonkę. Jest nie­zwy­kłą tłu­maczką, zna mój głos i po­trafi go prze­ka­zać le­piej niż kto­kol­wiek inny. Mam szczę­ście: po­pro­szona przez wy­daw­nic­two Far­rar, Strauss and Gi­roux o przy­go­to­wa­nie no­wego prze­kładu, przy­jęła tę pro­po­zy­cję. Je­stem prze­ko­nany, że czy­tel­nicy będą jej za to wdzięczni. Dzięki niej dano mi moż­li­wość po­pra­wie­nia tu i ów­dzie ja­kie­goś błęd­nego wy­ra­że­nia czy my­śli. Przy­kład: opi­suję pierw­szą nocną po­dróż w za­plom­bo­wa­nych wa­go­nach i wspo­mi­nam, że nie­które osoby sko­rzy­stały z ciem­no­ści, by do­pu­ścić się sto­sun­ków płcio­wych. To nie­prawda. W tek­ście na­pi­sa­nym w ji­disz mó­wię, że „mło­dzi chłopcy i dziew­czyny po­zwo­lili, by za­wład­nęły nimi ich po­bu­dzone in­stynkty ero­tyczne”. Spraw­dzi­łem w wielu ab­so­lut­nie pew­nych źró­dłach. W po­ciągu wszyst­kie ro­dziny były jesz­cze po­łą­czone. Kilka ty­go­dni getta nie mo­gło war­to­ści na­szego wy­cho­wa­nia ob­ni­żyć do tego stop­nia, by­śmy po­gwał­cili zwy­czaje, oby­czaje i dawne prawa. Że było ja­kieś nie­zręczne do­ty­ka­nie, to moż­liwe. Ale to wszystko. Nikt nie po­su­nął się da­lej. Dla­czego więc po­wie­dzia­łem to w ji­disz i po­zwo­li­łem prze­tłu­ma­czyć to na fran­cu­ski i an­giel­ski? Je­dyne moż­liwe wy­tłu­ma­cze­nie: mó­wię o so­bie sa­mym. To sa­mego sie­bie po­tę­piam. Wy­obra­żam so­bie, że mło­dzie­niec, któ­rym by­łem, w pełni doj­rze­wa­nia, mimo że głę­boko po­bożny, nie mógł oprzeć się ero­tycz­nej fan­ta­zji spo­tę­go­wa­nej fi­zyczną bli­sko­ścią męż­czyzn i ko­biet.

Inny przy­kład, mniej ważny: cho­dzi o skrót. Wspo­mi­na­jąc za­im­pro­wi­zo­waną zbio­rową mo­dli­twę, w wie­czór Rosz ha-Szana, opo­wia­dam, że po­sze­dłem po­szu­kać ojca, żeby uca­ło­wać jego dłoń, tak jak ro­bi­łem to w domu; za­po­mnia­łem od­no­to­wać, że by­li­śmy po­gu­bieni w tłu­mie. To Ma­rion, jak zwy­kle dba­jąca o pre­cy­zję, za­uwa­żyła rów­nież ten szcze­gół.

Nie­mniej jed­nak, czy­ta­jąc po­now­nie to świa­dec­two, tak od­le­głe, do­cho­dzę do wnio­sku, że do­brze zro­bi­łem, nie cze­ka­jąc z jego pu­bli­ka­cją zbyt długo. Po la­tach sam się so­bie dzi­wi­łem – nie­słusz­nie – wąt­piąc w nie­które epi­zody. Opo­wia­dam w nim moją pierw­szą noc spę­dzoną tam. Od­kry­cie rze­czy­wi­sto­ści we­wnątrz dru­tów kol­cza­stych. Ostrze­że­nia więź­nia prze­by­wa­ją­cego w obo­zie od dawna, ra­dzą­cego, że­by­śmy kła­mali na te­mat na­szego wieku: mój oj­ciec miał się od­mło­dzić, ja – po­sta­rzyć. Se­lek­cję. Marsz w kie­runku ko­mi­nów wy­strze­lo­nych w obo­jętne niebo. Nie­mow­lęta wrzu­cane do pło­ną­cych ro­wów... Nie spre­cy­zo­wa­łem, czy były żywe, jed­nak tak my­śla­łem. Po­tem mó­wi­łem so­bie: nie, były mar­twe, ina­czej po­stra­dał­bym zmy­sły. A jed­nak to­wa­rzy­sze z obozu wi­dzieli je ra­zem ze mną, i tak jak ja. Były żywe, kiedy wrzu­cano je w pło­mie­nie. Po­twier­dzili to hi­sto­rycy, jak na przy­kład Tel­ford Tay­lor. A ja mimo wszystko nie osza­la­łem. Ta kosz­marna wi­zja po­jawi się w no­wym wy­da­niu.

Za­nim za­koń­czę to wpro­wa­dze­nie: ważne wy­daje mi się pod­kre­śle­nie mo­jego prze­ko­na­nia, że, po­dob­nie do lu­dzi, każda książka ma swoje prze­zna­cze­nie. Jedne przy­wo­łują smu­tek, inne – ra­dość. Zda­rza się na­wet, że ja­kaś książka po­trafi jedno i dru­gie.

Po­wy­żej opi­sa­łem trud­no­ści, które Noc na­po­tkała pod­czas pu­bli­ka­cji czter­dzie­ści pięć lat temu. Mimo życz­li­wych re­cen­zji książka sprze­da­wała się źle. Te­mat, oce­niany jako ma­ka­bryczny, ni­kogo nie in­te­re­so­wał. Je­śli ja­kiś ra­bin wspo­mniał o niej w swo­ich ka­za­niach, za­wsze znaj­do­wał się ktoś, kto na­rze­kał: „Po co dzieci obar­czać smut­kiem prze­szło­ści?”. Od tam­tej pory sprawy ule­gły zmia­nie. Mój mały to­mik cie­szy się przy­ję­ciem, ja­kiego się nie spo­dzie­wa­łem. Dzi­siaj czy­tają go przede wszyst­kim mło­dzi lu­dzie na za­ję­ciach uni­wer­sy­tec­kich. I jest ich dużo.

Jak wy­tłu­ma­czyć to zja­wi­sko? Naj­pierw trzeba je przy­pi­sać zmia­nie, która na­stą­piła w men­tal­no­ści sze­ro­kiego kręgu od­bior­ców. O ile w la­tach pięć­dzie­sią­tych i sześć­dzie­sią­tych osoby uro­dzone przed wojną albo w jej trak­cie w sto­sunku do tego, co tak nędz­nie na­zywa się Ho­lo­kau­stem, prze­ja­wiały pe­wien ro­dzaj nie­świa­do­mej i po­błaż­li­wej obo­jęt­no­ści, o tyle te­raz to się zmie­niło.

W tam­tych cza­sach mało wy­daw­ców od­wa­żało się pu­bli­ko­wać książki o tej te­ma­tyce. Obec­nie wszy­scy pu­bli­kują je re­gu­lar­nie i dość czę­sto. Od­nosi się to także do świata aka­de­mic­kiego. Wtedy mało szkół śred­nich czy wyż­szych pro­wa­dziło wy­kłady o Ho­lo­kau­ście. Dzi­siaj wy­kłady te na­leżą do naj­bar­dziej po­pu­lar­nych, są rów­nież w pro­gra­mach szkol­nych.

Od tego czasu te­ma­tyka Au­schwitz na­leży do kul­tury ogól­nej. Filmy, sztuki te­atralne, po­wie­ści, mię­dzy­na­ro­dowe kon­fe­ren­cje, wy­stawy, co­roczne uro­czy­sto­ści z udzia­łem naj­waż­niej­szych osób w pań­stwie: te­mat stał się nie­unik­niony. Naj­bar­dziej ude­rza­ją­cym przy­kła­dem jest Mu­zeum Ho­lo­kau­stu w Wa­szyng­to­nie: od jego otwar­cia w 1993 roku od­wie­dziło je po­nad dwa­dzie­ścia pięć mi­lio­nów lu­dzi.

Świa­dom tego, że po­ko­le­nie oca­la­łych kur­czy się z każ­dym dniem, współ­cze­sny stu­dent czy czy­tel­nik od­krywa swoją fa­scy­na­cję ich pa­mię­cią.

Bo na wyż­szym i osta­tecz­nym po­zio­mie cho­dzi o pa­mięć, o jej po­czątki i jej roz­miary, jak rów­nież o jej osią­gnię­cia. Po­wta­rzam: jej wy­la­nie się może być tak samo szko­dliwe jak jej umniej­sze­nie. Na nas spo­czywa wy­bra­nie środka, mię­dzy jed­nym a dru­gim, w na­dziei, że bę­dzie bli­sko prawdy.

Dla oca­la­łego, który chce być świad­kiem, pro­blem jest pro­sty: jego obo­wiąz­kiem jest ze­zna­wać za­równo w imie­niu zmar­łych, jak i ży­wych, a przede wszyst­kim dla przy­szłych po­ko­leń. Nie mamy prawa po­zba­wiać ich prze­szło­ści, która na­leży do wspól­nej pa­mięci.

Za­po­mnie­nie ozna­cza­łoby za­gro­że­nie i znie­wagę. Nie­pa­mię­ta­nie o zmar­łych by­łoby za­bi­ciem ich po raz drugi. A je­śli, poza za­bój­cami i ich współ­wi­no­waj­cami, nikt nie jest od­po­wie­dzialny za ich pierw­szą śmierć, to my je­ste­śmy od­po­wie­dzialni za tę drugą.

Nie­kiedy py­tają mnie, czy znam „od­po­wiedź na Au­schwitz”; od­po­wia­dam, że nie; na­wet nie wiem, czy tak ogromna tra­ge­dia ma ja­kąś od­po­wiedź. Wiem jed­nak, że jest „od­po­wiedź” w od­po­wie­dzial­no­ści.

Kiedy mówi się o tej prze­klę­tej epoce ciem­no­ści, tak bli­skiej i tak od­le­głej, „od­po­wie­dzial­ność” staje się sło­wem klu­czo­wym.

Je­śli świa­dek za­dał so­bie gwałt i wy­brał da­nie świa­dec­twa – to dla dzi­siej­szej mło­dzieży, dla dzieci, które uro­dzą się ju­tro: nie chce, żeby jego prze­szłość stała się ich przy­szło­ścią.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: