Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Noc spełnionych marzeń - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,90

Noc spełnionych marzeń - ebook

W ten grudniowy czas wszystko może się zdarzyć.

Anna nie lubi świąt od czasu, gdy tuż przed wigilią ojciec wyprowadził się do innej kobiety, tym samym wywracając świat żony i córki do góry nogami. Od tamtej pory w Boże Narodzenie chętniej organizuje sobie wyjazdy służbowe, niż spotyka się z rodziną przy stole.

Tego roku miało być inaczej. Ze względu na sześćdziesiątą rocznicę ślubu dziadków wydawało się, że nie ominą jej świąteczne atrakcje. Chcąc nie chcąc Anna wsiada w auto i wyrusza w drogę. Podczas podróży wpada jednak w niebezpieczny poślizg.

Kiedy budzi się w szpitalu, pierwszą osobą, którą widzi, jest Robert – jej dawna, trudna miłość. Między Anną a Robertem odżywają minione żale i urazy, ale ku zaskoczeniu obojga wciąż tli się między nimi uczucie, które ma wielką szansę zamienić się w ogromny pożar zmysłów.

Tylko co z tego, skoro w życiu Roberta jest już niejaka Gabrysia, którą on sam określa mianem kobiety swojego życia.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67295-92-5
Rozmiar pliku: 1 001 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

– Na wschodzie i północnym wschodzie, zwłaszcza na Podlasiu i Suwalszczyźnie, synoptycy prognozują obfite, miejscami bardzo obfite opady śniegu…

Piękna prezenterka beznamiętnym głosem przekazywała aktualną prognozę pogody, wykonując przy tym zamaszyste ruchy rękoma. Szczerze wątpiłam, by znała się na rzeczy. Miała wyglądać i z powodzeniem reklamować ciuchy sponsora. Cel został z pewnością osiągnięty, ponieważ patrząc na nią, sama chciałam biec do sklepu, żeby kupić piękną ołówkową spódnicę w szmaragdowym kolorze i pasującą do niej kremową bluzkę z żabotem. Oczami wyobraźni już się widziałam w tym zestawie i nawet uśmiechnęłam się do swoich myśli, gdy nagle oprzytomniałam, uzmysławiając sobie, że po pierwsze zielony to niekoniecznie mój kolor, a po drugie nawet gdybym skusiła się na ów reklamowany zestaw, spódnica sięgałaby mi zapewne do połowy łydki. Wzrost miałam bowiem mizerny, niestety.

Westchnęłam, pozbywając się pragnienia, by pożegnać się z paroma setkami ciężko zarobionych przeze mnie polskich złotych. Nie tym razem.

– …nocą temperatura spadnie do minus dziesięciu stopni Celsjusza, ale od północy i północnego-wschodu zacznie napływać mroźne powietrze i już od rana zaczniemy odczuwać jego wpływ. Wszystkie modele meteorologiczne wskazują na wyjątkowo mroźne i śnieżne święta – kontynuowała swój wywód prezenterka.

Odruchowo spojrzałam na niebo. Prognoza była dla mnie bardziej listą życzeń aniżeli stanem faktycznym. Nie pamiętałam już śnieżnych świąt. Może gdybym poszperała w pamięci z lat dziecinnych, przypomniałabym sobie szaleństwo na sankach, lepienie bałwana czy bitwę na śnieżki, ale czy miało to miejsce akurat pod koniec grudnia, tego nie byłam już pewna. Marzenia o śnieżnych i mroźnych świętach każdego roku spełzały na niczym. Globalne ocieplenie zrobiło swoje. Klimat coraz bardziej się zmieniał i teraz wyglądało, jakby były dwie pory roku: sucha i deszczowa. Dla mnie nie miało to znaczenia. Od lat tak planowałam sobie pracę i wyjazdy, by w tym okresie jak najmniej czasu spędzać w ojczyźnie. Nie wierzyłam prognozom. Pogoda potrafiła zaskoczyć z godziny na godzinę, wiec nie było żadnej pewności, że po tym czasie prognoza wciąż będzie aktualna. Zima bardziej przypominała niezbyt dokuczliwą jesień aniżeli najzimniejszą porę roku. Śnieg zaś był czymś, o czym można było przeczytać, ewentualnie zobaczyć wśród zdjęć z dalekiej północy, a nie czymś, co spotyka się na co dzień. Ale rozumiałam tych, którzy wierzyli, chcieli wierzyć w to, że nadchodzące święta będą wyjątkowe.

Zatrzymałam na dłużej wzrok na prezenterce stojącej przed wirtualną mapą. W sumie niczemu nie była winna. Tylko przekazywała informacje. Pewnie chciała wierzyć, że to, o czym mówiła, jest prawdą. W tym szczególnym czasie każdy był dzieckiem i chciał, by spełniły się jego marzenia.

Śnieżne święta?

Spojrzałam na leżącą na łóżku walizkę i z wahaniem podeszłam do szafy. Wyciągnęłam dwa grube swetry, które dostałam od babci, solidne, ciepłe, idealnie nadające się na mroźne zimowe dni. Wątpiłam, by miały mi się przydać, ale wolałam je spakować dla świętego spokoju. Babcia z całą pewnością dokona inspekcji walizki, więc powinnam ubezpieczyć się na wszelkie możliwe sposoby.

Jak na zawołanie mój telefon zaczął buczeć i na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie uśmiechniętej staruszki w okularach. Moja babunia. Jakby prowadzona przez niewidzialne, telepatyczne więzi, wydawała się od razu reagować na moje zachowanie. Uśmiechnęłam się. Rozwód rodziców był dla mnie bolesny również dlatego, że podświadomie czułam, że moja swoboda w kontaktach i odwiedzaniu babci właśnie się skończyła. Nie chciałam zupełnie nieoczekiwanie wpaść na ojca albo jego nową żonę, nie chciałam o nich rozmawiać, a przed babcią, dla której ojciec wciąż był dzieckiem, nie mogłabym udawać, że nie istnieje. Cierpiałam podwójnie. Straciłam ukochanego tatę, ale – co czasem wydawało mi się gorsze – przez niego straciłam korzenie i rodzinę. Świat zmienił się w ułamku sekundy i choć pomimo rozwodu rodziców pozostałam ulubioną wnuczką babci, byłam nią bardziej na odległość i tylko formalnie, bo nie robiłam nic, by podtrzymywać dobre relacje.

I tylko ja wiedziałam, jak czasem było to dla mnie trudne.

Odebrałam połączenie.

– Dzień dobry, kochanie. – Usłyszałam jej głos, zanim zdążyłam się odezwać. – Spakowana?

Zerknęłam na leżącą na łóżku i wciąż otwartą walizkę.

– Oczywiście, babuniu.

– To znaczy, że jesteś jeszcze w proszku – powiedziała babcia z wyraźną ulgą, czym mnie zaskoczyła. – Nie spiesz się, dziecko, w takim razie…

– Babuniu… sama przecież chciałaś, bym przyjechała wcześniej…

– Ach… – Byłam niemal pewna, że babcia w tym momencie zmrużyła oczy i zmarszczyła nos, po czym jej okulary zjechały lekko do przodu, i machnęła energicznie ręką. – Wieczorem i w nocy będzie potężna śnieżyca. Nie chciałabym, żeby cię złapała w drodze.

– A, to! Bez obaw, babciu, śnieżyca u nas? Jeszcze o tej porze? – Zaśmiałam się, jakbym usłyszała dobry żart. – Prędzej przyjdzie ulewa. I w to bym uwierzyła. Sama powiedz, kiedy ostatnio sprawdziły się prognozy dotyczące śnieżyc?

– Jakie prognozy?

– No… myślałam, że oglądasz telewizję…

– W życiu! Ja ci mówię, że będzie padać, a nie żadna telewizja. Tam nie mają pojęcia o pogodzie.

– Bądź co bądź przemawia za nimi nauka…

– A za mną lata obserwacji i mówię ci po raz kolejny, wstrzymaj się do jutra, albo lepiej do pojutrza z tym przyjazdem.

– Pojutrze jest Wigilia. Nie będę jechała do ciebie w Wigilię, nie taka była umowa.

– Umowa była taka, że przyjedziesz na święta. Posłuchaj, bo ci dobrze radzę, i siedź dzisiaj w domu.

– Raz jeden cię nie posłucham. Nie po to wierciłaś mi dziurę w brzuchu przez tyle miesięcy, żeby teraz odwoływać mój przyjazd. Poza tym… Jestem już spakowana, zdążę, zanim się rozpada – zapewniłam, patrząc na walizkę. Po wielu rozmowach, miesiącach namawiania i przekonywania, w końcu uległam babci i zgodziłam się spędzić z nimi święta. Po raz pierwszy od sama nie wiem kiedy. A skoro już się zgodziłam i przygotowałam psychicznie na to spotkanie, nie zamierzałam zmieniać planów niemal w ostatniej chwili. Chciałam tam pojechać i jak najszybciej mieć to wszystko za sobą, a potem wrócić do swojego życia. W myślach szybko przeanalizowałam, czego mi jeszcze potrzeba, po czym, konstatując z zadowoleniem, że właściwie nie minęłam się z prawdą, podjęłam decyzję.

– Boże drogi, ty mnie nigdy nie słuchasz – jęknęła babcia.

– Babuniu, nie złość się – poprosiłam. – Nie widziałam cię tak długo, pozwól mi się sobą nacieszyć. Przyjadę raz dwa, zobaczysz. Zanim się obejrzysz, będziemy piły razem herbatę. Masz coś dobrego? Ciasto drożdżowe?

– Ciasto? Święta tuż, po co miałabym robić teraz ciasto? – zapytała babcia, ale w jej głosie wyczułam lekkie rozbawienie.

Uśmiechnęłam się. Miała rację. Znałam ją dobrze, a ona znała mnie i wiedziała, że uwielbiam jej wypieki, zwłaszcza drożdżowe. I ilekroć do niej jeździłam, zawsze czekało na mnie świeże, prawie ciepłe ciasto.

– Jesteś najlepsza, babuniu – powiedziałam, dziękując jej w ten sposób. – Niedługo będę – zapewniłam ją.

– Aniu, dziecko… – Babcia chciała jeszcze coś powiedzieć, ale się rozłączyłam. Każda minuta rozmowy opóźniała mój wyjazd.

W pośpiechu spakowałam resztę rzeczy i wrzuciłam je byle jak do walizki.

Niebo przybierało coraz ciemniejszy kolor, a słońce dzieliły minuty do zachodu. To był najkrótszy dzień w roku. Kiedyś wierzyłam, że tego dnia kończyło się wszystko, co złe, gorzej już być nie mogło. I tak mi się wszystko układało. Jeśli miało się stać coś złego, zadziało się do grudnia. Tuż przed świętami zaczynała się stabilizacja, wydłużające się dni napawały optymizmem, a ja zawsze wtedy nabierałam ochoty do życia. Robiłam plany na nadchodzące dni i miesiące, i nareszcie miałam siłę, by żyć.

Było bezchmurnie. Ilekroć unosiłam głowę i patrzyłam na niebo, zachwycałam się nim. Było niewyobrażalnie wręcz piękne, i wcale nie niebieskie czy błękitne, tylko czarne. Ktoś mógłby powiedzieć, że przerażające, ale mnie zachwycało. Dopiero kiedy zachodziło słońce i można było patrzeć na nieskończoną ilość już dawno umarłych gwiazd, pokazywało swoje prawdziwe oblicze. Mogłam patrzeć na nie bez końca.

W miarę jak słońce spadało coraz niżej, gwiazdy co rusz pojawiały się na firmamencie. Odruchowo spojrzałam na północ, gdzie spodziewałam się znaleźć Wielką Niedźwiedzicę – pierwszy gwiazdozbiór, jaki poznałam. Miałam wtedy kilka lat i mieszkałam z dziadkami. To był najszczęśliwszy okres w moim życiu. Rodzice remontowali dom, który niedawno kupili dzięki wysiłkom obu rodzin, a ja zostałam oddana babci pod opiekę. Wszyscy byli zadowoleni. Rodzice mieli motywację, by jak najszybciej doprowadzić dom do użytku, babcia z dziadkiem cieszyli się w domu małym człowiekiem, który sprawił, że poczuli się młodsi. Babcia codziennie zabierała mnie do przedszkola, w którym pracowała, dziadek popołudniami próbował uczynić ze mnie pasjonatkę nauk ścisłych, marząc, bym tak jak on w przyszłości zajęła się nauczaniem fizyki. Ale ja już w wieku pięciu lat wiedziałam, że to nie dla mnie. Słuchałam go jednak z przyjemnością. Siadałam przed nim po turecku, opierałam brodę na rękach i chłonęłam każde słowo.

Jedyną rzeczą, jaka mnie interesowała, i co dość szybko zauważył dziadek, było niebo. Ale nie to wypełnione aniołami, tylko to widoczne, rozświetlone milionem gwiazd. Któregoś wieczoru wyszliśmy na werandę. Gwiazdy świeciły wyjątkowo jasno, niebo wyglądało jak ciasto posypane cukrem pudrem. Tamtej nocy zobaczyłam Drogę Mleczną i obie niedźwiedzice. I zakochałam się w nich.

I gdziekolwiek byłam, szukałam ich na niebie, a gdy na nie patrzyłam, czułam, że jestem w dobrym miejscu. Że nie zginęłam i że wrócę do domu.

Tym razem jednak szukałam oznak nadchodzącej zmiany pogody. Śnieżyca i mróz. Wzruszyłam ramionami. Wielokrotnie widziałam niebo zwiastujące zmianę pogody. To, które miałam nad sobą, na pewno żadnej zmiany nie przyniesie, mogłam spokojnie ruszać w drogę.

Wrzuciłam do bagażnika walizkę, na to kurtkę i plecak. Było znośnie, w aucie nie musiałam być okutana w miliony warstw. Poza tym ilekroć wybierałam się gdzieś autem, zawsze wrzucałam wszystko, co tylko mogłoby mi się przydać. Bagażnik był właśnie od tego, aby w razie czego zajrzeć do niego i wyciągnąć, co potrzeba.

Wsiadłam do samochodu i uruchomiłam silnik. Nim ruszyłam, na myśl przyszła mi babcia i nasza wcześniejsza rozmowa. Rzadko zdarzało się, by chciała przełożyć mój przyjazd. Raczej nie mogła się go doczekać.

– To, że twoi rodzice się rozstali, nie znaczy, że przestałaś być moją wnuczką – powiedziała po tym, jak ojciec wyprowadził się z domu. – Jesteś nią. – Przyciągnęła mnie i mocno przytuliła. – I zawsze będziesz. Najukochańszą, pamiętaj o tym.

Ta rozmowa miała miejsce piętnaście lat wcześniej i babcia dotrzymała danego mi słowa. Miałam z nią lepszy kontakt niż z ojcem i zawsze cieszyłam się na te rzadkie odwiedziny u niej. Wręcz nie mogłam się ich doczekać.

Tegoroczne święta miały być wyjątkowe, spędzone w rodzinnym gronie. Kiedyś to była norma, ale odkąd nasza rodzina się rozpadła, nic już nie było takie samo. Teraz jednak była ku temu nie byle jaka okazja. Babcia i dziadek obchodzili sześćdziesiątą rocznicę ślubu, co dla mnie było absolutnym mistrzostwem. To niemal wieczność – trudno było mi uwierzyć, że naprawdę można z kimś być na zawsze. Zwłaszcza że nie miałam dobrego wzorca. Moi rodzice nie wytrzymali ze sobą nawet dwudziestu lat! A moje związki kończyły się, zanim miały okazje na dobre się zacząć.

Poza tym to były pierwsze święta od lat, które miałam spędzić z bliskimi. Z jednej strony nie mogłam się doczekać, ale z drugiej bałam się tego spotkania, paraliżował mnie strach na samą myśl, że zobaczę się z ojcem, z którym nie widziałam się od lat i w ogóle nie rozmawiałam. Żadnych życzeń, żadnych pogaduszek ani nagłych wypadków, żadnego kontaktu. Po odejściu z domu ojciec próbował jeszcze kontaktować się ze mną, chciał spędzać ze mną czas, ale dość szybko ustaliłam granice. Nie potrafiłam wybaczyć mu tego, co zrobił, nie chciałam być częścią jego nowego życia. Jak bardzo los potrafił być przewrotny, przekonałam się nieco później.

Dżingiel w radiu informował o wybiciu pełnej godziny. Za cztery godziny powinnam być na miejscu.

Położyłam dłonie na kierownicy, po czym włączyłam pierwszy bieg.

Drogę znałam na pamięć, wiedziałam, ile czasu zajmuje mi przejazd, gdzie powinnam uważać. Kiedy zamieszkałam wreszcie z rodzicami w naszym wyremontowanym domu, miałam do nich żal, że postanowili się osiedlić tak daleko od babci. Nie rozumiałam, że nie podjęli tej decyzji pochopnie, że zrobili to ze względu na swoje zajęcia i na moją przyszłość. Uważali, że dorastanie blisko stolicy otworzy przede mną możliwości, jakich oni nie mieli. Posłali mnie do prywatnej szkoły, gdzie miałam zapewnione mnóstwo zajęć, opłacali obozy językowe. Cieszyłam się, ale jednocześnie żałowałam, że nie ma przy mnie babci i dziadka. Wizyty u nich wydawały się zawsze zbyt krótkie.

Muzyka płynąca z radia urwała się i mych uszu doszedł dźwięk przychodzącego połączenia. Zerknęłam na wyświetlacz: mama. Nacisnęłam zieloną słuchawkę na kierownicy i rzuciłam:

– Cześć, mamuś.

– Jesteś w samochodzie? Jedziesz gdzieś?

– Do babci. Przecież wiesz.

– Och! Myślałam, że to jutro!

– Halo, mamo! Mamy dwudziesty drugi grudnia i zgodnie z planem jadę do babci. – Zaśmiałam się. Dla mojej mamy to było typowe. Często myliła daty, godziny czy miejsca. Dlatego wszystko musiała mieć na piśmie.

– Boże, to już dwudziesty drugi… – jęknęła mama. – Czas stanowczo zbyt szybko pędzi!

– A jak twoje przygotowania do świąt?

– Fantastycznie! Dom już udekorowany.

– Choinka?

Mama się zaśmiała.

– Jaka choinka? Powiedz mi, dziecko, kiedy ja ostatnio miałam choinkę?

– Tak tylko pytam! Podeślij mi zdjęcia udekorowanego domu. Jestem go ciekawa…

– Zaraz ci wyślę.

– Może powinnam do ciebie polecieć po świętach? – zapytałam. – Co ty na to? Babcia mówi, że dzisiaj będzie jakaś śnieżyca, prognozy straszą śnieżnymi i mroźnymi świętami. Może powinnam pojechać tam, gdzie jest ciepło?

– Dziwię się, że jeszcze tego nie zrobiłaś! U mnie dzisiaj piętnaście stopni i świeci słoneczko. Leżę w ogrodzie w krótkim rękawku i popijam espresso.

– Mamo!

– A zaraz wchodzę do basenu.

– Jesteś bez serca!

– Ech – westchnęła. – Szkoda, że cię tu nie ma. Naprawdę. Chyba się starzeję, bo naprawdę brakuje mi naszych wspólnych świąt.

Trudno mi było sobie wyobrazić to, o czym mówiła mama. Zwłaszcza o starzeniu się. Mimo upływu lat wciąż była piękna. Jej długie jasne włosy tylko gdzieniegdzie poprzetykane były siwymi, wyglądała, jakby była bardziej w moim wieku niż po pięćdziesiątce. Poza tym odkąd znalazła swoje miejsce na ziemi, jeszcze bardziej odmłodniała.

Kiedy babcia po raz pierwszy wspomniała o wspólnych świętach i zaczęła mnie namawiać do przyjazdu, mama mi kibicowała. Nie nalegała, nie zmuszała. Raz tylko powiedziała: „Czasem dobrze jest wrócić”.

– W takim razie postanowione. Po powrocie od babci lecę do ciebie. Odezwę się, jak kupię bilet.

Mama klasnęła w ręce.

– Bosko! Nie mogę się doczekać! A jak twoje nastawienie? Wszystko zabrałaś?

– Tak.

– Prezenty?

– Mam – zapewniłam i poczułam, jak oblewa mnie zimny pot. Czy rzeczywiście je wzięłam? Spojrzałam nerwowo na siedzenie pasażera, ale leżała tam tylko moja torebka. Resztę rzeczy upchałam w bagażniku. Już miałam się zatrzymać, gdy dotarło do mnie, że przecież wzięłam plecak, a to w nim były prezenty. Odetchnęłam z ulgą.

– Mam – powtórzyłam już spokojniej.

– Pozdrów wszystkich ode mnie.

– Wszystkich?

– Żony ojca nie pozdrawiaj – odparła mama po chwili.

– Nie miałam takiego zamiaru! – Przez chwilę obie milczałyśmy. – Szkoda, że ciebie nie będzie.

– Wiesz, że nie czułabym się dobrze. Nie jestem częścią tej rodziny od piętnastu lat. Poza tym… sama rozumiesz. – Mama zakończyła myśl.

Jasne, że rozumiałam. Ojciec porzucił nas kilka dni przed Wigilią, to był dla niej zawsze trudny czas. Każdego roku tak planowała święta, aby jak najmniej myśleć o przeszłości, bo mimo upływu lat temat wciąż wracał.

– A ty, dasz radę?

– Ja?

– Ojciec przyjedzie z Bożeną.

– Wiem – rzuciłam niby beztrosko.

– I Robertem…

Mama powiedziała to w sposób, jakby Robert wciąż był małym dzieckiem.

– Dam sobie radę – powiedziałam twardo.

– Gdybyś jednak…

– Nic mi nie będzie. Może wcale nie przyjedzie?

– Aniu, proszę… gdybyś tylko…

– To co mamo? Zgarniesz ciocię Izę, zapakujesz do samolotu i natychmiast do mnie przylecicie? Daj spokój. Spędź miłe święta z siostrą. Jestem dużą dziewczynką, nic mi nie będzie. Nie martw się. Babcia na pewno nie pozwoli, by coś się wydarzyło. Wiesz, że prosiła, bym dzisiaj nie przyjeżdżała?

– Babcia Aniela?

– Ta sama! Powiedziała o tej śnieżycy i zapytała, czy mogłabym przyjechać jutro. Albo pojutrze.

– Czasem mnie zadziwia! Ale właśnie za to ją uwielbiam!

– Mówisz o swojej byłej teściowej, mamo!

– Najlepszej i najmądrzejszej! Gdyby jej syn był choć w połowie taki jak ona, to kto wie…

– Mamo… proszę…

– Okej, okej, kończę już. Jedź ostrożnie i zadzwoń, jak już będziesz na miejscu.

– Zadzwonię! Do usłyszenia!

Do Augustowa nie wydarzyło się nic niezwykłego. Droga mijała mi spokojnie i zgodnie z planem. Cieszyłam się na rychłe spotkanie z babcią i dziadkiem. Ale po wjeździe do miasta zauważyłam zmianę. Nagle zniknęły gwiazdy i od czasu do czasu podmuchy wiatru stawały się silniejsze niż wcześniej. Kilka razy musiałam mocniej przytrzymać kierownicę, bo wiatr próbował przesuwać samochód na drodze. Na szczęście ruch był prawie żaden. Przeszło mi przez myśl, czy rzeczywiście babcia i prognozy nie miały racji z tymi opadami śniegu i cieszyłam się, że do celu zostało już naprawdę niewiele. Za niespełna godzinę powinnam być na miejscu i zajadać się babcinym drożdżowym.

Docisnęłam gaz.

Kiedy minęłam miasto i znalazłam się wśród wysokich drzew, zobaczyłam pierwsze płatki śniegu tańczące w powietrzu. A więc śnieg! Nie wierzyłam własnym oczom. Babcia miała rację. Nawet prognozy pogody mówiły prawdę. Podkręciłam ogrzewanie, czując nagle przenikliwy ziąb.

Dziesięć minut później nieśmiały śnieżek przerodził się w gęsty, sypiący tak, że wycieraczki musiały przyspieszyć, by zbierać płatki z szyby. Miałam wrażenie, że ktoś akurat nade mną rozpruł poduszkę i wysypywał pierze. Nic nie widziałam. Byłam zaskoczona intensywnością opadu i wielkością płatków. Wydawało się to aż nierealne, dawno czegoś takiego nie widziałam.

– Naprawdę? – powiedziałam do siebie, patrząc, na to, co się działo na zewnątrz. – Śnieg o tej porze? Poważnie?

Nie byłam zadowolona, nie cieszył mnie śnieg ani perspektywa białych świąt. Dla mnie równie dobrze mogłaby być już wiosna. Śnieg oznaczał kłopoty. Tamtego dnia też padał śnieg. Co prawda nie tak gęsty i bardziej przypominał płynną, deszczową maź, ale doskonale pamiętam, że był…

Droga była pusta, więc dodałam gazu, zapominając, że znajduję się w środku puszczy i nie powinnam szarżować. Po chwili jednak znacznie zwolniłam, gdy wiatr znów szarpnął samochodem. Nic nie widziałam, poza białą ścianą przed sobą, która z minuty na minutę zdawała się być coraz szczelniejsza.

Kiedy wydawało mi się, że gorzej już być nie może, nagle tuż przed autem śmignęła sarna. Wrzasnęłam i gwałtownie skręciłam w bok. Samochód zatańczył na śliskiej nawierzchni, następnie złapał pobocze i gdy byłam niemal pewna, że nareszcie się zatrzyma, z impetem runął w dół.

Nie miałam czasu ani siły, by krzyknąć ani zareagować w żaden sposób. Kiedy samochód zarył maską w zaspę świeżego śniegu, usłyszałam trzask eksplodującej poduszki, uderzyłam w nią głową i straciłam przytomność.

Jakiś czas później poczułam przenikające do szpiku kości zimno. Odczuwałam je każdą cząsteczką ciała, miałam wrażenie, że znajduję się w rozszczelnionej komorze kriobarycznej, w której powietrze stało się wilgotne i potęgujące uczucie chłodu.

Otworzyłam oczy i spróbowałam ruszyć rękami. Udało się, choć próba rozprostowania palców była niezwykle bolesna. Spojrzałam na tylne siedzenie w nadziei, że znajdę tam kurtkę. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że wszystkie rzeczy zapakowałam do bagażnika. Nie namyślając się, spróbowałam otworzyć drzwi, ale niespodziewanie napotkałam opór z ich strony. Nie ruszyły się ani o milimetr. Przesiadłam się na siedzenie pasażera i spotkało mnie to samo. Po kilku minutach wiedziałam, że wszystkie są zablokowane.

Musiałam jakoś wydostać się z auta. Było w nim ciemno i zimno, słyszałam wycie wiatru, trzask łamanych od czasu do czasu gałęzi, widziałam sypiący wciąż śnieg. Byłam przemarznięta i skostniała, z trudem się ruszałam. Miałam ochotę zwinąć się i zasnąć. Zaraz jednak przyszło otrzeźwienie: nie mogłam tego zrobić!

Spróbowałam uruchomić silnik, ale przychodziło mi to z trudem. Nie mogłam utrzymać karty w dłoni i włożyć jej do czytnika, a gdy mi się wreszcie udało, silnik milczał jak zaklęty. Zaklęłam pod nosem! Sięgnęłam po telefon, a gdy zauważyłam, że się rozładował, wpadłam w panikę. Zrozumiałam, że jeśli szybko nie znajdę wyjścia z tej sytuacji, źle to się dla mnie skończy.

Byłam w pułapce.

Zaczęłam krzyczeć. Tliła się we mnie nikła nadzieja, że jednak ktoś mnie usłyszy. Jakiś czas później straciłam głos i nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Ostatkiem sił spróbowałam wybić szybę, ale szybko zrozumiałam, że jestem zbyt słaba. Zdałam sobie sprawę, że mój czas się kończył.

Przymknęłam oczy, zapominając, że w tej sytuacji nie powinnam tego robić.

ANIA – KIEDYŚ

Otworzyłam oczy przekonana, że dzieje się coś dziwnego. Pamiętałam śnieżycę, sarnę i zjazd w dół. Spodziewałam się zobaczyć białe zaspy dookoła i poczuć wcinający się pas, a tymczasem leżałam wygodnie w łóżku.

Rozejrzałam się wokół. Miejsce wydawało mi się znajome. Przetarłam zaspane oczy, a potem jeszcze raz i jeszcze. Byłam w swoim pokoju. Z dołu dochodził hałas, ktoś rozmawiał zbyt głośno jak na tę porę, kiedy słońce jeszcze nie wstało i wszystko powinno być pogrążone w niczym niezmąconej ciszy.

– O Boże, ja umarłam? – Ni to zapytałam, ni stwierdzałam. Jakim cudem znalazłam się w swoim pokoju? I dlaczego słyszę rozmowę? – Umarłam, jak nic – jęknęłam, bo obecność w domu stawała się dla mnie coraz bardziej zagadkowa. – Utknęłam w tej cholernej śnieżycy, zjechałam w dół i umarłam! Boże, babcia na mnie czeka, co ja jej powiem? A mówiła, żebym się wstrzymała… to ja nie, w drogę… Babuniu kochana, wybacz swojej głupiej wnuczce i mi pomóż! Nie chcę umierać, nie dzisiaj, nie tak!

Byłam zrozpaczona. Otworzyłam zaspane oczy gotowa rzucić kwiecistą wiązankę w stronę dziwnych odgłosów, ale po chwili zrozumiałam, że to, co słyszałam, już się wydarzyło. To były odgłosy rozmowy rodziców, którą, byłam pewna, przeprowadzili wiele lat temu.

Zaczęłam nasłuchiwać. Nawet gdybym nie miała takiego zamiaru, nie było innego wyjścia, słyszałam każde słowo. Zadrżałam.

– Jak mogłeś nas tyle czasu oszukiwać? – To mama. Mówiła drżącym głosem i w pierwszej chwili uznałam, że płakała, ale zaraz dotarło do mnie, że to było kompletnie bez sensu. Rodzice sprzeczali się czasem, co wydawało się normalne i naturalne po wielu latach spędzonych razem, w końcu za kilka dni, w pierwszy dzień świąt mieli obchodzić dwudziestą rocznicę ślubu, ale mama nigdy nie płakała przez ojca. – I dlaczego, na Boga, przychodzisz z tym teraz? Czego oczekujesz? – Mama uniosła głos, co było do niej niepodobne.

Coś mnie jednak tknęło i bardziej się skupiłam. Zaintrygowało mnie zachowanie matki. Coś było nie tak i koniecznie musiałam się dowiedzieć, co. Może powinnam zejść i powiedzieć im, że i tak się rozwiodą, wyjaśnić, jak się skończy ta rozmowa, jak potoczy się ich życie. Pokazać, że nie ma sensu tkwić w związku bez miłości i że wszystko się ułoży. Że wcale nie będą dla siebie wrogami. Zamiast tego jednak siedziałam jak skamieniała i mimo że znałam dalszy ciąg, przyjmowałam wszystko, jakbym widziała i słyszała po raz pierwszy.

– Zuza…

– Tylko nie „Zuza”, proszę cię!

– Chciałem być wobec ciebie w porządku. Wolałabyś, abym odszedł, nic nie mówiąc?

Zamarłam jak wówczas, kiedy wydarzyło się to po raz pierwszy. Tak samo bolało. Dlaczego więc zachowywałam się, jakby to się nigdy wcześniej nie stało? Co się działo?

Miałam w głowie gonitwę myśli. Próbowałam nadążyć za tym, co słyszę i zrozumieć, czego dotyczy ta rozmowa. Za wszelką cenę broniłam się przed myślą, że rodzice rozmawiają o rozstaniu. Jakim rozstaniu? Do tej pory byli udanym, całkiem normalnym małżeństwem. Tak przynajmniej to widziałam. Nie kłócili się zbyt często, ot czasem głośniej wymienili zdania, ale zawsze po tym tak słodko się godzili. Nic nie wskazywało, że coś się między nimi zmieniło.

Nagle poczułam przenikliwe zimno. Czyżbym trafiła na tę właśnie noc sprzed piętnastu lat, kiedy ojciec poinformował mamę, że odchodzi? Nie rozumiałam, co się dzieje. Byłam święcie przekonana, że już to przeżyłam, a jednocześnie wszystko było nowe, nieoczekiwane.

– Wolałabym, abyś nigdy jej nie poznał!

– Zuza!

„Jej”? Była jakaś „ona”? Wstrzymałam oddech. Uszczypnęłam się, a gdy poczułam ból, skrzywiłam się, starając nie wydać z siebie żadnego dźwięku. To działo się naprawdę. Nie śniłam, choć miałam taką nadzieję. Po raz kolejny słuchałam tej samej rozmowy, nie mogąc zrozumieć, dlaczego?

– Co ona ma w sobie takiego, czego ja nie mam? Co takiego ci daje? Tutaj masz dom, rodzinę, córkę, którą podobno kochasz nad życie! – Teraz byłam pewna, że matka płacze.

– Oczywiście, że ją kocham! – krzyknął ojciec. – Kocham ją, jest moim dzieckiem!

– A ja? Jestem twoją żoną!

– Przepraszam cię, Zuza. Nie potrafię żyć w kłamstwie. Zakochałem się i nie chcę… nie mogę już z tobą być. Podjąłem decyzję, choć było mi cholernie trudno, i odchodzę! Proszę cię… – Wydawało się, że ojciec chciałby coś jeszcze dodać.

– Zakochałeś się? Ha! Aż do tej pory pozwalałeś mi wierzyć, że wszystko jest w porządku. Planowałeś ze mną świąteczny obiad, wspólnie robiliśmy listę gości, ustalaliśmy menu, doskonale się przy tym bawiąc. I nagle przychodzisz i informujesz, że to koniec… Wiesz, jak ja się czuję?

– Naprawdę mi przykro, Zuza.

– Przestań! Nie wierzę ci!

Nie mogłam dłużej leżeć. Wstałam i po chwili stanęłam u szczytu schodów. Rodzice rozmawiali w kuchni, skąd sączyło się delikatne światło. Pewnie świeciła się tylko lampka nad blatem. Mama prawdopodobnie siedziała przy stole. Wyobrażałam ją sobie. Miała łokcie oparte o blat, opuszczoną głowę, wokół której opadały jej długie, jasne włosy. Mama była piękna. Cieszyłam się, że choć nie jestem do niej podobna, przynajmniej włosy po niej odziedziczyłam.

Usiadłam na stopniu i oparłam się o balustradę.

– Zuza, wiem, że cię zawiodłem. Ale wierz mi, zawiodłem też siebie. Obiecałem cię kochać, być z tobą…

– Przestań!

– Przepraszam.

– Nie rozumiem, dlaczego jeszcze z tobą rozmawiam! Powinnam cię wyrzucić na zbity pysk!

Aż otworzyłam usta ze zdziwienia. Mama nigdy nie używała takich słów.

– Odejdę. Wierz mi, nie zamierzam się z tobą kłócić. Szanuję cię i nie chcę przekreślać lat, które razem spędziliśmy. Jestem ci wdzięczny za to, jaki stworzyłaś mi dom, za to, jaką jesteś matką dla naszej córki. Ale to koniec, Zuza. Nie mogę już tak dłużej żyć. Będzie lepiej, jeśli się rozstaniemy. Uczciwiej.

– Jak możesz tak mówić? – mama mówiła teraz bardzo cicho. Musiałam maksymalnie się skupić, by usłyszeć. – Uczciwiej? Czy ty wiesz, co to znaczy? Gdzie była twoja uczciwość, kiedy tydzień temu kochałeś się ze mną? W żaden sposób nie dałeś mi odczuć, że to dla ciebie przykry, małżeński obowiązek! To jest ta twoja uczciwość?

Zakryłam usta. Nie chciałam tego słuchać. Nie interesowało mnie życie intymne moich rodziców, choć czasem dochodziły do mnie odgłosy z ich sypialni. Udawałam jednak, że ta sfera ich życia nie istnieje. O seksie rozmawiałam z Adą, ale nie z rodzicami. Brr… to jakieś dziwne! Nawet po tylu latach niezręcznie mi było słuchać.

– Wybacz mi, jeśli potrafisz – powiedział ojciec.

Matka zaniosła się płaczem. Chwilę później odezwała się, już spokojniejsza.

– Nie wiem dlaczego, ale nawet w takiej chwili nie potrafię cię znienawidzić, Paweł. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała…

– Domyślam się.

– Porozmawiaj z Anią. O wszystkim powinna dowiedzieć się od ciebie. Powiedz jej o swoim odejściu. Ja tego nie zrobię.

– Porozmawiam z nią, jak tylko zejdzie na dół, a teraz pójdę się spakować.

Nie wiem, w którym momencie dotarło do mnie, że rodzice naprawdę się rozstają, nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Myślałam o tylu rzeczach, wciąż jednak jak bumerang wracało pytanie: dlaczego ojciec to robi? Nie umiałam na nie odpowiedzieć. Byłam przerażona. Nie potrafiłam sobie wyobrazić rzeczywistości bez ojca. Ojca, który jest dla mnie ideałem faceta, którego kocham jak szalona i uwielbiam z nim rozmawiać. Odchodzi? To znaczy, że nie będzie już wspólnych rozmów na różne tematy, nie będzie mi pomagał w fizyce, którą rozumiał jak mało kto, a która dla mnie była piętą Achillesową. Jak to dalej będzie?

Nie usłyszałam, jak wchodzi po schodach, uniosłam zapłakane oczy dopiero gdy się odezwał.

– Ania?

Chciałam być małym dzieckiem. Chciałam, by tata wziął mnie na ręce i przytulił najmocniej, jak potrafił, dając mi poczucie bezpieczeństwa. By wytarł łzy i powiedział, że nie ma powodu do płaczu. Chciałam się obudzić i zobaczyć, że nic się nie zmieniło. I chciałam wreszcie na powrót znaleźć się w tym cholernym samochodzie i nie przeżywać znów odejścia ojca.

Zamiast tego tata stał przede mną, maskując zaskoczenie. Zapewne nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Patrzyłam na niego, chcąc zrozumieć, ale w głowie miałam przerażającą pustkę.

– Aniu, kochanie…

Wstałam energicznie i o mały włos nie wpadłam w ramiona ojca. Byłam jednak pewna, że tego nie chcę. Za nic. Ani teraz, ani… nigdy!

– Nie mów tak do mnie! Nienawidzę cię! – Odwróciłam się i pobiegłam do swojego pokoju, a potem zamknęłam za sobą drzwi. Ojciec zdecydował. Skoro odchodzi, nie byłyśmy z mamą dla niego tak ważne, jak mówił. To było kłamstwo, a my żyłyśmy w nim nieświadome niczego.

Skrzywdził nas i to bolało najbardziej.

Owinęłam się kołdrą, widać mi było tylko oczy i nos.

Nie byłam gotowa na zderzenie z nową rzeczywistością ani na rozmowę z mamą. Z nikim. Słyszałam dostatecznie dużo, by wiedzieć, co się stało. Nie potrzebowałam żadnych więcej tłumaczeń. Wszystko było jasne. Nie reagowałam na pukanie do drzwi ani na głos mamy proszącej, bym wstała i porozmawiała z nimi. Nie miałam takiego zamiaru. Zamiast tego leżałam, tuląc do siebie rosnący żal i nienawiść. Znowu.

TERAZ

Nareszcie robiło mi się cieplej. Po zimnie przenikającym do szpiku kości, była to przyjemna odmiana. Nie zastanawiałam się, jaki był tego powód, cieszyłam się, że nareszcie coś się zmieniło. Poprawiłam się na siedzeniu i nabrałam powietrza. To było przyjemne uczucie. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o zimnie i śniegu. Miałam nadzieję, że samochód zbyt nie ucierpiał i że będę mogła bez problemu kontynuować podróż. Babcia zapewne zastanawiała się, dlaczego mnie jeszcze nie ma, może nawet się denerwowała, że mimo przestrogi, ruszyłam w drogę.

Uniosłam dłoń, by nieco podwinąć rękawy. Ciepło powoli rozchodziło się po moim ciele. Otworzyłam oczy, ale powieki były zbyt ciężkie i szybko opadły z powrotem. Nie zamierzałam z tym walczyć. Poprawiłam się i zapadłam w sen.

ANIA – KIEDYŚ

Kiedy obudziłam się po raz kolejny, byłam w swoim mieszkaniu. Czułam się zagubiona i zdezorientowana. W jaki sposób do tego doszło? Jak mogłam w ciągu tak krótkiego czasu zmienić miejsce i przenieść się w czasie o kilka lat? Nie rozumiałam tego. Dopiero co po raz kolejny byłam świadkiem rozmowy rodziców, tuż przed odejściem ojca, a teraz leżałam w łóżku w swojej sypialni, w mieszkaniu, które wynajęłam po studiach.

Ostrożnie odrzuciłam kołdrę i wstałam. Sięgnęłam po szlafrok, który leżał tam, gdzie go zawsze kładłam, a następnie rzuciłam wzrokiem na stojące pod oknem biurko. Leżały na nim otwarte książki, sterty notatek, otwarty laptop, obok którego stała butelka z wodą i kubek z niedopitą kawą.

Jęknęłam. Coś mi to przypomniało.

Myślałam, że po śmierci nie będę musiała kończyć doktoratu, a tymczasem wszystko wyglądało tak, jakbym zaraz miała wziąć się do pracy. Dlaczego? Przecież obroniłam doktorat, miałam go! Co ja tu robię i dlaczego nie jestem u babci.

Babcia!

Żałowałam, że jej nie posłuchałam. Gdybym to zrobiła, nie zamarzłabym w tym cholernym samochodzie w środku lasu, pojechałabym na ich uroczystość i wszystko byłoby tak, jak powinno.

Musiałam napić się kawy. Dużej, mocnej, stawiającej na nogi. Kiedy podeszłam do ekspresu i sięgnęłam po jeden z wiszących kubków, zamarłam. Na blacie leżała kartka z kilkoma zdaniami napisanymi znajomym charakterem pisma. Przebiegłam po nich wzrokiem, po czym osunęłam się na podłogę.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: