- W empik go
Noc świętojańska wrocławskich krasnali - ebook
Noc świętojańska wrocławskich krasnali - ebook
Wrocław słynie z wielu wspaniałych zabytków, nietuzinkowych wydarzeń kulturalnych, gościnnej atmosfery i krasnali, które razem z ludźmi w zgodzie mieszkają w tym przepięknym mieście. Bajka ta jest opowieścią o czterech skrzatach, które tajemniczy Los Krasnali wystawił na wyjątkową próbę.
Poznacie historię Truchci, Więziennika, Syzyfka i Marzyciela, krasnoludków, które w czasie Nocy Świętojańskiej spotykają się ze sobą na Moście Tumskim, zwanym także „mostem miłości”.
Z bajki tej dowiecie się między innymi tego, czym jest miłość, pracowitość, jak ważna w życiu jest nadzieja, dlaczego nie wolno kłamać, kraść, zazdrościć komuś czegoś, oceniać kogoś po wyglądzie i jak potrzebna jest innym bliźnim nasza pomoc, kiedy ci znajdą się w potrzebie. Poznacie też magię słów: „proszę” i „dziękuję”, inne zastosowanie dla zwykłej agrafki, oraz tego, czy wystarczy mieć duże okulary, żeby lepiej widzieć.
Odkryjecie razem z Truchcią i Więziennikiem jedną z największych tajemnic życia, zobaczycie także, czy marzenia faktycznie są najważniejsze, a jaki będzie morał tej niezwykłej opowieści, tego już dowiecie się po przeczytaniu bajki.
Patronat medialny:
Miasto dzieci
Strefa autora
Sztukater
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-220-4 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Krasnal Marzyciel stał na jednej nodze pod kłódkami. Z brodą do pasa i z samolotem w ręce, wyglądał tak, jakby miał zamiar gdzieś odlecieć. Z błyskiem żalu w oczach przyglądał się przelatującym w pobliżu nietoperzom. Pokryta łzami krasnala ulica, błyszczała w świetle księżyca. Truchcia pokonywała kolejne centymetry niekończącego się bruku, jej małe butki ślizgały się na ziarenkach piasku, a cudowne warkocze powiewały na boki. Truchcia była uroczym skrzatem, miała w uszach słuchawki, w których rozbrzmiewała skoczna muzyka. Krasnalka lubiła słuchać hip-hopu i uwielbiała biegać. Po chwili zauważyła Marzyciela, natychmiast wyjęła z uszu słuchawki, uśmiechnęła się do zasmuconego krasnala i grzecznie się przywitała.
– Cześć. Jestem Truchcia, a ty jak się nazywasz?
– Marzyciel – odrzekł skrzat i także się uśmiechnął, ale trzeba w tym miejscu dodać, drogie dzieci, że nie był to szczery uśmiech. – Dziewczyna jest krasnalem – pomyślał. – Hm…
– Jak tu dużo kłódek – westchnęła Truchcia. – Ciekawe, dlaczego ludzie je tu wieszają?
– A mnie to nie ciekawi. Ludzie robią wiele dziwnych rzeczy, a potem wołają: „Pomocy!”. Och, ten nasz los.
– Nie narzekaj, nie narzekaj, bo wspieranie ludzi to nasz obowiązek – wyjaśniła Truchcia.
– E tam. Ja tam wolę latać. Ziuuu – wołał Marzyciel. Unosił przy tym do góry samolot i delikatnie opuszczał. – Oderwać się od ziemi i poszybować w przestworza, być wolnym, jak ptak…
– Zejdź na ziemię – zganiła, czyli upomniała go Truchcia. – Jest mi wstyd za ciebie. Poza tym nie odpowiedziałeś mi, kiedy się z tobą przywitałam. A wiesz przecież, że „dzień dobry”, czy „cześć” zawsze należy mówić, bo to świadczy o naszej kulturze, a „proszę” i „dziękuję”, jak nie raz się jeszcze przekonasz, to naprawdę czarodziejskie słowa. Zapomniałeś chyba, że jesteś krasnalem.
– Niestety, nie zapomniałem – odrzekł Marzyciel. – Wolałbym być jednak człowiekiem, ponieważ ludzie mają lepiej od krasnali, gdyż chodzą do szkoły i do kina, a czasami nawet na pyszne lody do cukierni.
– Nie wierzę. – Truchcia aż tupnęła ze złości nóżką. – Nikomu nie można niczego zazdrościć i trzeba doceniać to, co się ma. Krasnale od zawsze bezinteresownie pomagały ludziom i to się nie zmieni.
Marzyciel wpatrywał się w czarne lustro rzeki, jego oczy zrobiły się tak samo ciemne. Pocierał przy tym samolotem o barierki mostu.
– Tak, tak – odparł po chwili, kiedy odwrócił się już w stronę krasnalki.
Truchcia zmierzyła go nieprzyjemnym wzrokiem. Miała ochotę włożyć z powrotem słuchawki do uszu, żeby posłuchać skocznej muzyki, zamiast wysłuchiwać Marzyciela, który plótł androny, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Nie będę taka, jak on, pomyślała.
– Dlaczego Los Krasnali chciał, żebyśmy spotkali się właśnie tutaj? – Tymi słowami Marzyciel wybił Truchcię z głębokiej zadumy.
– Och, nie wiem – odparła. – Żaden krasnoludek tego nie wie, ale podobno, jest to niezwykle ważne – dodała szeptem.
– Tyle to i ja wiem, swoimi słowami nie rozwiałaś moich wątpliwości. Przygnało nas tu, człowiek wie po co?
– Proszę, bądź cierpliwy, na pewno się tego dowiemy – oznajmiła Truchcia.
Marzyciel przeczesał palcami długą brodę, po czym założył duże okulary, które przypominały gogle narciarskie.
– Gdzie są pozostali? Spóźniają się – zagadnął skrzat.
Truchcia położyła się na chodniku i przyłożyła czułe krasnalowe ucho do podłoża.
– Słyszysz? – zapytała.
– Nadchodzą, zbliżają się od strony Hali Targowej. Jeden coś toczy, a drugi chyba coś ciągnie – wyjaśnił Marzyciel. – Spóźniają się, a to nieładnie.
– Łatwo jest ci mówić, bo nikt nie przypiął ci kuli do nogi – lekko oburzyła się Truchcia, kiedy dostrzegła zbliżające się krasnoludki. – Znalazł się wielki mądrala, który przyleciał samolotem – dodała z przekąsem.
– Nie dość, że dziewczyna, to jeszcze będzie mnie pouczała. Co ty wiesz o prawdziwym życiu krasnoludków? Poza tym to aż z Psiego Pola tu przywędrowałem. Wierz albo nie, ale miałem kawał drogi.
– A ja przybiegłam z ulicy Krupniczej.
– Miałaś więc bliżej.
– Bliżej, bliżej. Maruda – pomyślała Truchcia. – Prawdziwa z ciebie maruda – rzekła. – Dziękuję ci za poinformowanie mnie, że miałam od ciebie lepiej. Najpierw musiałam wdrapać się na gigantyczne, czyli bardzo duże schody, a jak już przedostałam się przez wielką bramę na plac Solny, to od razu zakręcił mi w głowie cudowny zapach pięknych kwiatów, które sprzedawały tam kwiaciarki. Widziałam zabytkowy Ratusz, usłyszałam jego zegar, który wybił pełną godzinę. Ślizgałam się na bruku. Dotarcie do szklanej fontanny zajęło mi sporo czasu, a stamtąd do Ostrowa Tumskiego było jeszcze daleko. I ty mi mówisz, że było mi lżej? Ty, który po drodze wsiadłeś do autobusu?!
Marzyciel z wrażenia znieruchomiał.
– Skąd wiesz, że jechałem autobusem?
– Zabrałeś człowiekowi bilet, wystaje z twojej kieszeni. Zapewne dostał przez ciebie mandat, czyli karę. Oj, nieładnie.
– Ale przecież w autobusie należy kasować bilety, prawda? – bronił się krasnal.
– Tak, tak, nie wolno jeździć na gapę, czyli bez biletu, ale kraść, tym bardziej nie należy. Oj, nie, nie.
Marzyciel zawstydził się.
– Tego nie wolno, tamtego nie wolno. To, co wolno, jak niczego nie wolno? Tylko pożyczyłem bilet – powiedział.
– Jak się chce coś pożyczyć, to wcześniej należy zapytać, czy można – oznajmiła Truchcia.
– Och! – westchnął głośno Marzyciel. – Wiem, przepraszam.
Truchcia uśmiechnęła się do niego.
– Nic nie szkodzi. Najważniejsze, że to rozumiesz, i że jest ci z tego powodu przykro. Zawsze i każdemu należy dawać drugą szansę, nawet krasnalowi – dodała i zachichotała.
Lampy gazowe przygasły, a puchate chmury na chwilę zasłoniły księżyc. Zapanowała ciemna noc. Gęsta mgła przez chwilę unosiła się w powietrzu. Nim krasnale na dobre się przelękły, jasne światło latarni ponownie rozproszyło mrok. Po dłuższej chwili zza czarnej kotary z chmur wyłonił się fragment księżyca, który z wyglądu przypominał srebrzystego rogala. Truchcia i Marzyciel nie byli już sami.
– I raz, i raz, i raz – pokrzykiwał krasnal Syzyfek, który próbował ruszyć z miejsca większą od siebie kamienną kulę, przypominającą globus. Sapał przy tym i dyszał, ale się nie poddawał.
W połowie przeprawy, czyli pośrodku mostu, siedział pod wiszącymi na balustradzie kłódkami krasnoludek Węziennik. Miał on przypiętą do nogi jasnym łańcuszkiem srebrzystą kulkę, dwie kłódki połyskiwały na zdartej ciżemce w blasku nocy.
– Więźnia nam tu przysłali – powiedział Marzyciel. – Mówią, że zasłużył sobie na to, bo podjadał przyjacielowi ulubione pierogi.
Truchcia od dłuższego czasu truchtała w miejscu.
– Kto tak mówi? – zapytała Marzyciela.