Noc w Monako - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Noc w Monako - ebook
Pochodząca z Nowego Orleanu Laney Henry pracuje jako asystentka francuskiej hrabiny w Monako. Jej szefowa od dawna usiłuje uwieść milionera Kassiusa Blacka, lecz jemu bardziej podoba się Laney. Zazdrosna hrabina wyrzuca ją z pracy. Kassius czuje się odpowiedzialny za taki bieg wydarzeń i składa Laney zaskakującą propozycję…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3706-2 |
Rozmiar pliku: | 734 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Powinnam cię z miejsca wyrzucić, Laney – stwierdziła ponuro Mimi du Plessis, hrabina de Fourcil. – Mnóstwo ludzi chciałoby mieć twoją pracę i nikt z nich nie może być głupszy od ciebie.
– Przepraszam. – Laney May Henry ze łzami w oczach patrzyła na wiszące na oparciu krzesła białe futro pracodawczyni, które właśnie oblała gorącą kawą. Pochyliła się i desperacko próbowała wyczyścić plamę skrajem bawełnianej koszuli. – To nie było…
– To nie było co? – Piękna, urodzona w Ameryce hrabina o chłodnej urodzie, czterokrotna rozwódka, przymrużyła perfekcyjnie pomalowane powieki. – Co ty próbujesz powiedzieć?
To nie była moja wina. Laney jednak nie dokończyła zdania, tylko wzięła głęboki oddech. Nie było sensu mówić pracodawczyni, że jej przyjaciółka celowo podstawiła Laney nogę, gdy ta niosła gorącą kawę. Mimi du Plessis doskonale wszystko widziała i zaśmiewała się razem z Aramintą, gdy Laney potknęła się i upadła na luksusowy dywan. Dla nich obu był to tylko doskonały żart, dopóki się nie okazało, że kawa wylała się futro.
– No więc? – zniecierpliwiła się pracodawczyni. – Czekam.
Laney spuściła wzrok.
– Przepraszam, pani hrabino.
Mimi du Plessis spojrzała na przyjaciółkę. Araminta, od stóp do głów ubrana w rzeczy Dolce & Gabbana, stała po drugiej stronie białej skórzanej sofy i paliła papierosa.
– Ona jest głupia, prawda?
– Bardzo głupia – zgodziła się Araminta, wypuszczając zgrabne kółko dymu.
– Tak ciężko teraz znaleźć dobrą służbę.
Laney przygryzła wargę, wbijając wzrok w biały dywan. Pracowała tu od dwóch lat. Do jej obowiązków należało dbanie o garderobę Mimi du Plessis, prowadzenie jej kalendarza towarzyskiego i załatwianie rozmaitych drobnych spraw, szybko jednak zrozumiała, dlaczego tak dobrze jej płacono. Musiała być dyspozycyjna w dzień i w nocy, często pracowała dwadzieścia cztery godziny na dobę i do tego przez cały czas musiała znosić złośliwości pracodawczyni. Każdego dnia w ciągu tych dwóch lat marzyła, by rzucić tę pracę i wrócić do Nowego Orleanu, ale nie mogła tego zrobić. Jej rodzina desperacko potrzebowała pieniędzy, a Laney kochała swoją rodzinę.
– Zabieraj to futro i wynoś się stąd. Nie mogę już na ciebie patrzeć. Zanieś je do czyszczenia i niech Bóg cię ma w swojej opiece, jeśli nie będzie gotowe przed wieczornym balem. – Hrabina znów spojrzała na przyjaciółkę i wróciła do wcześniejszej rozmowy. – Wydaje mi się, że Kassius Black dziś wreszcie wykona jakiś ruch.
– Tak sądzisz?
Hrabina uśmiechnęła się jak zadowolony z siebie perski kot nad złotą miseczką pełną najlepszej śmietanki.
– Stracił już miliony euro na anonimowe pożyczki dla mojego szefa. Wszystko wskazuje na to, że Kuzniecow zbankrutuje przed upływem roku. Powiedziałam w końcu Kassiusowi, że jeśli chce, żebym zwróciła na niego uwagę, to niech przestanie wyrzucać pieniądze i po prostu gdzieś mnie zaprosi.
– I co on na to?
– Nie zaprzeczył.
– A więc będzie ci towarzyszył na balu?
– Niezupełnie. – Hrabina wzruszyła ramionami. – Ale byłam już zmęczona czekaniem, aż się zdeklaruje. To jasne, że jest we mnie szaleńczo zakochany, a ja jestem gotowa na kolejne małżeństwo.
– Małżeństwo?
– Dlaczego nie?
Araminta wydęła usta.
– Moja droga, to prawda, że Kassius Black jest nieprzyzwoicie bogaty i piekielnie przystojny, ale kim on właściwie jest? Skąd pochodzi? Kim jest jego rodzina? Nikt tego nie wie.
– A kogo to obchodzi? – Mimi du Plessis, która lubiła się chwalić, że może prześledzić historię swojej rodziny nie tylko do czasów Mayflowera, ale aż do Karola Wielkiego, wzruszyła ramionami. – Mam już powyżej uszu arystokratów bez grosza przy duszy. Mój ostatni mąż, hrabia, wyczyścił mnie do zera. Oczywiście dał mi tytuł, ale po rozwodzie musiałam iść do pracy. Ja do pracy! – Wzdrygnęła się. – Ale kiedy zostanę żoną Kassiusa Blacka, już do końca życia nie będę się musiała o nic martwić. On zajmuje dziesiąte miejsce na liście najbogatszych ludzi na świecie.
Przyjaciółka z wdziękiem wypuściła następne kółko dymu.
– Już dziewiąte. Bardzo dużo zarobił na inwestycjach w nieruchomości.
– Jeszcze lepiej. Wiem, że o północy zechce mnie pocałować i nie mogę się już doczekać. Od razu widać, że jego żona będzie bardzo zadowolona w łóżku… – Skrzywiła się, patrząc na Laney, która niepewnie zatrzymała się przy sofie z ciężkim futrem w ramionach. – Co ty tu jeszcze robisz?
– Bardzo panią przepraszam, ale potrzebna mi pani karta kredytowa.
– Mam ci dać moją kartę? Chyba żartujesz? Sama za to zapłać i przynieś nam jeszcze kawy. Pośpiesz się, idiotko.
Przytłoczona ciężarem futra Laney zjechała windą na dół, przemierzyła hol eleganckiego Hôtel de Carillon i wyszła na najdroższą ulicę Monako z widokiem na Morze Śródziemne i słynne kasyno w Monte Carlo. Portier przy drzwiach uśmiechnął się do niej.
– Ça va, Laney?
– Ça va, Jacques – odpowiedziała, zdobywając się na uśmiech, choć serce miała równie ciężkie, jak ołowiane chmury zasnuwające niebo.
Po mokrej ulicy śmigały mokre sportowe samochody. Przemoczeni turyści zbijali się w grupki na chodnikach. W końcu grudnia popołudnia były krótkie, a wieczory długie, ale dzięki temu sylwester i Nowy Rok stawały się jeszcze przyjemniejsze. Bogaci ludzie, a zwłaszcza ci, którzy posiadali jachty, przybywali wtedy do Monako na wystawne przyjęcia, odwiedzali butiki i słynne restauracje.
W każdym razie przestało już padać, pocieszyła się Laney. Obawiała się, by futro nie zmokło, a poza tym wybiegła z hotelu w takim pośpiechu, że nie zdążyła narzucić płaszcza. Miała na sobie tylko białą koszulę, luźne spodnie khaki i drewniaki – standardowy mundurek służby. Ale choć nie padało, powietrze było chłodne i wilgotne. Drżąc z zimna, przycisnęła futro do piersi, pełna obaw, że jakiś przejeżdżający samochód może je ochlapać.
Nie lubiła futer szefowej, bo na ich widok myślała o zwierzętach, z którymi dorastała w domu babci pod Nowym Orleanem – o starych chartach i dumnych, niezależnych kotach. W trudnym wieku dorastania zwierzęta dawały jej mnóstwo pociechy i teraz myśl o nich rodziła tęsknotę za domem. Minęły już dwa lata, odkąd Laney po raz ostatni widziała rodzinę.
Wzięła głęboki oddech, żeby rozluźnić zaciśnięte gardło. Futro było wielkie i nieporęczne, a Laney drobna, toteż przerzuciła je przez ramię i wyjęła telefon, żeby poszukać adresu najbliższej pralni. Naraz na chodnik wpadła duża grupa turystów, ślepo podążających za chorągiewką przewodnika. Popchnięta Laney zachwiała się na krawężniku i upadła twarzą w dół prosto na jezdnię. Zdążyła tylko odwrócić głowę i zauważyć, że zbliża się do niej czerwony sportowy samochód.
Rozległ się głośny pisk opon. Laney przymknęła oczy, wstrzymała oddech i czekała na uderzenie. Przeleciała po masce samochodu i spadła na coś miękkiego. W oczach jej pociemniało, upadek wybił powietrze z płuc.
– Co ty wyprawiasz, do cholery?
To był głos mężczyzny, ale nie przypominał głosu Boga, więc chyba nie zginęła. Otworzyła oczy. Mężczyzna stał nad nią. Jego twarz skryta była w mroku, Laney dostrzegła tylko, że jest wysoki i o szerokich ramionach. Wydawał się rozgniewany.
Dookoła nich zgromadził się tłumek. Mężczyzna przyklęknął obok niej. Miał ciemne oczy, ciemne włosy i był przystojny.
– Dlaczego tak nagle wybiegłaś na ulicę? O mało cię nie zabiłem.
Naraz Laney go rozpoznała. Zakaszlała i usiadła, przykładając dłoń do czoła.
– Ostrożnie, nie ruszaj się.
– Kassius Black – wychrypiała.
– Znamy się? – zapytał z napięciem.
– Nie.
– Nic się pani nie stało?
– Nie – powtórzyła i ze zdumieniem uświadomiła sobie, że to prawda. Dopiero teraz zauważyła, że siedzi na futrze, które zamortyzowało jej upadek jak miękka poduszka. Z niedowierzaniem dotknęła maski smukłego, drogiego samochodu, który zatrzymał się w ostatniej chwili.
– Jest pani w szoku. – Nie pytając o pozwolenie, mężczyzna powiódł rękami po jej ciele, szukając złamanych kości. Laney oblała się rumieńcem i odepchnęła jego dłonie.
– Nic mi nie jest – powtórzyła.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem. Z trudem wzięła oddech i spróbowała się uśmiechnąć.
– Naprawdę.
Spośród wszystkich milionerów, których w Monako były całe tłumy, musiała trafić akurat na tego jednego, tajemniczego i niebezpiecznego mężczyznę, którego jej pracodawczyni obrała sobie za cel. Gdyby hrabina się dowiedziała, że Kassius Black ma przez nią kłopoty…
Spróbowała się podnieść.
– Proszę się nie ruszać – warknął. – To poważna sprawa.
– Dlaczego? – Spojrzała na lśniący zderzak samochodu. – Czy uszkodziłam pańskie lamborghini?
– Bardzo zabawne – mruknął. – Dlaczego wyskoczyła mi pani prosto na maskę?
– Potknęłam się.
– Powinna pani bardziej uważać.
– Dziękuję za radę. – Roztarła łokieć i skrzywiła się. Dotychczas widziała tego człowieka dwukrotnie, gdy wychodził z hrabiną na lunch. Sądziła wtedy, że jest Amerykaninem wychowanym w Europie albo może na odwrót, Europejczykiem wychowanym w Ameryce, ale jego akcent nie pasował do żadnej z tych dwóch teorii. – Na przyszłość postaram się stosować do pańskiej rady.
Podniósł się i powiódł wzrokiem po grupce gapiów.
– Czy jest tu jakiś lekarz?
Powtórzył to pytanie w trzech innych językach i gdy nie uzyskał żadnego odzewu, wyciągnął telefon.
– Dzwonię po karetkę.
– To bardzo miło z pańskiej strony, ale niestety nie mam na to czasu – odezwała się Laney.
– Nie ma pani czasu na karetkę? – zdumiał się.
Popatrzyła na swoje ciało, wypatrując krwi albo złamania, którego dotychczas nie zauważyła, ale znalazła tylko guz na czole. Dotknęła go i skrzywiła się.
– Cóż, dziękuję, że zdążył się pan zatrzymać. Muszę już iść. Mam do załatwienia pilną sprawę dla mojej szefowej.
– Kim jest pani szefowa?
– Mimi du Plessis, hrabina de Fourcil.
– Mimi? – Przyjrzał jej się uważniej i w jego oczach błysnęło zrozumienie. – Zaraz, poznaję cię. Ta mała mysz, która przynosiła Mimi pantofle i szukała jej telefonu?
Laney zarumieniła się.
– Jestem jej asystentką.
– Cóż to za sprawa tak pilna, że omal przez nią nie zginęłaś?
Podniosła głowę i uważniej spojrzała na jego twarz. Była to twarz z charakterem i z interesującą blizną na kości policzkowej. Nos również wyglądał, jakby kiedyś został złamany i źle nastawiony. Laney była pewna, że ten człowiek nie urodził się w bogactwie. Zupełnie nie przypominał zwykłych playboyów, w których Mimi przebierała od ostatniego rozwodu. Ten człowiek był wojownikiem, może nawet wojownikiem ulicznym, i z jakiegoś powodu, gdy na nią patrzył, kręciło jej się w głowie.
– Więc cóż to za sprawa tak ważna, że gotowa byłaś dla niej oddać życie? – powtórzył.
– Jej futro… – Dopiero teraz sobie przypomniała. Rozejrzała się i wykrzyknęła z przerażenia. Kosztowne białe futro leżało w błotnistej kałuży i było podarte w miejscu, gdzie przejechała po nim opona samochodu.
– Mogę się pożegnać z pracą – szepnęła Laney. Głowa bolała ją coraz bardziej. Przyklękła i sięgnęła po futro. – Kazała mi je wyczyścić przed dzisiejszym balem. A teraz jest zupełnie zniszczone.
– To nie twoja wina.
– Moja – odrzekła nieszczęśliwym głosem. – Najpierw zalałam je kawą, a potem nie patrzyłam, gdzie idę. Byłam zbyt zajęta sprawdzaniem w telefonie, gdzie jest najbliższa pralnia… Telefon!
Rozejrzała się jeszcze raz. Zmiażdżony telefon leżał pod tylnym kołem samochodu. Popatrzyła na popękany ekran i łzy napłynęły jej do oczu, ale postanowiła, że nie będzie płakać.
A potem, gdy już sądziła, że nie może się wydarzyć nic gorszego, z szarych chmur na niebie lunął rzęsisty deszcz. Zimne krople spłynęły po włosach i po poobijanym ciele Laney.
Tego już było za wiele. To było ostatnie źdźbło, które przeważyło szalę. Wbrew sobie Laney wybuchnęła histerycznym śmiechem.
Kassius Black popatrzył na nią takim wzrokiem, jakby oszalała.
– Z czego się tak śmiejesz?
– Teraz już na pewno stracę pracę – wydyszała, z trudem łapiąc oddech.
– I tak się z tego cieszysz?
– Nie. – Otarła oczy. – Jeśli nie będę miała pracy, mojej rodziny nie będzie stać na zapłacenie czynszu i kupno lekarstw dla ojca. To w ogóle nie jest śmieszne.
We wzroku Kassiusa pojawił się chłód.
– Przykro mi.
– Mnie też.
Za jej plecami zatrąbił jakiś samochód. Tłumek gapiów zaczął się rozpraszać, gdy stało się jasne, że Laney nie wykrwawi się i nie umrze na ulicy. Auto Kassiusa nadal blokowało ruch i kierowcy podobnie kosztownych pojazdów, których zebrał się już cały sznur, zaczęli się niecierpliwić.
Kassius zacisnął zęby, pokazał im wulgarny gest i znów na nią spojrzał.
– Skoro nic ci się nie stało i nie chcesz, żeby obejrzał cię lekarz, to chyba pojadę.
– Do widzenia – wymamrotała, wciąż rozpaczając nad zepsutym telefonem. – Dziękuję, że mnie pan nie zabił.
Wyrzuciła zgnieciony telefon do kosza, przewiesiła resztki futra przez ramię i w strugach deszczu ponuro ruszyła w stronę hotelu. Zamierzała zapytać Jacquesa, czy zna jakąś pralnię chemiczną, która potrafi dokonywać cudów. Ale kogo właściwie chciała oszukać? Tu już nie mógł pomóc nawet cud.
Naraz ktoś pochwycił ją za ramię. Zdziwiona, podniosła głowę i znów zobaczyła Kassiusa.
– Dobrze. Ile chcesz? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Ile czego?
– Wsiadaj do mojego samochodu.
– Nie musi mnie pan nigdzie podwozić. Wracam do hotelu.
– Po co?
– Oddam mojej szefowej futro, a potem poczekam, aż zacznie na mnie krzyczeć i wyrzuci mnie z pracy.
– Brzmi nieźle. Posłuchaj, to zupełnie jasne, że miałaś swój cel, rzucając się na ulicę akurat przed moim samochodem. Nie rozumiem, dlaczego od razu nie zażądałaś pieniędzy, nie wiem, w co grasz, ale…
– W nic nie gram.
– …ale mogę rozwiązać twój problem z futrem.
Laney wstrzymała oddech.
– Wie pan, jak można je uratować przed wieczornym balem?
– Tak.
– Byłabym bardzo wdzięczna.
– Wsiadaj – nakazał krótko.
Wsiadła do samochodu, wciąż przyciskając do piersi ociekające błotem futro. Kassius usiadł na miejscu kierowcy i spokojnie ruszył, nie zwracając najmniejszej uwagi na wściekłych kierowców z tyłu. Laney spojrzała na niego z ukosa.
– Dokąd jedziemy?
– Niedaleko.
– Babcia by na mnie nakrzyczała, gdyby wiedziała, że wsiadłam do samochodu z obcym mężczyzną – powiedziała Laney lekkim tonem.
– Przecież wiesz, kim jestem.
– Pan Black.
– Możesz mnie nazywać Kassius, choć Mimi chyba nigdy nas sobie nie przedstawiła.
– Dobrze, Kassius. Ja jestem Laney. Laney May Henry.
– Amerykanka?
– Z Nowego Orleanu.
Zdumiało ją jego przenikliwe spojrzenie. Mężczyźni zwykle nie zwracali na nią uwagi, szczególnie tacy mężczyźni jak on. Dlaczego nagle zapragnął jej pomóc? Ale za bardzo potrzebowała tej pomocy, żeby teraz zadawać jakieś pytania.
– Dziękuję, że zechciałeś mi pomóc. Jesteś bardzo miły.
– Nie jestem miły – odrzekł niskim głosem. – Ale nie martw się. Nie stracisz pracy.
Serce podeszło jej do gardła. Nie pamiętała już, kiedy po raz ostatni dostała od kogoś wsparcie. Zwykle to ona była odpowiedzialna za wszystkich i za wszystko.
– Dziękuję – powtórzyła i mrugając, wpatrzyła się w okno. – Nie mam pojęcia, jakim sposobem można uratować to futro – dodała ze smutkiem. – Może wrócisz ze mną do hotelu i wyjaśnisz, co się zdarzyło? Jeśli się za mną wstawisz, to może hrabina mnie nie wyrzuci.
– Mimi i ja jesteśmy znajomymi, nic więcej – odrzekł chłodno, wpatrując się w drogę. – Dlaczego sądzisz, że mógłbym wpłynąć na jej decyzję?
– Nie jesteś w niej zakochany? – wypaliła Laney.
– Zakochany? – Zacisnął dłonie na kierownicy tak mocno, że samochód zboczył nieco z pasa. – Skąd ci przyszedł do głowy taki pomysł?
Laney uświadomiła sobie, że podsłuchała tę rozmowę i zarumieniła się. Nie chciała popełnić niedyskrecji ani szerzyć plotek o swojej szefowej. Wzruszyła ramionami, wciąż wpatrując się w okno.
– Wydaje się, że większość mężczyzn jest w niej zakochana. Myślałam po prostu…
– Źle myślałaś. – Gwałtownie zatrzymał samochód przy krawężniku. – Szczerze mówiąc, oskarżała mnie, że nie mam serca.
Laney uśmiechnęła się nieśmiało.
– To nieprawda. Musisz mieć serce, bo inaczej byś mi nie pomagał.
W milczeniu zgasił silnik i wysiadł. Był bardzo wysoki, pewnie o jakieś trzydzieści centymetrów wyższy od niej i cięższy o pięćdziesiąt kilo, mimo to poruszał się z kocim wdziękiem. Otworzył przed nią drzwi i wyciągnął rękę. Popatrzyła na nią z konsternacją.
– Futro – rzekł niecierpliwie.
Zarumieniła się i podała mu futro. Przerzucił je swobodnie przez ramię i znów wyciągnął rękę.
– A teraz ty.
Znów się zawahała, ale nie chcąc się wygłupić, nieśmiało wsunęła palce w jego dłoń. Wysiadła, cofnęła rękę i spojrzała na piękny budynek, przed którym stali.
– To nie wygląda jak pralnia chemiczna.
– Bo to nie jest pralnia. Chodź.
Weszli do bardzo eleganckiego butiku i Kassius podał futro pierwszej sprzedawczyni, którą zobaczył.
– Proszę to wyrzucić.
– Oczywiście, proszę pana – odrzekła dziewczyna spokojnie.
– Co robisz? – oburzyła się Laney. – Nie możemy tego wyrzucić!
On jednak nie odrywał spojrzenia od pięknej, doskonale ubranej ekspedientki.
– I proszę nam przynieść nowe futro, jak najbardziej podobne do tego.
– Co? – wyjąkała Laney.
– Oczywiście, proszę pana – powtórzyła dziewczyna spokojnie. Laney odniosła wrażenie, że dziewczyna zareagowałaby tak samo, nawet gdyby kazał jej pozbyć się trupa z bagażnika samochodu. – Mamy bardzo podobne futra z tej samej linii. Cena wynosi pięćdziesiąt tysięcy euro.
Pod Laney ugięły się kolana, ale Kassius nawet nie mrugnął.
– Proszę mi takie zapakować.
Dziesięć minut później ruszyli do hotelu. Elegancko zapakowane futro z gronostajów znajdowało się w bagażniku umieszczonym nie z tyłu, lecz z przodu samochodu. Bogaci ludzie wszystko robią inaczej, pomyślała Laney.
– Może istnieć tylko jeden powód, dla którego wydałeś tyle pieniędzy na futro – powiedziała do Kassiusa w drodze. – Przyznaj, że jesteś do szaleństwa zakochany w hrabinie.
Kassius zerknął na nią kątem oka i nieoczekiwanie uśmiechnął się szeroko.
– Nie zrobiłem tego dla niej, tylko dla ciebie.
– Dla mnie?
– Wiesz, kim jestem, i wiesz, że jestem bogaty, ale nie próbowałaś wykorzystać tego, że cię potrąciłem. Powinnaś twierdzić, że masz wstrząs mózgu, uraz kręgosłupa i grozić, że mnie zaskarżysz. Sądziłem, że właśnie w tym celu wyskoczyłaś na ulicę tuż przed moim samochodem.
– Nigdzie nie wyskakiwałam! – zaprotestowała.
Powiódł spojrzeniem po jej drobnym, kształtnym ciele, jakby próbował ją sobie wyobrazić bez zapiętej pod szyję białej koszuli i spodni khaki. Zarumieniła się i napotkała chłodne spojrzenie.
– Mogłem przypuszczać, że stoi za tobą legion prawników, którzy będą się ode mnie domagać milionów.
– Milionów? – Taka myśl w ogóle nie przyszła Laney do głowy. Takie pieniądze mogłyby zupełnie zmienić jej życie, a co było jeszcze ważniejsze, życie jej rodziny. – To nie byłoby w porządku – powiedziała powoli. – To znaczy, to nie twoja wina, że upadłam na ulicę. Zrobiłeś, co mogłeś, żeby mnie nie potrącić. Twój refleks ocalił mi życie.
– Więc gdybym w tej chwili zaproponował ci milion euro, żebyś dała mi to na piśmie, podpisałabyś takie oświadczenie?
– Nie – powiedziała ze smutkiem, przeklinając własne zasady.
Kąciki jego ust uniosły się w cynicznym uśmiechu.
– Rozumiem.
– Podpisałabym to za darmo.
Kassius wydawał się zdumiony.
– Co?
– Babcia wychowała mnie tak, żebym zawsze mówiła prawdę i nie wykorzystywała sytuacji. To, że ty jesteś bogaty, to jeszcze nie powód, żebym ja została złodziejką.
Zaśmiał się cicho i skręcił w lewo.
– Twoja babcia była niezwykłą kobietą.
– Jest – uśmiechnęła się. – To prawdziwa dama z Południa.
Samochód zatrzymał się przed wejściem do hotelu, ale zanim Kassius wyłączył silnik, Laney dostrzegła w jego twarzy coś, co ujęło ją za serce. Nie zastanawiając się, co robi, nieśmiało dotknęła jego ramienia.
– Dlaczego tak wyglądasz?
Jego ciemne oczy napotkały jej oczy.
– Jak?
Ciekawa była, czy on również czuł ten dziwny prąd, gdy się dotykali. Z pewnością nie. Sama ta myśl była śmieszna.
– Wydajesz się smutny.
Kassius patrzył na nią przez długą chwilę, a potem uśmiechnął się szeroko.
– Miliarderzy nie poddają się smutkom, tylko wyrównują rachunki. Chodź, uratuję cię przed Mimi.
Wyjął starannie zapakowane futro z bagażnika i wprowadził ją do holu.
– Powiedz mi, co myślisz o Mimi – rzekł swobodnym tonem. – Dobrze się u niej pracuje?
Laney zastanowiła się, co powiedzieć.
– Jestem jej wdzięczna za tę pracę – rzekła w końcu szczerze. – Dobrze mi płaci i dzięki temu mogę pomagać rodzinie.
Ale ledwie przekroczyli próg apartamentu hrabiny, usłyszeli jej zirytowany głos.
– Laney, ty leniwa dziewczyno, dlaczego to tyle trwało? Nawet nie odbierałaś telefonu. Tak długo cię nie było, że musiałam sama zadzwonić po obsługę i zamówić sobie kawę. Sama!
– Przepraszam – wyjąkała Laney. – Miałam wypadek i mój telefon…
– Za co ja ci w ogóle płacę, ty bezużyteczna…
Dopiero teraz Mimi dostrzegła Kassiusa i urwała w pół słowa. Jej przyjaciółka Araminta, która wciąż siedziała na sofie przy oknie, paląc i leniwie przeglądając egzemplarz „Paris Match”, była tak zdumiona, że papieros wypadł jej z ręki. Obydwie natychmiast podniosły się, odrzuciły długie włosy na plecy i stanęły w identycznych pozycjach, wysuwając do przodu jedno biodro.
– Kassius! – zaszczebiotała Mimi ze słodkim uśmiechem. – Nie wiedziałam, że zamierzasz mnie odwiedzić.
– Nie zamierzałem. Potrąciłem na ulicy twoją asystentkę. – Mrugnął do Laney, która oblała się rumieńcem.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zdziwiła się hrabina.
– Potrąciłem ją samochodem – wyjaśnił Kassius.
Mimi obróciła się na pięcie i spojrzała na Laney.
– Ty głupia dziewczyno, dlaczego wybiegłaś na ulicę prosto na samochód pana Blacka?
Kassius zakaszlał dyskretnie i włożył jej w ramiona czarną torbę z emblematem ekskluzywnego butiku.
– To była moja wina. Proszę. To za futro, które zostało zniszczone w wypadku.
Mimi rozsunęła zamek i wstrzymała oddech.
– Nowe futro! Odwołuję to, co powiedziałam, Laney – dodała słodko. – Pan Black może cię potrącać samochodem, kiedy tylko zechce.
Laney miała wrażenie, że jej pracodawczyni nie żartuje.
Mimi przysunęła się do Kassiusa z uwodzicielskim uśmiechem.
– Kupiłeś mi futro jeszcze przed pierwszą randką? Doskonale wiesz, jak sprawić przyjemność kobiecie.
– Tak sądzisz? – Kassius zerknął na Laney. – Już od dawna nie miałem ochoty sprawiać przyjemności żadnej kobiecie.
– Poczekaj tylko, aż zobaczysz mnie dzisiaj na balu – szczebiotała Mimi. – Będziesz miał ochotę spróbować jeszcze kilku innych sztuczek, żeby przyciągnąć moją uwagę. Może na przykład… – Wspięła się na palce i szepnęła mu coś do ucha.
Odsunął się od niej z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Cóż za intrygujący pomysł. A zatem dziś wieczorem zobaczę was wszystkie? – zapytał, zatrzymując spojrzenie na Laney.
– Oczywiście. Laney też będzie na balu – rzekła hrabina. – Ktoś przecież musi trzymać moją torebkę ze szminką i agrafkami na wypadek, gdyby sukienka mi pękła. Jest obcisła i krótka, złożona z wąziutkich paseczków – zaśmiała się. – Umrzesz, kiedy to zobaczysz.
Kassius poważnie zwrócił się do Laney.
– Czy ty również zamierzasz założyć taką sukienkę?
– Ja… – zarumieniła się. – To znaczy…
– Laney? – roześmiała się hrabina. – Ona będzie nosiła mundurek, tak jak cała reszta służby. To dla niej odpowiedni strój, prawda, Araminto?
– Odpowiedni – zgodziła się przyjaciółka, zapalając nowego papierosa.
– Powinieneś już iść, Kassius – Mimi pomachała ręką. – Musimy się przygotować do balu. Laney ma jeszcze dużo pracy.
Kassius zatrzymał spojrzenie na jej twarzy.
– Zastanawiałem się, czy zechciałabyś mi wyświadczyć przysługę.
– Czego tylko sobie życzysz – westchnęła.
Kassius znów spojrzał na Laney.
– Laney nie chciała jechać do szpitala, ale powinna przynajmniej odpocząć. Uderzyła się w głowę i martwię się o nią. Wydawała się nieco rozproszona.
– Laney zawsze jest rozproszona – odrzekła Mimi z irytacją i Laney w głębi serca musiała się z nią zgodzić.
– Zrób coś dla mnie. Pozwól jej odpocząć godzinę czy dwie, żeby mogła dojść do siebie.
– Ale ona musi… – Hrabina ugięła się jednak pod siłą wzroku Kassiusa. – Dobrze, niech będzie.
– Dziękuję. – Jeszcze raz przesunął wzrokiem po trzech twarzach, nieco dłużej zatrzymując spojrzenie na Laney, ukłonił się i wyszedł.
Hrabina i Araminta patrzyły za nim, rozpromienione, ale uśmiech Mimi zaraz przygasł.
– Dobrze, Laney. Nie wiem, czym ani jak zdobyłaś jego zainteresowanie, to znaczy litość, ale jak mogłaś się tak wpychać do pierwszego rzędu! To było żenujące i bezczelne.
– Żenujące i bezczelne – zgodziła się Araminta.
– A teraz idź, wyjmij prasowalnicę i przygotuj moją sukienkę.
Dopiero teraz, po wyjściu Kassiusa, Laney uświadomiła sobie, że głowa rzeczywiście bardzo ją boli.
– Powiedziała pani przecież, że mogę odpocząć.
– Będziesz odpoczywać, prasując moją sukienkę.
– I moją też – wtrąciła szybko Araminta.
– Możesz to uznać za prezent – hrabina uśmiechnęła się krzywo. – Możesz udawać, że jesteś w saunie. Baw się dobrze.
O dziwo, stojąc przed prasowalnicą parową i prasując dwie sukienki, które zdawały się uszyte wyłącznie z cieniutkich wstążeczek, Laney rzeczywiście bawiła się dobrze. Przez cały czas wyobrażała sobie ciemne oczy Kassiusa, przypominała sobie jego głęboki głos i dotyk ręki, gdy pomagał jej wyjść z samochodu.
W końcu potrząsnęła głową.
– Co za bzdury – powiedziała głośno. – Przecież o północy on pocałuje ją, a nie mnie.
Usłyszała dzwonek do drzwi, odsunęła prasowalnicę i poszła otworzyć. Zobaczyła chłopaka z dużym pudełkiem.
– Dostawa.
– Dziękuję. – Dała mu napiwek z własnych pieniędzy, bo jej pracodawczyni w takich sprawach była notorycznie skąpa, i wzięła w ręce duże białe pudełko oraz kopertę.
– Ma pani…
Dopiero teraz spojrzała na nazwisko na kopercie i nogi się pod nią ugięły. Mademoiselle Laney Henry.
– Co to takiego? – Szefowa już stała obok niej. – To dla mnie?
– Właściwie… – Laney wzięła głęboki oddech. – Właściwie dla mnie.
– Co? – Szefowa wyrwała jej z ręki kopertę. – A któż mógł ci przysłać prezent? – Otworzyła kopertę, przeczytała wiadomość i cofnęła się niepewnie, patrząc na Laney ze zdumieniem. – Coś ty zrobiła?
– O co pani pyta?
Hrabina rzuciła w nią kartką. Laney przeczytała:
Jestem pewien, że wyglądałabyś świetnie w każdym mundurku, ale zastanów się nad założeniem tego. Do zobaczenia przed północą.
Kassius
Poczuła coś między radością a triumfem i zrobiło jej się gorąco.
– Przysłał mi prezent?
– Otwórz – nakazała Mimi.
Laney wolałaby otworzyć paczkę w samotności, ale posłusznie postawiła pudło na stole i uniosła pokrywę.
Wszystkie trzy kobiety wstrzymały oddech.
W pudle znajdowała się złocista sukienka bez ramiączek, z szeroką marszczoną spódnicą z błyszczącego tiulu, a także długie białe rękawiczki. Na ich widok Laney napłynęły łzy do oczu. To był dar godny księżniczki. Jeszcze nigdy w życiu nie dostała podobnego prezentu.
Wyjęła sukienkę z pudełka, przyłożyła do siebie i spojrzała w lustro. Prawie się nie poznała. Złocisty kolor podkreślał jej kremową cerę i ciemne włosy.
– Co ty takiego zrobiłaś? Specjalnie rzuciłaś się na jego samochód? – zapytała jej szefowa ponuro. – Ty mała przebiegła wyłudzaczko, udawałaś bezradne biedactwo! To przecież moja rola. Sądzisz, że pozwolę, żebyś tak po prostu ukradła mi go sprzed nosa?
Laney popatrzyła na nią ze zdumieniem.
– Nie!
Mimi szyderczo wykrzywiła usta.
– Ciekawa jestem, co jakikolwiek mężczyzna mógłby w tobie zobaczyć.
– Na pewno po prostu próbował być miły – wyjąkała.
– Chciał wzbudzić w tobie zazdrość, Mimi – dodała Araminta.
– Może. No dobrze, załóż tę sukienkę i idź na bal. A jeśli on cię poprosi do tańca… – przymrużyła oczy. – To masz się zgodzić.
Ona miałaby tańczyć z Kassiusem Blackiem? W tej sukience? Laney poczuła, że wiruje jej w głowie.
– A potem… – Mimi znów skrzywiła usta pokryte czerwoną szminką. – Potem mu powiesz, że masz już dość jego względów i chcesz, żeby cię zostawił w spokoju. Masz go obrażać tak długo, aż ci uwierzy.
Wszystkie marzenia Laney prysły jak bańka mydlana.
– Nie.
– Jeśli tego nie zrobisz, to możesz się pożegnać z pracą. – Hrabina odrzuciła na plecy długie jasne włosy i oparła rękę na biodrze. – I do tego jeszcze dopilnuję, żeby nikt więcej cię nie zatrudnił. Więc co wybierasz? – Spojrzała na nieszczęśliwy wyraz twarzy Laney i oznajmiła słodko z szerokim uśmiechem: – Tak myślałam.
– Powinnam cię z miejsca wyrzucić, Laney – stwierdziła ponuro Mimi du Plessis, hrabina de Fourcil. – Mnóstwo ludzi chciałoby mieć twoją pracę i nikt z nich nie może być głupszy od ciebie.
– Przepraszam. – Laney May Henry ze łzami w oczach patrzyła na wiszące na oparciu krzesła białe futro pracodawczyni, które właśnie oblała gorącą kawą. Pochyliła się i desperacko próbowała wyczyścić plamę skrajem bawełnianej koszuli. – To nie było…
– To nie było co? – Piękna, urodzona w Ameryce hrabina o chłodnej urodzie, czterokrotna rozwódka, przymrużyła perfekcyjnie pomalowane powieki. – Co ty próbujesz powiedzieć?
To nie była moja wina. Laney jednak nie dokończyła zdania, tylko wzięła głęboki oddech. Nie było sensu mówić pracodawczyni, że jej przyjaciółka celowo podstawiła Laney nogę, gdy ta niosła gorącą kawę. Mimi du Plessis doskonale wszystko widziała i zaśmiewała się razem z Aramintą, gdy Laney potknęła się i upadła na luksusowy dywan. Dla nich obu był to tylko doskonały żart, dopóki się nie okazało, że kawa wylała się futro.
– No więc? – zniecierpliwiła się pracodawczyni. – Czekam.
Laney spuściła wzrok.
– Przepraszam, pani hrabino.
Mimi du Plessis spojrzała na przyjaciółkę. Araminta, od stóp do głów ubrana w rzeczy Dolce & Gabbana, stała po drugiej stronie białej skórzanej sofy i paliła papierosa.
– Ona jest głupia, prawda?
– Bardzo głupia – zgodziła się Araminta, wypuszczając zgrabne kółko dymu.
– Tak ciężko teraz znaleźć dobrą służbę.
Laney przygryzła wargę, wbijając wzrok w biały dywan. Pracowała tu od dwóch lat. Do jej obowiązków należało dbanie o garderobę Mimi du Plessis, prowadzenie jej kalendarza towarzyskiego i załatwianie rozmaitych drobnych spraw, szybko jednak zrozumiała, dlaczego tak dobrze jej płacono. Musiała być dyspozycyjna w dzień i w nocy, często pracowała dwadzieścia cztery godziny na dobę i do tego przez cały czas musiała znosić złośliwości pracodawczyni. Każdego dnia w ciągu tych dwóch lat marzyła, by rzucić tę pracę i wrócić do Nowego Orleanu, ale nie mogła tego zrobić. Jej rodzina desperacko potrzebowała pieniędzy, a Laney kochała swoją rodzinę.
– Zabieraj to futro i wynoś się stąd. Nie mogę już na ciebie patrzeć. Zanieś je do czyszczenia i niech Bóg cię ma w swojej opiece, jeśli nie będzie gotowe przed wieczornym balem. – Hrabina znów spojrzała na przyjaciółkę i wróciła do wcześniejszej rozmowy. – Wydaje mi się, że Kassius Black dziś wreszcie wykona jakiś ruch.
– Tak sądzisz?
Hrabina uśmiechnęła się jak zadowolony z siebie perski kot nad złotą miseczką pełną najlepszej śmietanki.
– Stracił już miliony euro na anonimowe pożyczki dla mojego szefa. Wszystko wskazuje na to, że Kuzniecow zbankrutuje przed upływem roku. Powiedziałam w końcu Kassiusowi, że jeśli chce, żebym zwróciła na niego uwagę, to niech przestanie wyrzucać pieniądze i po prostu gdzieś mnie zaprosi.
– I co on na to?
– Nie zaprzeczył.
– A więc będzie ci towarzyszył na balu?
– Niezupełnie. – Hrabina wzruszyła ramionami. – Ale byłam już zmęczona czekaniem, aż się zdeklaruje. To jasne, że jest we mnie szaleńczo zakochany, a ja jestem gotowa na kolejne małżeństwo.
– Małżeństwo?
– Dlaczego nie?
Araminta wydęła usta.
– Moja droga, to prawda, że Kassius Black jest nieprzyzwoicie bogaty i piekielnie przystojny, ale kim on właściwie jest? Skąd pochodzi? Kim jest jego rodzina? Nikt tego nie wie.
– A kogo to obchodzi? – Mimi du Plessis, która lubiła się chwalić, że może prześledzić historię swojej rodziny nie tylko do czasów Mayflowera, ale aż do Karola Wielkiego, wzruszyła ramionami. – Mam już powyżej uszu arystokratów bez grosza przy duszy. Mój ostatni mąż, hrabia, wyczyścił mnie do zera. Oczywiście dał mi tytuł, ale po rozwodzie musiałam iść do pracy. Ja do pracy! – Wzdrygnęła się. – Ale kiedy zostanę żoną Kassiusa Blacka, już do końca życia nie będę się musiała o nic martwić. On zajmuje dziesiąte miejsce na liście najbogatszych ludzi na świecie.
Przyjaciółka z wdziękiem wypuściła następne kółko dymu.
– Już dziewiąte. Bardzo dużo zarobił na inwestycjach w nieruchomości.
– Jeszcze lepiej. Wiem, że o północy zechce mnie pocałować i nie mogę się już doczekać. Od razu widać, że jego żona będzie bardzo zadowolona w łóżku… – Skrzywiła się, patrząc na Laney, która niepewnie zatrzymała się przy sofie z ciężkim futrem w ramionach. – Co ty tu jeszcze robisz?
– Bardzo panią przepraszam, ale potrzebna mi pani karta kredytowa.
– Mam ci dać moją kartę? Chyba żartujesz? Sama za to zapłać i przynieś nam jeszcze kawy. Pośpiesz się, idiotko.
Przytłoczona ciężarem futra Laney zjechała windą na dół, przemierzyła hol eleganckiego Hôtel de Carillon i wyszła na najdroższą ulicę Monako z widokiem na Morze Śródziemne i słynne kasyno w Monte Carlo. Portier przy drzwiach uśmiechnął się do niej.
– Ça va, Laney?
– Ça va, Jacques – odpowiedziała, zdobywając się na uśmiech, choć serce miała równie ciężkie, jak ołowiane chmury zasnuwające niebo.
Po mokrej ulicy śmigały mokre sportowe samochody. Przemoczeni turyści zbijali się w grupki na chodnikach. W końcu grudnia popołudnia były krótkie, a wieczory długie, ale dzięki temu sylwester i Nowy Rok stawały się jeszcze przyjemniejsze. Bogaci ludzie, a zwłaszcza ci, którzy posiadali jachty, przybywali wtedy do Monako na wystawne przyjęcia, odwiedzali butiki i słynne restauracje.
W każdym razie przestało już padać, pocieszyła się Laney. Obawiała się, by futro nie zmokło, a poza tym wybiegła z hotelu w takim pośpiechu, że nie zdążyła narzucić płaszcza. Miała na sobie tylko białą koszulę, luźne spodnie khaki i drewniaki – standardowy mundurek służby. Ale choć nie padało, powietrze było chłodne i wilgotne. Drżąc z zimna, przycisnęła futro do piersi, pełna obaw, że jakiś przejeżdżający samochód może je ochlapać.
Nie lubiła futer szefowej, bo na ich widok myślała o zwierzętach, z którymi dorastała w domu babci pod Nowym Orleanem – o starych chartach i dumnych, niezależnych kotach. W trudnym wieku dorastania zwierzęta dawały jej mnóstwo pociechy i teraz myśl o nich rodziła tęsknotę za domem. Minęły już dwa lata, odkąd Laney po raz ostatni widziała rodzinę.
Wzięła głęboki oddech, żeby rozluźnić zaciśnięte gardło. Futro było wielkie i nieporęczne, a Laney drobna, toteż przerzuciła je przez ramię i wyjęła telefon, żeby poszukać adresu najbliższej pralni. Naraz na chodnik wpadła duża grupa turystów, ślepo podążających za chorągiewką przewodnika. Popchnięta Laney zachwiała się na krawężniku i upadła twarzą w dół prosto na jezdnię. Zdążyła tylko odwrócić głowę i zauważyć, że zbliża się do niej czerwony sportowy samochód.
Rozległ się głośny pisk opon. Laney przymknęła oczy, wstrzymała oddech i czekała na uderzenie. Przeleciała po masce samochodu i spadła na coś miękkiego. W oczach jej pociemniało, upadek wybił powietrze z płuc.
– Co ty wyprawiasz, do cholery?
To był głos mężczyzny, ale nie przypominał głosu Boga, więc chyba nie zginęła. Otworzyła oczy. Mężczyzna stał nad nią. Jego twarz skryta była w mroku, Laney dostrzegła tylko, że jest wysoki i o szerokich ramionach. Wydawał się rozgniewany.
Dookoła nich zgromadził się tłumek. Mężczyzna przyklęknął obok niej. Miał ciemne oczy, ciemne włosy i był przystojny.
– Dlaczego tak nagle wybiegłaś na ulicę? O mało cię nie zabiłem.
Naraz Laney go rozpoznała. Zakaszlała i usiadła, przykładając dłoń do czoła.
– Ostrożnie, nie ruszaj się.
– Kassius Black – wychrypiała.
– Znamy się? – zapytał z napięciem.
– Nie.
– Nic się pani nie stało?
– Nie – powtórzyła i ze zdumieniem uświadomiła sobie, że to prawda. Dopiero teraz zauważyła, że siedzi na futrze, które zamortyzowało jej upadek jak miękka poduszka. Z niedowierzaniem dotknęła maski smukłego, drogiego samochodu, który zatrzymał się w ostatniej chwili.
– Jest pani w szoku. – Nie pytając o pozwolenie, mężczyzna powiódł rękami po jej ciele, szukając złamanych kości. Laney oblała się rumieńcem i odepchnęła jego dłonie.
– Nic mi nie jest – powtórzyła.
Popatrzył na nią z niedowierzaniem. Z trudem wzięła oddech i spróbowała się uśmiechnąć.
– Naprawdę.
Spośród wszystkich milionerów, których w Monako były całe tłumy, musiała trafić akurat na tego jednego, tajemniczego i niebezpiecznego mężczyznę, którego jej pracodawczyni obrała sobie za cel. Gdyby hrabina się dowiedziała, że Kassius Black ma przez nią kłopoty…
Spróbowała się podnieść.
– Proszę się nie ruszać – warknął. – To poważna sprawa.
– Dlaczego? – Spojrzała na lśniący zderzak samochodu. – Czy uszkodziłam pańskie lamborghini?
– Bardzo zabawne – mruknął. – Dlaczego wyskoczyła mi pani prosto na maskę?
– Potknęłam się.
– Powinna pani bardziej uważać.
– Dziękuję za radę. – Roztarła łokieć i skrzywiła się. Dotychczas widziała tego człowieka dwukrotnie, gdy wychodził z hrabiną na lunch. Sądziła wtedy, że jest Amerykaninem wychowanym w Europie albo może na odwrót, Europejczykiem wychowanym w Ameryce, ale jego akcent nie pasował do żadnej z tych dwóch teorii. – Na przyszłość postaram się stosować do pańskiej rady.
Podniósł się i powiódł wzrokiem po grupce gapiów.
– Czy jest tu jakiś lekarz?
Powtórzył to pytanie w trzech innych językach i gdy nie uzyskał żadnego odzewu, wyciągnął telefon.
– Dzwonię po karetkę.
– To bardzo miło z pańskiej strony, ale niestety nie mam na to czasu – odezwała się Laney.
– Nie ma pani czasu na karetkę? – zdumiał się.
Popatrzyła na swoje ciało, wypatrując krwi albo złamania, którego dotychczas nie zauważyła, ale znalazła tylko guz na czole. Dotknęła go i skrzywiła się.
– Cóż, dziękuję, że zdążył się pan zatrzymać. Muszę już iść. Mam do załatwienia pilną sprawę dla mojej szefowej.
– Kim jest pani szefowa?
– Mimi du Plessis, hrabina de Fourcil.
– Mimi? – Przyjrzał jej się uważniej i w jego oczach błysnęło zrozumienie. – Zaraz, poznaję cię. Ta mała mysz, która przynosiła Mimi pantofle i szukała jej telefonu?
Laney zarumieniła się.
– Jestem jej asystentką.
– Cóż to za sprawa tak pilna, że omal przez nią nie zginęłaś?
Podniosła głowę i uważniej spojrzała na jego twarz. Była to twarz z charakterem i z interesującą blizną na kości policzkowej. Nos również wyglądał, jakby kiedyś został złamany i źle nastawiony. Laney była pewna, że ten człowiek nie urodził się w bogactwie. Zupełnie nie przypominał zwykłych playboyów, w których Mimi przebierała od ostatniego rozwodu. Ten człowiek był wojownikiem, może nawet wojownikiem ulicznym, i z jakiegoś powodu, gdy na nią patrzył, kręciło jej się w głowie.
– Więc cóż to za sprawa tak ważna, że gotowa byłaś dla niej oddać życie? – powtórzył.
– Jej futro… – Dopiero teraz sobie przypomniała. Rozejrzała się i wykrzyknęła z przerażenia. Kosztowne białe futro leżało w błotnistej kałuży i było podarte w miejscu, gdzie przejechała po nim opona samochodu.
– Mogę się pożegnać z pracą – szepnęła Laney. Głowa bolała ją coraz bardziej. Przyklękła i sięgnęła po futro. – Kazała mi je wyczyścić przed dzisiejszym balem. A teraz jest zupełnie zniszczone.
– To nie twoja wina.
– Moja – odrzekła nieszczęśliwym głosem. – Najpierw zalałam je kawą, a potem nie patrzyłam, gdzie idę. Byłam zbyt zajęta sprawdzaniem w telefonie, gdzie jest najbliższa pralnia… Telefon!
Rozejrzała się jeszcze raz. Zmiażdżony telefon leżał pod tylnym kołem samochodu. Popatrzyła na popękany ekran i łzy napłynęły jej do oczu, ale postanowiła, że nie będzie płakać.
A potem, gdy już sądziła, że nie może się wydarzyć nic gorszego, z szarych chmur na niebie lunął rzęsisty deszcz. Zimne krople spłynęły po włosach i po poobijanym ciele Laney.
Tego już było za wiele. To było ostatnie źdźbło, które przeważyło szalę. Wbrew sobie Laney wybuchnęła histerycznym śmiechem.
Kassius Black popatrzył na nią takim wzrokiem, jakby oszalała.
– Z czego się tak śmiejesz?
– Teraz już na pewno stracę pracę – wydyszała, z trudem łapiąc oddech.
– I tak się z tego cieszysz?
– Nie. – Otarła oczy. – Jeśli nie będę miała pracy, mojej rodziny nie będzie stać na zapłacenie czynszu i kupno lekarstw dla ojca. To w ogóle nie jest śmieszne.
We wzroku Kassiusa pojawił się chłód.
– Przykro mi.
– Mnie też.
Za jej plecami zatrąbił jakiś samochód. Tłumek gapiów zaczął się rozpraszać, gdy stało się jasne, że Laney nie wykrwawi się i nie umrze na ulicy. Auto Kassiusa nadal blokowało ruch i kierowcy podobnie kosztownych pojazdów, których zebrał się już cały sznur, zaczęli się niecierpliwić.
Kassius zacisnął zęby, pokazał im wulgarny gest i znów na nią spojrzał.
– Skoro nic ci się nie stało i nie chcesz, żeby obejrzał cię lekarz, to chyba pojadę.
– Do widzenia – wymamrotała, wciąż rozpaczając nad zepsutym telefonem. – Dziękuję, że mnie pan nie zabił.
Wyrzuciła zgnieciony telefon do kosza, przewiesiła resztki futra przez ramię i w strugach deszczu ponuro ruszyła w stronę hotelu. Zamierzała zapytać Jacquesa, czy zna jakąś pralnię chemiczną, która potrafi dokonywać cudów. Ale kogo właściwie chciała oszukać? Tu już nie mógł pomóc nawet cud.
Naraz ktoś pochwycił ją za ramię. Zdziwiona, podniosła głowę i znów zobaczyła Kassiusa.
– Dobrze. Ile chcesz? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Ile czego?
– Wsiadaj do mojego samochodu.
– Nie musi mnie pan nigdzie podwozić. Wracam do hotelu.
– Po co?
– Oddam mojej szefowej futro, a potem poczekam, aż zacznie na mnie krzyczeć i wyrzuci mnie z pracy.
– Brzmi nieźle. Posłuchaj, to zupełnie jasne, że miałaś swój cel, rzucając się na ulicę akurat przed moim samochodem. Nie rozumiem, dlaczego od razu nie zażądałaś pieniędzy, nie wiem, w co grasz, ale…
– W nic nie gram.
– …ale mogę rozwiązać twój problem z futrem.
Laney wstrzymała oddech.
– Wie pan, jak można je uratować przed wieczornym balem?
– Tak.
– Byłabym bardzo wdzięczna.
– Wsiadaj – nakazał krótko.
Wsiadła do samochodu, wciąż przyciskając do piersi ociekające błotem futro. Kassius usiadł na miejscu kierowcy i spokojnie ruszył, nie zwracając najmniejszej uwagi na wściekłych kierowców z tyłu. Laney spojrzała na niego z ukosa.
– Dokąd jedziemy?
– Niedaleko.
– Babcia by na mnie nakrzyczała, gdyby wiedziała, że wsiadłam do samochodu z obcym mężczyzną – powiedziała Laney lekkim tonem.
– Przecież wiesz, kim jestem.
– Pan Black.
– Możesz mnie nazywać Kassius, choć Mimi chyba nigdy nas sobie nie przedstawiła.
– Dobrze, Kassius. Ja jestem Laney. Laney May Henry.
– Amerykanka?
– Z Nowego Orleanu.
Zdumiało ją jego przenikliwe spojrzenie. Mężczyźni zwykle nie zwracali na nią uwagi, szczególnie tacy mężczyźni jak on. Dlaczego nagle zapragnął jej pomóc? Ale za bardzo potrzebowała tej pomocy, żeby teraz zadawać jakieś pytania.
– Dziękuję, że zechciałeś mi pomóc. Jesteś bardzo miły.
– Nie jestem miły – odrzekł niskim głosem. – Ale nie martw się. Nie stracisz pracy.
Serce podeszło jej do gardła. Nie pamiętała już, kiedy po raz ostatni dostała od kogoś wsparcie. Zwykle to ona była odpowiedzialna za wszystkich i za wszystko.
– Dziękuję – powtórzyła i mrugając, wpatrzyła się w okno. – Nie mam pojęcia, jakim sposobem można uratować to futro – dodała ze smutkiem. – Może wrócisz ze mną do hotelu i wyjaśnisz, co się zdarzyło? Jeśli się za mną wstawisz, to może hrabina mnie nie wyrzuci.
– Mimi i ja jesteśmy znajomymi, nic więcej – odrzekł chłodno, wpatrując się w drogę. – Dlaczego sądzisz, że mógłbym wpłynąć na jej decyzję?
– Nie jesteś w niej zakochany? – wypaliła Laney.
– Zakochany? – Zacisnął dłonie na kierownicy tak mocno, że samochód zboczył nieco z pasa. – Skąd ci przyszedł do głowy taki pomysł?
Laney uświadomiła sobie, że podsłuchała tę rozmowę i zarumieniła się. Nie chciała popełnić niedyskrecji ani szerzyć plotek o swojej szefowej. Wzruszyła ramionami, wciąż wpatrując się w okno.
– Wydaje się, że większość mężczyzn jest w niej zakochana. Myślałam po prostu…
– Źle myślałaś. – Gwałtownie zatrzymał samochód przy krawężniku. – Szczerze mówiąc, oskarżała mnie, że nie mam serca.
Laney uśmiechnęła się nieśmiało.
– To nieprawda. Musisz mieć serce, bo inaczej byś mi nie pomagał.
W milczeniu zgasił silnik i wysiadł. Był bardzo wysoki, pewnie o jakieś trzydzieści centymetrów wyższy od niej i cięższy o pięćdziesiąt kilo, mimo to poruszał się z kocim wdziękiem. Otworzył przed nią drzwi i wyciągnął rękę. Popatrzyła na nią z konsternacją.
– Futro – rzekł niecierpliwie.
Zarumieniła się i podała mu futro. Przerzucił je swobodnie przez ramię i znów wyciągnął rękę.
– A teraz ty.
Znów się zawahała, ale nie chcąc się wygłupić, nieśmiało wsunęła palce w jego dłoń. Wysiadła, cofnęła rękę i spojrzała na piękny budynek, przed którym stali.
– To nie wygląda jak pralnia chemiczna.
– Bo to nie jest pralnia. Chodź.
Weszli do bardzo eleganckiego butiku i Kassius podał futro pierwszej sprzedawczyni, którą zobaczył.
– Proszę to wyrzucić.
– Oczywiście, proszę pana – odrzekła dziewczyna spokojnie.
– Co robisz? – oburzyła się Laney. – Nie możemy tego wyrzucić!
On jednak nie odrywał spojrzenia od pięknej, doskonale ubranej ekspedientki.
– I proszę nam przynieść nowe futro, jak najbardziej podobne do tego.
– Co? – wyjąkała Laney.
– Oczywiście, proszę pana – powtórzyła dziewczyna spokojnie. Laney odniosła wrażenie, że dziewczyna zareagowałaby tak samo, nawet gdyby kazał jej pozbyć się trupa z bagażnika samochodu. – Mamy bardzo podobne futra z tej samej linii. Cena wynosi pięćdziesiąt tysięcy euro.
Pod Laney ugięły się kolana, ale Kassius nawet nie mrugnął.
– Proszę mi takie zapakować.
Dziesięć minut później ruszyli do hotelu. Elegancko zapakowane futro z gronostajów znajdowało się w bagażniku umieszczonym nie z tyłu, lecz z przodu samochodu. Bogaci ludzie wszystko robią inaczej, pomyślała Laney.
– Może istnieć tylko jeden powód, dla którego wydałeś tyle pieniędzy na futro – powiedziała do Kassiusa w drodze. – Przyznaj, że jesteś do szaleństwa zakochany w hrabinie.
Kassius zerknął na nią kątem oka i nieoczekiwanie uśmiechnął się szeroko.
– Nie zrobiłem tego dla niej, tylko dla ciebie.
– Dla mnie?
– Wiesz, kim jestem, i wiesz, że jestem bogaty, ale nie próbowałaś wykorzystać tego, że cię potrąciłem. Powinnaś twierdzić, że masz wstrząs mózgu, uraz kręgosłupa i grozić, że mnie zaskarżysz. Sądziłem, że właśnie w tym celu wyskoczyłaś na ulicę tuż przed moim samochodem.
– Nigdzie nie wyskakiwałam! – zaprotestowała.
Powiódł spojrzeniem po jej drobnym, kształtnym ciele, jakby próbował ją sobie wyobrazić bez zapiętej pod szyję białej koszuli i spodni khaki. Zarumieniła się i napotkała chłodne spojrzenie.
– Mogłem przypuszczać, że stoi za tobą legion prawników, którzy będą się ode mnie domagać milionów.
– Milionów? – Taka myśl w ogóle nie przyszła Laney do głowy. Takie pieniądze mogłyby zupełnie zmienić jej życie, a co było jeszcze ważniejsze, życie jej rodziny. – To nie byłoby w porządku – powiedziała powoli. – To znaczy, to nie twoja wina, że upadłam na ulicę. Zrobiłeś, co mogłeś, żeby mnie nie potrącić. Twój refleks ocalił mi życie.
– Więc gdybym w tej chwili zaproponował ci milion euro, żebyś dała mi to na piśmie, podpisałabyś takie oświadczenie?
– Nie – powiedziała ze smutkiem, przeklinając własne zasady.
Kąciki jego ust uniosły się w cynicznym uśmiechu.
– Rozumiem.
– Podpisałabym to za darmo.
Kassius wydawał się zdumiony.
– Co?
– Babcia wychowała mnie tak, żebym zawsze mówiła prawdę i nie wykorzystywała sytuacji. To, że ty jesteś bogaty, to jeszcze nie powód, żebym ja została złodziejką.
Zaśmiał się cicho i skręcił w lewo.
– Twoja babcia była niezwykłą kobietą.
– Jest – uśmiechnęła się. – To prawdziwa dama z Południa.
Samochód zatrzymał się przed wejściem do hotelu, ale zanim Kassius wyłączył silnik, Laney dostrzegła w jego twarzy coś, co ujęło ją za serce. Nie zastanawiając się, co robi, nieśmiało dotknęła jego ramienia.
– Dlaczego tak wyglądasz?
Jego ciemne oczy napotkały jej oczy.
– Jak?
Ciekawa była, czy on również czuł ten dziwny prąd, gdy się dotykali. Z pewnością nie. Sama ta myśl była śmieszna.
– Wydajesz się smutny.
Kassius patrzył na nią przez długą chwilę, a potem uśmiechnął się szeroko.
– Miliarderzy nie poddają się smutkom, tylko wyrównują rachunki. Chodź, uratuję cię przed Mimi.
Wyjął starannie zapakowane futro z bagażnika i wprowadził ją do holu.
– Powiedz mi, co myślisz o Mimi – rzekł swobodnym tonem. – Dobrze się u niej pracuje?
Laney zastanowiła się, co powiedzieć.
– Jestem jej wdzięczna za tę pracę – rzekła w końcu szczerze. – Dobrze mi płaci i dzięki temu mogę pomagać rodzinie.
Ale ledwie przekroczyli próg apartamentu hrabiny, usłyszeli jej zirytowany głos.
– Laney, ty leniwa dziewczyno, dlaczego to tyle trwało? Nawet nie odbierałaś telefonu. Tak długo cię nie było, że musiałam sama zadzwonić po obsługę i zamówić sobie kawę. Sama!
– Przepraszam – wyjąkała Laney. – Miałam wypadek i mój telefon…
– Za co ja ci w ogóle płacę, ty bezużyteczna…
Dopiero teraz Mimi dostrzegła Kassiusa i urwała w pół słowa. Jej przyjaciółka Araminta, która wciąż siedziała na sofie przy oknie, paląc i leniwie przeglądając egzemplarz „Paris Match”, była tak zdumiona, że papieros wypadł jej z ręki. Obydwie natychmiast podniosły się, odrzuciły długie włosy na plecy i stanęły w identycznych pozycjach, wysuwając do przodu jedno biodro.
– Kassius! – zaszczebiotała Mimi ze słodkim uśmiechem. – Nie wiedziałam, że zamierzasz mnie odwiedzić.
– Nie zamierzałem. Potrąciłem na ulicy twoją asystentkę. – Mrugnął do Laney, która oblała się rumieńcem.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zdziwiła się hrabina.
– Potrąciłem ją samochodem – wyjaśnił Kassius.
Mimi obróciła się na pięcie i spojrzała na Laney.
– Ty głupia dziewczyno, dlaczego wybiegłaś na ulicę prosto na samochód pana Blacka?
Kassius zakaszlał dyskretnie i włożył jej w ramiona czarną torbę z emblematem ekskluzywnego butiku.
– To była moja wina. Proszę. To za futro, które zostało zniszczone w wypadku.
Mimi rozsunęła zamek i wstrzymała oddech.
– Nowe futro! Odwołuję to, co powiedziałam, Laney – dodała słodko. – Pan Black może cię potrącać samochodem, kiedy tylko zechce.
Laney miała wrażenie, że jej pracodawczyni nie żartuje.
Mimi przysunęła się do Kassiusa z uwodzicielskim uśmiechem.
– Kupiłeś mi futro jeszcze przed pierwszą randką? Doskonale wiesz, jak sprawić przyjemność kobiecie.
– Tak sądzisz? – Kassius zerknął na Laney. – Już od dawna nie miałem ochoty sprawiać przyjemności żadnej kobiecie.
– Poczekaj tylko, aż zobaczysz mnie dzisiaj na balu – szczebiotała Mimi. – Będziesz miał ochotę spróbować jeszcze kilku innych sztuczek, żeby przyciągnąć moją uwagę. Może na przykład… – Wspięła się na palce i szepnęła mu coś do ucha.
Odsunął się od niej z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Cóż za intrygujący pomysł. A zatem dziś wieczorem zobaczę was wszystkie? – zapytał, zatrzymując spojrzenie na Laney.
– Oczywiście. Laney też będzie na balu – rzekła hrabina. – Ktoś przecież musi trzymać moją torebkę ze szminką i agrafkami na wypadek, gdyby sukienka mi pękła. Jest obcisła i krótka, złożona z wąziutkich paseczków – zaśmiała się. – Umrzesz, kiedy to zobaczysz.
Kassius poważnie zwrócił się do Laney.
– Czy ty również zamierzasz założyć taką sukienkę?
– Ja… – zarumieniła się. – To znaczy…
– Laney? – roześmiała się hrabina. – Ona będzie nosiła mundurek, tak jak cała reszta służby. To dla niej odpowiedni strój, prawda, Araminto?
– Odpowiedni – zgodziła się przyjaciółka, zapalając nowego papierosa.
– Powinieneś już iść, Kassius – Mimi pomachała ręką. – Musimy się przygotować do balu. Laney ma jeszcze dużo pracy.
Kassius zatrzymał spojrzenie na jej twarzy.
– Zastanawiałem się, czy zechciałabyś mi wyświadczyć przysługę.
– Czego tylko sobie życzysz – westchnęła.
Kassius znów spojrzał na Laney.
– Laney nie chciała jechać do szpitala, ale powinna przynajmniej odpocząć. Uderzyła się w głowę i martwię się o nią. Wydawała się nieco rozproszona.
– Laney zawsze jest rozproszona – odrzekła Mimi z irytacją i Laney w głębi serca musiała się z nią zgodzić.
– Zrób coś dla mnie. Pozwól jej odpocząć godzinę czy dwie, żeby mogła dojść do siebie.
– Ale ona musi… – Hrabina ugięła się jednak pod siłą wzroku Kassiusa. – Dobrze, niech będzie.
– Dziękuję. – Jeszcze raz przesunął wzrokiem po trzech twarzach, nieco dłużej zatrzymując spojrzenie na Laney, ukłonił się i wyszedł.
Hrabina i Araminta patrzyły za nim, rozpromienione, ale uśmiech Mimi zaraz przygasł.
– Dobrze, Laney. Nie wiem, czym ani jak zdobyłaś jego zainteresowanie, to znaczy litość, ale jak mogłaś się tak wpychać do pierwszego rzędu! To było żenujące i bezczelne.
– Żenujące i bezczelne – zgodziła się Araminta.
– A teraz idź, wyjmij prasowalnicę i przygotuj moją sukienkę.
Dopiero teraz, po wyjściu Kassiusa, Laney uświadomiła sobie, że głowa rzeczywiście bardzo ją boli.
– Powiedziała pani przecież, że mogę odpocząć.
– Będziesz odpoczywać, prasując moją sukienkę.
– I moją też – wtrąciła szybko Araminta.
– Możesz to uznać za prezent – hrabina uśmiechnęła się krzywo. – Możesz udawać, że jesteś w saunie. Baw się dobrze.
O dziwo, stojąc przed prasowalnicą parową i prasując dwie sukienki, które zdawały się uszyte wyłącznie z cieniutkich wstążeczek, Laney rzeczywiście bawiła się dobrze. Przez cały czas wyobrażała sobie ciemne oczy Kassiusa, przypominała sobie jego głęboki głos i dotyk ręki, gdy pomagał jej wyjść z samochodu.
W końcu potrząsnęła głową.
– Co za bzdury – powiedziała głośno. – Przecież o północy on pocałuje ją, a nie mnie.
Usłyszała dzwonek do drzwi, odsunęła prasowalnicę i poszła otworzyć. Zobaczyła chłopaka z dużym pudełkiem.
– Dostawa.
– Dziękuję. – Dała mu napiwek z własnych pieniędzy, bo jej pracodawczyni w takich sprawach była notorycznie skąpa, i wzięła w ręce duże białe pudełko oraz kopertę.
– Ma pani…
Dopiero teraz spojrzała na nazwisko na kopercie i nogi się pod nią ugięły. Mademoiselle Laney Henry.
– Co to takiego? – Szefowa już stała obok niej. – To dla mnie?
– Właściwie… – Laney wzięła głęboki oddech. – Właściwie dla mnie.
– Co? – Szefowa wyrwała jej z ręki kopertę. – A któż mógł ci przysłać prezent? – Otworzyła kopertę, przeczytała wiadomość i cofnęła się niepewnie, patrząc na Laney ze zdumieniem. – Coś ty zrobiła?
– O co pani pyta?
Hrabina rzuciła w nią kartką. Laney przeczytała:
Jestem pewien, że wyglądałabyś świetnie w każdym mundurku, ale zastanów się nad założeniem tego. Do zobaczenia przed północą.
Kassius
Poczuła coś między radością a triumfem i zrobiło jej się gorąco.
– Przysłał mi prezent?
– Otwórz – nakazała Mimi.
Laney wolałaby otworzyć paczkę w samotności, ale posłusznie postawiła pudło na stole i uniosła pokrywę.
Wszystkie trzy kobiety wstrzymały oddech.
W pudle znajdowała się złocista sukienka bez ramiączek, z szeroką marszczoną spódnicą z błyszczącego tiulu, a także długie białe rękawiczki. Na ich widok Laney napłynęły łzy do oczu. To był dar godny księżniczki. Jeszcze nigdy w życiu nie dostała podobnego prezentu.
Wyjęła sukienkę z pudełka, przyłożyła do siebie i spojrzała w lustro. Prawie się nie poznała. Złocisty kolor podkreślał jej kremową cerę i ciemne włosy.
– Co ty takiego zrobiłaś? Specjalnie rzuciłaś się na jego samochód? – zapytała jej szefowa ponuro. – Ty mała przebiegła wyłudzaczko, udawałaś bezradne biedactwo! To przecież moja rola. Sądzisz, że pozwolę, żebyś tak po prostu ukradła mi go sprzed nosa?
Laney popatrzyła na nią ze zdumieniem.
– Nie!
Mimi szyderczo wykrzywiła usta.
– Ciekawa jestem, co jakikolwiek mężczyzna mógłby w tobie zobaczyć.
– Na pewno po prostu próbował być miły – wyjąkała.
– Chciał wzbudzić w tobie zazdrość, Mimi – dodała Araminta.
– Może. No dobrze, załóż tę sukienkę i idź na bal. A jeśli on cię poprosi do tańca… – przymrużyła oczy. – To masz się zgodzić.
Ona miałaby tańczyć z Kassiusem Blackiem? W tej sukience? Laney poczuła, że wiruje jej w głowie.
– A potem… – Mimi znów skrzywiła usta pokryte czerwoną szminką. – Potem mu powiesz, że masz już dość jego względów i chcesz, żeby cię zostawił w spokoju. Masz go obrażać tak długo, aż ci uwierzy.
Wszystkie marzenia Laney prysły jak bańka mydlana.
– Nie.
– Jeśli tego nie zrobisz, to możesz się pożegnać z pracą. – Hrabina odrzuciła na plecy długie jasne włosy i oparła rękę na biodrze. – I do tego jeszcze dopilnuję, żeby nikt więcej cię nie zatrudnił. Więc co wybierasz? – Spojrzała na nieszczęśliwy wyraz twarzy Laney i oznajmiła słodko z szerokim uśmiechem: – Tak myślałam.
więcej..