Noc z majorem Lithgowem - ebook
Noc z majorem Lithgowem - ebook
Pavia jest nazywana perłą sezonu towarzyskiego, bo rzeczywiście trudno o bogatszą i bardziej urodziwą pannę. Chociaż niektórzy uważają, że półkrwi Hinduska nie ma wstępu na salony, wielu arystokratów chętnie ożeniłoby się z posażną kupiecką córką. Ojciec Pavii, niestrudzony w poszukiwaniu utytułowanego zięcia, wysyła córkę na kolejny bal. Pavia już raz znalazła szokujący sposób, by uniknąć małżeństwa z wiekowym lordem. Teraz, w obawie przed gniewem rodziny, musi się podporządkować i oddać rękę temu, kto zacznie o nią zabiegać. Na balu Pavia staje twarzą z twarz z majorem Camem Lithgowem. Poznali się w skandalicznych okolicznościach i mieli się już nigdy nie zobaczyć, jednak tamto trwające kilka godzin spotkanie zniweczy ich dotychczasowe plany i zadecyduje o przyszłości.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-6679-6 |
Rozmiar pliku: | 733 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Tawerna na przedmieściu Londynu, kwiecień 1855 r._
Pavia Honeysett potrzebowała mężczyzny. Jej wzrok padł na wojskowego w granatowo-złotym mundurze siedzącego w rogu sali, pod ścianą. Prawdopodobnie z żołnierskiego nawyku mężczyzna miał wzrok utkwiony w stojącym przed nim piwie, ale nie ulegało wątpliwości, że go nie widzi. Myślami najwyraźniej błądził gdzieś daleko.
Pavia przyglądała mu się przez uchylone drzwi z kuchni, gdzie wśród innych paplających dziewcząt czekała na swój występ taneczny. Oceniała wzrokiem szerokość ramion nieznajomego i zarys jego szczęki. W hałaśliwym barze, wśród innych gości w podnieceniu oczekujących nocnej rozrywki tajemniczy mężczyzna odróżniał się od otaczającej go swojskiej braci pod każdym względem: zachowaniem, wyglądem, gładko ogoloną twarzą i złotymi włosami. Był samotny w swojej perfekcyjności. Żeby go znaleźć, musiała przez trzy noce tańczyć w różnych tawernach od Yorkshire do Londynu. Teraz pozostawało jej już tylko go złowić.
Pavia ostatni raz poprawiła zwiewną materię swoich woali i nerwowo przełknęła. Teraz, kiedy nadeszła ta chwila, była wyraźnie zdenerwowana. A przecież powinna uważać się za szczęściarę. Bo tego właśnie chciała: poczuć się wolną. Planowała to od chwili, kiedy na pensję w Londynie przyszło wezwanie. Całe zaoszczędzone pieniądze wydała na przekupienie służby, by jej wskazała tawerny, w których mogłaby tańczyć. Ta konkretna, o nazwie Ząb Tygrysa, położona na przedmieściu Londynu, wydawała się najbardziej obiecująca z punktu widzenia jej potrzeb. Oferowała rozrywkę w postaci nocnych występów tanecznych w wykonaniu dziewcząt pochodzących z najróżniejszych środowisk i części Imperium Brytyjskiego. Wtopienie się w to barwne i różnorodne środowisko tancerek, czekających w kuchni na swoją kolej, wydawało się proste.
Właśnie w barze rozległy się oklaski, którymi nagrodzono tancerkę podającą się za Persjankę. Pavia wątpiła w autentyczność jej perskiego pochodzenia, ale nie w jej wdzięki. Z takimi piersiami – kto by się interesował jej pochodzeniem? Odruchowo spojrzała na swoje znacznie skromniejsze „wdzięki”; miała nadzieję, że ujdą. Jeszcze jedna dziewczyna i kolej Pavii. Chyba że… obleci ją strach i wymknie się tylnymi drzwiami.
Nie, nie ma mowy. Albo dziś wieczór, albo będzie za późno. Jutro już znajdzie się w Londynie pod kuratelą ojca jako szczebel w jego wspinaczce po drabinie awansu społecznego. Puls Pavii zdecydowanie przyspieszył. Miała być dziewicą złożoną w ofierze na ołtarzu małżeństwa z hrabią Wenderlym, który z powodzeniem mógłby być jej dziadkiem. Obaj mężczyźni należeli do bogaczy, chociaż jej ojciec lubił podkreślać, że jest o wiele bogatszy, jednak Wenderly miał tytuł, a jej ojciec nie dochrapałby się tytułu nawet za cenę herbaty całych Chin. Jej ojciec mógł być Oliverem Honeysettem, współzałożycielem firmy Honeysett and Crooks, największego importera angielskiej herbaty przewyższającego nawet legendarną Twinings Company, ale i tak był tylko mieszczuchem, nowobogackim, jednym z tych, którzy dorobili się fortuny w Indiach. Krótko mówiąc, był człowiekiem, który musiał na swoje pieniądze ciężko zapracować i który bez tytułu nie miał szans wdrapać się wyżej po drabinie społecznej.
Pavia miała być dla niego furtką do świata parów i gwarancją, że chociaż on nie zdobędzie tytułu, to jego wnuki owszem. Ale ona nie chciała wyjść za Wenderly’ego. Inaczej wyobrażała sobie swoje życie. Marzyła jej się przygoda, była ciekawa świata, chciała żyć wśród rodaków swojej matki, w Indiach, gdzie ceniono by ją dla niej samej. W pałacu jej wuja, radży Sohry, kolor skóry nie miał najmniejszego znaczenia. Tu, w Anglii, to było najważniejsze – coś, na co mężczyźni skłonni byli przymknąć oczy w zamian za pieniądze jej ojca albo – jak w przypadku Wenderly’ego – za jej dziewictwo. Podobno Wenderly miał na tym punkcie obsesję, co bardzo martwiło Pavię, szczególnie wobec szeroko rozpowszechnianych plotek, które dziewczęta przekazywały sobie na lekcjach dobrego wychowania. Wśród wychowanek Akademii szykujących się do debiutu towarzyskiego było powszechnie wiadome, że żadna przyzwoita panna by go nie chciała. Dziewczęta spoglądały więc w jej stronę, znacząco kiwając głowami. Żadna angielska przyzwoita panna, ma się rozumieć. Co innego Hinduska. Wniosek wydawał się jasny. Bycie Hinduską w Anglii jest czymś nieprzyzwoitym.
Może istotnie dziś wieczorem jest trochę nieprzyzwoita. Potrząsnęła zwiewnymi welonami i zaśmiała się cicho. Otóż dziś w nocy te angielskie damy będą miały rację. Postanowiła stracić dziewictwo, na którym tak zależało Wenderly’emu. W zamian zyska wolność, a ta jest warta każdej ceny. Nie była to łatwa decyzja, ale Pavia została do jej podjęcia zmuszona, kiedy prośby, błagania i apele do ojca okazały się bezskuteczne. Podjął decyzję co do jej małżeństwa. Nie wskórała nic nawet jej matka, która się wstawiła za córką. Dlatego Pavia wzięła sprawę w swoje ręce.
Jak do tej pory życie nauczyło ją jednego: że nie ma „ i żyli długo i szczęśliwie…” Jeśli dziewczyna marzy o szczęśliwym zakończeniu, to musi zadbać o nie sama. W przeciwnym razie załatwią to za nią inni – tak, jak to postanowił zrobić jej ojciec. Taki był właśnie los jej matki. Została wydana za mąż za Anglika i zmuszona do życia w obcej kulturze, która nie miała dla niej zrozumienia. Pavia po raz kolejny przysięgła sobie, że takie rozwiązanie jest nie dla niej.
Nasunęła na twarz ostatnią woalkę, pozostawiając widoczne tylko oczy, i od razu zlokalizowała swój cel. Stanowił niewątpliwie najlepszy wybór w ciągu tych trzech nocy, jakie spędziła w Londynie. W innych miejscach mężczyźni byli za bardzo prymitywni. Może działała zbyt nierozważnie, ale trzymała się pewnych zasad. Nie miała zamiaru wyjść z tego pobita, zarażona jakąś chorobą, a już broń Boże w ciąży. Na to ostatnie mogła mieć przynajmniej wpływ. Przygotowała sobie na wszelki wypadek nasycone octem gąbki, które trzymała w innym zajeździe w swoim pokoju. Co do wybranego przez siebie mężczyzny nie mogła mieć takiej pewności. Westchnęła. Kiedy układała ten plan, nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo to wszystko okaże się skomplikowane.
Poprzednia tancerka kończyła właśnie występ i Pavia raz jeszcze oceniła swojego kandydata. Czy okaże się przyzwoitym kochankiem? Czy to będzie bolało? Dziewczyny w szkole mówiły, że boli, ale ich wiedza oparta była wyłącznie na pogłoskach. Od kobiet, które spotykała u wuja w pałacu, słyszała znacznie przyjemniejsze opowieści. Komu miała wierzyć? Być może zależało to od kochanka. Ten siedzący w rogu mężczyzna sprawiał wrażenie honorowego. Sposób, w jaki siedział wpatrzony w swoje piwo, świadczył o tym, że walczy z jakimiś demonami. I że najtrudniej będzie go przekonać do tego, by wziął to, co ona ma mu do zaoferowania.
Pavia zagryzła usta, po raz pierwszy wzięła pod uwagę możliwość porażki. Snując swoje plany, nie pomyślała o tym, co się stanie, jeśli jej się nie powiedzie. Ale teraz nie było czasu się nad tym zastanawiać. Bo jeśli będzie tu sterczała przez całą noc, to nic nie wskóra. Stojąca za nią dziewczyna szturchnęła ją lekko. Teraz była kolej Pavii. Na palce duży i wskazujący obu rąk wsunęła delikatne czynele i otworzyła drzwi, a następnie skinieniem głowy dała znak skrzypkowi, który rozpoczął powolną melodię. Z całą pewnością nie hinduską. Może irlandzką? Zresztą wszystko jedno, byle tylko muzyka była poruszająca i sprzyjała kołysaniu biodrami.
Zaczęła tańczyć powoli, sugestywnie, przyciągając wzrok wszystkich dokoła, czemu towarzyszyło rytmiczne uderzanie w talerze. Przedzierała się przez tłum gości, obdarzając swoją uwagą to tego, to tamtego mężczyznę. Nie mogła wyróżnić swojego wybranka, tak po prostu do niego podbiegając, byłoby to zbyt oczywiste. Ale to musiał być on.
Wychowała się w bogatym domu jako jedyne dziecko kupca herbacianego. Nauczono ją, że liczy się tylko to, co najlepsze. I tej nocy miało być nie inaczej. Któryś z mężczyzn sięgnął do niej ręką, gdy przechodziła. Zrobiła unik i ukarała go, zwracając uwagę na innego. Zrozumiała jednak ostrzeżenie. Prowokowała ich spojrzeniami i kołysaniem bioder, rozbudzając oczekiwania. Właśnie dotarła do przerwy pomiędzy częścią sali zastawioną stołami na kozłach a stolikiem pod ścianą zajętym przez wojskowego. Wyglądało na to, że stara się na nią nie patrzeć, że jest jedynym mężczyzną w tym pomieszczeniu, który omija ją wzrokiem.
Opuściła woal przyczepiony do paska ze złotych monet, ukazując gładką nogę. Udało jej się w ten sposób zwrócić uwagę nieznajomego. Mimo wszystko był to mężczyzna, a nie postać z marmuru, co by mogły sugerować jego rzeźbione rysy. Udało jej się przyciągnąć wzrok mężczyzny i utrzymać go z pomocą zmysłowych ruchów. Zrobiła krok do przodu. Uśmiechała się teraz oczami, pozwalając nieznajomemu domyślać się ukrytych pod jedwabną woalką zmysłowych ust.
Jej kandydat, złotowłosy blondyn, z bliska okazał się przystojny i zadbany. Zdecydowana linia ust, prosty zarys szczęki i bystre błękitne oczy – wszystko to razem składało się na portret silnego mężczyzny. Było lepiej, niż się spodziewała. Zapewne jest w drodze, nie zabawi w Londynie zbyt długo. Świat jest wielki. Najprawdopodobniej już się więcej nie zobaczą. Ale najpierw musi go skusić. Zostało jej już tylko sześć woalek. Nie może sobie pozwolić na popełnienie choćby jednego błędu.
Major Cam Lithgow nie należał do tych, co popełniają błędy, ale tej nocy popełniał je seryjnie. Pierwszym jego błędem było przyjście do baru w celu utopienia swoich zmartwień w piwie. Niestety trafił na program rozrywkowy na żywo. I już wtedy powinien był wyjść. To, że tego nie zrobił, było jego drugim błędem. Trzecim okazało się nawiązanie kontaktu wzrokowego z egzotyczną tancerką. To, że nie odwrócił wzroku, stanowiło błąd czwarty. Jak mógł tego nie zrobić? Welony, starannie udrapowane i umocowane w szczupłej talii tancerki za pomocą złotego paska, to odsłaniały, to znów zasłaniały jej piękne ciało, czemu towarzyszyło prowokacyjne pobrzękiwanie.
Ku jego rozpaczy ciało zaczęło odpowiadać na te obietnice. Kiedy schodził do baru, nie był na to przygotowany.
Tancerka ze zmysłową zręcznością uwolniła z paska kolejny welon, przeciągając go najpierw po swoim ciele, a następnie pozwalając, by wylądował na kolanach nieznajomego w geście aż nazbyt oczywistego zaproszenia. Za jej plecami odezwały się gwizdy i pokrzykiwania zawiedzionych gości. Cam zesztywniał. Zazdrośni, zawiedzeni i pijani mężczyźni potrafią być niebezpieczni. Czyżby dziewczyna tego nie rozumiała? Zabawiła się ich kosztem, a potem, odwróciwszy się do nich tyłem, wybrała sobie najmniej stosownego ze wszystkich kandydatów. Nie zamierzali być pobłażliwi. Jeżeli nie zabierze jej ze sobą na górę, to w barze wybuchnie awantura. A on stanie w jej obronie, bo dla człowieka honoru nie ma innego wyjścia.
Tancerka odchyliła się do tyłu pod imponującym kątem, płynnie poruszając biodrami jak hipnotycznie wijąca się kobra. Pasma jedwabiście lśniących czarnych włosów spływały spod welonu, który zakrywał twarz z wyjątkiem wielkich ciemnych oczu. Nagle wyprostowała się i błyskawicznym ruchem wyszarpnęła mu z pochwy szablę, zanim zdążył zareagować. Stracił czujność, sądząc, że sięga po leżący na jego kolanach welon. Nagle został bezbronny w potencjalnie wrogim otoczeniu.
Pavia ponownie odchyliła się do tyłu, rozpoczynając taniec, tym razem ze szpadą na biodrze. Cam wstrzymał oddech. Miotały nim sprzeczne uczucia: z jednej strony chciał ją ostrzec, jak ostra jest broń, z drugiej bał się, że swoją uwagą naruszy jej koncentrację. Jakimś cudem jednak szabla leżała spokojnie. Po chwili dziewczyna przedzierzgnęła się w derwisza. Wzięła szablę do ręki i zaczęła nią poruszać w takt muzyki. Kiedy muzyka zwolniła i wirowanie ustało, szabla znalazła się na głowie tancerki. Bar nagle ożył, ludzie zaczęli klaskać w takt ruchów dziewczyny i muzyki, a wszystko to razem zbliżało Cama do podjęcia decyzji. Ratować ją przed tłumem czy pozostawić na pastwę losu, który sama sobie zgotowała? Nie przyszedł tu wprawdzie szukać przygód, ale wyglądało na to, że przygoda sama go znalazła.
Pavia zatoczyła koło, utrzymując szablę na głowie w idealnej równowadze, i wtedy Cam podjął decyzję. Pavia zatrzymała się. Nieznajomy wstał i wyciągnął do niej rękę. Do diaska, przecież on nawet nie wiedział, czy ona mówi po angielsku. To było jakieś szaleństwo. Ale jak mógłby ją tu zostawić, nie wiedząc, jakie może jej grozić niebezpieczeństwo?
Dygnęła przed nim, zwróciła mu szablę i bez słowa pozwoliła się zaprowadzić na górę. Jak to wszystko mogło mu się przydarzyć? Jak mógł się znaleźć w sytuacji tak skrajnie dla siebie niepożądanej? Przecież nigdy w życiu by się świadomie nie zdecydował na taką przygodę. Prawdopodobnie był jedynym żołnierzem armii brytyjskiej, który by nie chciał znaleźć się z powrotem na angielskiej ziemi. Bałakława była krwawą jatką i to on właśnie przeżył, żeby o tym opowiedzieć, co było perspektywą tak bardzo zniechęcającą, że nie sypiał po nocach albo budził się z krzykiem. A on chciał wrócić do swoich ludzi, do życia, które rozumiał i które go satysfakcjonowało.
Na górze zaprosił Pavię do swego pokoju, zamykając za nimi ciężkie dębowe drzwi. Oparł następnie głowę o futrynę i na chwilę zamknął oczy, rozkoszując się chłodem drewna. Boże drogi, miał u siebie w pokoju egzotyczną tancerkę! Gdyby jego dziadek o tym wiedział, chyba umarłby na serce. W planach dziadka dotyczących jego przyszłości z pewnością nie było egzotycznych tancerek.
Niezależnie od zastrzeżeń do niskiej wrażliwości dziadka, nie tak sobie wyobrażał ten wieczór. Zszedł na dół do baru w nadziei, że uda mu się zapomnieć o wszystkim i chociaż o jeszcze jeden dzień odłożyć obowiązki. Mógł z powodzeniem przyjechać do Londynu dziś wieczorem, przed zmrokiem, ale to by znaczyło, że musiałby uczestniczyć w maskaradzie pod tytułem powitanie powracającego z wojny bohatera i jednocześnie czułego absztyfikanta Karoliny Beaufort, wybranej dla niego przez dziadka młodej damy. Pięknej i dobrze urodzonej, jednym słowem godnej Lithgowa, ale poza tym kobiety budzącej w Camie zaledwie lekkie zainteresowanie.
Nic dziwnego, że lubił wojsko, które oznaczało przygodę, a przygoda to był jego żywioł. Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe zadania – to wszystko pozwalało mu zapomnieć o jałowych problemach tutejszej socjety. Życie w Londynie jawiło mu się jako wielkie pustkowie wypełnione całkowicie bezużytecznymi działaniami. Cóż, może to jednak nie było takie pustkowie. Była tancerka, którą należało się zająć. Chciał wobec niej postawić sprawę jasno: może liczyć na jego opiekę, a on ją zapewni, że nic więcej się tej nocy w tym pokoju nie wydarzy. Pomimo tego, co mówiło jego ciało, nie miał nastroju. Jego umysł był skupiony na tym, co miał załatwić nazajutrz - zawiadomić księcia Cowdena, że jego syn, a najlepszy przyjaciel Cama, Fortis Tresham, poległ w walce.
Cam odwrócił się gotów wygłosić stosowny komunikat, kiedy nagle poczuł suchość w ustach. Jego tancerka stała przed nim w całym przepychu swojej nagości. Zwiewne welony leżały u jej stóp, odsłaniając nagość smagłej bogini – jędrne kształtne piersi i nakryty dłonią wzgórek. Czy rzeczywiście mógłby odmówić tej dziewczynie? Jego ciało zadawało kłam tym pomysłom, ale sumienie mówiło swoje. Jak śmiesz myśleć o przyjemnościach, skoro Fortis nie żyje?
Podszedł do niej z determinacją, zdejmując marynarkę i zarzucając ją dziewczynie na ramiona.
– Nie musisz mi się oddawać. Jesteś tu bezpieczna. – Marynarka była obszerna i skutecznie ją zakrywała, ale jego ciało wiedziało swoje. Widoczna już teraz twarz dziewczyny spełniała obietnicę piękna: wielkie oczy, pełne usta i delikatny zarys brody.
– Nie chcesz mnie? – Zrzuciła jego marynarkę, ponownie prezentując nagość i jak gdyby podając mu w dłoniach swoje piersi.
– Nie o to chodzi. – Camowi, zupełnie nietypowo, zabrakło słów. Jemu, który wykrzykiwał rozkazy wśród bitewnej wrzawy. – Chcę powiedzieć, że nie musisz się czuć zobowiązana. – Jeszcze nigdy nie wziął do łóżka kobiety, która czuła się zobowiązana, żeby tam być, i nie zamierzał tego robić teraz.
Podeszła do niego, ściągając mu z szyi halsztuk, najwyraźniej gotowa go rozebrać.
– A jeśli nie czuję się zobowiązana? Czy będziesz mnie chciał? – Pachniała przygodą, cytrusami i korzennymi przyprawami, Dalekim Wschodem i lepszymi czasami, kiedy razem z Fortisem przez dwa lata służyli w Indiach.
Cam przełknął. Zaczął przegrywać swoją bitwę i może nawet powinien ją przegrać. Może przespanie się z nią pomoże mu w jakiś sposób pokonać żal, jaki w sobie nosił, zrobić pierwszy krok na drodze powrotu do życia. Nie, to śmieszne. Szukał usprawiedliwienia dla tego, czego domagało się jego ciało.
-Nie wiem, kim jesteś. Nie znam nawet twojego imienia. – Wiedział tylko, że jest w połowie Hinduską, w połowie Angielką i że jest piękna.
Położyła na jego ustach długi, smukły palec.
– Nie potrzeba żadnych imion. Tak będzie lepiej, nie myślisz?ROZDZIAŁ DRUGI
– Pomogę ci. – Jej głos zabrzmiał delikatnie, kojąco, jakby na przekór niepokojowi, który w niej szalał. Udało się przynajmniej tyle – zaciągnęła go na górę i do jego pokoju. Ale ponieważ nawet nie próbował się rozebrać, musi to zrobić za niego.
Tym razem, kiedy rozpinała mu guziki, zapomniał powstrzymać jej ręce. A ona wykorzystywała, jak mogła, swoją przewagę.
– Przyszedłeś dziś do tawerny, żeby o czymś zapomnieć. Poznałam to po twojej twarzy. - Zsunęła mu z ramion kamizelkę i odrzuciła na bok, jakby co wieczór nie robiła nic innego, tylko rozbierała mężczyzn. Następnie wyciągnęła mu koszulę ze spodni, modląc się, żeby w końcu uwolnił ją od tego krępującego zadania. Wkrótce wpadnie w tarapaty pomimo skromnej teoretycznej wiedzy, jakiej nabyła dorastając u wuja w _zenana_, części domu przeznaczonej dla kobiet. Nie była w Indiach, odkąd skończyła dwanaście lat. – Czujesz ból. – Zatrzymała rękę na jego sercu. – O, tu. Widywałam już takich mężczyzn jak ty. – W jednej chwili zdjęła z niego koszulę. – Pomogłeś mi dzisiaj tam na dole, a teraz ja ci pomogę zapomnieć o tym, co cię dręczy. – Wspięła się na palce i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. – A rano będziemy kwita. Wszystkie zobowiązania zostaną spłacone.
– Już nigdy nie zmażę tej winy.
Ach, więc jednak miała rację z tymi demonami. Takie już jej szczęście, że uwiodła jedynego mężczyznę, który tego nie pragnął. Zarzuciła mu ręce na szyję.
– To wymaż to wszystko choćby na ten jeden wieczór – wyszeptała kusząco. – Możesz brać, za darmo.
Otarła się o niego, całując go, jakby już zaakceptował jej ofertę, jej warunki, a on rzeczywiście tym razem się poddał. Położył jej ręce na biodrach i przyciągnąwszy ją do siebie, rozchylił usta, pozwalając się uwieść jej pocałunkom. Stopniowo też stawał się ich aktywnym uczestnikiem, całując ją mocno, namiętnie, pieszcząc ucho i szyję i dostarczając doznań, jakich się nie spodziewała. A przecież to miało być tylko zadanie do wykonania. Nie oczekiwała żadnych radosnych przeżyć.
Pocałunek był szalony. Świat skurczył się do rozmiarów tego niewielkiego pokoju, w którym przebywali. Do tego jedynego mężczyzny, który już teraz całkowicie przejął inicjatywę pieszcząc, całując, uwodząc. W pewnym momencie wylądowali na łóżku i zapadli się w noc. Czy to on ją tu położył, czy ona go pociągnęła? Było jej wszystko jedno. Nagle poczuła na sobie jego gorące ciało – zapraszała go piersiami, oplatała udami. Całe to kochanie okazało się łatwiejsze, niż jej się wydawało, znacznie łatwiejsze niż zaciągnięcie go tu na górę. Pavia już nie miała wątpliwości, że dokonała właściwego wyboru.
Jej partner nie był raptusem, powoli smakował jej ciało, nie chciał tracić głowy dla kilku minut rozkoszy, interesowały go godziny, cała noc, którą mieli przed sobą.
– Cicho, spokojnie, wiem, o co ci chodzi, bądź cierpliwa. –Dołączyła do niego w odwiecznym miłosnym tańcu dla dwojga, intymnym walcu, który miał ich wynieść na wyżyny ekstazy. W pewnej chwili poczuła, że jej partner jak gdyby zostawił ją samą, że nie dzieli z nim obiecanych rozkoszy. Ale nie mogła narzekać. Dostała to, po co tu przyszła.
Sprawa została załatwiona. Jej bezimienny kochanek zachował się jak należy. Nie mogła chcieć niczego więcej. Ten złotowłosy młody bóg, który w tej chwili spał u jej boku, mógł być przykładem dla innych. Dobrze wybrała. Może nawet za dobrze. Zamiast wykorzystać to, że on śpi, wyskoczyć z łóżka i wrócić do swojej gospody położonej zaledwie kilka ulic stąd, wolała zostać. Chciała patrzeć, jak śpi, wodzić palcem po jego piersi, odgadywać jego historię. Kim jest? Co tutaj robi? Dokąd zmierza? Ale szukając odpowiedzi na te pytania, złamałaby ustanowione przez siebie reguły. Żadnych imion, żadnych pretensji, żadnego jutra.
Jednak to właśnie ta jego nowość skusiła ją do pozostania. Nigdy nie przypuszczała, że mężczyzna może być taki piękny. Nie sądziła, że zachwyci się jego ciałem. Że będzie chciała na nie patrzeć i go dotykać. A to ciało, muskularne, gładkie i ogorzałe, zaznało niejednego. Pavia puściła wodze fantazji, nadając życiu żołnierza romantyczny wymiar. Ale nie był to żołnierz byle jaki, tylko oficer, i to wysokiej rangi. Przez ich dom w Indiach przewijało się wielu ludzi z East India Company, znała się na mundurach.
Nie była jednak przygotowana na emocjonalne przeżycie, jakim okazało się dla niej bliskie spotkanie z mężczyzną. Owszem, był pewien dyskomfort, ale nic takiego, czego nie dałoby się wytrzymać. Po tym, gdy minął początkowy szok, nastąpiło coś na swój sposób przyjemnego. Nie, to co innego - zapierające dech przeżycie, które przypominało spotkanie z morską falą. Ogarnęła ją irracjonalna duma na myśl o tym, że to właśnie ona dała mu rozkosz. Cokolwiek trapiło go tam w barze, znikło za jej sprawą przynajmniej na jakiś czas.
Mężczyzna poruszył się, a jego błękitne oczy najwyraźniej zaczęły jej szukać. Gdzieś w kominku trzasnęło polano i posypały się iskry. Sięgnął ramieniem i przygarnął ją do siebie, tak że jej głowa spoczywała teraz na jego piersi. Było to jeszcze jedno, czego się nie spodziewała – naturalna intymność, którą teraz dzielili. Nie chciała jej kwestionować ani nadmiernie się nad nią zastanawiać, żeby nie zniszczyć tej bliskości.
– Byłem w Indiach – powiedział głosem zachrypniętym od snu. – To piękny kraj – dziki i egzotyczny. Nie to, co tu. – Jego palec powędrował wzdłuż linii jej biodra, zostawiając za sobą ślad gęsiej skórki.– Skąd pochodzisz? Z jakiej części kraju?
– Z Sohry. – Tyle mogła mu powiedzieć, nie naruszając zasady anonimowości, którą sama sobie narzuciła. – Wiesz, gdzie to jest? – Prawdopodobnie nie wiedział; było to odległe księstwo.
– Hm. Nie – odparł sennym głosem. – Stacjonowaliśmy w Madrasie.
– To bardzo daleko od Sohry, która leży na północnym wschodzie w Khasi Hills. – Westchnęła, rysując palcem na jego piersi mapkę z domem wuja. – Mamy tam zielone wzgórza, chłodną bryzę i wodospady. – Westchnęła. Samo mówienie o Sohrze przyniosło szczególny rodzaj uspokojenia. – Mamy tam mosty z korzeni i góry.
– Zazdroszczę. Madras jest gorący i parny. W kilka minut po włożeniu mundur był przepocony na wylot, a na ulicach panował paskudny odór.
Pavia wsparła się na łokciu i zbeształa go żartobliwie:
– Przed chwilą mówiłeś, że Indie są piękne, a to, co opowiadasz w tej chwili, nie brzmi pięknie.
– Owszem, Indie są piękne. Wystarczyło tylko wyjechać z miasta, żeby móc podziwiać wspaniałą dżunglę. Owoce, zwierzęta, coś fantastycznego. – Roześmiał się. – Zupełnie inaczej niż tutaj. Tutaj wszystko jest takie…takie oswojone… Nie brakuje ci tamtego?
– Oczywiście, że brakuje. – Dostrzegła w jego oczach błysk wspomnienia i postanowiła wykorzystać tę chwilę. – A tobie czego brakuje najbardziej? Jakiegoś miejsca? Osoby? – Trochę za późno się zorientowała, kim mogłaby być taka osoba. – Kobiety? – Poczuła ukłucie zazdrości. Nawet w wyobraźni nie chciała go widzieć z inną kobietą. Chciała, żeby tej nocy należał tylko do niej. Ale kiedy układała ten plan, chodziło jej o co innego. Sprawa miała być prosta: znaleźć mężczyznę, przespać się z nim i porzucić.
Potrząsnął głową.
– O kobiecie nie ma mowy. Wojskowi nie nadają się do nawiązywania czy utrzymywania takich związków. Nie dysponują swoim czasem. Ani swoim życiem, które mogą stracić praktycznie w każdej chwili. – Próbował ją ostrzec. Przypomnieć jej, na co się umawiali. Niepotrzebnie. To ona dyktowała warunki. Ale to było coś więcej niż tylko ostrzeżenie. Próbował nawiązać do czegoś poważniejszego, o wymiarze duchowym. Pavia czekała, nie przerywając ciszy. Czuła, że mężczyzna chce mówić, że jest w nim jakieś pragnienie, tylko nie może znaleźć właściwych słów. Postanowiła dać mu czas i słowa wreszcie przyszły.
– Mój przyjaciel zginął w bitwie w miejscowości Bałakława położonej w pobliżu Sewastopola. Był oficerem kawalerii, jednym z najlepszych. Widziałem, jak padał. Widziałem, jak wywija szablą, zagrzewając do walki swoich ludzi, a już po chwili leżał na ziemi. – Te cztery zdania miały jej wystarczyć. Być może i on znalazł się w stanie specyficznego zawieszenia pomiędzy swobodą szeptania sekretów obcej kobiecie, dla której one praktycznie nic nie znaczyły, a potrzebą trzymania ich w ukryciu po to, by chronić siebie. Im mniej wiedzieli o sobie nawzajem, tym lepiej. Ostatecznie był to jakiś układ.
– Przepraszam – powiedziała po prostu i bardzo szczerze.
– Dziś nie ma mowy o żadnej wojnie. – Przygarnął ją do siebie, okrywając powolnymi pocałunkami jej usta, szyję, wzgórki piersi, gdy tymczasem jego ręce i wargi sunęły w dół… – Ty jeszcze nie miałaś przyjemności. – Błękitne oczy nieznajomego płonęły pożądaniem. Puls Pavii przyspieszył w sposób, który nie miał nic wspólnego z jej pierwotnymi planami, a jakżeż wiele z tym mężczyzną, który w tej chwili na nią patrzył. – Pozwolisz? – Mogłaby mu pozwolić z samej ciekawości, ale Pavia znajdowała się już w zupełnie innym miejscu. Jej poddanie się było nieuchronne. Wydawała się nie tylko ciekawa tego mężczyzny, ale wręcz nim zaintrygowana. Stał się dla niej kimś więcej niż tylko środkiem prowadzącym do celu. Ale o tym nikt jej nie uprzedził.
A jej cel był teraz inny niż wtedy, kiedy zaczynała. Znacznie bliższy, bardziej doraźny. Już nie chodziło tylko o zablokowanie jej niechcianego małżeństwa z Wenderlym, ale o coś znacznie bardziej przyjemnego, bardziej ulotnego, o czym wspomniał jej żołnierz. Chciała czegoś, co on mógł jej dać. Pragnęła tego, pragnęła się znaleźć poza sferą fizyczności. Widziała moment uniesienia, jaki przeżywał, i była ciekawa, czy i ona by tak mogła, gdy tymczasem on szukał tego czułego miejsca, które by odpowiedziało na jego pieszczoty.
– Poddaj się – szepnął. – Tak trzeba. Jesteś przy mnie bezpieczna. Nie bój się przyjemności – przekonywał ją, jak umiał. Zdrowy rozsądek mówił jej, że nie ma powodu mu wierzyć, ale ciało wiedziało swoje. Od chwili kiedy się tu znaleźli, niezmiennie okazywał jej szacunek.
Podda się rozkoszy czy tego chce, czy nie. I poddała się. Wczepiła się mocno w jego gęste włosy, jakby się bała, że ją opuści, zanim przyjdzie obiecana nagroda. Czuła, jak powoli ogarnia ją drżenie i jak w końcu nadchodzi upragniony finał. Czuła to, co czuł on. Tak, teraz już wiedziała. W ekstazie spełnienia poczuła się wszystkowiedząca, jakby posiadła jedną z największych tajemnic świata, która stała się jej wyłączną własnością.
Leżący obok niej kochanek przeciągnął się z wyrazem błogości na twarzy. Poczucie, że zaspokoił dziewczynę, sprawiło mu satysfakcję. Było to dla niego naprawdę ważne. Czy inni kochankowie są tak samo wrażliwi? Pavia ziewnęła, co wywołało uśmiech na jego twarzy.
– No chodź, odpocznij trochę. – Wbrew zdrowemu rozsądkowi przytuliła się do niego, znajdując miejsce na jego ramieniu. Jak szybko stała się w stosunku do jego ciała zaborcza. Co by szkodziło poleżeć w jego ramionach godzinę dłużej? Nic – pod warunkiem, że uda jej się wymknąć z gospody niepostrzeżenie.
Pavia nie zamierzała spać. Nie zamierzała też zwlekać z wyjściem aż do północy. Ale po przebudzeniu stwierdziła, że nie dotrzymała słowa w żadnej z tych dwóch spraw. W oknie dojrzała szare cienie zwiastujące świt i przeżyła moment paniki. Przespała całą noc! A koło niej spał beztrosko jej bezimienny kochanek – nie mniej urodziwy niż wczoraj. Powinna się pospieszyć, by zdążyć z wyjściem, zanim się obudzi, wrócić do gospody, zanim pokojówka się zorientuje, że jej pani zniknęła.
Pavia wymknęła się z łóżka. Skrzywiła się z bólu. Ze zdziwieniem stwierdziła, że bolą ją mięśnie. Spiesznie pozbierała swoje woale i po cichu założyła brzęczący złoty pasek. Liczyła na to, że dzięki ciemnościom nie będzie tak bardzo widoczna. Ale teraz, o świcie, gdy zniknęła i ta sprzyjająca okoliczność, tym bardziej jej nagość będzie zwracała uwagę na ulicy, co ją dodatkowo skłaniało do pośpiechu. Nie chciała, by ją zapamiętano. Peleryna, którą na sobie miała, została w kuchni. Ostatni raz spojrzała na śpiącego mężczyznę i cicho wymknęła się z pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi i żegnając w ten sposób swoją jedyną przygodę. W mrocznym korytarzu wyprostowała ramiona, starając się pozbyć ogarniającego ją melancholijnego nastroju.
A przecież powinna być zadowolona. Osiągnęła cel, do którego dążyła, i teraz pozostawało jej tylko iść naprzód ku przyszłości, którą sobie wybrała, a która na początku może być niepewna. Ojciec będzie wściekły, kiedy się dowie, że Pavia już nie spełnia kryteriów małżeńskich Wenderly’ego. To było pewne. Ale co z tym zrobi – już nie takie oczywiste. Wygna ją na wieś? Skaże na odosobnienie? Odeśle ją z powrotem do Indii i zerwie z nią stosunki? Wolałaby to ostatnie. Wuj by ją z pewnością chętnie przyjął, była tego pewna. Może matka zechciałaby jej towarzyszyć i wtedy obie byłyby wolne. Będzie się trzymała tej nadziei, przynajmniej przez ten pierwszy najtrudniejszy okres. Jeśli było w tym coś pewnego, to tylko to, że sprawy niewątpliwie się pogorszą, zanim ostatecznie się polepszą. Ale one się polepszą, przekonywała samą siebie, idąc z lekkim uśmiechem na ustach. Już było lepiej. Nie będzie musiała poślubić Wenderly’ego. Teraz było to już niemożliwe. Przestała być dla niego atrakcyjna.