- W empik go
Noc z nim 2 - ebook
Noc z nim 2 - ebook
Kontynuacja historii Davida i Alessii.
David po wygranej walce rozpoczyna poszukiwania Alessii. Sprawdza każdy możliwy trop, nie wierząc, że dziewczyna tak po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Wkrótce mężczyzna zaczyna się domyślać, że za uprowadzeniem ukochanej prawdopodobnie stoi jej ojciec.
Moore mimo braku pewności nie zamierza zwlekać i od razu planuje podróż do Włoch. Przedtem jednak odwiedza go dawny przyjaciel Trevor, proponując mu pomoc. W trakcie rozmowy mężczyźni wracają do przeszłości i nagle Trevor wyjawia Davidowi tajemnicę mogącą całkowicie zmienić jego życie.
David, zdruzgotany tym, co usłyszał, nie poddaje się w poszukiwaniach Alessii i szybko trafia na trop jej ojca. Czy faktycznie jego ukochana przebywa właśnie we Florencji? Czy naprawdę ojciec mógłby spróbować zrobić dziewczynie krzywdę?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-233-0 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
David
Ludzie powoli opuszczali trybuny, zbierając się do wyjścia, a ja zamiast świętować zwycięstwo i przez resztę wieczoru patrzeć w dumne spojrzenie wyjątkowej kobiety, od dobrych kilkunastu minut przeszukiwałem wszystkie kąty tej cholernie ogromnej hali. Myśli kotłowały się w mojej głowie, a na domiar złego każda upływająca minuta tylko utwierdzała mnie w przeświadczeniu, że przecież Alessia nie mogła tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu. Kiedy tuż obok drzwi do mojej szatni znalazłem złoty wisiorek należący do niej, poczułem niespodziewany ból. Miałem wrażenie, że ktoś wbił mi ostre narzędzie prosto w serce. Nie byłem w stanie przetrawić bolesnych scenariuszy, które wypełniały mój umysł, bo nie chciałem wierzyć, że coś mogło jej grozić albo że ktoś skorzystał z okazji i zastawił na nas pułapkę, lecz… to się działo. Już trzeci raz w mojej obecności. W tym momencie przypomniałem sobie własne słowa, które kiedyś do niej skierowałem: „Dwa razy cię uratowałem, a co, jeśli za trzecim nie zdążę?”. Przymknąłem powieki, biorąc głębszy oddech, i nagle wezbrała się we mnie ogromna ochota, by przyłożyć sobie ze złości.
Ruszyłem dalej, a na mojej drodze znienacka pojawił się trener. Zaczął deptać mi niemal po piętach, próbując przekonać mnie, żebym najpierw wrócił do szatni i pozwolił opatrzeć swoje rozcięcia lekarzowi, a dopiero potem załatwiał „sprawy drugorzędne”, tak ją określił. Na szczęście go nie posłuchałem. Puściłem jego słowa mimo uszu i wolałem nie dopuszczać do siebie tej jego gadki, bo gdybym to zrobił, nasza znajomość mogłaby zakończyć się w tym przeklętym miejscu.
– Zastanów się, David! Zachowujesz się jak szaleniec! – krzyknął za moimi plecami i wreszcie odpuścił, rezygnując z dalszego pościgu; najwyraźniej nie był już w stanie dorównać mojej kondycji.
Swoją drogą, sam dziwiłem się, skąd odnalazłem w sobie tyle sił, żeby tuż po stoczonej walce biegać dookoła całego obiektu sportowego i nie złapać choćby najmniejszej zadyszki.
Żwawym krokiem zmierzałem kolejnym długim korytarzem i nie miałem już nawet pewności, czy za chwilę nie zabiję osoby, którą jako pierwszą podejrzewałem o wszystko, co najgorsze. Drzwi z hukiem odbiły się od ściany, a ja, zaraz po wejściu do środka, spośród kilku twarzy obecnych w pomieszczeniu od razu zauważyłem tę, na której wciąż widniał ten parszywy uśmiech. Po tym, jak dosłownie zmiażdżyłem go na ringu, on nadal nie schodził z jego ust. W mgnieniu oka znalazłem się przy nim, chwyciłem go mocno za T-shirt – tak mocno, że aż usłyszałem charakterystyczny zgrzyt materiału – i przyparłem do ściany.
– Co ty, kurwa, zaplanowałeś?! Gdzie ona jest?!
– Zabierz te łapy, zanim zrobię coś, czego będziesz żałował. Tu nie ma zasad jak na ringu, a ja nawet przez moment nie będę się hamował, tylko rozwalę ci tę pieprzoną gębę – wykrztusił, mierząc mnie ostrzegawczym spojrzeniem.
Nie spełniłem jego prośby. Nie nazywałbym się David Moore, gdybym tak łatwo odpuścił. Byłem wściekły, dosłownie cały aż chodziłem, i mogłem stoczyć z nim kolejną walkę, jeżeli okazałoby się, że naprawdę maczał w tym palce.
– David, co ty najlepszego wyprawiasz? – Kobiece dłonie mocno chwyciły mnie za ramiona i przez chwilę próbowały odciągnąć od tego głupka. – Puść go!
– To nie twoja sprawa! Odsuń się, jeśli nie chcesz, żeby tobie przez przypadek też stała się krzywda! – nakazałem wściekle, zerkając tylko przez ułamek sekundy w bok, by dostrzec znajome blond włosy upięte w kok.
– Może to nie moja sprawa, ale dlaczego go szarpiesz? Kogo szukasz? – Natalie nie ustępowała. – Może nam to najpierw wytłumacz!
Kolejna osoba, która zgrywała niewiniątko. Ponownie popatrzyłem w kierunku kobiety.
– Alessii!
– Jak to? Zniknęła? Nie ma jej? – Spoglądała na mnie pytającym wzrokiem i z trudem przełknęła ślinę.
Dziwiłem się, że jeszcze nie otrzymała Oscara. Grę aktorską miała we krwi.
– Nie ma! Przeszukałem każdy kąt, a przed swoją szatnią znalazłem tylko to! – wycedziłem, po czym znowu spojrzałem prosto w oczy tego sukinsyna i zacząłem wymachiwać przed jego nosem medalikiem mojej kobiety. – Co wiesz? Gadaj, natychmiast!
– Tym razem nic nie wiem, ale to nawet zabawne, że królewna uciekła, zostawiając po sobie pantofelek, nieprawdaż?
Gamoń miał czelność się jeszcze naśmiewać. Za ten komentarz w mgnieniu oka przygotowałem się do ciosu i kiedy brakowało już tylko kilku centymetrów, żeby moja zaciśnięta pięść spotkała się z jego spuchniętym po walce nosem, ktoś mnie powstrzymał. Rozgorączkowanym wzrokiem zlokalizowałem tę osobę. Trevor. Pieprzony Trevor Spinks. Przechwycił mój nadgarstek rękami i trzymał mocno, usiłując odwieść mnie od tego pomysłu. Pierwszy raz od kilku lat zyskałem okazję, żeby po tym, co zaszło pomiędzy nami w przeszłości, spojrzeć mu w oczy, i to w jakich okolicznościach. Zapamiętałem go jako chuderlawego chłopczyka, w którego obronie sam często stawałem, a teraz stał przede mną postawny facet. Wyglądało na to, że z czasem zaczął nocować na siłowni.
– Wystarczy tego przekomarzania. Nie róbcie przedstawienia jak w przedszkolu – oświadczył stanowczo.
Obaj nie spuszczaliśmy z siebie przepełnionego różnymi, a zwłaszcza bolesnymi emocjami wzroku. Im dłużej spoglądałem na jego pokrytą kilkudniowym zarostem twarz, tym bardziej zaczęły powracać do mnie wspomnienia. Mógłbym podzielić je na dobre i złe – te, kiedy był moim najlepszym przyjacielem, za którego oddałbym życie, i te, gdy stał się moim wrogiem. Przez chwilę dopadły mnie jakieś dziwne myśli. Nie widziałem go, odkąd zaszył się w Las Vegas, dlatego nie spodziewałem się, że spotkam go tutaj dzisiejszego wieczoru. Szczególnie że nie pojawił się na konferencji, trybunach ani w eskorcie bokserskiej tego skurczybyka. Przymknąłem powieki, chcąc dać sobie kilka sekund na ochłonięcie, jednak to mi nie pomogło. Kiedy ponownie je otworzyłem, przeniosłem swoje wściekłe spojrzenie na starszego z braci.
– Przekaż łaskawie swojemu bratu, żeby nie wpieprzał się w to, co go nie dotyczy. Kiedy już to zrobisz, odpowiedz na moje pieprzone pytanie. Lepiej się to dla ciebie skończy, gdy od razu przygotujesz śpiewkę, w którą rzeczywiście uwierzę.
– Odpowiedziałem, ale widocznie jesteś za mało inteligentny, żeby to zrozumieć, bracie.
– Nie nazywaj mnie tak! – sarknąłem, chcąc się na niego ponownie rzucić, jednak to właśnie jego rodzony brat stanowił przeszkodę na mojej drodze.
– Taylor tego nie zrobił. Po waszym pojedynku przez cały czas przy nim byłem – wyjaśnił Trevor, próbując zachować zrównoważony ton. – Nie ma nic wspólnego z tym, o czym mówisz.
Po raz kolejny pokusiłem się o to, żeby popatrzeć w jego ciemne oczy; kiedyś uwierzyłbym we wszystko, co powiedział. Kiedyś. Teraz nie miało to dla mnie już żadnego znaczenia, w nich obu płynęła ta sama krew.
– Moore! – Nieoczekiwanie usłyszałem za sobą donośny głos trenera. – Co ty wyprawiasz?!
Może i odstawiałem szopkę, lecz nie z byle powodu. Powód, który zjawił się kilka tygodni temu przed drzwiami mojego domu i który usiłowałem wtedy odesłać z kwitkiem, teraz zniknął. Byłem kompletnym idiotą. Tyle bym dał, żeby już wtedy zatrzymać ją przy sobie… Może gdybym miał więcej odwagi, teraz robilibyśmy coś innego i bylibyśmy w zupełnie innym miejscu.
– Czyś ty na głowę upadł? Zostaw go! On nie ma z tym nic wspólnego. Może i jest nieobliczalny, ale to nie jego robota. – Trener szybko pojawił się za moimi plecami i chwycił mnie za ramiona, próbując przywołać do porządku.
To nie wkurzyło mnie tak bardzo jak sam fakt, że zaczął bronić mojego wroga.
– Nie pouczaj mnie teraz, trenerze! – warknąłem przez zaciśnięte zęby, oglądając się na chwilę przez ramię. – Zostaw mnie, bo dobrze wiesz, że Alessia nie zniknęła bez powodu.
Powróciłem do obserwowania braci morderczym wzrokiem; z biegiem lat nawet wyglądem stawali się do siebie coraz bardziej podobni.
– Nie wiem, co sobie ubzdurałeś, ale nie powinieneś szukać tutaj problemu. Chodź ze mną i nie rób burdy, zanim będzie za późno. – Trener podjął kolejną próbę, żeby mnie stąd wyprowadzić. – Chodźże! Obiecuję, że znajdę rozwiązanie, tylko się rusz.
Taylor Spinks patrzył na mnie szyderczo, zaś ten drugi wpatrywał się niepewnie w moją twarz, jakby chciał dodać coś jeszcze do naszej rozmowy. Odnalazłem w sobie resztki zdrowego rozsądku i wreszcie z odrazą puściłem materiał jego koszulki. Odwróciłem się w kierunku wyjścia, omiotłem resztę osób w pomieszczeniu pustym spojrzeniem i bez słowa jako pierwszy wyszedłem na korytarz. Wewnątrz mnie szalał huragan; mnóstwo emocji mieszało się ze sobą, wyzwalając we mnie najbardziej nieludzką z moich twarzy. Wszystko wymknęło mi się spod kontroli, przez co nie potrafiłem nad sobą zapanować. Szedłem w stronę swojej szatni, setny raz analizując tę sytuację, i jak przez szybę słyszałem biadolenie trenera, dopóki ponownie nie wspomniał o tym sukinsynie.
– Wiem, że tak tego nie zostawisz, i wiem też, że ta dziewczyna stała się dla ciebie cholernie ważna, ale zamiast wciąż wyżywać się na Spinksie, pomyśl, dlaczego akurat on miałby jej coś zrobić.
– Może ukartował to wcześniej, na wypadek gdyby przegrał walkę? Może chciał się odgryźć i nie pozwolić mi spokojnie cieszyć się wygraną? – powiedziałem z wyrzutem, wchodząc do niewielkiego pomieszczenia. – Nie broń go, bo…
– Bo?
Na język cisnęło mi się kilka okrutnych słów. Ostatecznie powstrzymałem się przed tym, by wyznać mu, że im dłużej będzie go usprawiedliwiał, tym szybciej zakończę naszą kilkuletnią współpracę.
– Nic. Nie jestem sobą. Nie wiem, co się ze mną dzieje. – Podszedłem do stolika i chwyciłem za butelkę z wodą, a następnie ją odkręciłem. – Cholernie się martwię, rozumiesz?
– Rozumiem, że się martwisz, bo na twoim miejscu pewnie robiłbym to samo. Proponuję, żebyś najpierw włączył telefon i sprawdził hotel, w którym byliście zakwaterowani. Może coś się wydarzyło, a Alessia po prostu do niego wróciła.
– Sama? Nie informując mnie o tym wcześniej? Wątpię w to, szczególnie że odkąd trafiła pod mój dach, była ostrożna. Zresztą, jak wytłumaczysz to? – Zacząłem wymachiwać mu wisiorkiem przed oczami. – Uważasz, że zerwał jej się tuż przed moją szatnią? Że czekała tam, łańcuszek w pewnym momencie upadł, a ona odeszła? Trudno uwierzyć w takie bajeczki, a ja jestem pewien, że ktoś to zaplanował. Ktoś chciał mnie wkurwić do granic możliwości.
Skrupulatnie przyjrzał się łańcuszkowi, chwytając go w dłoń.
– Jest zerwany – potwierdził nieśmiało. – Lecz to jeszcze o niczym nie świadczy. Równie dobrze mógł jej upaść zaraz po tym, jak wyszła stąd przed twoją walką.
Prychnąłem lekceważąco na jego słowa, po czym zdjąłem z siebie przesiąkniętą potem koszulkę i cisnąłem ją w kąt z soczystym okrzykiem „kurwa mać!”.
– Posłuchaj, David. Gdy twoje przypuszczenia okażą się słuszne… Gdy okaże się, że Alessia jest w niebezpieczeństwie, wtedy powinniśmy postawić na nogi wszystkich i zacząć działać. Najlepszym wyjściem byłoby zdobycie nagrań z kamer i przejrzenie materiału z tamtego okresu. Dzięki temu przynajmniej bylibyśmy pewni, co tak naprawdę się tutaj wydarzyło.
– Nikt nie da nam do nich dostępu, nie jesteśmy gliniarzami. Z drugiej strony to zajebista myśl i pierwsza rzecz, którą powinienem sprawdzić, bo inaczej będę jej szukał jak igły w stogu siana – odparłem posępnie, a następnie przysiadłem na ławce pomiędzy metalowymi szafkami i znowu upiłem kilka głębszych łyków wody.
Trener obserwował mnie nieco przejętym wzrokiem, drapiąc się po głowie. Byłem pewien, że on również wyobrażał sobie świętowanie mojego zwycięstwa zupełnie inaczej. To miał być mój dzień, mój wieczór i moje odkupienie winy. A teraz został mi tylko smutek, rozdrażnienie i jedna wielka niewiadoma. Zgrzytałem nerwowo zębami i jednocześnie zdałem sobie sprawę, że ta drobna kobieta znaczyła dla mnie o wiele więcej, niż początkowo zakładałem. Przeraziłem się jej nagłą nieobecnością, a mijający bezpowrotnie czas zmuszał mnie do myślenia o tym, kto tym razem postanowił położyć na niej swoje łapska. To nie była najlepsza chwila, ale przez sekundę nawet się uśmiechnąłem, wyobrażając sobie dzień, w którym w okrutny sposób rozliczę się z tą osobą.
– Masz przy sobie gotówkę?
– Dlaczego o to pytasz?
– Bo nie ma nic za darmo. To, o czym rozmawiamy, kosztuje.
– Przy sobie nie mam wysokiej kwoty. Musiałbym wypłacić.
– Pozwól opatrzeć się medykom i przebierz się w normalne ubrania. Pójdę się rozejrzeć i zobaczę, co da się zrobić w tej sprawie.
– Idę z tobą. – Poderwałem się z ławki, a on natychmiast wycelował we mnie palec.
– Zostajesz! Twoja obecność przysporzy tylko problemów. Zrób to, co mówię, a obiecuję, że nie wrócę z niczym.
– Ja pierdolę… Koniecznie chcesz, żebym zwariował, siedząc tutaj sam. – Westchnąłem, ale w końcu odpuściłem i z powrotem opadłem na ławkę, co przyszło mi z trudem.
– To dla twojego dobra. Teraz jesteś nieobliczalny i do głowy przychodzą ci tylko same głupie pomysły. Zaraz wracam.
Chwilę później lekarz zajął się niewielkimi rozcięciami na mojej twarzy i przykleił kilka plastrów, a ja w tym czasie włączyłem swój telefon. Poza nagraną wiadomością w skrzynce odbiorczej od znajomego policjanta nie znalazłem niczego więcej. Zdecydowałem, że odsłucham ją później, a przedtem próbę połączenia się z numerem Alessii. Automatyczna sekretarka bez ustanku powtarzała ten sam komunikat: numer jest niedostępny. Poirytowany wreszcie zrezygnowałem; pojąłem, że moje natrętne dzwonienie niczego nie zmieni. Patrzyłem ślepo w jeden punkt, powoli trawiąc wydarzenia z zeszłego tygodnia, i zacząłem po kolei brać je pod lupę. Jeśli to nie była sprawka Spinksa, to kogo? Alessia miała zatarg tylko z tym draniem z baru, któremu sam potem dałem porządną nauczkę. On nie za bardzo pasował mi do tej całej sprawy, bo żeby dostać się za kulisy tego obiektu sportowego trzeba było mieć odpowiednią przepustkę. Nie mogli do niego wchodzić zwyczajni ludzie, lecz tacy, którzy byli bezpośrednio powiązani z galą albo mieli inne szemrane znajomości. On wraz z tą swoją kiepską knajpą nie wyglądał na kogoś, kto mógłby spełniać jeden z tych warunków. Powoli miałem tego dosyć i coraz bardziej kręciłem się w kółko.
– Wystarczy już tych plastrów. Chcę teraz zostać sam – oznajmiłem lekarzowi, a ten, o dziwo, łagodnie przyjął tę prośbę i zaczął wkładać rzeczy do medycznej walizki.
Kiedy łaskawie wyszedł, przebrałem się i spakowałem swoją sportową torbę. Szybko załatwiłem sprawę z wypłatą sporej gotówki, korzystając z najbliższego bankomatu. Gdy wróciłem do szatni, kilka minut później zza drzwi wyłonił się trener, prosząc żebym poszedł za nim.
– Jest już późno, jednak z powodzeniem przekonałem jednego z ochroniarzy, żeby pokazał nam choć minimalny urywek z kamer w godzinach, w których mogło dojść do jej zniknięcia. Tylko to będzie słono kosztowało. Gość był nieprzekupny do czasu, gdy nie wspomniałem o forsie, ale za ten ruch mógłby spokojnie stracić posadę. Nie wahałem się. Zaoferowałem mu naprawdę wysoką stawkę, bo widzę, że ci zależy.
– Cena nie gra tutaj roli, więc dobrze zrobiłeś. Natychmiast muszę dowiedzieć się, co się stało. Nie zamierzam czekać z założonymi rękami.
– Może byłoby lepiej, gdybyś od razu zawiadomił policję, niż działał na własną rękę? – zagadnął, prowadząc mnie przez kilka pomieszczeń, w których nigdy wcześniej nie byłem.
– Nie jest tutejsza, więc wątpię, że zechcieliby mi szybko pomóc. Najpierw pewnie trzeba by było dopełnić wszystkich formalności, a ja przez ten czas na pewno bym zwariował. Wolałbym rozwiązać to sam. No już, prowadź mnie do tego ochroniarza.
– To te drzwi, ale zaczekaj… Zanim tam wejdziemy, chcę ci coś powiedzieć. – Oparł rękę na moim ramieniu i ciężko westchnął. Był ode mnie niższy, ale takie zachowanie z jego strony zawsze zwiastowało radę albo reprymendę. – To wszystko, co się wydarzyło… Mam na myśli nagłe zniknięcie Alessii… Musisz pamiętać również o sobie. Stanowisz teraz pretendenta do mistrza wagi ciężkiej. Za chwilę być może podpiszemy kolejny kontrakt, więc proszę cię tylko o jedno: zastanów się dwa razy, zanim zrobisz coś głupiego. Nie możesz postępować pochopnie i w sekundę stracić wszystko, co budowaliśmy latami.
– Pozwól robić mi to, co podpowiada mi rozum. – I… serce, dodałem w myślach. – No już, wejdźmy do środka, bo inaczej wyjdę z siebie.
Skinął tylko głową i z nietęgą miną na twarzy otworzył drzwi. Przed pokaźną liczbą monitorów siedział starszy facet w charakterystycznym stroju ochroniarza. Gdy tylko nas dostrzegł, zaczął z trenerem krótką rozmowę, w której jeszcze raz zaznaczył, że nie robi tego za darmo. Mój wzrok skupił się na migających ekranach; zrozumiałem, że znalazłem się w naprawdę nieciekawej sytuacji, a uczucie strachu, które wzbudzała we mnie myśl, że ktoś mógłby jej coś zrobić, towarzyszyło mi pierwszy raz od niepamiętnych czasów. Bez zwłoki rozpiąłem torbę, wyjąłem z niej plik banknotów i położyłem je na blacie biurka. Ochroniarz od razu przejął gotówkę i zaczął obmacywać pieniądze niczym urodzinowy prezent.
– Dostałeś to, czego chciałeś, a teraz włącz nagranie, za które zapłaciliśmy – wybrzmiałem nieco zbulwersowanym tonem.
– Moore… Tylko bez nerwów. One nie są teraz potrzebne – upomniał mnie trener.
– Jak mam się nie denerwować? Do cholery, jak? To jest niemożliwe. Od prawie godziny nie jestem pierdoloną oazą spokoju, a ty jeszcze tego nie zauważyłeś?
Westchnął przeciągle i po prostu odpuścił kontynuowanie dalszej rozmowy, obracając się w stronę ekranów. Na jednym z nich pojawił się obraz przedstawiający korytarz; ten przed wejściem do szatni, którą przydzielono mi na czas walki. Człowiek przy biurku zaczął przesuwać film z minuty na minutę, jednak do pewnego momentu pojawiali się na nim tylko przypadkowi ludzie, którzy byli uczestnikami tej imprezy. Serce zamarło mi dosłownie chwilę później, gdy dostrzegłem w końcu Alessię zmierzającą długim korytarzem. Miała na sobie butelkową sukienkę do kolan, a na jej ramieniu wisiała kopertówka, wybrana podczas ostatnich zakupów. Nieoczekiwanie ją zdjęła i zaczęła dyskretnie przeszukiwać, co chwilę zerkając na przechodzących obok niej ludzi. Jej zachowanie nie zwiastowało niczego złego; przez cały czas wyglądała na wyraźnie zadowoloną i rozglądała się na boki, jakby wyczekiwała mojego powrotu z ringu. Teraz zyskałem pewność, że nie uciekła; chociaż w tym miałem rację.
Uważnie przypatrywałem się nagraniu, lecz im dłużej to robiłem, tym bardziej wydawało mi się, że ten moment trwał całą wieczność. Stała tam sama, dopóki na drugim końcu korytarza nie pojawiło się dwóch postawnych mężczyzn w garniturach. Ten widok nie wzbudziłby w nikim podejrzeń, bo większość gości zaproszonych na to wydarzenie wyglądała podobnie, więc idealnie wpasowali się w tłum, jednak mi od razu nie przypadli do gustu. Szczególnie gdy do niej podeszli, a jej radosny uśmiech zaczął stopniowo gasnąć. Powiedzieli do niej coś, co wyraźnie ją zaniepokoiło, a sekundę później wyglądała już tak, jakby próbowała przed nimi uciec. Zacisnąłem gwałtownie pięści, kiedy dostrzegłem, jak jeden z nich chwycił ją w talii i mocno przytrzymał, a drugi wyciągnął strzykawkę i podał dożylnie jakiś środek. Po chwili przestała walczyć.
– Niech to szlag! – wrzasnąłem. – Co za skurwiele!
Ten widok rozwścieczył mnie jeszcze bardziej. Miałem ochotę nakazać ochroniarzowi, by natychmiast wyłączył to nagranie, ale wtedy nie dowiedziałbym się, co było dalej. Multum emocji zawrzało we mnie w mgnieniu oka; zmuszałem się, żeby obejrzeć, jak mężczyźni zwinnie pociągnęli ją w stronę wyjścia, bo musiałem mieć pewność komu powinienem obić mordę.
– To jawne przestępstwo! – uniósł się nerwowo trener, oglądając się na mnie. – Porwali dziewczynę w biały dzień.
– Zatrzymaj to i zrób zbliżenie na ich twarze. Chciałbym dostać wydruk tego obrazu – nakazałem ochroniarzowi, ignorując słowa trenera, bo nie odkrył czegoś, czego sam wcześniej nie wiedziałem.
– To niezgodne z zasadami mojej pracy. I tak już mogę mieć problemy przez to, że tutaj jesteście – odezwał się mężczyzna siedzący za biurkiem.
– Posłuchaj mnie! – Gwałtownie chwyciłem go za szyję i przyparłem do obrotowego fotela. – Moja dziewczyna właśnie została uprowadzona…
– Moore, ogarnij się. Nie w ten sposób. – Trener z wielkim trudem mnie od niego odciągnął. – Nie przyszliśmy tutaj nikogo dręczyć. Uspokój się, do cholery!
Sapnąłem ze złością, po czym rozpiąłem suwak torby i rzuciłem kolejny plik pieniędzy na biurko. Było tam przeszło pięć tysięcy dolarów, lecz to mnie nie interesowało. Chodziło o jej życie – znacznie dla mnie cenniejsze niż marne pieniądze.
– Weź to i rób, co mówię! Inaczej sam postaram się, żebyś na starość miał problemy – rozkazałem, dosłownie zapychając mu gębę kasą, którą wziął niemal od razu, i chwilę później otrzymałem wydruk.
Nagranie wciąż jednak trwało; doszliśmy do momentu, w którym dotarłem pod drzwi w asyście swojego składu narożnikowego. Trząsłem się ze złości, mając świadomość, jak bardzo bezradna była wtedy Alessia, podczas gdy ja o niczym nie wiedziałem. Broniła się, jednak nie wystarczyło jej sił, by dać sobie radę z tymi mężczyznami. Wściekałem się, bo z łatwością udało im się niezauważalnie opuścić budynek, kiedy niemalże wlekli za sobą nieprzytomną kobietę. Jakim cudem? Przymknąłem powieki, przyciskając jej łańcuszek do ust.ROZDZIAŁ 2
Alessia
To, co działo się w mojej głowie, było jak dziwny sen, z którego usilnie chciałam, lecz nie mogłam się obudzić. Ociężałe powieki zaczęły mnie wręcz szczypać, a myśli biegły jak szalone, przez co nie mogłam ich opanować. Długo siedziałam w bezruchu, próbując dojść do siebie. Nie potrafiłam, bo w mojej głowie kręciła się karuzela, oczy widziały jedynie ciemność, a uszy słyszały warkot silnika.
Wreszcie wzięłam głęboki oddech, przypominając sobie klatka po klatce, co zaszło podczas gali. Wzdrygnęłam się, kiedy otuliły mnie same negatywne emocje: paraliżujący strach, bezsilność i tęsknota za tym, co się działo, zanim spotkałam na swojej drodze tych nieznajomych mężczyzn. Przypomniałam sobie ich twarze. Kim właściwie byli i dokąd mnie zabrali? Jeden z nich powiedział, że wracamy do domu, ale nie miałam pojęcia, o co mu chodziło. Nie wiedziałam nawet, jaki był dzień i jak długo jechaliśmy. Auto zatrzymało się jakiś czas później, a miejsce buczącego silnika zajęła cisza. Bosymi stopami zaczęłam obmacywać zimną powierzchnię, na której siedziałam, a następnie szarpnęłam rękami, jednak były do czegoś tak ściśle przywiązane, że nie mogłam się ruszyć nawet o milimetr. Dotarło do mnie, że zostałam uprowadzona, a ta wstrząsająca myśl spowodowała, że mój żołądek zaczęły torturować mdłości.
Usłyszałam nagle trzask zamykanych drzwi, a potem rozmowę, która toczyła się w dobrze znanym mi języku. Zaczęłam dygotać ze strachu, uzmysławiając sobie, że przeszłość ponownie złapała mnie w swoje sidła. Jak im się to udało? Jakim cudem zostałam odnaleziona tak wiele kilometrów od rodzinnego domu? Czułam napięcie i niepewność, bo nie do końca wiedziałam, czego mogę się spodziewać po tym, kiedy już zorientują się, że się ocknęłam. Świństwo, które mi podawali, usypiało mnie za każdym razem, przez co praktycznie nic nie pamiętałam z całej podróży.
Trzask. Szuranie bocznych drzwi. Materiał, który zakrywał moje oczy, był tak marnej jakości, że zdołałam dostrzec jasne światło dochodzące z zewnątrz, gdy ktoś nieoczekiwanie je otworzył.
– Obudziła się. Daj kolejną dawkę, zanim wróci do domu – usłyszałam męski głos.
Z nerwów zaczęłam wierzgać nogami, ale nawet to przychodziło mi z coraz większym trudem. Emocje ścisnęły mnie za gardło niczym kolczatka, kiedy zdałam sobie sprawę, że im nie ucieknę. Już nie zdołam. Pozostanę w tym piekle na zawsze. Słysząc zbliżające się czyjeś kroki, wrzasnęłam głośno. Ten ktoś nagle ujął mój łokieć. Syknęłam z bólu, kiedy poczułam kolejne ukłucie. Markotnie powtarzałam: „zostaw, nie dotykaj mnie”, jednak mój głos coraz bardziej słabł. Znowu poczułam ten sam stan, który towarzyszył mi wcześniej: przyjemne zawroty głowy i spokój. Problemy zaczęły odchodzić w dal, a mi momentalnie zachciało się spać. Nie będąc już w pełni świadoma, czułam obecność nieznajomego mężczyzny, gdy kucnął przede mną i zaczął siłować się ze sznurkiem owiniętym wokół moich bezwładnych już nadgarstków. Chciałam go dotknąć. Sprawdzić, czy istniał; czy to rzeczywiście się działo, czy może tylko śniłam. Po chwili ciemność całkiem mnie pochłonęła.
***
Stanęłam bosymi stopami na zimnych kafelkach w hotelowej łazience i zaczęłam wycierać włosy ręcznikiem. Podłączyłam suszarkę do kontaktu, ale nawet jej nie uruchomiłam, bo ktoś nagle zapukał do drzwi. Przewidywałam, że był to David. Do tej pory przebywał jedynie w swoim pokoju i próbował wyciszyć się na kilkadziesiąt godzin przed walką. Obserwując go przez ostatnie dni, zrozumiałam, że to jeden z najważniejszych momentów w jego życiu. Starałam się wspierać go najlepiej, jak potrafiłam, a jednocześnie dawałam mu przestrzeń. Chciał być sam. Zdałam sobie sprawę, że moja obecność jedynie mu szkodziła. Od kiedy dotarliśmy do Memphis, nie umiałam zebrać myśli, a teraz usiłowałam jak najszybciej pozbierać się w całość, przygotowując się na ceremonię ważenia. Owinęłam się ręcznikiem, przycisnęłam go do piersi i podeszłam do drzwi. Uchyliłam je lekko, a następnie dostrzegłam go opartego o ścianę. Gdy mnie zobaczył, zmierzył mnie od stóp do głów nieokiełznanym, wręcz dzikim spojrzeniem i wciągnął powietrze.
– Może będzie lepiej, jeśli się ubiorę – zaproponowałam nieśmiało, mając świadomość, że widok mnie odzianej w skrawek puchowego materiału niczego mu nie ułatwiał. Sama pragnęłam choćby na chwilę się do niego przytulić, poczuć na swoim policzku jego ciepły oddech, jednak moje potrzeby zeszły na dalszy plan. W tych dniach to on był ważniejszy.
– Nie musisz, zajmę ci tylko sekundę – powiedział. Wciąż przypatrywał mi się, a jego błękitne tęczówki, jakby przybrały ciemniejszą barwę.
Przygryzłam wnętrze policzka, kiedy przyjemne mrowienie rozlało się w moim podbrzuszu. David wreszcie mnie minął; odkąd przekroczył próg, w powietrzu unosiło się napięcie. Nie odważył się jednak wykorzystać tej sytuacji. Sama mocno się powstrzymywałam przed poproszeniem go o to, żeby oparł mnie o ścianę i pozwolił sobie na więcej.
– Zostało pół godziny. – Mówiąc to, zerknął na zegarek.
– Właśnie zamierzałam się przygotowywać, lecz ty chyba nie przyszedłeś sobie popatrzeć. – Podniosłam brew, wciąż przytrzymując dłonią ręcznik. – Coś się stało?
Zaśmiał się gardłowo, ale i tak wydawało mi się, że był jakiś nieswój. W czymś tkwił problem. Może i znaliśmy się krótko, jednak pewne zachowania po prostu do niego nie pasowały.
– Dlaczego coś miałoby się stać? Przyszedłem powiedzieć ci, że… – Zamilkł na chwilę, wpatrując się we mnie niepewnie. Odwrócił głowę w kierunku drzwi i wreszcie dodał głębokim głosem: – Wolałbym po prostu, żebyś dzisiaj została w pokoju.
– Jak to? – Przełknęłam głośno ślinę, zastanawiając się, kiedy ten pomysł zrodził się w jego głowie. – Ma mnie przy tobie nie być? Zrobiłam coś nie tak?
– Nie. Nic nie zrobiłaś. – Jego szczęka nerwowo zaczęła drgać, co dało mi do zrozumienia, że było coś, co szczególnie go niepokoiło. – Nie chcę, żeby ten śmieć cię obrażał. Na pewno wykorzysta okazję, a ja nie mam ochoty na publiczne przepychanki. Jeśli mam wygrać tę walkę, nie mogę dać mu się sprowokować. Pomyślałem… – Przejechał palcami po swojej łysinie. – Alessia, posłuchaj, będziesz tutaj bezpieczna. Wiem, że to nie powinno tak wyglądać, ale…
– Nie. Masz rację – przerwałam jego wypowiedź, nie chcąc dokładać mu problemów. I tak był cały w nerwach. – Tak będzie lepiej. Mną się nie przejmuj. – Rozejrzałam się po pokoju; może i zrobiło mi się przykro, lecz musiałam zaakceptować to, na co nalegał. Nie bez powodu z nim tutaj przyjechałam. Chciałam go wspierać nawet wtedy, gdy izolował mnie od siebie na kilka dni przed walką.
– Hej, kochanie… – szepnął nieco gardłowym głosem, podchodząc bliżej. – Mnie też jest ciężko, ale uważam, że tak będzie lepiej. Jutro już będzie po wszystkim. – Musnął kciukiem mój policzek. – Zaopiekuję się tobą w kolejnych dniach i wynagrodzę ci to, że czekałaś.
David obdarzył mnie tak czułym dotykiem, że byłam w stanie się pod nim rozpłynąć. Przymknęłam powieki i długo ich nie otwierałam, bo bałam się, że gdy to zrobię, jego już nie będzie w pobliżu.
– Wrócę po ciebie. Nie martw się – usłyszałam w oddali jego szept.
Pokiwałam głową.
Kiwałam nią przez cały czas, a ten obraz zaczął się niepostrzeżenie ode mnie oddalać, aż wreszcie zniknął. Już go nie słyszałam.
– David – wydusiłam zachrypniętym głosem; mój przełyk domagał się wody; był tak suchy, jakbym przez ostatnie dni nie miała nic w ustach.
Uchyliłam lekko powieki, obserwując sufit pomalowany białą farbą, której fragmenty w wielu miejscach odpryskiwały. To był sen… Cholerny sen, w którym wyśniłam sobie dokładnie to, co działo się w piątek – dzień przed walką. Zamrugałam kilkakrotnie, jednak otoczenie się nie zmieniało, a strach znowu powoli zaczął zaciskać pętlę na mojej szyi. Zaczerpnęłam duży haust powietrza, próbując gwałtownie zerwać się z łóżka, lecz moje ręce wciąż były do czegoś przywiązane. Podniosłam głowę i dopiero wtedy ujrzałam znane mi otoczenie: swój pokój w domu ojca. Z przerażeniem rozejrzałam się wokół, ale pomieszczenie było praktycznie puste, tylko w rogu stała niewielka toaletka, a obok łóżka – stara szafa. Zniknął regał z moimi książkami, okrągły kawowy stolik i wszystkie klamoty, z których korzystałam, gdy byłam nastolatką.
– David… – powtórzyłam bezradnie do pustych ścian.
Niespokojnie szarpnęłam ręką, jednak moje starania znowu poszły na marne – stara leżanka tylko zaskrzypiała, a sznur oplatający skórę wokół nadgarstków był na tyle wytrzymały, że sprawił jedynie ból. Jeszcze raz powoli zaczęłam lustrować otaczającą mnie przestrzeń, a w głowie migotały mi różne obrazy wspomnień. Powiodłam wzrokiem niżej i dostrzegłam, że wciąż miałam na sobie tę samą sukienkę, którą włożyłam tamtego wieczoru. Tylko stopy były bose i brudne, jakby ktoś wlókł mnie po piasku, traktując jak zwykłego śmiecia.
Potrząsnęłam głową, jakby to miało pomóc uzupełnić luki w mojej pamięci. Kompletnie nie wiedziałam, jaki był dzień i która godzina, a gdy przymykałam powieki, przed oczami pojawiały mi się jedynie twarze obcych mężczyzn. Jeden z nich wymówił podczas tamtego wieczoru moje nazwisko, a dokładniej nazwisko należące do mojego ojca. Kilka tygodni temu jeszcze tak go nazywałam. Co więcej, szanowałam i traktowałam jak jedyną osobę na tej ziemi, której mogłam bezgranicznie ufać. Wszystko się zmieniło, kiedy on ponownie bez wahania zgotował mi piekło.
Dni, które spędziłam przy boku Davida, prysły jak bańka mydlana. Tygodnie, przez które oddychałam spokojem i cieszyłam się wolnością, odeszły w zapomnienie. Została tylko teraźniejszość i ja. Przywiązana do łóżka czułam się jak więzień w miejscu, które dawniej nazywałam domem. Machinalnie oblizałam spierzchnięte usta, wyczuwając słony posmak spływających po policzkach łez. Były one tak samo zagubione i samotne jak teraz ja. Oswajając się z tą świadomością, zaczęłam nieoczekiwanie łkać. Łkałam coraz głośniej, aż w końcu zaczęłam przeraźliwie wrzeszczeć. Przez własny krzyk nie słyszałam ciężkich odgłosów kroków na schodach, ale zauważyłam, że ktoś wszedł przez drzwi. Ojciec. Podniosłam głowę, jednak jego sylwetka była rozmyta. Może to i lepiej. Gdyby ktoś powiedział, że spełni moje życzenie, bez wahania pragnęłabym nie pamiętać już, jak wyglądał.
– Córko… – szepnął z udawanym wzruszeniem, podchodząc bliżej łóżka. Jego twarz dopiero w tej odległości zaczęła zyskiwać kształty.
– Nie nazywaj mnie tak! – wrzasnęłam z rozgoryczeniem. – Nie nazywaj! Dlaczego na to wszystko pozwoliłeś? Dlaczego kazałeś im przywiązać mnie do własnego łóżka? Dlaczego?!
– Córeczko… to wszystko dla twojego dobra. Nie byłaś sobą, a ja nie chciałem, żebyś cierpiała. Pozwól mi… – Wyciągnął z kieszeni składany nóż.
Nie ruszałam się, bo już nawet nie miałam pewności, czy zamierzał tylko rozciąć sznur, czy może zranić mnie bardziej. Gdy usłyszałam charakterystyczny zgrzyt materiału, nabrałam raptownej ochoty na to, żeby rzucić się na niego jak na najgorszego wroga i uderzać w jego pierś do momentu, aż zdałby sobie sprawę z tego, jaką wyrządził mi krzywdę. Nie zrobiłam tego, w zamian jedynie spoglądałam na niego z nienawiścią. Dostrzegłam, że przez cały ten czas, kiedy mnie tutaj nie było, nic się nie zmienił. Tylko wory pod jego oczami nieco się pogłębiły, ale wewnątrz ten człowiek wciąż miał serce z kamienia.
– Nie zostanę tutaj ani chwili dłużej! Kiedy stąd wyjdę, od razu pójdę zgłosić to na policję! – krzyknęłam chłodnym tonem, ocierając mokre policzki. – Nie wiem, jak udało ci się do mnie dotrzeć, ale za drugim razem to już nie będzie takie proste, rozumiesz? – Podjęłam pierwszą próbę, żeby wstać, lecz przyszło mi to z trudem. Moje nogi trzęsły się jak galareta.
– Nie wstawaj, bo się przewrócisz. Nie chcę, żeby zakręciło ci się w głowie.
– Niech się kręci! – plułam wręcz na niego jadem, wygrażając mu palcem. – To wszystko twoja wina! To ty kazałeś im faszerować mnie jakimś świństwem i ponownie tutaj przywieźć.
Znowu poderwałam się do pionu, jednak musiałam złapać się drzwi szafy, bo rzeczywiście nie byłam w stanie utrzymać równowagi. Żołądek niemalże od razu przekręcił mi się na drugą stronę, a cała jego zawartość wylądowała na posadzce. Zaczęłam się trząść, powoli ocierając ręką usta, a w kolejnych sekundach usilnie powstrzymywałam kolejne nudności. Gdy się z tym uporałam, obejrzałam się przez ramię; ojciec uważnie mi się przypatrywał, ale w jego oczach nie dostrzegłam żadnego współczucia. Nie było nawet takiej skali, która wskazywałaby poziom bólu, jaki w tamtym momencie czułam.
– Posłuchaj… jesteś moją jedyną córką. Moją jedyną rodziną. Zawiodłem się na tobie, gdy odkryłem, że tamtego dnia uciekłaś. Razem z panem Capone szukaliśmy cię przez te wszystkie tygodnie, ale bezskutecznie. Nigdy nawet przez myśl by mi nie przeszło, że mogłaś polecieć do Ameryki. Skąd przyszedł ci w ogóle taki pomysł do…
– Jak?! – przerwałam mu od razu, gdy odzyskałam własny głos. – Jak udało ci się do mnie dotrzeć? Nie pomyślałeś, że zrobiłam to tylko po to, by nie widzieć cię już do końca swojego życia? Ciebie i tego całego Capone!
Spuścił głowę i wbił zmarkotniałe spojrzenie w podłogę, jakby w końcu zrozumiał, jaką wyrządził mi krzywdę. Wcale mu w to nie wierzyłam. To była tylko przykrywka. Jak w ogóle miałabym wierzyć takiemu człowiekowi jak on?
– Odnaleźli cię ludzie pana Capone i to zaraz po tym, jak pojawiłaś się w telewizji z tym sławnym bokserem. Początkowo nie wierzyłem, że to ty. To wydawało mi się niemożliwe. Gdy cię zobaczyłem…
– Gdy mnie zobaczyłeś, postanowiłeś ponownie przejąć stery mojego życia i siłą zaprowadzić mnie przed ołtarz, zgadza się? – zapytałam szyderczo, powolnym krokiem podchodząc do okna. Chciałam zaczerpnąć choć odrobinę świeżego powietrza i wtedy zorientowałam się, że zostało zakratowane od zewnątrz. Przeszedł mnie kolejny dreszcz strachu, który dokładnie owinął się wokół moich lędźwi i został tam jeszcze przez długi czas. Na moment zastygłam w bezruchu, lecz wiedziałam, że nie mogę dać po sobie niczego poznać. Dlatego sięgnęłam do niego drżącą ręką i wreszcie otworzyłam je na oścież.
– Nie wiem, czego chciałem. – Westchnął melancholijnie. – Mam nóż na gardle. Podpisałem umowę i nie spełniłem jej warunków. Pan Capone jest szanowanym biznesmenem i nie przyjmuje mojego odstąpienia od niej. Wcale się mu nie dziwię, ale nie mam nawet w jaki sposób go spłacić – tłumaczył się nieporadnie.
– Nie mydl mi oczu! – warknęłam ze złością, odwracając się w jego stronę. – Ty już dobrze wiesz, z kim się zadałeś i że jego interesy są lewe. Kto normalny oddaje rękę swojej córki obcemu mężczyźnie? Tylko ty byłeś do tego zdolny!
– Alessia! – podniósł głos. – Nie tym tonem!