Nocny spacer - ebook
Adam błądzi nocą po mieście, próbując odnaleźć sens po utracie pierwszej miłości. Okrywa miasto i ludzi. Każda nowa relacja niesie tajemnice, a granica między jawą a snem zaciera się coraz bardziej kiedy Adam nie jest pewien tego kto jest do końca kim i tego co ukrywa. „Nocny Spacer” to powieść psychologiczna o uczuciach, bliskości ale i tajemnicach które zmieniają wszystko. Książka zawiera wątki erotyczne i jest przeznaczona dla pełnoletnich czytelników. 18+
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8414-523-4 |
| Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Adam szedł powoli przez opustoszałe ulice, skulony w płaszczu, jakby chłód listopadowej nocy mógł znieczulić wewnętrzny ból. Liście przemoczone niedawnym deszczem kleiły się pod jego butami. Zimny wiatr wiał od pobliskiej rzeki, przenikając go na wskroś, ale on nie zwracał na to uwagi. Wciąż wracał w te same miejsca, jakby miał nadzieję, że coś się zmieni, że zobaczy ją jeszcze raz. Wspomnienia cały czas nie dawały mu spokoju.
Pamiętał, jak była jeszcze w liceum. Jak trzymała go za rękę, śmiała się, patrzyła tym spojrzeniem, w którym było wszystko — miłość, ufność, obietnica wspólnej przyszłości. Myślał wtedy, że to na zawsze. Że ich miłość jest tą jedyną, prawdziwą. Że choć świat się zmienia, oni zawsze będą razem. A teraz? Teraz nie miał nic poza wspomnieniami.
Zatrzymał się na chwilę, spojrzał w nieprzeniknioną ciemność bocznej uliczki. Nie wiedział, czy bardziej pragnął ją zobaczyć, czy nigdy więcej na nią nie trafić.
Wszystko zaczęło się drastycznie zmieniać po jej maturze, kiedy poszła na studia, a on rozpoczął pracę. Była od niego młodsza. Musiał czekać na ten moment, aż pójdzie na studia, wyrwie się z rodzinnego domu i od opresyjnej matki, aby mogli zamieszkać razem. Ale gdy to nastąpiło, Daria zaczęła się oddalać. Początkowo były to wyjścia do koleżanek, powroty na dzień lub dwa do domu rodzinnego, gdzie wcześniej mieszkała z matką i skąd tak bardzo chciała się wyrwać. Potem, już bez większego tłumaczenia, po prostu zaczęła znikać na całe wieczory. Mówiła, że ma zajęcia, urodziny koleżanki z pracy czy babski wieczór. Wracała bardzo późno, czasem wcale, przychodząc nad ranem albo dopiero wtedy, gdy Adam wyszedł już do pracy.
Początkowo pytał. Chciał wiedzieć, gdzie i z kim wychodzi kobieta, z którą mieszkał, z którą planował życie. Ale gdy łapał ją na nieścisłościach, po prostu go wyzywała, zarzucała kontrolę, po czym następowały ciche dni, którymi ona najwyraźniej się nie przejmowała, podczas gdy on cierpiał i czuł się odrzucony. Później nie chciał już zadawać pytań. Częściowo bał się odpowiedzi, częściowo nie chciał stracić jej do reszty. Wolał żyć w niepewności niż doświadczać narastającej obojętności.
Czuł, że Daria cały czas oddala się od niego, że nie czuje wobec niego tego samego co on do niej. Kochał ją, lecz nie miał pewności, czy ona kocha jego. Pamiętał, jak jeszcze przed jej maturą mówienie „kocham cię” zaczynało sprawiać jej coraz większą trudność. Potrafiła obdarować go komplementem, uśmiechnąć się, ale samo „kocham” pojawiało się coraz rzadziej.
Ona nie musiała mu się tłumaczyć. Tłumaczył ją sam przed sobą: stresem przed maturą, nadmiarem obowiązków, obawami o przyszłość. Potem, po maturze, wszystkim, co związane z szukaniem pracy, a gdy już pracę miała — kwestiami przeprowadzki, rozłąki z matką, obawami przed samodzielnością i prawdziwie dorosłym życiem. Sam tworzył dla niej kolejne alibi, aby nie zadawać pytań, nie sprawdzać, nie odkrywać rzeczywistości.
A potem… potem już nie miał wyboru. To był drugi rok, odkąd mieszkali razem. Byli ze sobą od jej drugiej klasy liceum, więc wkrótce nadchodził piąty rok ich związku. Związku pełnego niedopowiedzeń, gdzie on był tym, który nie pytał, a ona tą, która nie mówiła. Bał się tego, co usłyszy; ona nie musiała bać się tłumaczenia.
Ale mieli plany: po jego studiach ślub, potem może dzieci i wspólne życie w małym domku na przedmieściach. Ojciec kiedyś mu powiedział, że młodzieńcza miłość jest piękna i zbudowana na ideałach, ale nietrwała. Kobieta szuka czegoś więcej niż planów, kobieta chce żyć i doświadczać. Czuć i być odczuwana. Przeżywać i być powodem przeżyć. Nie chce spokoju, chce emocji, dla których spokój jest tylko podstawą do budowania rzeczy niespokojnych, nagłych i emocjonujących. „Znajdź sobie, synku, dziewczynę młodszą, bo równolatka czy dwa, trzy lata młodsza, wcześniej czy później poczuje to i poszuka kogoś, kto będzie dla niej wzorem, a nie partnerem”. Adam nie zrozumiał, był za młody, nie wiedział nic o życiu. Teraz w głowie słyszał te słowa, ale nadal były jak klocki, z których po złożeniu nie wychodziło nic, co jasno odpowiadałoby na jego pytania. Wiedział, że aby to zrozumieć, trzeba doświadczać i przeżywać. Żadna szkoła, żaden rodzic, żadna książka nie nauczy tego, czego uczy życie, kiedy doświadcza boleśnie.
Pamiętał też, że jego ojciec, zanim poznał jego matkę, miał pierwszą żonę. Byli razem raptem kilka lat, poznali się na studiach. Ona chciała czegoś więcej niż zakochanego młodzieńca, równolatka tak samo niedoświadczonego jak ona, który nie mógł dać jej odpowiedzi na pytania niesione przez życie. Także pytania o nią samą. Ich małżeństwo rozpadło się, zanim jeszcze obronili prace magisterskie, a ona znalazła ukojenie w ramionach swojego promotora, starszego o ponad dwie dekady. Ojciec Adama natomiast poznał studentkę pierwszego roku, dla której jako świeżo upieczony magister był wzorem i przewodnikiem. To była matka Adama.
Może gdyby Adamowi dane było doświadczyć tego wcześniej, nie cierpiałby teraz, przemierzając samotnie ulice, zawsze skręcając tak, by znaleźć się w miejscu, które za pomocą jakiejś nieznanej siły, tysiąckrotnie silniejszej od grawitacji, przyciągało go, by zadawać sobie kolejny raz ten sam ból.
Adam wrócił myślami do momentu, kiedy nawet dla niego — szukającego idealnej miłości, młodego, niedoświadczonego chłopaka — zapaliła się lampka zwiastująca problem. To było wtedy, gdy nie chciała już mówić o swojej uczelni ani pracy. Znikała częściej niż kiedykolwiek wcześniej. Zaczęła używać mocnych perfum. W jej szafce zauważył zestaw do makijażu — drogi, zbyt drogi jak na ich studencką kieszeń. Ale ona przecież się nie malowała. Ani dla niego, ani na uczelnię, ani do pracy. Czasami szminka, to wszystko. Zaczęła też farbować włosy na intensywnie czarny kolor. Ciemny blond, który miała i który Adam lubił, zniknął bezpowrotnie. Bardzo dbała o swój wygląd, spędzała całe godziny w łazience. Adam myślał, że to wszystko to dorosłość, chęć dbania o siebie, kreowanie wysokiej samooceny w świecie, gdzie piękno i doskonałość biły z każdego konta internetowego osoby znanej, lubianej i bogatej. Że była dziewczyną nieznającą życia, a teraz jest kobietą, która chce w tym życiu zajmować należną jej pozycję.
Ale były i inne zdarzenia, których Adam, choć bardzo chciał, nie potrafił już łatwo wytłumaczyć. Chowała przed nim telefon. Ustawiła hasło. Często trzymała telefon tak, żeby nie widział ekranu. Kilka razy podejrzał ją z zaskoczenia i wydawało mu się, że widział jej zdjęcia w makijażu, być może nagie. Chciał zapytać, ale nie był pewien, nie chciał się kłócić, nie chciał, żeby znów się oddaliła. Więc nie zapytał. Nie miał też śmiałości, bo bał się, że zadane pytanie zniszczy coś, co i tak wydawało się coraz bardziej ulotne.
Tak było też wtedy, gdy przez niedomknięte drzwi łazienki zobaczył, jak oglądała się naga przed lustrem i w bardzo wyuzdany sposób dotyka swojego ciała, pieści piersi i bada opuszkami palców okolice intymne. Liczył, że gdy przyjdzie potem do łóżka, będą się kochać, ale ona po prostu poszła spać. Jak dzień wcześniej i dzień później.
To była jej metoda. Adam początkowo obwiniał siebie, że może zbyt mocno naciskał na wyjaśnienia, dlaczego się spóźniła albo czemu tak często wychodzi do koleżanek. Ona reagowała zawsze podobnie: siedząc długo przed telewizorem i idąc pod prysznic dopiero wtedy, gdy Adam już spał. Siedziała tam tak długo, aż miała pewność, że on się nie obudzi. I że nie będzie żadnej bliskości. A on cały czas jej wierzył, ale teraz nie mógł już nie przyznać, że winić powinien siebie.
To była jedna z tych nocy, nie mógł spać, a jej nie było. Mieszkanie, w którym był sam, dusiło go. Czuł się uwięziony, jakby cały jego umysł mówił mu, że poza tym mieszkaniem dzieje się teraz coś istotnego, coś, co go omija, i że traci coś niezwykle ważnego. To była noc, gdy powiedziała, że idzie uczyć się do koleżanki, bo ma egzamin.
Więc żeby nie czuć tej pustki pod jej nieobecność, żeby nie patrzeć na puste mieszkanie, wyszedł na spacer, bez celu, błądząc po ulicach Starego Miasta. Szukał samotności, chciał poukładać myśli. Często takie samotne spacery pomagały. Innym razem, gdy trafiał na spacerujące pary, czuł ból, że to nie on i ona.
Ale najgorsze dopiero miało przyjść. Jednak jeszcze nie tego dnia. Teraz znów przemierzał ulice, dochodząc do typowo handlowej dzielnicy, która zaraz potem przechodziła w zagłębie klubów. Tutaj szczęśliwi ludzie bawili się w parach. Albo w pojedynkę, łącząc się w pary na całe życie, na kilka lat, dni czy tylko na wspólną wizytę w toalecie. Ci ostatni, nie wierzący, że coś dłuższego ma sens, albo po prostu chcący się bawić. Adam wiedział, jak bardzo się od nich różni. On chciał stałości, przewidywalności i wyłączności. Ale Daria bawiła się z koleżankami, zamiast spędzać czas z nim. Czuł się samotny i odrzucony.
Odruchowo spoglądał na mijające go dziewczyny. Pojedyncze i w grupkach. Odwracały głowę lub ignorowały jego spojrzenie. To budowało w nim poczucie, że Daria jest dla niego darem od losu, że jak nie ona, to żadna inna. I że nie powinien mieć do niej wyrzutów. Powinien po prostu przy niej być, a z czasem wszystko się ułoży. A gdy wracał do domu, tak bardzo puste mieszkanie drwiło z niego i jego miłości. Krzyczało wszystkimi meblami, a najbardziej pustym łóżkiem, że ona jest gdzie indziej, że woli być tam niż tu, z tobą. A on wściekał się, ale zaraz przypominał sobie te inne kobiety, które odwracały wzrok, i wiedział, że tylko Daria się liczy i zawsze będzie się liczyć tylko ona.
To był kolejny wieczór, który Adam wspominał, snując się po nocnych uliczkach. Ten, gdy ona znów wyszła. Tym razem miała jechać do matki na dzień lub dwa. Nie pytał jej nawet, jak te wyjazdy w tygodniu daje radę pogodzić z pracą. Wiedział od dawna, że opuszczała zajęcia na uczelni, które dla trybu zaocznego odbywały się w weekendy. Udało im się nawet o tym porozmawiać; stwierdziła, że to tylko wykłady, że nadrabia z notatek, że ważna jest sesja, a nie zajęcia. Dla niej ważne było przebywanie z matką, której nie widywała codziennie, odkąd wyprowadziła się do ich wspólnego mieszkania. Adam z takimi argumentami nie mógł dyskutować. Musiał zaakceptować, że znów będzie sam, a ona pojedzie.
Więc tego dnia znów ruszył na swoją stałą nocną trasę. Najpierw autobusem na przystanek najbliżej Starego Miasta. Potem znaną ulicą z drogimi sklepami i dalej, przez rynek z siecią romantycznych, małych uliczek, aż do tętniącej do późna ulicy z restauracjami. Stamtąd już tylko kilkaset metrów i wreszcie mała ulica prowadząca wprost w stronę bulwarów nad rzeką. Aby się tam dostać, trzeba było zejść długimi schodami, będącymi kontynuacją uliczki. U ich szczytu stały ławeczki. Nazywał je ławeczkami dla zakochanych, bo często widywał tu przytulone pary patrzące ze wzgórza na bulwary i rzekę. W oddali oświetlony most dodawał widokowi jeszcze więcej romantyzmu i wyjątkowości. Nigdy nie schodził na dół, ale też nigdy nie siadał na ławeczkach. Siedział na nich tylko raz, gdy był z nią na spacerze. To było zaraz po tym, jak się tu przeprowadzili. Pamiętał ten wieczór: przytulali się, całowali w świetle latarni. Potem byli na kawie i wreszcie późnym wieczorem dotarli do domu, gdzie wtuleni w siebie oglądali do późna telewizję. Podsumowaniem było pójście do łóżka, gdzie zanim zasnęli, spędzili prawie godzinę pełną intymnych zbliżeń.
Wielokrotnie chciał potem to powtórzyć, ale zamiast wtuleni w siebie przed telewizorem, kończyli na dwóch końcach kanapy — on oglądający coś na ekranie, a ona wpatrzona w telefon, który co chwilę wibrował, sygnalizując przychodzącą wiadomość. I nie było już później godziny intymności. Jeśli udało mu się uzyskać od niej jakiekolwiek zbliżenie, było ono inne niż kiedyś — niedbałe, pośpieszne i płytkie.
Pamiętał ich zbliżenia w liceum, gdy głodna jego dotyku wiła się w jego ramionach, rzucała na niego. To minęło. Czytał, że związek z namiętności przechodzi w codzienność. Że trzeba liczyć się z prozą życia wpływającą też na ten aspekt, ale jakoś wrażenie, że ona chce to odhaczyć i mieć za sobą, paraliżowało jego pewność siebie i sprawiało, że nie umiał naciskać czy choćby zabiegać o to.
Tego dnia od ławeczek zakochanych ruszył dalej. Wiał wiatr, noc była chłodna. Nie chciał się przeziębić, a spacer powrotny do autobusu przez całe Stare Miasto był do tego doskonałą okazją. Wystarczyło jednak ruszyć dalej, w uliczki przy starych kamienicach, aby trafić do innego świata. Tu zabudowa była niższa, nawet jak na Stare Miasto. Wiele kamienic przebudowano na apartamenty; mieszkali tu wyraźnie bardziej zamożni ludzie niż w zasiedlonej kiedyś przez klasę robotniczą głównej części Starówki. Uliczki były też węższe, było mniej ludzi, a ruch samochodowy praktycznie nie istniał, choć ta część Starówki nie była objęta zakazem. Zaraz za odrestaurowanymi kamienicami znajdowała się opadająca w dół ulica z normalnym ruchem i przystankami autobusów, zarówno dziennych, jak i nocnych. Jego cel — przystanek, skąd autobus mógł go zawieźć pod sam dom.
Wiedział, że już niedaleko i spacer zaraz się zakończy. Chciał jeszcze chwilę poczuć klimat tego miejsca, zanim wróci do dusznego mieszkania. Z jednej z tych uliczek też był widok na rzekę. Podszedł i mimowolnie znikając w cieniu nieoświetlonym przez latarnie, spojrzał na iluminowany most. Chłodny wiatr znów dał o sobie znać, więc obrócił się tyłem do rzeki. Teraz patrzył na pustą uliczkę, oświetloną latarniami niczym z pocztówki oferowanej przez lokalnych sprzedawców.
Zauważył drogi samochód. Podobało mu się to auto — długie, czarne, sportowe coupe. Jego marzenie i obietnica, że kiedyś też takie będzie miał. Obok właśnie cicho podjechał inny samochód. Też czarny, ale o zupełnie innym charakterze. Elegancki, drogi, luksusowy. Stanął równolegle do pierwszego, na środku ulicy. Jego mocne reflektory przygasły i wtedy Adam zorientował się, że w stojącym aucie też ktoś siedzi. Poczuł niepokój, że chyba jest świadkiem jakiejś transakcji, prawdopodobnie dealerów, a oni nie lubią świadków. Odruchowo cofnął się głębiej w cień i stanął w bezruchu, licząc na to, że po transakcji wszyscy pojadą w swoje strony, a on, nie zdradzając swojej obecności, uda się wreszcie do autobusu.
Oba auta stały chwilę, po czym drzwi pierwszego się otworzyły. Wysiadł z niego mężczyzna. Typowy „chcę wyglądać na gangstera” — krótka koszulka odsłaniająca mocno zbudowane, wytatuowane ramiona, szeroka klatka piersiowa, czarne spodnie i drogie buty. A za nim…
Adam zmrużył oczy. Dziewczyna. Wysiadła od strony pasażera.
Wysoka. Obcisła czarna mini, długie czarne włosy, ciemne pończochy, szpilki. Super figura, długie, piękne nogi. W ręku miała małą torebkę. Przeszła kilka kroków wokół auta, odwróciła się jeszcze raz do mężczyzny, pocałowała go lekko na pożegnanie, a potem podeszła do drugiego samochodu. Drzwi otworzyły się, wysiadł mężczyzna — tym razem ktoś zupełnie inny. Elegancki, w garniturze. Wyciągnął do niej rękę i objął ją w pasie, a ona przylgnęła do niego i pocałowała na powitanie. Adam poczuł, jak coś ściska go w środku. Było w niej coś znajomego. Była do kogoś dziwnie podobna. Mężczyzna w garniturze zrewanżował się jej mocnym klepnięciem w pośladek. Adam usłyszał jej śmiech, lekki, swobodny. Wyraźnie spodobało jej się takie powitanie. Ruszyła teraz wokół samochodu eleganta. Kiedy przechodziła przed maską, światło latarni doskonale oświetliło nie tylko jej idealną sylwetkę, ale i twarz.
Już kiedy się zaśmiała, kiedy do Adama dotarły urywki wypowiadanych przez nią słów, już wtedy jego serce waliło jak oszalałe, a uczucie niepokoju pustoszyło całe jego ciało. Z jednej strony widok jej długich nóg eksponowanych przez bardzo krótką mini, stukot eleganckich szpilek po bruku, sposób, w jaki wyzywająco bujała biodrami, obchodząc drugie auto, i to, w jaki sposób wsiadła do samochodu, jakby chciała całemu światu zaprezentować swoje idealne ciało — to wszystko było tak odległe. Ale ten jej głos, kiedy się śmiała, nie był już tak odległy. A moment, gdy światło latarni oświetliło dokładnie jej perfekcyjnie umalowaną twarz, sprawił, że Adam miał już pewność. To była ona. To była Daria.
Obraz cichej, czułej dziewczyny, którą kochał, która wstydziła się w łóżku i była kiedyś tak niesamowicie nieśmiała, runął w jednej sekundzie. Upadł też obraz teraźniejszej dziewczyny, która nigdy nie chciała szpilek, seksownej bielizny czy eksperymentów w łóżku. Ta kobieta — wyzywająca, rozbawiona przedmiotowym traktowaniem przez tego faceta, wyraźnie chętna na przygody i wyuzdana do maksimum — to była jego Daria.
Serce Adama stanęło. Nogi zrobiły się jak z waty, oczy zaszły łzami. Stał w miejscu, patrzył, nie mogąc się poruszyć. Chciał uwierzyć, że się pomylił, że to nie ona. Ale widział. Słyszał. To była ona. Wsiadła do samochodu eleganta i z nim odjechała. Gangster zadzwonił gdzieś i też odjechał.
A Adam czekał w ciemności. Jego skronie pulsowały, w żołądku czuł jakiś obiekt, który zaczynał wirować. Odszedł wtedy, nie wiedząc, jak dotarł do domu. Nie spał, nie jadł, nie potrafił z nikim porozmawiać. Kolejne dni spędził na szukaniu odpowiedzi. Ale zamiast pytać ją, pytał sam siebie i szukał usprawiedliwień. Odpowiadał za nią. Bał się konfrontacji, która mogłaby oznaczać jej ostateczną stratę. Tu nie chodziło tylko o to, że widział ją z kimś. Docierało do niego, z czym miał do czynienia. To była transakcja. Gangster dostarczył ją elegantowi. Ten ją zabrał, i nie była to randka kończąca się kolacją. Jej śmiech, kiedy wymierzył jej siarczystego klapsa prosto w pośladek, jasno zdradzał, że cel tego spotkania był fizyczny i nastawiony na korzyści dla obu stron.
Adam, po fazie, w której bronił ją przed swoimi niewypowiedzianymi pytaniami, teraz zamienił się w śledczego. Ostrożnie sprawdzał jej rzeczy, kiedy była na jednym ze swoich długich wieczornych pryszniców. Odkrył jej drugą garderobę, ukrytą za codziennymi ubraniami. Pończochy, luksusowa bielizna, obcisłe sukienki. Wszystko schowane tak, aby nie budziło niczyjej uwagi, za starymi dresami, w których widział ją ostatnio, gdy malowali mieszkanie. Znalazł też pudełka z butami, ale nie był w stanie bezgłośnie ich wydobyć. Sprawdził jedynie napisy i odczytał marki. Jedne z nich odnalazł w sklepie internetowym — cena była niemal równowartością połowy jego pensji. Domyślił się, że z jej zarobków, nawet gdyby odkładała wszystko, nie starczyłoby nawet na połowę ukrytej części szafy. Teraz już wiedział.
Przekonał samego siebie, że to nie jest obsesja. Już nie umiał bronić jej w myślach przed swoimi pytaniami. Teraz obserwował, śledził, zbierał dowody, nawet robił zdjęcia na kolejnych nocnych spacerach, kiedy wsiadała do kolejnych aut. I w końcu, zupełnie przypadkowo, znalazł tę jedyną, ostateczną odpowiedź. Odpowiedź, która dała mu odwagę, żeby zburzyć całe swoje życie i zabić resztki nadziei na to, że będzie lepiej.
Była późna noc. Obudził się. Ona już dawno wróciła ze swojego przydługiego prysznica i powinna spać. Ale przez przymrużone oczy widział, jak siedzi na łóżku obok niego, z telefonem w dłoni. Udawał, że śpi — skutecznie. Nie była świadoma, że ma obserwatora, nie kryła telefonu w dłoniach. Mocno świecący w ciemności ekran sprawił, że widział treść wiadomości.
Odpisywała, czytała kolejną wiadomość, znów odpisywała. Jedna z nich brzmiała: „…tyle bierz teraz za full. Luksusowa noc na mieście drożeje. Wpadnij do mnie jutro przed klientami — wyrucham cię jak ostatnio, ostro w dupę”. Odpisała bez wahania: „Wpadnę, nie mogę się Ciebie doczekać”.
Oczy Adama zaszkliły się, kiedy to czytał. Chciał zerwać się na równe nogi, wyrwać jej telefon, wykrzyczeć, co o tym myśli. Ale nie zrobił nic. Czekał.
Następnego dnia starał się nic po sobie nie dać poznać. Wrócił jak najwcześniej z pracy. Jednak jej już nie było. Zostawiła kartkę: „Idę się uczyć, potem babski wieczór. Nie dzwoń bez powodu.”
Całą noc cierpiał. Wyobrażał ją sobie przesiadającą się między samochodami. Mógł pojechać i znów to zobaczyć. Mógł zapewne zobaczyć, jak najpierw odwiedza gangstera w jego domu, aby spełnić jego oczekiwanie wyrażone w wiadomości. Jak potem jedzie z klientem, który zapewne robi z nią to samo albo coś jeszcze bardziej oddalonego od tego, na co kiedykolwiek pozwalała Adamowi. Ale nie pojechał. Siedział, płakał, buntował się. Próbował przekonywać siebie, że jeszcze nie, że nie jest gotów na prawdę i jej potencjalną utratę. Tak bardzo się zwodził, że może trzeba porozmawiać, zrozumieć. Oddychał szybko, jego ciałem zawładnął dziwny stan mieszających się uczuć: zazdrości, nienawiści i podniecenia. Czekał na moment, wsłuchując się w swoje walące serce i szybki oddech.
Mijały godziny, a on wiedział, domyślał się, co ona teraz robi. Zdawał sobie sprawę, że gangster już dostał, co chciał, i teraz kolej na klienta, może nie jedynego tej nocy. I że ona jest chętna, nie protestuje, wręcz sama zachęca. Zupełnie inaczej niż w stosunku do niego. A przecież on dawał jej wszystko: miłość, wierność, oddanie. A ona chciała zupełnie czegoś innego. Nie mógł zrozumieć i znów walczył ze sobą, przekonywał, rozważał.
Wreszcie nad ranem, gdy znajdował się w półśnie, usłyszał wyczekiwany dźwięk. Klucz w zamku. Wyskoczył z łóżka, sekundę później był w przedpokoju, gdy ona odkładała klucze na szafkę. Ubrana w sportowe buty i szare dresy, włosy miała związane w koński ogon. Twarz bez makijażu. W ręce plecak. Niewinna studentka.
Adam chciał ją przez moment pocałować. Na ułamek sekundy w myślach pojawiło się, że to nie ona była tam, na tej uliczce. Gdzie obcisła mini, gdzie czarne szpilki, pończochy i makijaż? Tylko perfumy, mocny zapach perfum przy niej został. Ale przecież mogła z koleżanką próbować perfum lub je testować — żaden dowód. Jednak był plecak. Czując wyrywające się z piersi serce, sięgnął ręką po jej plecak. Jakby to nie była jego ręka, jakby jakaś zewnętrzna siła robiła to za niego. Wyrwał jej plecak, rozpiął i wyrzucił wszystko na podłogę.
Kolejno wypadły dowody zbrodni. Dowody spisku przeciw niemu i jego szczęściu. Czarne szpilki. Kilka par pończoch, czarnych, ale z plamami. Krótka cekinowa sukienka. Czarne majtki. I drugie, czerwone, wyraźnie rozdarte. Prezerwatywy — otwarta paczka 12 sztuk. Lubrykant — napoczęta buteleczka. Wreszcie kosmetyczka. I, prawie niewinny przy tym, płyn micelarny, ale jakże ważny, pozwalający szybko zmyć makijaż w windzie…
Spojrzał na nią, czekając na reakcję. Może wstyd? Może wyrzuty sumienia? Ale ona tylko spojrzała na niego chłodno i wzruszyła ramionami.
— I co? — zapytała obojętnym tonem. — Myślisz, że mnie to obchodzi?
Adam poczuł, jak coś w nim pęka.
— Jak mogłaś? — wyszeptał.
Parsknęła śmiechem. — Było wygodnie tu wracać, Adam. Ale od dawna nie dla ciebie wracałam, tylko dla siebie.
— Dlaczego nigdy dla mnie taka nie byłaś? — zapytał cicho, wbijając w nią wzrok.
— Taka… — uniosła brew i uśmiechnęła się kpiąco. — Jaka? Uległa? Jak suka? Jak dziwka? — prychnęła. — Dla prawdziwego faceta zawsze taka byłam.
Zaśmiała się i przeszła do ataku. Takiego, jakiego Adam najbardziej się obawiał. Zaatakowała totalną szczerością. Jej słowa były jak kule z karabinu, rozrywające jego ciało.
— Pamiętasz, jak po maturze byliśmy na wczasach? Poszłam z tym ratownikiem pod prysznice, rżnął mnie jak dziwkę, jak szmatę. To był mój taki pierwszy raz, ale tak bardzo mi to odpowiadało, tak bardzo mi było dobrze! A ty…. ty grzecznie spałeś, a ja co rano biegłam do niego na powtórkę. Rozumiesz, czego potrzebuję? No i pieniędzy, ale to nie cel sam w sobie — parsknęła znów śmiechem. — Chcesz wiedzieć więcej? Twoje urodziny, dom twoich rodziców, pamiętasz jak szukałeś mnie po całej imprezie? Byłam w samochodzie z jakimś chłopakiem, którego pierwszy raz na oczy widziałam. I było mi dobrze, a ty latałeś i pytałeś wszystkich: „Gdzie moja Daria?”, „Gdzie Daria?”. A Daria ruchała się ostro na samochodzie przed domem i chuj ci do tego! — skończyła, już krzycząc.
Zebrała swoje rzeczy, wcisnęła je do plecaka, spojrzała na niego z politowaniem i poszła do łazienki. — Skończyliśmy. Radź sobie sam. Jutro się wyprowadzam — powiedziała już rozebrana, z łazienki, po czym zamknęła drzwi i puściła wodę.
Nie wiedział, jak długo tam była, bo wyszedł z domu.
Adam zamknął oczy. Stojąc teraz ponownie na pustej ulicy, w zimnym świetle latarni mieszającym się ze świtem, miał wrażenie, że pierwszy raz nie obwiniał za to wszystko samego siebie. Ale miał też wrażenie, że znów słyszy jej śmiech, znów widzi ją idącą na spotkanie z kimś innym. Otworzył oczy. Nie było jej. Nie było nikogo.
Był tylko on, pusta ulica i jego wspomnienia. I nigdy więcej miało jej nie być.
Pierwsze dni po wyprowadzce Darii były dla Adama naprawdę trudne. Pakowała się w pośpiechu i niedbale, więc w różnych miejscach znajdował pozostałości po niej. Chciał wysprzątać mieszkanie, aby nic mu jej nie przypominało, ale cały czas atakowało go coś niespodziewanego.
Najłatwiej poszło z komputerem. Zmienił tapetę z ich wspólnego zdjęcia na domyślną. Zdjęcie wyjątkowo źle mu się teraz kojarzyło, bo było zrobione podczas tamtego wyjazdu, kiedy Daria zadawała się z ratownikiem. Zrobione o poranku wspólne selfie. Daria z rozmarzonym wzrokiem, szczęśliwa i uśmiechnięta. Adam zawsze przypisywał jej szczęście miłości, którą wtedy do niego czuła. Teraz wszystko wskazywało na to, że się mylił, a jej mina była zwyczajnym przypływem endorfin po porannym spotkaniu z ratownikiem pod prysznicami. Dalej były zdjęcia z czasów liceum i to jedno wyjątkowe: młodziutkiej Darii z pierwszej klasy. Zdjęcie, które potem dała mu oficjalnie i które zeskanował, ale które wcześniej wykradł z jej teczki w sekretariacie, kiedy jeszcze nie byli parą.
Wtedy nie zwracała na niego uwagi. Dopiero zmieniła to szkolna dyskoteka, gdy Daria — wysoka i szczupła dziewczyna, z jednej strony onieśmielająca urodą równolatków, a przez starszych, których obiekty westchnień miały już biust, przezywana „patyczakiem” — stanęła pod ścianą. Stała tak sama, naprzeciwko ławeczki, na której siedział Adam. Nie rozumiał tego; przecież była jedną z najładniejszych, jeśli nie najładniejszą dziewczyną w szkole, ale nikt jej nie zapraszał do tańca ani nawet rozmowy. Czytał kiedyś wspomnienia jakiejś modelki, która też twierdziła, że w szkole wydawała się wszystkim nieatrakcyjna, a potem została top modelką podbijającą wybiegi najlepszych projektantów. W oczach Adama taka była Daria.
Kiedy, zdając sobie sprawę ze swoich nikłych umiejętności tanecznych, podszedł do niej i zapytał wprost, czy chce pogadać, a ona się zgodziła, był przeszczęśliwy. I nie liczyło się wtedy już nic. Najpierw rozmowa, potem oboje, ośmieleni sobą nawzajem, poszli tańczyć, aż wreszcie ten wolny taniec i pierwszy pocałunek. Był wtedy tak bardzo szczęśliwy i zakochany. A ona nie odsuwała go od siebie, nie unikała, nie ignorowała. Chciała każdą wolną chwilę spędzać razem. Kilka tygodni później, pod nieobecność jego rodziców, w jego domu, mieli swój pierwszy raz. Daria zarzekała się, że dla niej też pierwszy, ale było inaczej, niż Adam się spodziewał. Czytał wcześniej o tym, jaki dla kobiety jest ten moment inicjacji, a tu było wyjątkowo i wspaniale, ale wszystko wskazywało na to, że Daria kogoś miała wcześniej. Nie było to dla niego ważne, zresztą skąd miał mieć pewność? To była jego pierwsza kobieta i jak na razie jedyna.
Kolejną walkę w pozbywaniu się artefaktów Darii stoczył z telefonem. Tu nie było łatwo. Nie chciał wymazać ostatnich pięciu lat swojego życia. Musiał więc ostrożnie przeglądać zdjęcia. Zostawiał te, na których nie było Darii. A telefon był zdradliwy. Zdjęcia, które przeszły selekcję, atakowały przy powtórnym sprawdzeniu. Tu dłoń Darii w kadrze, a tam śliczna stopa z pomalowanymi na czarno paznokciami. Na innym jej koszulka; pamiętał, że kiedy je robił, było gorąco. Zrobił zdjęcie pokoju hotelowego, w którym się zatrzymali. Obok była ona. Naga. Zaraz po tym, jak się kochali. Poza kadrem. Ale w kadrze była jej koszulka i jej walizka. Skasował.
Następnym frontem było mieszkanie. Szafy. Daria wiele ubrań służących jej w drugim, ukrytym przed Adamem życiu, skrzętnie chowała. Teraz on, przeszukując zakamarki szaf, wyciągał rzecz za rzeczą. Najbrutalniejsze było zawiniątko. Folia, a w środku pończochy. Poplamione czymś. Domyślał się czym. Zapach dopełniał dzieła. Wyrzucił, ale zrobiło mu się niedobrze. Musiał się napić. Miał tylko wódkę, zrobił z colą. Gdy kończył sprzątać szafę, był już pijany. A kosz był pełen jej ubrań. I nie tylko ubrań, bo Daria, zapewne złośliwie, zostawiła mu też gadżety, których używała zapewne z klientami lub swoim gangsterem. Ale Adamowi było wszystko jedno. Po prostu zasnął na podłodze.
Rano wyruszył do śmietnika. Wyrzucił worki i poczuł coś dziwnego. Ból głowy wywołany kacem minął, a on czuł się lekki i wolny. Nareszcie, po latach, tak jakby pozbył się magicznego artefaktu. Był wolny. Czar Darii prysł i mógł żyć dalej.
W kolejnych dniach rzucił się w wir pracy. Wyrabiał nadgodziny, brał dodatkowe tematy. Wszystko, byle zająć umysł, żeby nie kusiło wracać myślami do momentów, kiedy był jeszcze pod jej urokiem, kiedy wiązał z nią przyszłość i swoje życie. Idąc do domu, mijał dziewczyny. W wieku Darii, a także starsze i młodsze. I zauważył coś, czego wcześniej nigdy nie doświadczył. Zwracały na niego uwagę.
Kiedy był z Darią, było tak, jakby jakiś jej urok sprawiał, że dla innych kobiet był nietykalny. Nie widziały go, mijały jak powietrze, a to sprawiało, że czuł się nieatrakcyjny. Nigdy nie chciał zdradzić Darii, ale chciał też czuć się atrakcyjny dla kobiet. Mieć w sobie coś, co je przyciąga. Wiedział, że nie chodzi tu tylko o wygląd, ale o ten magnetyzm, dozę czegoś, na co składała się tajemniczość, siła i śmiałość. Tego, co kobiety przyciągało, tego, czego miał tyle jako młody chłystek, żeby podejść na szkolnej dyskotece do Darii i nie dostać od razu kosza. Teraz to wracało, ale już w innej, dorosłej formie. Był mężczyzną i czuł to.
Ale jeśli rzeczywiście Daria rzucała na niego jakiś czar, to dlaczego to robiła, pomimo drogi, którą poszła? Przecież w jej przyszłości nie było dla niego miejsca, więc dlaczego była jak przysłowiowy pies ogrodnika? A może po prostu nie traktowała go już jako mężczyznę, ale jak frajera, który był potrzebny, żeby zapewnić dom i alibi przed rodziną? I chciała jak najdłużej utrzymać taki status, dający jej komfort i wolność. Nie rozumiał tego do końca i nie chciał rozumieć. Ważne było, że to minęło, bezpowrotnie. Darii już nigdy nie miało być w jego życiu. Ale liczył, że pojawi się ktoś inny, a spojrzenia mijanych kobiet zdradzały mu, że szanse ku temu są całkiem spore.
Kryzys nadszedł w ciągu kolejnych kilku dni. Najpierw jej włos. Czarny, długi włos, który ukrył się jak płatny zabójca i zaatakował, kiedy Adam miał chwilę słabości. A ta chwila zaczęła się, gdy wracał do domu. Do autobusu wsiadła dziewczyna. Podobna do Darii. Trochę podobna, ale Adam już wiedział, że jego umysł wyszukuje podobieństw w każdej kobiecie. I teraz spisał się na medal. Podobna sylwetka, włosy. Ukuło mocno w sercu. Adam wysiadł i zaczekał na kolejny autobus.
Potem w domu, przy łóżku, ten włos. A potem odkrycie: Daria zostawiła swój pendrive w telewizorze. Tyle razy włączał go i wybierał HDMI2, a nie zauważył, że obok kwadracik źródła jest podświetlony. Nacisnął. Znów zdjęcia. Daria i on na wakacjach. Ona w kostiumie kąpielowym, jej plecy i biodra, głowa odwrócona w jego stronę. Jeszcze nie farbowała włosów. Na zdjęciu dół od kostiumu odkrywa pośladek — ten, w który klepał ją elegant. Kolejny folder. Zdjęcia z sylwestra. Daria już z ciemniejszymi włosami, ubrana seksownie. Jeden z nielicznych przypadków, gdy przy nim się tak ubierała. I kolejne zdjęcia, na których jest tylko on.
Wspomnienie wróciło. Zniknęła wtedy na sylwestra na pół godziny, może trochę dłużej. Była lekko pijana. Było już po północy. Teraz wiedział, że zniknęła z kimś z imprezy. To było dużo później niż ratownik i inni, o których Adamowi w przypływie gniewu powiedziała. Więc na pewno zniknęła z kimś. Czy wszyscy wiedzieli?
Wybrał opcję „skasuj”. Potem nagrał na pendrive mecz, żeby nie kusiło odzyskiwać danych. Ale misterna konstrukcja uwolnienia się od pamięci o Darii runęła. Godziny płynęły powoli, a Adam cierpiał. Zadawał sobie znów te same pytania: „dlaczego?”, „przez co?”. Znajdował i obalał odpowiedzi.
Kolejnego dnia w pracy był nieprzytomny. Wieczorem, gdy wrócił do pustego mieszkania, nie wytrzymał. Znów się tu dusił. Wyszedł na spacer. Podobnie kolejnego dnia i następnego. Długie spacery, uliczkami Starego Miasta, tam, gdzie ją widywał, i tam, gdzie uciekał przed myślami o niej.
Ta noc była zimna, wiatr niósł wilgotny zapach rzeki i gnijących liści, które leżały w stertach na bruku. Latarnie rzucały blade światło na puste uliczki Starego Miasta, migoczące refleksy odbijały się w kałużach po ostatnim deszczu. Szedł wolnym krokiem, skulony w płaszczu, z rękami wsuniętymi głęboko w kieszenie. Chłód wnikał w jego ciało, ale nie zwracał na to uwagi. Przyzwyczaił się do tego uczucia — do pustki, do osamotnienia i braku ciepła. Jedyne, czego teraz oczekiwał, to zapomnienie i to uczucie, które miał, gdy wyrzucił worki pełne wspomnień po Darii. Poczucie bycia od niej wolnym. Ale to nie nadchodziło.
Teraz każda noc wyglądała tak samo. Wracał tutaj, jakby instynktownie szukał czegoś, czego już nie było. Miejsca, które znał, były teraz obce. Zbyt ciche. Wspomnienia szumiały w jego głowie, głośniejsze niż dźwięki miasta.
Usłyszał za sobą trzask zamykanych drzwi samochodu. Zatrzymał się. Po chwili rozległ się stukot wysokich obcasów po wilgotnym bruku. Odwrócił się gwałtownie, serce na ułamek sekundy zabiło szybciej. To mogła być ona.
Ale nie była.
Zobaczył młodą, wysoką blondynkę w długim płaszczu i dobrze zbudowanego mężczyznę w eleganckim garniturze, którzy w pośpiechu znikali w bramie starej kamienicy. Para, jakich wiele w tym mieście. Nie zatrzymali się, nie zwrócili na niego uwagi. Adam westchnął ciężko. Przez chwilę chciał się łudzić, że Daria wróciła. Że znów tu jest. Ale nie było jej. Znowu poczuł, jak bardzo życie nie ma już dla niego sensu. Wszystko straciło znaczenie. Bez niej nic nie było takie samo. Nie miał żadnego punktu zaczepienia.
Teraz, podczas spacerów, często wyobrażał sobie, że ją znalazł. Że stoi na ulicy, czekając na klienta, ale gdy go widzi, jej twarz łagodnieje. Że podchodzi do niego powoli, niepewnie, jakby czuła wstyd. „Cześć, Adam” — mówiłaby cicho, a on czułby, jak ściska go w gardle. Czasami w jego wyobrażeniach rozmawiali. Ona przyznawała, że może się pomyliła, że wcale nie było jej tak źle z nim. Może nie była szczęśliwa, ale teraz tęskni. On zaś, zdesperowany, mówił, że zrobiłby wszystko, by mogła wrócić, choć na jedną noc. By znów była jego. Nawet jeśli miałby zapłacić. W innym wyobrażeniu ona odmawiała, ale obiecywała, że przyjdzie jutro. Że musi to jeszcze przemyśleć, ale chce się spotkać, chce mu coś powiedzieć. Za każdym razem Adam dawał się oszukiwać swojemu własnemu umysłowi. Przez chwilę czuł nadzieję, czuł, że znów oddycha. Ale potem wracała rzeczywistość — zimna, pusta, obojętna.
Cierpiący umysł podsuwał mu coraz wymyślniejsze scenariusze. Łudził, mamił, obiecywał. Odzyskasz ją, jest w twoim zasięgu, tylko zrób to albo tamto. Chodź dłużej po ogarniętych chłodem i żółtym światłem latarni ulicach, a na pewno za kolejnym rogiem zamiast przypadkowej osoby trafisz na nią. Ona tylko czeka na pretekst, żeby znów być przy tobie.
Zdawał sobie sprawę, że to wszystko nieprawda. Że na tych ulicach jej nie ma, a gdyby była, mogłaby uciec przed nim albo napuścić na niego swojego opiekuna i znów z pogardą śmiać się z jego uczuć do niej.
I wtedy ta nieszczęsna reklama. Portalu z usługami takich dziewczyn jak Daria. Może nie tak luksusowych, ale też ładnych i chętnych być przy nim za pieniądze. Przeszukiwał kolejne anonse, wszystkie wręcz tryskały wulgarnością i złym smakiem. Żadna z oferujących tu swoje usługi dziewczyn nie miała gracji i delikatności Darii. Były wręcz ordynarne. Choć z drugiej strony każda wydawała się do Darii podobna i dawała nadzieję, że to jest ona, tylko że tak niekorzystnie wyszła na tych zdjęciach.
Zamknął tę stronę, ale po chwili znalazł się na innej. I potem na kolejnej. Aż wreszcie jedno zdjęcie sprawiło, że zatrzymał się na dłużej. Dziewczyna była bardzo do Darii podobna, tylko miała rude włosy. Imię lub pseudonim wskazywał, że przyjechała z innego kraju. Opis, w porównaniu do większości pozostałych, nie był wulgarny, ale rzeczowy i odrobinę nawet romantyczny. No i ten skrót: GFE. Sprawdzał kilkukrotnie w wyszukiwarce — tak, to jest to, że z nią można podjąć grę, jakby była jego dziewczyną.
Napisał. Sam nie wiedział dlaczego. W odpowiedzi dostał numer telefonu. Zadzwonił. Umówił się. Godzinę później stał już pod nowym, eleganckim budynkiem w centrum. Zrobił wszystko zgodnie z instrukcją. Wjechał na pierwsze piętro i wyszedł na korytarz. Budynek był luksusowy, mieszkania tutaj musiały być drogie. Adam spodziewał się, że drzwi otworzy jakiś opiekun i zażąda gotówki z góry, zanim zobaczy dziewczynę, a potem się okaże, że zdjęcia rozmijały się z rzeczywistością. Ale nic takiego nie nastąpiło. Drzwi otworzyła inna dziewczyna. Też bardzo ładna, blondynka. Miała na sobie bieliznę i aksamitny szlafrok. Zapytała Adama, czy to on i czy do jej koleżanki. Potwierdził. Nikt nie żądał pieniędzy, nie było żadnego groźnego typa doglądającego interesu, ale Adam zauważył kamerę w rogu przedpokoju. Mieszkanie było duże, było tu kilka pokoi. Dziewczyna w szlafroku poszła oglądać telewizję, ale ukradkiem spoglądała na czekającego w przedpokoju Adama. Wydawało mu się, że celowo podciągała szlafrok, żeby eksponować przed nim nogi, jakby zachęcała go do zostanie jej klientem następnym razem.
Potem wyszła ona. Podobieństwo do Darii było uderzające. Gdyby nie ciemne oczy i rude włosy, można by je uznać za siostry. Zaprosiła go do pokoju. Mówiła z wyraźnie wschodnim akcentem, ale poprawnie. Pokój był duży, ze sporym łóżkiem. Też miała na sobie szlafrok, ale Adam zauważył, że pod spodem miała tylko majtki, nie nosiła stanika. Zapytała, co Adam chce robić, i potwierdziła, co dla niego znaczy Girlfriend Experience. Rzeczywiście, teraz nadszedł czas płatności, którą Adam uregulował bez wahania. Chwilę później dziewczyna zdjęła majteczki, nie zdejmując szlafroka, i zaprosiła rozbierającego się Adama do łóżka.
Leżeli obok siebie, jakby byli parą odpoczywającą po długim dniu. Dziewczyna odsłoniła nogę i położyła ją na Adamie, żeby następnie sprawnym ruchem usiąść na nim. Zrzuciła szlafrok i Adam zobaczył jej perfekcyjne ciało. Jej małe piersi były tak podobne do piersi Darii. Następnie przesunęła się w dół i gdy jej głowa znalazła się na wysokości bioder Adama, opadła na niego i zaczęła zajmować się nim swoimi ustami. Adam przymykał oczy, wyobrażając sobie, że to Daria. Ale pomimo narastającego podniecenia i pełnego profesjonalizmu tej dziewczyny, nie mógł osiągnąć punktu kulminacyjnego. I wtedy jego wyobraźnia podsunęła mu wizję: że to jest Daria, że wpadła do niego na chwilę, ale zaraz idzie do klienta, a wcześniej wpadnie do opiekuna, który — jak zapewniał w wiadomości — „wyrucha ją w dupę”. To wystarczyło. Myśl o tym, że to jego Daria i że zaraz będzie robiła to z innymi, odkryła przed Adamem pokłady fantazji w jego własnym umyśle, których nie był wcześniej świadom. Eksplodował momentalnie. Dziewczyna nie przestawała pracować, jej głowa poruszała się miarowo, a Adam powoli tracił kontakt ze światem.
Kiedy ochłonął i otworzył oczy, zobaczył, że dziewczyna opiera się rękoma na jego udach i z serdecznym uśmiechem wpatruje się w niego.
— Dużo się naprodukowałeś, chyba dawno nie miałeś dziewczyny? — powiedziała i wyprostowała ręce, podnosząc się z pozycji leżącej. — Może chcesz jeszcze? Mamy prawie dwie godziny.
— To było niesamowite. — Adam nie kłamał, naprawdę przeżył coś wyjątkowego, jeśli chodzi o doznania. Nie wiedział tylko, czy to zasługa jego fantazji, czy profesjonalizmu tej dziewczyny.
— A co byś chciał robić? — zapytała.
Adam dał jej znak dłonią, żeby się zbliżyła, a gdy to zrobiła, powiedział jej na ucho. Nikt ich nie słyszał, ale wstydził się o tym mówić.
— Ale to będzie dopłata, wiesz? — zapytała. — I mam w trakcie to mówić, tak?
— Tak, wiem. I chcę, żebyś mówiła.
Dziewczyna sięgnęła do szuflady i wyjęła prezerwatywy oraz lubrykant. — W ten sposób tylko z gumką — powiedziała zdecydowanie. — OK?
— Tak, jasne. — Adam zakładał, że właśnie tak musi się to odbyć.
Chwilę później klęczała wypięta tyłem do niego. — Śmiało — powiedziała. — Jestem gotowa.
To był pierwszy raz w ten sposób dla Adama. Daria nigdy nie zgodziła się na to z nim, choć z wiadomości w jej telefonie wiedział, że robiła to z innymi bardzo chętnie. Dziewczyna początkowo nic nie mówiła, ale potem, kiedy ruchy Adama stały się miarowe, zaczęła mówić to, o co ją prosił. Sam nie wiedział, dlaczego zakładał, że tego potrzebuje, ale chciał to przeżyć. Dziewczyna, udając Darię, mówiła mu, żeby jej to robił, przepraszała, że pozwalała na to innym, a nie chciała tak robić z nim, żeby ją porządnie ukarał za jej rozwiązłość. Działało, ale jak poprzednio, nie dało efektu, którego oczekiwał. Ale gdy dziewczyna powiedziała, że jak Adam skończy, to jego wyimaginowana Daria musi wyjść na noc i „dać innym”, i zaczęła opowiadać, jak to będzie wyglądać, Adam znów poczuł, że moment nadchodzi. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mu się dwa razy niemal pod rząd osiągnąć ten stan. Wiedział, że musiało go pod koniec trochę ponieść, bo dziewczyna, zapewne przyzwyczajona do takich doznań, zaczęła jednak postękiwać, a jej dłonie parę razy zacisnęły się na pościeli.
Potem leżeli i rozmawiali. Była ciekawa, czy Adam dostał to, czego oczekiwał. Gdy potwierdził, sam z siebie zaczął mówić. Słuchała z uwagą. Nie z udawaną uwagą. Słuchała naprawdę. W jej oczach było widać emocje. Współczuła Adamowi, ale i podziwiała go za to, że przyszedł tu, żeby odciąć się od przeszłości. Nie do końca była to prawda, bo Adam przyszedł tu szukać przeszłości, ale teraz znów czuł się wolny, jak po wyrzuceniu ze swojego umysłu natrętnych myśli. Gdy czas minął, dziewczyna zaprosiła go ponownie i pobrała dopłatę za dodatkową usługę. Powiedziała też, że gdyby chciał się zrelaksować z dwiema dziewczynami, to jej koleżanka jest do dyspozycji. Adam podziękował i obiecał, że zadzwoni i umówi się na następny raz.
Ale gdy wyszedł z eleganckiego budynku, wyrzucił wizytówkę z numerem telefonu. Dziewczyna była piękna i perfekcyjna w tym, co robiła, a ta druga też podobała się Adamowi, ale to nie było to, czego szukał na przyszłość. To była potrzeba chwili — teraz to rozumiał — i szedł znów lekki i szczęśliwy, jak wtedy, gdy worki pełne wspomnień o Darii wyrzucił na śmietnik. A mijane dziewczyny znów na niego patrzyły i on patrzył na nie. Nie odwracały wzroku, nie ignorowały, ale odwzajemniały spojrzenie.
Terapia GFE w wykonaniu dziewczyny ze Wschodu wystarczyła zaledwie na tydzień. Daria wypełzła z zakamarków pamięci i rozsiadła się pośrodku umysłu Adama, całkowicie go paraliżując. Było tak źle, że musiał wziąć kilka dni wolnego w pracy, bo nie był w stanie się skupić. Znów szukał jej na portalach. Bezskutecznie. Znalazł za to dziewczynę ze Wschodu i nawet jej koleżankę, która też specjalizowała się w GFE, ale dodatkowo była Bi.
Nie chciał szukać tego co poprzednio. Nie czuł fizycznej potrzeby zbliżenia z inną kobietą, a wiedział, że nawet jeśli poczuje ulgę, to będzie to chwilowe. Poza tym jego największy teraz wróg — jego własny umysł — podpowiadał mu różne scenariusze, a w każdym z nich element wspólny: Daria mijająca go o milimetry na drodze życia. Kiedy on byłby u innej dziewczyny, Daria na pewno pukałaby do jego drzwi i chciała wrócić. Kiedy patrzyłby na dziewczyny mijane na ulicy, na pewno z drugiej strony mijałaby go niezauważona Daria, która tylko czeka, aby go spotkać i prosić o wybaczenie. Albo wtedy, kiedy nie pójdzie wieczorem na spacer, to na pewno będzie dzień, kiedy Daria będzie wracać do domu swojego opiekuna (bo Adam zakładał, że Daria właśnie tam mieszka) i się na nią nie natknie, bo on będzie w domu. A gdyby go spotkała, rzuciłaby wszystko i błagała, aby przyjął ją do swojego domu i pozwolił zostać.
W umyśle Adama nie było teraz miejsca na inne myśli. Wszystko kręciło się wokół Darii. Zaczął racjonalizować i negocjować. Po trudnych rozmowach z samym sobą ustalił status quo: Daria pracuje w nocy, więc nie ma sensu szukać jej za dnia. Trzeba co noc chodzić w wiadome miejsca i na pewno w końcu ją spotka. To kwestia wytrwałości i sumienności. I wtedy przyprowadzi ją do domu i już nigdy nie wypuści z ramion. Wybaczy i będzie jak dawniej, ale on już nigdy nie będzie narzekał, że Daria oddala się od niego fizycznie, że nie ma między nimi tego, co było w czasach liceum. Był skłonny nawet ustąpić w kwestii jej samotnych wyjść na noc, byleby tylko do niego wróciła. Adam wiedział, jak nisko upadł w tych negocjacjach z własnym umysłem. Ale musiał żyć, działać, pracować. A bez traktatu pokojowego z własnym ja nie był w stanie. Więc uległ i ruszał każdego wieczoru w miasto, żeby patrolować skąpane w żółtym świetle uliczki Starego Miasta i dzielnicy domów jednorodzinnych za nim, w poszukiwaniu Darii. Naprawdę wierzył, że wychodząc za każdy róg, zobaczy ją w tej obcisłej, krótkiej sukience, idącą w szpilkach, których stukot odbijał się echem od ścian kamienic. Ona była za każdym rogiem, za każdym domem, w każdym mijającym go samochodzie. Czekała, aż Adam ją odnajdzie i zabierze do domu, przyjmie jej przeprosiny i wpuści do ciepłego łóżka — choćby nigdy nie pozwalała mu na nic, ale tylko była. Choć częściowo. Choćby miała traktować ich dom jak hotel. Żeby była. Była w jednym procencie, ale jego.
Regularne patrole pozwoliły mu w miarę normalnie egzystować. Nadal w pracy często marnował czas na przeszukiwanie portali z dziewczynami świadczącymi usługi, w nadziei, że ją znajdzie, ale mógł też skupić się na konkretnym działaniu i obowiązkach. Kolejnymi plusami takiego traktatu z sobą samym była możliwość jedzenia, sprzątania i generalnie dbania o siebie.
Plusy były więc bardzo zauważalne. No i spacery — to też było zdrowie. Czuł się po nich dotleniony i miał satysfakcję za każdym razem, kiedy jego telefon wykazywał, że patrol trwał dłużej niż poprzedni.
Dodatkowym odkryciem, które dawało jeszcze więcej ulgi, były wyimaginowane rozmowy z Darią. Udawał w myślach, że z nią rozmawia. Jego projekcja Darii mówiła mu, dlaczego tak się stało, najczęściej zrzucając winę na niego, a on grzecznie to przyjmował, ciągle pytając, czy dziś wrócą razem do domu. Wirtualna Daria nieraz się zgadzała, innym razem mówiła, że jutro, ale na sto procent, żeby przygotował mieszkanie, bo ona przyjdzie i będzie już zawsze.
Tym razem był na tyle odważny, że oprócz obowiązkowych tras pozwolił sobie pójść w miejsca związane ze wspomnieniami. Doszedł do skarpy, gdzie przy rzece ustawiono kilka ławek. Kiedyś, ten jeden raz, siedzieli tu razem, trzymając się za ręce, rozmawiając o przyszłości, która teraz wydawała się odległym, naiwnym snem. Wszystkie ławki były wolne. Nie było nikogo. Ale nie miał śmiałości usiąść na tej, na której siedział z Darią. Wybrał inną, podobną, ale nie tę samą. Przysiadł na niej, oparł łokcie na kolanach i wpatrzył się w ciemną taflę odległej wody.
Zamknął oczy i pozwolił sobie na jeszcze jedno wyobrażenie: Daria podchodzi do niego ostrożnie, z lekkim uśmiechem. „Przepraszam” — mówi cicho. — „Nie dzisiaj. Mam klienta. Ale jutro się spotkamy. Wszystko ci opowiem.” Adam kiwa głową. Byleby tylko dała mu nadzieję.
„Ale teraz… jestem tu sama. Jest mi zimno” — kontynuuje. — „Mogę się do ciebie przytulić, jak dawniej?” Adam w rzeczywistości siedział nieruchomo na ławce, ale w wyobraźni uśmiechnął się lekko. W tamtej iluzji przesunął się, robiąc jej miejsce.
„Przesuń się” — mówi Daria, stojąc obok. — „Usiądę. Zimno mi w tych pończochach.”
Jego ciało, reagując automatycznie na myśl, poruszyło się w lewą stronę. Nagle poczuł, jak ławka gwałtownie się przechyla. Nie była stabilna. Stracił równowagę. Czuł, jak świat wokół niego wiruje. W ułamku sekundy jego plecy uderzyły o ziemię, a głowa z impetem trafiła w metalowy bok sąsiedniej ławki. Przez moment był tylko ostry ból, potem cisza. Ostatnia myśl, która przebiegła przez jego umysł, zanim ogarnęła go ciemność, była absurdalna: że Daria naprawdę chciała usiąść obok niego.