Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Noir - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 lipca 2020
Ebook
23,00 zł
Audiobook
19,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Noir - ebook

Pewnego dnia w gabinecie detektywa Michaela Todda pojawia się Rita Maroni, żona zamordowanego w tajemniczych okolicznościach członka włoskiej mafii, z prośbą o wytropienie zabójcy jej męża. Choć Michael ma mnóstwo wątpliwości dotyczących tego zlecenia, postanawia przyjrzeć się sprawie. Coraz bardziej zafascynowany losami pięknej Rity, skrupulatnie bada kolejne tropy i wątki, walcząc jednocześnie z pojawiającymi się w jego głowie niepokojącymi, krwawymi wizjami. Być może wkrótce okaże się, że z mordercą łączy go o wiele więcej, niż mógłby kiedykolwiek podejrzewać…

Michael szedł ciemną alejką. Szedł szybko, osłaniając głowę przed siarczystymi kroplami deszczu. Tego dnia noc przyszła prędzej niż zwykle. Znienacka zarzuciła swoje ciemne poły na mieszkańców, narzucając im stalową wolę, której nie można było się przeciwstawić. Jedyne, co dało się usłyszeć poza klaksonami samochodów i uliczną wrzawą, to ciche odgłosy piosenki dobiegające z radia stojącego na parapecie okna jednego z mieszkań trzy kondygnacje wyżej. Spokojne dźwięki jazzu nie pasowały do charakteru tej okolicy, ale tworzyły coś w rodzaju równoległego świata, zupełnie innego niż cokolwiek w tym mieście. Było to jednak iluzoryczne, niczym słodki śpiew syren poprzedzający rozbicie się naiwnych żeglarzy o ostre jak brzytwa skały. Kiedy Todd dotarł do schodów, zaczął się po nich wspinać szybko i płynnie, aż stanął przed drzwiami swojego mieszkania, drzwi były na pół otwarte.

Zofia Markowska – jest siedemnastoletnią sopocianką, absolwentką Sopockiego Autonomicznego Gimnazjum, a także uczennicą klasy z maturą międzynarodową w IV LO w Łodzi. Tworzy prozę jak i poezję. Jest miłośniczką sztuki i kinematografii, w których najbardziej docenia kunszt i autentyczność. W swoich utworach łączy uniwersalne prawdy z własnymi doświadczeniami. Inspirują ją zarówno autorytety jak i jej najbliżsi.
„Noir” jest jej debiutem literackim.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8147-990-5
Rozmiar pliku: 559 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. Człowiek z przeszłością

Krople deszczu spadały na brukowaną ulicę, rozpryskując się na zimnym wyszczerbionym kamieniu, łączyły się z innymi zagubionymi kroplami, które również spadły na ulicę zapomnianego przez Boga Mindath i razem już płynęły wartkim strumieniem tam, gdzie wszystko się kończy… Do rynsztoka.

Zbliżał się wieczór. Słońce dawno już opuściło mieszkańców Mindath i pozostawiło ich samych sobie. W powietrzu unosiła się lepka mgła, ale również zapach będący mieszaniną smogu, tytoniu, rozmarynu i brudu. Tak właśnie pachniało to miasto na wschodzie USA, miasto, w którym miały wydarzyć się potworne rzeczy.

Każdy mieszkaniec zdawał sobie sprawę nie tylko z charakteru tego miasta, ale i ludzi w nim mieszkających. Można by powiedzieć, że Mindath było najbardziej ludzkim miastem na całym świecie, gdzie zawiść, gniew i pasja mieszały się z innowacyjnymi pomysłami, beztroską i zabawą, gdzie nie było miejsca na bożków i boginie, gdzie człowiek stał w samym środku i to on, jak sądził, wyznaczał zasady.

Ten wieczór owinięty w mgłę i tajemnicę zmienił wszystko dla kilku pionków uwikłanych w pewną intrygę, czyjaś dusza jak kropla deszczu roztrzaskała się na grubo ciosanym kamieniu.

Mężczyzna średniego wzrostu szedł powoli ulicą, nie zważając na pogodę. Był ubrany w czarny płaszcz. Kapelusz rzucał cień, chowając oczy i rysy twarzy. Przechodnie, których mijał, wyglądali zwyczajnie, przemoczeni jak i on. Był wieczór, ludzie opuszczali fabryki i biura, a w drodze do domu szukali miejsc dla spragnionej rozrywki duszy. Bary już się zapełniały, dało się słyszeć radosne głosy i pijackie wrzaski. Zaraz obok barów były agencje towarzyskie, czy jak też tam na to mówią, próbując osłodzić te gorzkie i paskudne miejsca, tak jakby słowa mogły zmienić prawdziwe ich przeznaczenie. Były to zwykłe burdele, szare budynki ze zdradliwymi neonami mającymi zachęcić klientów, których, jak zresztą wiadomo, nie trzeba zachęcać.

Tajemniczy mężczyzna w prochowcu oparł się o mur, kryjąc się pod gzymsem, i obserwował beznamiętnie przeciwległą stronę ulicy, tę z barem, burdelem i kościołem na rogu. Ironiczne ustawienie budynków zawsze skłaniało go do zadumy. Może zostało to tak specjalnie urządzone, aby spragnieni po pracy obywatele mogli wstąpić na jedną szklaneczkę czegoś mocniejszego i jeszcze jedną, i jeszcze… Aby po zalaniu emocji i w otępieniu ostatecznie trafić do burdelu. Wybierali młode dziewczyny niczym buty z katalogu. Wszystkie one wyglądały mniej więcej podobnie: warstwy makijażu, skąpe ubrania i smutne oczy, których nikt wszakże nie zauważał, bo nikt nigdy w nie nie patrzył.

Mężczyzna wyjął z kieszeni papierosa i pudełko zapałek, płynnym ruchem zapalił jedną. Przez ułamek sekundy można było zobaczyć jego twarz. Podkrążone oczy przypominały zapomniany zimowy ocean, którego nikt już nie odwiedza, nikt nie uważa za piękny, a jedyne, co mu pozostaje, to kołysać się powoli w oczekiwaniu na lato, na lepsze dni. Garbaty nos zapewne kiedyś był złamany, a wydatne kości policzkowe i pobrużdżone policzki przywodziły na myśl wąwozy. Wszystko to trwało zaledwie ułamek sekundy, po odpaleniu papierosa twarz mężczyzny znowu zniknęła w ciemności.

Obserwował w milczeniu tych wszystkich szarych, bezimiennych ludzi przesuwających się przed jego oczami, jak wchodzili do baru, jak wychodzili z niego, kołysząc się, jak łapali równowagę w ramionach prostytutek, nie okazując im większego szacunku niż przedmiotom. Inni z minami męczenników zmierzali do kościoła, jeszcze inni, wychodząc z niego, spoglądali z potępieniem i wyższością na bliźnich, czując się lepszymi i bliższymi Boga, a raczej jego zimnej podobizny stojącej na ołtarzu, bo w tym mieście Boga nie było i prędzej czy później każdy to musiał zrozumieć.

Stał tak kilka chwil, napawając się tym widokiem. Wypełniał dymem płuca, po chwili pozwalał mu wzlecieć w niebo. Kątem oka zobaczył otyłego mężczyznę krzyczącego na młodą kobietę, widział, jak ją uderzył, jak upadła na bruk. Był to nie kto inny, tylko ksiądz z pobliskiego kościoła. Mężczyzna patrzył na tę scenę, opierając się o zimny mur. Nikt z przechodniów nie podszedł, żeby zainterweniować, on też… Jeśli patrzy się na coś kilka razy dziennie przez wiele lat, traci się zainteresowanie i chęć zmiany. Dlatego też tylko patrzył smutnym wzrokiem i nie zareagował. Wypuścił resztki dymu, który umarł w powietrzu, tak jak umarł krzyk dziewczyny wciąganej za włosy do obskurnego budynku. Rzucił niedopałek na ulicę, widział, jak tonie w kałuży, a pomarańczowy żar gaśnie w brudnej wodzie. Ruszył sprężystym krokiem przed siebie, mijał kolejne ulice, kolejne sceny, których wolałby nie oglądać, ale nie on decydował. To ludzie w tym mieście ustalali zasady, a tak już jest, że jeśli wszyscy je ustalają, to nie ma żadnych.

Dotarłszy pod jedne z wielu drzwi długiej kamienicy, przystanął. Słyszał jazz dobiegający z małej kawiarenki, przed którą stała grupka osób, kołysali się, śmiejąc do dźwięków pianina i saksofonu. Byli to inni ludzie niż ci, których oglądał kilka chwil temu, ale czy byli lepsi? Wszyscy są na swój własny sposób pokręceni. Kiedy tylko wszedł do budynku, szybko wspiął się po schodach na drugie piętro i stanął przed drzwiami z mleczną szybą, na której widniał napis: „Usługi detektywistyczne Michael Todd”. Otworzył je i znalazł się w małym pomieszczeniu. Stało w nim biurko zawalone papierami, kilka regałów i drzwi do kolejnej izby. Przy biurku siedziała około czterdziestoletnia kobieta. Jej ciemne włosy upięte były w kok, a okulary na nosie podskakiwały wraz z każdym ruchem palców na maszynie do pisania. Kiedy zauważyła, kto wszedł, przestała pisać i powiedziała:

– Och, dobry wieczór, panie Todd. Pogoda dziś taka paskudna, cały czas pada. Mam nadzieję, że pan nie zmókł.

– Witaj, Dolores – odparł głębokim głosem mężczyzna.

– A mówiłam, żeby pan zabrał parasol? A teraz ocieka pan wodą. Podobno teraz… – kontynuowała swoją paplaninę, ale detektyw jej przerwał.

– Czy były jakieś telefony do mnie?

– Nie, nic. Cisza.

– Posiedzę dzisiaj trochę dłużej, więc możesz iść już do domu.

– O, to bardzo miłe z pana strony, ale czy na pewno nie będzie mnie pan potrzebował?

– Poradzę sobie. Proszę uściskać ode mnie małego Chucka.

Nie czekając na odpowiedź, Michael wszedł do swojego gabinetu. Było to kwadratowe pomieszczenie. Nie wyróżniało się żadnym szczególnym zapachem, wyczuwalna jednak była woń papieru, tytoniu i lawendy, która w wazonie stała na podłodze w rogu pokoju. Na przeciwległej do drzwi ścianie było duże okno z opuszczonymi do połowy żaluzjami. Światło latarni, częściowo przez nie przesłonięte, padało na biurko stojące przed oknem i pokrywało je jasnymi, poziomymi pasami. Przed biurkiem stały dwa fotele, a za nim trzeci, większy. Na blacie leżała sterta papierów, papierośnica i ledwo wystająca spod bałaganu lampa. W kącie stały stolik i kanapa, obok nich drewniana komoda wypełniona butelkami alkoholu. Michael podszedł do niej, zawiesiwszy na wieszaku ociekający wodą płaszcz i kapelusz. Wyjął butelkę whisky, nalał szklaneczkę, usiadł za biurkiem i wziął do ręki jedne z leżących na nim akt. Mężczyzna odchylił się w fotelu i wyprostował nogi, kładąc je na biurku.

Zapowiadał się kolejny nudny wieczór, ale po latach pracy w zawodzie i mieszkaniu w Mindath wiedział, że żaden dzień nie musi być taki sam. Podniósł szklankę do ust i pozwolił cierpkiemu płynowi wlać się do gardła, parząc przełyk i tępiąc zmysły. Otworzył akta. Była to jedna z wielu podobnych spraw. Jak zawsze z pierwszej strony spoglądała na niego twarz denata i oskarżycielsko zaglądała mu w oczy, paląc źrenice. Jak zawsze było to morderstwo, bo cóż by innego? Kiedy ludzie wreszcie przestaną się mordować? Pewnie nigdy, ale to dobrze, przynajmniej miał jakieś zajęcie. Zimny trup leżący na bruku z dziurą po kuli w głowie. Sprawę zlecił mu jakiś czas temu syn ofiary. Detektyw chciał jak najszybciej rozwikłać zagadkę, ale ciągle coś go odciągało od rozpoczęcia sprawy.

Dźwięk pioruna uderzył w szyby. Naiwni powiedzą, że to Bóg grzmi nad uczynkami ludzi, dla innych jest to zwykłe zjawisko, głośne, ale nic nieznaczące… Tak, Jim Evans nie żyje, kolejna zdeptana mrówka, którą nikt się nie przejmie, on zaś ma znaleźć mordercę. Zawsze wyglądało to tak samo: płacono mu, tropił i znajdował sprawcę, bił, jeśli wymagała tego sytuacja. Następnie zapominał o wszystkim, co widział, a przynajmniej starał się zapomnieć… i brał kolejną sprawę.

Deszcz coraz głośniej bębnił w okno. Miarowe tap, tap, tap rozbrzmiewało w uszach detektywa, kiedy zapisywał coś pod zdjęciem ofiary. Kolejny grzmot był tak silny, że Todd nie usłyszał nawet otwieranych drzwi, dopiero po chwili, podniósłszy wzrok, ujrzał smukłą kobiecą postać rzucającą długi cień na podłogę gabinetu. Wstał i postawił szklankę na zawalonym papierami stole.

– Czy znajdę tu detektywa Michaela Todda? – zapytała kobieta.

Była wysoka i szczupła. Jej długie blond włosy opadały w lokach na ramiona. Ubrana była w czarną, przylegającą do ciała suknię oraz futro. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest bogatą kobietą z klasą. Na podstawie dokładnie zrobionego makijażu i postawy Michael mógł z łatwością odpowiedzieć sobie na wiele pytań dotyczących gościa. Było jednak takie, na które nie znał odpowiedzi, ale i ono zaraz miało się wyjaśnić: co mianowicie ją tu sprowadza?

– Tak. Czyż napis na drzwiach nie jest jednoznaczny? – zapytał grubym głosem, mierząc ją wzrokiem.

– Z pewnością mógłby zostać odświeżony. Proszę wybaczyć moje pytanie, ale spodziewałam się profesjonalnie wyglądającego detektywa…

– Jestem tak profesjonalny jak mój zawód. Michael Todd – powiedział, podchodząc do kobiety i podając jej rękę.

– Rita Maroni.

Puściwszy jej dłoń, Michael oparł się o brzeg biurka i wziął do ręki szklankę.

– Powiedz mi, Rito…

– Dżentelmen zwróciłby się do mnie raczej per pani bądź „panno”.

– Jakie to szczęście, że nim nie jestem… A więc co cię do mnie sprowadza?

– A cóż może sprowadzać ludzi do prywatnego detektywa? Zagadka, rzecz jasna, z taką też przychodzę.

– Jeśli to sprawa niewierności męża, to może pani już wyjść. Nie biorę takich spraw. Proszę udać się z tym do brukowców, nie do mnie.

– Jak widzę, naprawdę ma pan niskie mniemanie o kobietach, ale nie z taką sprawą przychodzę.

– Teraz czuję się zaintrygowany – odparł sarkastycznie Michael i opróżnił szklankę jednym haustem.

– Mój mąż został zamordowany. A pan, jak sądzę, za odpowiednią sumę pomoże mi znaleźć sprawcę.

– Nie tak prędko. Nie powiedziałem, że się tego podejmę.

– Doprawdy? Mój mąż, Tommy Maroni, został zamordowany w swojej restauracji przy Sunend Street. Tutaj – kobieta podała detektywowi kartkę wyjętą z torebki – ma pan wszystkie informacje.

– Może najpierw ustalimy cenę?

– Oczywiście. Proponuję dwa tysiące dolarów.

– Spora sumka. Wydaje mi się, że nie mówi pani wszystkiego.

– Sprawa może być skomplikowana i to nie tylko ze względu na liczne znajomości męża.

Michael wskazał kobiecie fotel, sam zajął sąsiedni.

– Niech pani zacznie od początku, a ja może się skuszę.

– Mówi pan o morderstwie jak o łakomym kąsku, co, nie ukrywam, nie jest tradycyjnym podejściem do sprawy. No chyba że skusiła pana jedynie suma, w takim razie jest to niezwykle tradycyjne podejście.

– Gdyby pani nie podała takiej sumy, od razu bym odmówił, a wie pani dlaczego?

Kobieta spojrzała pytającym wzrokiem.

– Skoro znalazła pani moje biuro, to musiała pani o mnie słyszeć i znać moje honorarium. Wiedziała pani, że zwykle biorę pięćset dolarów. Oczywiście, żeby udawać rozpacz po śmierci męża i nie wzbudzać podejrzeń, zapłaciłaby pani tysiąc dolarów, czyli podwójną stawkę. Oferuje mi pani jednak aż dwa tysiące, co jest nad wyraz szczodrą ofertą, czyli sprawa jest wyjątkowo zagmatwana. Na początek chcę się dowiedzieć, czy to pani zabiła i co czeka nas na końcu kłębka.

– Bardzo śmiałe rozważania, ale zapewniam, iż nie zabiłam męża, choć pewnie mi pan na razie nie wierzy. Rozumiem, taki zawód. Płacę dużo więcej, ale tylko dlatego, że sprawa jest bardzo delikatna. Mój mąż był członkiem włoskiej mafii, tak zresztą jak mój ojciec, i żaden aspekt tego śledztwa nie może ujrzeć światła dziennego. Wszystko zostaje między nami.

– Proszę się o to nie martwić, chociaż z doświadczenia wiem, że tylko trupy dochowują tajemnicy. Proszę opowiedzieć mi teraz wszystko od początku.

Siedząc w odległości metra, Michael mógł dokładniej przyjrzeć się Ricie. Była bardzo zadbana, miała śródziemnomorskie rysy. Prawdziwa Włoszka. Sposób, w jaki chodziła i mówiła, oznaczał, że jej ojciec musiał być faktycznie wysoko postawionym mafiosem. Nie nosiła na palcu obrączki. Jej brązowe oczy spoglądały z wyższością, ale było w nich coś ciepłego. Gdzieś tam za tymi mahoniowymi drzwiami tliła się iskierka, chociaż na zewnątrz panował chłód. Tymi brązowymi drzwiami kobieta odgradzała się od świata. Pachniała bazylią, prosecco i miodem. Może były to perfumy, a może po prostu często przebywała w restauracji męża?

– Wszystko zaczęło się w dzień bardzo podobny do dzisiejszego. Pogoda nie była najlepsza, więc większość czasu spędziłam z przyjaciółkami w barze, a poranek na wystawie. Tommy’ego ostatni raz widziałam, kiedy wspólnie jedliśmy śniadanie. Zachowywał się normalnie, więc nawet nie podejrzewałam, że zaledwie kilka godzin później może wydarzyć się coś złego – zaczęła słodkim głosem Rita, sięgając do torebki.

Michael nachylił się i podał ogień, Rita zapaliła długiego papierosa. Detektyw notował w myślach szczegóły, które mogły się okazać w przyszłości użyteczne. Maroni miała piękny, anielski głos. Słuchając jej, trudno byłoby się domyślić, że tak niedawno została wdową. Jej głos ani razu nie zadrżał, nawet kiedy wspominała ostatnie chwile z mężem. Rita, wypuściwszy powoli dym, spojrzała badawczo na Todda.

– Nie zdziwiła się pani, kiedy mąż nie pojawił się wieczorem?

– Nie, często zostawał dłużej w restauracji lub wychodził z przyjaciółmi.

– Czyli nie spędzaliście dużo czasu wspólnie, prawda?

– Och, nie można tak tego nazwać. Byliśmy wyrozumiali, jeśli chodzi o nasze potrzeby, i nie chowaliśmy do siebie urazy.

– Mąż miał kochankę?

– Cóż to za pytanie?!

– Pytanie, na które muszę znać odpowiedź.

– Nie miał.

– Macie dzieci?

– Nie.

– Ile mąż miał lat?

– Czterdzieści siedem.

– Wybrała sobie pani leciwego rumaka. Jedyny problem z nimi to taki, że nie opłaca się na nie stawiać, choć bywają nieobliczalne.

– Proszę?! Cóż to za aluzje?! Kochałam męża i był mi najbliższą osobą w życiu!

Nie mówi prawdy, pomyślał Michael.

– Może pani wyjść.

– Czy tyle informacji panu wystarczy?

– Nie biorę tej sprawy, bo pani kłamie.

– Cóż za bezczelność!

– Czyżbym był w błędzie?

Milczenie wypełniło pokój. Detektyw i klientka byli niczym dwoje szermierzy czekających na ruch przeciwnika. Atmosfera gęstniała nie tylko od dymu, ale i od kłamstw przeszywających rozmowę, tłumionych uczuć i pasji. Wszystkich składników potrzebnych do dokonania morderstwa. Jednak instynkt podpowiadał Michaelowi, że sprawa wcale nie jest taka prosta…

– Dobrze, zacznijmy od początku. Ale interesuje mnie tylko prawda. Chce pani schwytać mordercę, tak?

Rita głęboko odetchnęła i zgasiła papierosa w metalowej popielniczce, zdjęła rękawiczki i założyła nogę na nogę. Była gotowa mówić, ale nikt nie wiedział, czy prawdę.

– Mąż miał kochankę lub nawet kochanki. Poznaliśmy się w tysiąc dziewięćset dwudziestym dziewiątym roku w jednym z francuskich kurortów w Deauville. Tommy miał wtedy czterdzieści trzy lata i był niezwykle czarujący. Pamiętam, że graliśmy w pokera na jednym z wielu tarasów tego kurortu, wszędzie były kwiaty, a powietrze przepełniały najpiękniejsze zapachy, jakie znam. Był wieczór, morze cicho szumiało. Nigdy nie widziałam bardziej utalentowanego gracza, z czasem okazał się jednak lepszym kanciarzem niż graczem, ale o tym dowiedziałam się dopiero później. Tamtego upalnego dnia wygrał sto tysięcy franków i… rozdał je, mówiąc, że nie potrzebuje pieniędzy, kiedy Bóg postawił przed jego oczami swą najpiękniejszą kreację. Zaprosił mnie na obiad, spędziliśmy razem wiele wieczorów, nadszedł jednak czas rozłąki. Żegnałam go ze łzami w oczach. Nasze drogi skrzyżowały się ponownie w Stanach. Ach, jak żałuję, że nasze pożegnanie nie było wtedy ostatnim…

– Nie kochała go pani?

– Ależ wręcz przeciwnie, kochałam go jak szalona, wzięliśmy ślub. Pierwsze dwa lata związku były najpiękniejszym czasem w moim życiu, ale potem okazało się, że mąż ma kochanki i traci zainteresowanie mną. Z początku zbytnio się tym nie przejęłam, bo byłam pewna, że to tylko chwilowy kryzys, a to ja jestem jedyną miłością w jego życiu. Potem spędzał coraz więcej czasu w restauracji, rzadziej rozmawialiśmy. Widzi pan, tamto uczucie zabrały ze sobą francuskie fale, a tu, w tym przeklętym mieście, chcieliśmy z tej naszej brudnej wody stworzyć coś, co tak naprawdę nie istniało. Nie zmienia to faktu, że go kochałam i nienawidziłam jednocześnie. Nie chciałam tego mówić wcześniej, bo czuję, że podejrzewa pan, iż to ja go zabiłam. Ale to nieprawda. Nienawidziłam tego, co się z nami stało, ale dalej go kochałam, dlatego jestem tutaj. Muszę się dowiedzieć, co się stało z moim mężem, kto… – W tym momencie głos kobiety się załamał, ale w oku nie pojawiła się żadna łza. Zimna porcelanowa twarz pozostała niewzruszona.

– Proszę opowiadać dalej.

– Tamten wieczór był podobny do wielu innych. Wróciwszy do domu, kiedy znowu nie zastałam męża, poszłam spać. Rano zapukali do moich drzwi policjanci z wiadomością o śmierci Tommy’ego. Wiem, że oni nie znajdą winnego. Boją się towarzystwa, w jakim się obracamy, ale ja muszę poznać prawdę i wiem, że kto jak kto, ale pan się jej nie boi. Restauracja męża nazywa się Rozmaryn i jest przy Sunend Street dwadzieścia cztery. Tam znaleziono ciało. Został zamordowany strzałem w głowę. Obawiam się, że mogły to być porachunki mafijne. Policja powiedziała mi, że został zabity około północy, po zamknięciu restauracji.

– Proszę nie wpuszczać tam nikogo i niech wszystko zostanie tak, jak jest.

– Zapraszam jutro. Obiecuję, że dostarczę każdą informację, której pan potrzebuje – powiedziała kobieta, wstając. Wyjęła z torebki kopertę i położyła ją na stoliku. – Będę na pana czekać o ósmej rano przed wejściem. Proszę się nie spóźnić.

Kiedy zbliżyli się do drzwi, kobieta pocałowała detektywa w policzek, pozostawiając ślad czerwonej szminki, i wyszeptała:

– Liczę na ciebie, Michael.

Zanim mężczyzna zdążył coś odpowiedzieć, kobieta zniknęła, pozostawiając otwarte drzwi. Kątem oka uchwycił tylko jej nienaganną figurę znikającą w oddali. Rity już nie było, ale pozostała po niej cudowna, niecodzienna woń. W jej słodkości wyczuwalna była nutka goryczy. Michael nigdy jeszcze nie poznał takiej kobiety jak ona, w uszach cały czas słyszał jej głos. Szybko podszedł do stolika i nalał sobie kolejną szklankę whisky.

Teraz miał w głowie już tylko sprawę zleconą mu przez Ritę. Usiadłszy na fotelu, spojrzał przed siebie pustym wzrokiem i jednym wdechem spalił resztę papierosa, który cicho zaskwierczał. Patrząc na pokój tonący w dymie, wyszeptał:

– Od kiedy to anioły głoszą zagładę?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: