- W empik go
Normandia ‘44. Historia opowiedziana na nowo - ebook
Normandia ‘44. Historia opowiedziana na nowo - ebook
Zarówno sam 6 czerwca 1944 roku, jak i 76 dni zaciekłych walk w Normandii, które miały miejsce po inwazji Aliantów w Dniu D, stały się decydującym wydarzeniem II wojny światowej na froncie zachodnim – tematem książek, filmów, seriali telewizyjnych oraz programów dokumentalnych. Jednak wiedza o tym wydawałoby się tak dobrze znanym wydarzeniu w rzeczywistości, jak przedstawia nam James Holland w swojej historii kampanii, nadal jest obciążona wieloma mitami i opiera się na przypuszczeniach. Czerpiąc na nowo z informacji zawartych w rozsianych po całym świecie archiwach oraz z relacji naocznych świadków Autor opowiada o tym, jak niezwykłe planowanie uczyniło zwycięstwo Aliantów we Francji możliwym. Historia tego, w jaki sposób setki tysięcy ludzi oraz niezliczone ilości materiałów przewieziono przez kanał La Manche jest w praktyce takim samym dramatycznym osiągnięciem, jak zmagania na polach bitewnych. Brutalne walki na pięciu plażach oraz późniejsze bitwy w głębi lądu w zaułkach i żywopłotach Normandii, gdzie dzienne straty potrafiły być wyższe niż jakiekolwiek straty w czasie I wojny światowej, opisywane są nie tylko z punktu widzenia dowódców takich jak Eisenhower, Rommel, Montgomery i innych, podejmujących decyzje strategiczne, ale również poprzez wspomnienia spadochroniarza, porucznika Dicka Wintersa z kompanii E; brytyjskiego kaprala i czołgisty Rega Spittlesa; pilota myśliwca „Thunderbolt” Archie Maltbiego; niemieckiego oficera uzbrojenia Hansa Heinzego; jednego z dowódców francuskiego ruchu oporu, Roberta Leblanca, oraz wielu innych.
Obie strony stanęły przed ogromnymi wyzwaniami. Alianci musieli zmierzyć się ze zdyscyplinowaną, ale jednocześnie rozciągniętą do granic możliwości armią niemiecką, która mimo to zmuszała ich do wprowadzania na bieżąco zmian w taktyce. Ostatecznie decydujące okazały się: pomysłowość, determinacja oraz niezmierzone zasoby materiałowe, którym towarzyszyła błyskotliwość prowadzonych działań operacyjnych.
Normandia ’44 jest poruszającą narracją, której autorem jest wybitny historyk, oferującą ważną i nową perspektywę na jedno z najbardziej dramatycznych starć militarnych w historii, oraz stanowiącą nieoceniony dodatek do już istniejącego bogactwa literatury wojennej.
O Autorze
James Holland jest uznanym na całym świecie i wielokrotnie nagradzanym historykiem, pisarzem oraz dziennikarzem. Autorem wielu bestsellerów historycznych, takich jak: Fortress Malta: An island Under Siege, Battle for Britain, Dam Busters oraz najnowszych, The War in the West i Big Week. Napisał także dziewięć książek historical fiction, w tym powieści, których głównym bohaterem jest Jack Tanner. Jest także współzałożycielem Chalke Valley History Festival, członkiem Royal Historical Society oraz pracownikiem naukowym na uniwersytecie w Swansea. Można go znaleźć na Twitterze jako @James1940.
Opinie
„Mimo że pierwsza faza inwazji pochłania aż połowę książki, James Holland dysponuje sporą rezerwą wiedzy, by móc opisać pełzanie Aliantów wśród żywopłotów, zmagania z czołgami Hitlera pod Caen, genialny przełom Operacji Cobra siedem tygodni po Dniu D oraz usiany trupami odwrót Niemców z kotła Falaise (…) siłą Normandia ’44 jest zarówno poziom szczegółowości, jak i skala przedstawionych wydarzeń (…) Holland efektywnie łączy pokazywanie ludzkich dramatów z wiedzą o wojnie, jaką ówcześnie dysponowali Alianci” – Jonathan W. Jordan, Wall Street Journal.
„Wspaniały opis inwazji, zasługujący na niezliczone pochwały (…) uchwycenie ludzkich dramatów w czasie zmagań w Normandii wymaga zarówno wielkiej wiedzy, jak i wrażliwości. Holland dysponuje dużymi pokładami zarówno jednego, jak i drugiego” – Times.
„Żadna pobieżna analiza przedsięwzięcia o tej skali nie jest w stanie oddać sprawiedliwości imponującemu zbiorowi faktów, danych i szczegółów, ukazanych przez Hollanda (…) każdy element jest skrupulatnie i dokładnie przedstawiony (…) jako opis tego potężnego i żywotnie znaczącego starcia armii obu stron na polach bitew, Normandia ’44 jest równie imponująca, trudna do prześcignięcia” – William Boyd, Times Literary Supplement.
„Opisuje w żywiołowym tempie i szczegółowo, gdzie znalazła cel swojej wędrówki zawartość wszystkich składów zaopatrzeniowych i parków czołgów między początkiem czerwca a końcem sierpnia 1944 roku. Na pierwszy rzut oka brzmi to jak historia, którą słyszeliście i widzieliście już wcześniej, lecz ta wersja – nawet, jeśli jej wynik nie stanowi niewiadomej – zawiera składnik rzadko spotykany w książkach historycznych: jest ekscytująca (…) adrenalina płynie tutaj z ekscytującego poczucia bliskości ludzi podejmujących decyzje, strzelających z broni i będących świadkiem tego, jak zza rogu wyjeżdżają czołgi wroga” – Strong Words Magazine.
„Holland w żwawym stylu bez wysiłku łączy narrację historyczną ze wspomnieniami żołnierzy obu stron, twórczo równoważąc punkt widzenia generała i sierżanta w trakcie codziennych zmagań (…) bardzo czytelna (…) dobrze napisana i zilustrowana, ze świetnymi mapami, książka Hollanda znakomicie pokazuje znaczenie Dnia D na tle zmagań o wyzwolenie Europy i pokonanie nazistowskich Niemiec” – New York Journal of Books.
„Ta sporych rozmiarów, skrupulatnie wyważona historia alianckiej inwazji na północną Francję wykracza poza dobrze znane wydarzenia Dnia D, dzięki drobiazgowym materiałom zebranym przez Hollanda i jego jasnemu spojrzeniu na szerszą perspektywę (…) doskonałe i wciągające nowe spojrzenie na inwazję w Normandii” – Publishers Weekly.
„Holland dokładnie opisuje wydarzenia taktyczne prowadzące oraz następujące po Dniu D, jak również wyzwania, błędy, a także mity otaczające samą bitwę o Normandię. Wspomnienia osobiste oficerów alianckich oraz niemieckich, żołnierzy sił naziemnych i lotników, jak również opisy techniczne uzbrojenia, a także użycia poszczególnych rodzajów broni na polu bitwy zapewniają absorbujący punkt widzenia jednego z najważniejszych wydarzeń historii współczesnej wojskowości. Skrupulatna dbałość o szczegóły w połączeniu z potocznym stylem pisania czynią z tej książki pozycję dostępną dla każdego czytelnika” – Library Journal.
„Ponowna ocena zmagań w Normandii, tym razem autorstwa Hollanda zajmuje należne jej miejsce wśród wcześniejszych klasyków, takich jak Stephen E. Ambrose, Max Hastings i z innymi na czele (…) przedstawia uderzająco osobiste i czasami przerażająco żywe opowieści z pól bitewnych i przerażającej rzezi, będącej efektem walk (…) od plaży Omaha do kotła Falaise – to przemyślana i przejrzyście napisana historia” – Booklist.
„Holland, doświadczony historyk militarny, zna swój fach, lecz nie waha się odejść od ustalonego scenariusza (…) ów zdolny pisarz od czasu do czasu wykonuje woltę, taką jak chociażby łagodna rehabilitacja postawy feldmarszałka Bernarda Montgomery’ego. Nawet współcześni mu ludzie krytykowali jego ostrożne przygotowania i wolne tempo natarć, lecz autor wskazuje, że dawało to maksimum przewagi dysponującym przewagą materialną Aliantom i przyczyniało się do ratowania ludzkiego życia. Nie jest to pierwsza, lecz na pewno jedna z lepszych historii alianckiej inwazji na Europę” – Kirkus Reviews.
„Ważna nowa historia kampanii (…) kompleksowe spojrzenie na mniej sensacyjne lub dramatyczne jej aspekty, takie jak ekonomia i logistyka wojny” – Lenny Picker, Publishers Weekly.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-460-4 |
Rozmiar pliku: | 14 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dzień D oraz aliancka inwazja na Francję stanowią prawdopodobnie najbardziej znane wydarzenie II wojny światowej – z pewnością w świadomości większości ludzi z tzw. Zachodu. Stały się tematem niezliczonych książek oraz programów dokumentalnych w telewizji, jak również adaptacji kinowych i seriali. Każdego roku miliony ludzi udają się do Normandii, aby zobaczyć plaże, które były celem inwazji, i cmentarze wojenne, gdzie leżą ci, którzy tam walczyli. Jest to miejsce, w którym Alianci rozpoczęli wyzwalanie północno-zachodniej części Europy i gdzie nazistowskie Niemcy wreszcie zaczęły tracić kontrolę nad terenami, które zdobyły w roku 1940 w wyniku błyskotliwych działań militarnych.
Paradoksalnie właśnie tak wielka popularność miejsca i tematu, jak również ilość materiałów sprowokowały mnie do zmierzenia się z tą kampanią w niniejszej książce. W opowiadane historie wdarły się nieścisłości, zaś spora liczba przypuszczeń została przyjęta jako fakty i zakorzeniła się na stałe w umysłach ludzkich – tymczasem nawet pobieżne badania sugerują, że w najlepszym razie prawda nie jest tak oczywista, a w najgorszym, że przypuszczenia są całkowicie błędne. Zbyt długo temat poruszano z punktu widzenia wyższych szczebli dowodzenia oraz z perspektywy tych, którzy znaleźli się bezpośrednio na linii frontu; jak słusznie zauważył John „JJ” Witmeyer, żołnierz amerykańskiej 79. Dywizji Piechoty, większość młodych ludzi takich jak on w praktyce niewiele wiedziała o przeciwniku ani o tym, co dzieje się dookoła. Z drugiej strony zbyt mało powiedziano na temat mechaniki wojny – poziomu umożliwiającego działanie walczącym stronom i wykonanie wyznaczonych im założeń ogólnych – strategii oraz toczenia zmagań na poziomie taktycznym w sposób najlepiej służący realizacji celów wojny. Tymczasem tym właśnie jest esencja tej ostatniej: zdolnością do produkowania uzbrojenia, do dokonywania przełomów technologicznych, do zaopatrywania milionów ludzi na ziemi, morzu i w powietrzu. To ekonomia i logistyka wojny, i choć ich historia może brzmieć nużąco, z pewnością taka nie jest, ponieważ w ostatecznym rozrachunku na najbardziej podstawowym poziomie to opowieść o ludzkich dramatach – tak samo jak dowodzenie czy walka w czołgu lub samolocie myśliwskim jest opowieścią o niezwykłych ludzkich przedsięwzięciach. Co więcej, zrozumienie poziomu operacyjnego i umiejętne wplecenie go w narrację powoduje, że wyłania się nam nieco inny i bardziej ekscytujący obraz tego, co naprawdę zdarzyło się w Normandii latem 1944 roku. Jest to obraz, który zasługuje na zrozumienie i akceptację dużo bardziej niż dotychczasowy.
Co ciekawe, na przestrzeni ostatnich piętnastu lat w kręgach akademickich dokonała się cicha rewolucja w kwestii sposobu rozumienia II wojny światowej. Oparłem na tym swoje własne badania oraz wnioski i jestem przekonany, że owe zmiany, wynikające z większych możliwości dostępu do archiwów, umożliwią włączenie ich do przyjętej narracji. Mam nadzieję, że niniejsza książka, historia nie tylko Dnia D, lecz całej, trwającej 77 dni kampanii w Normandii, również się do tego przyczyni.
Obszerność tematu powoduje, że jest to opracowanie o pewnym poziomie ogólności. Ogrom materiału nieuchronnie prowadził do tego, że wiele szczegółów musiałem pominąć. Zamiast tego zdecydowałem się przedstawić niesamowity obraz tej brutalnej bitwy oczami garstki ludzi z obu stron i skoncentrować się na najważniejszych wydarzeniach, które miały miejsce, wzbogacając je świeżą analizą tego, dlaczego potoczyły się tak, a nie inaczej.PROLOG
15 maja 1944 roku, poniedziałek. U ujścia Tamizy w Hammersmith w zachodniej części Londynu marszałkowie polni, generałowie, marszałkowie lotnictwa, admirałowie, jak również król angielski i premier zebrali się w Szkole Świętego Pawła na, jak to określił naczelny dowódca sprzymierzonych, generał Dwight D. Eisenhower, „ostateczny przegląd” planów inwazji na Francję. Był ciepły, słoneczny, dobrze wróżący dzień, kiedy samochody sztabowe cicho zamruczały silnikami u wrót wiktoriańskiego, zbudowanego z czerwonej cegły budynku szkolnego. Strażnicy wyprężali się w postawie na baczność, podczas gdy oficerowie sztabu witali dygnitarzy i prowadzili ich do głównego pomieszczenia, na końcu którego umieszczona była niewielka scena. Przed jej frontem ustawiono wygodne fotele, na których mieli zasiąść brytyjski premier Winston Churchill oraz król Jerzy VI. Za nimi, w raczej wąskich i nieodpowiednich do tego celu ławkach szkolnych siedli szefowie służb armii i marynarki wojennej oraz dowódcy jednostek tego gigantycznego przedsięwzięcia, jak również inni dowodzący, w tym południowoafrykański marszałek polny Jan Smuts, który kiedyś był przeciwnikiem Wielkiej Brytanii, a teraz stał się jej zaufanym przyjacielem i doradcą.
Uczniów szkoły już dawno przeniesiono w inne miejsce – w roku 1940, kiedy Wielkiej Brytanii groziła inwazja – lecz od stycznia tego roku stała się ona kwaterą główną 21. Grupy Armii, dowodzonej przez generała sir Bernarda Montgomery’ego, jej byłego ucznia, który miał jednocześnie zostać naczelnym dowódcą sił lądowych Aliantów w czasie inwazji oraz tygodni bezpośrednio po niej następujących.
Zarówno król jak i Churchill palili, ten pierwszy papierosa, drugi jedno ze swoich cygar; był to wyjątek, gdyż Montgomery jako niepalący zabraniał tego w swojej obecności na własnym terenie – dotyczyło to także generała Eisenhowera, który został ostro potraktowany w czasie pierwszego spotkania tych dwóch panów wiosną 1942 roku. Lecz nawet Monty nie był w stanie zwrócić uwagi premierowi, by zgasił cygaro, nie mówiąc już o robieniu wyrzutów królowi. Było to ponadto niezwykłe spotkanie w nietypowym miejscu, na którego ścianach wisiały informacje, że synowie duchownych mogą zgłaszać się po stypendia. Z tego powodu pewne reguły mogły zostać nieco nagięte.
Na scenie ustawiono gigantycznej wielkości mapę, której Montgomery używał od czasu objęcia dowodzenia planowaniem Operacji Overlord, który to kryptonim nosiła operacja inwazyjna. Najnowsza forma planu nabrała kształtów od chwili przejęcia go przez obecny zespół planistów w grudniu 1943 roku i, mimo przywódczej roli Montgomery’ego, był to wynik wspólnych wysiłków. Główne założenia zostały przedyskutowane najpierw w hotelu St. George w Algierze, kwaterze głównej Aliantów w basenie Morza Śródziemnego, między Montgomerym, ówczesnym dowódcą brytyjskiej 8. Armii we Włoszech, a Eisenhowerem, nowo mianowanym Naczelnym Dowódcą Sprzymierzonych oraz jego szefem sztabu, generałem porucznikiem Walterem Bedell Smithem. Po powrocie do Anglii połączony zespół anglo-amerykański zabrał się do pracy, dostosowując i dopracowując wcześniejsze wersje planów Overlord. Plany szybko nabierały kształtów i 21 stycznia 1944 roku przedstawiono je Bedell Smithowi, który następnie pokazał je swojemu przełożonemu, a ten dał je brytyjskim i amerykańskim szefom sztabów, aby również mogli się z nimi zapoznać.
Kiedy plany te zostały zatwierdzone, rozpoczęto dogrywanie szczegółów, którymi zajęły się sztaby odpowiednich struktur, w zależności od powierzonych im zadań. Celem wyeliminowania nieuniknionych obaw i trudności zorganizowano szereg konferencji. Alianci mieli pod swoimi rozkazami wielkie siły morskie, powietrzne i lądowe, więc koordynowanie ich działań było częstokroć trudne i wywoływało wiele emocji. Do 7 kwietnia zatwierdzono strategię przyjętą dla sił lądowych, co umożliwiło dalsze prace na innych obszarach. Ci, którzy przygotowywali morską część działań, nazwaną Operacją Neptune, mieli dwa miesiące na opracowanie niewiarygodnie kompleksowego schematu transportu drogą morską.
15 maja do inwazji pozostały zaledwie trzy tygodnie. Ostateczny termin był tuż tuż. Atmosfera w szkolnej auli była wyraźnie napięta. Tak wiele zależało od tego ogromnego przedsięwzięcia, w które wszyscy byli zaangażowani. Nie dopuszczano myśli o niepowodzeniu, lecz przerzucenie armii prawie 150 kilometrów morzem, przez wody usiane nieprzyjacielskimi minami oraz lądowanie na plażach bronionych przez wroga, który kilka lat wcześniej zajął większą część Europy, wydawało się zadaniem iście herkulesowym. I takie w praktyce było. Wiele rzeczy mogło pójść źle.
Kwatera główna, w której się zebrali mogła należeć do Montgomery’ego, lecz to naczelny dowódca, Eisenhower, zwołał zebranie i on je rozpoczął. 53-letni „Ike” był zawodowym żołnierzem. Łysy, o przyjaznej twarzy i niewzruszonej minie, był pod wieloma względami mało prawdopodobnym kandydatem do tego wymagającego zadania. Urodzony w Teksasie, dorastał w Abilene w stanie Kansas, niewielkim miasteczku leżącym na równinach Środkowego Zachodu. Mimo tych nieco skromnych początków kariery zdobył miejsce w West Point, akademii oficerskiej Armii Stanów Zjednoczonych, udowadniając wielokrotnie, że jest zdolnym oficerem sztabowym. Miły, lecz stanowczy, trzeźwo myślący, dysponujący zdolnościami dyplomatycznymi, przejął dowodzenie siłami amerykańskimi w Wielkiej Brytanii po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do wojny w grudniu 1941, po czym objął stanowisko naczelnego dowódcy sił alianckich w czasie inwazji na Afrykę Północną w listopadzie następnego roku, a kilka miesięcy później został Naczelnym Dowódcą Sprzymierzonych na Morzu Śródziemnym. Na tym stanowisku był świadkiem zwycięstwa w Afryce Północnej, następnie na Sycylii oraz inwazji na południowe Włochy. Jego podwładni, zarówno amerykańscy, jak i brytyjscy, lubili go i szanowali za doświadczenie na tym teatrze działań wojennych, gdzie wykazywał się dobrą oceną sytuacji oraz nieustanną pracą na rzecz stworzenia atmosfery bliskiej współpracy między sojusznikami.
Było to określenie, które nie do końca odpowiadało rzeczywistości, ponieważ „Alianci” nie do końca byli sojusznikami. Mogli walczyć jeden obok drugiego, zgadzać się ze sobą co do strategii, a nawet dzielić uzbrojeniem i materiałami wojennymi, lecz byli bardziej partnerami w koalicji, zjednoczeni we wspólnym pragnieniu pokonania państw Osi, jednak nie związani formalnym sojuszem. Pod bezpośrednim zwierzchnictwem Eisenhowera znajdowali się bezsprzecznie doświadczeni, wykwalifikowani i utalentowani ludzie, lecz w większości stanowili oni trudne charaktery i zróżnicowane osobowości. Dużą rolę odgrywały też różnice kulturowe, lecz częściej napięcia wywoływane były nie na osi narodowej, a na zróżnicowanym poziomie rozumienia kompleksowości współczesnej sztuki wojennej i jej błyskawicznej ewolucji – zmian, które dramatycznie przyspieszyły z uwagi na konieczność wygrania tego globalnego konfliktu. Byli to ludzie przygotowani do walki we „własnym narożniku”, a siła ich przekonań wynikała często z osobistych doświadczeń oraz świadomości, że od ich działań i decyzji zależeć będą tysiące, a nawet miliony istnień ludzkich. Był to straszliwy ciężar. Utrzymywanie tych odmiennych ludzi na wspólnym kursie, zjednoczonych we wspólnym celu, nie było łatwą sprawą. Napięcia stale rosły. Ciągle ścierały się osobowości. Łatwo dochodziło do rzucania podejrzeń i braku zaufania.
Tego samego ranka w auli Szkoły Świętego Pawła wszyscy jednak śpiewali w przysłowiowym jednym chórze, a Eisenhower chciał utrzymać tę tendencję, szczególnie, że inwazja była coraz bliżej. Wszyscy wielokrotnie konsultowali się na temat planu, każdy miał wystarczającą liczbę okazji do przedstawienia swojego zdania – i to przede wszystkim chciał podkreślić Eisenhower. Nikt ze zgromadzonych tam mężczyzn nie urodził się wczoraj; wszyscy znali stare powiedzenie, że plan przestaje istnieć już przy pierwszym kontakcie z wrogiem, lecz świadomość i jedność stojącego przed nimi celu była nadal potrzebna i to właśnie zamierzano osiągnąć.
Naczelny dowódca stanął przed nimi, ubrany w swoją charakterystyczną nieskazitelną krótką kurtkę wojskową, bazującą na brytyjskim „battledressie”. Zanim przemówił, rozejrzał się po zgromadzonych przed nim ludziach i uśmiechnął – ciepło, z dużą dozą pewności siebie.
„Oto jesteśmy”, powiedział, „w przeddzień wielkiej bitwy, by przedstawić wam plany dostarczone przez różnych dowódców. Chciałbym podkreślić jedno: każdy, kto dostrzeże w tym planie wady, niech jego obowiązkiem będzie powiedzieć nam o tym”. Było to sedno spotkania. „Nie będę sympatyzował z nikim”, kontynuował, „kto nie będzie umiał przyjąć krytyki. Jesteśmy tu, by osiągnąć najlepszy rezultat, i musimy naprawdę współpracować”¹.
Wszyscy zgromadzeni znali już treść owych planów i mieli okazję do zakwestionowania propozycji, lecz aby podkreślić wagę spotkania, poszczególni dowódcy raz jeszcze naświetlili działania lądowe, morskie oraz powietrzne: Montgomery w „battledressie” oraz spodniach o marszczonym kroju, admirał Bertram Ramsay, dowódca morskich sił inwazyjnych, a następnie marszałek lotnictwa sir Trafford Leigh-Mallory, dowodzący siłami powietrznymi. Potem zabrali głos: generał porucznik Carl „Tooey” Spaatz, głównodowodzący Strategicznymi Siłami Powietrznymi Stanów Zjednoczonych w Europie (ciężkie bombowce) oraz jego odpowiednik w Dowództwie Lotnictwa Bombowego RAF, marszałek lotnictwa sir Arthur Harris. Od czasu do czasu premier wtrącał się, by wyjaśnić pewne kwestie, lecz ani jedna osoba nie zakwestionowała sporządzonych uprzednio planów.
Nieco później, po obiedzie, Churchill wygłosił krótkie przemówienie. Nie było tajemnicą, że miał spore wątpliwości dotyczące inwazji i jej straszliwych kosztów w ludziach. Teraz jednak jego głos brzmiał optymistycznie i ufnie. „Panowie”, powiedział, „dojrzałem do tego przedsięwzięcia”².
Nikt jednak nie żywił złudzeń. Stojące przed nimi zadanie było ogromne, a ich plan bazował na przypuszczeniach i zmiennych, nad którymi mieli niewielką kontrolę. Nic więc dziwnego, że czuli gorączkę tego zwiastującego wczesne nadejście lata dnia w Londynie.