Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Notatki dla Johna - ebook

Format:
EPUB
Data wydania:
29 października 2025
3344 pkt
punktów Virtualo

Notatki dla Johna - ebook

Nigdy wcześniej niewydane zapiski jednej z najwybitniejszych amerykańskich pisarek. Zbiór osobistych notatek z sesji terapeutycznych odnaleziony po śmierci Didion w 2021 roku i opublikowany w 2025 r. za zgodą jej spadkobierców.

Nadzwyczajny dziennik autorki „Roku magicznego myślenia” i „Białego albumu”.

Joan Didion zaczęła chodzić do psychiatry, ponieważ, jak pisała do przyjaciółki, jej rodzina miała „kilka trudnych lat”. To był listopad 1999 roku. Wszystkie sesje opisywała w dzienniku, który prowadziła dla swojego męża, Johna Gregory’ego Dunne’a.

Przez kilka miesięcy Didion skrupulatnie rejestrowała rozmowy z psychiatrą. Początkowe sesje skupiały się na alkoholizmie, adopcji, depresji, lęku, poczuciu winy i rozdzierających serce zawiłościach jej relacji z córką, Quintaną. Tematy ewoluowały, obejmując jej pracę, którą trudno jej było utrzymać przez dłuższy czas. Pojawiły się też odniesienia do jej dzieciństwa – nieporozumień i braku komunikacji z matką i ojcem, jej wczesnej tendencji do przewidywania katastrof – i kwestia spuścizny, lub, jak to ujęła, „ile to było warte”. Analiza miała trwać ponad dekadę.

Dziennik Didion został napisany z wyjątkową przenikliwością, precyzją i elegancją, które charakteryzują wszystkie jej teksty. To bezprecedensowo intymna relacja, która ujawnia nieznane dotąd strony jej osobowości, ale głos jest niewątpliwie jej własny – pełen pytań, odważny i jasny w obliczu bolesnej podróży.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68021-54-7
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wkrótce po śmierci Joan Didion w 2021 roku w małej, przenośnej teczce na dokumenty w pobliżu jej biurka znaleziono zbiór około 150 nieponumerowanych stron. Didion trzymała w tej teczce wiele różnych rzeczy (notatki portiera z tej nocy w 2003 roku, kiedy zmarł jej mąż, John Gregory Dunne; kopię przemówienia, które wygłosiła na ślubie swojej córki, Quintany; potwierdzenia rezerwacji z hotelu Bristol w Paryżu; listę gości na przyjęcia bożonarodzeniowe; hasła do komputera). Strony te składają się na coś w rodzaju dziennika, w którym Didion opisywała spotkania z psychiatrą, większość z 2000 roku. Sprawozdania te adresowano do Johna. To on występuje w manuskrypcie jako „ty”.

Te 150 stron przetrwało ewidentnie tylko w tym jednym egzemplarzu, który znajduje się obecnie w archiwum Didion/Dunne w New York Public Library. Archiwum to zostało umieszczone w bibliotece przez spadkobierców Didion, dzieci jej zmarłego brata. Nie nałożono żadnych ograniczeń dostępu.

Didion zaczęła spotykać się z psychiatrą Rogerem MacKinnonem 15 listopada 1999 roku. Odbyła z nim sześć sesji, po czym zaczęła spisywać sprawozdania dla Johna. Są to jej przemyślenia i refleksje dotyczące tych spotkań, z osobnym uwzględnieniem innych wybitnych psychiatrów. Dziennik kończy się trochę ponad rok po rozpoczęciu terapii. Zawiera on zapis sesji z MacKinnonem, w której uczestniczył John, z 7 czerwca 2000 roku, można więc założyć, że sprawozdania te nie miały na celu wyłącznie informowania go. Nie trzeba mu było mówić, co tego dnia omawiano. Był obecny.

Niektóre tematy znajdujące się w tym dzienniku pojawiają się w Błękitnych nocach, ostatniej książce, którą napisała Didion, medytacji nad życiem jej córki. Didion zaczęła spotykać się z MacKinnonem, ponieważ Quintana powiedziała swojemu własnemu psychiatrze, że jej matka ma depresję i powinna z kimś porozmawiać. Uznał on, że relacja matki i córki jest źródłem problemów Quintany, których nie udawało mu się zbytnio rozwiązać. On i MacKinnon współpracowali ze sobą. Podczas kolejnych sesji terapeutycznych MacKinnon nakierowywał Didion na przemyślenia dotyczące relacji z rodzicami, starzenia się, strachu przed innymi, znaczenia pracy.

W komputerze Didion znajduje się list z marca 2001 roku do dawnej przyjaciółki z Kalifornii, w którym autorka opisuje ostatnie „kilka trudnych lat” z Quintaną. „Nawet ja chodzę do psychiatry”, pisze, „co stanowi niezwykłe doświadczenie i sprawiło, że jestem o wiele bardziej otwarta niż chyba kiedykolwiek wcześniej”.29 GRUDNIA 1999 R.

Jeżeli chodzi o to, dlaczego nie brałam Zoloftu, powiedziałam, że przez jakąś godzinę po tym, jak go wezmę, mam poczucie, jakbym zatraciła swoją strukturę, trochę jakbym przed lunchem w tropikach wypiła koktajl Planters’ Punch. Powiedziałam, że próbowałam to sobie wyperswadować, ponieważ racjonalnie wiem, że to nie może być prawdą, skoro w ulotce aż dwa razy napisano, że taka dawka nie daje żadnych skutków przez kilka godzin, a szczytowy efekt uzyskuje się po 3–5 dniach stałego przyjmowania. Zdałam sobie sprawę, że mam bardzo ściśle skalibrowaną koncepcję własnego dobrostanu fizycznego, z dużą obawą przed utratą kontroli, że moja osobowość zbudowana jest wokół pewnego poziomu mobilizacji lub lęku.

Powiedziałam następnie, że próbowałam przemyśleć ten lęk, który wyraziłam podczas naszego poprzedniego spotkania. Powiedziałam, że chociaż został wyrażony w kontekście pracy (spotkanie w Los Angeles itd.), to kiedy go z tobą omówiłam, zdałam sobie sprawę, że dotyczy przede wszystkim Quintany.

„Oczywiście, że tak”, powiedział. Następnie rozmawialiśmy o tym, jak wyglądają moje lęki dotyczące Quintany. Głównie chodziło o to, że jej depresja może przybrać niebezpieczne rozmiary. Czekanie na kolejną złą wiadomość, telefon w środku nocy, próba sprawdzania jej temperatury emocjonalnej podczas każdej rozmowy telefonicznej. Powiedziałam, że pod pewnymi względami zdaje się to uzasadnione, a pod innymi nie w porządku wobec niej, bo na pewno wyczuwa nasz lęk, tak jak my wyczuwamy jej obawy. „Podejrzewam, że twój lęk odbiera w sposób wyjątkowy”, powiedział. Ja powiedziałam, że najwyraźniej tak. Nie tylko powiedziała nam to, ale wspomniała o tym również doktorowi Kassowi. To mnie, a nie ciebie chciała wysłać do psychiatry. Powiedział, że jego zdaniem Quintana wyczuwa lęk nas obojga, ale coś w jej relacji ze mną sprawia, że mój odczuwa bardziej boleśnie, że jest z nim spleciona. „Osoby o pewnych neurotycznych schematach wiążą się ze sobą w sposób, w jaki nie robią tego ludzie o schematach zdrowych. Istnieje ewidentnie bardzo silna, obustronna zależność między tobą a nią”.

Chciał wiedzieć, w jakim wieku była Quintana, kiedy ją wzięliśmy, poznać szczegóły adopcji¹. Rozmawialiśmy o tym przez dłuższy czas i powiedziałam, że zawsze obawiałam się ją stracić. Obserwacja wielorybów. Hipotetyczny grzechotnik w bluszczu na Franklin Avenue. Powiedział, że tak jak wszystkie adoptowane dzieci mają w sobie głęboki lęk, że znowu zostaną oddane, wszyscy rodzice adopcyjni noszą w sobie głęboki lęk, że dziecko zostanie im odebrane. Jeśli nie zajmiemy się tymi lękami w czasie, kiedy się pojawiają, dokonujemy ich przeniesienia, skupiamy się obsesyjnie na zagrożeniach, które możemy kontrolować – wąż w ogrodzie – w przeciwieństwie do zagrożenia, którego kontrolować się nie da. „Ewidentnie ty nie zajęłaś się tym lękiem w odpowiednim czasie. Odłożyłaś go na bok. Taki masz schemat. Idziesz dalej, jakoś sobie radzisz, kontrolujesz sytuację przez swoją pracę i kompetencje. A lęk wciąż istnieje i kiedy tego lata odkryłaś, że twoja córka jest w niebezpieczeństwie, z którym nie potrafisz sobie poradzić ani nad którym nie możesz zapanować, lęk przebił się przez twoją linię obrony”.

Powiedziałam, że być może byłam nadopiekuńcza, ale nigdy nie sądziłam, że córka tak mnie postrzega. W rzeczywistości kiedyś opisała mnie jako matkę „trochę na dystans”. Dr MacKinnon: „Nie sądzisz, że uważała twój dystans za formę obrony? Skoro sama używa dystansu jako obrony? Czy nie to mi właśnie powiedziałaś? Nigdy nie ogląda się za siebie?”.

Potem rozmawialiśmy o Quintanie i Stephenie, Quintanie i Dominique². Zapytał, czy nie mam nic przeciwko temu, żeby omawiał niektóre sprawy, które wypływają podczas naszych rozmów, z doktorem Kassem, ponieważ uważa, że mogą mu się przydać w rozmowach z Quintaną. Powiedziałam, że zachęcam go do omawiania z nim wszystkiego, co jego zdaniem może się przydać.

Wracając do pytania, dlaczego mój lęk był dla Quintany bardziej dokuczliwy niż twój: „Jest w tobie coś – i to z czasów długo przed jej narodzinami – przez co uważasz, że nie zasługujesz na nic dobrego. Na pewno uznałaś, że miałaś wielkie szczęście, kiedy dostałaś Quintanę, i na pewno też uznałaś, że na to nie zasługujesz, że w jakiś sposób zasługujesz na to, by ją stracić. To nieprawidłowy schemat myślowy i to właśnie on sprawia, że twój bardzo naturalny w tej sytuacji lęk jest o tyle bardziej dotkliwy niż, powiedzmy, lęk twojego męża. Wykracza poza to, czym jest. Sięga wstecz do czegoś innego. Z jakiegoś powodu dorastałaś, spodziewając się najgorszego. Nie oczekujesz dobrych rzeczy. W jakiś sposób dorosłaś bez genu wyparcia”.5 STYCZNIA 2000 R.

Dr MacKinnon powiedział, że nie miał świadomości, iż znam Hilary Califano, ma nadzieję, że nie zdenerwowałam się, widząc ją tam. Powiedziałam, że nie zdenerwowałam się, ale nasunęło mi się pytanie, co tam robią dwie zupełnie dorosłe kobiety – dwie kobiety, które funkcjonują w świecie i mają dobrze działające, na szczęście czy nieszczęście, mechanizmy obronne.

„Przez większość czasu”, powiedział. „Czasami jednak dzieją się w naszym życiu takie rzeczy, które pokonają nawet najlepiej zbudowane mechanizmy obronne”.

Powiedziałam, że przypomina mi to coś, co powiedział tydzień wcześniej, a co mnie zainteresowało – że wcześnie zaczęłam używać swojej pracy i kompetencji jako mechanizmu obronnego wobec lęku przed utratą Quintany. Powiedziałam, że przyszło mi już na myśl, iż moje lęki dotyczące pracy i pieniędzy – które bardzo się uwydatniły wraz z przemianą lata w jesień – są do pewnego stopnia… (Urwałam).

„Objawem”, powiedział. „Jak najbardziej”.

„Ale nie tylko objawem”, powiedziałam. „Niektóre moje obawy były oparte na faktach”.

„Oczywiście. Świat się zmienia. Inne wartości stają się atrakcyjne na rynku”.

„No właśnie. Ale świat zmienia się od zawsze, a ja od zawsze sobie z tym radzę. A tego lata, chyba pierwszy raz w życiu, zaczęłam mieć poczucie, że nie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Myślałam, że to kwestia wieku. I częściowo na pewno tak było. Ale ten lęk był bardzo, bardzo przesadzony. Jeśli chodzi o pieniądze, mamy nowy film, są też inne możliwości oprócz tego. A jeśli chodzi o moje inne zajęcia, jedynym prawdziwym problemem jest znaleźć na nie czas. A byłam przerażona”.

„Przemawiała przez ciebie depresja”.

„Która wynikła z tej letniej sytuacji z Quintaną”.

„Właśnie tak”.

Powiedziałam, że mieliśmy pod tym względem niepokojący weekend. Wydawała się czuć dobrze, odwiedziła ją przyjaciółka spoza miasta, która rozumiała jej sytuację, żartowaliśmy nawet – kiedy musiałam pojechać na pogotowie z powodu infekcji oka – że każde większe święto spędzamy na pogotowiu, tyle że tym razem nie przez nią. A potem dostaliśmy ten telefon, w niedzielę około 12.30. Opowiedziałam mu, jak pojechałam do jej mieszkania. „Co powiedziała, że co się stało”, zapytał. Powiedziałam mu. Zapytał, czy poszła na policję. Powiedziałam, że nie. Zapytałeś ją, gdzie jest jej komisariat, a ona powiedziała, że nie wie. Powiedziałam, że obydwoje unikaliśmy zadawania zbyt wielu pytań, ponieważ wydawała się zbyt roztrzęsiona, by ryzykować coś, co mogłoby zostać uznane za przesłuchanie.

„Nie chcieliście sprawić wrażenia, że ją oskarżacie”, powiedział.

No właśnie, powiedziałam. Nie byliśmy pewni, ale obydwojgu nam przyszło do głowy, że coś piła. Czy wyczuliśmy zapach alkoholu, zapytał. Powiedziałam, że chyba nie, ale okna były otwarte. Ciężko było stwierdzić, powtarzała się, ale nie mówiła niewyraźnie.

„Czy masz jakiś alternatywny scenariusz”, zapytał. Powiedziałam, że gdybym miała stworzyć jakiś alternatywny scenariusz – i żeby zrozumieć sprzeczności zaistniałe w tej sytuacji, zrobiłam to – zakładałby on, że wcześnie rozstała się z przyjaciółmi, poszła do baru i spotkała kogoś, kto ostatecznie ją pobił, albo w barze, albo na ulicy czy w mieszkaniu. „Gdzie była krew”, zapytał. Powiedziałam, że na podłodze między stopami łóżka a łazienką. „Czyli nie we frontowej części mieszkania”, powiedział. Zrozumiałam, co ma na myśli.

Powiedziałam wtedy, że jedną z rzeczy, które martwiły zarówno ciebie, jak i mnie w ruchu AA – nie AA jako koncepcji, ale AA w bardziej bezlitosnej wersji – był fakt, że tego rodzaju teatralna porażka zdawała się w niego wbudowana. Zakłada się tam wszystko albo nic. Masz ochotę na drinka i ulegasz pokusie, po czym nie kończysz z kacem i poczuciem winy, jak w prawdziwym życiu, tylko w rynsztoku albo w barze, podrywając kogoś, kto cię pobije.

„Zakładasz, że chodzi o picie”, powiedział.

Nie, odparłam. Nie sądzę, żeby chodziło o picie. Właśnie o tym mówię.

Powiedziałam, że rozmawiałam o tym z tobą i chcieliśmy porozmawiać o tym z Quintaną. Ale pojawiła się seria przeszkód. Była zajęta albo nie chciała wychodzić przez dwa wieczory z rzędu, nie mogliśmy się więc z nią tak naprawdę spotkać przed weekendem, a potem nie byłabym zdziwiona, gdyby pojawiły się kolejne trudności. Tymczasem przez telefon wydawało się, że czuje się dobrze, przypominała jakiś wir efektywności – jeszcze dzisiaj dostałam czek ze zwrotem kosztów leczenia, z całą papierologią sprawnie podkreśloną kolorami, gotowy do złożenia. Więc już nie wiedziałam. Czy to będzie produktywne czy kontrproduktywne, poruszać ten temat po tylu dniach?

„Oczywiście będziesz musiała to wyczuć. Chodzi o to, czego ona od ciebie oczekuje. Niektóre dorosłe dzieci – i to jest chyba jedna z tych sytuacji – potrafią stawiać swoich rodziców w praktycznie niemożliwych sytuacjach. Jeśli doprowadzamy do konfrontacji, ich podświadomość twierdzi, że nigdy im nie ufasz, więc po co się przejmować, czemu nie robić tego, co chcą, i kłamać. Jeśli nie doprowadzamy do konfrontacji, ta sama podświadomość twierdzi, że jest to dowód na to, że ich nie kochamy, że nas nie obchodzą. Jak małe dzieci. Widzisz, że bawię się na ulicy i nie obchodzi cię, że przejedzie mnie samochód, mówią, ale jeśli wybiegniesz za nimi na ulicę, powiedzą, że nigdy nie pozwolisz im dorosnąć. Zastanawiam się, jak ona postrzega miłość wyrażaną przez ciebie i jej ojca – czy potrzebuje, żebyście byli wobec niej nadopiekuńczy? Czy potrzebuje, żebyście ją oskarżali, karcili? Czy to jest jej jedyna koncepcja bycia kochaną? Dzieci często myślą w ten sposób, ale w toku normalnego rozwoju przychodzi taka chwila, kiedy z tego wyrastają”.

„Wiem, że jedną z rzeczy, którą dr Kass próbuje zrobić z Quintaną – i jednym z powodów, dla których chciał, żebyś się ze mną spotkała – jest przełamanie tego schematu, w którym ona prowokuje cię do pewnych reakcji, a ty tak reagujesz”.

„Myślę więc, że mogłabyś porozmawiać z nią niebezpośrednio. Mogłabyś powiedzieć, że zastanawiasz się, jak jej zdaniem wyrażasz swoją miłość do niej. Bo jeśli jej zdaniem wyrażasz swoją miłość, gderając, oskarżając lub chroniąc, powinnyście o tym porozmawiać, a ona powinna porozmawiać o tym z doktorem Kassem. To jest ten schemat, którego obecność podejrzewamy, i właśnie ten schemat musimy przełamać”.

Jak to robi większość dzieci, zapytałam. „Dorastają”. W którym momencie, zapytałam. Jak? „Zaufanie. Zaczynają ufać, że rodzice im ufają”.12 STYCZNIA 2000 R.

Powiedziałam, że pod koniec zeszłotygodniowej sesji mówił coś o zaufaniu czy braku zaufania między matkami a córkami – że zaufanie jest kluczem do separacji, dorastania – co zlekceważyłam jako nieistotne, niemające dla mnie znaczenia.

Powiedziałam, że utkwiło mi to jednak w pamięci i później tego samego wieczoru, a może następnego dnia przypomniałam sobie pewną notkę, którą zrobiłam podczas przygotowywania notatek do mojej ostatniej powieści. Chyba napisałam ją jakiś czas po śmierci mojego ojca – śmierć mojego ojca była częścią tego, co skłoniło mnie do napisania tej konkretnej powieści – ale dotyczyła nie ojca, tylko mojej matki. Zajrzałam do niej i ciekawe jest to, że wskazywała ewidentnie na pewien brak zaufania czy niezrozumienie między moją matką a mną.

Pokazałam mu tę notatkę. Cóż, tak, powiedział. No właśnie. Niezwykła przenikliwość.

Niezwykła czy nie, powiedziałam, niespecjalnie pomaga po prostu radzić sobie z życiem. Jest wręcz kontrproduktywna, biorąc pod uwagę, że moja matka ma obecnie 89 lat. To nie tak, że uda nam się cokolwiek rozwiązać, stawiając temu czoła.

Tu nie chodzi tak naprawdę o ciebie i twoją matkę, nie sądzisz? Przecież chodzi chyba o rozwiązanie problemu tego, w jaki sposób podchodzicie do siebie ty i twoja córka? Ponieważ wszyscy nosimy w swoich głowach drobne fragmenty naszych matek i ojców, czy nie jest możliwe, że odtwarzasz część tego schematu z własną córką?

Powiedziałam, że właściwie wspominałam jej o tym któregoś wieczoru przy kolacji. Okazała zainteresowanie, ale rozmowa skręciła z kwestii osobistych na omówienie nastrojów politycznych w latach pięćdziesiątych.

Ale to dobry początek, powiedział. Mogłabyś wrócić do tego przy innej okazji. Im więcej będziecie ze sobą rozmawiać, tym bliżej sedna dotrzecie.

Powiedziałam, że aktualnie tak naprawdę nie wiemy, na czym stoimy w relacjach z nią. Przez pewien czas po tym, jak przestała pić, wydawała się bardzo otwarta, ale teraz znowu zdaje się zamknięta, oporna. W pewnym momencie poprosiła mnie na przykład, żebym poszła z nią na spotkanie AA, i poszłam. Poszłyśmy do kościoła, potem na spotkanie, a później spotkałyśmy się z tobą na lunchu i był to bardzo dobry, otwarty dzień. A potem przyszły święta, ona była zajęta, a kiedy niedawno zapytałam, czy mogę iść z nią na kolejne spotkanie, zawahała się. Powiedziała, że tak naprawdę to nie jest dobry pomysł, sprowadzać ludzi z zewnątrz. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam nawet, czy sama się wybiera.

Chcesz wiedzieć, jak zmusić ją, żeby poszła? zapytał. Sama idź na spotkanie Al-Anon. Idź więcej niż raz. Musisz znaleźć takie, gdzie będą ludzie pasujący do ciebie poziomem intelektualnym i społeczno-ekonomicznym, ale to nie będzie na Manhattanie jakiś wielki problem. Jeśli będzie wiedziała, że to robisz, jest o 90 procent większe prawdopodobieństwo, że sama pójdzie. A uważam, że potrzebuje programu. Sama psychiatria się u niej nie sprawdzi.

Powiedziałam, że mam problem z Al-Anon. „Jasne, a ona ma problem z AA”, odparł. „I ty powiesz, że to ona jest alkoholiczką, a nie ty. A ja powiem, że jesteś matką alkoholiczki, a ona nie zostanie w programie, jeśli uzna, że mu nie ufasz. Mógłbym nawet powiedzieć, że to jasne, że masz problem z Al-Anon, masz problem z grupami, nie ufasz im, nie wiesz, jaki mają cel. Czy to nie przypomina ci twojej matki?”

Powiedziałam, że wydaje mi się to naciągane, ale się zastanowię. „Dam ci pracę domową”, powiedział. „Zaczynałem od tradycyjnej analizy freudowskiej, tylko słuchanie, potem wyniki przestały mnie satysfakcjonować, dodałem więc parę technik zaczerpniętych od behawiorystów. Behawioryści używają prac domowych, żeby skrócić cały proces. Oto twoje zadanie. Pokaż córce tę notatkę, którą pokazałaś mnie. Nie opowiadaj jej o tym, pokaż jej ją, bo to ważny tekst. Powiedz jej, że mi ją pokazałaś. A jeśli zapyta, co powiedziałem, powiedz jej, że zapytałem, czy brak zaufania do ludzi u twojej matki odbija się w twoim braku zaufania do Al-Anon. Zobacz, co powie. Myślę, że może cię zaskoczyć, do czego to was doprowadzi”.

Powiedziałam, że zobaczę. „Myślę, że to, co słyszę w twoim głosie, to dokładnie to, co ty słyszysz w głosie swojej córki, kiedy pytasz ją o AA”.

Powiedziałam wtedy, że chcę też pokazać mu pewien wiersz, który Quintana napisała, kiedy miała około sześciu lat, na plaży. Pokazałam mu go. Był bardzo pod wrażeniem tego, jak wyrażała siebie, jakby „urodziła się pisarką”. Powiedziałam, że uderzyła mnie samotność widoczna w wierszu, ponieważ nigdy nie było jej widać w kontaktach twarzą w twarz. Maskowała swoje uczucia już wtedy. „Pewnie miała po temu jakiś wyjątkowy powód”. Powiedziałam: masz na myśli adopcję, ale były też inne rzeczy, które mogły być dla niej traumatyczne, szczególnie śmierć Juana Carlosa, o której nigdy nie chciała rozmawiać, ale po której miała sny, w których przychodzi po nią śmierć, „ale ja trzymam się płotu”. Opowiedziałam mu, jak przyjechaliśmy do Nowego Jorku z Quintaną i Rosie tej jesieni po śmierci Juana Carlosa, jak Rosie pojechała do domu, a Quintaną zajmowała się opiekunka z agencji. Później Quintana wspomniała, że pani Taka-a-taka była wredna, a ja zapytałam, dlaczego mi wtedy nie powiedziałaś, a ona na to: „Myślałam, że twoim zadaniem jest pracować dla pana Premingera, a moim być pod opieką pani Takiej-a-takiej”.

„Czyli pod pewnymi względami nie uważała się za dziecko”, powiedział. „Uważała, że ma prawdziwe, dorosłe obowiązki”. Powiedziałam, że tak podejrzewam, i że podejrzewam również, iż to naturalne, a przynajmniej tak naturalne, jak mogło być w tej stosunkowo nietypowej sytuacji: obydwoje pracowaliśmy w domu, ona była jedynym dzieckiem, nie było grupy dorosłych z jednej strony, a dzieci z drugiej, byliśmy w tym wszyscy razem.

Powiedziałam, że poszła na swoje pierwsze spotkanie, w William Morris Agency, kiedy miała trzy latka. Powiedziałam mu, jak się sprawa skończyła. „Martwiła się o pieniądze”, powiedział. „Martwiła się czymś, na co nie miała wpływu, czymś, co było sprawą dorosłych”.

Zapytałam, czy chce przez to powiedzieć, że nie było wystarczającego podziału między nią a problemami naszego codziennego życia. Powiedziałam, że było to coś, co nam się podobało w naszym życiu rodzinnym: byliśmy w nim wszyscy razem. „Biorąc pod uwagę tę sytuację”, powiedział, „zaryzykowałbym stwierdzenie, że prawdopodobnie była wystawiona na więcej, niż była gotowa przyjąć. Ona była dzieckiem, wy byliście dorośli, a jednak jakąś częścią umysłu ewidentnie zaczęła czuć się odpowiedzialna za was”.19 STYCZNIA 2000 R.

Powiedziałam, że wykonałam zadaną mi pracę domową. Kiedy Quintana przyszła na kolację w poniedziałek wieczorem, powiedziałam, „po trudnym weekendzie, o którym opowiem później”, wspomniałam w kuchni, że pokazałam doktorowi MacKinnonowi pewne notatki, które zrobiłam na temat mojej matki, a on zadał mi pytanie, o którym chciałam z nią porozmawiać. Potem pokazałam jej te notatki i powiedziałam, że pytanie doktora MacKinnona brzmiało, czy moim zdaniem brak zaufania mojej matki do grup, do potencjalnych celów innych ludzi, ma coś wspólnego z moim własnym oporem wobec Al-Anon, który wypłynął wcześniej. Powiedziałam, że w tym momencie ty (John) wszedłeś do kuchni i rozmowa trochę zboczyła z toru, ale potem Quintana powiedziała: „Poczekaj, chcę wrócić do tego, co mówiła mama”. Zaskakujące, ale kiedy przeformułowała moje pytanie, przetłumaczyła je tak: „Masz na myśli, czy twój opór wobec Al-Anon ma coś wspólnego z moim oporem wobec AA?”.

„Doskonale”, powiedział MacKinnon. „Wszyscy dostają szóstki. Co odpowiedziałaś?”

Powiedziałam, że odparłam, iż chyba to właśnie miałam na myśli, tak. Odpowiedziała na to – powiedziała, że tak, być może. Powiedziała, że ostatnio czuje opór wobec AA – podejrzewała, że czuła niesmak z powodu Molly, swojej sponsorki, ale zrozumiała, że jej tego brakuje, i nawet planowała iść na spotkanie następnego wieczoru.

„Znajdź nowego sponsora”, powiedział dr MacKinnon.

Powiedziałam, że to właśnie powiedziałeś i że przez minutę czy dwie rozmawialiśmy z Quintaną o „sponsorach”, a potem ona znowu sprowadziła rozmowę na moje pierwotne pytanie. O co tak naprawdę pytałam, chciała wiedzieć.

Powiedziałam, że chyba chciałam zapytać, czy jej zdaniem pomogłoby jej, gdybym chodziła do Al-Anon.

Tak, powiedziała, chyba by pomogło. Powiedziałam, że w takim razie pójdę i naprawdę wraz z tobą planowaliśmy iść na spotkanie w weekend.

To bardzo pozytywne, powiedział dr MacKinnon. Bardzo dobrze. „Przejdźmy dalej. Powiedziałaś, że twój mąż dołączył do rozmowy. Przypomina mi to coś, o czym rozmawiał ze mną dr Kass”. Zdaniem doktora Kassa – „i pamiętaj, że to jest moje sprawozdanie o tym, co doktor Kass sądzi, że Quintana mu mówi, jest więc kilka poziomów wypaczeń lub potencjalnych błędów” – „Quintana ma silne poczucie, że kiedy ma do czynienia z tobą i twoim mężem, ma do czynienia z jedną osobą, że żadne z was, w szczególności ty, nie zajmie niezależnego stanowiska, że bronicie przed nią siebie nawzajem”.

Powiedziałam, że myślałam, iż tak właśnie rodzice powinni prezentować się dzieciom. Powiedziałam też, że wręcz przeciwnie, jak już mu przelotnie wspominałam w innym kontekście, przez lata często miałam poczucie, że w pewien sposób stoję między wami dwojgiem, występując pojednawczo wobec każdego z was, zapobiegając konfrontacji.

Powiedział, że pamięta, jak o tym mówiłam, i że wspomniał o tym doktorowi Kassowi, co go zaskoczyło.

Powiedziałam, że prawdą na pewno jest jedno: tylko raz, o ile pamiętam, rozzłościłam się na ciebie w obecności Quintany, a ona zareagowała takim strachem, że na zawsze mnie do tego zniechęciła. Był to ten słynny incydent z jajecznicą, po którym, kiedy byłam z nią pod prysznicem, próbując umyć jej włosy i powstrzymać krzyki „Nienawidzę go”, powiedziałam: nie będziemy już z nim mieszkać, pojedziemy rano do Sacramento, a potem wymyślę, co dalej robić. Na co ona zaczęła szlochać „nie możesz, nie możesz, co powie tata, co zrobi tata, proszę, nie pojadę z tobą, nie możesz jechać” itd.

Źle ją zrozumiałaś, powiedział dr MacKinnon. Nie chciała go stracić, chciała tylko bezpiecznie wyrazić swoją złość.

P: A ja jej nie pozwoliłam? Sprawiłam, że poczuła się zagrożona? Czy ten schemat to jeden z powodów, dlaczego ma problemy z wyrażaniem złości?

Powiedział, że Quintana ma najwyraźniej wrażenie, iż nie może odbyć niezależnej rozmowy z żadnym z nas, że drugie jest zawsze obecne. Powiedziałam, że tak właśnie żyjemy, że zawsze jesteśmy razem. „Myślę, że musisz znaleźć trochę czasu sam na sam z córką”, powiedział. „Pojedźcie na jakąś wycieczkę”. Powiedziałam, że ty byłeś z nią na takiej wycieczce kilka lat temu, w Monument Valley, i uznałeś to za tak satysfakcjonujące, że od tamtej pory zachęcałeś mnie, żebym też to zrobiła, ale nie udało nam się zgrać harmonogramów. „Musisz dostosować się do jej harmonogramu”, powiedział. „Po prostu to zrób”.

Powiedziałam, że może dobrze by było, gdybyśmy pojechały we dwie na wesele Lori³ – że planowaliśmy jechać we trójkę, ale jest to dość bliska czasowo, naturalna okazja, żebyśmy pojechały same. „Świetnie, zostańcie kilka dni, niech zawiezie cię do Big Sur, gdziekolwiek będziecie miały ochotę, pospacerujcie po plaży, zaczniecie rozmawiać, a ona nie będzie miała wrażenia, że to wymuszone, moim zdaniem zobaczysz, to będzie wielka korzyść z tej małej wycieczki, na którą w ogóle nie chciałaś jechać”. Powiedziałam, że ty możesz mieć poczucie, iż twoja nieobecność zostanie dostrzeżona przez moją rodzinę. „Ty, twój mąż i Quintana macie teraz większe problemy niż to, co twoja rodzina może pomyśleć albo nie pomyśleć i o czym prawdopodobnie nie pomyśli”.

Powiedziałam, że był to trudny weekend dla ciebie, dla mnie, dla niej. Opowiedziałam narrację Nicka⁴, z maila, przez telefon w czwartek, telefon w sobotę, a potem jako takie rozstrzygnięcie podczas kolacji w poniedziałkowy wieczór.

„To było najtrudniejsze dla twojego męża”, powiedział. „Mówił sobie, że może zaufać bratu, zorientował się, że się mylił, popełnił błąd i przez to poczuł się okropnie, okropnie winny”.

Poczuł się też wściekły, powiedziałam.

„Był wściekły, ponieważ czuł się winny. Warto o tym pamiętać. Rodzice dzieci mających trudności emocjonalne zwykle czują się winni, beznadziejni – co zrobili źle, co mogliby zrobić inaczej, gdzie się wszystko popsuło – i czasem okazują to, złoszcząc się. Kiedy ludzie się złoszczą, tracą panowanie nad sobą, zwykle czują się winni, wściekli na samych siebie, powinni byli wiedzieć lepiej i tak dalej”.

Oczywiście, powiedziałam. Tak czy inaczej, w porze kolacji w poniedziałkowy wieczór sytuacja została mniej więcej opanowana. Wszyscy powiedzieli, co mieli do powiedzenia, co nasza trójka nie zawsze robi.

„Stajesz się o wiele bardziej otwarta. Myślę, że w miarę jak ty się otwierasz, orientujesz się, że otaczający cię ludzie też są bardziej otwarci. Rozmawiasz ze mną, rozmawiasz z mężem, rozmawiasz z córką – bardzo często w takich sytuacjach cała rodzina przechodzi terapię przez pośrednika”.

Powiedziałam, że całe to doświadczenie – od lipca – bardzo wiele nauczyło nas oboje. „Oczywiście, że tak”, powiedział, „a nauka boli, nauka bywa bardzo bolesna, trzeba poruszać tematy, o których wolimy zapomnieć. Jeśli stanie się to dla twojego męża zbyt bolesne, albo dr Kass, albo ja możemy polecić kogoś, z kim mógłby porozmawiać tak, jak my tu rozmawiamy”.

Powiedziałam, że koleżanka wspomniała o tym w niedzielę przy kolacji, a ty powiedziałeś jak zawsze: „Jestem katolikiem, my mamy spowiedź”. A ona na to: „Kiedy ostatni raz byłeś u spowiedzi?”. Niezmiernie to doktora MacKinnona rozbawiło. Roześmiał się i powiedział, że mógłby nawet polecić katolickiego księdza psychiatrę, jezuitę, szkolił go, ksiądz ma parafię na Manhattanie, gabinet przy Piątej Alei, a w tym roku zostanie przewodniczącym Lotos Club, spełnia więc wszystkie wymogi (wciąż ze śmiechem), wystarczy, że twój mąż powie słowo. „Raz, kiedy był rezydentem, przeprowadzał pokazowy wywiad z pacjentem w depresji, zrobił to w pięć minut, potraktował wywiad tak, jakby przyjmował spowiedź, i zadziałało. Wyobrażasz sobie zazdrość innych rezydentów, on miał tę magię, a oni nie”.

Powiedziałam, że czasami myślę, że abyśmy obydwoje poczuli się świetnie, wystarczy rozmowa albo kolacja z Quintaną, kiedy jest w dobrej formie. „To też coś, o czym wspominał dr Kass”, powiedział. „Mówi, że Quintana najwyraźniej czuje intensywną presję od was obydwojga, razem, żeby przychodziła do domu, na kolację, żeby była obecna”.

Powiedziałam, że dr Kass wspominał nam o tym i od tamtej pory próbowaliśmy nie naciskać, żeby Quintana przychodziła na kolację. Do tego stopnia, że nawet kiedy czwórka jej kuzynostwa miała przyjść na kolację w sobotę wieczorem, czułam się trochę niekomfortowo, żeby ją zaprosić. I nie zaprosiliśmy jej. Kuzyn to zrobił. „Wciąż czuje presję”, powiedział.

„Jak możemy nie chcieć jej widywać”, powiedziałam. „Martwimy się o nią. Będziemy wiedzieli, czy jest bezpieczna, tylko jeśli będziemy w kontakcie”.

Musicie zmniejszyć zaangażowanie, powiedział. Nie martw się. Jesteś na dobrej drodze.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij