-
W empik go
Notatki zaginionego boga - ebook
Notatki zaginionego boga - ebook
„Notatki zaginionego boga” to niezwykła podróż do świata pełnego magii, maszyn parowych i wymyślnych, steampunkowych mechanizmów. Świata, którego każdy element wydaje się idealnie harmonizować z resztą. Do czasu… kiedy to chciwość sprawi, że Pożeracze Gwiazd przekroczą granicę, do której żaden humanoid nie powinien sięgać. Otworzą przejście do świata poza ich wyobrażeniem. A następnie wyrwą z niego… istotę o umyśle i mocy wykraczającymi poza ich pojmowanie. By upewnić się, że bóg pozostanie im posłuszny, umieszczą go w klatce, z którą nawet on nie będzie w stanie sobie poradzić. Uwięziony w prostym, ludzkim ciele, będzie musiał nauczyć się oddychać, myśleć i mówić, nim zrozumie otaczającą go rzeczywistość: mroczną, trudną, gdzie czerń i biel zwykle zlewają się w różne odcienie szarości. Zaginiony bóg trafi w końcu w ręce tajemniczych stworzeń z Ruiny. Ekscentryczna grupa będzie miała przed sobą jeden cel – spróbować odesłać zaginionego boga… Nim dla świata będzie za późno.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788397420625 |
Rozmiar pliku: | 3,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wszystkim tym, którzy wspierali mnie
podczas najtrudniejszej wyprawy w moim
życiu. Przez lata mojego dążenia do bycia
pisarzem, mogłam liczyć na ich pomoc.
Dali mi energię, inspirację i pewność,
że wiem, co chcę robić w życiu.
A także Magdalenie, mojej cudownej
redaktorce, która była falami,
prowadzącymi nasz statek do celu.
Zaginione Uniwersum potrzebowało
kogoś takiego, jak Wy.
Dziękuję, że we mnie uwierzyliście.
Ta książka nie powstałaby, gdyby nie pomoc wielu fantastycznych ludzi.
Podziękowania z ogromną wdzięcznością kieruję do mojej redaktorki - Magdaleny.
Za to, że zachwyciła się tym światem i dała mu szansę, by zaistnieć. Z ogromną energią zajmowała się edycją, redakcją, składem i pomagała mi praktycznie na każdym stopniu tej drogi.
A co najważniejsze – przez miesiące intensywnej pracy, cały czas mnie wspierała i wierzyła, że ta historia jest warta wysłuchania.
Dziękuję również Izabeli, mojej korektorce, która w ekspresowym czasie musiała wykonać swoją robotę, wyłapując każdy najmniejszy błąd, aby nie zaburzył rytmu mechanicznego uniwersum.
Można powiedzieć, że dziewczyny we dwie były całym moim sztabem wydawniczym. I najlepszym, jaki tylko mogłam sobie wymarzyć.
Ale nie tylko one przyczyniły się do publikacji tej książki.
W moim życiu jest garstka osób, którym chciałabym szczególnie podziękować. Wspierali mnie, od kiedy tylko pamiętam. Wśród setek głosów pełnych wątpliwości, oni wierzyli w moje szalone marzenia i plany. Może czasami byli sceptyczni, ale zawsze pozwalali mi marzyć i sięgać gwiazd.
Codziennym wsparciem i małymi gestami przypominali mi, że warto próbować. I wierzyli we mnie nawet wtedy, gdy ja nie miałam już na to siły.
Więc też specjalne podziękowania dla wszystkich moich przyjaciół i bliskich, którzy nigdy nie zwątpili w moje marzenia.
Dziękuję Wam, że ta książka miała okazję zaistnieć.
KamiruTo była najbardziej niesamowita przeprawa w moim życiu.
Wydanie tej książki jest dla mnie dosłownie niczym lot w kosmos. Jest to zrealizowanie marzenia, które było ze mną od zawsze. Po długich latach pisania dla siebie, w końcu mogę sprawić, że ktoś to przeczyta.
Dlatego dziękuję, Podróżniku, że sięgasz po tę historię i decydujesz się wkroczyć do Zaginionego Uniwersum. Cały ten świat przeszedł długą drogę, by znaleźć się w Twoich rękach. A jednocześnie – to właśnie dzięki Tobie ma on możliwość zaistnieć.
Mam nadzieję, że Cię zachwyci i pozwoli, chociaż na chwilę, oderwać się od codziennej rzeczywistości. Może akurat w tej historii odnajdziesz to, czego szukasz?
Wolność, odpoczynek, zrozumienie?
Notatki zaginionego boga to tylko pierwszy krok na długiej drodze, która nas czeka. Mam nadzieję, że przebędziemy ją razem, Podróżniku.Wszechświat jest jak zębatki dobrze zrobionego zegarka kieszonkowego – jedna zasila kolejną, ta zaś jeszcze kolejną i następną. Każde wgłębienie, każda wypustka, każdy otwór i każda zębatka tego mechanizmu mają swój cel. Gdyby zabrać najmniejszą część, to wszystko by runęło. Kosmos, niczym najbardziej skrupulatny zegarmistrz, zadbał o to, by każdy element był na swoim miejscu, by wszystko żyło w harmonii. Niczym wytrawny konstruktor zaplanował działanie wszystkich trybików miliony lat do przodu, by nic nie zaburzyło ustalonego porządku.
Udało się…
Wszechświat działa. I teraz problemy żyjących w nim istot wydają się nieistotne.
Niewarte jego uwagi.
Mieszkańcy Luggerfell mawiają, że cywilizacja nie mogłaby istnieć, gdyby nie kółka zębate i mechanizmy parowe. Niektórzy, słysząc to stwierdzenie, wybuchliby zapewne gromkim śmiechem i wycierając łzę rozbawienia, stwierdziliby, że gdyby nie para, to zostałoby stworzone coś innego, może nawet lepszego. To ten typ ludzi, co przychodzi na wieczorki poetyckie, by niskim, grobowym głosem wygłaszać przemówienia o utopijnym świecie przyszłości. Perorują oni o tym, ile można by zyskać, wykorzystując energię pioruna, wiatru czy nawet słońca zamiast pary.
Inni pewnie zastanowiliby się nad tym dłużej. Wyjrzeliby przez okno albo rozejrzeliby się po pokoju. Może ich wzrok padłby na zegarek, ukryty w kieszeni, zawieszony na końcu złotego łańcuszka napotkanej przypadkiem osoby? Może spojrzeliby na jakiś pojazd, sunący po ulicy ruchem wężowym? Którego kierowca, jak i cała aparatura byliby ukryci pod grubą warstwą miedzi i brązu, a tylko wylatujący dym świadczyłby o tym, jak napędzane jest urządzenie. A może ktoś wróciłby do domu z refleksją o fundamentalnym znaczeniu pary? Patrzyłby na zębatki obracające się przy przycisku do drzwi, informujące, że po drugiej stronie rozbrzmiał właśnie wesoły dzwoneczek. Gdyby odpowiedziała mu cisza – może dzieci grają w karty pod szkołą, a żona wybrała się na spotkanie z przyjaciółkami – wyciągnąłby z ukrytej w marynarce kieszeni klucz, starannie rzeźbiony przez miejscowego ślusarza, a jego szczęk w zamku poprzedziłoby kilkusekundowe obracanie się kół mechanizmu…
Zgodziłby się…
Praktycznie każdy mieszkaniec Luggerfell musiałby finalnie przyznać, że świat bez zębatek i pary byłby niemożliwy. W końcu na czymś cały mechanizm musi się opierać. Nawet najpotężniejsza magia nie zasili wszystkich urządzeń na planecie. Może wystarczyłaby dla mniej rozwiniętych kultur, uwięzionych w czasach średnich lub prymitywnych planet drugiego rzędu.
Któż to w stolicy by pamiętał o miejscach, gdzie nawet nie rozwinęła się technologia?
Któż to troszczy się o te części uniwersum, gdzie mieszkańcy nie są w stanie bronić swojej kultury i indywidualności?
Czy ktokolwiek z Luggerfell by się przejął porwaniem niewinnego dziecka od swojej rodziny, wytresowaniem go na niewolnika albo uczynieniem z niego dodatku do bogatego wystroju sali balowej?
No właśnie…
Nikt się tym nie przejmuje…
Od kółek zębatych wszystko się zaczyna i na kółkach zębatych wszystko się kończy. Jak we wszechświecie, który sam jest sobie początkiem i końcem, perfekcyjnie stworzonym zegarem, który działa, bo wszystkie przekładnie są na swoim miejscu.
Zegarem świata.
Idealnym urządzeniem do czasu, aż wrzucony do niego intruz zmieni na zawsze bieg historii, a doskonały twór zamieni na kolejną, skomplikowaną konstrukcję.
W końcu każdy mechanizm ma swoje słabsze strony.
Szklane pozytywki są zbyt delikatne.
Współczesne automaty nieporęczne i skomplikowane.
A wszechświat… dla równowagi potrzebuje zarówno dobra, jak i zła.
I tak…
Coś złego działo się w Rainstorm – mieście na planecie Eatherra – którego nazwa tego wieczoru wydawała się bardziej adekwatna niż kiedykolwiek.
Czarne chmury całkowicie skryły nieśmiałe promienie księżyca, pozostawiając okolicę w przerażającym cieniu. Gromy grzmiały z siłą, która wprawiała w drżenie szkło i powodowała, że dzieci kuliły się grupowo w kątach swoich legowisk. Raz po raz otoczenie rozświetlał piorun, dając chwilowe wrażenie zawłaszczonego dnia, ale zaraz złudzenie to znikało, jak zawstydzone cienie w konfrontacji z mrokiem. Nawet złodzieje, oszuści i pedofile pozostali tej nocy w swoich norach, jeszcze bardziej pogłębiając wrażenie nawiedzonego miasta.
Coś złego działo się pod murami starego kościoła. Był już od dawna zamknięty, aby ustrzec się przed wizytą bezdomnych szukających na noc schronienia. Jednak znalazł się ktoś, kto wpuścił tajemniczą grupę, gdy ta zapukała do tylnych drzwi.
Stało tam dziewięć postaci, wszystkie ubrane w ciemne, długie płaszcze, z kapturami zarzuconymi na trupio blade twarze. Woda przemoczyła ich do cna, ale żaden z osobników nie wydawał się tego dostrzegać. Stali w milczeniu, bez ruchu, jakby nie odczuwając zimna i deszczu.
Przerażony młody mnich zadrżał. Główny kapłan osobiście wydał mu polecenia, jak ma postępować, wciąż jednak nie miał pojęcia, na co powinien być przygotowany. Pociągnął za żeliwne koło, otwierając drzwi przed przybyszami. Z niepokojem patrzył, jak dostojnym krokiem wchodzą do środka, praktycznie sunąc w powietrzu. I nie przeszkadzały im też ani szaty, tak mokre, że aż kleiły się do ich ciał, ani kałuże wody, które po sobie zostawiali.
Na końcu zostały dwie istoty poruszające się wolniej i mniej nobliwie. Powodem tego była drewniana skrzynia, którą niosły między sobą. Pokaźnych rozmiarów kufer musiał nieco ważyć. Młody mnich na oko stwierdził, że sam bez problemu by się do takiego zmieścił, a gdyby się postarać, weszłaby tam nawet dorosła osoba, o ile byłaby w miarę szczupła, niezbyt wysoka i miała maksymalnie, dwie pary rąk i nóg.
Gdy dwie zakapturzone postacie minęły młodzieńca, ten niepewnie wyjrzał zza drzwi, by dokładniej przyjrzeć się skrzyni. Miała dziurkę od klucza, ale i tak ktoś zamknął ją dodatkowo na solidną, mosiężną kłódkę.
Ledwo zdusił krzyk przerażenia, gdy kufer się zatrząsnął, a pokrywa lekko uniosła. To była sekunda, może spowodowana hukiem na zewnątrz, może uderzeniem błyskawicy, ale był pewny, że wewnątrz skrzyni coś się poruszyło.
– Chłopcze…
Usłyszał nad sobą i poczuł ciężką dłoń na ramieniu. Zmroziło go. Uniósł głowę, by spojrzeć w twarz tajemniczej postaci, ale ta niknęła w cieniu.
Mówca kontynuował:
– Jest już późno, powinieneś iść spać. Chłopcy w twoim wieku są dość podatni na sugestie. Chyba nie chciałbyś zobaczyć czegoś, czego nie powinieneś? – oznajmił niski głos, dobiegający jakby z pustki.
To nie była przyjacielska rada.
To było ostrzeżenie.
Chłopiec zadrżał, czując, jak jego serce zamiera. Sparaliżowany ze strachu, nawet nie miał odwagi by spojrzeć na twarz skrytą pod kapturem. W końcu posłusznie przytaknął.
Poszli w stronę części mieszkalnej, zatrzymując się między kręconymi schodami prowadzącymi na górę a ciężkimi, dębowymi drzwiami. Poczekali, aż chłopiec zniknie w swoim dormitorium. W tym czasie jeden z mężczyzn wsunął dłoń pod płaszcz. Pomiędzy mokrymi fałdami materiału wymacał ledwo widoczną kieszonkę, do której wciśnięty był klucz.
Niemalże równocześnie dało się słyszeć chrzęst zamka i uderzenie w spód wieka skrzyni oraz ciche klikanie poruszających się zębatek. Po chwili rozległ się i jęk, któremu wtórowało skrzypnięcie zawiasów i ciche zawodzenie wiatru, gdy otworzyli przejście.
Kufer został przekazany dwóm następnym postaciom, które zniosły go kolejnymi schodami, tym razem prowadzącymi na dół. Mężczyzna przepuścił pozostałych, po czym zamknął za nimi drzwi i delikatnie przejechał palcami, najpierw po suchym drewnie, a potem po metalowych zawiasach. Nie wiedział jeszcze, czego ma oczekiwać, ale wolał się upewnić, że cokolwiek nastanie, wyjście pozostanie zamknięte – zarówno dla ludzi, jak i dla dźwięków.
Wąskie ściany odbijały każdy krok oraz coraz częstsze i bardziej desperackie uderzenia w wieko skrzyni. Cokolwiek było w środku, chciało się wydostać.
U podnóża schodów znajdowała się sala. Wszyscy wiedzieli, jak będzie ona wyglądać, ale i tak się zatrzymali, by chwilą ciszy oddać hołd jej pięknu. Prosty kamień służył tu za ściany i podłogę, sprawiając, że wszystko tonęło w szarości. Światło dawała jedynie lampa zawieszona u sufitu. Z daleka mogłaby zostać uznana za naftową. Padające od niej światło było zbyt jasne i agresywne, by w środku mógł być prawdziwy ogień.
Komnata była prawie pusta, czym tylko potęgowała wrażenie niepokoju i ciszy. W kątach poustawiano ciężkie, mosiężne świeczniki, starannie zdobione skomplikowanymi symbolami wyrytymi na całej ich długości. Tajemnicze znaki w trudny do określenia sposób wydawały się łączyć z płótnami zawieszonymi na ścianach. Każde z płócien było w innym kolorze, ale przedstawiało ten sam wzór – ze środka koła wydostawała się plątanina niepokojących macek. Jedna z nich chwytała się granic malowidła, wykraczając poza jego ramy, jakby wiedziała, że dalej jest coś, do czego można sięgnąć.
Coś, co można zniszczyć.
Najważniejszy element komnaty znajdował się na środku – kamienny ołtarz, stworzony z jednego, idealnie oszlifowanego kawałka granitu. Każdy jego bok był lśniący i gładki, tylko na górze widać było bruzdy i zadrapania. Miejscami dało się też dostrzec czerwone plamy, na dowód poświęcenia, z jakim został wykonany. Do ołtarza prowadził krwisty dywan, ciągnący się już od wejścia.
Na kamiennej posadzce dookoła wyrysowane były symbole. Okrąg wielkości całego pomieszczenia miał w sobie trzy pomniejsze okręgi i kilkanaście skomplikowanych figur oraz napisów. Z bliska wydawało się to plątaniną przypadkowych wzorów, ale gdy spojrzało się z daleka… z bardzo, bardzo daleka – można było zobaczyć w tym coś więcej:
Skrzynię postawiono przy wejściu, na samym początku dywanu. Drewno coraz częściej wydawało błagania w postaci huków i skrzypienia, ale głos wciąż był przytłumiony.
Główny kapłan stanął przed swoimi ludźmi i wyciągnął ręce spod płaszcza. Jego skóra była szara i nienaturalnie naciągnięta na wystające kości przesadnie długich palców. Zupełnie jakby naturze zostało za dużo kości oraz za mało skóry i w panice próbowała to jakoś połączyć. Palce zgięły się, a spod mokrego kaptura dało się słyszeć kilka cichych i niewyraźnych słów, które niczym długa nić dźwięków wypłynęły z ust przybysza i rozniosły się wibracjami po całym pokoju.
Wszyscy jakby zadrżeli i nawet skrzynia przestała się poruszać. Wiszące przy suficie lampy zgasły, a świeczki rozbłysły prawdziwym ogniem. Woda wyparowała z szat i podłogi, nadając wszystkiemu sakralnego charakteru. Kilka osób oblizało suche wargi albo przełknęło ślinę w zaschniętych gardłach.
– Już czas… – szepnął szaroskóry mężczyzna, by po chwili zająć swoje miejsce za kamiennym stołem.
Niska, zgarbiona postać zbliżyła się do niego, wyciągając spod płaszcza drewniane pudełko. Uklękła obok i zamarła z nisko spuszczoną głową oraz z tajemniczym przedmiotem w wyciągniętych rękach.
Trójka kolejnych wybrańców spojrzała po sobie i kiwnęła głowami. Ciężko wyobrazić sobie, co działo się teraz w ich myślach, gdy powtórzyli ten ruch w kierunku pozostałych członków grupy i wyszli naprzeciw. Elekci uklękli przed swoim przywódcą, nim zajęli miejsca w trzech kręgach otaczających stół.
Skrzynia znowu zaczęła drżeć i huczeć od uderzeń, niczym rozbudzone dzikie zwierzę.
Coś złego działo się w środku.
– Zacznijmy rytuał. – Głos przywódcy był niski i głęboki, podekscytowany i opanowany, oczekujący na to, co zaraz się wydarzy.
Nie… Gotowy na to, co się wydarzy. Nawet jeżeli nie wiedział, co to dokładnie będzie.
Kiwnął głową. W pomieszczeniu nagle zrobiło się duszno. Jedna z czwórki pozostałych zakapturzonych istot sięgnęła do kołnierza i wyciągnęła zza niego ukryty na łańcuszku klucz. Pochyliła się nad wiekiem skrzyni i otworzyła kłódkę. Mechanizm zazgrzytał cicho. Dwaj inni członkowie zgromadzenia chwycili dolną część kufra i gwałtownym szarpnięciem wyrzucili jego zawartość na ziemię.
Niespokojnie rzucające się w środku stworzenie wypadło ze swojego więzienia i potoczyło się po dywanie. W pierwszej chwili było tylko kupką szat skulonych w obcym miejscu. W kolejnej poderwało głowę i zaczęło się rozglądać w panice.
Niczym wystraszone zwierzę – przemknęła myśl gdzieś po katedrze.
Dziewięć zakapturzonych postaci. Jedna za stołem ofiarnym, druga tuż obok niej, unosząca w ceremonialnym geście drewniane pudełko, trzy w narysowanych na ziemi kręgach, pozostałe cztery stojące z tyłu, obserwujące w ciszy wystraszoną istotę między nimi – słabą i bezbronną, niemal tonącą w przerastającym ją rozmiarem płaszczu. Ręce miała związane za plecami, a nogi całe ciemne od brudu i unieruchomione w kostkach.
Człowiek.
Obrzydliwość.
Taka słaba rasa, pozbawiona jakichkolwiek specjalnych zdolności. Powolna, nieporadna, niska, a jednak przekonana o swojej wyższości nad całym światem. Teraz jej przedstawiciel rozglądał się w panice po pomieszczeniu i drżał. Oddech miał szybki i nierówny, oczy zaszklone, a policzki intensywnie zarumienione. Żałosny widok – nawet jak na ludzką dziewczynę. Twarz miała przybrudzoną ziemią, a krótkie włosy były w całkowitym nieładzie. Każdy kosmyk sterczał w inną stronę jak po porażeniu prądem. Na czole widniał czerwony ślad po uderzeniu.
Dziewczyna wydawała się taka bezbronna. Taka… żałosna. Jedna z postaci podeszła do niej. Zdjęła sznur z jej nóg, by umożliwić jej chodzenie, i oswobodziła ręce, by mogli ją wygodnie położyć na stole ofiarnym. Zakapturzony stwór chwycił ramię dziewczyny, skryte pod zbyt dużym płaszczem, i szarpnął w górę.
Ludzie są prości. Strach ich paraliżuje. Strach sprawia, że nie są zdolni do czegokolwiek. Strach powoduje, że przestają myśleć.
Mają za to moc silniejszą niż strach.
Wolę przetrwania…
W słabym człowieczku obudziła się dawno utracona chęć życia. Drżące nogi odzyskały władzę. Dziewczyna odskoczyła, wyrywając się z objęć, które oplatały całą jej rękę, i tylko płaszcz został w garści tajemniczej postaci.
Teraz, gdy stała w centrum wydarzeń, wydawała się jeszcze mniejsza. Skromne i krótkie ubrania miała podarte. Jej spodnie powinny sięgać kolan, ale już dawno się spruły i odsłaniały blade uda. Koszulka nie miała rękawów, pozostały po nich tylko wyraźne strzępy. Ocalała część ubrania była jednocześnie za duża i za krótka, przez co wyglądała jeszcze bardziej pokracznie, niemal groteskowo.
Krucha, drobna, przerażona, prawie naga, drżąca z zimna i strachu z trudem stała na nogach, ale jej spojrzenie było pełne determinacji. Bo to wszystko, co jej pozostało.
Postać znów wyciągnęła rękę w jej stronę. Skóra tego osobnika nie była szarawa, a zielonkawa, prawie przezroczysta.
– Nie! – Rozpaczliwy krzyk odbił się echem od ścian, przypominając teraz pełen drwiny śmiech.
Rzuciła się do przodu, wpadając na jednego z członków ceremonii, prawie przewracając go na ziemię. Zachwiał się, jednak pozostał na nogach, wsparty o ukryty pod szatami ogon. Nienaturalnie przechylił się do tyłu, przecząc tym samym jakimkolwiek prawom grawitacji.
Dziewczyna cofnęła się i zaczęła nerwowo rozglądać się wokół. Spojrzenia ukryte pod kapturami ją przytłaczały, paraliżowały. Dawno jej serce nie biło tak szybko, nawet po kradzieży butelki wina od starego Hopkinsa, który rzucał w nią krzesłami, gdy próbowała uciekać.
Wtedy się bała.
Teraz była przerażona.
Próbowała ukryć to za gniewnym spojrzeniem, ale za nic nie mogła powstrzymać drżenia rąk, gdy dziewięć podejrzanych postaci obserwowało ją z dystansu. Nawet nie próbowali do niej podejść. Jakby przekonani o swojej wygranej, sycili się strachem słabszej istoty. Patrzyli na nią niczym na zagubione zwierzątko, które próbowało uciec z zamkniętej klatki.
Ona rozglądała się z coraz większą paniką. Widać było, mimo bojowej postawy, jak jej oczy raz po raz skaczą po ścianach, coraz bardziej desperacko szukając wyjścia. Jakiegokolwiek innego wyjścia niż to, przed którym stała czwórka zakapturzonych istot.
Więc cóż jej pozostało? Błagać? Paść na kolana i łudzić się, że po wsadzeniu jej do skrzyni, przewiezieniu i przygotowaniu jakiegoś przerażającego rytuału nagle zmienią zdanie?
Przypomniała sobie, jak kiedyś w przeszłości z innymi dzieciakami złożyli mysz w ofierze, bo ktoś powiedział im, że tak można spowodować, by spadł deszcz. Mysz też wtedy piszczała. Ona nie zamierzała piszczeć. Zacisnęła pięści i zęby, aż poczuła ból w szczęce. Poza tym… dzieciaki z Eatherry nie błagają.
Rzuciła się do drzwi. Może się przedrze, może będą otwarte. Może, w najgorszym wypadku, uda jej się zdobyć broń. Kilka szybkich myśli przedarło się przez jej głowę, gdy biegła wprost na zakapturzoną postać. Jej nagie stopy uderzały z plaskiem o kamienną posadzkę.
Trzy metry.
Na czole poczuła kroplę potu.
Dwa metry.
Wychyliła bark, by zderzyć się z przeciwnikiem.
Metr.
W pierwszej chwili, gdy poczuła szarpnięcie, a jej nogi straciły kontakt z podłogą, nie wiedziała co się dzieje. Jej oczy powoli się rozszerzały. Widziała tylko ramię postaci przed sobą, ale to wystarczyło, by poczuła, jak jej wnętrzności się zaciskają. Ramię było przeraźliwie chude, całkowicie czarne i długie. Spuszczone wzdłuż tułowia zapewne sięgałoby do samej ziemi. Teraz mogło utrzymać dziewczynę na odległość prawie dwóch metrów od drzwi.
– Puszczaj! – krzyknęła.
Odzyskawszy oddech, zaczęła walczyć. Chwyciła rękę stwora, łudząc się, że da radę wyrwać koszulkę z pajęczakowatego uścisku. Jedyne, co poczuła, to krótkie, ostre jak szczecina włosy, wbijające się we wnętrze jej dłoni. Wiła się i kopała nogami w powietrzu. Prawie tak, jakby faktycznie wierzyła, że się uwolni.
Rzucono ją na ziemię. Dokładnie w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała, tuż obok skrzyni. Teraz nie pozwolono jej się wyrwać. Prawe ramię ugrzęzło w masywnym kamiennym uścisku. Na lewym poczuła coś lodowatego i oślizgłego. Nie dali jej szans. Z łatwością postawili dziewczynę na nogi. Stwór, który nią rzucił, stanął z tyłu. Dwie swoje ręce oparł na ramionach człowieka, dwie na talii i kolejne dwie na biodrach, całkowicie unieruchamiając rzucającą się ofiarę. Gdy stała tak blisko, mogli z tym większą satysfakcją patrzeć na nią z góry.
Jak na ludzką dziewczynę była całkiem wysoka, ale przy nich wydawała się filigranowa. Cała się trzęsła ze strachu i zimna. Na nagim ciele czuła dreszcze z wysiłku mięśni, ale i tak próbowała się rzucać. Próbowała się wyrwać, gryząc i kopiąc, ale uwięziona w potrzasku, ledwo mogła się poruszyć.
– Bracia! – Tubalny głos na chwilę zdusił próby protestu.
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na głównego kapłana, wciąż stojącego za kamiennym ołtarzem. Uniósł ręce w górę, a rękawy szaty opadły, odsłaniając szarą skórę naciągniętą na długie, ostre kości. Rozchylone palce były na tyle długie, że bez problemu mogłyby objąć głowę dorosłego człowieka.
– Przygotujcie się! – rzekł prowadzący ceremonię. – Jesteście świadkami wiekopomnej chwili! Dzisiaj! Tutaj! Kończymy z obecną erą, wchodzimy w przyszłość! I to my jesteśmy prekursorami, którzy do tego doprowadzą!
Głos kapłana odbijał się echem od ścian, sprawiając, że komnata wydawała się lekko drżeć. Jego twarz wciąż skrywał cień, ale spod kaptura widać było przenikające je szaleństwo. Gdy znowu się odezwał, szept był ostry, prawie wbijał się pod skórę, by zostawić tam nieprzyjemne wrażenie chłodu.
– Zaczynajmy! – zakończył przemowę.
Komnatę wypełniły delikatne pomruki. Postacie ustawione w mniejszych okręgach zaczęły mamrotać. Ich słowa były zbyt zmieszane i ciche, by można było je zrozumieć, ale dało się je poczuć. Wypełniały pomieszczenie nieprzyjemnym drżeniem i tajemniczym ciepłem.
– Zostawcie! – krzyczała dziewczyna, próbując uwolnić jakąkolwiek część swojego ciała. Poczuła pieczenie oczu, ale nie pozwoliła sobie na płacz. – Pieprzeni odmieńcy! Zasrani kosmici! To wy to zrobiliście mojej planecie! Walcie się! Obyście zdechli w kosmicznej pustce! Oby was wszystkich zeżarły kosmiczne robale! – wrzeszczała coraz głośniej, szarpiąc się.
Człowiek powiedziałby, że to dowód siły. Humanoid nazwałby to ostatnim krzykiem desperacji. W oczach dziewczyny była to po prostu walka o życie.
Pokój drżał coraz bardziej. Zawiał lekki wiatr. Moc sprzężona w pomieszczeniu zaczęła rozmazywać obrazy. Na szczęście nikt nie musiał widzieć nic więcej poza czerwonym dywanem.
Poszli do przodu. Członek zgromadzenia o uchwycie twardym jak kamień, jego towarzysz, z dłonią zieloną, obślizgłą i pokrytą łuskami, a między nimi żałosny, słaby człowieczek, przytrzymywany dodatkowo za ramiona, talię i biodra. Nie musieli jej nawet szarpać. Gdy próbowała się zatrzymać, unosili ją nad ziemię. Wystarczyło, by końce palców dziewczyny sięgały dywanu. Bo co jej pozostało?
Mistrz ceremonii za granitowym stołem mówił słowa głośno i wyraźnie, z rękoma wzniesionymi do góry. Robiło się coraz goręcej, wiatr się wzmagał. Podrywał sterczące kosmyki włosów człowieka i rozwiewał majestatyczne szaty wszystkich pozostałych. Głosy modlitwy robiły się coraz głośniejsze. Prawie zagłuszały krzyki dziewczyny, jakby znowu ktoś ją zamknął w skrzyni.
Gdy dotarli do stołu, nie widziała już nic. Kręciło jej się w głowie, wszystko falowało, było niewyraźne. Wciąż szaleńczo próbowała się wyszarpać, desperacko walcząc o życie. Nie chciała się poddawać, chociaż gdzieś w głębi duszy wiedziała, że to już jest koniec.
Uwolnili jej ramiona, ale to już nie miało znaczenia. Długie, czarne ręce uniosły ją jak szmacianą lalkę i położyły plecami na zimnym, kamiennym blacie.
Jej ostatecznym przeznaczeniu.
Widzieli, jak jej usta się poruszają, jak rzuca się panicznie, próbuje wyrwać ręce, które przywiązali do stołu, kopie nogami, których kostki już były unieruchomione, ale nie słyszeli słów.
Cisza jeszcze nigdy nie była tak boleśnie głośna. Ktoś wyłączył dźwięki świata, zostawił tylko słowa modlitwy.
Istota klęcząca przy mistrzu ceremonii wstała z kolan i stanęła za nim. Wyprostowała złożone pod płaszczem nogi i ręce, wyciągnęła tułów spod brody, wysunęła szczęki i spojrzała w górę. Teraz była wyższa o głowę od głównego kapłana, a pudełko, które trzymała, niemalże sięgało sufitu.
Modlitwy przybierały na sile, budziły jakąś dziwną energię. Magię, która sprawiała, że kamienie drżały. Nagle… kawałek ściany odpadł, ale… zatrzymał się metr niżej i ponownie scalił się z resztą.
Trzy postacie stojące w okręgach wzniosły głowy do sufitu. Nikt nie wie, co się działo w ich umysłach, gdy w jednej chwili skończyły modlitwę. W kolejnej znikły, a należące do nich szaty opadły bezwiednie na ziemię.
Huk wstrząsnął pomieszczeniem, fala uderzeniowa rozeszła się od ścian w stronę środka okręgu. Pod wpływem mocy pozostała szóstka stojąca przy granitowym ołtarzu zachwiała się i niemal padła na ziemię.
Wszyscy spojrzeli w sufit.
Wypełniał go ocean.
Niebieska, falująca masa przysłoniła całe sklepienie. Lekko lśniła i błyszczała, a jej odcień przywodził na myśl najpiękniejszą z wód, jaką ktokolwiek z nich widział. Drewniana szkatułka dotknęła mazi, której łagodne fale skupiły się na tym jednym punkcie, dążąc do niego z każdego kąta komnaty.
– To działa… – szepnął mistrz ceremonii.
Wiedział, że nikt go nie usłyszy, ale to nie miało już znaczenia. Nic nie miało znaczenia. Nie teraz.
Zamilkł w nerwowym oczekiwaniu. Było mu gorąco i duszno, poczuł, że nie może oddychać, ale patrzył w górę. Sufit zatrząsnął się i wygiął, napierany z drugiej strony. Wszystko potem było ułamkiem chwili.
Pamiętali, że zobaczyli światło, zgromadzone w postaci kuli energii, która wpadła do komnaty jak sunąca po niebie kometa. Latała nieporadnie we wszystkich kierunkach, obijając się o granice okręgu wyrysowanego na ziemi. Wielokolorowe i zmienne światło mieniło się, jakby patrzyli na kalejdoskop. Mistrz ceremonii otworzył pudełko i chwycił za złotą rękojeść sztyletu. W zielonym ostrzu zobaczył swoją twarz. Uśmiechnął się do odbicia, nim uniósł broń nad szamoczącą się dziewczynę. Teraz jej krzyk był aż nazbyt wyraźny.
Opuścił ostrze.
Krzyk ucichł.
BESTSELLERY
- Wydawnictwo: RebisFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionOszałamiający rozmachem chiński bestseller, który stał się wydawniczym fenomenem w USA. NAGRODA HUGO DLA NAJLEPSZEJ POWIEŚCI 2015 R. „Imponująca rozmachem ucieczka od rzeczywistości. Dała mi odpowiednią ...EBOOK
27,93 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: MAGFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionW obliczu zbliżającej się nieuchronnie międzygalaktycznej wojny na planetę Hyperion przybywa siedmioro pielgrzymów: Kapłan, Żołnierz, Uczony, Poeta, Kapitan, Detektyw i Konsul. Mają za zadanie dotrzeć do mitycznych grobowców, by ...EBOOK
33,60 zł 42,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
26,24 zł 34,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: RebisFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionOszałamiający rozmachem chiński bestseller, który stał się wydawniczym fenomenem w USA. KSIĄŻKA LAUREATA NAGRODY HUGO. Imponująca rozmachem ucieczka od rzeczywistości. Dała mi odpowiednią perspektywę w zmaganiach z ...EBOOK
31,43 zł 44,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: MAGFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionKultowa trylogia Gibsona, zapoczątkowana „Neuromancerem”, za którego autor otrzymał najważniejsze nagrody światowej fantastyki: nagrodę im. Philipa K. Dicka, Hugo i Nebulę. Pierwsze wydanie zbiorcze. Neuromancer Case, jeden z ...EBOOK
47,20 zł 59,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.