Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nowa Rzeczywistość. Nowy Ruch - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nowa Rzeczywistość. Nowy Ruch - ebook

Przed Wami historia o relacjach, której tłem są mroczne tajemnice nowej rzeczywistości! Wracamy do Nowogłosu kiedy totalitarny rząd wprowadza na rynek obowiązkową szczepionkę niewiadomego składu. Wanda i jej przyjaciele chcą umknąć przed przed jej przyjęciem, a przy okazji odkrywają, że Pro Pio może być śmiercionośną trucizną. Co wspólnego ma z tym niedoszła rodzina Hanny? Czy tajemniczy "rządowy" okaże się ich wrogiem, czy pomoże w ratowaniu banitów? Czy Matylda odnajdzie swojego ukochanego Michała Koniecowa? Czy w strasznych realiach 2035 roku znajdzie się miejsce na przyjaźń, miłość i zaufanie? Tyle pytań... Sprawdź ile odpowiedzi.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788396668707
Rozmiar pliku: 909 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

- I to według ciebie jest mała kolejka? Przecież tylko patrzeć jak będą tu Eski, żeby rozgonić ten tłum…

- Wanda, przecież to Eski ogłaszały, że dzisiaj będzie tu można dostać pierwszą dawkę nowej szczepionki, nikogo nie rozgonią- odparł Cezary, otulając dziewczynę ramieniem i prowadząc ją bliżej kilkudzięcioosobowego korowodu, który zaczął tworzyć się przy wejściu do dawnego domu handlowego.

- Wiesz w ogóle coś więcej o tej szczepionce?

- No jasne- prychnął Czarek.- Jak zwykle najlepsza, krajowej produkcji, innowacyjna i chroniąca przed wszystkimi na ten moment odkrytymi mutacjami wirusa. Trzy dawki i jesteś zdrowa, może nawet wypuszczą cię za granicę, jak je przyjmiesz. Nic, tylko się szczepić, co?

- Myślisz, że ktokolwiek z tych ludzi w ogóle w to wierzy?- zapytała Wanda, obserwując zebranych wokół budynku.

- Przede wszystkim nawet jeśli, to jestem pewien, że żaden z nich jej dzisiaj nie dostanie. To znaczy, na pewno nie nikt przypadkowy.

Para doskonale wiedziała, że nowa szczepionka Pro Pio to jedynie odpowiedź rządu na głos społeczeństwa. Domagał się on nowego leku, który uwolni je z kajdanów, w które zakuł go rząd wraz z wycofaniem z rynku wszystkich ogólnoświatowych antidotów na wirusa. Utrzymywano, że szczepionki podawane na całym świecie to jedynie placebo, które ma na celu uspokoić ludzi, a przy okazji zasilić konta międzynarodowych koncernów farmaceutycznych. Rząd regularnie odwoływał się do historii z pierwszych lat epidemii, gdy po pierwszych falach większość świata zaszczepiła się preparatami, które okazały się niewystarczająco dobre do walki ze wszystkimi odmianami wirusa. Gdy w połowie lat dwudziestych pojawiły się nowe rodzaje wakcyny, kraj odstąpił od ich przyjęcia, opracowując swoje własne medykamenty, mające działać w stu procentach. Niestety tak się nie stało. Pojawiały się więc kolejne, a ludzie w ten lub inny sposób byli zmuszani do ich przyjęcia. Początkowo były to absurdalne loterie szczepionkowe, w których można było wygrać nagrody rzeczowe, później każdy zaszczepiony otrzymywał szereg udogodnień bardzo potrzebnych w nowym ustroju.

Gdy zaś ów ustrój zapanował na dobre, obywatele nie mieli już wyboru- byli zmuszeni do przyjmowania coraz to nowych specyfików, stając się tym samym królikami doświadczalnymi. Mało kto wierzył w dawne historie o wstrzykiwaniu podejrzanych czipów lub nadajników, nikogo też nie pytano o poglądy i przekonania- niezależnie od nich każda osoba w kraju miała dać się zaszczepić. Czasami dotyczyło to tylko dorosłych, czasami także dzieci. Karą za nieprzyjęcie szczepionki lub stawianie oporu była wysoka grzywna, a nawet pozbawienie wolności, to jest wysłanie do specjalnej kolonii karnej dla antyrządowców, co praktycznie równało się z wtrąceniem do więzienia o zaostrzonym rygorze, z której większość ludzi nigdy nie powróciła.

- Szczepionkę dzisiaj mogą przyjąć jedynie seniorzy bądź osoby ze specjalnym wpisem w Panelu Aktywności- mówiła przez megafon kobieta w lekarskim kitlu, stojąca w drzwiach, przy których ustawiła się kolejka.- By taki zapis uzyskać należy zgłosić się do jednego z lekarzy w dowolnej Państwowej Przychodni Wirusowej. W wypadku mieszkańców Nowogłosu rekomendujemy tę przy Placu Nowej Konstytucji.

- Niby dowolnej, a jednak tej, w której przyjmują tylko prywatnie…- mruknął sędziwy jegomość stojący obok dziewczyny.

Gdy zorientował się, że ktoś obok niego stoi, aż odskoczył i skierował głowę w drugą stronę, zapewne bojąc się, że Wanda może zechcieć na niego donieść.

- … Jeśli jest tu ktoś spoza tych grup, ma natychmiast opuścić to miejsce, w innym razie będzie uznany za uczestnika nielegalnego zgromadzenia- dokończyła kobieta, po czym zniknęła za drzwiami budynku.

- Idziemy?- zapytał Czarek.- Nie ma sensu szukać kłopotów.

- Chyba nawet moja legitymacja prasowa niewiele da… Może zajdziemy do Zuzy? Powinna być u siebie- zaproponowała Wanda, a chłopak zaczął kierować ją na tyły budynku.

Nie było to po drodze do mieszkania przyjaciółki.

Za budynkiem handlowca nie było nikogo. Stało tam kilka drogich samochodów, które poza numerami rejestracyjnymi miały także oznaczenie, że należą do osób działających na rzecz państwa- zapewne należały lekarzy i organizatorów szczepienia. Była też jedna furgonetka oraz chłodnia, zapewne przewożąca szczepionki do tego punktu.

- Jedna mała naklejka, a żaden patrol i kontrole żadnych służb ci niestraszna- powiedział Cezary wskazując na emblemat przy tablicach samochodów.

Był to prosty kontur granic kraju z koroną w środku, która stanowiła symbol rządzącej obecnie partii.

- Jestem pewna, że kiedyś próbowałeś taką zdobyć- zagadnęła szeptem dziewczyna, mając nadzieję, że nikt nie podsłuchuje tej rozmowy.

- No coś ty- odparł Czarek, a w jego głosie można było wyłapać nutę pogardy.- Nigdy nie przykleiłbym sobie czegoś takiego na swoim jeepie. Na twoim beetelku też nie- dodał pośpiesznie.

Zrobili jeszcze kilka kroków, a przed nimi, zupełnie niespodziewanie pojawił się wysoki mężczyzna, który musiał wysiąść z rządowej furgonetki.

Był zupełnie łysy. Miał na sobie kitel, ale nie biały lekarski, a granatowy. Nie miał żadnego identyfikatora ani niczego, co pomogłoby im określić, kim w ogóle jest.

- Wynocha stąd- powiedział niskim i złowrogim głosem.- Nie wiecie, że na tyły budynku wstęp wzbroniony?! Co wy tu w ogóle robicie? Mam wezwać Służby?

- Nie, przepraszamy bardzo, my tylko spacerujemy- odpowiedziała natychmiast Wanda.

- Spacerujecie akurat tutaj? To już lepszych tras w mieście nie ma?- rosły mężczyzna zrobił kilka kroków w ich kierunku, a zza pazuchy wyciągnął kieszonkową latarkę, świecąc prosto w ich twarze.

- Po prostu przechodziliśmy…- odezwał się Cezary.

- To jak w końcu? Spacer? Czy może chcieliście powęszyć?

- Absolutnie nie, po prostu tędy przechodziliśmy będąc na legalnym spacerze, już nas nie ma, panie… Władzo- skończyła niezgrabnie Wanda, nie wiedząc jak zwracać się do mężczyzny, który w cieniu ulicznej latarni stojącej nieopodal, wyglądał jeszcze bardziej przerażająco.

- Nie jestem żadnym mundurowym- odparł, a dziewczyna miała wrażenie, że gdyby nie jego maseczka, wykonałby gest splunięcia na ziemię.- Już was nie ma! Następnym razem wezwę Służby!

Odwrócił się i zszedł po schodach, kierując się zapewne do piwnic budynku. Wanda i Cezary nie ryzykowali zostania dłużej na tyłach domu handlowego i pośpiesznie ruszyli w stronę ulicy Smoleńskiej, pod kamienicę, w której mieszkała Zuza.

Chwilę czekali przy bramie kamienicy, zanim Zuza wyszła do nich w obszernym szlafroku narzuconym na piżamę.

- Właśnie łączyłam się z twoim bratem- powiedziała zamiast powitania. - Wszystko dobrze i zgodnie z planem. Jeśli po drodze nic się nie wysypie, a nie wysypie na pewno, to za jakieś trzy tygodnie trzeba zrobić rezerwację w Ratanowiczach. Wanda, to akurat okolice twoich urodzin.

- Więc alibi mamy gotowe- odpowiedziała dziewczyna.

- Nie wiem czy te Ratanowicze to dobry pomysł…- mruknął Czarek.- Nie lepiej byłoby pojechać od razu do Sącza, do dziadków?

- Co za różnica? Maksym Maistrenko chce zwiedzić akurat tę część Polski i pozwolą mu na to, o ile nie będziemy w czerwonej strefie- odpowiedziała Zuza, która miała dość tego tematu.

Odkąd Zuza wróciła z Ukrainy, gdzie ulokowała Oskara po jego nielegalnej ucieczce, zajęła się organizacją jego powrotu po zdobyciu nowej tożsamości. Chłopak spędził tam parę miesięcy, by poznać nowego siebie. Pracował w małym tartaku pod ukraińskim nazwiskiem, żeby lepiej wcielić się rolę, którą przyjdzie mu grać już zawsze po powrocie do kraju. Nic nie wskazywało na to, że jest poszukiwany przez Służby, więc bez większych obaw mógł bezpiecznie zacząć nowe życie jako Maksym Maistrenko, obywatel innego państwa, który ma osiedlić się na nowosądecczyźnie jako pomoc w gospodarstwie swoich prawdziwych dziadków.

Państwo zgadzało się na przyjazd imigrantom bardzo rzadko, z resztą bardzo rzadko ktoś chciał do kraju w ogóle przyjeżdżać. Już dawno minęły czasy, kiedy wschodni sąsiedzi szukali tutaj edukacji, pracy albo schronienia. Jeśli władza zgadzała się na zatrudnienie obcokrajowca, zawsze było to stanowisko najniższej rangi. Miało to podkreślić wyższość narodu nad innymi. Imigranci, nawet ci bardzo wykształceni, z bogatym doświadczeniem, nie mieli szans na pracę na wysokich stanowiskach, które prawie zawsze były piastowane przez rdzennych obywateli kraju, oczywiście wyłącznie tych z odpowiednimi poglądami.

Edukacja z kolei była na dużo niższym poziomie niż kilka dekad wcześniej. Rząd od lat dokonywał wszelkich starań by bezinwazyjnie ogłupiać społeczeństwo. W szkołach podstawowych pojawiły się bezużyteczne przedmioty, tym samo ograniczono historię powszechną, matematykę, geografię i inne. Chociaż obywatele często posiadali wyższe wykształcenie, bo dawało im ono wiele profitów, to jego zdobycie wcale nie było trudne. Niektóre państwowe uczelnie praktycznie gwarantowały je z góry bez żadnego trudu. Podobnie było z wykształceniem średnim- by zdać maturę wystarczyło przygotować dyplomowe prezentacje z poszczególnych przedmiotów, zgodne z kluczem podanym przez Państwowe Ministerstwo Edukacji.

Ci nieprzeciętnie inteligentni geniusze, ale także ci, którzy chcieli się naprawdę uczyć, mieli w kraju pod górkę. Tylko mały odsetek szkół i uczelni zachował dawne tradycje, poziom i niesterowane ciało pedagogiczne. Rząd zakazywał niekontrolowanych pozaszkolnych zajęć dodatkowych, korepetycji i kółek naukowych, dlatego ponadprzeciętne jednostki musiały rozwijać się we własnym zakresie, to jest w podziemiu.

Wanda znała to z autopsji, ponieważ swoją edukację skończyła stosunkowo niedawno, jednak dopiero działalność w Klubie Książki uświadomiła jej skalę problemu. Od nowego roku szkolnego sama planowała prowadzić zajęcia dodatkowe z języka polskiego i pomagać zdolnym uczniom się rozwijać.

- Wiecie coś więcej o tym Pro Pio?- zmieniła temat Zuza.

- Jeszcze nie, mam nadzieję, że Nikodem powie nam coś więcej zanim będziemy musieli ją przyjąć- odpowiedział Czarek.- Może i tym razem okaże się czymś zupełnie nieszkodliwym i nie trzeba będzie uciekać od jej przyjęcia i kombinować- dodał wspominając szczepionkę sprzed roku, która zupełnie nie chroniła przed wirusem i praktycznie nie wpływała w żaden sposób na organizm.

- Gorzej, jak okaże się czymś, czego nie powinniśmy przyjmować- odezwała się Wanda.

- Wandziu, nawet na to są sposoby- odparła niezmiennie uśmiechnięta Zuza.- Ile szczepionek narodowych ominęłaś?

Na to pytanie nie zdążyła odpowiedzieć. Po przeciwnej stronie ulicy przechodził patrol Esek, a jeden z funkcjonariuszy krzyknął w ich stronę:

- Czy to zgromadzenie jest gdzieś zarejestrowane czy mamy podejść to sprawdzić?

Było oczywiste, że to koniec spotkania. Pożegnali się pośpiesznie i rozeszli- Zuza wróciła do siebie, a Wanda i Czarek najkrótszą drogą ruszyli w stronę ulicy Chopina.

- Na pewno nie przyszła ci zgoda na nocleg u mnie?- zapytała z nadzieją, patrząc w niebieskie oczy chłopaka.

- Chyba będziemy musieli wymyślać jakieś lepsze alibi, bo tej pomocy obywatelskiej jest za dużo, nie mam już ci czego naprawiać w mieszkaniu- odpowiedział.

To prawda, najczęstszym pretekstem pod którym Cezary odwiedzał Wandę, jaki zgłaszali w Panelu była pomoc w ramach aplikacji Pomoc Obywatelska. Czarek rzekomo pomagał dziewczynie w różnych pracach domowych, tym samym zdobywając zgodę na przyjście u niej. A wtedy mniej ryzykowne było zostawanie na noc na Chopina, jednak już dwukrotnie został na tym przyłapany, co skutkowało tygodniową, ale na ich szczęście, wspólną kwarantanną. Oboje zdawali sobie sprawę, że Służby mają ich na oku, jeśli nie ze względu na ich działalność w podziemiu, to na pewno dlatego, że dla rządu byli parą żyjącą w gorszącym społecznie konkubinacie. Takie związki były w kraju potępiane i uznawane za niemoralne.

By zamieszkać razem należało być w związku małżeńskim. Przynajmniej tym urzędowym, jednak ze względu na duży nacisk państwa na kwestie religijne, preferowany był ten kościelny. Wiele młodych ludzi decydowało się na zawarcie go niezależnie od wyznania i podejścia do kościoła. Było to po prostu wygodne i korzystne dla par.

Pożegnali się i niespiesznie rozeszli.

Wanda wróciła sama do swojego mieszkania. W drzwiach przywitał ją Harry. Wzięła go na ręce i usiadła za biurkiem. Spojrzała przez okno. Dalej ten sam widok- smutna ulica w Nowogłosie. Na przeciwko stary, od lat nieużywany dwupiętrowy budynek, który służył jedynie gołębiom, które siadywały zewnętrznych parapetach brudnych i obskurnych okien. Czasami obserwacje ptaków bywały dla dziewczyny ciekawsze od tego, co działo się na ulicy. O tej porze chodniki były puste. Ulicą przejechało kilka samochodów, w tym jeden Straży Miejskiej, a drugi Służb Sanitarnych. Ci drudzy jechali na sygnale, jednak ze względu na późną porę, bez alarmu dźwiękowego. Niebieskie światło koguta ostrzegawczego odbijało się od szyb, a Wanda przez moment poczuła się jakby ktoś wyłączył u niej dźwięk. Taki widać i kompletna cisza? Jak zahipnotyzowana patrzyła przed siebie i dopiero po chwili ocknęła się, gdy chodnikiem przechodził starszy pan, podparty o ramię młodszego od siebie mężczyzny, który jednocześnie prowadził na smyczy dużego psa.

-”Pewnie wracają ze szczepienia’- pomyślała.

Kiedy rząd ogłaszał wynalezienie kolejnej szczepionki, w kraju zawsze uwidaczniały się podziały i różnice w poglądach. Jedni byli przeciwni przymusowemu przyjęciu narodowego medykamentu, ponieważ nauczeni doświadczeniem, nie spodziewali się, że tym razem będzie on skuteczny. Inni wręcz przeciwnie- ślepo wierzyli, że tym razem szczepionka będzie działać. Jeśli przy okazji rząd zaproponuje coś w zamian- ulgi, przywileje i jakiekolwiek udogodnienia, przyjmowali ją bez szemrania, chcąc jak najszybciej uzyskać oznaczenie w Panelu Aktywności.

Najczęściej porządek szczepień był ustalany pod względem wieku. Oczywiście zdarzały się odstępstwa, wiele grup zawodowych i poszczególnych osób było szczepionych poza kolejnością. Zdarzało się także tak, że Państwowe Punkty Szczepień organizowały szczepienie poza kolejnością, gdzie aplikowano preparat, który pozostał po osobach, które z jakichś względów nie skorzystali ze swojego terminu. Zazwyczaj było to maksymalnie kilka, rzadko kilkanaście dawek na kilkudziesięciu chętnych, którzy z jakichś względów potrzebowali szybkiej aktualizacji w Panelu- może wybierali się na duże wydarzenie lub było to wymagane do podjęcia pracy bądź zdobycia jakiejś ulgi od państwa. Albo po prostu chcieli się poczuć jak w kolejce rodem z czasów komuny i czekać nie mając pewności, że uda im się zdobyć tak bardzo reglamentowany towar luksusowy.

Oczywiście ci nazywani antyszczepionkowcami, kombinowali jak mogli, by szczepionki nie przyjąć. Opóźnianie aplikacji często bywało skuteczne, bo już nie raz zdarzyło się, że obowiązek szczepienia trwał na tyle krótko, by móc tłumaczyć się, że nie zdążyło się tego zrobić w wyznaczonym terminie. Najlepszym jednak rozwiązaniem były znajomości w samych punktach szczepień i zdobycie potwierdzenia w Panelu Aktywności, mimo że do samego zaszczepienia nie dochodziło. Było to tym ważniejsze, gdy szczepienie obejmowało także dzieci, których układ immunologiczny źle reagował praktycznie na wszystkie preparaty wynalezione przez rządowe instytuty farmaceutyczne. Nawet obywatele prorządowi z niechęcią podchodzili do tego nakazu, więc i oni starali się go ominąć.

ProPio miała być podawana wszystkim od siódmego roku życia. Jej wynalezienie ogłoszono parę dni temu, a dzisiaj był pierwszy dzień, kiedy zaczęto ją podawać. Na początku mieli ją przyjąć funkcjonariusze wszystkich służb mundurowych, później lekarze i wszystkie służby medyczne, dalej pracownicy oświaty i urzędów państwowych. Najwyraźniej w okolicy byli tacy mundurowi, którzy nie stawili się do szczepienia, stąd dostępne dawki w Państwowym Punkcie Szczepień zaaranżowanym w starym domu handlowym. Tam także musiała być wprowadzona swoista segregacja i z góry narzucona kolejność. Ponad wszystkimi zwykłymi obywatelami, byli ci ze znajomościami, którzy zawsze mieli pierwszeństwo w kolejce do szczepienia, ale co ważniejsze mieli także wybór czy w ogóle chcą ją przyjąć. Dopiero w drugiej kolejności brano pod uwagę tych zdesperowanych, którzy byli gotowi walczyć o szczepionkę, jakby faktycznie miała uratować im życie.

-”Co najwyżej zamieszać w głowie. Ona sama i pogoń za nią”- pomyślała Wanda, kończąc pracę nad tekstem do “Głosu Nowogłosu”.

Spojrzała za okno jeszcze raz. Liście na wysokich drzewach przy ulicy jeszcze nie zaczęły opadać, ale powoli zmieniały kolor z soczystej zieleni i powoli żółkły zwiastując jesień. Porywisty wiatr smagał starymi gałęziami, na które rzucała cień latarnia z naprzeciwka. Wyglądało to trochę złowrogo, ale dopiero za kilka dni miasto sparaliżuje comiesięczne odkażanie, Nowogłos zamieni się w prawdziwe miasto duaszam, że powracam!- wykrzyknęła Matylda kiedy w trójkę połączyły się na na poranną kawę online.- Są zmysły! dzisiaj ewidentnie czuję, co piję!

Dziewczyna od dwóch tygodni zmagała się z objawami wirusa. Poza wysoką gorączką i nieustającym bólem głowy, straciła smak i węch. Utrzymywała także, że gorzej widzi.

- Nie muszę już jak Wanda jak jej się zdejmie okulary, oddalać od siebie smartfona, żeby odczytać wiadomość!- dodała zadowolona, biorąc potężny kęs rogalika z czekoladą.- Tak! Jestem ozdrowieńcem! Robię dzisiaj testy i wracam do żywych!

- Wspaniale, kochana, dostaniesz zgodę na wychodzenie na dzień przed odkażaniem- wspomniała Wanda.- Dopiero dziś pojawiła się informacja, że ze względu na narodowe obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej, odkażanie rozpocznie się dzisiaj o północy.

- W takim razie zabieram dzisiaj Lektora od mamy i biorę na naprawdę długi spacer- odparła dziewczyna.- Chętne?

Wczorajsze obchody rocznicowe, podobnie jak wszystkie inne święta państwowe, były organizowane z wielkim rozmachem. Pochody, występy, przemówienia polityków i władz. Wanda przygotowywała na ten temat relacje do czasopisma, jednak sama nie przywiązywała do tego większej wagi. Nie dlatego, że nie miała w sobie ducha patriotyzmu. Chodziło o to, że w rękach władzy miłość do ojczyzny, a w zasadzie nawoływanie do niej, było mocno nadużywane. W szkołach od lat odbywały się lekcje historii narodowej, kosztem historii powszechnej, a wiedza o społeczeństwie została niemal zupełnie wyeliminowana przez przedmiot zwany kulturą narodową. Za członkostwo w ruchach i stowarzyszeniach patriotycznych otrzymywało się liczne profity. W pewnych ważnych dla kraju okresach można było zdobyć dopłatę nawet za wywieszanie przed domem flagi narodowej. Widok biało-czerwonego płótna w oknach najbardziej szemranych bloków i kamienic, był wręcz groteskowy, zwłaszcza, kiedy miało się na uwadze, że mieszkańcy tych miejsc za nic mają sobie wartości, takie jak patriotyzm- kombinują w każdy możliwy sposób, by wyciągnąć od państwa, które nie jest już tak szczodre jak było kilka lat wcześniej, możliwie jak najwięcej pieniędzy i ulg.

Wczoraj było podobnie- rano marsz mieszkańców prowadzony przez wojsko i mundurowych, później występy i przemówienia na rynku. Czasami zdarzały się być one całkiem ciekawe, szczególnie jeśli przemawiał spoza rządzących. Niejednokrotnie zdarzyło się, że taką mowę przerywano, jeżeli tylko orator zaczynał mówić to, co chciał, a nie to, co mu z góry nakazano.

Wanda doskonale wiedziała, że wszystkie przemówienia i występy były opracowywane przez rząd, ponieważ zawsze w redakcji “Głosu Nowogłosu” miała do nich dostęp jeszcze przed obchodami danego święta. Oczywiście podobnie było i tym razem. Przekaz zawsze musiał być jeden: ojczyzna jest najważniejsza i ponad wszystkie inne kraje. Wszędzie jest gorzej, wszyscy nam zazdroszczą.

Być może właśnie dlatego Wanda stroniła od świąt patriotycznych i patriotyzmu w rządowym wydaniu w ogóle. Wiedziała, że tak nie jest. Miała świadomość, że w innych częściach Europy i świata, kraj w którym żyje jest uznawany za hermetycznie zamknięty, totalitarny z żądnym władzy dyktatorem na czele.

Dziewczyna skrycie liczyła, że nie dołączy do wspólnego spaceru z przyjaciółkami, ponieważ miała nadzieję, że uda jej się zobaczyć z Cezarym. Podczas ostatniego odkażania wpadł jej do głowy pomysł, by zaaranżować zepsucie jej zielonego volkswagena beetle w jego okolicy i zgłosić, że była zmuszona zatrzymać się u niego na całe odkażanie, właśnie przez awarię samochodu. Czekała na informacje od chłopaka, czy na najbliższe dni zostaje w mieście, czy dostał pozwolenie na wyjazd do swoich dziadków, którzy mieszkali pod Nowym Sączem.

- Moje drogie wybaczcie, ale muszę iść popsuć beetelka pod domem mojego lubego- powiedziała już podczas wieczornego wyjścia z przyjaciółkami, gdy odebrała wiadomość od Czarka, że nie doczekał się zgody na wyjazd poza granice Nowogłosu.

- Myślisz, że ten numer przejdzie?- zapytała Zuza.- Wiesz, że nie możesz narobić sobie kłopotów! Za dziewiętnaście dni wyjazd do Ratanowiczów!

- Spokojnie, w najgorszym wypadku eskortują mnie do domu albo dadzą nakaz powrotu na Chopina od razu po naprawie- odpowiedziała jej Wanda.

- Właśnie Zuza, bez spiny, oni i tak wiedzą, że Wandzia i Czarek-Owczarek są razem i teraz pozostaje tylko pytanie na ile będą im utrudniać życie, a na ile pozwalać na brylowanie w szarej strefie, na granicy prawa i prawilności- dodała Matylda.

Dziewczyna po rozstaniu z Michałem starała się cieszyć szczęściem przyjaciółek jak tylko mogła, jednak i Wanda i Zuza wyraźnie dostrzegały, że ta bardzo cierpi i co najgorsze, nadal tęskni za Michałem, który przepadł parę miesięcy temu. Słuch po nim zaginął, ale też nikomu nie śpieszyło się, by go odnaleźć.

Przez pierwsze parę tygodni po znamiennych w skutkach wydarzeniach, kiedy to Koniecow został pobity przez Cezarego, po tym jak o mało nie zgwałcił Wandy, Sylwester- kuzyn Czarka, starał się go namierzyć. Udało mu się nawet ustalić, że jego samochód widziano parokrotnie w miasteczku niedaleko Nowogłosu, jednak nic poza tym.

Cezary, podobnie jak Matylda, wyjątkowo przeżył odejście przyjaciela. A raczej ucieczkę byłego przyjaciela, który po ataku na Wandę, nie był nawet przez chłopaka rozliczany z innych przewinień i kłamstw. Michał przepadł jak kamień w wodę i ta wersja musiała im wystarczyć.

Wanda jednak miała wrażenie, że jej przyjaciółka, mimo tego co jej zrobił, nadal liczyła, że wróci. Może nawet, że wróci do niej. Nigdy jednak nie powiedziała nikomu o swoich przypuszczeniach, lecz była niemal pewna, że Zuza ma podobne zdanie w tej kwestii. Stanowiło to swoistą tajemnicę poliszynela między przyjaciółkami. Matylda nie była gotowa na to, by pożegnać się z przeszłością i mimo że doskonale wiedziała jak ogromnych krzywd doznała za sprawą Koniecowa, to wciąż pozostawał on, jak mawiała kilka miesięcy temu, jej obiektem zakochania.

Kiedy Wanda zajechała na podjazd warsztatu samochodowego na peryferiach Nowogłosu, Cezary już na nią czekał. Było już po dwudziestej trzeciej. Oficjalnie godzina policyjna nie obowiązywała, więc Wanda zdecydowanie podjechała na stanowisko myjni samoobsługowej i z rozmysłem nie wyłączając świateł w samochodzie, jak gdyby nigdy nic zaczęła je myć.

Po parunastu minutach, zaczęła udawać ogromne zdenerwowanie, że samochód nie chciał zapalić. Cezarego odrobinę bawiła cała maskarada, ale oboje wiedzieli, że jest ona niezbędna, ponieważ cały plac był monitorowany. Na kwadrans przed północą zaczęli ładować akumulator samochodu, w tym samym czasie Wanda zmieniła w Panelu Aktywności swoją lokalizację na czas odkażania podając powód, dlaczego nie może wrócić do siebie.

Spodziewali się, że jeszcze przed północą w okolicy pojawi się patrol Służb, jednak tak się nie stało. Na pięć minut przed rozpoczęciem odkażania w całym mieście, z ogromnych megafonów, przymocowanych do prawie każdej miejskiej latarnii, rozbrzmiał dźwięk alarmu nakazującego bezwzględne udanie się w miejsce przebywania podczas lockdownu.

- W takim razie zapraszam- chłopak uśmiechnął się łobuzersko.- W miejsce odbywania najbliższej odsiadki. I uwaga- Sylwek wyjechał i utknął w Warszawie, nie może wrócić do czerwonej strefy, więc chata wolna.

- Ależ to wielka szkoda, że też mój samochód musiał się zepsuć właśnie teraz…- odparła ironicznie Wanda.

- Ale z ciebie gapa, partnerko- Cezary otworzył drzwi do swojego mieszkania, znienacka wziął na ręce i wniósł do środka.

Trzy dni odkażania, trwały dla pary jakby były trzema godzinami. Każdą chwilę spędzali razem, starając nasycić się swoim towarzystwem na zapas, ponieważ Cezary na dniach miał wyjechać i odwiedzić jedną z grup wykluczonych, w której jedna z banitek, była w wyjątkowo złym stanie psychicznym. Zamierzał w najbliższym czasie przetransportować ją do Ratanowiczów, w których po samobójstwie nastolatki Ann przebywał tylko jeden wykluczony- młody mężczyzna z grupy Bazylego. Parę tygodni temu uciekł za granicę wraz ze swoją żoną Igą, która była głównym psychoterapeutką pomagającym wielokrotnie zainfekowanym. Teraz jej rolę miała przejąć Zuza.

- Myślałem, że akcja z rozładowanym akumulatorem u Esek nie przejdzie i będziesz musiała wrócić do siebie, a tu proszę, taka niespodzianka- powiedział Cezary, gdy ostatniego dnia popijali herbatę na balkonie jego mieszkania.

- Albo to przeoczyli albo po prostu są mili- odparła dziewczyna, otulona ogromnym kocem.

Tego dnia pogoda idealnie wkomponowała się w ich nastrój- było chłodno, pochmurnie i bardzo przygnębiająco.

- Jest jeszcze jedna opcja. Możliwe, że chcą uśpić naszą czujność, Wanda. Chcą żebyśmy poczuli się komfortowo i bezkarnie. Musimy na to uważać. Dobrze wiesz, że to jedna z ulubionych zagrywek Służb.

Dziewczyna westchnęła. Zaiste tak było- w dużej mierze cały system właśnie na tym się opierał. Poczucie bezpieczeństwa było dane obywatelom tylko pozornie, w rzeczywistości mogli żyć w spokoju jedynie dopóki, dopóty rząd się na to godził. Wystarczył jeden wybryk, a wszystkie postępki, na które Służby wcześniej przymykały oko, zostawały wywlekane na wierzch nawet po długim czasie, a obywatel był za nie osądzany.

Tak mogło być i w przypadku Wandy i Czarka, którzy by być razem, byli zmuszeni kombinować, jak ominąć obowiązujące prawo i zwyczaje. “Zwyczaje” były słowem kluczem, ponieważ jeśli jakiś proceder nie był opisany w prawie jako przestępstwo czy wykroczenie, Służby miały prawo powołać się na działanie niezgodne z obyczajowością i kulturą. Po prostu. Na to argumentów i linii obrony nie było, a podciągano pod to przeróżne zachowania- od nocowania u partnera, po zbyt wesoły chód lub ogólną postawę.

- Czarek, a wiadomo co z Michałem?- zapytała po chwili milczenia.

Chłopak wyraźnie poczerwieniał, a zanim odpowiedział, było widać, że przez jego głowę przemknęło wiele myśli i emocji.

- Sylwek mówił, że honda krąży między dwoma miasteczkami na wschód od Nowogłosu- powiedział w końcu.- Ale Wanda, ja nie chcę sprawdzać czy to on nią jeździ. Nie obchodzi mnie, co się z nim dzieje.

- Chyba tylko do momentu jak zacznie na nas i na to wszystko donosić…

- Nie, nie zrobi tego- przerwał jej chłopak.- Są jakieś granice, do tego nigdy by się nie posunął…

- A myślałeś, że kiedykolwiek będzie chciał zrobić krzywdę mi? Matyldzie? Nawet Natalii- dodała, wspominając Dziewczynę w Obcisłych Dżinsach, z którą zdradzał Matyldę.

Chłopak się zmieszał. Być może dlatego, że nawiązała do sytuacji, kiedy Koniecow próbował ją zgwałcić. Wanda czasami miała wrażenie, że i on i Matylda, myśląc o Michale, zupełnie nie pamiętają o tym, co było bezpośrednim powodem jego zniknięcia, dlatego podświadomie brakowało im go.

- … Nie zrobiłby tego, bo sam miał za dużo do stracenia. Wyszłoby przy tym za dużo jego historii- dokończył.

- Czyli?- Wanda uznała, że nadszedł czas na rozmowę o nim i o tym jakie działania Klubu Książki Michał sabotował.

- Przede wszystkim trochę poszalał z antywirusem. On niby miał pełną kontrolę nad tym, komu jest dostarczany, ale na przykład ja tę kontrolę straciłem i nie wiem kto wie o antywirusie, a odkąd Koniecow wyjechał nie ma do niego dostępu. Poza antywirusem sprzedał także narkotyki i to nie wiem jakie, w jakiej ilości i oczywiście komu. I w sumie nie obchodziłoby mnie to, gdyby nie fakt, że mogą to być osoby, które zaczną szukać innych dostawców, zrobi się szum, Eski zaczną węszyć… A co jeśli zainteresują się za bardzo tymi, którzy szukają antywirusa, a jednocześnie samym antywirusem? Od niego tylko krok do nas…

- A możliwe, że Michał nadal go produkuje?

- To akurat jest mało prawdopodobne, ale niewykluczone- odpowiedział chłopak.- Wiesz, on znacznie lepiej trzymał się z naszymi chemikami. Niby oni utrzymują, że zerwali z nim kontakt, ale sama rozumiesz… Ich łączy nie tylko koleżeństwo, ale także upodobania. I to takie, które potrafią naprawdę jednoczyć… - powiedział, zapalając papierosa i opierając się o balustradę balkonu.

- Mówisz o narkotykach?

Skinął głową.

- Może warto byłoby zapytać o to Matyldę? Tylko nie jestem pewna czy ona jest gotowa na tę rozmowę.

- Nie wiem, ale ja naprawdę nie chcę do tego wracać. Mleko się wylało.. Nic od niego nie chce- Czarek powiedział to nader stanowczo, jakby chciał przekonać do tych słów samego siebie.

Na ten moment Wandzie to wystarczało- nie chciała dopytywać i dywagować. Trzeba było liczyć się z tym, że Michał Koniecow wróci do Nowogłosu, być może nawet z tym, że zechce namieszać- albo w strukturach podziemia albo w życiu jej najlepszej przyjaciółki, a nawet na obu tych płaszczyznach. Jego osoba jednak nadal nie dawała dziewczynie spokoju- nawet nie chodziło to, że regularnie nawiedzał ją w koszmarach sennych, ale o jej przeczucia. Wanda była pewna, że on wróci i nie przyniesie to niczego dobrego. Była to tylko kwestia czasu.

Powrót do rzeczywistości po odkażaniu miasta odbył się pod eskortą radiowozu nowogłoskiej Straży Miejskiej, która przyjechała po Wandę dosłownie kilka minut po zakończeniu lockdownu. Na szczęście obyło się bez kłopotów- jej pokrętne tłumaczenia, dlaczego nie mogła wrócić w inny sposób do swojego mieszkania, a u obywatela Lincza nikt nie przebywał, gdy akurat jej samochód odmówił posłuszeństwa, wystarczyły. Obeszło się bez żadnych dodatkowych kar, oprócz krótkiego: “Mamy obywatelkę na oku” na koniec rozmowy z funkcjonariuszem.

- Spoko Wanda, oni mają na oku ciebie, a ty masz ich w dupie, tak trzeba żyć- skomentowała Matylda, z którą kolejnego dnia zmierzały nad rzekę, gdzie miały spotkać się również z Zuzą.

Kiedy dotarły w umówione miejsce, już na nie czekała. Spotkały się w okolicach ogródków działkowych, gdzie rodzice Zuzy mieli swoją parcelę, z której bezpośrednio można było przejść nad San. Obok brzegu biegła dość rzadko uczęszczana ścieżka, znana tylko działkowiczom. Była oddzielona zaroślami od głównych bulwarów, więc można było uznać, że było to dość kameralne i dyskretne miejsce. Niestety nie można było powiedzieć tego z całą pewnością o samej działce państwa Lis. Była ona bowiem przydzielona od rządu dla pracowników nowogłoskiej huty szkła, mogła być więc w pełni monitorowana i naszpikowana podsłuchami. Przyjaciółki bywały tam tylko wtedy, kiedy wiedziały, że tematy ich rozmów nie zejdą na niebezpieczne tory, oczywiście wcześniej uzyskawszy na to zgodę od Służb Sanitarnych.

Na to spotkanie wybrały szeroki brzeg rzeki, skąd z daleka widziały stary most, po którym raz po raz przejeżdżały samochody. Przez dłuższą chwilę w ciszy cieszyły się ostatnimi promieniami letniego słońca. Mimo, że był dopiero początek września, dało się odczuć zbliżającą się jesień. Wiatr był chłodniejszy, a chmury na niebie gęstsze i ciemniejsze.

- Hanka przeniosła ślub- przemówiła Wanda po dłuższej chwili.- Mama mi dziś powiedziała, wie od ciotki Lilki. Pewnie lada dzień dowiemy się oficjalnie od panny młodej.

- CO? Przecież to już drugi raz! W lipcu powiedziała, że ze względu na sprawy jej rodziny muszą przenieść ślub na październik…- zaczęła Zuza.

- A teraz podobno zmienili termin na grudzień- powiedziała Wanda.- Podobno ktoś w rodzinie Igora ma powikłania powirusowe i chcą poczekać aż wydobrzeje.

- I bardzo dobrze, im później tym lepiej, bo ani nie życzę Hance takiego męża ani takiej rodziny- do rozmowy włączyła się Matylda.- Dzięki tej zwłoce ma więcej czasu na pójście po rozum do głowy, chociaż… Nie spodziewałabym się.

Sytuacja między dziewczynami po ich wizycie w Krakowie była dość niejasna. Praktycznie ze sobą nie rozmawiały, ale nie było między nimi jawnego konfliktu. Hanna nie pracowała już w firmie Marii i swojej matki, więc nawet Wanda nie miała z nią kontaktu. Trudno powiedzieć czy za nią tęskniła, ale w pewien na pewno wszystkie odczuwały jej brak. Poza tym ich ostatnia rozmowa była dość enigmatyczna, a słowa Hanki sugerowały, że dziewczęta w Krakowie były śledzone, a ona sama chciała jest przed tym przestrzec. Od tamtej pory, mimo kilku prób ze strony Wandy, Hanna milczała. Co dzieje się u niej mogła dowiedzieć się tylko od ciotki Liliany, z którą siłą rzeczy kontaktowała się ze względu na pracę.

- A jeżeli w końcu dojdzie do ślubu? Co zrobimy wtedy?- Wanda wiedziała, że wszystkie się nad tym zastanawiały odkąd tylko wróciły z weekendu panieńskiego parę miesięcy temu.

- Zagramy z nią, tak jak ty z Czarkiem pogrywacie z Eskami- odparła Matylda.- Oni wiedzą, że oszukujecie, wy wiecie, że oni to wiedzą. Hanka wie, że jest między nami dziwnie, my to wiemy i wiemy, że ona wie, ale robimy dobrą minę do złej gry.

- Nie wiem czy się nie zgubiłam, ale zgadzam się- zaśmiała się Wanda.

Kolejnego dnia wszystkie dostały wiadomość od świadkowej Hanki, Dagmary, z informacją, że ze względu na sprawy rodzinne ślub zostaje przeniesiony na ostatni dzień grudnia. Kiedy komentowały to na wieczornym czacie, Wanda dostała jeszcze jednego maila. Tym razem bezpośrednio od Hanny. Była bardzo krótka i zaskoczyła dziewczynę:

“Czy możemy spotkać się tylko we dwie? Z początkiem przyszłego miesiąca będę Nowogłosie, udało mi się zdobyć zgodę.”

Dziewczyna miała przez chwilę wątpliwości, czy powiedzieć o tym przyjaciółkom, ale uznała, że może to zrobić.

- Spotkaj się z nią koniecznie, ale musisz uważać, Wandziu. Czego ona może od ciebie chcieć? Jeszcze tylko od ciebie… - rzuciła zamyślona Zuza.

- Udało jej się zdobyć zgodę? No na pewno!- prychnęła z ironią Matylda.- Przecież teraz mamy czerwoną okolicę.

Faktycznie, od paru tygodni Nowogłos pozostał w strefie czerwonej, to jest największego zagrożenia. Restauracje, siłownie, salony kosmetyczne i inne były zamknięte, rozpoczęcie nowego roku szkolnego przeniesione. Czekano na spadek wskaźnika zachorowań. Najprawdopodobniej nie był to manipulacja rządu, tylko prawdziwe wyniki. Nawet Matyldę dotknęła choroba, a dochodziły ich słuchy o złym stanie zdrowia, a nawet śmierci wielu osób, których bardziej lub mniej znały. Tablice przykościelne, na których wisiały nekrologi również były przepełnione. Wanda bardzo nie lubiła tego widoku, przyprawiał o dreszcz i przygnębienie. Był to dużo bardziej miarodajny znak jeśli chodzi zachorowania i zgony aniżeli wszystkie statystyki rządowe.

Minął tydzień od wyjazdu Cezarego. Jednocześnie tydzień bez kontaktu z nim. Wanda wiedziała, że chłopak poza sprawami banitów, miał spędzić parę dni ze swoim starszym bratem Nikodemem, który jest chemikiem w rządowym laboratorium w Krakowie. Miał dowiedzieć się o wynikach jego prywatnych badań nad nową szczepionką. Dziewczyna na spotkaniu redakcyjnym co prawda otrzymała całą listę składników, które tworzyły ProPio, ale była pewna, że była to jedynie wersja dla społeczeństwa. Naczelny Rojek przekazał jej także terminarz przyjmowania preparatu.

- W tym miesiącu tylko grupy z pierwszeństwem, od października wiekowo. Szczepienie jest obowiązkowe, żadnych odstępstw. Niedołężni mogą zgłosić szczepienie domowe, no i nowość: można za szczepienie domowe zapłacić.

- Jak to?- Wanda podniosła głowę znad kalendarza szczepień.- Nie w monitorowanym Punkcie Szczepień?

- Jakbyś mi nie przerywała wiedziałabyś już, że do ekipy szczepieniowej należy także protokolant i kamerzysta. Jest na nich nabór, o tym też masz napisać. Szczegóły w dokumentacji- odparł sucho dziennikarz.- Przyjmują wszystkich należących do stowarzyszeń prorządowych. Zachęcam zgłoszenie, wtedy szczepienie otrzymuje się poza kolejnością. Koniec zebrania. Żmijewska, smartfony na kolegium mają być zablokowane na połączenia przychodzące.

Wanda spojrzała na telefon. Dzwonił Czarek. Jak z procy wybiegała z sali konferencyjnej i natychmiast odebrała.

- Halo? Jestem w redakcji- dodała, by rozmówca wiedział, że nie może rozmawiać do końca swobodnie.- Ale już kończę!

- To świetnie, bo czekam na ciebie. Dochodzę na Rynek- odparł.

Jedynym z niewielu plusów rozłąki zakochanych z całą pewnością były powroty do siebie- szczęście, które czuli wymieniając pierwsze uściski i pocałunki, rekompensowało pustę towarzyszącą im po rozstaniu. I to szczęście zawsze było równie wielkie- takie, jakby nie widzieli się całe lata i absolutnie nie dało się do tego przyzwyczaić.

- Tęskniłam za tobą.

- Czekają na mnie pod warsztatem, będzie kwarantanna- szepnął jej do ucha, głaszcząc jej blond włosy.

- Ale nie wykasowali ci zgody na Ratanowicze?- zapytała dziewczyna momentalnie wyrwana z euforii.

- Póki co nie- odpowiedział Cezary.- Mam ci trochę do opowiedzenia, mam nadzieję, że zajmiesz się Saszką?

- No jasne, tylko dodaj to do aplikacji spacerowej- odpowiedziała, wiedząc już, że jej chłopak przywiózł z Krakowa ważne informacje.

- Będzie trochę sentymentalnie- zaśmiał się chłopak, wskazując drogę na parking, gdzie zaparkował jeepa.- W końcu ta apka nas połączyła. Bije wszystkie portale randkowe na głowę.

Chłopak miał rację. Natychmiast po powrocie do swojego mieszkania przyjechały do niego Służby, które wykryły jego nieobecność w mieście. Na szczęście udało mu się zmanipulować swoją lokalizację tak, że na jaw nie wyszedł jego wyjazd do Krakowa, za co mógłby już być ukarany nawet aresztem. Skończyło się na tygodniowej kwarantannie i warunkowej zgodzie na wyjazd do Ratanowiczów. Jej zawieszenie byłoby dla niego najgorszą karą, ponieważ nie mógłby powitać brata, a raczej Maksyma Maistrenka.

Podczas krótkich spotkań, gdy Wanda wychodziła na spacer z owczarkiem niemieckim, Saszą, Czarek zdążył przekazać jej informacje o tym, co robił kiedy wyjechał z miasta.

Okazało się, że badania Nikodema utkwiły w martwym punkcie. Był prawie z całą pewnością przekonany, że nowy preparat może co najwyżej wywołać efekt placebo. Najprawdopodobniej nie wywołuje żadnych skutków ubocznych. Jednak chemik miał niepełne informacje.

- To, co badał było jakby nie było tylko próbką rządową. Jeśli zdobędziemy szczepionkę dla normalnych ludzi powtórzy badania- opowiadał półgębkiem Cezary, kiedy dziewczyna wróciła ze spaceru z Saszą. Towarzyszyła jej Matylda i oczywiście jej pies Lektor.

- Czyli wiemy, że nic nie wiemy?- zapytała.

- Wiemy, że nie wiemy wszystkiego- odparł chłopak.- Nikodem ma mieć teraz dostęp do rozszerzonych statystyk. Na pewno rozpozna czy są prawdziwe czy sfałszowane. A taka informacja to też, jakby nie było, informacja.

- Oby tylko miał jakieś wyniki przed tym, aż któreś z nas będzie musiało się zaszczepić- powiedziała Matylda, która wyjątkowo nie przepadała za jakimikolwiek zastrzykami.

Wtedy Wanda opowiedziała im o programie odpłatnych szczepień w domu. Gdy zaczęła mówić o tym, że wolontariusze mają pierwszeństwo i jest to idealny sposób na przechwycenie preparatu, nadjechał samochód Esek.

- Czy obywatel Cezary Lincz nie ma czasami kwarantanny?- zapytał jeden z funkcjonariuszy, przez otwarte okno w radiowozie.

Drugi wyszedł z auta, poprawił furażerkę i maskę ochronną i podszedł do chłopaka.

- Status w Panelu Aktywności?- wyciągnął rękę po jego smartfona.

- Jestem na kwarantannie, panie władzo. Znajoma zajmuje się moim psem, który wymaga codziennych spacerów. Nie opuściłem posesji, na której mieszkam ani nie opuściłem mieszkania na dłużej- odpowiedział grzecznie Czarek, którego Eski odwiedzały nawet kilka razy dziennie.

- To co obywatel tu robi w towarzystwie tych obywatelek?- mundurowy wskazał na Wandę i Matyldę. - Proszę przygotować swoje Panele oraz uzasadnić funkcjonariuszowi Szparadze przebywanie pod domem osoby na kwarantannie.

Na parkingu obok, gdzie zaparkowały swoje samochody, pokazały wszystkie dokumenty i wytłumaczyły dlaczego nie miały przy sobie smartfonów, które służyły jako nadajniki gps. Odpowiedź zawsze była jedna: korzystały z mobilnych ładowarek, a jako że krążyły po okolicy i nie miały narzuconego limitu kroków, ponieważ były z psami, pozwoliły sobie zostawić je w samochodzie. Oficjalnie telefony nie miały funkcji podsłuchu, dlatego

Służby nie mogły żądać, by mieć je zawsze bezpośrednio przy sobie cały czas.

Nie miały możliwości wrócić do Cezarego, by dokończyć rozmowę. Jedno było pewne- na ProPio trzeba było uważać i koniecznie zdobyć próbkę preparatu przeznaczonych dla normalnych ludzi.

Dni mijały, a data powrotu Oskara, zgodnie z założeniami były zaplanowana na trzeci piątek września, czyli dokładnie w dzień urodzin Wandy. Zgoda na wyjazd do Ratanowiczów otrzymali wszyscy, łącznie z Cezarym. Liczyli, że uda się także ściągnąć na Podkarpacie także Nikodema.

- Jeśli dostanie zgodę, to wyjedzie i tak w piątek po pracy- powiedział Czarek, kiedy byli z Wandą na spacerze w środę przed wyjazdem.- Domyślam się, że będzie mógł przyjechać tylko pociągiem, więc trzeba będzie go zgarnąć z Przemyśla. Mogłabyś? Chciałbym być tam wcześniej, może Zuza pozwoli mi przynajmniej wyjść w jego stronę…

- Zazdrosny?- zagadnęła Wanda, która od jakiegoś czasu czuła, że chłopak podświadomie czuje się mniej potrzebny, a może nawet ważny i sprawczy, odkąd Zuza była tak bardzo zaangażowana w sprawę Oskara.

- Wanda, proszę cię. Tęsknię za Młodszym. Chcę poznać Maksyma Maistrenko- odparł niby mimochodem, ale dziewczyna wyczuła, że najwyraźniej trafiła w czuły punkt.

- Jeśli Nikodem będzie mógł przyjechać, to jasne, odbiorę go z dworca. Tylko czy dostanie zgodę, przecież jesteśmy w czerwonej strefie…

- Już w pomarańczowej, chyba nieuważnie sprawdzasz aktualności- odpowiedział Czarek, pokazując informacje na ekranie smartfona.- Można do nas wjeżdżać. A on ma względne względy dzięki swojej pracy.

Udało się- Nikodem dostał zgodę na przyjazd do Ratanowiczów w czwartek późnym wieczorem. Całe szczęście wskaźnik zakażeń w województwie spadł, a poza tym Nikodem po krótkim epizodzie po spotkaniu z Wandą, kiedy był śledzony przez parę tygodni, odbudował swój wizerunek wzorowego pracownika państwowego laboratorium, chociaż wyglądającego dość ekscentrycznie- dziewczyna do tej pory wspominała z zachwytem jego kolorową fryzurę.

Zgodnie z prośbą Czarka, Wanda zjawiła się pod dworcem w Przemyślu w piątkowy wieczór. Przez cały dzień była zasypywana życzeniami urodzinowymi od dalszych i bliższych znajomych, ale jeszcze nie otrzymała żadnej wiadomości od najbliższych przyjaciółek. Cezary o północy z czwartku na piątek zjawił się pod jej oknami, wręczając ogromny bukiet kwiatów. Nie próbował jednak wejść do środka, obawiając się przyłapania, a co za tym idzie wycofania pozwolenia na wyjazd na wieś.

Dziewczyna weszła do gmachu przemyskiego dworca. Piękny, monumentalny, neobarokowy, chociaż według niej odnowiony aż za bardzo na bogato. Jednak może właśnie w tym tkwił jego urok… Pamiętała, kiedy na pierwszym roku studiów odbywała praktyki w Muzeum Ziemi Przemyskiej i bywała tu codziennie. Między podróżnymi zawsze kręcił się sędziwy mężczyzna przebrany za dobrego wojaka Szwejka- tytułową postać z powieści Jaroslva Haska, mocno związaną z okolicą.

O tej porze na dworcu nie było ani Szwejka ani podróżnych. Przy jedynej wolnej kasie biletowej stało dwóch mężczyzn, żywo machających rękami i tłumaczącego coś kasjerce po ukraińsku. Kiedyś to miasto dla sąsiadów zza wschodniej granicy było niemal Mekką- pierwszą większą miejscowością po “drugiej stronie”, ale teraz... Któżby chciał tutaj przyjeżdżać…

Wyszła na peron, na który miał przyjechać pociąg z Krakowa. Podobnie jak budynek dworca, peron także był opustoszały. Przysiadła na ławce, delikatnie zsunęła maseczkę i wzięła głęboki oddech. Wrzesień był całkiem ciepły, ale w powietrzu już dało się wyczuć to coś, co zwiastuje początek jesieni. Jej z kolei początek jesieni kojarzył się z urodzinami. Zastanawiała się, co przyniesie nowy rok życia, czy stała się mądrzejsza dzięki temu, że jest starsza, czy może wręcz przeciwnie. Czego nauczyła się do tej pory? Co dały jej ostatnie doświadczenia…

Te rozmyślenia przerwał komunikat z megafonu o nadjeżdżającym pociągu relacji Poznań- Przemyśl informujący, że kończy on bieg. Resztę informacji zagłuszył jego przyjazd.

Spośród garstki pasażerów, którzy z niego wysiedli, tylko jeden był tak charakterystyczny: w połowie różowe, w połowie turkusowe włosy, kolorowa kurtka dżinsowa, z kolorowym graffiti na plecach, neonowe dresy i mała walizka obklejona wlepkami. To musiał być Nikodem.

- Uszanowanko, Żmijewska, dzięki że przyjechałaś po strudzonego wędrowca- przywitał się, lekko ją przytulając.

- Cześć Nikodem, witamy na Podkarpaciu- odpowiedziała Wanda.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: