- W empik go
Nowe przygody Nuki. Owczarek węgierski rozrabia na polskich nizinach - ebook
Nowe przygody Nuki. Owczarek węgierski rozrabia na polskich nizinach - ebook
Ciąg dalszy przygód Nuki, owczarka węgierskiego, który z małej wsi trafił do wielkiego miasta. Nuka ma już rok i mimo że dobrze poznała życie z nową rodziną, wciąż spotykają ją niespodzianki. Odpiera atak porywaczy i latającego agresora, ale też zyskuje nowych przyjaciół. Jak Nuka spędzi sylwestra i czy będzie to dla niej spokojny czas? Świat widziany oczami Nuki jest jednocześnie wielki i tajemniczy oraz pełen fascynujących przygód – czasem zabawnych, czasem strasznych, ale zawsze prowadzących do szczęśliwego finału. Lektura obowiązkowa dla wszystkich miłośników psów – małych i dużych.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8271-293-3 |
Rozmiar pliku: | 3,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Właśnie minął rok od moich urodzin. Wiem, bo dzisiaj dostałam z tej okazji nową zabawkę: piłkę na sznurku, która jest super. Piotr mówi, że pies, który ma rok, to jak człowiek, który ma lat kilkanaście, czyli że jestem nastolatką. Nie bardzo to rozumiem, bo jak mam być człowiekiem-nastolatkiem, skoro jestem psem. Wy to rozumiecie? Skoro tak, no to dobrze. Wy jesteście mądrymi ludźmi, ale powiem Wam, że ja też już nie jestem taka głupia. Bo kiedyś byłam.
Jak Piotr mnie zabrał do domu i jechaliśmy pociągiem, to myślałam, że pociąg to potwór. Trochę miałam prawo, bo strasznie hałasował i otwierał drzwi tak głośno, że myślałam, że to paszcza potwora. Dziwiłam się, że ludzie dają mu się zjeść i za nic na świecie nie chciałam wejść do środka. Bo jak to? Sama mam się pchać do strasznej, metalowej paszczy? Żeby mnie zeżarł? Piotr musiał mnie wziąć na ręce. Potem jechaliśmy tramwajem i zgadnijcie co… Tak! Znowu myślałam, że to potwór. Następny potwór (to już trzeci, psy umieją liczyć, niektóre nawet do czterech, wiecie o tym?), który wcale nim nie był, to weterynarz. Teraz wiem, że do niego jeździmy, jak jestem chora albo gdy muszę się zaszczepić. Nie lubię zastrzyków, jednak rozumiem, że on nie jest żadnym potworem, ten weterynarz. W sumie można go nawet uznać za miłego. Najmilsza na świecie jest za to Joanna. Gdy kończy się wizyta u weterynarza, zabiera mnie do sklepu tuż obok. Mają tam zabawki i przysmaki dla psów. Mogę sobie wybrać, co tylko mam ochotę. Ostatnio wzięłam tak dużą kość, że Joanna myślała, że jej nie uniosę. Uniosłam. I wiecie co? Zjadłam całą przez jedną noc. Nie zmrużyłam oka, tylko chrupałam, chrupałam i chrupałam. Piotr i Joanna na drugi dzień mieli czerwone oczy, jakby wcale nie spali. Pewnie mieli nadzieję, że zasnę i że wtedy zabiorą mi kość, żeby ją sobie trochę też pociumkać. Nie mogłam im jednak na to pozwolić. Była zbyt dobra. Lubię ich, nawet bardzo, ale kością, szczególnie taką, wolałabym się jednak nie dzielić. Choć muszę przyznać, że oni, a szczególnie Joanna, się ze mną dzielą. Joanna czasem częstuje mnie swoim jedzeniem, najczęściej, gdy jest to szynka albo kabanos. Piotr wtedy krzyczy, że to niezdrowo i niewychowawczo.
– Wrzucaj jej chociaż do miski, nie dawaj z ręki – mówi Piotr.
Nie mam nic przeciwko. Może być do miski. Kabanos z miski też dobrze smakuje. Moja miska to jest jedyna rzecz, którą nie chcę się dzielić z Piotrem i Joanną. Oni też nie wszystkim się ze mną dzielą. Na przykład do ich łóżka nie wolno mi wchodzić. Za to Joanna kupiła mi trzy legowiska. Jedno leży w sypialni, jedno w korytarzu, a trzecie przy telewizorze. Tam śpię albo obgryzam kości, kiedy oni oglądają seriale. Na tym w korytarzu leżę, gdy czekam, aż wrócą z pracy. Najlepiej się czeka, śpiąc, bo wtedy czas szybko leci. Legowiska w sypialni używam w nocy, co nie znaczy, że śpię wtedy tylko tam. Jak każdy pies śpię dużo i często się budzę, żeby zmienić miejsce. Nie pytajcie mnie, dlaczego tak robię. Robię i już. Nie wiem, dlaczego. Wiem za to, że faktycznie byłam trochę głupia, a teraz już nie jestem. Wiem, że nie sika się w domu, wiem, że zjadanie haczyków prowadzi prostą drogą do weterynarza. Chociaż także na lody. Jeśli nie wierzycie, to przeczytajcie pierwszą część moich przygód.
Tak. Teraz jestem mądra. Wiem, gdzie jest moja miska. Ta, do której rano i wieczorem Joanna wkłada mi karmę, a potem dodaje trochę mięska z puszki. Zawszę patrzę, czy przypadkiem nie dodaje za mało. Wiem, gdzie jest druga miska. Ukryli ją pod zlewem. Tam też wrzucają jedzenie, a potem zamykają przykrywką. Jak o tym zapomną i zostawią uchylone drzwiczki, to sobie coś z tego zjem. Trafiają się czasem prawdziwe pyszności. Głowa ryby albo kości po kurczakach. To chyba przysmak Joanny, bo jak zobaczy, że je jem, to strasznie krzyczy i biega po mieszkaniu, żeby mi taką kość odebrać. Jestem sprytna, umiem się chować i jeszcze lepiej uciekać, ale Joanna musi kochać kości z kurczaka, bo zawsze mnie dopadnie i mi ją odbiera. Mówi, że to dla mojego dobra, że nie wolno mi ich jeść, a potem znowu je chowa do miski pod zlewem. Niestety, zawsze wtedy zamyka wszystko bardzo dokładnie. Na koniec znowu mówi, że źle zrobiłam i że absolutnie tych kości nie mogę jeść, bo mi przebiją żołądek i mogą mnie zabić. Ja tam swoje wiem. Kiedy nie widzę, sama zjada te pyszności. Albo Piotr. Bo to on wkłada wszystkie skarby spod zlewu do worka i z nim wychodzi. Czasem idziemy razem – wtedy wrzuca worek do wielkiego czarnego pudła, ale jak wychodzi sam, to wiadomo – po to, żeby się spokojnie najeść. Dam sobie dredy uciąć, że tak właśnie robi. Jestem mądra i wiem, dlaczego. Sama też nie chcę się z nimi dzielić wszystkim. Niektóre rzeczy są zbyt dobre. Szkoda tylko, że nie poczęstują mnie nawet najmniejszą kosteczką kurczaka. Jedną by chyba mogli, no nie?
Czy myślę tylko o jedzeniu? Nie, skąd! Po prostu Wam mówię, czego się nauczyłam w domu. Druga miska to nie wszystko. Wiem, że jak jest gorąco i Joanna włącza wiatrak, warto się położyć pyszczkiem w jego stronę. Wiem, gdzie są najchłodniejsze miejsca w domu. Taka wiedza przydaje się podczas upałów. „O, Nuka wyznacza punkt z najniższą temperaturą w domu” – mówi Piotr, gdy mnie znajduje w korytarzu przy drzwiach do łazienki. Ma rację. Od łazienki zawsze choć trochę wieje chłodem. Nawet w lipcu.
Skoro już jesteśmy przy łazience, to pochwalę się Wam, że wiem też, że jak chce mi się siku, a wszyscy śpią i nie ma kto ze mną wyjść albo gdy jestem sama w domu, to wtedy najlepiej nasikać na dywanik przy wannie. Bo wtedy Joanna powie: „Oj, Nuka, Nuka, nie mogłaś nasikać na kafelki, tylko znów na dywanik?”. A potem wsadzi go do pralki i po problemie. Widzicie, jaka jestem mądra?