- W empik go
Nowele - ebook
Nowele - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 212 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jeszcze w roku ubiegłym był niedaleko Siedmiu Zegarów mały, niezbyt estetyczny sklepik, a nad nim szyld malowany z napisem w pół zatartych żółtych literach: C. Cave, naturalista i handlarz starożytności. Wystawa tego sklepu była ciekawie urozmaicona. Widziałeś tam kły słoniowe, zbrakowane figury do gry w szachy, różne wyroby ze szkła, broń, dwie czaszki tygrysie, czaszkę ludzką, kilka małp (jedna z nich trzymała w ręku lampę) – wypchanych i zjedzonych przez mole, stare meble wyszłe z mody, jajo strusie upstrzone przez muchy, szklane akwarjum nadzwyczajnie brudne i zupełnie puste. Była też w witrynie, w chwili, gdy się ta historją zaczyna, jakaś masa kryształowa w formie jajka, pięknie wypolerowana.
Jajko to oglądały dwie osoby, które się zatrzymały przed wystawą: jeden, duchowny, wysoki i szczupły, drugi – młody człowiek, ubrany przyzwoicie, o bardzo czarnej brodzie i cerze ciemnej.
Młody człowiek ciemnocery żywo giestykulował i zdawało się, że pragnął namówić swego towarzysza do kupna tego przedmiotu.
W tym czasie p. Cave wyszedł z pozasklepia, żując resztkę chleba z masłem ze swej śniadaniowej herbaty. Gdy ujrzał obu panów i przedmiot ich zajęcia, stracił spokój ducha. Rzucając bojaźliwe spojrzenie poprzez ramię, wolno zamknął drzwi.
P. Cave był to starzec, mały, o bladej twarzy, ze szczególnemi wodnistoniebieskiemi oczami; włosy miał brudnopopielate, ubrany był w niebieski połatany surdut, głowę jego okrywał kapelusz jedwabny, na nogach miał pantofle haftowane, wielce zmiętoszone. Kupiec zaczął śledzić obu tych ludzi.
Tymczasem duchowny zagłębił rękę w kieszeń od spodni, przyjrzał się garści monety, którą wydobył i miły uśmiech pokrył jego usta. Pan Cave zdawał się jeszcze bardziej zmieszany, gdy ich ujrzał wchodzących do sklepu.
Duchowny bez żadnej ceremonji zapytał go wprost o cenę kryształowego jajka. Pan Cave rzucił niespokojnem okiem w stronę mieszkania za sklepem i odpowiedział.
– Pięć gwinei.
Usłyszawszy cenę, kupujący zwrócił się do swego towarzysza i do p. Cave i zaczął dowodzić, że cena zbyt wysoka. Zaczął się targować.
Wistocie była to cena znacznie wyższa od tej, jaką starożytnik zamierzał naznaczyć, gdy zawieszał jajo na wystawie; zaraz też zbliżył się do drzwi sklepu i otworzył je.
– Pięć gwinei, to moja ostatnia cena – mówił, jakby chcąc oszczędzić sobie nudnej i bezużytecznej rozmowy.
W tej chwili, w odchylonej zasłonie, okrywającej górną część oszklonej szafki u drzwi poza sklepem – ukazała się twarz kobieca i małe oczki ciekawie oglądały klijentów.
– Pięć gwinei, to moja ostatnia cena – powtórzył pan Cave z drżeniem w glosie.
Młodzieniec o ciemnej cerze, który dotąd był tylko widzem i przyglądał się przenikliwie panu Cave, naraz przemówił.
– Daj mu pięć gwinei.
Duchowny obrócił się ku niemu, by widzieć, czy mówi serjo, a gdy jego spojrzenia znowu spoczęły na panu Cave, zauważył, że twarz jego całkowicie pobladła.
– To znaczna suma – rzekł i, szukając w kieszeni, zaczął rachować swoje pieniądze.
Miał tylko 30 szylingów i musiał prosić o resztę swego towarzysza, z którym zdawał się być na stopie wielkiej poufałości. To dało panu Cave czas do zebrania myśli, zaczął więc z pewnem pomieszaniem tłumaczyć, że w rzeczywistości jajo kryształowe nie jest wcale do sprzedania. Kupujący oczywiście byli tem bardzo zdziwieni i pytali, dlaczego im nie powiedział tego odrazu.
Pan Cave niezbyt pewny siebie, zaczął bajać jakąś nieprawdopodobną historję, twierdząc, że nie może im sprzedać tego kryształu dzisiaj, bo rankiem był tu już pewien klijent, który zamówił ten przedmiot dla siebie.
Goście sądząc, że ta wymówka była podstępem kupieckim, aby jeszcze bardziej cenę podwyższyć, udali, że niby wychodzą. Ale w tej chwili rozsunęła się zasłona poza sklepem i weszła właścicielka małych oczek.
Była to kobieta korpulentna, o rysach pospolitych, młodsza i grubsza od pana Cave; szła ciężko naprzód, a twarz miała mocno czerwoną.
– Kryształ jest do sprzedania – twierdziła – a pięć gwinei, to cena dostateczna. Co ci się stało, panie Cave, że nie chcesz przyjąć tego, co dają ci panowie?
Kupiec, wielce rozdrażniony tą nagłą napaścią, rzucił swej żonie poprzez okulary spojrzenie pełne gniewu i zaczął bronić swego prawa co do prowadzenia interesów, tak, jak je sam rozumie. Nastąpił spór, który goście obserwowali; bawiło ich to i zajmowało, przyczem dopomagali pani Cave pytaniami i ironicznemi aluzjami.
Pan Cave sfukany, wytrwale powtarzał swoją niepewną historję o klijencie, który miał przyjść rano, w końcu rozdrażnienie jego stało się przykre. Upierał się z nadzwyczajną zawziętością.
Młody syn Wschodu zakończył ten osobliwy spór. Zaproponował, że wrócą za dwa dni, aby rzekomemu klijentowi dać czas do zdecydowania się.
– Ale wtedy – rzekł duchowny – jeżeli jajo jeszcze będzie niesprzedane, będziemy nastawali… Pięć gwinei.
Pani Cave uważała za swój obowiązek wytłumaczyć męża, że bywa on niekiedy trochę dziwaczny i gdy obaj klijenci opuszczali sklep, małżeństwo jeszcze się spierało.
Skoro zostali sami, pani Cave zainterpelowała męża ze szczególną wyniosłością. Biedny człowieczek, drżąc ze wzruszenia, mamrotał swoją bajkę, już to dowodząc, że miał innego nabywcę na widoku, już to, że jajo warto niewątpliwie piętnaście gwinei
– A więc czemu żądałeś tylko pięć?
– Ach, do licha! Czy mi w końcu nie dasz prowadzić interesów, jak ja je rozumiem? – zakończył kupiec.
Pan Cave miał pasierba i pasierbicę, którzy z nim mieszkali, i gdy rodzina zebrała się przy obiedzie, chybiona tranzakcja stała się znowu przedmiotem dyskusji. I tak nikt z nich nie miał wysokiej opinji o metodach handlowych Jana Cave, ale ostatnia sprawa zdala się im szczytem warjacji.
– Jestem pewien, że on nieraz już odmówił sprzedaży tej skorupy – mówił pasierb, ciężki parobek osiemnastoletni.
– Ale pięć gwinei! – dodała pasierbica, młoda, dwudziestokilkoletnia, bardzo rozsądna osoba.
Odpowiedzi pana Cave były godne pożałowania: bełkotał bojaźliwie jakieś puste słowa, zapewniając ciągle, że wie, co robić należy.
Ledwie się skończył obiad, całe towarzystwo zeszło na dół, aby pomódz zamknąć sklep na noc. Kupcowi uszy płonęły, a w oczach za okularami błysnęły łzy udręczenia.
– Czemu do djabła – mówił sam do siebie – zostawiłem tak długo jajo w witrynie? Co za szaleństwo!
To go męczyło najbardziej; myślał też długo, ale bezskutecznie nad sposobem, w jakiby można było uniknąć sprzedaży jaja.
Po zamknięciu sklepu pasierbowie wystroili się i udali się do znajomych, żona poszła na górne piętro, by tam rozmyślać o zaletach handlowych jaja kryształowego, przyczem lubowała się w sekrecie mieszaniną ciepłej wody, cukru, cytryny i… innego dodatku.
Pan Cave pozostał w sklepie pod pozorem, że zamierza porobić małe ozdobne skały w starem akwarjum, ale w rzeczywistości miał inny utajony cel, który się wyjaśnił dopiero później.
Istotnie nazajutrz pani Cave spostrzegła, że jajo kryształowe wyjęte było z witryny i leżało poza stosem zbutwiałych książek, traktujących o łowieniu ryb za pomocą wędki. Przeniosła je natychmiast na miejsce widoczne w witrynie, ale nie robiła z tego powodu mężowi zbyt ostrych wyrzutów, gdyż właśnie męczyła ją okropna newralgja.
Dzień przeszedł nieprzyjemnie. Pan Cave, pomijając inne rzeczy, był tego dnia bardziej roztargniony, niż zwykle i nadzwyczaj wrażliwy. Po południu, w chwili gdy jego żona odbywała swą codzienną siestę, wyciągnął znowu kryształowe jajo z witryny.
Nazajutrz miał zamówione dostarczenie kilku świnek morskich do dysekcji w jednej z klinik szpitalnych, wyszedł więc załatwić ten sprawunek.
W czasie jego nieobecności, myśl pani Cave wróciła do kryształu i najlepszych sposobów użycia pięciu gwinei za nie ofiarowanych. Wymarzyła sobie bardzo miłe rzeczy, a między innemi suknię zieloną jedwabną dla siebie, a dla wszystkich wycieczkę do Richmond, gdy naraz zgrzyt klamki u drzwi wezwał ją do sklepu. Wchodzący był to nauczyciel ze szkoły ludowej, który przyszedł żalić się, że mu dotąd nie dostarczono żab, zamówionych jeszcze wczoraj.
Pani Cave nie lubiła tej szczególnej gałęzi handlu męża, to też biedak, który czynił swe reklamacje w sposób dość zadzierzysty, po krótkiej wymianie słów, dyplomatycznie wyszedł ze sklepu.
Wówczas spojrzenie pani Cave zwróciło się ku witrynie, gdyż widok jaja kryształowego stanowił dla niej pewność pięciu gwinei i urzeczywistnienie marzeń. Jakież było jej zdumienie, gdy nie zobaczyła go na swem miejscu! Zajrzała poza książki, gdzie je wczoraj znalazła – było pusto. Jajo zniknęło! Zaczęła go szukać gorączkowo po całym sklepie.
Gdy pan Cave o godzinie drugiej wrócił z parą świnek morskich, zastał sklep nieco w bezładzie, a żona jego, siedząc na ziemi, za kontuarem, w stanie ducha zupełnie zrozpaczonym, przerzucała materjały, służące do wypychania zwierząt. Twarz jej była purpurowa ze złości; gdy zobaczyła męża wchodzącego, z miejsca oskarżyła go, że ukrył przedmiot jej rozpaczy.
– Ukryłem, co? – zapytał pan Cave, nie patrząc na żonę.