- W empik go
Nowy problemat serca - ebook
Nowy problemat serca - ebook
Ola Hansson (1860-1925) – szwedzki poeta, pisarz i krytyk literacki. Przedstawiciel dekadentyzmu. Przez Stanisława Przybyszewskiego był nieoficjalnie zaliczany do grona tzw. poetów przeklętych. Dawna sława Hanssona nie przetrwała do czasów dzisiejszych; współcześnie jego dorobek popadł w niemal całkowite zapomnienie. Proza Hanssona charakteryzowała się typowymi dla nadchodzącej epoki fascynacjami dewiacjami, wybujałym erotyzmem łączącym w postaci skrajnej piękno z brzydotą, myśl o śmierci z pędem życiowym, hedonizm z idealizmem. Fragment utworu, który znakomicie ukazuje te zainteresowania twórcze pisarza: „Pewnego pięknego dnia, ku końcowi września, poszedłem z moim duńskim przyjacielem do sędziego, mieszkającego w sąsiedniej wsi. W chwili, gdy wchodziliśmy na dziedziniec, zajechał wóz przed dom jego, z którego równocześnie wyszła młoda dziewczyna, służąca, w towarzystwie dwóch mężczyzn. Jeden z parobków zbliżył się do nas i opowiadał, że dziewczyna ta zamordowała swoje dziecko – że w całej okolicy mówią o strasznym tym wypadku i że wszyscy drżą na myśl takiej zbrodni. Winowajczyni przyznała się do wszystkiego i wiadomość ta była prawdziwą; biedna, popełniła czyn okropny – była może nieprzytomną, sposób jednak, w jaki zabiła dziecko, był wstrętny i oburzający. Teraz właśnie miano odwieść zbrodniarkę do więzienia. Dziewczyna była ubrana w czarną, wytłuszczoną suknię – spódnica krzywo zapięta odsłaniała z jednej strony koszlawy trzewik i brudną pończochę aż za kostkę, z drugiej dotykała ziemi, a cała jej postać budziła odrazę i obrzydzenie. Ale twarz... Na tę twarz patrzałem – w tej twarzy zatopiłem wzrok – oczy moje przylgnęły do niej, jak przyklejone – owa twarz ponura, sina, nabrzmiała od płaczu, brudna od łez – twarz, na której wyrzuty sumienie, strach i wzruszenia wycisnęły swoje piętna i zeszpeciły ją do szczętu – i oczy, otoczone sinymi obwódkami, zaczerwienione, pozbawione blasku, błędne – jak gdyby patrzały ciągle na obraz zbrodni – z wyrazem przytłumionego okrzyku przerażenia”.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-864-8 |
Rozmiar pliku: | 636 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Było nas trzech serdecznych przyjaciół. Żyliśmy długo, przestawąjąc codziennie ze sobą, znaliśmy się nawzajem na zewnątrz i na wewnątrz — potem rozdzieliło nas życie — i teraz, po długich latach, podczas których nie wiele słyszeliśmy o sobie, oprócz pobieżnych i ulotnych słów od wspólnych znajomych, spotykanych przypadkiem na drodze życia, ujrzeliśmy się znowu!
Przypadek sprowadził nas razem, przeznaczenie ma często takie kaprysy. Jeden z moich przyjaciół, mieszkający tutaj, zaprosił nas na obiad — byliśmy sami, tak, jak za dawnych czasów — usposobienie nasze stawało się z każdą chwilą rzewniejsze, wszystkie zapomniane wspomnienia naszej młodości i przyjaźni odżyły na nowo, i ubiegłe lata, spędzone razem, stanęły nagle przed naszemi oczami, jak cicha, uśpiona Fata Morgana, podwójnie czarująca, bo rzeczywista, chociaż oddalona i niepowrotna! Wzięliśmy dorożkę, i unikając gwaru miejskiego, jechaliśmy wzdłuż wybrzeża morskiego. Było to na początku wiosny, ku wieczorowi; wody Sunda błyszczały w promieniach zachodzącego słońca, lekka mgła unosiła się nad łąkami — drzewa i krzewy pokryte były delikatnemi, świeżemi zielonemi pączkami. Głęboka cisza — taka, jaka tylko na równinie być może — jedynie skowronki śpiewały jeszcze w błękitnej przestrzeni. Jedno wspomnienie po drugiem cisnęło się na usta — jużto wesołe, jużto smutne — wspomnienia te stawały się słowami i obrazami, i przeżyliśmy wszystko raz jeszcze, cicho, spokojnie, tak, jak ów wieczór wiosenny, otaczający nas. Życie otworzyło raz swe szpony i wypuściło nas na chwilę na wolność!
Wymówiłem imię jakieś — nie wiem czemu i po co, imię człowieka, którego znaliśmy niegdyś, z którym łączyła nas przyjaźń nawet, i zaczęliśmy o nim rozmawiać. Przed kilku laty zaręczył się z pewną młodą dziewczyną, posiadającą wszelkie możliwe przymioty. Wszyscy, którzy ją znali, klękali przed nią i uwielbiali ją, ale po kilku miesiącach zaręczyny te zostały zerwane. Narzeczony cofnął się — dlaczego? Tego nikt nie wiedział i nikt nie mógł zrozumieć. Dziewczyna poddała się bez szemrania przeznaczeniu — pocieszyła się — i znalazła wkrótce innego, który potrafił ocenić lepiej swoje szczęście. Tak przynajmniej mówiono. Był to jakiś urzędnik, dobrze płatny, mieszkający w jednem z małych miast na prowincyi. Żaden z nas nie znał jej — nie mogliśmy więc wydać żadnego o niej sądu — to też trzeba nam było szukać jedynie w charakterze i usposobieniu naszego znajomego powodu tego niepojętego zerwania.
— Domysły i przypuszczenia nie doprowadzą nas do niczego — rzekł mój przyjaciel, siedzący naprzeciw mnie. — O tem, co go spowodowało do tego postępowania, nic wie nikt, oprócz niego samego, a chociażby powiedział wszystko, to jednak nikt by go nie zrozumiał, najmniej zaś ta, która miała prawo żądania wyjaśnienia. Przypominam sobie bardzo dokładnie, że otrzymując doniesienie o jego zaręczynach, pomyślałem: to małżeństwo nie przyjdzie do skutku! Nie miałem najmniejszego wyobrażenia o tem, jak narzeczona jego wygląda, albo jaką była, ale to wiedziałem napewno, że taki człowiek, jak on i my, nie może się związać na całe życie. Dla nas jest małżeństwo hazardem, zapowiedzeniem wygranej, podczas kiedy mamy liche karty. Drobnostki kierują nieraz naszem życiem i wywołują wielkie zmiany — nieobliczone, drobne wypadki, na które nie zważamy i o których nawet nie wiemy, dopóty, dopóki już nie jest zapóźno! Czasem nawet nie możemy o nich wiedzieć. Przyjaciel nasz spotkał na drodze swego życia kobietę, w której zewnętrznej i wewnętrznej istocie znalazły jego wymagania, życzenia i marzenia, oddźwięk i zrozumienie. Dusza jego i zmysły i cala jego istota przejęła się tem uczuciem — w sercu jego drżał ton miłości i zapomniał, że właśnie wysokie, drżące tony przechodzą łatwo w dysharmonię. I pewnego pięknego dnia posłyszał dźwięk fałszywy, który rosnął i zaostrzał się z każdą chwilą, i włożył palce w uszy i cierpiał i męczył się; nic nie pomogło, melodya rozpadała się na kawały — i zamieniała się w mieszaninę krzykliwych i nieczystych tonów — i wtedy — uciekł. Powodem tego mogło być jedno, jedyne słówko — dźwięk jej głosu, wyraz twarzy, albo ruch jaki. Mogło być nawet, kto wie? — coś takiego, co z nią nie stoi w styczności — co zmieniło jego usposobienie, jakaś assocyacya jego myśli, nic mająca żadnej podstawy, albo jaka nagła zmiana jego uczuć, którą ona bynajmniej nie wywołała, i za którą on sam nie był odpowiedzialnym, tak samo, jak kiedy nam zdaje się często, że bez powodu, mamy jakiś smak, lub czujemy jakąś woń, która nam jest wstrętną. A to nieprzyjemne wrażenie obrzydzenia, nie stojące może pierwotnie w żadnym z nią związku wystarczało aż nadto, aby go odepchnąć od niej, jak od nienawistnego przedmiotu — i musiał uwolnić się od niej. Jest to zagadką dla wszystkich, a może i dla niego samego.
Pewien młodzieniec, którego znałem, opowiadał mi takie zdarzenie z...............................