- W empik go
Nuka. Owczarek węgierski na polskich nizinach - ebook
Nuka. Owczarek węgierski na polskich nizinach - ebook
Historia owczarka węgierskiego, który z małej wsi trafia do wielkiego miasta. Tam sympatyczna suczka przygląda się nowemu domowi, uczy się chodzić na spacery, nie ujadać, nie pożerać butów, spać w odpowiednim miejscu, łowić ryby i wielu innych pożytecznych rzeczy, bez których nie może się obejść żaden porządny pies.
Świat widziany oczami Nuki jest jednocześnie wielki i tajemniczy oraz pełen fascynujących przygód – czasem zabawnych, czasem strasznych, ale zawsze prowadzących do szczęśliwego finału. Lektura obowiązkowa dla wszystkich miłośników psów – małych i dużych.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8233-303-9 |
Rozmiar pliku: | 3,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nazywam się Nuka, to znaczy tak na mnie wołają. Jestem owczarkiem węgierskim. Niektórzy śmieją się, że wyglądam jak mop albo pytają, kto ma czas, żeby zaplatać te wszystkie dredy. Nikt mi ich nie zaplata. Po prostu owczarki węgierskie tak wyglądają. Jeśli nadal nie wiecie jak, to wyobraźcie sobie psa, który ma na sobie wełnę taką samą jak owca. Wtedy będziecie wiedzieć, jak wyglądam ja. Jestem cała czarna, mam tylko biały krawacik z przodu, pod szyją.
Moja mama jest cała biała, a tata cały czarny. Mieszkam z mamą na wsi, w górach. Całymi dniami bawimy się. Biegamy wokół naszych owiec i pilnujemy, żeby się nie zgubiły. One są strasznie głupie, te owce. Gdyby nie my, nie umiałyby trafić do domu. Chociaż mama mi mówi, że gdybym ja się zgubiła w mieście, do którego jeździmy z naszym panem samochodem, to też nie znalazłabym domu.
– Więc trzymaj się nogi swojego pana – powtarza mi mama.
Tak robię. Trochę lubię jeździć samochodem, a trochę nie, bo czasem jest mi dziwnie w brzuchu. I wtedy, jak się zatrzymujemy, to muszę wleźć pod samochód, schować się za kołem i trochę sobie poleżeć. Jednak, jak pan woła, to pamiętam, co mówiła mama i grzecznie trzymam się nogi. Wchodzimy sobie do kilku sklepów, a potem wracamy, bo to miasto jest małe. Jak tylko docieramy do domu, to muszę sobie pobiegać, wybiegać się za ten cały czas, kiedy musiałam grzecznie siedzieć w bagażniku. Robię wyścigi z kurami, ale one nie umieją się bawić i przelatują za płot, i potem gdaczą obrażone. To pędzę ścigać się z owcami. Ale one umieją tylko beczeć. Najchętniej by tylko żuły tę swoją trawę. To namawiam mamę, żeby ona się ze mną pościgała. Czasem się zgadza, ale nie zawsze. Więc jak ona nie chce, to po prostu biegam w kółko. Chciałabym kiedyś pobiec tak szybko, żeby dogonić własny ogon. Na razie mi się nie udało, ale wierzę, że kiedyś się uda. Może jutro?