Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

NYC x Białystok. Jeszcze jeden spacer po Lipowej - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
7 listopada 2025
2268 pkt
punktów Virtualo

NYC x Białystok. Jeszcze jeden spacer po Lipowej - ebook

To nie jest książka o tym, jak osiągnąć sukces. To książka o tym, co się dzieje, kiedy już go masz — ale nie do końca wiesz, czy to naprawdę twoje życie.
To historia Aleksandry, która już po ukończeniu gimnazjum przeprowadziła się z rodzicami z Białegostoku do New Jersey, teraz ma trzydzieści lat i sporo szalonych doświadczeń na koncie. Nowy Jork, związki, kariera, piękne rzeczy, wielkie miasta...
...a jednak coś w niej zaczyna szeptać: „Wracaj”.
Do siebie. Do tego, co znane, ciepłe, zwyczajne. Ale własne. To opowieść o intuicji, zmianie, o Białymstoku pachnącym wspomnieniami i o decyzjach, które podejmuje się nie rozumem, a sercem. 

Julita Julietta Gul – ekonomistka z wykształcenia, trenerka social mediów z zawodu, z pasji masażystka twarzy i trenerka aerial jogi. Wrażliwa, empatyczna i oddana temu, co kocha. Jej pisanie to odbicie kobiecej siły, delikatności i autentyczności. Inspiracje czerpie z własnych emocji, rozmów z ludźmi, obserwacji mediów i kultur.
Znana jako twórczyni pierwszego polskiego podcastu o social mediach – Instaszkoła by Juliette. Ekspertka influencer marketingu, twórczyni albumu muzycznego opartego na AI, Snapchat strategist. 
To jej debiut literacki, choć wcześniej publikowała już artykuły modowe i o mediach społecznościowych w prasie i internecie. 
Swojego pierwszego bloga prowadziła, mając zaledwie 11 lat.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8308-920-1
Rozmiar pliku: 819 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1
NOWE WIADOMOŚCI

Dlaczego więc wciąż tkwiłam w miejscu, które mnie nie cieszyło? No cóż… Z biegiem czasu mogę śmiało się przyznać, że nie jestem osobą szybko podejmującą decyzje. Mam wiele zalet, ale stanowczo podejmowanie decyzji to nie będzie to! Stąd też był przy mnie Tony. On uwielbiał podejmować wszystkie decyzje, a ja się czułam z tym wygodnie, bo jakby nie musiałam myśleć. Ufałam mu i naprawdę uważałam, że gdy to nie były decyzje dotyczące życia i śmierci, to jak najbardziej mogę dać mu w wielu kwestiach wolną rękę. Brzmi to trochę jak sytuacja _win-win_, ale uwierzcie mi, że to wszystko nie zawsze było takie proste.

Tony to długa, całkiem toksyczna i skomplikowana historia i ostatnimi czasy dość często się rozstawaliśmy, to właśnie miał być już ten ostatni raz ‒ zresztą jak każdy poprzedni, ale wiecie, jak to jest… Zaraz po dwóch tygodniach znowu zaczyna ci się wydawać, że to jedyna osoba na świecie, która tak bardzo cię rozumie, i powoli zaczynasz ulegać prezencikom, kwiatom, czułym wiadomościom na dobranoc, wspomnieniom szalonego i emocjonującego seksu w taksówce po imprezie u Charlesa… Teraz mam do tego wielki dystans, ale uwierzcie mi, to nic prostego!

No, ale kolejny raz stało się…

Mieliśmy wyjść na kolację do Flex Mussels, ale jak to było w zwyczaju ostatnio ‒ Tony stwierdził, że zamówimy do domu. Powiedział, że musi popracować przy komputerze, a chce to robić w spokoju. Przeszło mi przez myśl, jak zwykle, że to tylko wymówka, ale po prostu milczałam, bo nie chciałam się kłócić. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam w ogóle być taka cicha, taka przygaszona. W ostatnich tygodniach chyba zaczynałam rozumieć, że naprawdę już nic z tego nie będzie.

Nie założyłam nowych szpilek od Aquazurry, które naprawdę uwielbiałam. Gdybyśmy szli do najdroższej restauracji w Nowym Jorku, w tych butach czułabym się jak królowa, ale dzisiaj nie było na to przestrzeni.

Nie chciałam też na koniec go jakoś szczególnie ranić. Nie chciałam zaczynać kolejnej wojny z kimś, kto nigdy nie przegrywa wojny. Dlatego wybrałam grzeczne koturny od Alma en Pena z motywem warkocza – wygodne, europejskie, bo to była moja moda, moja tożsamość. Coś, co wciąż miało dla mnie znaczenie – nawet w tym błyszczącym świecie Ameryki. Michael Kors? Zupełnie nie dla mnie. Juicy Couture? Tak, ale tylko w odpowiednim kontekście.

Zamówiłam kolację tam, gdzie Tony uwielbia najbardziej (ja też lubię menu ze starego kultowego JG Melon, ale gdybym to ja miała decydować – wolałabym zjeść jednak coś innego). Bez słów, bez buntu. A potem tylko usiadłam naprzeciw niego, tak jakby nic się nie działo. Jakby wszystko było takie samo. Może to właśnie było najgorsze – to poczucie, że wszystko wciąż jest takie samo… Ale ja już nie byłam taka sama! Nie chciałam już tego samego, na czym zależało mi jeszcze pięć lat temu! Anthony’ego też już zwyczajnie nie chciałam i byłam pewna tego na sto jeden procent!

Tony siedział w salonie z laptopem na kolanach, skupiony na swoich krypto. Palce poruszały się po klawiaturze z precyzją, jakiej mogłabym mu tylko zazdrościć. Znał się na tym naprawdę świetnie. Umiał czytać wykresy, jakby to był drugi język. Wiedział, kiedy wejść, kiedy wyjść, kiedy nic nie robić. To była jego strefa geniuszu. I chociaż czasem mówił o tym z takim żarem, że ciężko było za nim nadążyć, podziwiałam go. Naprawdę. Nigdy nie chodziło o krypto.

Od jakiegoś czasu miałam jednak wrażenie, że dzieli nas coś trudniejszego do uchwycenia. Nie chłód, nie brak miłości. Wręcz przeciwnie – Tony mnie kochał. Chciał ze mną rodziny. Ale na swój totalnie szalony sposób.

Przez pięć lat naszego związku mieszkaliśmy razem w czterech różnych lokalizacjach na Upper East Side. Każde mieszkanie było inne, zawsze megawygodne i jak na standardy NYC raczej luksusowe, każde na chwilę „nasze”. Do tego co jakiś czas wynajmowaliśmy coś na miesiąc wakacyjnie, w promieniu trzystu mil od Nowego Jorku – raz domek w lesie, raz nowoczesny loft z widokiem na jezioro, raz coś w stylu rustykalnego spa, gdzie Tony pracował z hamaka, a ja piłam poranną kawę na werandzie. To były piękne momenty. Ale prawda jest taka, że gdyby nie ja, Tony prawdopodobnie przez dwa tygodnie z rzędu mieszkałby u kolegów, a potem ruszył dalej, nawet nie zauważając, że nie ma już domu. On po prostu nie zwracał na to uwagi. Nie był przywiązany do przestrzeni. Dla niego dom to było pojęcie elastyczne – coś, co można zmieniać, dopasowywać do rytmu życia. Tak był wychowany. W ruchu.

Ja – zupełnie odwrotnie. Dla mnie dom to było miejsce. Stałe, konkretne, prawdziwe. Takie z własnym zapachem i ulubionym kątem do czytania książek. Takie z szafką pełną herbat, płynem do naczyń, który sama wybrałam, i ulubionym kubkiem z ukruszonym uchem. Nie musiałam mieć wiele, ale musiałam mieć swoje. Stałość była dla mnie jak tlen. Bez niej się dusiłam.

I choć mówił, że chce dzieci, że widzi mnie jako mamę jego syna i córeczki, to ja nie umiałam sobie tego wyobrazić. Bo ja byłam przecież z Podlasia. Ja potrzebowałam wiedzieć, gdzie będzie spało nasze dziecko, gdzie będą jego zabawki, gdzie stanie jego łóżeczko. Potrzebowałam jednego adresu. A Tony… nie rozumiał, że to nie jest brak odwagi z mojej strony. To była moja tożsamość.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij