O bliskości. Jak żyć razem w podzielonym świecie - ebook
O bliskości. Jak żyć razem w podzielonym świecie - ebook
Twarzą Boga jest miłość. Każdy inny Jego portret jest karykaturą
Jak doświadczyć bliskości w czasach izolacji?
Jak budować jedność w czasach podziałów?
Skąd czerpać nadzieję w czasie pełnym lęku i niepokoju?
Abp Grzegorz Ryś przekonuje, że wspólnota nie tylko jest nam potrzebna jak tlen, ale też wciąż jest możliwa. Tego, co rozdarte, nie posklejamy dyskusjami ani narzuconymi z góry nakazami. Liczą się proste gesty: zrobienie zakupów sąsiadowi, telefon do kogoś samotnego, wyciągnięcie ręki do zgody, modlitwa. Obecność, troska, szacunek, solidarność – te podstawowe ludzkie wartości są równocześnie najgłębiej chrześcijańskie.
Nasza wiara mówi nam przede wszystkim o tym, że Pan nie zostawia nas samych w momentach doświadczenia, choroby czy cierpienia. Przeciwnie, Jego obecność i miłość zawsze skierowana jest „bardziej” do tych, którzy są słabsi i uciśnieni.
Teksty zebrane w książce stanowią wybór wypowiedzi metropolity łódzkiego z 2020 roku.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-6185-3 |
Rozmiar pliku: | 628 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
* Z listu arcybiskupa Grzegorza Rysia do diecezjan dotyczącego pandemii koronawirusa, 14 marca 2020 roku; do przeczytania lub odsłuchania w całości na stronie www.archidiecezja.lodz.pl (wszystkie przypisy pochodzą od redakcji).Bliski Bóg
JEZUS WIDZI CZŁOWIEKA
Homilia wygłoszona podczas mszy świętej w kaplicy prywatnej Domu Biskupów Łódzkich w niedzielę 22 marca 2020 roku
Czytania liturgiczne: 1 Sm 16, 1b.6–7.10–13b; Ps 23; Ef 5, 8–14; J 9, 1–41
Zostały nam trzy tygodnie do Wigilii Paschalnej, do momentu, w którym Kościół nas wezwie, byśmy odnowili przyrzeczenia chrzcielne i na nowo wybrali swoją wiarę. W drodze do tego momentu, w Wielkim Poście, czytamy długie perykopy Janowe, którymi Kościół się posługiwał w starożytności, kiedy prowadził dorosłych katechumenów do chrztu. Są to wielkie teksty, bardzo obfite w znaczenia. Teraz jednak postawmy sobie tylko zasadnicze pytanie, które wynika z rozważanej dziś Ewangelii o niewidomym od urodzenia.
Wiara jest wzrokiem, który otrzymujemy od Boga. Człowiek zaczyna wierzyć wtedy, kiedy widzi rzeczywistość oczami Bożymi, zapożycza wzrok od Boga. Wszyscy tego potrzebujemy, bo na ogół widzimy inaczej niż Bóg. Dobrze to pokazuje dzisiejsze pierwsze czytanie. Jesse widzi króla w każdym ze swoich synów, tylko nie w Dawidzie. Dawid jest najmłodszy, więc się nie nadaje. Jego starsi bracia są albo mądrzejsi, albo silniejsi. A Dawid? Dawid pasie owce. Tymczasem Bóg wybrał właśnie jego. Kiedy Dawid przychodzi, czytamy w opisie, że jest „pociągający z wyglądu”. Czy to jest kwalifikacja do bycia królem, że kandydat jest ładny? Ale Bóg się przecież nie tym kieruje. Wyraźnie słyszymy, na co On zważa: „Nie tak widzi człowiek, jak widzi Bóg, bo Pan widzi serce” (1 Sm 16, 7)¹.
Czy na pewno mamy w sobie taką determinację, żeby dotrzeć do czyjegoś serca?
Bóg wybrał Dawida, bo widział jego serce, a nie jego pociągającą twarz. Czy ktoś z was widzi serce drugiego człowieka? A czy ktoś ma ochotę je oglądać, spotykając się z tym drugim? Czy na pewno mamy w sobie taką determinację, żeby dotrzeć do czyjegoś serca, żeby próbować zrozumieć wnętrze drugiego człowieka?
Dawid jest dla nas figurą Jezusa. Jezus jest Panem, ale nie jest największy – jest najmniejszy. Jest ukrzyżowany. Skąd się zatem bierze władza Jezusa? Jakie są Jego kwalifikacje do rządzenia? Żeby znaleźć odpowiedź na te pytania, trzeba popatrzeć w Jego serce. Jezus jest wielkim sercem, przebitym sercem, pokazanym sercem.
Pytanie o Jezusa jest tak naprawdę ostatnim pytaniem dzisiejszej Ewangelii, ale przed tym ostatnim pada jeszcze wiele innych pytań, a wszystkie one skłaniają do badania: czy nasz wzrok jest wzrokiem Jezusowym? Czy patrzymy tak, jak patrzy Bóg? „Jezus, przechodząc, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia” (J 9, 1) – czytamy na początku tej perykopy. W tym zdaniu jest przecinek, i to niesłychanie istotny. Wcale nie we wszystkich przekładach Biblii został zachowany. Gdyby zapytać kogokolwiek z nas, kogo Jezus dzisiaj zobaczył, to pewnie każdy by odpowiedział: ślepca. A On zobaczył człowieka – który był niewidomy od urodzenia.
Jezus widzi człowieka, podczas gdy my widzimy chorobę. Widzi człowieka wraz z wszystkimi jego potrzebami. Ewangelia mówi, że przywrócił temu niewidomemu wzrok, ale potem dalej go szukał. Po co, skoro już go uzdrowił? Może miał mu do zaoferowania coś więcej niż wzrok? Może problemem tego człowieka nie było tylko to, że nie widzi?
I tak jak Bóg posłał kiedyś Abrahama, tak samo Jezus posłał tego człowieka ze słowami: „Idź!”. „Idź do sadzawki Siloe”. Kto tam był, to wie: sześćset metrów w dół. Dzisiaj są w tym miejscu asfaltowane dróżki, a i tak się można zmęczyć, idąc tam i z powrotem. Jak człowiek niewidomy od urodzenia miał przejść sześćset metrów po stromej kamienistej ścieżce? Jezus mu nawet nie przydzielił żadnego apostoła, który by go bezpiecznie zaprowadził, tylko powiedział: „Idź”. I on poszedł.
Jak wielka jest wiara Jezusa w tego człowieka! Myślicie, że ten posłany był w stanie to zrobić? Wierzycie tak w ludzi? Posłalibyście kogoś niewidomego w taką drogę?
Kompletnie inaczej widzimy ludzi, niż widzi ich Jezus. Kompletnie inaczej widzimy też Boga. „Rabbi, kto zgrzeszył : on czy jego rodzice?” (J 9, 2). Jaki obraz Boga kryje się za takim pytaniem? Co my w ogóle mówimy o Bogu, zadając dziś takie pytania? To jest przerażające! „Za czyje grzechy karą jest ta choroba?” Najlepiej by było palcem pokazać. „Może nie za grzechy tego pokolenia, może za grzechy poprzedników?” Opowiadamy straszne głupoty w imię Boga. Że Bóg karze nas za winy naszych przodków, że grzech jest dziedziczny… Jakby nie było słowa Bożego. Wszyscy wielcy prorocy: Ezechiel, Jeremiasz, mówią o tym, jakie jest prawdziwe oblicze Boga. Ale nie, my mamy swoje przekonania. Jaki obraz się z nich wyłania: Bóg karzący nas chorobą?!
Bóg nie karze nas chorobami; Bóg nie może patrzeć spokojnie na cierpienie człowieka.
Jezus mówi o niewidomym, odpowiadając faryzeuszom: „Ta choroba nie przez Boga została na niego sprowadzona i nie jest karą za żadne grzechy, ale będzie miejscem, gdzie się objawią dzieła Boże” (J 9, 3). Bóg nie karze nas chorobami; Bóg traktuje choroby jako coś, co Go prowokuje do działania, do uzdrawiania. Bóg nie może patrzeć spokojnie na cierpienie człowieka. Musi się zaangażować! A przy tym widzi to cierpienie dużo głębiej, niż my je widzimy. Bo my widzimy ślepca, a Jezus widzi całego człowieka i wszystkie jego problemy, do samego dna. Nie zostawi go z żadnym z nich.
„Objawią się wielkie dzieła Boga”. Ktoś może spytać: gdzie? Pandemia się rozwija, diagnozowanych jest coraz więcej osób chorych na COVID-19. Gdzie się objawia to Boże działanie? Jezus mówi: w nim, w człowieku. Patrzymy bez przerwy na zewnątrz, szukając cudownych interwencji. A może trzeba popatrzeć w siebie?
Może masz zaległy list do kogoś? Bóg mówi: siądź i napisz ten list.
Jak Bóg działa w nas? Może wezwaniem do nawrócenia. Może pragnieniem, żebyśmy zrobili rzeczy, których nie robiliśmy przez całe miesiące albo lata. Może masz zaległy list do kogoś? Bóg mówi: siądź i napisz ten list. A może masz sąsiada, który jest niepełnosprawny, jest seniorem albo przebywa właśnie na kwarantannie? Bóg mówi: wstań i zrób mu zakupy. Ale my nie zaglądamy w siebie, wolimy się rozglądać dookoła i pytać, kiedy ustanie zaraza… Działanie Boga jest w człowieku. Polega ono na tym, że zaczynamy widzieć tak, jak widzi Bóg.
Wszyscy się zastanawiają, dlaczego Jezus posłał niewidomego akurat do sadzawki Siloe. Nie było bliżej innej wody? Była. Po drugiej stronie Świątyni mieściła się sadzawka Owcza, wystarczyło przejść kilkadziesiąt kroków po równej nawierzchni. A więc dlaczego ta sadzawka? Bo ona ma swoją nazwę: _Siloam_ oznacza „posłany”. Posłany. Kogo ta nazwa dotyczy, o kim mówi? O Jezusie. Ten niewidomy człowiek poszedł zanurzyć się w Jezusie. Zanurzenie się w Jezusie uzdrawia.
José Prado Flores podarował mi raz komentarz do tej Ewangelii, pisząc w dedykacji jedno zdanie: „Jezus jest Twoim Siloe”. To najtrudniejsza droga do przebycia, wręcz karkołomna: dotrzeć do Jezusa, przebić się do Niego przez wszystko. Nie wystarczy zanurzyć się w wodzie, trzeba się zanurzyć w Jezusie. Tym, co nas uzdrawia, jest osobiste spotkanie z Nim. Nie uzdrawiają nas miejsca, nie uzdrawia nas zachowywanie takich czy innych przepisów, rytuałów. To, co Jezus kazał zrobić niewidomemu od urodzenia, przekraczało przecież wszystkie normy. Pamiętajmy, że to był szabat. Sześćset metrów w jedną stronę, sześćset w drugą – daleko więcej, niż wolno było przejść w ten dzień. Bóg może działać obok przepisów, obok zasad, obok zwyczajów i tradycji. Może działać nawet wbrew nim.
Zobaczcie Jezusa, przekonajcie się, jak działa, jak uzdrawia, zauważcie, że to o Niego chodzi, nie o przepisy, zwyczaje czy obrzędy – a wtedy będziecie mogli przed Nim klęknąć i powiedzieć: „Ty jesteś Panem”.
Potrzebujemy korygowania wzroku. Myślę, że Pan Jezus właśnie to sprawia. W tym czasie, który przeżywamy – bardzo trudnym – Jezus działa bardzo mocno, korygując nasze spojrzenie. Zaczynamy widzieć to, co naprawdę istotne w naszej wierze, co fundamentalne, co rzeczywiście uzdrawiające. A najpierw jeszcze zaczynamy dostrzegać, co w nas w ogóle potrzebuje uzdrowienia. Ta sytuacja, w której się znaleźliśmy, wiele nam objawia – o Bogu i o nas samych.
Bądźmy wdzięczni Jezusowi za to słowo; jest zawsze stosowne do momentu. A momentem, który przeżywamy, nie jest epidemia. Momentem, który przeżywamy, jest nasza droga do odnowienia przymierza chrzcielnego. To jest droga istotna. Jako ludzie odnowieni przez Jezusa będziemy mogli na nowo zmierzyć się z epidemią. Wtedy nie zostawimy innych w chorobie, wtedy nie wpadniemy w rozpacz, jeśli dotknie nas cierpienie. Dajmy się temu słowu poprowadzić. Stawiajmy sobie takie pytania, jakie stawia Bóg, i patrzmy tak, jak patrzy Bóg.
------------------------------------------------------------------------
1 Arcybiskup Ryś w homiliach posługuje się różnymi tłumaczeniami Pisma Świętego, w tym nierzadko własnym przekładem z języków oryginalnych.Bliski Bóg
TWARZĄ W TWARZ, SERCEM W SERCE
Nauka rekolekcyjna wygłoszona na rozpoczęcie Rekolekcji dla Łodzi w kaplicy prywatnej Domu Biskupów Łódzkich w niedzielę 5 kwietnia 2020 roku
Czytanie: Oz 2, 13–18a
Jak co roku czuję się w obowiązku, żeby iść za orędziem papieża na Wielki Post. Tegoroczne nosi tytuł _W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem_¹. Franciszek podpisał je dość wcześnie, bo w październiku 2019 roku; nie wiedział jeszcze, jak inny od wszystkich poprzednich będzie to post.
Czytając to orędzie, natrafiamy jednak na takie fragmenty, jakby coś przeczuwał. Na przykład jest takie zdanie: „Nigdy nie można uznawać za pewnik tego, że Pan da nam kolejny czas sprzyjający naszemu nawróceniu” (pkt 3). Ten post jest szansą, czasem danym nam ku nawróceniu. Nikt nie wie, czy nie jest to nasza ostatnia szansa. Kiedy papież to pisał, większość czytających przyjmowała pewnie jego słowa jako swego rodzaju figurę kaznodziejską, i to jak na Franciszka dość dziwną – on się rzadko posługuje pedagogiką strachu. Dziś wiemy, że dla wielu z nas ten post rzeczywiście okazał się ostatni.
W tym roku – inaczej niż w poprzednich – papieskie orędzie nie ma jednego szczególnego tematu, niemniej wszystko, co Franciszek pisze, jest fundamentalne, podstawowe, dotykające tego, co w naszym życiu najistotniejsze. Jest w nim tekst, który można uznać za wprowadzenie do całej późniejszej refleksji, oparty na rozważaniu fragmentu z drugiego rozdziału Księgi Ozeasza. Papież pisze tak: „Zatem w tym szczególnie sprzyjającym okresie pozwólmy się wyprowadzić na pustynię jak Izrael (por. Oz 2, 16), abyśmy mogli w końcu posłuchać głosu naszego Oblubieńca, pozwalając mu rozbrzmiewać w nas z większą głębią i otwartością. Im bardziej damy się zaangażować Jego słowu, tym bardziej uda nam się doświadczyć Jego bezinteresownego miłosierdzia” (pkt 2). Wyjście na pustynię jest dla słuchania słowa. Chodzi o rzeczywiste spotkanie, rzeczywisty dialog – i nie ma on polegać na gadulstwie. Papież przywołuje przykład Greków na Areopagu: gadają, debatują, a to się na nic nie przekłada. W spotkaniu liczy się nie liczba słów, ale zrozumienie, przeżycie miłosierdzia.
Cytowany akapit orędzia kończy się zdaniem: „Nie pozwólmy zatem, aby ten czas łaski przeminął daremnie, w zarozumiałym złudzeniu, że to my jesteśmy panami czasów i sposobów naszego nawrócenia ku Niebu”. To też prorocza intuicja, zapisana kilka miesięcy przed nadejściem tego, co przeżywamy: dziś chyba nikt z nas się nie łudzi, że jesteśmy panami czasów i sposobów nawracania się do Pana. Nawet jeśli mieliśmy jakieś pomysły, oczekiwania, wszystko jest inaczej. Myśl, że sami o wszystkim decydujemy, jest złudzeniem.
Myśl, że sami o wszystkim decydujemy, jest złudzeniem.
Papież zachęca nas więc do medytacji nad Księgą Ozeasza, mówiącą o Bogu, który wyprowadza Izraela na pustynię. Przypomnijmy sobie dwa kluczowe wersety tego fragmentu: „Oto Ja uwiodę ją i poprowadzę na pustynię, przemówię jej do serca i dam jej winnice jej i dolinę Akor jako bramę nadziei” (Oz 2, 16–17a).
Mogłoby się wydawać, że te słowa spełniły się bez pytania nas o zdanie, i to spełniły się dosłownie, bardzo konkretnie, realistycznie, powiedziałbym – dramatycznie. Pewnie jest tak, że wszyscy czujemy się wręcz wyrzuceni, może nawet skazani na pustynię. Każdy z nas żyje w jakiejś izolacji. Niektórzy są w kwarantannie, inni w szpitalu. Wiele form spędzania czasu, wiele rozrywek, do których nawykliśmy, jest przed nami zamkniętych. Nie można się przejść do parku ani wybrać w góry. Siedzimy wszyscy w czterech ścianach swoich mieszkań. Nie ma spotkań towarzyskich, zgromadzeń liturgicznych². Mogłoby się wydawać, powtórzę, że zostaliśmy wszyscy poprowadzeni na pustynię. Ale to jest nieprawda.
Kwarantanna, izolacja nie stają się automatycznie pustynią, a już na pewno nie taką, o której mówi Bóg przez Ozeasza. Na izolację skazuje nas epidemia. Bóg nas na pustynię nie skazuje; Bóg nas uwodzi albo według innego przekładu – przynęca, zaprasza. Wejście na pustynię wymaga zgody, wymaga też z naszej strony jakiegoś ruchu, działania.
Dziś jest Światowy Dzień Młodzieży. Nasza łódzka młodzież wyszła z tej okazji z bardzo piękną inicjatywą, nawiązującą z kolei do listu papieża napisanego z tej okazji³, w którym Franciszek rozważa Ewangelię o wskrzeszonym młodzieńcu z Nain. Jezus powiedział temu młodzieńcowi: „Wstań!”. Młodzi tworzą więc kartki z napisem: „Wstaję, bo…”. My moglibyśmy napisać: „Wstaję, bo Jezus zawołał mnie na pustynię”.
Wcale nie musimy przecież wstawać. Możemy siedzieć, zeźleni, wkurzeni, wytrąceni z równowagi, coraz mniej cierpliwi, coraz bardziej zbuntowani… Możemy siedzieć w domach i nie ruszyć się w ogóle na pustynię, na którą Bóg nas zaprasza. Chciałbym bowiem podkreślić to jeszcze raz: pustynia jest miejscem, do którego Bóg zaprasza, nie skazuje na nie.
Kiedy to zrozumiemy, wtedy też dostrzeżemy, że pustynia nie jest pustkowiem. Kwarantanna, izolacja mogą być pustkowiem, ale pustynia nie. Pustynia jest miejscem spotkania. Jest, owszem, miejscem ogołocenia, i o tym też czytamy w Księdze Ozeasza: „Usunę całą radość i jej święto, jej nów i jej szabat, i każde jej zebranie. Spustoszę jej winnicę i figowiec” (Oz 2, 13–14a). Ten tekst mówi, że coś zostało nam zabrane – nie przez Boga, przez epidemię. Bóg nam nie zabiera rzeczy, które są dla nas ważne. Jednak na pustyni nie chce z nami rozmawiać o rzeczach, lecz o naszej wzajemnej relacji. O Nim i o nas. Dlatego wprowadza nas w rozmowę, w której już nic nam nie przeszkadza. Wszystko, co mogło przeszkadzać, zostało odsunięte. Dzięki temu można się spotkać – jak pisze Franciszek w orędziu – twarzą w twarz, „sercem w serce”, przyjaciel z przyjacielem. „Przemówię jej do serca” – zapowiada Bóg przez Ozeasza. Nie trzeba już niczego, żeby to spotkanie zapośredniczyć. Jest tylko Bóg i my. Ozeasz mówi: „Mąż i żona”.
Kwarantanna, izolacja mogą być pustkowiem, ale pustynia jest miejscem spotkania.
To pierwszy prorok w dziejach zbawienia, który się posługuje tym obrazem. Po nim następuje długa kolejka proroków i pisarzy, którzy mówią o miłości między Bogiem a człowiekiem przy pomocy analogii małżeńskiej. Jest Jeremiasz, Ezechiel, jest Jezus, który w Kanie Galilejskiej ukazuje siebie jako Oblubieńca dla Oblubienicy – Kościoła, jest święty Paweł w Liście do Efezjan i cała mistyka chrześcijańska ze świętą Małą Teresą i innymi.
Zanim pójdziemy za Ozeaszem, warto sobie zakodować pytanie, do którego trzeba będzie wrócić. Relacja mąż – żona opisuje nie tylko indywidualny wymiar wiary (Bóg i ja), ale też wymiar wspólnotowy (Bóg i Kościół). W obu tych wymiarach post, który otrzymaliśmy – specyficzny, związany z odarciem ze wszystkiego – służy temu, byśmy odkryli tę oblubieńczość jako istotę wiary. Aspekt osobisty każdy z nas musi rozważyć sam, ale gdy chodzi o Kościół, nieraz jest tak, że wszystko w nim mamy, a im więcej mamy rzeczy, tym bardziej się one stają równe sobie, wszystko się w tym Kościele liczy, taką samą uwagę przywiązujemy do wszystkiego po kolei. Na końcu zostaje pytanie: co jest fundamentem życia, istnienia, działania Kościoła? Fundamentem jest przekaz życia, które przychodzi od Boga, a zatem relacja miłości. Dlatego mówimy, że Kościół jest oblubienicą i matką – bo w nim następuje przekaz życia. Warto więc zapytać: czemu służy to wszystko, co mamy, od kurii począwszy? Instytucje, struktury, prawo, przepisy, obrzędy? Czy to, co jest istotą, rzeczywiście się dzięki temu dokonuje?
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
------------------------------------------------------------------------
1 _Orędzie Ojca Świętego Franciszka na Wielki Post 2020 „W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!” (2 Kor 5, 20)_; tekst do znalezienia na stronie www.vatican.va.
2 W tym czasie przepisy dopuszczały obecność pięciu osób (w tym celebransa) w kościele na mszy lub nabożeństwie.
3 _Orędzie papieża Franciszka na XXXV Światowy Dzień Młodzieży 2020 „Młodzieńcze, tobie mówię wstań” (por. Łk 7, 14)_; tekst do znalezienia na stronie www.vatican.va.