- W empik go
O Bogu i życiu w muszce i kapeluszu - ebook
O Bogu i życiu w muszce i kapeluszu - ebook
„O Bogu i życiu w muszce i kapeluszu” to zbiór myśli i kazań opartych na Słowie Bożym, do którego — jak wierzę — czytelnicy i czytelniczki będą co jakiś czas wracać. Może komuś, kto po niego sięgnie, pozwoli on zbliżyć się do Boga, poznać Go, zaprzyjaźnić się z Nim i co najważniejsze — uwierzyć w Niego jako Zbawiciela. Jesteście przyjaciółmi moimi, jeśli czynić będziecie, co wam przykazuję. (J 15,14)
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65543-58-5 |
Rozmiar pliku: | 935 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
© Zespół, fotografie, 2016
© Iwona Ciesiółka, ilustracje, 2016
„O Bogu i życiu w muszce i kapeluszu” to zbiór myśli i kazań opartych na Słowie Bożym, do którego — jak wierzę — czytelnicy i czytelniczki będą co jakiś czas wracać. Może komuś, kto po niego sięgnie, pozwoli on zbliżyć się do Boga, poznać Go, zaprzyjaźnić się z Nim i co najważniejsze — uwierzyć w Niego jako Zbawiciela.
Jesteście przyjaciółmi moimi, jeśli czynić będziecie, co wam przykazuję. (J 15,14)
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym RideroZamiast wstępu — dlaczego?
Od dłuższego czasu przymierzałem się do napisania o tym, czym żyję, co noszę w sercu. Pierwszym pomysłem, który przyszedł mi do głowy, było napisać testament. Nie Stary ani Nowy, ale własny. Pomyślałem, że tam umieszczę moje „wnętrzności”.
Im dłużej zwlekałem, tym więcej pomysłów przychodziło mi do głowy. Zacząłem pisać bloga, aby choć w części zrealizować pragnienie uzewnętrznienia się. Nie wiem, skąd to się u mnie wzięło. Czy może ogarnęła mnie współczesna moda? Wokół wszyscy piszą blogi, książki itp. A może to już ten wiek, „wiek zatrzaskujących się drzwi”, ale to przecież jest po czterdziestce, a ja mam jeszcze pięć lat do tej chwili. Jeden z moich znajomych powiedział, że „prawdziwy mężczyzna”, oprócz osiągnięcia tych podstawowych celów, o których wszyscy wiemy, powinien napisać książkę. I tego zabrakło w moim życiu. Mam wspaniałą, piękną, mądrą i oczywiście utalentowaną żonę, o czym możecie się przekonać, oglądając rysunki w tej książce. Syn to przystojny nastolatek, dom jest, drzewek wokół domu posadziłem mnóstwo — tylko książki brak. To spowodowało potrzebę uzewnętrznienia się. Z tym uzewnętrznieniem to oczywiście przesada, nie zamierzam napisać o mojej wątrobie, nerkach czy sercu. Pomyślałem, że — oprócz kilku słów wstępu — zamieszczę świadectwo mojego życia oraz moje rozważania o Bogu, życiu itp. Może dla kogoś, kto będzie je czytał, pozwolą zbliżyć się do Boga, poznać Go, zaprzyjaźnić się z Nim. Sam Pan Jezus mówi o nas w Ewangelii wg św. Jana:
Jesteście przyjaciółmi moimi, jeśli czynić będziecie, co wam przykazuję. (J 15,14 — Biblia Warszawska)
Wystarczy czynić to, co jest w Bożym Słowie:
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. (J 1,1)
Mieć tak wspaniałego przyjaciela to niesamowite doświadczenie. Są takie polskie powiedzenia: „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”, „Prawdziwych przyjaciół ze świecą szukać” i „Aby poznać przyjaciela, trzeba z nim zjeść beczkę soli”. W przypadku Pana Jezusa te powiedzenia mają się nijak do rzeczywistości. On jest niezawodnym przyjacielem, On jest zawsze, kiedy potrzebujesz mieć przyjaciela, i co najważniejsze — nie trzeba szukać Go ze świecą. Objawił się nam w Bożym Słowie, Biblii, Piśmie Świętym, jakkolwiek nazwiemy, ale ważne, że tam możemy doświadczyć żywego prawdziwego Boga Jezusa.
Ewangelia wg św. Jana:
Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie. (J 14,6)
Książkę tę dedykuję mojej żonie Iwonie oraz synowi Jankowi.
Sławek CiesiółkaNa początku kilka słów o mnie
Co do moich urodzin, to zawsze, odkąd pamiętam, byłem z nich dumny. Bo ile razy padało to sakramentalne pytanie „kiedy się urodziłeś?”, zawsze mogłem powiedzieć z satysfakcją: „Przed wojną!”. Mój wygląd wzbudzał zwątpienie (młody i piękny). I to dopytywanie: no ale tak naprawdę? Tak naprawdę to urodziłem się kilka miesięcy przed stanem wojennym w 1981 r. Nie miałem prawa pamiętać tych wydarzeń, ale w umyśle zakodowały mi się obrazy czołgów przejeżdżających przez przejazd kolejowy obok domu, w którym mieszkałem, no i Dziennik Telewizyjny z Generałem w roli głównej. Pewnie ten obraz utworzył się w mojej głowie po opowiadaniach moich najbliższych.
Tak naprawdę całe moje dzieciństwo było radosne, szczęśliwe, a także pełne emocji i niebezpiecznych chwil. Bywały zabawy w wojsko. Pamiętam, jak z bratem zestawialiśmy fotele w dużym pokoju moich rodziców, które jak na tamte dziecięce czasy wspaniale oddawały Rudego 102 z filmu o czterech pancernych. Bawiliśmy się w policję (no wtedy jeszcze milicję) — w tamtych czasach na topie był serial telewizyjny pt. „Dempsey i Makepeace na tropie” (1985—1986 r.), główne role były obstawione przeze mnie i moją kuzynkę Izę. Specjalizowaliśmy się również w kopaniu bunkrów za płotem posesji, w której mieszkałem. Dziś z przerażeniem wspominam te chwile. Dziury były głębokie na ponad dwa metry, podczas gdy my mieliśmy zaledwie sto trzydzieści centymetrów wzrostu. Wchodziliśmy do nich po drabinie.
Wszystko było w porządku, dopóki nie nastał czas pójścia do zerówki. Pierwsze rozstanie z mamą na osiem godzin — wówczas tragiczne doświadczenie. Pamiętam moje pierwsze dni, kiedy to koczowałem pod drzwiami, aby z tego miejsca zwiać, nawet pogryzłem nauczycielkę! Och, czego to dziecko nie zrobi, aby wrócić do domowych pieleszy.
Z czasem ogarnąłem temat i przyzwyczaiłem się do nowego obowiązku, jakim jest edukacja szkolna. Oczywiście pamiętam dużo, dużo zabawnych sytuacji ze szkoły podstawowej…
Moją pierwszą walkę z kolegą z klasy o dziewczynę…
Nie wiem, jakby się to skończyło, gdyby nie pracownik Urzędu Gminy (bo walczyliśmy pod oknami owego urzędu). Jedyna pozytywna rzecz była taka, że kiedy daliśmy sobie po szczękach, ząb bolący od rana przestał boleć.
Kiedy to wszystko piszę, przed moimi oczami pojawia się film z całego dzieciństwa. Z zabawnymi sytuacjami. Mógłbym tu przytoczyć ich mnóstwo, ale książka ta nie jest przecież moją biografią. Jednak by udowodnić, że pastor to też człowiek i nie zawsze byłem taki „święty”, opiszę pewną zabawną sytuację z dzieciństwa. Miała ona miejsce, kiedy to miałem około dwunastu lat. Wcześniej zostawaliśmy z bratem sami w domu, ale nie mieliśmy jeszcze takiego zamiłowania do motoryzacji. Śp. dziadek miał komara marki Romet 3, czerwonego jak wóz straży pożarnej. Rzadko nim jeździł, stał przykryty w warsztacie (miejsce do przechowywania narzędzi i drobnego majsterkowania). Otóż tego dnia dziadek z babcią (też świętej pamięci) pojechali do Bydgoszczy. Kiedyś wyjazd do miasta wojewódzkiego stanowił wielką wyprawę, zawsze całodniową. Wraz z bratem postanowiliśmy pojeździć tym rometem, ale nie mogliśmy wyjechać przez furtkę, bo sąsiadka by nas namierzyła i doniosła dziadkowi. Postanowiliśmy więc pojeździć po ogrodzie. Wejście do ogrodu było wąskie, bo z jednej strony płot, a z drugiej szklarnia. Żaden z nas nie spodziewał się katastrofy, byliśmy podekscytowani, miało się wydarzyć od dawna oczekiwane „palenie gum”. I kiedy już wydostaliśmy rometa na zewnątrz, kiedy to silnik już chodził, komar utknął nam między płotem a szklarnią. Nie było szans na wypchnięcie go. Jedyna możliwość to rozkręcić bramę. Czego to się nie robi dla chwili satysfakcji? Przynieśliśmy odpowiedni sprzęt, czyli klucze, i przystąpiliśmy do demontażu płotu. Zajęło nam to tyle czasu, że ani ja, ani Filip (brat) nie mieliśmy satysfakcji z jazdy, tylko z rozkręcenia i skręcenia płotu. Prawdziwa satysfakcja płynęła z tego, że ani dziadek, ani nikt z rodziny tego nie zauważyli i nikt nawet nie był świadomy tego wydarzenia. Dziadek się nigdy nie dowiedział, a rodzicom powiedziałem, jak już byłem żonaty.
Patrząc z perspektywy lat, czas szkoły przebiegł szybko i bez większych zawirowań.
Darmowy fragment