- promocja
- W empik go
O chłopcu, który przeszedł do legendy - ebook
O chłopcu, który przeszedł do legendy - ebook
Zbuntowany Marcus trafia do bardzo nietypowej szkoły z internatem. Zamierza zrobić wszystko, by wpakować się w kłopoty i sprowokować dyrektora, aby odesłał go do domu. Gdy podczas jednego z nocnych wybryków budzi giganta imieniem Crom, nieoczekiwanie sprawy przybierają magiczny obrót.
Marcus szybko zdaje sobie sprawę, że przypadkiem wyrwał ze snu całą bandę rozgniewanych olbrzymów, a gatunek ludzki znalazł się w niebezpieczeństwie. By zapobiec katastrofie, chłopak będzie musiał zapanować nad własnym gniewem, odnaleźć w sercu odwagę i zaakceptować pomoc, której gotowi są mu udzielić nieoczekiwani sojusznicy. Czy uda mu się wygrać wyścig z czasem, a przy okazji rozwiązać własne problemy?
To trzymająca w napięciu, magiczna przygoda dla całej rodziny, uświetniona ilustracjami Elisy Paganelli.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8387-139-4 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Czy słyszałeś COKOLWIEK z tego, co właśnie powiedziałem?
Marcus siedział w gabinecie dyrektora – znowu – ze znudzonym wyrazem twarzy, wciśnięty między matkę a ojca.
– A więc? – powtórzył pan Strickland ze zniecierpliwieniem i spiorunował chłopca wzrokiem zza małych okrągłych okularów. – Czekam.
– Marcusie… – Mama położyła mu dłoń na ramieniu. – Pan dyrektor chce wiedzieć, czy istnieje jakiś powód, dla którego wciąż się tak źle zachowujesz. Czy jest coś, o czym… o czym chciałbyś nam powiedzieć? Może coś cię zdenerwowało?
Marcus się skrzywił.
– Nic mi nie jest.
– Widzą państwo? – zawołał dyrektor z irytacją, wyrzucając ręce w górę. – Właśnie na tym polega cały problem. Ten chłopak zdaje sobie sprawę, że ma poważne kłopoty, a patrzcie na niego! Siedzi tutaj i niczym się nie przejmuje, jakby czekał w kinie na początek filmu. Ostrzeżenia, szlabany… wszystko spływa po nim jak woda po kaczce. Przykro mi, ale trzeba z tym skończyć.
– Co ma pan na myśli? – zapytała mama Marcusa i wyprostowała się na krześle jak struna.
– Zarekomenduję zarządowi szkoły, by Marcus został zawieszony w prawach ucznia.
– Zawieszony? – powtórzyła kobieta. – Ale… ale…
– Och, niech pan da spokój! – prychnął tata chłopca. – Czy to naprawdę konieczne? On tylko przeniósł w inne miejsce tabliczkę z napisem „Płytki kraniec basenu”. To był żart, prawda, Marcusie? Trochę nieszkodliwej zabawy.
– Nie dla pana Figgisa. Stracił dwa przednie zęby, gdy demonstrował skok do wody.
Tata Marcusa stłumił śmiech, a mama chłopca rzuciła mu surowe spojrzenie.
– Przepraszam, czy pana to bawi? – Dyrektor ściągnął brwi i poprawił okulary.
– Nie – odparł ojciec Marcusa niewinnym tonem, z trudem zachowując poważną minę. – Nie ma w tym nic śmiesznego! – Lekko szturchnął syna pod żebra i puścił do niego oko.
– Chciałbym panu przypomnieć, że to nie pierwszy incydent z udziałem Marcusa – dodał pan Strickland, sięgając po teczkę. – Tylko w tym semestrze został przyłapany na… – polizał palec i odnalazł właściwą stronę – wsypaniu środków przeczyszczających do budyniu w stołówce, ogoleniu szkolnej kozy, namalowaniu sprayem obscenicznych rysunków na drzwiach pokoju nauczycielskiego oraz… niech no spojrzę, a tak, podmianie potasu na sód podczas jednego z eksperymentów przeprowadzanych przez panią Brightwell na lekcji chemii, co doprowadziło do POWAŻNEJ eksplozji.
Pan Strickland zatrzasnął teczkę, jakby chciał zamknąć temat, i raz jeszcze spiorunował wzrokiem wszystkich zebranych.
– Proszę mi wierzyć – powiedział tata Marcusa ze śmiechem – gdy ja byłem w jego wieku, zachowywałem się znacznie gorzej.
– To nie jest błaha sprawa – odparł pan Strickland uszczypliwie. – Brwi pani Brightwell mogą nigdy nie odrosnąć.
– Grahamie, proszę… – Mama Marcusa pochyliła się nad biurkiem i popatrzyła błagalnie w oczy dyrektora. – Coś takiego naprawdę może mieć negatywny wpływ na jego przyszłość. Daj mu jeszcze jedną szansę.
Ale pan Strickland pozostał niewzruszony.
– Przykro mi, pani Watts – odparł oficjalnym tonem. – Podjąłem już decyzję.
– Pracowałam tu przez czternaście lat… – przypomniała kobieta.
– Nie rozumiem, jaki to ma zwią…
– Czternaście lat! – powtórzyła, tym razem głośniej. – Z czego przez ostatnie trzy lata sprawowałam pieczę nad wydziałem historii bez dodatkowego wynagrodzenia, chociaż miałam przez to dwa razy więcej roboty. A jednocześnie organizowałam szkolne kiermasze charytatywne oraz biegi na orientację dla szóstoklasistów. Marcus nie jest złym dzieckiem, wiesz o tym. Po prostu przechodzi ciężki okres. Żałujesz tego, co zrobiłeś, prawda, Marcusie? I obiecujesz, że to się więcej nie powtórzy?
Sięgnęła przez stół i z rozpaczą ścisnęła dłoń pana Stricklanda.
– Wiem, że trzeba go ukarać, Grahamie. Ale on potrzebuje też pomocy. Może moglibyśmy go gdzieś wysłać w trakcie przerwy semestralnej? Tydzień z prywatnym nauczycielem albo jakiś obóz, albo…
Dyrektor nagle podniósł wzrok, jakby wpadł mu do głowy jakiś pomysł.
Kobieta urwała i wbiła w niego spojrzenie.
– Hmm… – mruknął pan Strickland.
– Hmm? – powtórzyła z nadzieją.
Dyrektor wyciągnął chustkę z górnej kieszonki marynarki i długo, dokładnie przecierał okulary. Gdy w końcu umieścił je z powrotem na nosie, powiedział:
– Cóż, jest takie jedno miejsce…
– Och, dziękuję, Grahamie! – Mama Marcusa odsunęła krzesło i obiegła biurko, żeby uściskać dyrektora. – Spróbujemy wszystkiego… dziękuję. Nie pożałujesz tego, przysięgam.
Pan Strickland zarumienił się i odpędził ją gestem dłoni.
– Spokojnie, spokojnie. Niczego nie obiecuję. Będziemy musieli do nich zadzwonić i sprawdzić, czy znajdą dla niego miejsce. To raczej niekonwencjonalna placówka. Ich metody są… niespotykane, delikatnie mówiąc.
– Jak się nazywa? – zapytała kobieta, ale pan Strickland nie odpowiedział, tylko zdjął słuchawkę z widełek staromodnego telefonu i wybrał numer. – Pani Pettifer, proszę mnie połączyć z sekretariatem… – zerknął na siedzącego przed nim chłopca – …Merlina.