O czym mówimy, kiedy mówimy o gwałcie - ebook
O czym mówimy, kiedy mówimy o gwałcie - ebook
Sohaila Abdulali zaczyna swoja książkę od wyznania — jako nastolatka padła ofiarą zbiorowego gwałtu. Trzydzieści lat później przez Indie przetacza się fala protestów po brutalnym gwałcie i śmierci studentki Jyoti Singh, a stary, internetowy artykuł, który Abdulali opublikowała po napaści staje się wiralem. Po latach aktywizmu i pracy na infolinii dla ofiar gwałtu i zajmowania sie tematyka przemocy seksualnej zawodowo, zmuszona jest do powrotu do traumatycznych wydarzen sprzed dekad.
O czym mówimy, kiedy mówimy o gwałcie to książka przejmująco szczera, momentami bolesna, ale też niosąca nadzieję. Autorka rozmawia z przetrwankami, z osobami pracującymi seksualnie, z dominami, edukatorkami, aktywistkami, prawniczkami i przygląda się tematom seksu oraz przemocy seksualnej z różnych perspektyw. Na własnym przykładzie pokazuje, że otrzymanie zrozumienia i wsparcia ze strony rodziny jest możliwe; że da się o tym rozmawiać z dziećmi; ze nie ma się czego wstydzić. I jak ważne jest to, jak mówimy o przemocy seksualnej.
Stawiając odpowiednie pytania, Abdulali odsłania głęboko zakorzenioną w naszych społeczeństwach kulturę gwałtu. Kto według naszych wyobrażeń pada ofiarą gwałtu? Kto gwałci? Czy to doświadczenie niszczy na zawsze? Czy możliwe jest zbudowanie świata bez gwałtu? Jak wychować chłopców, aby jako dorośli mężczyźni nie gwałcili? I jak po takim doświadczeniu znów odczuwać radość?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Literatura faktu |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788367034517 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W książce przytoczyłam anegdoty z życia wielu osób, w tym ze swojego własnego. Żadna z historii nie jest zmyślona, lecz pozwoliłam sobie na pewną swobodę w kwestii imion, miejsc i innych szczegółów, by uszanować prywatność bohaterek i bohaterów. W niektórych przypadkach posłużyłam się pseudonimami. Każdy cytat w tej książce jest prawdziwy, lecz gdy piszę, że coś powiedział wujek A., w rzeczywistości mógł to być ojciec B. Wszystko wydarzyło się naprawdę, ale niekoniecznie w opisanej kolejności.ROZDZIAŁ 1 WSTĘP
Zmierzch wysysał światło z pokoju; wracało przez okno tam, skąd przyszło.
— Raymond Carver, O czym mówimy, kiedy mówimy o miłości
Gwałt wysysa światło. Odbiera radość jak przerażający dementorzy z serii o Harrym Potterze. A poza wysysaniem światła z życia osób, które go doświadczyły, zwykle wysysa też sens z jakiejkolwiek rozsądnej rozmowy. Dyskusje na temat gwałtu często przybierają tak irracjonalny przebieg, że aż stają się dziwaczne. To jedyne przestępstwo, na które ludzie reagują w sposób sugerujący, że to ofiara powinna wylądować w więzieniu. To jedyne przestępstwo, które jest tak potworne, że powinno doszczętnie druzgotać ofiary, a jednocześnie niewystarczająco potworne, by dopuszczających się go mężczyzn traktować jak pozostałych kryminalistów.
Pragnę na powrót wpuścić tu trochę światła.
Gwałt. Takie szorstkie słowo. Balatkaar w hindi. Po fińsku raiskata. W indonezyjskim memperkosa. Po arabsku aightisab. W języku słoweńskim posilstvo. W zulu ukudlwengula. Angielskie rape prawdopodobnie pochodzi od łacińskiego rapere — „chwycić, zabrać”. Przez ostatnie siedemset lat znaczyło tyle, co „wziąć coś siłą”. W prawie rzymskim uprowadzenie kobiety — bez względu na to, czy była zmuszana do seksu, czy też nie — określano słowem raptus, co brzmi okropnie i myląco, bo przypomina rapture, które z kolei oznacza „zachwyt, uniesienie”. Oxford English Dictionary sucho informuje mnie, że słowo to pochodzi od wyrazu rapa, który tłumaczy się jako „rzepa”. Już sama definicja sprawia, że człowiek czuje się skołowany.
Myślę o dość przypadkowych przykładach ze swojego życia: o koledze, który razem z przyjaciółką cieszył się nocą na plaży w Nikaragui — do chwili, gdy ktoś pobił go do nieprzytomności, a ją zgwałcił; o koleżance na innej plaży, w Grecji, miło spędzającej tam dzień — do momentu, aż zgwałciła ją banda „gliniarzy”; o innej kobiecie, podekscytowanej romantycznym wieczorem ze swoim nowym chłopakiem, dopóki ten nie chwycił jej i siłą nie zmusił do seksu. Jak zdołaliśmy ewoluować jako gatunek, którego dzieje są tak mocno poorane gwałtem? Kiedy daliśmy sobie na to przyzwolenie? Czasami wręcz się zastanawiam, czy nie traktujemy złych manier przy stole jako większego wykroczenia niż wepchnięcia dowolnego przedmiotu w jeden z otworów cudzego ciała.
Jestem bardzo ciekawa, do jakiej kategorii w księgarniach trafi ta książka. Eseje? Nie bardzo. Socjologia? Niewystarczająco naukowa, nie dość akademicka. Psychologia? Nie, zbyt wiele w niej subiektywnej oceny. Badania? Nie wyczerpuje tematu. Wspomnienia? Oby nie. Łatwo stwierdzić, czym ta książka nie jest, ponieważ nie wpisuje się jednoznacznie w żaden z gatunków. I właśnie o to mi chodziło, bo to przestrzeń mojej wolności. Mogę tu napisać, cokolwiek zechcę. I robię to. Mogę buszować po wirtualnym świecie, zatrzymując się tam, gdzie mam ochotę, rozmawiać, z kim mi się tylko podoba, i wyciągać własne wnioski — albo nie. Niezmiernie mnie cieszy, że mogę bezwstydnie korzystać z wiarygodności, jaką daje mi fakt, że sama jestem przetrwanką, by generalizować i pisać to, co myślę — wypowiadam się tu jednak wyłącznie w swoim imieniu, nie zaś w imieniu innych.
O czym zatem jest ta książka? Jest o tym, o czym rozmawiamy, ale też o tym, o czym nie mówimy. Niewystarczająco często mówimy o wkurzających fobiach. Nie rozmawiamy o odbudowywaniu zaufania. Zbyt rzadko dyskutujemy o radości i wściekłości oraz tym, jak włączyć do życia obie te emocje.
Rozpoczęłam studia kilka tygodni po tym, jak mnie zgwałcono. Zjawiłam się w akademiku pierwszego roku z wciąż niezagojonymi fizycznymi ranami — z guzem na głowie i bandażem wokół kostki. Ta zabandażowana kostka nie była skutkiem niczego, co zrobili mi gwałciciele. Kilka dni po napaści spędzałam czas na plaży i to, że w ogóle żyję, napawało mnie takim szczęściem, że rzuciłam się pędem w dół schodów prowadzących do mojego domu i skręciłam kostkę. Na studiach z kolei rzuciłam się bez pamięci w ruch feministyczny — to byli moi ludzie, moje miejsce! Wciąż jest. Kiedy masz siedemnaście lat, na głowie guza po tym, jak prawie umarłaś, a wokół kostki bandaż będący skutkiem uniesienia i zachwytu życiem, nietrudno uniknąć klisz. Brałam udział w marszach, krzyczałam: „Tak znaczy tak! Nie znaczy nie!”. Potem, prowadząc pilotażowe szkolenia dla policji i służb medycznych, rozwodziłam się nad tym, że gwałt nie ma nic wspólnego z seksem.
Dziś już wiem, że, cóż, czasami „tak” wcale nie oznacza zgody. No i że gwałt niekiedy ma jednak coś wspólnego z seksem.
Zmienił się też zasadniczo sposób, w jaki mówimy o gwałcie. W ciągu ostatnich kilku lat mieszkańcy i mieszkanki Indii przebyli długą drogę, by włączyć ten temat do codziennych dyskusji. W moim domu o gwałcie rozmawia się jak o wszystkim innym. Skoro możemy fundować swoim dzieciom pogadanki o ludobójstwie, rasizmie, depilacji okolic bikini czy nieuchronnym topnieniu lodowców na Ziemi, dlaczego mielibyśmy pomijać przemoc seksualną?
Na nasze szczęście ogólnoświatowa debata też nabrała rozpędu: ruch #MeToo rzucił przerażająco jaskrawe światło na molestowanie seksualne. Wszystko to dzieje się zaś w momencie, gdy funkcję prezydenta Stanów Zjednoczonych sprawuje prężący się mistrz przemocy seksualnej. Jest to tym bardziej niepokojące, gdy zestawimy go z jednym z poprzednich rezydentów Białego Domu, Barackiem Obamą, feministą wierzącym w ewolucję — gatunków, idei i postaw. Wszystko to wydaje się szalenie ciekawe. I dezorientujące.
Musimy dostrzec, kto w tej debacie bierze udział, a kto jednak nie. Owszem, #MeToo to zjawisko globalne, ale czym jest owa „globalność”? Nie zapominajmy, że mężczyzna, który dostarcza bawole mleko do mojego rodzinnego domu w rolniczej Maharasztrze, albo ostatnia poślubiona przez króla Eswatini dziewica niekoniecznie mają konta w mediach społecznościowych. Nie zapominajmy, że jeśli jesteś osobą trans, prawdopodobieństwo, że doświadczysz gwałtu, wynosi pięćdziesiąt procent, ale już szanse na to, że spotkasz się ze zrozumieniem i wsparciem czy sprawiedliwością, są o wiele mniejsze.
W tej książce będę przeczyć samej sobie. Gwałt zawsze jest katastrofą. Gwałt nie zawsze jest katastrofą. Gwałt jest jak każde inne przestępstwo. Gwałt nie jest przestępstwem jak każde inne. I to wszystko prawda. Poza elementarnym stwierdzeniem, że gwałt jest przestępstwem — ze sprawcą i ofiarą — niczego innego nie będę tu traktowała jako oczywistości.
Gwałt wysysa światło. Pragnę na powrót je tu wpuścić. Nie mam jednoznacznych odpowiedzi, mam natomiast nadzieję, że uda mi się rzucić światło na przynajmniej kilka pytań i przekonań, z którymi wszyscy się mierzymy. O gwałcie należy mówić. Należy też rozmawiać o tym, jak mówimy o gwałcie.Przeł. Aleksandra Szymczyk. Jeśli nie wskazano inaczej, wszystkie przypisy pochodzą od redakcji.
Autorka świadomie stosuje termin „ofiara” wymiennie z innymi określeniami dotyczącymi osób z doświadczeniem gwałtu. Uważa, że każda przetrwanka ma prawo określać się tak, jak tylko sama chce (na podstawie rozmowy na Zoom z dnia 18.12.2023 r.) (przyp. tłum.).
Książka powstawała podczas pierwszej kadencji Donalda Trumpa jako prezydenta Stanów Zjednoczonych. Autorka odnosi się do nagrań z 2005 r. pozyskanych przez dziennik „The Washington Post” i opublikowanych w trakcie kampanii wyborczej, w których Donald Trump bez cienia żenady oświadcza: „Piękne od razu przyciągają moją uwagę — wtedy po prostu zaczynam je całować. To działa jak magnes. Od razu całuj. Nie czekaj ani chwili. Gdy jesteś gwiazdą, pozwalają ci na wszystko. Możesz je złapać za cipkę”. Nagrania wywołały falę protestów nie tylko w USA, lecz także na całym świecie. Więcej na ten temat — Ben Mathis-Lilley, Trump Was Recorded in 2005 Bragging About Grabbing Women “by the Pussy”, Slate, 7 października 2016, http://bit.ly/4gEgWb8 (przyp. tłum).
Sprawcy poddali 22-letnią Jyoti Singh brutalnym torturom, gwałcąc ją również metalowym prętem, który spowodował poważne obrażenia wewnętrzne — uszkodził jej genitalia, przebił macicę i jelita. Jyoti przeszła szereg operacji w pierwszych dniach po ataku. Zapadła na sepsę, a jej stan był określany jako stabilny, ale krytyczny. Przez większość czasu pozostawała przytomna. 26 grudnia 2012 premier Indii, Manmohan Singh zdecydował o przetransportowaniu Jyoti do szpitala Mount Elizabeth w Singapurze, który specjalizuje się między innymi w wielonarządowych przeszczepach. Decyzja ta została skrytykowana przez część lekarek i lekarzy, jako podyktowana względami politycznymi, a nie dobrem pacjentki, której zły stan nie pozwalał na bezpieczny, wielogodzinny transport lotniczy. Na pokładzie samolotu doszło do nagłego zatrzymania krążenia; lekarzom udało się je przywrócić, lecz Jyoti nie odzyskała już przytomności. 28 grudnia jej stan gwałtownie się pogorszył: doszło do uszkodzenia mózgu i zapalenia płuc. Zmarła 29 grudnia 2012 roku.
The Report of the U.S. Transgender Survey 2015: Executive Summary, The National Center for Transgender Equality, grudzień 2016, https://transequality.org/sites/default/files/docs/usts/USTS-Executive-Summary-Dec17.pdf .
Dented, Painted Women Can’t be Protesters, Says Pranab’s Son, ABP News, https://youtube.com/watch?v=c6sxzOpHQrY .
Sohaila Abdulali, I Was Wounded; My Honor Wasn’t, „The New York Times”, 7 stycznia 2013, https://nytimes.com/2013/01/08/opinion/after-being-raped-i-was-wounded-my-honor-wasnt.html .