- W empik go
O dziewczynce, która spotkała Anioła - ebook
O dziewczynce, która spotkała Anioła - ebook
Książka O DZIEWCZYNCE, KTÓRA SPOTKAŁA ANIOŁA, to poruszający zbiór opowiadań dla dzieci. Owoce Ducha Świętego wymienione w wersecie Listu do Galatów 5,22-23 zostały przedstawione na przykładzie przygód Alicji - dziewczynki uczącej się w Edukacji Domowej w polskiej rodzinie.
Te opowiadania powstały z pragnienia autorki, by zachęcać dzieci do praktywania dojrzałej wiary na co dzień. Opisane historie sprawią dużo radości nie tylko dzieciom, ale również rodzicom, jeśli będą towarzyszyć w ich czytaniu :)
Szczególną wartością książeczki jest ukazanie również realiów Edukacji Domowej, która staje się coraz bardziej popularna w Polsce
Książka ilustrowana.
“Owocem zaś Ducha jest miłość, radość, pokój, cierpliwość,
uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, powściągliwość”.
Galatów 5,22-23
Fragment:
Nagle przypomniała sobie: w kieszeni dżinsowych szortów tkwił płócienny woreczek, a jego zawartość nieprzyjemnie uwierała Alicję, gdy siedziała po turecku. Dziewczynka wydobyła zawiniątko. Odwiązała maleńki sznureczek i zajrzała do środka. Na dnie woreczka leżało ziarenko, które dostała dziś od pana Michała, właściciela sklepu ogrodniczego. Nie wyglądało na szczególne. Po prostu czarna kuleczka wielkości ziarnka grochu. Co pan Michał miał na myśli mówiąc, że to nasionko z samego nieba? Alicja trzymała je w dwóch palcach i przyglądała mu się uważnie. Co z takiego ziarenka może wyrosnąć?
Recenzje:
"Dobrze jest napełniać nasze dzieci Bożymi treściami w atrakcyjnej formie. Ta książka w niezwykle ciekawy sposób opowiada o rozwoju owoców Ducha Świętego. Polecam!"
Dr Piotr Wołochowicz
Teolog, autor książki „Wierzące Dzieci”, dyrektor Fundacji Misja Służby Rodzinie
"Książka pokazuje wyjątkowość relacji z Panem Jezusem w naturalnych, codziennych okolicznościach. Te historie opatrzone wersetami z Biblii są zachętą dla dzieci do naśladowania Alicji, a czytane razem z rodzicem - do głębokich rozmów i zmian."
Joanna Dzieciątko
Stowarzyszenie Edukacji w Rodzinie
"Moim zdaniem ta książka jest inspirująca do kształtowania własnego charakteru. Podoba mi się w tych opowiadaniach, że przygody Alicji dzieją się we współczesnym świecie"
Miriam, 13 lat
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66681-11-8 |
Rozmiar pliku: | 5,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Duchu Święty, Ty dajesz mi radość ze zwyczajnych rzeczy.
Ty sprawiasz, że je widzę i doceniam.
Ustał deszcz. Powietrze w miasteczku pachniało mokrym asfaltem, który teraz parował schłodzony nagłą ulewą. Ulice powoli zapełniały się przechodniami, wracał zatrzymany na chwilę gwar dnia.
Alicja wyjrzała przez przeszklone drzwi sklepu ogrodniczego.
– Przejaśnia się – zwróciła się do sprzedawcy, staruszka w kraciastej koszuli i ogrodniczkach – To ja już pójdę. Do widzenia, panie Michale.
– Do widzenia, Alicjo – właściciel sklepu uśmiechnął się łagodnie. – I pamiętaj, co ci powiedziałem! – zawołał za oddalającą się dziewczynką, a jego głos poniósł się echem wraz z akompaniamentem dzwonka zawieszonego nad framugą. Alicja pognała do domu rozbryzgując po drodze połyskujące w słońcu kałuże. W jednej ręce trzymała siatkę z zakupami, w drugiej ściskała mały płócienny woreczek.
– Mama pewnie się niepokoi – pomyślała wykonując skok przez bajorko, które wydało jej się zbyt głębokie, by w nie wskoczyć w samych japonkach. Mama rzeczywiście spoglądała przez kuchenne okno w oczekiwaniu na powrót swojej najstarszej córki. Nerwowo poprawiała chustę, w której przytulony do niej spał mały chłopczyk. Przy stole siedziały siostry Alicji – pięcioletnia Lilianka i ośmioletnia Wiktoria. Młodsza segregowała i przeliczała kolorowe koraliki, a starsza lepiła ludzika z plasteliny. Z bezprzewodowego głośniczka leciała ich ulubiona piosenka Exodus15 „Owocem Ducha nie jabłko ani grucha...”
– Córeczko, nareszcie jesteś. Czy wszystko w porządku? – zapytała mama z troską w głosie, gdy tylko Alicja przestąpiła próg domu.
– Tak, przeczekałam burzę w sklepie u pana Michała – odparła. Postawiła na blacie torbę z mlekiem, masłem i serem. Potem niespodziewanie przytuliła się do mamy, pomiziała policzek śpiącego w chuście braciszka i w podskokach wybiegła z kuchni. Jej bose stopy zadudniły na drewnianych schodach. Z biurka w swoim pokoju na poddaszu porwała szkicownik i parę ołówków.
– Lecę poszkicować! – zawołała melodyjnie i wybiegła przez oszkloną werandę.
– Leć, leć! – pożegnała ją mama cichym głosem, by nie zbudzić śpiącego w chuście dzieciątka – Tylko wróć na kolację – dodała jeszcze ciszej, raczej sama do siebie, bo najstarsza córka już zniknęła jej z oczu.
Dom Alicji był położony na skraju miasteczka. Otaczał go stary, cienisty ogród, który porastały okazałe rododendrony. Za nim rozciągał się owocowy sad, a jego granicę wyznaczał wysoki na dwa metry, porośnięty bluszczem mur. Alicja dobrze znała ten mur. Gdy była małą dziewczynką, nieraz zastanawiała się, co jest za nim. W jej dziecięcych oczach ta dwumetrowa bariera wydawała się sięgać nieba. Wielokrotnie mała Alicja próbowała wspiąć się na mur, podskakiwała, ustawiała skrzynki na jabłka i wdrapywała się na nie. Nadaremno. Jakież było jej zdumienie, gdy pewnego razu przeczesując małymi rączkami sploty bluszczu natrafiła na zardzewiałą furtkę. Choć było to dawno temu, Alicja zapamiętała moment, kiedy pierwszy raz nacisnęła starą mosiężną klamkę. Serce zabiło jej mocniej, gdy furtka żałośnie zaskrzypiała i otworzyła się. Skrzypiała tak zawsze, kiedy Alicja przez nią przechodziła. A od tego pamiętnego dnia przechodziła tędy regularnie. Za każdym razem, gdy chciała pobyć sama lub gdy dopadały ją złość czy smutek, biegła przez owocowy sad, aby przez tę skrzypiącą furtkę uciec od swoich zmartwień. Za gęstą zasłoną bluszczu rozciągał się jej własny świat. Była to słoneczna łąka, sięgająca bukowego lasu pełnego jagód i poziomek. Na jego skraju stała wielka spróchniała wierzba, pusta w środku. W tej przytulnej dziupli Alicja chowała się przed światem, rysowała, czasem płakała, a czasem śpiewała cichutko i... modliła się. To była jej własna Tajemna Kraina, o której nikt nie wiedział oprócz puszczyka, który w starej wierzbie miał swoje mieszkanie, i mamy. I jeszcze tatusia. Bo rodzice muszą wiedzieć, gdzie bawią się ich dzieci. W przeciwnym razie martwiliby się i szukali swoich pociech. Tak zdarzyło się tego pamiętnego dnia, dawno temu, gdy mama i tata Alicji nie wiedzieli nic ani o furtce, ani o łące, ani o wierzbie. Ale o tym opowiem Wam dokładnie w innym rozdziale tej książki...
Dzisiaj znów Alicja pragnęła znaleźć się w swojej Tajemnej Krainie. Pracowite przedpołudnie spędzone nad książkami i przy komputerze (przygotowywała projekt o motylach polskich łąk) wymęczyło ją i znużyło. Teraz potrzebowała zająć się czymś innym. Ponieważ uwielbiała rysować, wzięła szkicownik i ołówki. Ciekawiło ją, jak wygląda stara wierzba po gwałtownej burzy, która dziś nawiedziła miasteczko. Dziewczynka przebiegła przez ogród i sad. Gdy jęknęły zawiasy furtki, poczuła, że znów ogarnia ją cudowność tego miejsca.
– Boże, dziękuję Ci za... za... – szepnęła i zawahała się.
Zrzuciła z nóg japonki i zanurzyła stopy w trawie, czując jak źdźbła rozkosznie wciskają jej się między palce.
– Za wszystko – dokończyła tę spontaniczną modlitwę.
Tu, w jej Tajemnej Krainie myśli i modlitwy wypowiadały się same. Tutaj duch, dusza i ciało mogły doświadczyć prawdziwej wolności nieskrępowanej niewygodnymi pytaniami czy ciekawskimi spojrzeniami.
Dziewczynka nabrała głęboko w płuca wilgotnego powietrza, by nasycić się tą chwilą i zapachem ziemi. Pogładziła dłonią trawę, tak jak się głaszcze ukochanego pieska o długiej sierści.
– Jak ja mogłam tego wszystkiego nie doceniać...? – pomyślała rozglądając się wokół.
Wierzba stała na swoim miejscu. Choć stara i spróchniała, wytrzymała kolejną w jej życiu burzę. Odrastające każdej wiosny gałązki na czubku pustego pnia wyglądały jak potargana czupryna.
– Osobliwa fryzura – zwróciła się ze śmiechem Alicja do swojej starej przyjaciółki, ale zaraz umilkła, gdyż spostrzegła pięknego motyla siedzącego na liściu łopianu. Podeszła do niego na palcach, aby się mu lepiej przyjrzeć. Rozpoznała go bezbłędnie. Rusałka pawik. Jeden z jej ulubionych motyli, o których przygotowała prezentację dzisiejszego poranka. Rusałka powoli rozchylała i składała skrzydełka, jakby prezentując napotkanemu widzowi swoją urodę.
– Jesteś śliczna – szepnęła Alicja. – Chociaż kiedyś byłaś okropną gąsienicą. Jakie to wspaniałe, że się prze-po-czwa-rzy-łaś – wysylabizowała słowo, które zabrzmiało dla niej zabawnie.
– Zupełnie jak ja – Alicja uśmiechnęła się do swoich wypowiedzianych na głos myśli.
Wyciągnęła szkicownik i nie spuszczając wzroku z motyla, przysiadła na ziemi i zaczęła rysować. Motyl przez chwilę cierpliwie pozował, ale za to Alicji nie szło zbyt dobrze. Coś jej przeszkadzało. Coś dokuczało. Nagle przypomniała sobie: w kieszeni dżinsowych szortów tkwił płócienny woreczek, a jego zawartość nieprzyjemnie uwierała Alicję, gdy siedziała po turecku. Dziewczynka wydobyła zawiniątko. Odwiązała maleńki sznureczek i zajrzała do środka. Na dnie woreczka leżało ziarenko, które dostała dziś od pana Michała, właściciela sklepu ogrodniczego. Nie wyglądało na szczególne. Po prostu czarna kuleczka wielkości ziarnka grochu. Co pan Michał miał na myśli mówiąc, że to nasionko z samego nieba? Alicja trzymała je w dwóch palcach i przyglądała mu się uważnie. Co z takiego ziarenka może wyrosnąć?
– Wiem! Wysieję je tutaj. Niedaleko mojej wierzby.
Alicja szybko podejmowała decyzje i równie szybko wprowadzała je w czyn. Zostawiła więc kartki i ołówki (rusałka rzecz jasna zdążyła już odlecieć) i pobiegła w te pędy do ogrodowej chatki z narzędziami. Wróciła niebawem, dźwigając szpadelek, metalowy pazur do spulchniania ziemi i wodę w konewce.
Wybrała słoneczne i zaciszne miejsce, w niewielkim zagłębieniu terenu. Było ono dobrze widoczne z wierzbowej kryjówki. Alicja wzięła szpadelek i zaczęła przekopywać glebę, by przygotować ją na przyjęcie „nasionka z samego nieba”. Następnie za pomocą metalowego pazura usunęła darń i spulchniła ziemię. Gdy poletko było gotowe, Alicja sporządziła niezbyt głęboki dołek i umieściła w nim ziarenko. Potem podlała je wodą z konewki i przysiadła, by odpocząć po swej pracy.
Zbliżał się wieczór. Niebo było czyste, od zachodu przybrało barwę lodów jagodowych. Słońce zdążyło osuszyć łąkę po deszczu i Alicja położyła się na trawie. Przymknęła oczy. Przepełniała ją radość. Sama nie wiedziała, z jakiego dokładnie powodu, ale nie zastanawiała się nad tym. Łagodny wietrzyk gładził jej twarz i trawy na łące. Leśny słowik rozpoczynał swoją wieczorną pieśń. Cudowny wiosenny wieczór...
– Córeczko, kolacja! – usłyszała z oddali znajomy głos i jednocześnie zaburczało jej w brzuchu.
– Już idę! – krzyknęła i poderwała się z ziemi. Gdy otrzepywała ubranie, jej wzrok padł na miejsce, gdzie zakopała nasionko. Rosło tam... drzewko.
Alicja przetarła oczy. Czyżby jej się to śniło? Drzewo nie było wprawdzie duże: jeden pęd przewodni i zaledwie kilka bocznych. Na gałązkach paręnaście listków. Ale jednak...
– Hmm, może rosło tu wcześniej... – wymamrotała niepewnie dziewczynka, chociaż mogłaby przysiąc, że przygotowując poletko pod roślinkę, usunęła wszystkie inne.
– A może to nie było to miejsce... – zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu przekopanej i oczyszczonej zaledwie parę chwil wcześniej gleby. Jedyne takie miejsce znajdowało się dokładnie pod tym niezwykłym drzewkiem.
Alicja zrobiła krok w kierunku roślinki. Ku jej zdumieniu drzewko wydawało się rosnąć w oczach! Z ledwie słyszalnym chrzęstem jego gałązki bardzo powoli wydłużały się, a pień... grubiał. Do tego gdzieniegdzie z pąków wolniusieńko wynurzały się... maleńkie kwiaty.
– To niemożliwe – pomyślała dziewczynka, a ponieważ słońce zdążyło już schować się za bukowym lasem, musiała mocno wytężać wzrok, aby przekonać się, że to, co widzi, nie jest tylko złudzeniem. Zamrugała i ponownie przetarła oczy.
– Nie żartuj sobie ze mnie – Alicja zwróciła się stanowczo do drzewka, stojąc tuż przy nim. Czubek roślinki sięgał jej twarzy, a pień dawał się objąć dwoma palcami.
– Przyjdę tu jutro i cię zmierzę. Ale teraz muszę już wracać. Dobranoc – odwróciła się i pobiegła przez łąkę, sad i ogród pogrążony w wiosennym zmierzchu.
W domu czekała pyszna kolacja. Zapach dochodzący z kuchni był tak cudowny, że Alicja zapomniała i o nasionku i o drzewie. Gdy wyszorowała ręce i stanęła w progu kuchni, wszyscy siedzieli już przy stole: mama i tata, młodsze siostry: Wiktoria i Lilianka, braciszek Maciuś oraz Babunia. Alicja przyglądała im się przez chwilę. Tata opowiadał coś z ożywieniem i śmiał się głośno. Mama wyjmowała z piekarnika kolejną porcję czosnkowych grzanek, uprzedzając wszystkich, że gorące. Babcia dokarmiała paseczkami papryki nielubiącą warzyw Liliankę i powtarzała co chwila: „Jedz, jedz, dziecinko, na zdrowie”. Wiktoria zajadała wszystko z apetytem, a mały Maciuś leżał w swoim foteliku i próbował wsadzić do buzi palec u nogi.
Scena ta, choć zwyczajna, wydała się Alicji piękna. Dziewczynka kolejny raz tego dnia poczuła radość. I wdzięczność. Za rodzinę, dom, jedzenie na stole.
– Dziękuję Ci, Boże – pomodliła się. Tym razem w myślach.