- promocja
- W empik go
O dziewczynce, która wpadła w baśń - ebook
O dziewczynce, która wpadła w baśń - ebook
Lana uwielbia niezwykłe opowieści. Zwłaszcza te, które wymyśla razem z bratem, Harrisonem, w trakcie wspólnych gier i zabaw. Gdy jednak Harrison dochodzi do wniosku, że jest już za duży, by spędzać czas z młodszą siostrą, dziewczynce zaczynają dokuczać samotność i nuda.
Wszystko się zmienia, gdy w dziwacznym nowym supermarkecie, który nagle pojawił się w ich wiosce, Lana odkrywa portal do baśniowego świata! Jednak zamiast bajek o szczęśliwych zakończeniach czekają tam na nią mroczne i pełne niebezpieczeństw opowieści, których bohaterowie potrzebują pomocy, by pokonać złą wiedźmę. Lana wie, że nie poradzi sobie sama z tym zadaniem. Czy uda się jej przekonać Harrisona, aby znowu uwierzył w baśnie i dołączył do niej, nim będzie za późno?
„O dziewczynce, która wpadła w baśń”, to bestsellerowa powieść Bena Millera o potędze wyobraźni, która zachwyci czytelników pełną przygód fabułą i pięknymi ilustracjami.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8318-466-1 |
Rozmiar pliku: | 4,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pojawił się nagle. Świeży wzgórek ziemi wielkości kopca kreta, na samym środku wiejskich błoni.
Tyle że to nie był kopiec kreta.
Nie żeby ktokolwiek widział, jak powstaje. Był sam środek nocy i szalała burza, więc mieszkańcy wioski leżeli bezpiecznie w swoich łóżkach, otuleni w elektryczne koce, z zaciągniętymi zasłonami.
Ale podczas gdy oni spali, kopczyk zaczął rosnąć. Wiatr wył, deszcz wściekle zacinał, a kopczyk robił się coraz większy i większy. Wznosił się wyżej i wyżej, aż osiągnął rozmiary stogu siana.
Błyskawica z trzaskiem przecięła niebo, a grzmot przetoczył się przez dolinę. Kopiec ziemi zatrząsł się, zadrżał, aż w końcu z jego czubka zaczął się wyłaniać lśniący, biały, emaliowany maszt flagowy!
Maszt piął się w górę niczym łodyga fasoli w bajce. Gdy już osiągnął pełną wysokość, zatrzymał się, po czym sam się zatrząsł i zadrżał. Bo maszt to był dopiero początek.
Zygzakowate linie pokryły błonia, murawa wybrzuszyła się i popękała i zaczęło się spod niej wyłaniać coś naprawdę ogromnego.
Dach. Kolosalny aluminiowy dach! Wyginał się w górę, wypychany przez ściany z pustaków. Stopniowo cały budynek wynurzył się spod ziemi niczym gigant budzący się ze snu. Dźwigary wskoczyły na swoje miejsca, framugi się wyprostowały, tafle szkła znalazły swoje bruzdy w oknach. Gdy już wszystko było gotowe, budowla zamilkła.
Tylko deszcz padał dalej, obmywając całość do czysta.
W końcu wiatr się uspokoił, a deszcz ustał. Ciężkie szare chmury rozstąpiły się i księżyc w pełni zaświecił jasno, niczym srebrna moneta.
Na pobliskim polu zapiał kogut. Nadszedł poranek i blade niebo po drugiej stronie doliny zaczęło się niebieścić. Wkrótce pierwsze promienie słońca padły na wciąż śpiącą wioskę. A u stóp wzgórza, na samym środku wiejskich błoni, coś, co początkowo przypominało kupkę ziemi nie większą od kopca kreta, zamieniło się w zupełnie nowiutki supermarket.
Powiał lekki wiatr i na szczycie masztu załopotała kasztanowo-złota flaga, na której widniały tylko dwa wyrazy.
U Grimmów.ROZDZIAŁ 1
Lana była znudzona. W końcu przestało padać, ale nie miała się z kim bawić.
Jej starszy brat, Harrison, zazwyczaj wymyślał najlepsze zabawy. Bawili się razem w rycerzy Okrągłego Stołu albo w żołnierzy i zombie. Ale od kiedy Harrison poszedł do gimnazjum, bardzo się zmienił. Stał się poważny. Chociaż tak jak Lana miał teraz wakacje, nie robił nic innego, jak tylko siedział w swojej sypialni i się uczył.
Po śniadaniu, gdy zapukała do niego, żeby zapytać, czy nie chciałby się z nią pobawić w domku na drzewie, bez słowa zamknął jej drzwi przed nosem.
Po dziesięciu minutach wróciła, by sprawdzić, czy nie zmienił zdania, ale znalazła na drzwiach dużą kartkę z napisem:
BARDZO WAŻNA PRACA DOMOWA W TOKU. NIE PRZESZKADZAĆ.
„Jestem pewna, że napisał to z myślą o rodzicach – pomyślała Lana. – Założę się, że po cichu ma nadzieję, że znowu go poproszę, by się ze mną pobawił…”.
Tym razem postanowiła, że nie będzie pukać, i zastała Harrisona przy biurku, mocno skoncentrowanego na leżących przed nim książkach i papierach.
– Nie widziałaś kartki? – mruknął, nie podnosząc wzroku. – Czego chcesz?
– Zastanawiałam się tylko, czy nie chciałbyś się ze mną pobawić?
Jej brat wciąż nie podnosił wzroku.
– Możemy się pobawić w cokolwiek zechcesz. W bokserów. Piratów. Policję. Wszystko mi jedno!
Harrison westchnął i odłożył długopis. Zdjął okulary i zacisnął palce na grzbiecie nosa. Tak często robił ich ojciec i chłopiec najwyraźniej uważał, że dzięki temu wygląda poważniej i doroślej.
– Lano – zwrócił się do siostry. – Nie mam już czasu na zabawy. Czy wiesz, co to jest starorzecze?
Lana nie wiedziała.
– To taki specjalny rodzaj jeziora, który powstaje, gdy rzeka robi się za bardzo kręta. W każdym razie jestem zajęty czytaniem na temat tego zjawiska.
– No to może później? – zaproponowała.
Harrison ściągnął brwi.
– Cóż, później muszę się pouczyć o Archimedesie.
Lana popatrzyła na brata bez zrozumienia.
– Pochodził ze starożytnej Grecji – wyjaśnił Harrison. – Mówiąc ogólnie, był pierwszym naukowcem.
– Brzmi fajnie – mruknęła, chociaż wcale tak nie myślała.
Próbowała ukryć rozczarowanie, ale jej się nie udało.
Harrison spojrzał na siostrę i mina mu złagodniała. Po części tęsknił za ich wspólnymi przygodami. Lana zawsze całkowicie angażowała się w zabawy, które wymyślał. Niewiele było policjantek tak oddanych utrzymywaniu prawa i porządku i niewiele było zombie tak zdeterminowanych, by zniszczyć ludzką cywilizację, jak jego mała siostrzyczka.
– Przepraszam – powiedział. – Wkrótce coś razem porobimy, obiecuję.
Ale Lana wiedziała, że to nieprawda.
***
Nadeszła pora na drastyczne środki. Gdy Lana naprawdę potrzebowała pocieszenia, istniało jedno miejsce, które uwielbiała odwiedzać: była to toaletka, na której stały perfumy mamy. Tak naprawdę mama nie pozwalała córce się nimi bawić, ale we wszystkich tych buteleczkach o dziwnych nazwach i wyszukanych kształtach było coś tak magicznego, że dziewczynka nie potrafiła się im oprzeć. Zakradła się do sypialni rodziców i obejrzała całą kolekcję, badając każdą buteleczkę po kolei, dopóki jej wzrok nie spoczął na wysokim flakoniku z karmazynowego szkła, ze słowem Oczarowanie nadrukowanym pośrodku złotymi literami pełnymi zawijasów. Ostrożnie zdjęła zatyczkę i zaciągnęła się głęboko przyjemnym zapachem.
Nagle usłyszała głos matki, który rozległ się niepokojąco blisko:
– Och, dzięki Bogu! Przestało padać!
Spanikowała, zaczęła niezgrabnie majstrować przy zatyczce i przypadkiem psiknęła sobie perfumami w lewe oko.
– Aua! – krzyknęła i skryła twarz w zagięciu łokcia.
Mama zajrzała do sypialni. Ściągnęła brwi i powąchała powietrze.
– Co to za zapach? Czy to moje perfumy?
– Ja nic nie czuję – skłamała Lana i szybko schowała buteleczkę za plecami.
Oko ją piekło i łza pociekła jej po lewym policzku.
– Dobrze się czujesz, Lano? – zapytała mama z troską.
Dziewczynka zrozumiała, że mama myśli, że to łzy smutku.
– Harrison nie chce się ze mną bawić – poskarżyła się i wygięła usta w podkówkę.
Mama pokiwała głową w zamyśleniu.
– Wiem. Twój brat bardzo martwi się egzaminami.
– Ale dlaczego? – zapytała Lana. – Jest dopiero w pierwszej klasie gimnazjum. Minie wieczność, zanim będzie musiał zdawać egzaminy końcowe.
– Po prostu chce być przygotowany – wyjaśniła mama z nutą niepokoju w głosie. – Wiesz, jaki on jest.
– Tęsknię za nim.
– Och, Lano. Tak mi przykro. – Mama otoczyła ją ramionami i uściskała mocno. – Twój brat dorasta. Tak to już jest.
Dziewczynka poczuła, że naprawdę zaczyna płakać. A gdy już zaczęła, nie mogła przestać.
– Może wyjdziemy gdzieś razem, żeby zrobiło ci się weselej – zaproponowała mama, zdeterminowana, by poprawić córce nastrój. – Chcesz pójść ze mną do Grimmów?
– Dokąd?
– Och, to naprawdę bardzo ekscytujące! – odparła mama. – Najwyraźniej w nocy ni stąd, ni zowąd na środku błoni pojawił się nowy supermarket! Widziałam go podczas spaceru dziś rano.
Lana westchnęła z rozczarowaniem.
– Są wakacje – jęknęła. – Powinnam robić fajne rzeczy. Supermarkety nie są fajne.
– Chodź ze mną, to kupię ci coś fajnego – zaczęła ją kusić mama.
Dziewczynka nadstawiła uszu.
– Co takiego? Książkę?
Jeśli nie mogła przeżywać przygód z Harrisonem, chciała przynajmniej poczytać o odległych lądach i brawurowych ucieczkach.
– Tak, jeśli właśnie tego chcesz. Pójdę na dół i powiem tacie, że wychodzimy. Miejmy nadzieję, że gdy do mnie dołączysz, wszystkie moje perfumy będą stały na swoich miejscach.
Lana zrobiła niewinną minę.
– Włącznie z tymi, które chowasz za plecami – dodała mama z przelotnym uśmiechem i wyszła z sypialni.