O przypowieściach, św. Pawle i Apokalipsie - ebook
O przypowieściach, św. Pawle i Apokalipsie - ebook
Czym są przypowieści ewangeliczne? Jak należy je rozumieć? Jakie jest ich przesłanie? Kim był św. Paweł? Co chciał przekazać w swoich listach? Co to jest Apokalipsa? Jak powstała Księga Apokalipsy? Jakie przesłanie ze sobą niesie? Jak należy ją interpretować?
W kolejnej książce profesor Anny Świderkówny Czytelnik znajdzie odpowiedź na te i wiele innych pytań. Książka została opracowana na podstawie kilkuletniego cyklu audycji prowadzonych przez Autorkę na falach Radia Józef.
Anna Świderkówna (1925–2008) – wybitna historyk literatury, papirolog, filolog klasyczny, biblistka, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Znawczyni szeroko rozumianej kultury antycznej, w tym pism Starego i Nowego Testamentu.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7595-851-5 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wszystko trzeba zacząć od tego, co to jest przypowieść. Ci z nas, którzy czytają Pismo Święte, wiedzą prawdopodobnie, że Jezus wybiera przypowieść jako najlepszą formę swojego nauczania. Jeżeli chcemy zrozumieć, co Jezus ma nam do powiedzenia, musimy coś wiedzieć o przypowieści, bo inaczej często potkniemy się w naszym rozumieniu Pisma. Greckie słowo na oznaczenie tej formy „parabole” tłumaczymy jako przypowieść, w Piśmie Świętym odpowiada ono hebrajskiemu słowu „maszal”. Cała trudność polega na tym, że „maszal” to nie tylko przypowieść, bo słówko to ma bardzo szeroki krąg znaczeń. Czasami znaczeniowo zbliża się do przysłowia. Na przykład w Księdze Ezechiela (18, 2) prorok walczy z przekonaniem, że za grzechy ojców odpowiadają dzieci. Przekonanie to wyrażano w przysłowiu głoszącym, że ojcowie jedli zielone winogrono, a zęby ścierpły synom. Prorok stoi na stanowisku, że to nieprawda.
„Maszal” to może też być jakieś powiedzenie mędrca, powiedzenie mądrościowe, na przykład: „usta nieprawego nienawiść ujawnią; głupi, który rozgłasza niesławę”. Czasem to może być zagadka, którą czytelnik powinien rozwiązać. Jednym słowem, to wszystko razem nazywane jest najczęściej przypowieścią, chociaż to nie jest przypowieść w naszym rozumieniu, bo nie ma takiej rozbudowanej formy. Z owego „maszal” przy tłumaczeniu na grekę zrobiono „parabole”, a „parabole” my przekładamy jako przypowieść. Stąd czasami pojawia się u nas zdziwienie, gdy słyszymy w tekście biblijnym, że Jezus ma powiedzieć jakąś przypowieść, ale to, co On mówi, nie jest przypowieścią, tylko właśnie którąś z tamtych form.
Istotą hebrajskiego „maszal” jest język obrazowy. Jest takie powiedzenie rabinów, które brzmi: „Nasi mistrzowie rzekli, niech maszal będzie w twoich oczach”. To dotyczy także przypowieści. Dzięki maszalowi człowiek może zrozumieć słowa Tory. Po słowach rabinów następuje przypowieść o królu, który w domu zgubił sztukę złota czy jakiś drogocenny kamień. My byśmy w tym miejscu sformułowali jakiś tytuł, natomiast w tekście oryginalnym nie ma jakiegoś specjalnego wyróżnienia.
Oto dwa hebrajskie maszale, z których każdy przypomina jakąś przypowieść Jezusową. Mamy owego króla, który w swoim domu zgubił sztukę złota. Król szuka jej za pomocą knota, lampki oliwnej, choć ów knot nie jest wart więcej niż grosz jeden. I to jest podpowiedź, że maszal nie powinien być czymś mało ważnym w naszych oczach, ponieważ jest właściwym narzędziem, dzięki któremu można zgłębić słowa Tory, czyli Pięcioksięgu Mojżeszowego, a właściwie całego Pisma Świętego. Maszal ów przypomina przypowieść o kobiecie, która zgubiła drachmę. Nie jest najistotniejsze, czy zgubiła się drachma, czy jakiś cenny przedmiot. Chodzi natomiast o wskazanie, że do odnalezienia owego zagubionego przedmiotu używa się skromnej lampki oliwnej. Dlatego nie wolno tą lampką gardzić, bo ona służy do szukania. To właśnie jest charakterystyczne.
Drugi przykład to przypowieść sławnego rabina Johana ben Zakkai, który żył na przełomie I i II wieku naszej ery. Jego maszal mówi o królu, który zaprosił swoje sługi na ucztę, nie określając jednak jej dokładnego czasu. Ci, którzy wśród sług byli mądrzy, ubrali się i zasiedli przy wejściu do pałacu, mówiąc: „Czy może brakuje czegoś w domu króla?”. Ci, którzy byli głupi, poszli do swojej pracy, mówiąc: „Czy może się odbyć uczta bez długich przygotowań?”. Nagle król polecił wezwać swoje sługi, mądrzy stawili się przed nim dobrze ubrani, a głupi ubrudzeni. Król rozradował się na widok mądrych i rozgniewał się na głupich. Powiedział, że ci, którzy są ubrani na ucztę, mają zasiąść, jeść i pić, natomiast nieprzygotowani mieli stać i patrzeć. Tutaj przypomina się nawet więcej niż jedna przypowieść Jezusa, na przykład z Ewangelii Mateusza (20, 2-14).
Największym zaskoczeniem dotyczącym przypowieści może być kwestia ich liczby. Tak naprawdę bowiem nie wiemy, ile ich jest. W książce Królestwo Boże w przypowieściach o. Augustyn Jankowski OSB doliczył się czterdziestu przypowieści. Ja się doliczyłam czterdziestu paru. Ta różnica wynika stąd, że my nie wiemy często, który tekst można uznać za przypowieść albo nie.
Punktem centralnym przypowieści jest wreszcie stale powracająca nauka o królestwie Bożym, które jest blisko.
Z przypowieścią kłopot mamy również na gruncie naszego języka ojczystego. Cała rzecz polega na tym, że nie bardzo rozumiemy słowo „przypowieść” po polsku, nie bardzo wiemy, co to jest. Mogę tylko powiedzieć, że przypowieść po polsku nie odpowiada z grubsza temu, co się nazywało po grecku właśnie „parabole”. Otóż przypowieść to forma, w jakiej słuchacz — bo przede wszystkim zaczęło się to od nauczania słownego — łatwiej przyjmuje wniosek, jaki chce mu podsunąć mówiący, nauczyciel. Doskonałym przykładem tej przypowieści, jej roli jest historia Dawida z początku 12. rozdziału Drugiej Księgi Samuela. Forma przypowieści wcale nie została wymyślona przez Pana Jezusa czy zastosowana dopiero przez Niego. Dawid żył przecież tysiąc lat przed Chrystusem.
Otóż Dawid kiedyś zobaczył bardzo piękną kobietę, w której się zakochał od razu. Ponieważ był królem, nie bardzo zważał na to, że ta kobieta była żoną jego własnego oficera Uriasza. Dawid postarał się, że kobieta dosyć prędko i łatwo została jego kochanką. Tu jeszcze nie ma takiej wielkiej winy Dawida, on jest królem przecież. Z naszego punktu widzenia to jest oczywiście naganne, ale nie o to w tej historii chodzi, gdyż potem się dochodzi do rzeczy znacznie gorszej. Jeszcze przed przyjazdem Uriasza Dawid dowiaduje się, że jego kochanka jest w ciąży. I tutaj jest problem. Mianowicie Uriasz przyjeżdża, bo jest gdzieś na froncie, gdzieś walczy. Przyjeżdża do Jerozolimy, przychodzi do Dawida i Dawid posyła go, żeby poszedł do domu spać. Uriasz jest nawet zmuszony przez króla do wyjścia, kładzie się do snu pod drzwiami królewskimi, bo tłumaczy królowi, że on nie może iść do domu i korzystać z wszystkich przyjemności, radości życia domowego, kiedy jego koledzy walczą o swoje życie. Krótko mówiąc, Dawid chciał, żeby Uriasz przenocował w domu, i wówczas wyszłoby na to, że dziecko jest Uriasza, a nie Dawida. Nic by się nie wydało.
Nie wiemy, czy Uriasz cokolwiek podejrzewał i dlatego się tak upierał, w każdym razie przychodzi pożegnać się z królem i wraca na swoją pozycję. Zabiera ze sobą list od króla. Uriasz ma wręczyć list swemu dowódcy. Ten list jest napisany bardzo zręcznie przez Dawida. Dawid poleca dowódcy, żeby postarał się posłać Uriasza tam, gdzie jest najgorętsza walka, i żeby doprowadził do śmierci Uriasza. To życzenie królewskie się spełnia. Wszyscy ci, którzy wiedzieli, kim była żona Uriasza dla Dawida, bez dodatkowych informacji dosyć dobrze odczytują winę Dawida — to już jest wina niewątpliwa. Nadworny prorok Dawida Natan nie może przyjść do króla i powiedzieć mu: „Słuchaj, popełniłeś straszną rzecz, jesteś winny zabójstwa i musimy wymyślić jakąś pokutę dla ciebie”. Prawdopodobnie bał się zwyczajnie, ale to nie tylko mógł być strach o własną skórę, dlatego że Natan, który dosyć dobrze znał Dawida, mógł przewidzieć, że metoda mówienia wprost nie osiągnie właściwego skutku, może skończyć się na tym, że król mu nawymyśla, że go wyrzuci i byłoby dobrze, żeby na tym się skończyło. Wobec tego Natan przychodzi i opowiada Dawidowi historię, która niewątpliwie od samego początku jest historią wymyśloną. To też jest cecha przypowieści, to są historie przynajmniej w znacznej części wymyślone, to jest fikcja, która służy jakiemuś celowi. Więc Natan opowiada tutaj, że właśnie się dowiedział o takiej sprawie, że był człowiek bardzo bogaty, który miał całe stada różnego rodzaju zwierząt domowych, całe stada owiec, ale mimo to gdy przybył jego przyjaciel i miał podjąć go ucztą, to polecił na tę ucztę zabić nie któreś z własnych zwierząt, tylko sięgnął po cudzą własność. Mianowicie w tym kraju, w tym mieście żył człowiek bardzo ubogi, który nie miał nic poza ukochaną owieczką. I on z tą owieczką spał, to było całe jego szczęście i zabawka. I ów bogacz każe zabrać tę owieczkę temu biedakowi, zabić ją i podać jako potrawę dla swego gościa. Jak Dawid to usłyszał, poderwał się i powiedział: „Ten człowiek zasługuje na śmierć”. Na to Natan mu odpowiedział: „Ty jesteś tym człowiekiem”. Wtedy Dawid się od razu załamał. Dawid, który na pewno by się bronił, na pewno by nie przyjął tak łatwo krytyki ze strony Natana, tutaj od razu był załamany, od razu skruszony, od razu uznał swoją winę. Przecież nie darmo Psalm 51, ten przepiękny psalm, jest przypisywany Dawidowi po tej właśnie zbrodni, choć nie wiemy, czy psalm ten jest autorstwa Dawida, o Dawidzie czy dedykowany Dawidowi, gdyż hebrajski nagłówek z gramatycznego punktu widzenia nie rozstrzyga tego. Niewątpliwie cały psalm nie mógł być napisany przez Dawida, bo tam na końcu jest bardzo wyraźne nawiązanie do wygnania, do braku świątyni, więc to jest tekst już znacznie późniejszy, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że ten psalm był odczytywany jako wyraz pokuty Dawida i ubolewania, przepraszania za tę straszną winę, którą się obarczył.
Historyjka opowiedziana przez Natana mogła się wydarzyć, zwłaszcza w tamtym świecie, była prawdopodobna, ale nie było takiej historii, nie było takiego przypadku. To jest czysta fikcja, ale fikcja opowiedziana w jakimś konkretnym celu, tutaj to jest czysta przypowieść. To ów maszal, który prowadzi do prawdy drogą okrężną niejako.
Przypowieść — wyrazy bliskoznaczne
Słowo „przypowieść” ma dwa wyrazy bliskoznaczne: metafora i alegoria. Warto zwrócić uwagę na niuanse odróżniające te pojęcia. Metafora to po prostu przenośnia, obraz, jakieś określenie, które przenosi się z jednej sytuacji na drugą. Może najlepszym przykładem jest tekst z Ewangelii Mateusza 16, 18-19, gdzie Jezus mówi do Piotra: „Otóż ja tobie powiadam, ty jesteś Piotr, czyli opoka i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą i tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”. O. Jankowski w swej książce Królestwo Boże w przypowieściach mówi, że Piotr jako skała nie jest taką zwyczajną skałą, lecz chodzi o przenośne użycie tego pospolitego słowa. Tak samo nie należy szukać jakichś kluczy, bo te klucze to też tylko przenośnie. Skała to coś, na czym można się oprzeć, a klucze coś otwierają. Można to rozumieć duchowo, że Piotr jest dysponentem czy szafarzem tej łaski, która pomaga dotrzeć do istoty, treści, do tego, co chciał Pan Bóg ludziom objawić. Tak więc słowa Jezusa są demonstracją przenośni. Nie należy tych słów brać dosłownie, że Piotr jest skałą i ma w ręku klucze.
Alegoria zaś idzie dalej, słowa znaczą co innego, niż powinny znaczyć. Dobrym przykładem są słowa z Ewangelii św. Jana 10, 14-16. „Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej zagrody. I te muszę przyprowadzić, i będą słuchać głosu mego i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz”. W przypadku alegorii cała rzecz polega na tym, że tutaj znowu mamy porównanie, mamy przenośnię, bo przecież Jezus nie jest dosłownie pasterzem i owce nie są owcami. Nie możemy tego tłumaczyć tak, że Jezus był pasterzem i miał jakieś owce, to jest przenośnia; przenośnia ma nam natomiast powiedzieć, że Jezus tak dba o nas, o wszystkich swoich uczniów jak dobry pasterz dba o swoje owce i że jest nawet gotów śmierć ponieść za te owce w ich szukaniu i ratowaniu. Ta zagroda też nie jest żadną zagrodą. Musimy uczulić się na to, żebyśmy pamiętali, że Jezus wprawdzie mówi o owcach i o pasterzu, ale przecież chodzi Mu o Jego uczniów. O nas chodzi tutaj także, to jest bardzo ważne. Ta alegoria może iść bardzo daleko.
Inny przykład alegorii też znajdziemy w Ewangelii Jana 15, 1-8. „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia. Każdą latorośl, która nie przynosi we Mnie owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeśli nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeśli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. Potem ją zbierają i wrzucają w ogień, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami”.
W alegorii o latorośli trzeba pamiętać o jednej rzeczy bardzo istotnej. Co to znaczy, że każdą latorośl, która nie przynosi owoców, Ojciec odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza? Tak samo słowa: „Trwajcie we Mnie, a Ja w was” jeszcze jakby pogarszają sytuację. Użyty tu grecki czasownik „meno” nie ma dobrego odpowiednika w języku polskim. Bardziej niż „trwać” jest to „mieszkać”, „przebywać stale”. Ten sam czasownik pojawia się już w pierwszym rozdziale Janowej Ewangelii, kiedy to dwaj jeszcze uczniowie Jana Chrzciciela idą za Jezusem, Jezus się odwraca i pyta, czego szukają. Pytają wtedy Jezusa, gdzie mieszka. To jest właśnie ten sam czasownik. „Trwajcie we Mnie” znaczy, że jesteśmy połączeni, związani z Jezusem.
Pamiętam, że nie rozumiałam tego bardzo długo. Jest w nas cząstka grzechu, jesteśmy przywiązani do grzechu i dlatego, jeżeli gałązka nie rozwija się dobrze, to odczuwa to cały krzew, jeżeli ta gałązka z jakichś powodów choruje, to jest to ból, krzywda dla całego krzewu. To jest nasze bardzo ścisłe powiązanie, tak ścisłe, że można je oddać czasownikiem mieszkać: „mieszkajcie we Mnie, a Ja w was”. „Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, jeśli nie mieszka w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli nie będziecie we Mnie mieszkać”.
Tu mamy odpowiedź na pytanie, które często sobie zadajemy: „Co mamy zrobić, Panie, żebyśmy umieli dla Ciebie pracować?”. Ta odpowiedź jest tu bardzo prosta — mamy w Nim mieszkać. To jest taki bardzo prosty rachunek sumienia, czy staram się, czy próbuję tego. Oczywiście, że możemy prosić Jezusa o pomoc i On takiej pomocy nam nigdy nie odmówi. To jest alegoria, gdzie każde słowo jest ważne, chociaż nikt nie ma wątpliwości, że Jezus nie stara się nam tu przedstawić jako winny krzew. Nadto trochę trudności sprawia nam fakt, że u nas raczej nie uprawia się winnic i wobec tego nie mamy takich specjalistów uprawy winorośli jak ów ojciec z alegorii. Warto tu dodać, że widać tu wyraźne podobieństwo do pasterza, który troszczy się o swoją owczarnię. Z jednym wyjątkiem, nie ma owego „mieszkajcie we Mnie”, owego ścisłego związku.
Koniec wersji demonstracyjnej.