- W empik go
O świętym Tomaszu z Akwinu - ebook
O świętym Tomaszu z Akwinu - ebook
Dotychczas w świętym Tomaszu widziano jeno pobożnego zakonnika albo co najwięcej głębokiego teologa, teologa spekulacji i teorii, który sobie spokojnie dogmatyzuje w celi klasztornej, a z niej nawet wyjrzeć nie raczy na świat, który przemija. Lecz głębiej wejrzawszy w czynności tego żywota, a pisma jego porównawszy z jego działalnością, łatwo rozpoznasz w nim geniusz pełen działalności i siły, który historia wieńczy chwałą i geniusz, jakiego wyglądano w tym czasie, już to, by jego zapędom niebacznym stawił dzielną zaporę, już też, żeby przeciw jego zboczeniom stawił potęgę swego trzeźwego poglądu; już wreszcie, żeby stanąwszy pośrodku swoich, zapanował nad nimi i prawy wskazał wszystkim prawdy gościniec. Dziwny to był jednak geniusz i całkiem odmienny od wielu innych.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-391-9 |
Rozmiar pliku: | 116 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pod tym tytułem ksiądz J. Bareille, kanonik honorowy lioński i tuluski, w czwartym wydaniu przejrzanym i poprawionym, wydał w Paryżu w r. 1862, w jednym tomie żywot św. Tomasza z Akwinu. Dzieło to widać było bardzo pożądane, przy odżywionych badaniach wieków średnich, kiedy w krótkim czasie cztery miało wydania. To samo daje poznać wartość tej naukowej pracy i za najlepszą starczy jej pochwałę. Niepodobna dać nam w skróceniu życiorysu tego świętego męża, ni opisać jego wpływu nie tylko na wiek swój, lecz i na wszystkie czasy w Kościele Bożym; myśl tę autor uwydatnił głęboko we wstępie, który dlatego w całości podać tu ku dobru naszych czytelników zamierzyliśmy. (Red. ˝Przeglądu Katolickiego˝).
Nie jeden św. Tomasz z Akwinu uświetnił wiek trzynasty; jednocześnie zasłynęli Innocenty III i św. Ludwik, Albert Wielki i Roger Bakon, Giotto i Dante. W tym wieku dźwignięto katedrę kolońską i powstały Summa teologii i Boska Komedia, Sainte-Chapelle i Naśladowanie Jezusa Chrystusa, oraz tyle innych utworów, którym wieki następne, mimo całej swej świetności i chwały, ni sprostać, ni przewyższyć ich nie umiały. Wiek ten wydał tylu wielkich ludzi i tyle stawił pomników, że trzeba by ogromną napisać księgę, żeby je wszystkie wyliczyć, tak, że dziwić się przychodzi, w jaki sposób można było w krytycznej ocenie epokę tę mieszać z innymi zwyczajnymi pochodami ludzkości, lub nawet niżej ją stawić nad inne. Dlatego też, badając ściśle cuda trzynastego wieku, gdy z jednej strony budzi się w nas podziw i uwielbienie głębokie, z drugiej zaboleć nieraz przychodzi spoglądając na nieświadomość i niewdzięczność ludzką.
Zdziwienie to i boleść wzrasta, gdy z baczną uwagą śledzić poczniemy rozległe dociekania ówczesnej Europy. W tym to wieku podniosły się uniwersytety w Oxfordzie i Paryżu, zakłady świętego Ludwika, i Wielka Karta angielska, zakony św. Dominika i św. Franciszka; architekci na północy i malarze na południu tworzą szkoły, które wieki przetrwały; wówczas proch wynaleziono, teleskop odkryto, prawa ciężkości zaznaczono, rzucono zasady reprezentacji politycznej i uchwał parlamentarnych; chrześcijańskie braterstwo przenika głębiny prawodawstwa, a wielkie nowoczesne odłamy narodów w wybitny powstają sposób. Wszystkie sztuki, umiejętności wszystkie, wszystkie szlachetne uczucia i wielkie myśli roją się po głowach i poruszają serca ludzi, wypisując się zewnątrz w dziełach wielkich i w potężnych instytucjach. Stara społeczność chwieje się w swoich podwalinach, a wyrzucając precz wszelkie nieprzyjazne wpływy, przyzywając zaś z góry natchnienia, w nowe szybuje przestrzenie, odważnie kroczy ku wielkim swoim przeznaczeniom. Potężne geniusze stoją na straży i prowadzą ludzkość: a pomiędzy wszystkimi ukazuje się wielka postać św. Tomasza z Akwinu; przy świetnej zaś jego gwieździe, która ma wyrażać jego geniusz, jak to zobaczymy, blednie każda inna wielkość.
W tym to mężu świętym mieści się naraz wszystko, co było najpiękniejszego i najdzielniejszego w wieku całym; wyraża on potęgę, która bądź co bądź w końcu podbija każdą inną, potęgę idei. Nic innego nie odbiło się w jego życiu; życie to całkiem oderwane, a jedyne rzec można jego wypadki, pojęcia; mimo to było to i życie walki, a ustawiczna praca myśli przemienia je w dramat nadludzkiej prawie i szczytnej wielkości. Jakoż po dokonaniu walki, co go po wielu dziwnych przemianach podniosła na tron duchowy, nastała walka, którą ustawicznie wytrzymywać musiał przeciw nieprzeliczonym nieprzyjaciołom religii i społeczności. Na czole jednak tego męża zapanował cały spokój i pogoda anielska, nic nie wydaje trosk i ciężkiej pracy ducha, który zakreśla drogi przeznaczeniom ludzkości, i wymija zręcznie już to rozszalałe zapędy ludów, już panujących samowolę, już to podwodne skały fatalizmu, już też piętrzące się namiętności bałwany.
Dotychczas w świętym Tomaszu widziano jeno pobożnego zakonnika, albo co najwięcej głębokiego teologa, teologa spekulacji i teorii, który sobie spokojnie dogmatyzuje w celi klasztornej, a z niej nawet wyjrzeć nie raczy na świat, który przemija. Lecz głębiej wejrzawszy w czynności tego żywota, a pisma jego porównawszy z jego działalnością, łatwo rozpoznasz w nim geniusz pełen działalności i siły, który historia wieńczy chwałą i geniusz, jakiego wyglądano w tym czasie, już to, by jego zapędom niebacznym stawił dzielną zaporę, już też żeby przeciw jego zboczeniom stawił potęgę swego trzeźwego poglądu; już wreszcie, żeby stanąwszy pośrodku swoich, zapanował nad nimi i prawy wskazał wszystkim prawdy gościniec. Dziwny to był jednak geniusz i całkiem odmienny od wielu innych, gdy jedno przeznaczenie zbliża ich do siebie. Dla otrzymania i wykonywania tej potęgi duchowej, nie potrzebował on żadnego z tych wielkich rusztowań, co je stawiają ku wyniesieniu tronu z desek; prosty to zakonnik, a wszystko w owych czasach ukorzyć się musiało przed jego potęgą w świecie ducha, czy to rozbijając się o potężną jego logikę, czy też poddając się z pokorą jego przewodnictwu. W jeden to lub drugi sposób panować on musi; panować też będzie, zarówno podnosząc działalność swego wieku, jak i podsycając wszystkie szlachetne jego dążności; dążności bo też tej epoki, kiedy i on im przewodzić zaczął, były to dążności ku dobru, pięknu, prawdzie, cnocie; jednym słowem ku Bogu!
Kiedy chcesz badać dążności jakiego wieku, a śledzić życie we wszelkich jego objawach, naprzód uderza cię pochód wspaniały instytucji politycznych. Jest to niejako zewnętrzna powłoka narodów; tam też najprędzej wyśledzisz prace i postęp ludzkości.
Sztuki w drugim stają rzędzie, bo nie tak łatwo dochodzisz ich znaczenia, lubo w gruncie rzeczy ściślej one wyrażają żywotną myśl epoki. Więcej jest duchowości w sztuce, niż w polityce, a zatem i więcej życia. Śledzić przeto postępy sztuki jest dalszym krokiem w poznaniu wieku.
Lecz nierównie dalej postąpisz, kiedy badasz umiejętności. Umiejętności stanowią właściwą dziedzinę myśli; tam to ona rozwija się swobodnie; tam przerabia wedle swego przemysłu wszystkie żywioły nagromadzone przez wieki przeszłe; tam wykazuje na jaw całą swoją działalność i wewnętrzną żywotność.
Nie jest to jednak jeszcze świątnica myśli, kraina serca, co by istotę życia wypowiadała; trzeba jeszcze przejrzeć bezpośrednie wpływy religii na wiek każdy, by dojść rzeczywistej jego myśli i żywotności.
Pobieżny przeto rzut oka na dążność polityczną, artystyczną, scjentyficzną i religijną trzynastego wieku, nie tylko nam odsłoni tę ważną i wielką epokę w ludzkości, lecz nadto wyświeci nam obopólne wpływy i pokrewność niejako ówczesnych czasów ze św. Tomaszem.
Dążność polityczna narodów chrześcijańskich w trzynastym wieku, jeżeli zostawimy na stronie dążność ich religijną, przeważny wpływ wywierającą naówczas, cała skierowana jest ku złożeniu dobrego społecznego ustroju, ku jedności i wolności. Wprawdzie różnorodne żywioły, z których potworzyły się ludy Europy, pomieszały się z sobą od pierwszej chwili średnich wieków, tak iż już podówczas dostrzegać można było pierwszych zarysów wielkich narodowości współczesnych. Jednak dopiero w wieku trzynastym jednorodne żywioły zlewają się z sobą, żeby się już więcej nie rozdzielić, i wówczas dopiero ostatecznie zaznaczone są granice, jakie tworzy sam zewnętrzny układ ziemi, skłonności pokoleń, i wpływ zewnętrznych wydarzeń. Wówczas także zarysowują się i układają charaktery ludów, a prawa, które przeważny wpływ wywierają na rozwój społeczności, nabierają całego znaczenia w dziedzinie historii.
Ten ogólny pogląd z trudnością da się odnieść do pierwszego i najstarszego z ówczesnych ludów, do germańskiego narodu. Widocznie też nie do niego należy przyszłość; inny naród wzbijał się do góry, skąd on obsuwał się z szybkością; była to Francja. Niemcy wyczerpywały swe siły i targały swą jedność w walce z Kościołem, którą to walkę jeszcze uważać będziemy, później w moralniejszym i podnioślejszym znaczeniu. Widok, jaki przedstawia cesarstwo w całym niemal ciągu tego stulecia, jest bezładną mieszaniną przywłaszczań, mordów, wojny domowej i całkowitego bezrządu. W początkach jedna postać przez lat kilka trzyma na uwięzi namiętności i wypadki; zdaje się, że wszystkie sprężyny tego rozległego ustroju, tego niekształtnego ciała olbrzyma, co rękami swymi obejmuje lodowate wybrzeża Litwy i palące piaski Sycylii, trzyma w potężnej swej dłoni Fryderyk II, syn Rudobrodego. W głowie i sercu tego człowieka było dosyć, a nawet aż nadto wiele energii, żeby podnieść prawodawstwo i potęgę świętego cesarstwa; lecz tę energię swej duszy i wszystkie zasoby państw swoich roztrwonił on w walce, w której nie dostrzegł na nieszczęście żywotnej swojego czasu zasady.
Dzieło jednak Opatrzności nie ustaje pośród żałosnych pokuszeń pokoleń i społeczności, mimo nierozważnego oporu ludzi. Któż nie widzi, jak z upadkiem dynastii Szwabskiej przepadły na zawsze żywioły, bałwochwalski i rzymski, które przeważały w starej konstytucji starych Niemiec, tak iż opóźniały ich pokój i harmonię. Wskutek tych to zapasów wyswobodziła się Polska i Węgry, Prusy przy pomocy kawalerów niemieckich kusiły się zdobyć samoistność, królestwo neapolitańskie odłącza się od cesarstwa, by dostać się pod panowanie brata św. Ludwika, i doczekać się w końcu świetnego panowania Rudolfa Habsburskiego.
Geniusz francuski lepiej zrozumiał dążności tych czasów, albo, mówiąc dokładniej, z natury swojej żarliwy i rycerski, za łaską Boga, odpowiadał lepiej ogólnemu ówczesnemu usposobieniu. W żadnej innej epoce Francja nie zrobiła tyle dla dobra chrześcijańskich narodów, co w tej chwili, dokonywając wielkich swoich przeznaczeń. W pierwszych latach tego stulecia Filip August, największy z jej królów, po zaciętej bitwie pod Bouvines przeciw roszczeniom odwiecznych nieprzyjaciół, Anglii i Niemcom, uroczyście utwierdza niepodległość swoich poddanych i całość swoich dzierżaw. Za panowania tego monarchy i jego następców Francja nie tylko nie jest uszczuploną w swoich granicach, ale z dziwną rozrasta się szybkością, jakoby wewnętrzną rozpierana siłą; ze wszystkich stron kusi się ona dosięgnąć naturalnych swych granic. Na północ i zachód zdobywa z kolei Flandrię i Normandię, Anjou, Poitou, Saintonge i Turyngię, na wschód i południe Szampanię i Owernię; w końcu najtrudniejszej i najważniejszej dokonywa w tym jeszcze stuleciu zdobyczy, Tuluzy, kraju dawniejszego od samej monarchii, rodzaju rzeczypospolitej pod zarządem hrabiów, która poddaje się z Nawarrą; a tym sposobem na Pirenejach opierają się posady Francji.
Tym usiłowaniom rozszerzania swych posiadłości odpowiada praca spójności i jedności, i w tym leży szczególna zasługa Ludwika IX. Wewnętrzny zarząd królestwa, wykończony system prawodawstwa, doskonały wymiar sprawiedliwości, stosunki Kościoła z państwem, rękojmie wolności osobistej, świętość umów handlowych, wszystko to, co stanowi harmonię i szczęście narodów, nosi na sobie piętno tego pobożnego monarchy. Handlowi nowe utorował on drogi, a tworząc marynarkę narodową świetną otwiera przyszłość. Odpiera najazdy Anglików, uśmierza porywy wasali; niszcząc zaś ich przywłaszczoną samoistność niszczy złowrogie zarody nienawiści i rozdziału. Jednocześnie usuwa przeszkody rozdzielające go z jego ludem; nadaje mu polityczne jego prawa, a w tym obopólnym uścisku ludu z monarchą, naród odzyskuje pierwotną swoją wielkość i osadza się na właściwych swoich podwalinach.
W tym czasie jeden rys szczególniej wyróżnia przeznaczenie Anglii i Francji. Z jednej i drugiej strony są postępy; lecz kiedy we Francji postęp dokonywa się z natchnienia panujących, w Anglii odnosi on górę nad ich złą wolą i rozpaczliwym wysileniem. Pochodzi to nie tyle z osobistego charakteru panujących, ile raczej z samej natury feudalizmu, którego ustrój był silniej zbudowany, a tym samym bardziej niewzruszony w Anglii. Lecz wolność ta angielska, co z kolei zwala wszystkie przeszkody, jakie jej stawiają, nieudolność i okrucieństwo Jana bez Ziemi, lepiej obrachowany ucisk i powodzenia wojenne Henryka III i Edwarda I, tym lepiej uwydatniają rozwój ducha ludzkiego w ciągu trzynastego stulecia. W Wielkiej Karcie nadanej za panowania pierwszego z tych monarchów, potwierdzonej za drugiego, statutami oxfordzkimi, w dopuszczeniu gmin do parlamentu, za panowania trzeciego, mężowie stanu dopatrują budzącego się ze snu dzielnego męża, wedle szczytnego orzeczenia Miltona, wstrząsającego swą niezwyciężoną głową.
Jeżeli sobie jednak przypomnimy, że w tej Karcie, co uświęca rzeczywiście wszystkie swobody, naród angielski widzi proste ponowienie ustaw gminnych św. Edwarda Wyznawcy; jeżeli uważymy, że kapłan, Stefan Langton, arcybiskup kantuaryjski, napisał ten akt zasadniczy, widocznie płynący z ducha chrześcijanizmu, nie można tam nie uznać objawu wyższej zasady. Zboczenia i krwawe wykłady, jakie czyniono w ciągu wieków, nie mogą przesłonić ni początku, ni głównego jej zadania.
Lecz żywotność boskiej tej zasady z większą jawi się potęgą w Hiszpanii i we Włoszech, wskutek właśnie charakteru obu tych ludów i okoliczności, w jakich się znajdują. Budząc ognistą żarliwość, jaka tli w ich łonie, zasłania jedną od złowrogich zamiarów cudzoziemskiego narodu, a drugie od straszliwszych jeszcze okropności wojny domowej. Za jej wpływem ludność chrześcijańska Gotów wydziera z rąk dumnych synów islamizmu ojczyznę od pięciuset lat ujarzmioną; na początku tego stulecia jednoczy panujących, którzy rozdzielają między siebie zdobycze dawnej Hiszpanii, a na polu bitwy pod Tolosą kruszy na zawsze pychę i potęgę Maurów. Dosyć jest zacząć, popęd jest niewstrzymany; Jakub Zdobywca, król Aragonu, odbiera im Majorkę i Walencję; król Kastylii św. Ferdynand podbija ze swej strony królestwa Korduby, Murcji, Jaén i Sewilli. Co większa, pracuje on nad politycznym zjednoczeniem Hiszpanii, i przedsiębierze dzieło nadania jej praw.
We Włoszech jednak sroży się zaciętość niezgód domowych; po kolei gwelfowie i gibelini, Włochy i Niemcy pustoszą je i niszczą; jest to złowrogi przekaz i dziedzictwo pogaństwa. Historyk piszący dzieje tych czasów okropnych stąpa co krok po rozpalonym żelazie: incedo per ignes; zdaje się, iż całe jego żądanie leży w zapisywaniu zbrodni i pożogi. Lecz oto najświetniejsze cnoty jaśnieją pośród tych zbrodni straszliwych; czasy bohaterskie Grecji niczym są w porównaniu do wypraw rzeczypospolitych włoskich tego czasu; Genua i Mediolan, Piza i Florencja, Bolonia i Ferrara szczytu świetności dochodzą, ukazując taki zapał poświęcenia, że co moment pytasz się, co to za siła żywotna dziś prawie nieznana, poruszała piersi tych miast niegdyś kwitnących. Wenecja, poważna, królowa Adriatyku, co dziś jedynie we wspomnieniu i uroczystościach szuka pociechy minionej swojej wielkości, za rządu starego doży, Henryka Dandolo, przez swoje zdobycze na Wschodzie i nadzwyczajny rozwój swojego handlu stanęła w rzędzie państw pierwszego rzędu.
Wyraźny odblask tej potęgi musiał się znajdować i znajdował się rzeczywiście w Głowie Kościoła. Od pierwszej chwili walki, natchnieniem miłości, wziął on pod wysoką swoją opiekę niezawisłość i pomyślność rzeczypospolitych lombardzkich. Czyn ten znakomity i uświetniający godność papieską uznany był przez zawziętych nawet jej nieprzyjaciół.
Nigdy jednak władzy tej nie nadano dogmatycznego znaczenia, ni uważano jej za coś nieodłącznego od papiestwa; był to jedynie najwyższy i moralny sąd polubowny; a jeżeli wpływem swoim ożywia on, a wspaniałością wieńczy gmach społeczny wieków średnich, nigdy nie występuje w roli politycznej, lecz w roli duchowego przedstawiciela sprawiedliwości i prawdy.
W chwili nawet gdy papiestwo dosięgło szczytu swej potęgi, gdy Innocenty III odżył niejako w dzielności swych następców i w cudnym uroku, jakim za jego czasów zajaśniała tiara papieska, w czasie gdy jego naśladowca Innocenty IV na Koncylium Lugduńskim złożył z tronu cesarza Niemiec, Tomasz z Akwinu, używając już w całej pełności naukowej powagi, w księdze napisanej dla młodego króla, ucznia swego, skreślił dokładną teorię politycznego ustroju. Przebiega z tego punktu widzenia całą drabinę społecznej hierarchii, a nigdzie nie znajduje tej rzekomej najwyższej władzy doczesnej papiestwa, z której bezbożność przez najcudaczniejszy anachronizm, dziś jeszcze umie wystroić rodzaj straszydła politycznego ku przerażeniu panujących i ludów. W tej jednak książce Doktor Anielski ustawicznie powołuje się na religię, jako jedyny żywioł postępu i działalności społeczeństw, a zarazem jako ostatnią sprężynę, a przy tym jedyne wędzidło przeciwko nadużyciom władzy.
Z pomocą tych zasad i przez urząd nauczania pochwycił on kierunek polityczny w sprawach swojego stulecia. Geniusz ten, schowany w krainach spekulacji, nie wahał się, kiedy tego była potrzeba, zająć się stosowaniem szczytnych swych teorii, i to we dwóch szczególnych wydarzeniach: raz podejmując się najtrudniejszej i najdelikatniejszej misji jednego dworu północnego; dotyczyła ona zarządu finansów obdłużonego państwa i zlania wielu nieprzyjaznych narodowości w jedno ciało narodu; drugim razem wchodząc do rady Ludwika IX i to właśnie w czasie, gdy dokonywano najwspanialszych reform państwa i gdy najświetniejsze cnoty zajaśniały na tronie. Jakkolwiek Doktor Anielski osłania się gęstą mgłą swojej pokory i ginie z widowni świeckiej, powinnością jest historii, o ile jeno może, przenikać gęsty ten obłok i objawiać wpływ świętego męża; tym bardziej kiedy historia ukazuje nam świętego Tomasza, wpływ niezrównany wywierającego na polityczne dążenia swojego wieku, gdy nie tylko jako pisarz wypowiedział wielkie chrześcijańskie zasady, lecz nadto jako mąż stanu i polityczny prawodawca wskazywał nowe społeczności drogi.
Nie mógł on w tym samym znaczeniu władać w dziedzinie sztuki; a przecież wpływ jego w tym drugim objawie życia społecznego był nierównie potężniejszy i bardziej stanowczy, niż sądzą zwykle ludzie, gdyż wytwarzał się w wysokiej sferze zasad.
Sztuka, w znaczeniu czysto filozoficznym, a szczególniej wedle pojęcia wieków średnich, jest naśladowaniem działalności Boskiej. Pojęcie sztuki mieści w sobie koniecznie pojęcie twórczości; tworzyć bowiem znaczy przyoblekać w ciało, w kształt powierzchowny pojęcie wprzód istniejące; a Bóg, którego Platon w języku tak głęboko poetycznym, odwiecznym zwał geometrą, jest też najwyższym artystą; utworem Jego świat cały. Jakoż świat ten cały niczym nie jest jeno zewnętrznym i dotykalnym upostaciowaniem typów duchowych, co istnieją w jego jedności. Bóg przeto będący sam dla siebie wzorem w stworzeniu świata, jako boski artysta jawi się w swoim dziele. Przy pomocy tej danej stworzenie w nowej ukazuje się postaci; ożywia się, uduchownia; w każdej przelotnej formie, w każdym żyjątku przemijającym prześwieca boski wzorzec. Tym sposobem Bóg przemieszkuje, przepełnia sobą stworzenie; a świat podówczas, wedle pięknej myśli starożytnych, jest prawdziwie kościołem Boga, świątnicą oblaną tajemniczą jasnością, gdzie On mieszka widzialny i zakryty.
Takie pojęcie świata zawdzięczamy świętemu Tomaszowi z Akwinu; wyjaśniając on skład wiary Apostołów ukazuje nam świat materialny tak hierarchicznie urządzony jako i świat duchowy; istoty, z których się składa stanowią drabinę, która prowadzi do Boga; wznoszą się one ku Niemu w miarę tego jak z większą pełnością przyjmują i odbijają promienie Boskiego majestatu. Dusza, która wstępuje po tych szczeblach, coraz lepiej dostrzega rysy obrazu Bóstwa; postępowe to pielgrzymowanie do Boga nas przybliża, bo też jeno w tych zwierciadłach coraz więcej doskonałych dopatrywać możemy Boga, bo tam On raczył odbić nieśmiertelną swą piękność.
Z tego stanowiska trzeba oceniać utwory sztuki. Jako Bóg, tak samo artysta każden odtwarza samego siebie w swym dziele; tam wyraża on cały swój charakter i geniusz. Stąd za natchnieniem tworzy dzieła, a dzieła jego, to on sam. I wtenczas nawet, kiedy zejdzie z widowni tego świata, a zatopi się w blasku nieśmiertelności, żyje, porusza się we własnych pomnikach; tam to, w………………………..