Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O szczęściu - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
84,00
Najniższa cena z 30 dni: 44,90 zł

O szczęściu - ebook

Łatwiej znosi się złą rzeczywistość, gdy się od niej myślą do lepszej odbiega.

(z Przedmowy do wydania pierwszego i drugiego, Warszawa 1939 - Kraków 1947)

Długo oczekiwane wznowienie klasycznego już dzieła Władysława Tatarkiewicza. Stanowi próbę zestawienia wszystkiego, co obiektywnie można o szczęściu powiedzieć.

Autor pisał swą książkę z zamierzeniem, by zawierała nie tylko to, co sam o ludzkim szczęściu myśli, ale także, co myśleli i myślą o nim inni; chciał, by książka przedstawiała rzecz jak najwszechstronniej.

(z Przedmowy do wydania trzeciego, Warszawa 1962)

Rozpatrywane są tu więc zarówno zagadnienia teoretyczne, jak i praktyczne, historyczne (informacje o ludzkich poglądach na szczęście), systematyczne, opisowe, normatywne, a także językowe (analiza wyrazu szczęście i wyrazów pokrewnych), psychologiczne (analiza doznawania szczęścia), socjologiczne i etyczne.

Książka z kategorii wielkich!

Jedna z podstawowych lektur na wszystkich studiach humanistycznych.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-01-18094-2
Rozmiar pliku: 1 007 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA DO PIERWSZEGO I DRUGIEGO WYDANIA

Szereg pamiętnych traktatów o szczęściu zaczyna się w starożytności: przechował się z czasów greckich traktat Arystotelesa włączony do jego Etyki nikomachejskiej, a z epoki rzymskiej De vita beata Seneki. Później pisali na ten temat pisarze chrześcijańscy: posiadamy również chrześcijańską rzecz De vita beata, autorem jej jest św. Augustyn; koncepcja jej jest już inna niż u Arystotelesa czy Seneki, ale temat pozostał ten sam. I średniowiecze również pisało traktaty o szczęściu; gdy zaczęły powstawać summy, traktaty te włączano do nich; w Summie teologicznej św. Tomasza o szczęściu traktują kwestie 2–5 w prima secundae, pośrednio dotyczą go również kwestie 31–39. A i czasy nowe nie przestały o szczęściu pisać. Jedne z traktatów nowożytnych rozwijały koncepcję chrześcijańską, przedstawiając szczęście jako osiągalne tylko w życiu przyszłym: takimi były najwcześniejsze prace o szczęściu w języku polskim, przede wszystkim Kołakowskiego, pochodzące jeszcze z XVI, a potem książki biskupa Witwickiego z XVII i pijara Wiśniewskiego z XVIII wieku. Inne natomiast, zwłaszcza z doby Oświecenia, dawały wyraz wprost przeciwnej koncepcji, tłumaczyły, że jedyne szczęście, na jakie można liczyć, jest właśnie tu, na ziemi. Traktatów o szczęściu w XVIII wieku było już tyle, że można było wydać ich antologię. Świątynię szczęścia, jak ją nazwano, Le temple du bonheur, ou recueil des plus excelents traités sur le bonheur, 2 wyd. 1770. W czterech jej tomach najzupełniej świeckie traktaty Fontenelle’a, La Mettrie’ego, Maupertuisa, Mandeville’a i artykuły z Wielkiej Encyklopedii francuskiej sąsiadują z religijnie nastrojonymi rozprawami Ojca Buffier i biskupa de Pouilly. A i to nie był jeszcze koniec literatury o szczęściu, która w XIX i XX wieku narastała dalej; w jednych książkach, takich jak Benthama lub Bouillera, autorzy analizowali pojęcie szczęścia i szukali praw, jakim podlega, w innych zaś, takich jak Lubbocka lub Russella, uczyli, jak je zdobywać.

Traktatów o szczęściu jest więc wiele. Ale ogromna ich większość zajmuje się nie nim samym, lecz sposobami osiągnięcia go, a najczęściej nawet tylko jakimś jednym sposobem, zalecanym jako najskuteczniejszy czy jedyny skuteczny. Jest to istotnie zagadnienie praktycznie najważniejsze; ale teoretycznie nie jest zasadnicze, jest tylko jednym z bardzo wielu zagadnień dotyczących szczęścia. W rozległej literaturze o szczęściu z tych paru tysięcy lat nie ma naprawdę książki, która by objęła całokształt jego zagadnień i zestawiła ich rozwiązania. Pełna książka o szczęściu nigdy nie była jeszcze ogłoszona, rzecz prawie nie do wiary wobec tego, że istnieje tyle książek o sprawach mniej dla ludzi doniosłych.

Chciałbym, aby taką książką była niniejsza: aby przynajmniej w zarysie zestawiła to wszystko, co obiektywnie można powiedzieć o szczęściu, aby nie ograniczała się do jednego zagadnienia, choćby było najważniejsze, ani do jednej koncepcji, choćby wydawała się ze wszystkich najtrafniejsza, ani do jednego sposobu na szczęście, choćby się wydawał najskuteczniejszy. Chciałbym, aby to była Summa de beatitudine, jak by taką książkę nazwano w średniowieczu, ale jakiej i wówczas nie napisano.

Toteż książka ta obejmuje zagadnienia różnego rodzaju, teoretyczne obok praktycznych, historyczne obok systematycznych, opisowe obok normatywnych, językowe, psychologiczne i socjologiczne obok etycznych. Zaczyna od pojęcia szczęścia, omawiając najpierw zagadnienia o charakterze semantycznym (rozdziały 1–4), przechodzi potem do psychologicznych (5–13) potem do biotechnicznych, dotyczących sposobów osiągania szczęścia (14–20), a wreszcie do zagadnień etycznych, w szczególności do tego, czy można, czy chcemy i czy należy zabiegać o szczęście dla siebie i dla innych.

*

Usiłowałem też w tej książce uwzględnić całą literaturę, jaką zebrać można było, a więc nie tylko specjalne traktaty pisane w ciągu wieków o szczęściu, ale i inne, bardziej przygodne o nim wypowiedzi: obok poglądów filozofów i uczonych także rozważania pisarzy religijnych i społecznych, uwagi moralistów, aforyzmy eseistów, porównania poetów, obserwacje powieściopisarzy, a także mądrość ludową wypowiadającą się w przysłowiach, bajkach, legendach. I kogo własne myśli tej książki nie zainteresują, ten znajdzie w niej w każdym razie dostateczną ilość cennych myśli pochodzących od innych: można by z nich zestawić nową, znacznie powiększoną Świątynię szczęścia. Uwzględnione zostały opinie różnych czasów i krajów, jednakże w granicach kultury europejskiej; bo choć Chiny czy Indie dość wydały mądrych myśli o szczęściu, to te rzeczy przekraczają kompetencje autora — niech o nich napiszą specjaliści.

Dla uniknięcia nieporozumień między autorem i czytelnikami trzeba tu powiedzieć jeszcze jedno: że książka była pisana z intencją teoretyczną, nie praktyczną. Chodziło w niej więcej o to, by wyjaśnić, na czym polega szczęście, o którym ludzie myślą i mówią, mniej zaś o to, by nauczyć, jak je zdobywać; bo to jest właśnie rzecz, na którą nie można liczyć, jest wątpliwe, czy tego naprawdę nauczyć można. A jednak, chęć książka nie ma pod tym względem ambicyj, może pośrednio mieć będzie znaczenie; wynika z niej bowiem między innymi to, że twierdzenie o nieosiągalności szczęścia jest w znacznej mierze rzeczą nieporozumienia, wieloznaczności wyrazów, że od przeciętnego stanu ludzkiego nie jest w każdym razie do szczęścia dalej niż do nieszczęścia. A już Epikur mówił, że jedną z przyczyn, że ludzie nie są szczęśliwi, jest to, iż sobie wyobrażają, że szczęśliwi być nie mogą.

Chodziło mi przede wszystkim o to, by książka miała charakter naukowy, by zawierała twierdzenia możliwie pewne, jasne, ściśle sformułowane. Ale o szczęściu oczywiście niepodobna mówić rzeczy tak pewnych, jasnych i ścisłych, jak o matematyce czy logice. Dlatego umieszczone jest na czele książki to zdanie z Arystotelesa, że nie od wszystkich wywodów można i należy wymagać tego samego stopnia jasności i ścisłości.

Przede wszystkim chodziło mi o to, by książka była naukowa — jednakże chodziło nie tylko o to: także i o to, by w formie była literacka. Aż dwie aspiracje to istotnie dużo, a kto chce dużo, temu łatwo się może zdarzyć, że niewiele osiągnie. I zdaję sobie sprawę, że dla jednych książka będzie jak na naukową zbyt literacka, a dla innych jak na książkę o szczęściu zbyt naukowa, zbyt trudna i sucha.

*

Powstała ta książka w znacznej części podczas wojny, w latach 1939–1943. Wydać się może dziwne, że praca o szczęściu pisana była w czasach, gdy ludzi spotykały największe nieszczęścia. A jednak jest to zrozumiałe: bo w nieszczęściu więcej się o szczęściu myśli niż w szczęściu. I łatwiej znosi się złą rzeczywistość, gdy się od niej myślą do lepszej odbiega.

Przygotowana była wszakże znacznie wcześniej. Przed wielu laty, w 1918 r. miałem już odczyty o szczęściu w Warszawskim Towarzystwie Filozoficznym, a w 1920 — w świeżo wówczas otwartym Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. Treść tych odczytów odpowiadała temu, co obecnie stanowi rozdziały 7, 24 i 26. A jeden z rozdziałów przyszłej książki został już wtedy wydrukowany w „Przeglądzie Filozoficznym” pod tytułem Pojęcie szczęścia a wymagania prawidłowej terminologii. Od tej pory nie przestawałem zbierać materiałów do książki o szczęściu. A jesienią 1938 r. zacząłem ją pisać. W sierpniu 1939 r. zdawało mi się, że jest już gotowa. Ale przyszedł wrzesień i przyniósł nowy materiał; trzeba było dodać rozdział Cierpienia, który w pierwszej redakcji został przeoczony. I aż do 1943 r. powstawały coraz nowe rozdziały. Książka została w tych latach wojny powiększona prawie w dwójnasób; jednakże nie została zmieniona w swych zasadniczych tezach, wytrzymały one próbę nieoczekiwanych doświadczeń.

Podczas Powstania Warszawskiego w sierpniu 1944 r. zdołałem zabrać rękopis z podpalonego domu. W drodze do pruszkowskiego obozu odebrał mi go oficer niemiecki, zrewidowawszy walizkę. „Praca naukowa? To już niepotrzebne — krzyczał — nie ma już polskiej kultury”. Es gibt keine polnische Kultur mehr. I rzucił rękopis do rynsztoka. Zaryzykowałem i podniosłem — w ten sposób praca się uratowała. Natomiast zbierane do niej przez dziesiątki lat materiały spłonęły wraz z domem warszawskim. I dlatego przypisy są niekompletne. Niektórych tekstów i źródeł nie umiałbym już dziś odnaleźć ani przypomnieć.

*

Przez tyle lat zajmując się zagadnieniem, o którym każdy ma coś do powiedzenia, i rozmawiając o nim z tyloma ludźmi, wiele usłyszałem o nim myśli i opowiadań, wiele otrzymałem rad, uwag, wskazówek bibliograficznych — niepodobna by wszystkich wyliczyć. Żywi poznają, co od nich w tej książce pochodzi, ale udział tych, co już nie żyją, należy przypomnieć. A jest ich wielu: Mieczysław Milbrandt, który pierwszy rękopis przeczytał i uwagi swe o pracy wypowiedział, zginął w szturmie na Sejm; ks. Jan Salamucha i Jan Łempicki zginęli na ulicy Mochnackiego; Włodzimierz Pietrzak poległ na Starym Mieście; Zygmunt Batowski zamordowany został podczas Powstania; Andrzej Tretiak rozstrzelany już w pierwszych jego dniach; zmarł Zbigniew Skokowski; Jan Mosdorf zamęczony w Oświęcimiu; w innym obozie — Stanisław Poniatowski; ofiarą wojny stał się Karol Górski, tak samo Kazimierz M. Morawski; Karol Irzykowski umarł wygnany po Powstaniu z Warszawy. Z wdzięcznością myślę o nich wszystkich, wszystkim im książka zawdzięcza myśli czy doświadczenia, czy cytaty, czy wiadomości historyczne. A z zespołu słuchaczy, którzy w r. 1938–1939 na Uniwersytecie Warszawskim, a potem podczas wojny na tajnych zebraniach słuchali pierwsi tej książki w miarę jej powstawania, nie został prawie nikt: Danuta Krzeszewska zginęła jako sanitariuszka, Alicja Szebekowa poległa przy barykadzie, Jan Gralewski zginął spełniając czynności kuriera, Bolesław Miciński zmarł na emigracji, Jerzy Siwecki i Michał Wasilewski zginęli już w 1939 r. śmiercią żołnierzy. Nie ma tych ludzi, jak nie ma domów, w których książka była pisana i czytana.

*

Miała ona pierwotnie nosić tytuł O względności szczęścia. Tytuł bowiem taki wyrażał jedną z istotnych jej myśli, a zarazem podkreślał jej łączność z inną, przed laty wydaną książką O bezwzględności dobra. Jednakże byłby zbyt wąski: nie jest to bowiem książka o jednej myśli, jednej tezie. Trudno byłoby powiedzieć, czy teza o względności szczęścia jest dla niej najbardziej istotna, czy też raczej ta inna, że w wieloznaczności wyrazu „szczęście” mają źródło różne błędne o szczęściu przekonania, czy ta, że szczęście i przyjemność, które zwykło się wiązać ze sobą, są naprawdę tylko w luźnym ze sobą związku; czy że przyszłość jest dla szczęścia ważniejsza od teraźniejszości, czy że pełne nieszczęście jest równie rzadko udziałem człowieka, jak pełne szczęście; czy że ludzie mniej o szczęście zabiegają, niż sami sądzą; czy nawet to, że najprędzej się je osiągnie, gdy się najmniej o nim myśli.

W. T.

Warszawa 1939–Kraków 1947PRZEDMOWA DO TRZECIEGO WYDANIA

Autor pisał swą książkę z zamierzeniem, by zawierała nie tylko to, co sam o ludzkim szczęściu myśli, ale także, co myśleli i myślą o nim inni; chciał, by książka przedstawiała rzecz jak najwszechstronniej. Zamierzenie to utrzymał przygotowując niniejsze wydanie i zgodnie z tym włączył do niego te nowe myśli o szczęściu, z jakimi się spotkał w ciągu tych lat kilkunastu, które dzielą to wydanie od poprzedniego. O tyle wydanie to daje od poprzedniego więcej.

Natomiast pod innymi względami daje umyślnie mniej. Autor chciał o szczęściu zestawić twierdzeń jak najwięcej, jednakże tylko jasnych, pewnych, dających się ściśle sformułować. Po latach zdał sobie sprawę, że niektóre rozdziały książki, mianowicie te, które traktowały o Szczęściu i wzruszeniu czy O szczęśliwych dniach, były nazbyt emocjonalne, a o Szczęściu ludzi przeszłych i przyszłych nazbyt hipotetyczne — więc rozdziały te w nowym wydaniu pominął. I pozostały w książce już bez mała tylko rozdziały o treści językowej, psychologicznej, biotechnicznej, historycznej, analizy wyrazu „szczęście” i wyrazów pokrewnych, psychologiczne analizy doznawania szczęścia, historyczne informacje o ludzkich poglądach na szczęście.

W naszych czasach zagadnieniem szczęścia zajmują się najwięcej psychologowie; oni dali autorowi bodziec do włączenia do książki nowego rozdziału; przede wszystkim uczyniły to rozmowy z prof. Eugeniuszem Geblewiczem i jego zachęta. Tematem tego nowego rozdziału jest stosunek szczęścia do zdrowia psychicznego, stanowiącego dziś przedmiot rozległych badań psychologów i psychiatrów. Mimo że posługują się innymi metodami (eksperymentalnymi i klinicznymi), badania te dotyczą naprawdę sprawy bardzo bliskiej tej, która od wieków była rozważana pod nazwą szczęścia, i swymi ścisłymi metodami potwierdzają bez mała wszystko to, co od wieków twierdzili filozofie i obserwatorzy życia zastanawiający się nad szczęściem ludzi.

W.T.

Warszawa 1962Rozdział I

CZTERY POJĘCIA SZCZĘŚCIA

Tout homme veut être heureux; mais pour parvenir à l’être il faudrait commencer par savoir ce que c’est le bonheur.

J. J. Rousseau, Traiteé sur l’Education

Rozważania o szczęściu muszą być rozpoczęte od analizy językowej: trzeba bowiem najpierw wyjaśnić, co znaczy słowo „szczęście”, aby móc potem mówić z sensem o szczęściu.

Naczelnym wymaganiem stawianym przez naukę językowi jest, aby każdy jego wyraz miał jedno tylko znaczenie. Inaczej mówiąc: aby było jedno tylko pojęcie tam, gdzie jest jeden wyraz. Wymaganiu temu nie czyni jednak zadość większość wyrazów mowy potocznej, do której wyraz „szczęście” należy. Nawet gdy jest używany w teoriach psychologicznych i etycznych, wnosi do nich z mowy potocznej wieloznaczność zebraną przez wieki. Rozważania o szczęściu musi przeto poprzedzić stwierdzenie wieloznaczności tego wyrazu, oddzielenie różnych pojęć szczęścia.

Różne pojęcia szczęścia mają tyle wspólnego, że wszystkie oznaczają coś dodatniego, cennego. Niemniej różnią się między sobą. Pomińmy na razie pojęcia mniej rozpowszechnione, używane tylko w pewnych kołach i przez pewnych pisarzy; pomińmy też subtelniejsze odmiany i odcienie pojęciowe. Mimo to zostaną jeszcze przynajmniej cztery różne pojęcia szczęścia, a wszystkie zajmują poczesne miejsca w inwentarzu pojęciowym ludzkości.

Dwa z nich są rozpowszechnione w mowie potocznej: jedno ma charakter przedmiotowy, drugie zaś podmiotowy. W pierwszym znaczeniu „szczęście” oznacza wybitnie d o d a t n i e w y d a r z e n i a, które kogoś spotykają, w drugim wybitnie d o d a t n i e p r z e ż y c i a.

Dwa inne pojęcia szczęścia są używane raczej w filozofii niż w życiu potocznym; z tych dwu „filozoficznych” pojęć jedno znów ma charakter przedmiotowy, a drugie podmiotowy.

1. Gdy Rej pisze: „Kogo szczęście wyniesie, niech się upaść boi”, albo gdy inny pisarz polski dawnych wieków, Grzegorz Knapski, mówi: „Szczęście czego mi nie dało, tego mi nie będzie brało”, to rozumieją szczęście w obiektywnym znaczeniu, jako zespół dodatnich wydarzeń, jako pomyślny układ warunków życia. W tym pierwszym — obiektywnym — znaczeniu „szczęście” nie jest właściwie niczym innym, jak p o w o d z e n i e m l u b p o m y ś l n o ś c i ą. „Miał szczęście” mówi się o tym, kto wygrał na loterii lub wyplątał się z trudnej sytuacji. W podobnym sensie rozumie się „szczęście w kartach” lub „do interesów”. Chodzi tu zawsze o dodatni układ wydarzeń, o pomyślny los, o traf szczęśliwy. W takim znaczeniu, i tylko w takim, przysłowie mówi o szczęściu, że łut jego więcej wart niż funt rozumu. A tego, kto wygrał na loterii, nazywa się szczęśliwym, nie pytając, jak wygraną zużył, co dzięki niej przeżył i czego użył. Jest to szczęście w znaczeniu, rzec można, ż y c i o w y m.

2. Gdy natomiast Żeromski pisze w Ludziach bezdomnych: „Szczęście jak ciepła krew wpłynęło do jej serca falą powolną”, to rozumie szczęście inaczej: rozumie je subiektywnie, mianowicie jako rodzaj przeżycia, jako przeżycie szczególnie radosne i głębokie. W tym drugim — subiektywnym — znaczeniu „szczęście” nie znaczy znów nic innego, jak stan i n t e n s y w n e j r a d o ś c i, stan błogości czy upojenia. Tu, wprost przeciwnie niż w pierwszym wypadku, chodzi właśnie o to, co człowiek przeżył, a względnie obojętne jest, jakie zewnętrzne warunki przeżycie to spowodowały. Chodzi tu o szczęście w znaczeniu p s y c h o l o g i c z n y m.

Oba znaczenia są wyraźnie różne. Wprawdzie język polski używa wyrazu „szczęście” w obu znaczeniach i podobnie czyni sporo języków, ale jeszcze inne wcale dla nich wspólnej nazwy nie mają. Łacina dla owego obiektywnie rozumianego szczęścia miała nazwę fortuna, język francuski nazywa je chance, angielski — luck, nazwy zaś beatitudo, bonheur, happiness, rezerwują dla szczęścia rozumianego inaczej. Jednakże ogół ludzi wiąże szczęście subiektywne z obiektywnym, a nawet je od obiektywnego uzależnia, to znaczy radość uzależnia od pomyślności i powodzenia — przeto nie ma nic dziwnego, że niektóre języki mają dla nich wspólną nazwę.

W obu rozumieniach wyraz „szczęście” oznacza coś dodatniego, jednakże ani w jednym, ani w drugim nie oznacza tego wielkiego dobra i naczelnego celu życiowego, za jaki szczęście uchodzi. Pomyślność nie może w ogóle być celem działania, bo jest tym, co człowieka spotyka niezależnie od jego działań. A sama przez się nie jest tak wiele warta; warta jest dopiero, gdy jest uświadomiona, odczuta, wyzyskana. Ten, kogo spotkało szczęście (w znaczeniu obiektywnym), nie zawsze doznaje szczęścia (w znaczeniu subiektywnym). A wtedy szczęście obiektywne staje się mało wartościowe albo i zupełnie bezwartościowe. Wprawdzie ludzie, pragnąc pomyślnego losu, liczą, że będzie dla nich źródłem radości, że im uprzyjemni życie, ale to oczekiwanie nieraz właśnie zawodzi. Stare polskie przysłowie mówiło: „Srzednie szczęście najlepsze”. Dawało ono wyraz przekonaniu, że największa pomyślność właśnie nie daje największych radości.

Ale szczęście w rozumieniu psychologicznym również — choć z innego powodu — nie nadaje się do tego, by być naczelnym celem życia ludzkiego. Stan bowiem intensywnej radości z natury swej jest krótkotrwały. Szczęście tak rozumiane jest czymś przelotnym; i jeśli jest dobrem, to nietrwałym. Na cel życia to zbyt mało, a w każdym razie wielu ludzi żąda czegoś więcej. Epiktet pisał, że kluczem mądrości życiowej jest właśnie nie przywiązywać się do niczego, co „ma naturę waz glinianych i szklanych kielichów”, a Marek Aureliusz mówił: „Któż będzie otaczał czcią coś z tego, co nieustannie przepływa? Tak jak gdyby ktoś próbował umiłować jednego z przelatujących wróbli”.

Tymczasem mówiąc o szczęściu mamy poczucie, że to jedno z największych, jeśli nie największe dobro, jakie człowiek może osiągnąć. Jest zań uważane przez tego samego Epikteta i Marka Aureliusza. Ocena ta nie może dotyczyć szczęścia rozumianego jako pomyślność lub intensywna radość. Byłaby niezrozumiała, gdyby wyraz „szczęście” nie posiadał innego znaczenia niż tamte dwa. Ale rzeczywiście posiada jeszcze inne. Posiada je nawet w mowie codziennej, a zwłaszcza w filozofii. Pojęcia filozoficzne różnią się od potocznych między innymi tym, że mowa potoczna nazywa szczęściem nawet jedną chwilę, byle to była chwila bardzo pomyślna lub bardzo radosna; natomiast pojęcia filozoficzne kładą nacisk na to, że szczęście jest czymś trwałym, a przynajmniej względnie trwałym. Te pojęcia używane w filozofii (ale przenikające z niej do mowy potocznej) są znów dwa, jedno o charakterze obiektywnym, drugie o subiektywnym.

3. Gdy Arystoteles określał, że być szczęśliwym to „dobrze żyć i dobrze się mieć”, albo gdy Boecjusz objaśniał, że szczęście to stan doskonały, a doskonały przez to, że łączy wszelkie dobra, to posługiwali się tym obiektywnym filozoficznym pojęciem szczęścia. Ale podobnym pojęciem posługiwał się i Herodot, gdy pisał o Tellosie, że szczęście jego było w tym, iż „poległ za ojczyznę”. Gdy tak mówił, nie mogło mu chodzić o pomyślność ani o jednorazową wielką radość. Rozumieli oni wszyscy przez szczęście fakt, że ktoś posiada n a j w i ę k s z ą m i a r ę d ó b r dostępną człowiekowi.

Tak rozumieli szczęście — po grecku nazywane eudajmonią (εὐδαιμονία) — wszyscy bez mała filozofowie starożytni: szczęście było dla nich posiadaniem największych dóbr dostępnych człowiekowi. Jego miarą w tym znaczeniu nie była ani pomyślność zdarzeń, ani intensywność radości, lecz wysokość posiadanych dóbr. Jakie to mają być dobra, tego starożytna definicja szczęścia nie przesądzała; decyzja nie należała już do definicji szczęścia, lecz zależała od poglądu na to, jakie z dóbr dostępnych człowiekowi są najwyższe. Myśliciele starożytni nie byli co do tego zgodni. Jedni byli zdania, że o szczęściu stanowią dobra moralne, bo są z wszystkich najwyższe; inni, że hedoniczne, jeszcze inni, że tylko równomierny zespół wszelkich dóbr. Ale dla wszystkich eudajmonia była posiadaniem najwyższej miary dóbr. Odczucie dóbr tych było dla eudajmonii sprawą mało istotną. Stoicy twierdzili wręcz, że szczęście-eudajmonia nie ma nic wspólnego z przeżywaniem stanów przyjemnych.

To samo pojęcie szczęścia zachowali myśliciele średniowieczni: beatitudo (tak nazywali po łacinie szczęście) określali podobnie jak starożytni eudajmonię. Byli dalecy od pojmowania szczęścia jako pomyślności czy przyjemności. Istota jego jest w posiadaniu dóbr, a radość (felicitas) jest tylko naturalnym skutkiem posiadania dóbr. Św. Augustyn pisał, że szczęśliwy jest człowiek, który posiada to, czego chce, a nie chce nic złego. Jeszcze zaś dobitniej pisze św. Tomasz, gdy tłumaczy, dlaczego ten, kto szczęście osiągnie, niczego już pragnąć nie może: jest ono bowiem dobrem najwyższym, które wszystkie dobra w sobie zawiera.

Tak oto w przeciągu półtora tysiąca lat od Arystotelesa przynajmniej do św. Tomasza, a nawet jeszcze dłużej, to obiektywne pojęcie szczęścia było używane powszechnie. Polski myśliciel z przełomu XVI i XVII w. Sebastian Petrycy z Pilzna pisze: „szczęście zamyka w sobie wszystkie dobra” i „szczęściu nie przybędzie, choć przystąpią do niego insze dobra”. Dziś to pojęcie szczęścia-eudajmonii wydać się może anachronicznym. Jednakże i dziś jest w użyciu pojęcie analogiczne. Tyle tylko, że jest ujmowane mniej absolutystycznie: w nowoczesnym rozumieniu jest szczęśliwym nie tylko człowiek, który posiada najwyższe dobra, ale taki, który miał w życiu stanowczą przewagę dobra nad złem, miał dobra, jakich potrzebował i jakimi umiał się cieszyć, miał, mówiąc jeszcze inaczej, dodatni bilans życia. O człowieku, któremu w życiu towarzyszyło powodzenie, mówi się, że „miał” szczęście; o tym, który odczuwał wiele radości i upojeń, mówi się, że „doznawał” szczęścia; o tym zaś, którego życie miało bilans dodatni, który miał dobra i cieszył się nimi, mówi się, że „był” szczęśliwy.

4. Gdy współczesny etyk angielski mówi o szczęściu, że jest ono „z a d o w o l e n i e m z ż y c i a w z i ę t e g o w c a ł o ś c i”, to rozumie szczęście w innym jeszcze, czwartym, znaczeniu. A tak samo rozumiał je np. osiemdziesięcioletni Goethe, gdy pisał o sobie do Zeltera, że „jest szczęśliwy i pragnąłby życie swe przeżyć powtórnie”. To czwarte pojęcie szczęścia zajęło w filozofii nowożytnej miejsce eudajmonii. Według niego, szczęście człowieka polega na tym, że ze swego życia jest zadowolony. „Dziękuję Bogu, że istnieję” — zapisała kiedyś K. Mansfield w swym dzienniku; to jest jedna z formuł szczęścia tak rozumianego.

W przeciwieństwie do eudajmonii to pojęcie ma charakter subiektywny; miarą jego jest z a d o w o l e n i e z życia, nie zaś posiadanie dóbr. W tym rozumieniu nie byłby szczęśliwy, kto by posiadał najwyższe dobra, jeśli by nie doznawał z ich powodu zadowolenia; decydują ostatecznie o szczęściu nie dobra, lecz uczucia, nie to, co posiadamy, lecz jak na posiadane reagujemy. Posiadanie dóbr takich czy innych, zewnętrznych czy wewnętrznych, jest do szczęścia potrzebne, bo trudno być szczęśliwym nie posiadając żadnych dóbr; lecz samo jeszcze szczęściem nie jest.

Ale z drugiej strony, szczęście tak rozumiane różni się również od szczęścia „psychologicznego”: co innego być zadowolonym z życia, a co innego doznawać intensywnej przyjemności. Wprawdzie John Locke, skłonny do uproszczeń pojęciowych, chciał oba te pojęcia utożsamiać i rozumieć „zadowolenie z życia” jako czerpanie zeń intensywnych przyjemności, ale już Leibniz w polemice z nim wytknął, że jest różnica między szczęściem a przyjemnością, choćby najbardziej intensywną.

Wyobrażenie szczęścia jako zadowolenia z życia nikomu bodaj nie jest obce, ale jest nieokreślone: przeciętny człowiek zna je, lecz nie umie przekształcić w jasne pojęcie; musieli nad tym trudzić się filozofowie, a i oni nie potrafili uczynić tego od razu.

Gdy pesymistycznie nastrojony poeta włoski Leopardi pisze, że „czymkolwiek jest szczęście, jest ono niemożliwe do osiągnięcia”, to twierdzenie to nie może stosować się do żadnego z poprzednich trzech pojęć: boć nie jest prawdą, by powodzenie było rzeczą nieosiągalną, a tak samo, aby nie była nią intensywna radość i eudajmonia; prawdą może być ono tylko w zastosowaniu do czwartego pojęcia: że niemożliwe jest trwałe zadowolenie z życia.

Goethe mówił w rozmowie z Eckermannem (w 1824 r.). że w ciągu siedemdziesięciu pięciu lat życia nie zaznał nawet czterech tygodni pełnego szczęścia, a mniej więcej w tym samym czasie (1830 r.) robił Zelterowi owo wyznanie, że „jest szczęśliwy i pragnąłby życie swe przeżyć powtórnie”. I w tych dwóch jego wyznaniach nie było niekonsekwencji: bo tamte „cztery tygodnie szczęścia” rozumiał w sensie najintensywniejszej przyjemności, niezmieszanej radości, a to szczęście, do którego się przyznawał, brał w innym znaczeniu słowa, właśnie — jako ogólne zadowolenie z życia.

Są tedy cztery przynajmniej zasadnicze pojęcia szczęścia; szczęśliwy jest, po pierwsze, ten, komu sprzyja pomyślny los, po drugie — kto zaznał najintensywniejszych radości, po trzecie — kto posiada najwyższe dobra lub przynajmniej dodatni bilans życia, i po czwarte — kto jest zadowolony z życia.

Ta poczwórność jest obfitym źródłem mętności w naszych myślach o szczęściu, cztery bowiem pojęcia oznaczane jednym mianem mają tendencję do przenikania się wzajem w świadomości i wytwarzania jednego pojęcia o treści nieokreślonej, wahającej się między czterema. I choćby filozofowie przyjęli tylko jedno z nich, a wyeliminowali pozostałe, to przeciętny człowiek zachowa skłonność do nazywania jednym wyrazem tych czterech różnych rzeczy. Kto mówi o sobie czy o kimś innym, że jest „szczęśliwy”, to rozumie to raz w tym, a raz w innym z tych czterech znaczeń, przy czym, gdy mówi to o innych, to najczęściej w znaczeniu pierwszym lub trzecim, a gdy o sobie — to w drugim lub czwartym.

Zdarza się, że czytając autobiografie ludzkie zamykamy je niekiedy z przekonaniem: to było życie szczęśliwe. Ale — szczęśliwe w jakim znaczeniu? Gdy będą to np. wspomnienia Forda i gdy o jego życiu powiemy, że było szczęśliwe, to będziemy rozumieć tak: to było życie pomyślne, pełne powodzeń. O pamiętnikach Casanovy powiemy również, że opisują życie szczęśliwe, ale — w innym sensie: życie złożone z przyjemności. Czytając znów wyznania św. Augustyna widzimy, że jego szczęście również było czym innym: osiąganiem dóbr, które cenił. Współczesny zaś pisarz francuski, Lavedan, sam kończy swą autobiografię stwierdzeniem, że życie jego było szczęśliwe. Ale było szczęśliwe w jeszcze innym znaczeniu: Lavedan powiada, że „w życiu jego nie brakło niczego, co należy do życia szczęśliwego, nawet — cierpienia”; życie jego nie było ani pasmem powodzeń, ani nieustanną rozkoszą, ani doskonałością; było natomiast życiem tego rodzaju, iż ten, kto je przeżył, był zeń zadowolony, było szczęśliwe w czwartym znaczeniu tego wyrazu.

Naturalnie, że różne rzeczy noszące wspólnie nazwę szczęścia nie są bez związku. Ale związek ten nie jest stały; nie jest wcale tak, by zadowolenie z życia było możliwe tylko przy pomyślnym losie i by musiało składać się z samych tylko intensywnych radości. Można być zadowolonym z życia bez pomyślnego losu i intensywnych radości, a, odwrotnie, pomyślny los i intensywne radości nie gwarantują zadowolenia z życia. Aby człowiek był szczęśliwy, do tego nie jest niezbędne szczęście, jeśli „szczęściem” nazywać pomyślny los. I nawet można — korzystając z wieloznaczności wyrazu — powiedzieć za Arturem Górskim: „Szczęśliwym naprawdę bywa ten, kto swego szczęścia nie zawdzięcza szczęściu”.

Jeszcze przed wiekiem wieloznaczność „szczęścia” była mniejsza. Szczęściem bowiem nazywano tylko zewnętrzną pomyślność; natomiast wewnętrzne odczucie, pełnię zadowolenia zwano szczęśliwością. Podobnie było z innymi językami: obok Glück używano Glückseligkeit, obok bonheur — félicité. Ale z czasem wyrazy te zaczęły wydawać się przesadne, sztuczne, przestarzałe i stopniowo wyszły z użycia, pozostały zaś tylko: szczęście, Glück, bonheur, z całą ich wieloznacznością.

Wieloznaczność tę należy przełamać: z czterech pojęć używających tej samej nazwy trzeba wybrać jedno, a pozostałe nazywać inaczej. Jak wybrać? Byłoby próżną rzeczą dochodzić, które z nich jest ważniejsze. Ważne są wszystkie: bez pojęcia zadowolenia z życia byłoby ludziom równie trudno wypowiedzieć swe marzenia, zamiary czy zdobycze, jak bez pojęcia powodzenia i pojęcia wielkiej radości.

Ale trzy z tych pojęć posiadają s y n o n i m y ; można w nich wyraz „szczęście” zastąpić wyrazem „powodzenie”, „wielka radość” i „eudajmonia”. Czwarte zaś synonimu nie ma, trzeba by je zastępować wielowyrazowym zwrotem „zadowolenie z całości życia”, a i to jeszcze niezupełnie będzie to samo. To czwarte znaczenie szczęścia jest jego znaczeniem swoistym. Jeśli więc chce się z mnogości znaczeń, jakie ten wyraz posiada, wybrać jedno, to słusznie jest wybrać właśnie to, a nie inne. Jeśli inne znaczenia właściwe są tylko mowie potocznej (jak powodzenie) albo tylko filozoficznej (jak eudajmonia), to to znaczenie jest używane zarówno w filozoficznej, jak i w potocznej. Jeśli od szczęścia oczekujemy, że jest wielkim dobrem i może być celem życia, to najniewątpliwiej stosuje się to do tego czwartego znaczenia.

O szczęściu w takim znaczeniu ma traktować niniejsza książka. Pomyślność, radość czy wielość dóbr posiadanych w życiu nieraz i ona nazwie — jak inni to czynią — „szczęściem”; ale wtedy zaznaczy, jeśli z kontekstu nie będzie jasne, że chodzi o szczęście „życiowe”, „psychologiczne” czy o „eudajmonię”.

Eudajmonia jest pojęciem dziś już mało używanym, a chwila zastanowienia wystarcza, by pomyślny los oddzielić od zadowolenia z całokształtu życia, od szczęścia stricto sensu. Natomiast psychologiczne rozumienie szczęścia jako największej radości, największego upojenia, jest tak zakorzenione w naszym umyśle, że trudno jest go się pozbyć i stale interferuje ono w naszych myślach. I aż nazbyt łatwo splatają się w nich te dwie różne rzeczy: szczęście jako przeżycie najintensywniejszej radości i szczęście jako ogólne zadowolenie z życia.

Inna rzecz, że szczęście stricto sensu, choć jest różne od radości, a także od pomyślności i doskonałości, jest z nimi wielorako powiązane.

1. Szczęście wprawdzie można osiągnąć i bez pomyślnego losu. Ale przy pomyślnym losie jest łatwiejsze do osiągnięcia: staje się p r a w d o p o d o b n i e j s z e i łatwiejsze, gdy zespoli się z nim także szczęście ż y c i o w e.

2. Szczęście niekoniecznie jest pasmem radości i rozkoszy. Ale jest tym p r z y j e m n i e j s z e, im więcej zawiera w sobie intensywnych radości i rozkoszy, czyli gdy zespoli się z nim także szczęście p s y c h o l o g i c z n e. Może tak należy rozumieć wiersz Tuwima: „Wtedy byłem jeszcze szczęśliwy, dziś jestem tylko szczęśliwy”.

3. Szczęście można wprawdzie osiągnąć i bez wielu dóbr. Jednakże posiadanie ich wzmaga jeszcze wartość życia szczęśliwego. Jest ono jeszcze c e n n i e j s z e, gdy zespala się z eudajmonią, posiadaniem najwyższych dóbr.

Zapewne: pojęcie szczęścia jako zadowolenia z życia nie jest tak proste jak tamte trzy, jak pomyślność, radość czy nawet dobro. Dawniejsi myśliciele na ogół obchodzili się bez niego, operując tylko pojęciami pomyślności, przyjemności i eudajmonii. Rozważali, jaki układ warunków życia jest najpomyślniejszy, jakie stany psychiczne są najprzyjemniejsze, jakie dobra czynią życie ludzkie najdoskonalszym; krążyli dokoła tego, co wraz z większością ludzi nowożytnych nazywamy tu szczęściem, ale nim samym mało się zajmowali.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: