- W empik go
Obiecaj, że wrócisz - ebook
Obiecaj, że wrócisz - ebook
Osiemnastoletnia Julia marzy tylko o tym, by zostać prawną opiekunką swojego młodszego brata, Antka. Po opuszczeniu murów domu dziecka robi wszystko, by ten cel zrealizować. Chcąc przekonać sąd, że jest w stanie zapewnić bratu odpowiednią opiekę, zatrudnia się w niewielkiej kawiarence. Poznaje tam Piotra, starszego o kilka lat redaktora, z którym połączy ją wspólna pasja do literatury i podobne, pełne bolesnych wspomnień życiorysy.
I choć dziewczyna twardo stąpa po ziemi i stara się robić wszystko, by stworzyć prawdziwy dom dla siebie i brata, poznany przypadkiem mężczyzna coraz bardziej miesza jej w głowie i sercu. Co się stanie, gdy przewrotny los każe jej stanąć w obliczu miłości? Czy nie zapomni o obietnicy danej bratu, który bezgranicznie jej ufa?
Z całych sił przytuliłam drobne ciałko swojego brata do siebie. Nie musiałam nic mówić. Doskonale wiedział, że ja także go kochałam, że dla niego zrobiłabym wszystko i znacznie więcej. Pragnęłam jego szczęścia i zdawałam sobie sprawę z tego, że ono leży w moich rękach. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, by zaznał w życiu jeszcze wiele dobrego. Priorytetem było to, by Antek mógł mieszkać ze mną, bym stała się jego prawnym opiekunem.
Urszula Zachariasz – absolwentka Inżynierii Systemów Bezpieczeństwa w Akademii Sztuki Wojennej w Warszawie. Szczęśliwa żona i matka. Pasjonatka zdrowego stylu życia. Miłośniczka powieści obyczajowych i romansów, a także dobrej muzyki i tańca. Niepoprawna optymistka i marzycielka.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-212-4 |
Rozmiar pliku: | 798 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Julka –
Maj tego roku był piękny i ciepły. Razem z bratem siedzieliśmy pod pachnącą, białą jabłonią i wpatrywaliśmy się w roziskrzoną słońcem taflę pobliskiego stawu. Żadne z nas nie miało odwagi przerwać tej długiej i krępującej ciszy. Widziałam, jak Antek bije się z własnymi myślami. Nerwowo zaczął obgryzać paznokcie. Delikatnie odsunęłam jego rękę od ust, próbując się uśmiechnąć.
– Kiedy mnie stąd zabierzesz? – zapytał cicho.
To pytanie pojawiało się za każdym razem, gdy przychodziłam do domu dziecka w odwiedziny, i za każdym razem nie miałam mu do powiedzenia nic innego niż to, że wciąż czekam na decyzję sądu. I za każdym razem w jego oczach widziałam nie tylko zawód, ale także ogromny żal i rozczarowanie tym, że sytuacja, w której się znaleźliśmy, w ogóle się nie zmienia.
Naprawdę chciałam stać się prawną opiekunką Antka. Stworzyć mu dom, który tak szybko stracił. Dać mu matczyną miłość, której nie zdążył doświadczyć. Starałam się przychodzić do niego jak najczęściej, lecz po szkole i pracy nie zawsze starczało mi czasu i siły. Pragnęłam, by był ze mną w domu. Bym mogła tulić go do snu. By czuł się bezpiecznie. By przede wszystkim czuł się kochany. Nigdy na niczym i nikim tak mi nie zależało. Dłużej nie mogłam patrzeć na to, jak cierpi. Tak bardzo chciałabym wpłynąć na decyzję sądu. Tak bardzo chciałabym przyspieszyć ten proces. Tak bardzo chciałabym mieć już to wszystko za sobą. Wiem, że Antek też. On potrzebował stabilizacji. Potrzebował prawdziwego domu. Potrzebował mnie.
– Mam nadzieję, że pamiętasz, jaki dzisiaj mamy dzień – powiedziałam, nie chcąc kontynuować niezręcznego tematu. Nie widząc jednak żadnej reakcji ze strony brata, mówiłam dalej: – Widzę, że nie pamiętasz. A szkoda. – Zrobiłam smutną minkę. – Ale podpowiem ci. Dzisiaj jest „nasz” dzień. Niedziela – dodałam. – A to oznacza, że dziś jest dzień niespodzianek. I tak się składa, że coś dla ciebie przyniosłam. – Uśmiechnęłam się szeroko, widząc, że Antek także się rozluźnia. Uwielbiał niespodzianki. Doskonale o tym wiedziałam. – Ale musisz chwilę poczekać, dobrze?
Twierdząco skinął głową.
Gdy wróciłam, wciąż siedział na swoim miejscu. Miał tylko dwanaście lat, ale był wyjątkowo dojrzały Mimo młodego wieku wiele przeżył i doświadczył wielu przykrych momentów.
Patrzyłam na niego dłuższą chwilę. Był odwrócony plecami, zatem mnie nie widział. Jego kasztanowe włosy sięgały mu do połowy karku. Niebieska koszulka kontrastowała z czerwonymi szortami. Zauważyłam, że w ciągu ostatnich kilku tygodni schudł.
– O czym myślisz? – zagadnęłam, stawiając piknikowy koszyk na ziemi, po czym usiadłam obok Antka.
– O życiu – odpowiedział bez emocji. – Dlaczego jest takie niesprawiedliwe?
Jego pytanie bardzo mnie zaskoczyło. Nie chciałam jednak drążyć tego smutnego tematu. Pozostawiłam je bez odpowiedzi.
– Przywiozłam twoje ulubione gofry – zaczęłam. – Mam też dżem truskawkowy oraz świeże maliny – mówiłam, wyciągając po kolei zawartość wiklinowego pojemnika. – Jest tak gorąco, że pomyślałam, że lemoniada domowej roboty dobrze nam zrobi. Jest taka orzeźwiająca – dodałam pełna optymizmu. – Ależ to będzie uczta! No chodź, pomożesz mi. – Z radości klasnęłam w dłonie. Na twarzy Antka nareszcie pojawił się uśmiech. Podniósł się z klęczek i poprawił koc, który zdążył już w kilku miejscach się zsunąć. Jego drżące dłonie rozlewały chłodny napój do plastikowych kubeczków. Jeden z nich podał mnie.
– Tylko ty potrafisz poprawić mi humor. Kocham cię najbardziej na świecie – rzekł, a mnie zrobiło się cieplej na sercu.
– Nie zapominaj, że jestem twoją siostrą i znam cię lepiej niż ktokolwiek – odpowiedziałam. – I także bardzo cię kocham, mój mały braciszku. – Uśmiechnęłam się, widząc minę Antka. Nie lubił, gdy go tak nazywałam. Uważał się za dorosłego mężczyznę i w gruncie rzeczy nim był. – Oj, dobrze, już dobrze. Żartowałam. – Ucałowałam go w policzek.
Po skończonym posiłku przyszedł czas na niespodziankę. Minęły dwa miesiące, odkąd opuściłam mury domu dziecka, i od tego czasu co niedziela przynosiłam Antkowi drobne podarunki. Sięgnęłam do koszyka, z dna którego wyciągnęłam niewielkie złote pudełeczko z czerwoną kokardą, po czym podałam je bratu.
Przez kilka minut obracał prezent w dłoniach. Gdy stwierdził, że jest gotowy zobaczyć, co jest w środku, wziął głęboki oddech i delikatnie zaczął odwiązywać wstążkę. Gdy podniósł wieczko pudełka, zobaczyłam, jak na jego twarzy mieszają się różne emocje. Zaskoczenie przeplatywało się z niedowierzaniem. Przysięgłabym, że dostrzegłam łzy napływające do jego szmaragdowych oczu. Drżącymi rękoma wyjął zawartość.
– To jedyne zdjęcie, jakie udało mi się znaleźć po powrocie do domu – wyszeptałam. – Pomyślałam, że będzie ci miło, jeśli ci je podaruję.
– Dziękuję – odpowiedział cicho, nie odrywając wzroku od fotografii.
– Tutaj jest nasza czwórka. Widać, że jesteśmy bardzo szczęśliwi – dodałam.
Zdjęcie przedstawiało naszą rodzinę. Tata obejmował mamę, która trzymała kilkumiesięcznego Antka na rękach, podczas gdy ja siedziałam po turecku przed całą trójką i szczerzyłam się do obiektywu.
– Szkoda, że ich nie pamiętam – rzekł smutno. – Wiesz, czasami zastanawiam się, jak by wyglądało nasze życie, gdyby byli tu z nami. Gdyby nie wydarzyło się to wszystko. Gdyby ta tragedia nas nie dosięgnęła.
– Mi także zdarza się o tym myśleć – przyznałam. – Nie ma w tym nic złego. Oboje po prostu bardzo za nimi tęsknimy – powiedziałam, mocno tuląc Antka do siebie.
Reszta dnia upłynęła nam na rozmowie i zabawach. Nie poruszaliśmy tematu przeszłości. Przyszłość także pozostała nienaruszana. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Wiedziałam, że mój brat nie jest tu szczęśliwy. Że odkąd nie ma mnie z nim, wiele rzeczy się zmieniło. Chociaż się nie skarżył, czułam, że jest mu źle, że cierpi, że tęskni. Chciałam mu jakoś ulżyć, pocieszyć go, wesprzeć, ale sama nie wiedziałam do końca, jak to zrobić. Jedyne, co mi przyszło do głowy, to tylko te niedziele, które w całości mu poświęcałam. Wiedziałam, że to niewiele, ale doceniał to, co dla niego robiłam. Co robiłam dla nas.
W końcu nadszedł czas rozstania. Najgorszy moment tego cudownego dnia; moment, którego oboje nie chcieliśmy. Jak zawsze obiecałam Antkowi, że odwiedzę go, kiedy tylko będę miała więcej luzu, czy to w szkole, czy w pracy. Mocno mnie przytulił i podziękował za spędzoną razem niedzielę.
– Będę na ciebie czekał – krzyknął, gdy oddalałam się od furtki prowadzącej do domu dziecka. Odwróciłam się i pomachałam mu. Byłam szczęśliwa. Mój brat także. Już dawno nie widziałam go w takim stanie. Był cały w skowronkach. A ja byłam spokojna, że nie zostawiam go przygnębionego, lecz pełnego radości z życia.
Nasz rodzinny dom znajdował się na obrzeżach niewielkiego miasteczka. Nie zmieniło się tu nic od czasu, gdy razem z Antkiem byliśmy zmuszeni go opuścić. Jedynie ogród, niegdyś pełen kolorowych kwiatów, bluszczu i krzyku dzieci, stał się zimnym i opuszczonym miejscem, z którego uleciało życie. Lecz cóż się dziwić? Minęło dziewięć lat. Dziewięć długich lat.Rozdział drugi
– Antek –
(miesiąc wcześniej)
To była niedziela – dzień, na który czekałem cały długi tydzień. Miała do mnie przyjechać. Obiecała mi to. Poza tym kochała mnie. Nawet nie musiała mi o tym mówić. Wiedziałem to. Czułem. Była dla mnie jak mama. Tej prawdziwej, cóż – nie pamiętam. Ale Julka opowiadała o niej z taką miłością i uwielbieniem, że nie miałem żadnych wątpliwości co do tego, że była wyjątkową kobietą.
Minął miesiąc od najgorszego dnia w moim życiu (nie wspominając tego, w którym mnie tu przywieziono – tego bowiem nie pamiętam), kiedy to Julka opuściła mury placówki i pozostawiła mnie samego. Pożegnanie było straszne. Chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że przecież będziemy się widywać, wiedziałem, że nasze spotkania będą ograniczone. I to przerażało mnie najbardziej. Wtedy, mimo moich dwunastu lat, czułem się jak małe i kruche dziecko, któremu ktoś wyrwał kawałek serca. Od tamtego dnia stawałem się coraz bardziej zamknięty w sobie. Nie chciałem brać udziału w żadnych zabawach. Nic mnie nie cieszyło. Nic mnie nie interesowało. Wolałem całe dnie spędzać w pokoju niż z innymi dziećmi. Nie chciałem towarzystwa. Nie potrzebowałem go. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało.
Odchodząc, Julka obiecała, że będzie do mnie przychodzić zawsze, gdy będzie miała trochę wolnego czasu, a już na pewno w każdą niedzielę. Mówiła, że ten dzień tygodnia będzie należał do nas. Będzie tylko nasz. I tej obietnicy dotrzymywała. Powiedziała też, że będzie o mnie walczyć, że zrobi wszystko, bym wrócił do niej, do domu. Niestety, do tej pory nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nadal byłem w miejscu, które bez niej stało się beznadziejnie puste. Każdego dnia wmawiałem sobie, że nie jestem już dzieckiem, że powinienem być silny. Dla siebie. Dla Julki. Dla naszej przyszłości. Mojej przyszłości. Tylko nadzieja i wiara w to, że nadejdzie ten szczęśliwy czas, w którym będę mógł opuścić dom dziecka, dodawały mi siły na przetrwanie kolejnego dnia. Tylko wieczorne rozmowy z Julką dodawały mi otuchy i chęci do walki. Tylko wiedza, że gdzieś tam czeka na mnie mój dom, że mieszka w nim ktoś, kto kocha mnie najprawdziwszą miłością, dodawała mi skrzydeł i pozwalała przetrwać ten najgorszy dla mnie czas. Co do tego nie miałem najmniejszych wątpliwości. I każdego dnia dziękowałem Bogu za to, że nie jestem sam na tym świecie. Tego bym nie przeżył.
A więc była niedziela. Cały poranek nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Krzątałem się po pokoju, kilkakrotnie przeszedłem korytarz to w jedną, to w drugą stronę. Jak te minuty się dłużyły.
W końcu ją dostrzegłem. Otwierała właśnie furtkę. Szybko wybiegłem, by ją przywitać. Oczywiście zganiła mnie na samym wejściu, na zewnątrz bowiem była jeszcze minusowa temperatura, a ja nie dość, że wyszedłem bez kurtki, to jeszcze w samych kapciach. Lecz jej złość nie trwała długo. Lody stopił mój pełen tęsknoty uścisk. Ona także tuliła mnie mocno do siebie. Pachniała lawendą i jaśminem. Uwielbiała tę kompozycję zapachową. Nie ukrywam, że ja także. Z trudem powstrzymywałem napływające do oczu łzy. Ale nie mogłem pozwolić sobie na odrobinę słabości. Nie mogłem ot tak się rozkleić. Musiałem być twardy. Musiałem pokazać, że jestem mężczyzną. Tak, dwunastoletnim, dojrzałym mężczyzną, którym z całych sił starałem się być, i którym byłem w oczach Julki. Nieustannie mi to powtarzała. Wtedy rozpierała mnie duma.
– Hej, kochanie – powiedziała, wchodząc do środka, po czym cmoknęła mnie w policzek. – Chyba się stęskniłeś – dodała z uśmiechem.
– Żebyś wiedziała – odpowiedziałem najzupełniej poważnie. – Nie ukrywam, że bez ciebie jest mi źle – kontynuowałem, pokazując moją słabość. Nie miałem siły walczyć z moimi prawdziwymi uczuciami. – Chcę być z tobą tutaj albo w domu. Gdziekolwiek. Byle razem – powiedziałem jednym tchem, czując, jak z mojego serca spada ogromny ciężar. Spojrzałem na siostrę i dopiero wtedy zauważyłem, że ona także nie miewa się najlepiej. Świadczyły o tym jej czerwone oczy i ciemne cienie pod nimi. Widać było, że nie przespała kilku nocy. Może nawet schudła? Ale to były tylko moje spostrzeżenia. Wtedy dotarło do mnie, że jestem egoistą. Że myślałem tylko o sobie. O tym, co ja czuję. Nie pomyślałem, że Julka też cierpi. Że ona także przeżywała całą tę sytuację. A mimo to się nie skarżyła. Cały czas się uśmiechała. Ale jej oczy ją zdradziły. Pozostawały smutne. Jak wcześniej mogłem tego nie dostrzec – pomyślałem. Jestem beznadziejny. A Julka jest naprawdę silną kobietą, ukrywającą swój ból i bezradność.
– Uwierz, że robię wszystko, co w mojej mocy, by cię stąd zabrać. Wiem, że może wygląda to inaczej… Gdyby to zależało ode mnie, już dzisiaj byłbyś w domu. Ale ja nie mam na to wpływu – mówiła. Głos jej się łamał z każdym słowem. Czuła się winna. Teraz już wiem, że niepotrzebnie.
– Rozumiem – odpowiedziałem cicho. – Do wszystkiego potrzebny jest czas. Będę czekał tak długo, jak będzie potrzeba. Oby tylko nie był to zmarnowany czas. Tego nie zniosę – wyznałem szczerze.
– Ja też nie. – Po tych słowach znowu mnie przytuliła. Dobrze, że była obok. Potrzebowałem bliskości. Potrzebowałem jej.
– Głupio byłoby tak cały dzień spędzić na korytarzu – zmieniłem temat, próbując rozluźnić atmosferę. – Chodźmy do pokoju. – Chwyciłem Julkę za dłoń.
– Masz rację. No to w drogę! – Uśmiechnęła się. – Tylko wstąpię do gabinetu pani Grażynki i poinformuję ją o swoich odwiedzinach – oznajmiła. – Poczekasz tu na mnie? – zapytała, a ja skinąłem głową.
Mój pokój znajdował się na pierwszym piętrze. Dzieliłem go z dwoma kolegami. Jacek był rok młodszy ode mnie, ale przyjechał tu kilka miesięcy temu. Niewiele mówił o sobie. Michał zaś miał szesnaście lat i mieszkał tu od urodzenia. Czuł się trochę jak nasz przywódca. Był bardzo odważny. Podziwiałem go i lubiłem. Opowiadał różne historie i do dziś nie wiem, czy miał bujną wyobraźnię, czy po prostu były prawdziwe. Przyznam jednak, że ten chłopak miał talent i naprawdę miło się go słuchało.
Gdy Julka opuściła gabinet dyrektora placówki, od razu udaliśmy się do mojego pokoju. Nie zastaliśmy w nim chłopaków, z czego, nie ukrywam, bardzo się ucieszyłem. Pozwoliłem siostrze się rozgościć, po czym zapytałem, co dziś będziemy robić. Oczywiście miała już plan – mogłem się tego domyślić. Przyniosła przecież ze sobą piknikowy koszyk.
– Chyba nikt nie urządza pikników w zimie – zacząłem, a ona się uśmiechnęła.
– Dlaczego więc nie przełamywać stereotypów? Wiesz, czasami dobrze jest odstawać od tłumu i robić to, na co tylko ma się ochotę. Czasami dobrze być po prostu innym. W sensie wyjątkowym – tłumaczyła.
– To całkowicie zmienia postać rzeczy – odpowiedziałem rozradowany. – Już lubię tę naszą „inność”. – Teraz śmialiśmy się oboje.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie na miękkim dywanie, znajdującym się między moim a Jacka łóżkiem. Julka podała mi kubeczek z gorącą herbatą, którą przyniosła w termosie. Muszę przyznać, że się przygotowała. Zrobiła nuggetsy z kurczaka i frytki, które uwielbiałem. Oczywiście był także deser – przepyszne jagodowe muffinki. Ich zapach wypełnił cały pokój. Pachniały latem.
– Nie wiedziałem, że potrafisz tak dobrze gotować – powiedziałem, wpychając do buzi kolejną babeczkę.
– Nie miałam możliwości wykazania się swoim kulinarnym talentem – zaśmiała się. – A tak poważnie to jeszcze się uczę. Długa droga przede mną. Ale wierzę, że sobie poradzę. Mam szczytny cel – dodała i pogłaskała mnie po policzku.
Po skończonym posiłku udaliśmy się na krótki spacer po okolicy. Oczywiście wszystko za zgodą pani Grażynki. Była ona bardzo miłą i ciepłą osobą. Uwielbiała dzieci. Wiedzieliśmy, że gdyby tylko mogła – adoptowałaby nas wszystkich. Bez wyjątku. W sumie to już należeliśmy do niej. Traktowaliśmy ją jak mamę, a nie jak dyrektora. Troszczyła się i dbała o nas. Dużo z nami rozmawiała i wszystko nam tłumaczyła. Właśnie dzięki temu zdobyła nie tylko nasze zaufanie, ale także serca.
Dużo osób, które opuściło placówkę, często odwiedzało panią Grażynkę, co świadczyło o tym, jak ważną rolę odegrała w ich życiu. Julka także zaglądała do niej, prosząc często o porady, a ona zawsze służyła dobrym słowem.
Powietrze na zewnątrz, chociaż mroźne, było także bardzo orzeźwiające. Śnieg chrzęścił nam pod stopami, a płatki leniwie spadały z nieba. Patrzyliśmy na drzewa, ozdobione białym puchem. Krajobraz zapierał dech w piersiach. Był jak z bajki.
– Mamy piękną zimę tego roku – powiedziałem zauroczony.
– Całkowicie się z tobą zgadzam – odpowiedziała Julka, łapiąc w dłonie drobne śnieżynki. Każdej przyglądała się z zaciekawieniem. Była zachwycona ich niepowtarzalnym kształtem. – Wiesz – oderwała wzrok od płatków i spojrzała na mnie – chciałabym ci coś podarować. – Sięgnęła do torebki, z której wyjęła niewielkie niebieskie pudełeczko. – Nie jest to wartościowa rzecz – kontynuowała, podając mi prezent – mimo to mam do niej ogromny sentyment. Dostałam ją od rodziców, kiedy miałam cztery lata. Byliśmy wtedy razem na festynie. Chcieli, bym miała pamiątkę z tego dnia. Otwórz – zachęciła.
Delikatnie uchyliłem wieczko pudełka, a moim oczom ukazała się zabawka – jojo. Nie potrafiłem określić jego koloru. Mienił się wszystkimi barwami tęczy. Na środku plastikowego kółeczka zobaczyłem białego jednorożca. Muszę przyznać, że była to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałem. Drżącymi rękoma wyjąłem je z etui. Chwyciłem szpulkę w prawą dłoń, a małą pętelkę założyłem na palec. Gdy otworzyłem dłoń, jojo pomknęło w stronę ziemi, po czym wróciło na swoje miejsce. Byłem zachwycony tą tak prostą, a zarazem niezwykłą zabawką.
– Chyba nie mogę tego przyjąć – powiedziałem, wkładając prezent z powrotem do pudełka. – To twoja pamiątka. Należy do ciebie.
– Bardzo bym chciała, żebyś ją wziął. Niech ci o mnie przypomina. – Uśmiechnęła się.
– Wiesz, od dzisiaj niedziela to mój ulubiony dzień tygodnia.
– Niedziela to dzień niespodzianek – odpowiedziała i przytuliła mnie do siebie.
Czas leciał nieubłaganie i nawet nie wiem, kiedy nadeszła pora rozstania. Było mi smutno. Miałem nadzieję, że kolejne sześć dni minie znacznie szybciej niż poprzednie i znowu zobaczę się z moją kochaną Julką. Już za nią tęskniłem. Była dla mnie nie tylko siostrą. Była przyjaciółką. Mamą i tatą zarazem. Była nauczycielką. Psychologiem. Była wszystkim i znacznie więcej. Nie zamieniłbym jej za nic na świecie. Była moim aniołem. Moim własnym aniołem, który spadł z nieba tylko dla mnie.
– Antoś, wejdź do środka, bo zmarzniesz. – Pani Grażynka jak zawsze pojawiła się w najmniej oczekiwanym momencie, przerywając moje rozmyślania. – Julka już poszła? – zapytała, przepuszczając mnie w drzwiach.
– Niestety – odpowiedziałem smutno.
– Nie martw się. – Poklepała mnie po ramieniu. – Niedługo znowu się zobaczycie – próbowała mnie pocieszyć, a ja uśmiechnąłem się blado i udałem się w stronę swojego pokoju.
Gdy do niego wszedłem, moi koledzy siedzieli na dywanie i grali w chińczyka.
– Może zagrasz z nami? – zapytał Jacek.
– Nie mam ochoty – odparłem zrezygnowany i usiadłem na łóżku, obracając w dłoniach błękitne pudełeczko.
– Co tam masz? – Nawet nie wiem, kiedy Jacek znalazł się obok mnie i wyrwał prezent z moich dłoni. Tak szybko go otworzył, że nawet nie zdążyłem zaprotestować. – Jakie to piękne. Takie… – szukał właściwego określenia – oryginalne – dodał po chwili.
– Od kiedy bawisz się dziewczęcymi zabawkami? – drwił Michał, a mnie ukłuło w sercu.
– Odczep się! Nic ci do tego! – wypaliłem, próbując powstrzymać łzy. Miałem ochotę go uderzyć.
– Dobra, już dobra. Nie złość się. – Michał wyrzucił ręce do góry w obronnym geście i przewrócił oczami. Nic mu na to nie odpowiedziałem. Szybko odłożyłem prezent do szafki nocnej. Odwróciłem się i próbowałem zasnąć. Starałem się nie myśleć o przykrych słowach, jakie padły z ust mojego starszego kolegi. Całą uwagę skupiłem na chwilach spędzonych z Julką. To był cudowny dzień.
Gdy się obudziłem, zobaczyłem, że szafka, w której schowałem prezent, była otwarta. Zajrzałem do środka. Jojo było zniszczone. Ukryłem twarz w dłoniach. Nie potrafiłem powstrzymać łez. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, kto mógł mi to zrobić. Nie miałem też wątpliwości co do tego, że dzieliłem pokój z moim wrogiem numer jeden. Nikt nigdy mnie tak nie skrzywdził. Michał! Tego ci nie wybaczę! – pomyślałem rozgoryczony i uderzyłem pięściami o kolana.