Obiecałem ci gwiazdy - ebook
Obiecałem ci gwiazdy - ebook
Maddy i Noah połączyła w dzieciństwie niezwykła przyjaźń. Wyjątkowa więź pozostała w ich sercach pomimo czterech lat rozłąki.
Kiedy w liceum spotykają się ponownie, Maddy dostrzega w oczach chłopaka smutek i chłód. Postanawia przebić się przez mur, który wokół siebie zbudował i dowiedzieć się, dlaczego przed laty zniknął bez pożegnania.
Noah przeszedł wiele trudnych chwil, a dawna przyjaciółka jest jak balsam dla jego poranionej duszy. Problem w tym, że chłopak boi się uczuć – dla niego oznaczają słabość i ból.
Pierwsza przyjaźń, pierwsza miłość. Wzburzone morze emocji i dwa młode serca dryfujące ku sobie...
To zawsze była ona. Moje przeznaczenie. Moja definicja wszystkiego.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-962878-3-0 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog. Cztery lata wcześniej
Rozdział 1. Spotkanie. Teraz
Rozdział 2. Postanowienia
Rozdział 3. Randka
Rozdział 4. Dziecinne zachowanie
Rozdział 5. Rozmawiamy o tobie
Rozdział 6. Wycieczka
Rozdział 7. Gra w wyzwania
Rozdział 8. Błędy naszych rodziców
Rozdział 9. Zacznijmy od początku
Rozdział 10. Potknięcie
Rozdział 11. Opowiem ci swoją historię
Rozdział 12. Maddy, którą znałem
Rozdział 13. Strach
Rozdział 14. Kolorowe tabletki to zły pomysł
Rozdział 15. Nasze zmieszane oddechy
Rozdział 16. Nie płacz, Audrey
Rozdział 17. Chcę zrujnować naszą przyjaźń
Rozdział 18. Oryginalny prezent
Rozdział 19. Koniec i początek
Rozdział 20. Oddaję ci całą duszę
Rozdział 21. Powiedz, żałujesz?
Rozdział 22. Kłamstwo boli najbardziej
Rozdział 23. To nie jest już mój dom
Rozdział 24. Spijam światło gwiazd z twoich warg
Rozdział 25. Książka o mnie i o tobie
PLAYLISTA
POLECAMYProlog
Lecz choćby oczy jej były na niebie,
a owe gwiazdy w oprawie jej oczu,
blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy.
William Shakespeare
Cztery lata wcześniej
Tamtego dnia Nowy Jork pogrążony był w deszczowej i ponurej atmosferze. Stałam pod wiatą przystanku przy jednej z przecznic i przestępowałam nerwowo z nogi na nogę. W drodze do domu postanowiłam poszukać tu schronienia. Wokół ludzie łamali parasolki i przytrzymywali swoje kaptury, które lada moment pod naporem powietrza sfrunęłyby z ich głów. Spoglądałam to na ekran smartfona, to ulicę i mijających mnie ludzi. Wtedy kątem oka dostrzegłam chłopaka siedzącego na murku, tuż obok przystanku. Miał na sobie jeansy i czarną bluzę, której kaptur opadał mu na twarz. W dłoniach trzymał telefon i sprawiał wrażenie kompletnie niewzruszonego tym, że padający deszcz robi z niego żywą rynnę, ściekając prosto pod nogi.
Dziwak – pomyślałam.
Coś jednak mnie w nim zaintrygowało. Może fakt, że miał tak bardzo w głębokim poważaniu wszystko, co się dookoła działo. A może to, że ta scena wyglądała jak z filmu o nastolatku, który, znudzony dotychczasowym życiem, postanowił zbuntować się przeciwko światu.
Nagle wiatr zdmuchnął mi z szyi beżowy szalik, a ten w sekundzie pofrunął kawałek dalej. Jak na złość, tuż pod nogi tajemniczego chłopaka. Zerwałam się gwałtownie z miejsca. Ruszyłam po niego i schyliłam się, żeby go podnieść. Już prawie go miałam, kiedy nasze dłonie spotkały się w dotyku. Miał taką zmarzniętą skórę. Odruchowo cofnęłam dłoń i podniosłam głowę wyżej, a moje oczy spotkały się z jego – czarnymi jak burzowe niebo. Nieznajomy, ciemnowłosy chłopak stał tuż przede mną, trzymając w ręku moją nieszczęsną zgubę. Z bliska widziałam jego twarz dokładniej. Miał bladą skórę, podkrążone oczy i puste, czarne tęczówki. Uśmiechał się jednak szczerze. Tak. Jego uśmiech był zdecydowanie najpiękniejszym zjawiskiem, jakie dotąd widziałam. Niemal natychmiast moje policzki oblał ciepły rumieniec, a ja sama zaczęłam nerwowo poprawiać kosmyki przemoczonych włosów.
– Dziękuję – wykrztusiłam zawstydzona, na co uniósł kąciki ust.
– Nie ma problemu. – W jego chłopięcym głosie dało się usłyszeć rozbawienie, najpewniej spowodowane moim mizernym wyglądem. – Chyba lepiej będzie, jeśli schowasz się z powrotem na przystanek – poradził, spoglądając na moje przemoczone do ostatniej nitki ubrania.
– Dziękuję za troskę, ale sam się zbytnio nie przejmujesz ulewą – zwróciłam uwagę, wskazując głową murek.
– Czasem lubię tak posiedzieć. – Wzruszył ramionami. – Taki mój sposób na oczyszczenie z negatywnych emocji. Ty tak nie robisz? – Ściągnął kaptur z głowy, a kosmyk ciemnych włosów opadł mu na czoło.
– Preferuję odpoczynek w domu – odpowiedziałam, na co tylko lekko się uśmiechnął. Wydawał się całkiem spokojny i opanowany mimo rzekomej potrzeby oczyszczenia z negatywnych emocji. Sama jego twarz zdradzała niewiele, ale oczy… w oczach widziałam zmęczenie.
– Noah. – Wyciągnął w moją stronę dłoń, wytrącając z zamyślenia.
– Madison. – Uścisnęłam ją w odpowiedzi.
– Pozostaje mi życzyć ci miłego dnia, Maddy – rzucił pośpiesznie, spoglądając na nadjeżdżający autobus. – Następnym razem pilnuj swojego szalika – dodał cicho, włożył ręce w kieszenie bluzy i skierował się w stronę pojazdu.
– Miłego dnia, Noah – wyszeptałam, patrząc, jak znika.
W mojej głowie trwała gonitwa myśli. Jaki mógłby być powód zmęczenia tak młodego chłopaka? Jak bardzo źle się musiało u niego dziać? Tego jeszcze nie wiedziałam, ale mnie zaciekawił, bo choć miałam niespełna trzynaście lat, ciągle się czegoś uczyłam i bardzo mnie interesowały odczucia innych. Chciałam wyjść poza swój idealny świat i poznawać różne emocje. A on wydawał się mieć ich miliardy, ale chyba próbował je maskować. Dziwiło mnie to. Sama biegałam do mamy czy taty z najmniejszym problemem.
Jak się później okazało, nowo poznany chłopak również miał trzynaście lat i mieszkał nieopodal mnie. Chodził do innej szkoły, jednak codziennie widywaliśmy się na przystanku, wymieniając ukradkiem spojrzenia, które z czasem zamieniły się w coraz dłuższe rozmowy, a skończyły na wspólnym przesiadywaniu na murku. Polubiliśmy się. Kiedy równocześnie kończyliśmy zajęcia, odprowadzał mnie do domu, upewniając się, że jestem bezpieczna. Dyskutowaliśmy o tym, co się dzieje w naszych szkołach, ale też potrafiliśmy rozmawiać godzinami o nowych filmach Marvela. Chodziłam z nim na boisko i oglądałam, jak gra w koszykówkę. Wymykaliśmy się nocą nad jezioro, niedaleko mojego domu i oglądaliśmy gwiazdy, które, wydawało się, świeciły wtedy tylko dla nas. Uczyliśmy się siebie. Nie byliśmy parą, bo w naszym wieku raczej trudno mówić o wielkiej miłości. Przynajmniej tak sobie to tłumaczyłam.
Byliśmy dla siebie bardziej jak bratnie dusze. On stanowił moją ostoję, do której bardzo lubiłam wracać. Z czasem jednak stał się osowiały, a sińce pod jego oczami malowały się coraz wyraźniej. Był zmęczony i nieobecny, a każda próba rozmowy o tym kończyła się porażką. Aż któregoś dnia po prostu zniknął. Przestał pojawiać się na przystanku i na naszych nocnych eskapadach. Nie grał już w koszykówkę z kolegami. A przecież tak bardzo to kochał. Tak po prostu zniknął. Było mi przykro. Nie rozumiałam, dlaczego nawet się nie pożegnał. Czy nie byłam dla niego na tyle ważna? Czy może nie miał nawet czasu, aby to zrobić? Miliony pytań pojawiły się w mojej głowie. Na żadne z nich nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.
Poczułam, że ściska mi się żołądek. Nagle pojawił się nieprzyjemny, przeszywający duszę ból. Jeszcze zanim zniknął, byliśmy razem nad naszym jeziorem. Oglądaliśmy niebo, a nasze gwiazdy bacznie się nam przyglądały. Obiecywał mi wtedy być ze mną na zawsze. Patrzył w oczy i mówił to z pełnym przekonaniem. Nie miało znaczenia, że byliśmy tylko dzieciakami. Zacisnęłam drżące dłonie w pięści, a pod przymkniętymi powiekami pojawił się obraz tych wspomnień. Były najpiękniejsze. Były tym, co pragnęłam zapamiętać na zawsze.
Siedzieliśmy nad jeziorem. Przez plecy miałam przerzucony koc, bo noce były coraz zimniejsze. Noah siedział obok i cicho liczył gwiazdy. Obserwowałam go z fascynacją, jak za każdym razem, gdy to robił. Często powtarzał, że ich widok go uspokaja. Kochał noc. Czasem odnosiłam wrażenie, że kochał ją bardziej niż wszystko inne.
– Chciałbym coś ci obiecać, Maddy. – Spojrzał w moją stronę.
– Tak? – odparłam cicho, wpatrując się w jego czarne tęczówki.
– Dopóki te wszystkie gwiazdy będą świecić jasno na niebie, nic nie zniszczy naszej przyjaźni. To będzie nasz własny kawałek nieba. – Uniósł głowę.
– Obiecujesz? Tak na zawsze? – spytałam, rumieniąc się.
– Obiecuję ci te wszystkie gwiazdy. Na zawsze. My, gwiazdy i to niebo, które nam się przygląda. – Uśmiechnął się, w ten swój idealny sposób.
Obiecuję. Na zawsze…
Nagle wszystko zrozumiałam. Był oschły, skryty i dość cichy. Często wpadał w zdenerwowanie i stronił od ludzi. Grając w koszykówkę, próbował uciekać od rzeczywistości, a mi za wszelką cenę starał się udowodnić, że jestem warta więcej, niż mi się wydaje. Gdyby ktoś zapytał mnie, czy dotknęłam kiedykolwiek miłości, odpowiedziałabym, bez żadnego zastanowienia, że tak. Noah był moją pierwszą prawdziwą miłością. Prawdziwym szczęściem i ulubionym człowiekiem. Nie była to miłość jak u dorosłych, ale była wyjątkowa, bo była nasza, pierwsza i rodząca się z przyjaźni. Ja byłam jego drogą, a on rozjaśniającym ją światłem. Wiedziałam, że każda przeszkoda, jaka pojawi się na naszej drodze, będzie łatwiejsza do pokonania, jeśli zrobimy to razem. Mogliśmy dotknąć gwiazd. Gwiazd, które mi obiecywał. Ten uroczy czarnowłosy chłopiec symbolizował dla mnie wszystko.
Był moją pierwszą prawdziwą miłością.
A chyba każdy takiej potrzebuje, prawda?