Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Obiecane noce. Nights. Tom II - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
3 października 2025
3391 pkt
punktów Virtualo

Obiecane noce. Nights. Tom II - ebook

Ona kocha go od zawsze, on jest bratem jej najlepszej przyjaciółki. Ale czy naprawdę postrzega ją tylko jako młodszą siostrę?

Ashleigh Franklin chce żyć jak w bajce, a Luke Daniels wydaje się być księciem z bajki. Wysokim, barczystym i o zniewalającym uśmiechu.

Po wielu latach przyjaźni do Luke’a dociera, że Ash jest dla niego kimś więcej. Oboje jednak zdają sobie sprawę, że jeśli przekroczą pewną granicę, może już nie być odwrotu.

Czy butelka tequili, gra w prawdę czy wyzwanie i jeden gorący pocałunek mogą doprowadzić do happy endu? A może to gotowy przepis na katastrofę?

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-9412-8
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

_Luke_

Nie przepadałem za ślubami, zwłaszcza tymi, na których znałem tylko państwa młodych. Widziałem się z nimi raz, może dwa razy. To znajomi Emmy. Chociaż byliśmy w związku od ponad trzech lat i mieszkaliśmy razem, nadal prowadziliśmy dość odrębne życie towarzyskie. Podobało mi się, że jesteśmy od siebie niezależni. Żal mi było par, które niczego nie mogły robić osobno. Gdyby to zależało ode mnie, nie poszedłbym na tę uroczystość. Emma na pewno chciała nadrobić w ten weekend stracony czas z dawnymi przyjaciółmi ze studiów. Nie potrzebowała mojego towarzystwa. A kiedy ona robiła w wolnym czasie to, co sprawiało jej radość, ja mogłem się spotkać ze _swoimi_ przyjaciółmi i zrobić coś, co cieszyło _mnie_.

– Piękne kwiaty, czyż nie? – zapytała, gdy kwartet smyczkowy grał znany utwór, który miał zająć naszą uwagę, kiedy młodzi ulotnili się, aby podpisać dokumenty.

Rozejrzałem się z naszego miejsca przy wejściu po wnętrzu starego kamiennego kościoła. Tylko ja marzłem? I co to za słodki, znajomy zapach unoszący się w powietrzu? Nie zwróciłem uwagi na kwiaty. Skinąłem głową, gdy Emma na mnie spojrzała. Kwiaty są zawsze ładne, prawda? Czy ktokolwiek mówił na ślubie, że dekoracje są brzydkie? Nie podzieliłem się tymi przemyśleniami z Emmą. Przeważnie to ona wykazywała się większą dozą cynizmu ode mnie – między innymi dlatego tak dobrze nam się układało. Może więc wyciągnąłem niesłuszny wniosek. Kwiaty faktycznie były ładne.

Państwo młodzi wrócili, posyłali sobie promienne uśmiechy, ruszając przejściem między ławkami. Wszyscy udaliśmy się za nimi. Wyszliśmy na słońce. Przed kościołem miała się zacząć długa sesja fotograficzna.

– To ten sam fotograf, który był u Julie i Tima – powiedziała Emma. – Ich zdjęcia są fantastyczne, czyż nie?

Pokiwałem głową i położyłem dłoń na plecach Emmy, kierując ją w stronę tacy z szampanem. Wziąłem dwie lampki i jedną podałem dziewczynie.

W tym roku gościliśmy już na trzecim ślubie. Oby to był ostatni. Wydawało się, że wszyscy moi kumple się żenili. Każdemu w miarę możliwości gratulowałem, kiedy ogłaszał, że się zaręczył, chociaż za cholerę nie pojmowałem, co ich podkusiło, aby się hajtnąć. Małżeństwo to bardzo przestarzała instytucja i wcale nie powstrzymuje ludzi przed rozstaniem. Naprawdę nie widziałem w tym sensu.

Rodzice zginęli, kiedy byliśmy z siostrą nastolatkami. Może to dlatego cała ta pompa wydawała mi się tak nieistotna. Życie nauczyło mnie, że wszystko, co dobre, kiedyś się kończy i nie ma szczęśliwych zakończeń. Jeśli istniała jakakolwiek nadzieja, że uwierzę w życie jak z bajki, to umarła wraz z moimi rodzicami. Według mnie to takie pary jak oni zasługiwały na „i żyli długo i szczęśliwie”. Każdy wiedział, że byli w sobie szaleńczo zakochani. Za dzieciaka oczywiście nam się to nie podobało, ale patrząc wstecz, to właśnie ich miłość sprawiała, że nasz dom był tak szczęśliwym miejscem. A skoro im miłość nie zapewniła długiego, szczęśliwego życia, to na co mogli liczyć inni ludzie, w tym ja?

– Za ostatni ślub w tym sezonie. – Stuknąłem się z Emmą szkłem.

– Wysil się na odrobinę więcej optymizmu – powiedziała, marszcząc brwi.

– I kto to mówi. Nie mów, że dobrze się bawisz.

– Oczywiście, że dobrze się bawię. Bo czemu by nie? Każdy jest radosny i zakochany. To piękne.

Emma podała mi kieliszek i otworzyła torebkę. Wyjęła chusteczkę i zaczęła osuszać kąciki oczu. _Wkurzyła się?_ Była jedną z najtwardszych znanych mi dziewczyn. Odkąd się poznaliśmy, trzy razy płakała na moich oczach.

Pochyliłem się ku niej.

– Wszystko w porządku? – zapytałem ją na ucho.

Podniosła wzrok.

– Piękna ceremonia, młodzi wyglądają na bardzo szczęśliwych.

Pomasowałem ją po plecach. Położyła głowę na moim ramieniu. W życiu bym nie powiedział, że jest sentymentalna. Okazało się jednak, że taka się stawała na ślubach. Objąłem ją w talii. Rzadko to robiłem. Nie czuliśmy potrzeby, aby stale się dotykać. Ku mojemu zaskoczeniu wsunęła dłoń pod moją marynarkę. Mimo to dalej płakała.

– Ej, kochanie, co jest? – Poprowadziłem ją na bok, dalej od gromady ludzi, którzy słuchali poleceń fotografa. Wiedziałem, że Emma nie chciała, aby ktokolwiek zobaczył ją w tym stanie. U siostry za podobne zachowanie odpowiadały hormony. Nie chciałem jednak poruszać tego tematu, bo nie wiedziałem, jak Emma zareaguje.

– To taki piękny ślub – powiedziała, gdy podeszliśmy do drzewa przy skraju trawnika. – Pomyślałam, że kiedy się pobierzemy, nasze wesele powinno być podobne.

Wiele wysiłku wymagało ode mnie zapanowanie nad oddechem, utrzymanie równego kroku i nieoderwanie dłoni od jej pleców. „Kiedy się pobierzemy”? Co jej strzeliło do głowy? Nie rozmawialiśmy o takich sprawach. Ślub nie był nam pisany, przynajmniej tego byłem pewien. Zawsze sądziłem, że się zgadzamy w tej kwestii. Walczyłem z uczuciem, że krew gęstnieje mi w żyłach i pełza po całym ciele. Miałem ochotę napiąć mięśnie, zatrzymać się. Pomimo tego nadal oddychałem i szedłem dalej. Na szczęście rozmowę przerwał pisk. Obróciłem się i ujrzałem maleńką dziewczynkę w krótkiej czerwonej sukience. Dziecko biegło do nas z wyciągniętymi rękami. Ewidentnie ucieszył je widok Emmy.

Skorzystałem z okazji i przeprosiłem. Powiedziałem, że idę do ubikacji, po czym ruszyłem do kościoła, żeby przemyśleć słowa, które spadły na mnie jak bomba. Potarłem twarz dłońmi. Rzuciła tę uwagę, bo wypiła kieliszek szampana, czy dlatego, że poważnie myślała o _naszym_ ślubie?

Niedawno stuknęła mi trzydziestka. Ostatnią rzeczą, o której myślałem, był ślub. Nie byłem gotowy na ten krok – ani teraz, ani być może nigdy. Nie wierzyłem w dozgonną miłość. Wypadek rodziców pokazał mi, że coś takiego nie istnieje. Nie chciałem więc rozważać związku, „póki śmierć nas nie rozłączy”. Wydawało mi się to zbyt przygnębiające.

Może dogodnie założyłem, że mamy z Emmą zbieżne poglądy w kwestii małżeństwa, bo nigdy nie poruszaliśmy tego tematu. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, dlatego przyjąłem, że odpowiada jej obecny stan rzeczy. To ona zaproponowała, żebyśmy ze sobą zamieszkali. Jak to ujęła – to logiczne rozwiązanie. Pozwalało nam oszczędzić na rachunkach i kredycie hipotecznym. Rozwiązanie rzeczywiście było logiczne. Ale żeby brać ślub? To już nie było logiczne, to nie miało sensu. Nigdy nie dążyłem do zmiany naszej relacji. Emma na to czekała? Ta myśl jawiła się niczym krótkie i silne wyładowanie w moim mózgu. Zaczęła boleć mnie głowa.

W toalecie odkręciłem zimną wodę i nalałem jej sobie do szklanki. Pijąc, obserwowałem swoje odbicie w lustrze, grdyka podskakiwała, gdy ciecz spływała przełykiem. Odstawiłem szklankę, chwyciłem się blatu i kolejny raz zaczerpnąłem głęboko tchu. Musiałem przywrócić swoje ciało do normalnego stanu. A jednak czułem, jak za sprawą paniki żyły skuwają się lodem, a oddech staje się krótki.

_Ashleigh_

– Ogromnie się cieszę, że przyszłaś – powiedziała Haven, otworzywszy drzwi do mieszkania swojego i męża. – Szkoda, że nie było cię na niedzielnej kolacji.

Przyjaźniłam się z nią, odkąd skończyłyśmy dwa latka. Naszym zwyczajem były wspólne niedzielne kolacje. Od kilku tygodni jednak się na nich nie zjawiałam. Zaczęłam się z kimś spotykać i, cóż, to skomplikowane.

– Gdzie Jake? – Z kuchni nie dobiegały odgłosy krzątaniny.

– W gabinecie. Najwyraźniej dokonali jakiegoś przełomu. – Wzruszyła ramionami. – Jak randka z Richardem? – zapytała, zmierzając korytarzem do wielkiego salonu na otwartym planie, w którym panorama miasta dominowała niczym ogromne dzieło sztuki.

Wzięłam głęboki oddech, bo widok Londynu zaparł mi dech w piersi. Miasto to mój dom. Nie zgodziłam się go opuścić jako osiemnastolatka, kiedy moi rodzice przeprowadzili się do Hongkongu.

– Dobrze – odparłam i usiadłam przy barku śniadaniowym, tymczasem Haven szykowała wino.

– I? Jak było?

Podchwytliwe pytanie. Spotykałam się z Richardem już prawie trzy miesiące, jednak wczoraj pierwszy raz się z nim przespałam. Haven wiedziała, że to planowałam.

– Tak, uprawialiśmy seks – powiedziałam, odpowiadając na pytanie, które tak naprawdę chciała zadać.

Obróciła się, choć przed chwilą zaglądała do lodówki. Czekała, aż coś dodam.

– I? – zapytała, kiedy cisza się przedłużała.

Wzruszyłam ramionami.

– Spoko. To tylko seks.

– Co za „tylko seks”? – Obróciłam się na hokerze do Jake’a, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Uściskał mnie, po czym spojrzał mi w oczy, jakby oczekując odpowiedzi.

– Jeszcze przez jakieś dwadzieścia minut rozwiązuj światowy kryzys energetyczny, a potem przyjdź do nas i napij się wina – powiedziała mężowi Haven.

– Ale ja chcę posłuchać o tym „tylko seksie” – odrzekł.

– Wiem. Ja też, ale Ash będzie zgrywać nieśmiałą, dopóki nie wyjdziesz.

Zaśmiałam się.

– To poważna dziewczyńska rozmowa – ciągnęła Haven. – Daj nam dwadzieścia minut. Wynagrodzę ci to wieczorem. – Puściła do niego oko, a on objął ją w talii i pocałował w szyję.

Tworzyli bardzo szczęśliwą parę. Jedno wydobywało z drugiego najlepsze cechy. Każdy związek powinien być taki jak ich – powstać z miłości, a nie wskutek decyzji dwóch osób, które stwierdziły, że ta druga ujdzie, bo lepszej nie znajdą. Zdałam sobie sprawę z tego, że takie uczucie zdarza się rzadziej, niż sądziłam na podstawie bajek.

– Dość tego – zarządziłam, zasłoniłam uszy i zamknęłam oczy.

– Okej, wracam za dwadzieścia minut – powiedział Jake. Odkleił się od Haven i ruszył z powrotem do gabinetu.

Przyjaciółka przestała udawać, że szykuje kolację, i podeszła do mnie z butelką wina oraz dwoma kieliszkami. Postawiła je na barku, po czym usiadła obok.

Niedzielna kolacja to zwyczaj panujący w naszej rodzinie. A rodzina to dla mnie Haven i jej brat Luke. Powiększyła się, kiedy Haven wyszła za Jake’a i przyjęliśmy go wraz z jego siostrą Beth na łono rodziny. Wino i ploteczki stanowiły nieodzowny element tych spotkań.

– Mamy dwadzieścia minut i wiele do omówienia. Więc gadaj – poleciła Haven.

– Właściwie nie ma o czym. Może ujmę to tak: zrobiliśmy kolejny krok. – Zbliżenie niestety nie było niczym szczególnym. Ale Richard był miłym i uprzejmym gościem, więc nie wypadało mi tego mówić ani tak czuć. Chciałam go polubić. Chciałam fajerwerków w łóżku… ale nie zaznałam eksplozji doznań. Było przyjemnie. To chyba dobrze?

– Ale było ci dobrze? Powiedziałaś, że to tylko seks. To nie brzmi jak dobry seks. – Haven omiotła mnie wzrokiem, jakby odpowiedź miała usłyszeć z innej części mojego ciała niż usta.

– Było w porządku – odparłam, bo niezbyt wiedziałam, jak to ująć. – Chyba ma potencjał.

– O Boże, aż tak źle?

– Nie mówiłam, że było źle – odrzekłam. Tylko nie było niesamowicie. – To świetny facet. I bardzo mu na mnie zależy. Pierwsze zbliżenie nigdy nie należy do najprzyjemniejszych, zwłaszcza na trzeźwo.

Zazdrościłam Haven. Poznała „tego jedynego”. Większość ludzi jednak nie spotykała tej wyjątkowej osoby, prawda? Na pewno nie znajdowała miłości swojego życia dwukrotnie, ja natomiast swoją znalazłam wieki temu. Szkoda tylko, że gość nie odwzajemniał uczucia. Mimo to nie miałam prawa dwa razy prosić o „tego jedynego”. Musiałam pogodzić się z faktem, że w mojej sytuacji dobrą opcją – a może jedyną – było związać się z miłym facetem.

Rozległ się domofon. Haven zsunęła się ze stołka i odebrała. Wpuściła Luke’a do budynku, po czym sterczała pod drzwiami, czekając na brata.

Luke.

Wzięłam głęboki oddech.

W każdej chwili byłam w stanie przywołać z pamięci moment, w którym zakochałam się w Luke’u. To było lato, siedzieliśmy z Haven pod drzewem magnolii w ogrodzie ich rodziców, przekomarzaliśmy się i chichotaliśmy. Luke obrócił się ku mnie i wyszczerzył zęby, uśmiechnął się szeroko – jego doskonałe białe zęby na tle złocistej skóry wydały się jeszcze bielsze – włosy opadły mu na oczy, przydałoby się je podciąć. Podniósł brew i założył kosmyk włosów za moje ucho. I wtedy to się stało. Oczarował mnie. Nawet teraz, po niespełna piętnastu latach, wspomnienie przyprawia mnie o rumieniec.

– Emma przyjdzie? – zapytałam. Zmieniłam temat. Odnosiłam wrażenie, że pod nieobecność dziewczyny Luke’a atmosfera jest zawsze przyjemniejsza. Nie wiedziałam, czy tylko mnie się tak wydawało.

– Chyba nie – powiedziała Haven i obróciła się, aby otworzyć drzwi. – Zaraz się dowiemy.

Westchnęłam z ulgą, gdy z korytarza dobiegł tylko męski głos.

Znaliśmy się już tyle lat, a ja dalej musiałam upominać się w duchu, aby wziąć oddech, kiedy wchodził do pomieszczenia. Był jak legendarny wiking – wysoki blondyn, pod którego złocistą, jędrną skórą rysowały się mięśnie twarde jak drewno. W pierwszych sekundach już sama jego fizyczna obecność mnie przytłaczała. Zawsze jakby wysysał z pomieszczenia całe powietrze, zajmował całą przestrzeń – widziałam tylko jego. Wyszczerzyłam zęby, kiedy podszedł w moją stronę.

– Witaj, nieznajoma. Gdzie się podziewałaś? – Podniósł mnie z hokera jak lalkę i objął, uścisnął mocno, otulił sobą niczym kokonem. – Ładnie pachniesz – powiedział.

Nie odpowiedziałam. Jeśli chciałam dać sobie i Richardowi jakąkolwiek szansę, to musiałam się zdystansować od Luke’a. Musiałam dostrzegać też inne osoby znajdujące się w pomieszczeniu. Doszłam do wniosku, że jeśli nie przestanę porównywać każdego napotkanego mężczyzny do wieloletniego ukochanego, to umrę sama w towarzystwie kotów. Dlatego zaczęłam ograniczać spotkania i rzadziej przychodzić na niedzielne kolacje.

– Dobrze wyglądasz – stwierdził.

Uśmiechnęłam się, jego bliskość uderzyła mi do głowy, dlatego skupiłam się i stłumiłam ochotę, by wyszczerzyć zęby.

– To zasługa „tylko seksu” – ryknął za nami Jake. Oboje się obróciliśmy. – Wolno mi wyjść z gabinetu, skoro przyszedł Luke, prawda? – zapytał.

Haven przewróciła oczami i wyjęła z lodówki dwa piwa. Jedno podała bratu.

– To o co chodzi z tym seksem? – zapytał Luke, po czym pociągnął łyk z butelki.

– O Ash i Richarda, jak sądzę – powiedział Jake i stuknął się ze mną i Haven szkłem.

– No jasne, więcej nie chcę wiedzieć. – Luke się skrzywił.

Haven spojrzała na mnie i przewróciła oczami. Dla Luke’a zawsze byłam jak młodsza siostra. Z _jego_ strony uczucie było jednoznaczne.

Przyjęłam od Richarda dopiero któreś z kolei zaproszenie na randkę. Pracowaliśmy w tym samym szpitalu, on jako lekarz, ja – pielęgniarka. Czyż nie brzmi to jak początek romansu?

A jednak jego bliskość nie sprawiała, że moje serce waliło jak w tej chwili, kiedy Luke znajdował się mniej niż metr ode mnie.

– Ej, wy dwaj, może pogadacie sobie o rugby czy czymś takim? – podsunęła Haven.

Patrzyłam na szyję Luke’a, gdy piwo spływało jego przełykiem, wiodłam spojrzeniem za niewidoczną cieczą, aż dotarła do trójkąta skóry przy rozpiętym kołnierzyku koszuli. Zmusiłam się, by odwrócić wzrok. Jak to możliwe, że po tylu latach nadal ma na mnie taki wpływ?

Jake ujął twarz Haven w dłonie, przyciągnął ją i pocałował zmysłowo, tymczasem ona machała rękami, jakby w proteście. Taa, jasne. Chwilę później ją puścił i przeszedł z Lukiem na drugi koniec pomieszczenia, żeby pooglądać telewizję. Haven wyglądała na otumanioną i zmieszaną.

Wyszczerzyła zęby i przewróciła oczami.

– Jest niereformowalny.

Cieszyło mnie, że poznała takiego świetnego faceta, bo bardzo długo była nieszczęśliwa. Uśmiechnęłam się i odetchnęłam miarowo, gdyż Luke się oddalił, dzięki czemu odzyskałam panowanie nad ciałem i umysłem.

– W każdym razie wróćmy do tematu seksu z Richardem. O co chodzi? – zapytała, czym wyrwała mnie z zamyślenia, i obróciła się w moją stronę.

Rzadko rozmawiałyśmy o tym, co czuję do Luke’a. Poruszałyśmy ten temat, gdy byłyśmy nastolatkami, natomiast w dorosłości go unikałyśmy, bo wiedziałyśmy, że może mieć nieprzewidywalne konsekwencje. Uwielbiałam nasz wspólny świat – naszą więź, wspólne przeżycia – i nie chciałam zniszczyć naszej rodziny. Chciałam poznać kogoś wyjątkowego, kogoś, kto uzna, że mogę być dla niego kimś więcej niż siostrą. Moja przyjaciółka spotkała takiego mężczyznę, dzięki czemu pomyślałam, że mnie też może to czekać.

Haven za nic mi nie odpuści w kwestii Richarda. Bardziej niż ja chciała, żebym była szczęśliwa.

– Było w porządku. Nie wstrząsnął moim światem w posadach. Nie było okropnie. – Richard był bardzo miły, dlatego chciałam, żeby zbliżenia stały się przyjemniejsze, na co z pewnością istniała szansa, jeśli nieco się postaram.

Zacisnęła usta, zastanawiając się nad moimi słowami.

– W łóżku chyba może być lepiej, jeśli się lepiej poznacie. Długo się wstrzymywałaś z tym krokiem. Może czuliście za wielką presję.

Pokiwałam z entuzjazmem głową.

– Otóż to. Czyli jeszcze zobaczymy. – Rozpaczliwie pragnęłam, żeby miała rację. Obawiałam się jednak, że Richard był _zbyt_ miły. Chciałam, żeby facet porządnie mnie zerżnął. Potrzebowałam takiego, który wie, czego sam chce oraz czego ja chcę, i właśnie to mógłby nam zapewnić. Richard był… ostrożny.

– I jest bardzo miły – dodała Haven.

– Otóż to. I to jak. – Zdecydowałam się nie odtrącać Richarda tylko dlatego, że nie jest Lukiem. Zbyt długo skreślałam z tego powodu facetów.

Byłam gotowa na swoje szczęśliwe zakończenie.ROZDZIAŁ DRUGI

_Luke_

Siedziałem u Haven, aż mnie wygoniła tuż po północy. Wcześniej zaproponowałem Ash, że ją odwiozę. Podziękowała jednak. Ostatnio nie widywałem jej zbyt często i chętnie bym z nią pogadał. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy spotkaliśmy się tylko we dwoje. Kiedyś, wieki temu, umawialiśmy się czasem na lunch i po pracy. Gdy witałem się z nią uściskiem, zdałem sobie sprawę, że to właśnie jej zapach wyczułem poprzedniego dnia w kościele. Dopiero wówczas dotarło do mnie, że tak pachną perfumy, które w myślach łączyłem z Ash.

Otworzyłem ostrożnie drzwi do mieszkania, które dzieliłem z Emmą, możliwie najwolniej obracając klucz w dziurce, by przeskakująca zapadka nie wydała głośnego dźwięku. Było późno, a Emma wcześnie rano zaczynała zmianę w szpitalu.

Nie włączyłem światła, tylko po cichu rozebrałem się do bielizny i wsunąłem pod kołdrę.

– Hej – powiedziała.

A myślałem, że spała już jakiś czas.

– Nie możesz zasnąć? – zapytałem.

Obróciła się i położyła na boku twarzą ku mnie.

– No. Jak było na niedzielnej kolacji?

– W porządku. Wszyscy o ciebie pytali. – Trochę, a nawet bardzo rozminąłem się z prawdą. Sądziłem jednak, że wszyscy mieli zamiar zapytać o moją dziewczynę.

– Miło – odrzekła.

Westchnąłem i podłożyłem rękę pod głowę, moją uwagę przykuło światło lamp ulicznych przesączające się przez żaluzje. Atmosfera zgęstniała od słów, które zaraz mieliśmy wypowiedzieć.

– Dobrze się bawiłeś na weselu?

– Tak, pewnie. – Rozmyślnie unikałem tego tematu, odkąd Emma się wzruszyła podczas sobotniej sesji zdjęciowej. – Haven upiekła kaczkę. Musimy spróbować któregoś dnia ją przyrządzić. Była smaczna. Haven zamienia się w świetną kucharkę.

– Wygląda na to, że małżeństwo jej służy. Zastanawiałeś się, czy tobie też by służyło? – zapytała.

Poczułem w ciele mrowienie. Musiałem napić się wody. Odkryłem się, żeby wstać i wziąć coś do picia.

– Czemu miałbym się nad tym zastanawiać? Dobrze nam, jak jest – odparłem, idąc do łazienki. Chciałem skłonić tym Emmę do zmiany tematu.

– Małżeństwo to kolejny krok w związku szczęśliwej i kochającej się pary, czyż nie? – zapytała nieco głośniej, kiedy odkręciłem kran.

Chyba wstąpiłem na grząski grunt. Zewsząd czułem nacisk, jakby napierały na mnie z dwóch stron betonowe ściany – jak w _Gwiezdnych wojnach_ w scenie ze zgniatarką odpadów. W tej chwili pomogłaby mi znajomość kilku sztuczek w stylu Jedi.

– Nie rozumiem po co.

Liczyłem na zakończenie rozmowy, choć podejrzewałem, że nic z tego nie będzie. Czułem, że to prowadzi tylko do jednego. Jeszcze raz umyłem zęby, bo chciałem, by Emma już zasnęła. Po co o tym gadała? Przecież było nam dobrze.

Odłożyłem szczoteczkę do szklanego pojemnika, wypłukałem usta i wróciłem do sypialni. Emma wbijała we mnie wzrok.

– Nigdy nie myślałeś o naszym ślubie? – zapytała znowu, tym razem bardziej bezpośrednio.

– Mówiłem, że nie. Nie kłamię, Emma. – Położyłem się na plecach. Utkwiłem wzrok w suficie. Chciałem, żebyśmy już zakończyli tę rozmowę.

– Nie chcesz wziąć ślubu, zanim urodzą się dzieci?

Jezu, teraz jeszcze wciągała w to dzieci?

– Będziemy gadać o dzieciach?

– Musimy obgadać te tematy, Luke. Nie chcę być dla ciebie tylko współlokatorką. Haven wyszła za mąż. Jake jej się oświadczył, kiedy nawet się ze sobą nie spotykali.

– U nich to się sprawdza.

– Myślisz, że u nas się nie sprawdzi?

Potarłem twarz dłońmi.

– Późno już. Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Muszę się wyspać. A ty wcześnie wstać. Pogadamy o tym innym razem, jeśli uważasz, że to ważne.

– Jeśli _uważam_, że to ważne? Oczywiście, że to jest ważne. Nie możemy trwać w obecnej relacji – powiedziała. – Czasami zachowujesz się jak fiut.

– To ty niespodziewanie i w środku nocy zaczęłaś ten temat.

– Niespodziewanie? Kurwa, jaja sobie robisz? Mieszkamy ze sobą już prawie trzy lata. Przejrzyj na oczy, Luke, wszyscy biorą ślub. Ludzie, którzy ze sobą mieszkają, biorą ślub, a potem mają dzieci. Czemu uważasz, że jesteś wyjątkiem od tej reguły?

– Czyli chcesz wziąć ślub, bo wszyscy to robią? Znakomita logika. – Odezwał się we mnie prawnik, który od razu zapragnął wygrać spór, niezależnie od przedstawionych za i przeciw.

– Chcę za ciebie wyjść, bo cię kocham, ty jebany idioto. Chcę urodzić twoje dzieci, bo tego chcę. Może nie dziś, ale kiedyś na pewno. Jezu, Luke, czemu cię to tak dziwi?

Nie mogłem wchodzić w polemikę z osobą, która powiedziała, że mnie kocha. Nawet jeśli fuknęła te słowa. Wspominałem w myślach rozmowy odbyte przez lata, szukając choćby jednej wzmianki o małżeństwie. Nie znalazłem jej jednak. Zawsze sądziłem, że Emmie na tym nie zależało – jak mnie. Myliłem się? Zwodziłem ją?

– Ale czemu mówisz o tym właśnie teraz? – zapytałem cicho.

Nabrała powietrza.

– Chcę, żebyśmy zrobili następny krok, wspólnie ruszyli dalej. Nie rozumiem, czemu tobie tak zależy, by nic się między nami nie zmieniło.

– Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Nigdy… – Nie miałem pojęcia, jak dokończyć to zdanie. _Nigdy tego nie chciałem. O tym nie myślałem_. _Chyba tego nie chcę._ Z jednej strony nie chciałem urazić Emmy, z drugiej nie sądziłem, by czekały mnie małżeństwo i dzieci.

Musiałem pogadać o tym z kimś innym. Chciałem porozmawiać z Haven albo Ash.

– Kochasz mnie? – zapytała, nie doczekawszy się reszty zdania.

– Oczywiście. Przecież jesteśmy ze sobą od…

– O to chodzi, kochanie. Ludzie tak robią. Biorą ślub. Wiem, że facetom nie podoba się myśl, że się starzeją, ale takie są fakty. Każdy się starzeje. Już nie jesteśmy dziećmi bawiącymi się w dom.

Rodzice też tak uważali? Jedno z nich zapragnęło ślubu i napomknęło o tym drugiemu, po czym racjonalnie zdecydowali, że to słuszne posunięcie? Nie widziało mi się to. Zawsze odnosiłem wrażenie, że ich życie ułożyło się inaczej. Zawsze uważałem, że mojego związku z Emmą nie da się porównać do ich. Na pewno łączyło ich coś, co im podpowiedziało, że _muszą_ wziąć ślub. Czy powinniśmy zdecydować się z Emmą na ten krok, jeśli nie sądziliśmy, że _musimy_ to zrobić? Nie chodziło o to, że jej nie kocham, po prostu nasz związek różnił się od innych.

– Pomyśl o tym. Tego chcę, Luke. Wspólnego życia.

*

Nazajutrz wstałem niezwłocznie po wyjściu Emmy. Okropnie mi było z myślą, że udawałem, że śpię, kiedy się szykowała, bo chciałem uniknąć kolejnej trudnej rozmowy. Późniejszym rankiem dalej doskwierało mi zmęczenie i nie mogłem się na niczym skupić, bo próbowałem opanować wciąż przepływającą przeze mnie panikę. Ruszyłem ku głównej klatce schodowej w naszym budynku i zacząłem przewijać kontakty. Dotarłem do Ash i wybrałem jej numer. Potrzebowałem czegoś, kogoś „swojego”, kto mnie zna. Kogoś, kto chce, bym był szczęśliwy, a pomimo to potrafi mnie napomnieć, kiedy zasłużyłem na burę. Kogoś, kto – jeśli sytuacja tego wymaga – powie, że zachowuję się jak dupek, a mimo to nie będzie mnie oceniał. Taka właśnie była Ash. Byłem zżyty z Haven. To jednak moja siostra, dlatego inaczej niż Ash podchodziła do pewnych spraw. Haven nie miała też w sobie tej słodyczy, która cechowała Ash, a dzięki której jej słowa – jakkolwiek ostre – stawały się nieco znośniejsze.

– Ja pierdolę, będę miała ogromne kłopoty, jeśli ktoś się dowie, że odebrałam telefon na oddziale. Mam nadzieję, że fiut ci odpadnie – wyszeptała głośno Ash.

Zaśmiałem się pomimo parszywego nastroju. Może jednak nie zawsze odzywała się słodko.

– Jak się ma branża lecząca chorych i umierających?

– Pracuję na oddziale opieki paliatywnej, dupku. Tutaj nikt nie zostaje wyleczony. Po to istnieje ten oddział.

– Przestań wciskać mi wymówki. Po prostu jesteś kijową pielęgniarką.

Nie miałem pojęcia, jak udaje jej się pracować w tym zawodzie i wiecznie być pogodną. Ja tylko przenosiłem pieniądze od klienta do klienta. Ona zaś widziała ludzi, kiedy byli najbardziej bezbronni, w ostatnich tygodniach albo miesiącach na tym świecie, i pomimo tego zdawała się zachowywać spokój.

– Chciałem zapytać, czy spotkamy się na lunch albo po pracy. Może na drinka? – Przez chwilę pomyślałem, że straciłem zasięg, bo musiałem czekać na odpowiedź. – Ash? – zapytałem, bo nie wiedziałem, czy mnie słyszała.

– No… nie wiem. Mam plany na wieczór, a przerwę obiadową zaczynam za dziesięć minut…

Kurwa, jeśli chciałem się z nią spotkać, musiałem zasuwać do Hackney. Ruszyłem pospiesznie schodami.

– Zajdę po ciebie. Będę za dziesięć minut, jeśli nie zmusisz mnie do jedzenia w szpitalnym bufecie – zaproponowałem. Od razu nawinęła mi się taksówka. – Szpital Hommerton – poprosiłem kierowcę, odsuwając telefon od ucha, żeby Ash mnie nie usłyszała, bo jeszcze by się rozmyśliła. Naprawdę chciałem się z nią zobaczyć. Potrzebowałem naszej zażyłości, jej logiki, rozsądku. Powie mi, co mam zrobić w sprawie Emmy. Wydawało mi się, że Ash się waha. – No weź, od dawna nie spotkaliśmy się na lunch.

– Dobra, ale mam tylko godzinę – powiedziała i się rozłączyła.

Wyszczerzyłem zęby. Dzień stał się piękniejszy. Spotkanie z Ash było dokładnie tym, czego potrzebowałem.

Niespełna dziesięć minut później dyszałem po biegu od miejsca, w którym wysadził mnie taksówkarz. Kiedy podniosłem wzrok znad telefonu, ujrzałem tuż przed sobą Ash. Natychmiast się rozluźniłem i poczułem, jak kąciki moich ust się uniosły.

– Hej – powiedziałem.

– No hej – odrzekła.

Posłała mi uśmiech, a ja poczułem, że świat stał się lepszym miejscem. Ustąpiła fala paniki, która jeszcze przed chwilą niemal mnie zalewała.

_Ashleigh_

Źle zrobiłam, godząc się na lunch z Lukiem. Od miesięcy nie spotkaliśmy się tylko we dwoje – odkąd zaczęłam się widywać z Richardem. Nie bez przyczyny zdecydowałam się ograniczyć nasze spotkania. Mogłam sobie o tym przypomnieć, zanim uległam i zgodziłam się na lunch.

Kiedy tylko ujrzałam Luke’a, serce mi się ścisnęło. _Oddychaj, Ash_. Wyglądał na tak dużego i przystojnego, tak znajomego. Jakby do mnie należał. To ostatnie było jednak prawdą tylko w mojej głowie.

– Co ty masz na sobie? – zapytał i uniósł brwi.

Nie dziwota, że zawsze widział we mnie tylko przyjaciółkę. Wyglądałabym bardziej pociągająco, gdybym włożyła na siebie serwetę.

– Nieźle, nie? To scrubsy. Miałam wypadek. A właściwie to ktoś inny miał wypadek, przez co mój fartuch dosłownie został obsrany – powiedziałam. Luke się skrzywił. – Narobię ci wstydu tym strojem?

– Wiesz, że we wszystkim ci do twarzy. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu, gdy ruszyliśmy do knajpy z kanapkami mieszczącej się przy końcu ulicy.

Przewróciłam oczami, aby pomyślał, że zirytował mnie tym komplementem.

– To co pana sprowadza do Hackney, panie prawniku z City? – zapytałam. – Obniża pan swoje standardy?

– Nie. Przyjaciel musi mieć jakiś powód, żeby zjeść z tobą lunch?

Szkoda, że był taki miły, że nie zachowywał się jak dupek, bo wówczas bym go znienawidziła i może zdołała o nim zapomnieć. Faktycznie jednak nie miałam najmniejszej ochoty go znienawidzić. Chciałam utrzymywać z nim kontakt, nawet jeśli tylko na stopie przyjacielskiej. Do tej pory jakoś mi się to udawało, więc wystarczyło, że przystosuję się do zmian w naszych relacjach, a te przetrwają nawet wtedy, gdy jestem w związku z innym.

– Widzieliśmy się wczoraj.

– Ano. Ale niezbyt mieliśmy okazję pogadać. A ja chcę z tobą o czymś porozmawiać.

Weszłam pierwsza do knajpy. Znaliśmy się już szmat czasu, dlatego jedno potrafiło odgadnąć myśli drugiego. Czy z Richardem też w pewnym momencie zaczniemy czytać sobie w myślach? A może z Lukiem rozumieliśmy się tak dobrze ze względu na coś innego niż wieloletnia znajomość?

– Z pastą z szynki? – zapytałam, gdy podszedł do stolika z tacą zastawioną napojami i kanapkami w papierze pergaminowym.

– Nie. Zgaduj dalej. – Wyszczerzył zęby. To taka nasza zabawa. Zawsze musiałam odgadnąć, co mi zamówił, zanim mi to pokazał.

– Pieczeń wołowa z rukolą? – Skrzywiłam się ostentacyjnie, czekając na werdykt.

– Nie znosisz wołowiny – powiedział. Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie jak na wariatkę.

Zaśmiałam się.

– No wiem. Tylko pomyślałam, że może zapomniałeś. Szynka i jajko?

– Nie. – Odpakował swoją kanapkę i wziął kęs. Wyszczerzył zęby, jakby właśnie wygrał na loterii.

– Żartujesz sobie? Kurczak w sosie curry?

To moja ulubiona kanapka, którą podawano tu co jakiś czas jako specjał. Zwyczajowa zabawa oderwała moją uwagę od myśli, że nie powinnam się z nim spotykać, i przypomniała, że koniec końców jesteśmy Lukiem i Ash. Przyjaciółmi z dziecięcych lat.

Przesunął ku mnie kanapkę po blacie. Rozłożyłam papierek – trafiłam.

– Dziękuję. – Cieszył mnie jego widok. Cieszyłam się ze spotkania tylko we dwoje. Od ostatniego minęło sporo czasu.

– Co słychać? Od dawna nie obudziłaś się skacowana z moją siostrą u mnie w pokoju dla gości. Odstawiłaś alko?

Pierwszy raz napomknął, że rzadziej się widujemy. Przez myśl mi przeszło, że może Haven mu o czymś wspomniała, choć obiecała, że tego nie zrobi.

– Ha, ha – powiedziałam. – Chyba po prostu jestem zarobiona. Wzięłam kilka dodatkowych zmian i spotykam się z Richardem. – To wszystko prawda. W normalnych okolicznościach nie powstrzymałoby mnie to jednak od widywania się z Lukiem.

Przyglądał mi się, jakby czekał, aż pociągnę temat. Musiałam odwrócić wzrok. Spojrzeniem tych niebieskich oczu potrafił przejrzeć mnie na wylot i zahipnotyzować. Lecz ja musiałam się zdystansować.

– Czyli to poważny związek?

Wzruszyłam ramionami i wyjrzałam przez okno, bo obawiałam się, co mogą zdradzić moje oczy.

– Jeszcze za wcześnie, by cokolwiek orzec. Jemu jednak na mnie zależy. A ja chcę poważnego związku. – Chciałam się zakochać w kimś, kto zobaczy we mnie nie tylko siostrę, kto odwzajemni moje uczucie, tylko nie wiedziałam, czy chcę, by tą osobą był Richard.

– To jak to jest? Decydujesz się na poważny związek i znajdujesz faceta, który się nada?

Żołądek mi się ścisnął. Nie zdołałam odgadnąć, czy Luke oceniał, czy wyrażał zaciekawienie. W każdym razie czułam się nieswojo, rozmawiając z nim na ten temat. Zapewne dlatego, że nie mogłam powiedzieć mu prawdy, że rozglądałam się za kimś, bo nie zdołałam się związać z tym, którego pragnęłam. Przeżuwałam kęs, żeby wymigać się od odpowiedzi.

– Bo widzisz, Emma chyba chce się związać na poważnie.

Poczułam ucisk w piersi, aż pomyślałam, że moje żebra naprawdę miażdżą serce. Przełknęłam.

– A ty? – Tylko to zdołałam wykrztusić.

Westchnął, przygarbił się.

– Nie wiem. Emma mówi, że boję się zmian, że chcę, by wszystko było po staremu.

Mówił cichutko, a mnie krew szumiała w uszach, dlatego ledwo go słyszałam. O kurwa. Od jakiegoś czasu się zastanawiałam, jak się poczuję, kiedy Luke ożeni się z Emmą albo będzie miał z nią dziecko. Teraz już wiedziałam.

– Cóż, to prawda.

– Chyba tak. Ale nie chodzi tylko o to… Wydaje mi się, że to nie dla mnie.

– Co nie jest dla ciebie? – Zaciekawił mnie. Jak się zapatrywał na swój związek z Emmą? Ja, oczywiście, byłam w tej kwestii stronnicza, tak czy owak nie rozumiałam jednak, dlaczego się ze sobą związali. Odnosiłam wrażenie, że nie lubią spędzać razem czasu.

– Małżeństwo, jak podejrzewam. – Spojrzał na mnie. Uniosłam brwi. – Gadam jak kretyn?

Zaśmiałam się, ulżyło mi, że na chwilę nasze relacje wróciły do normy.

– Może trochę.

– Nie chodzi o to, że jestem kobieciarzem i chcę być wolny. Nigdy nie zdradziłem Emmy ani żadnej innej. Małżeństwo po prostu nie ma według mnie sensu.

– Ale jeśli jej zależy na ślubie, a ty ją kochasz… – _Zaprzecz. Powiedz, że to mnie kochasz_.

– To prawda. Tak.

– W takim razie… skoro nie masz nic przeciwko instytucji małżeństwa, a tylko w nią nie wierzysz, to myślę… że mógłbyś to zrobić, dla Emmy. Może zrób dla niej to, na czym jej zależy? – Czy ja naprawdę próbowałam namówić Luke’a do poślubienia innej?

– Nawet jeśli sam tego nie chcę? Nie chodzi o to, że nie wierzę w małżeństwo. Bo wierzę. Wierzę, że sprawdziło się w przypadku moich rodziców. Ale żebym ja miał się ożenić? To chyba nie dla mnie.

Odłożyłam kanapkę. Straciłam apetyt. Nie spodziewałam się takiej rozmowy w przerwie na lunch.

– Co zrobisz?

Wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Ona bardzo tego chce. I dzieci, i całej reszty.

Słowa Luke’a mnie nie zdziwiły. Tylko mocniej uświadomiłam sobie, co go czeka. Egoistyczna część mnie poczuła ulgę, że spotykam się z Richardem. Był to dowód, który jedna część mojego mózgu mogła wykorzystać, aby pokazać tej drugiej, że nie ma powodu do załamania, bo przecież mam chłopaka.

– Nie chcesz mieć dzieci?

– Raczej nie. Na pewno jeszcze nie teraz. Natomiast Emma myśli o nich najwyraźniej od dłuższego czasu. Boże, przepraszam, że ci o tym ględzę. To problem pierwszego świata, jeśli zestawimy go z tym, z czym mierzysz się w pracy. Masz rację. Kretyn ze mnie.

Przewróciłam oczami.

– Nie powiedziałam tego.

– Porozmawiajmy o tobie. Czemu jeszcze nie przedstawiłaś nam Richarda, skoro jesteście w takim poważnym związku? – zapytał.

Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Nie chciałam, aby Luke w najbliższym czasie go poznał. Nie chciałam, żeby się spotkali. Wiedziałam, że wówczas jeszcze bardziej bym ich ze sobą porównywała i że Richard zapewne wypadłby blado. A na to nie zasługiwał. To porządny facet, świetna partia. W szpitalu ciągle słyszałam od każdego, że jestem szczęściarą, że doskonale do siebie pasujemy.

– Chyba nie było okazji – odparłam. – Co jeszcze u ciebie słychać? Jak w pracy? – Miałam nadzieję, że coś do niego dotrze i zmieni temat.

– Jestem zarobiony. Potwierdziło się, że w tym roku mam szansę zostać partnerem.

– Wow, Luke, wspaniale. – Posłałam mu szeroki uśmiech.

Od dawna starał się o awans. Cieszyłam się, że ciężka praca zaczyna w końcu procentować. To dobry facet. Osiągnął sukces dzięki determinacji i pracowitości, a nie gierkom i wbijaniu kolegom z pracy noża w plecy. Zasłużył na to, aby zostać partnerem.

Odpowiedział uśmiechem, aczkolwiek nieco zażenowanym.

– Nic nie jest pewne. Jeśli się uda, to będę jednym z najmłodszych na tym stanowisku, więc…

Na chwilę zapomniałam, że miałam się od niego zdystansować, i uścisnęłam jego rękę.

– Jestem z ciebie dumna – powiedziałam. – Rodzice byliby z ciebie bardzo, ale to bardzo dumni.

To okropne, że zginęli tuż przed tym, zanim rozpoczął studia. Mimo to się nie załamał, tylko zaopiekował się Haven i zatroszczył o jej samopoczucie. Na studiach stale przykładał się do nauki, dostawał dobre oceny, a jednocześnie zajmował się siostrą. Ciągle mnie zdumiewało, jak wydoroślał z dnia na dzień. Przeszła na niego rola głowy rodziny, którą potraktował poważnie. Chciał, aby jego życie było świadectwem życia jego rodziców – dawał przykład, że życzliwością, szczerością i pracowitością można osiągnąć sukces.

Spuścił wzrok na blat i pokiwał głową, obrócił dłoń tak, by wziąć mnie za moją.

– Obiecaj, że się nie zmienisz i że cię nie stracę, Ash – powiedział z powagą i zerknął na mnie spod rzęs.

Oddech uwiązł mi w gardle, na czole pojawił się mars. O co prosił?

– Tu jesteś. – Zza moich pleców dobiegł głos Richarda. – Tak właśnie myślałem, że cię tu zastanę.

Odniosłam wrażenie, że świat jakby nieco się przechylił. Zastanawiałam się, czy to właśnie tak czują się ludzie tuż przed omdleniem. Obróciłam głowę i próbowałam wyrwać rękę z uścisku Luke’a. Najpierw na to nie pozwolił, puścił ją dopiero, kiedy uzmysłowił sobie, co się dzieje. Blat pokryty chłodnym laminatem podziałał kojąco na mrowiącą dłoń.

Czy jeśli zamknę oczy, zdołam się przenieść w inne miejsce, żeby nie wydarzyło się to, co zaraz się stanie? Poczułam się, jakby czas zwolnił i jakbym za chwilę miała zobaczyć zderzenie dwóch samolotów. Nie chciałam tego. Luke to Luke. Richard to Richard. Według mnie istnieli w równoległych światach, dlatego ich spotkanie mogło się skończyć eksplozją albo implozją czy czymś równie okropnym.

Richard się pochylił i dał mi buziaka w czoło, po czym prędko się obrócił w kierunku Luke’a i wyciągnął rękę.

– Richard, chłopak Ash. – Uśmiechnął się szczerze, więc domyśliłam się, że nie zaznacza terytorium. Nie daje niczego do zrozumienia. Często pytał mnie o przyjaciół, więc zapewne się ucieszył, że w końcu któregoś poznał.

Dalej wbijałam wzrok w blat, Luke zaś wstał i uścisnął Richardowi rękę.

– Luke – przedstawił się. Nie wyjaśnił, co nas łączy. Nie wiedziałam, czy niczego nie dodał, bo był pewien, że Richard o nim słyszał, czy dlatego, że chciał go potrzymać w niepewności.

– Ach tak. Brat Haven – skojarzył Richard. Wiedział tylko tyle, że to brat mojej najlepszej przyjaciółki. Bo właśnie tym musiał dla mnie być. – Mogę się przysiąść?

Serce podeszło mi do gardła. Wstałam gwałtownie, aż rozległ się pisk krzesła trącego o podłogę.

– Właściwie muszę się już zbierać – rzuciłam. Spojrzałam na Luke’a, nakłaniałam go spojrzeniem do powiedzenia tego samego.

– No, ja też – stwierdził po chwili wahania.

Odetchnęłam z ulgą. Naciągnęłam kurtkę i wzięłam na wpół zjedzoną kanapkę, zawinęłam ją w papier, a następnie schowałam do torebki.

– Do później – powiedziałam do Richarda.

Uniósł brwi i pokiwał głową, wyraz twarzy miał ciepły i otwarty.

– Miło mi cię poznać, Luke. – Nie okazywał zazdrości, nie oceniał. Był szczery i życzliwy. Jak Luke.

Z tym że nie był Lukiem.

– A mnie ciebie. Na pewno jeszcze się kiedyś zobaczymy – powiedział Luke z uśmiechem.

Wyleciałam za drzwi, nie oglądając się za siebie ani nie sprawdzając, czy Luke ruszył za mną. Przystanęłam na świeżym wiosennym powietrzu. Jak miałam mu wyjaśnić, dlaczego zakończyłam spotkanie w chwili, w której pojawił się Richard? Usłyszałam, jak otworzyły się drzwi. Luke podszedł.

– Wszystko w porządku?

– Pewnie – powiedziałam, siląc się na normalny ton. Ruszyłam do szpitala. – Czego dotyczy sprawa, nad którą teraz pracujesz? – Rozpaczliwie unikałam tematu zajścia sprzed chwili i liczyłam, że nie wyczuł zmiany w atmosferze, do której sama doprowadziłam.

Na szczęście udało mi się odwrócić jego uwagę od tej kwestii.

– Wiesz, że nie mogę ci powiedzieć, bo obowiązuje mnie tajemnica.

Zaśmiałam się. Uwielbiał udawać, że jego praca jest nieco bardziej ciekawa.

– Osioł. Wiesz, kiedy tak mówisz, nie wychodzisz na Jamesa Bonda.

– A na kogo?

– Sfrustrowanego prawnika, który usiłuje zrobić z siebie kogoś szalonego – powiedziałam.

Wyszczerzył zęby.

– Dobijasz mnie. Znasz wszystkie moje tajemnice.

Żołądek mi się skurczył. To prawda. Znałam jego tajemnice, a on moje.

Uściskał mnie pod wejściem do szpitala.

– Nie pozwól, by Richard cokolwiek między nami zmienił – powiedział ponurym tonem, podobnym do tego, jakim mówił wcześniej, gdy trzymaliśmy się za ręce. Odsunął się. – Widzimy się w niedzielę?

Słowami, bliskością i powagą wprawił mnie w zakłopotanie.

– Tak, chyba.

– Obiecujesz? – zapytał, bacznie mi się przyglądając.

– Dobra. Widzimy się u Haven i Jake’a.

Wydało mi się, że unosząca się nad nim czarna chmura rozwiała się równie szybko, jak się pojawiła. Wyszczerzył zęby, zmierzwił moje włosy i odszedł ulicą. Chwilę stałam w miejscu, na usta cisnęło się więcej słów niż te, które wypowiedziałam. Co miał na myśli? Co Richard miałby między nami zmienić? Rozpaczliwie pragnęłam się dowiedzieć, o co mu chodziło.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij