- W empik go
Obiekt #1: Wirus Damokles - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2015
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Obiekt #1: Wirus Damokles - ebook
Dzięki korporacji Tetrra Earth ludzie żyją nawet sto pięćdziesiąt lat. Samochody poruszają się po niebie, dziewięćdziesiąt dziewięć procent społeczeństwa znajduje zatrudnienie w firmie. Nie ma chorób, wojen, głodu ani problemów z energią.
Jednak ludzie żyją nieświadomi tego, że od ponad dwudziestu paru lat swoje luksusowe życie zawdzięczają eksperymentom na ludziach, w wyniku których powstał wirus Damokles.
Wirus ten wprowadzony do organizmu człowieka na dziewięćdziesiąt osiem procent go zabije, a w pozostałych przypadkach wyostrzy zmysły i obdaruje ocalałego indywidualnymi zdolnościami. Przez lata firma wykorzystywała ocalałych, zamykała ich w laboratoriach i używała ich darów do przyspieszenia rozwoju technologii. Wśród ocalałych jest Lazarus, chłopak, który jako pierwszy przeżył podanie wirusa. Postanawia uciec i spowodować, by wszyscy na świecie obdarzeni byli mocami. Problem w tym, że Lazarus nie zna całej prawdy na temat szczepionki, a do tego jest jedynym, który nie wie, jaką moc posiada.
Jednak ludzie żyją nieświadomi tego, że od ponad dwudziestu paru lat swoje luksusowe życie zawdzięczają eksperymentom na ludziach, w wyniku których powstał wirus Damokles.
Wirus ten wprowadzony do organizmu człowieka na dziewięćdziesiąt osiem procent go zabije, a w pozostałych przypadkach wyostrzy zmysły i obdaruje ocalałego indywidualnymi zdolnościami. Przez lata firma wykorzystywała ocalałych, zamykała ich w laboratoriach i używała ich darów do przyspieszenia rozwoju technologii. Wśród ocalałych jest Lazarus, chłopak, który jako pierwszy przeżył podanie wirusa. Postanawia uciec i spowodować, by wszyscy na świecie obdarzeni byli mocami. Problem w tym, że Lazarus nie zna całej prawdy na temat szczepionki, a do tego jest jedynym, który nie wie, jaką moc posiada.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7942-483-2 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Podziękowania
Z dedykacją dla tych, którzy przy mnie byli, mimo iż nie musieli. Szczególne podziękowania kieruję do osób, które pomagały mi w kwestiach stylistycznych i kulturowo-etycznych. Bez was nie dałbym rady. Na pewno przydała się też pomoc wielu nieznajomych, zaskakiwanych losowymi pytaniami w niespodziewanym miejscu i czasie. Największe podziękowania składam na ręce mojej dziewczyny Joanny, która namówiła mnie na spisanie tej opowieści (początkowo miała to być tylko fabuła komiksu albo gry, jednak stało się inaczej).
Czy jest jeszcze ktoś, komu powinienem podziękować? Na pewno rodzicom za to, że wytrzymali ze mną tyle czasu. A specjalne podziękowania należą się mojemu dziadkowi, bez którego ta książka zostałaby wydana dopiero za kilka lat, o ile w ogóle.Od autora
Witaj, drogi czytelniku! Dziękuję ci za zakup tej książki. Nie wiem, czy zainteresowała cię okładka, czy może ktoś ci moją powieść polecił, przeczytałeś o niej, a może po prostu znalazła się w twoich rękach metodą. Zanim jednak rozpoczniesz podróż przez alternatywną rzeczywistość przedstawioną na tych stronach, musisz wiedzieć, że ta książka jest pełna symboli religijnych i odniesień do problemów dzisiejszego świata. Początkowo nie planowałem tego umieszczać, jednak czytając ją po raz wtóry, zacząłem dostrzegać, że przelałem na jej karty cały swój żal do świata. Jest to swego rodzaju… Rozliczenie? Zemsta? Ewangelia? Nie wiem, jakiego słowa tutaj użyć. Może w trakcie czytania zrozumiesz, co mam na myśli.
Ważną kwestią są postacie. Wszystkie (co do jednej, choćby takiej, która wypowiada tylko jedno słowo!) są wzorowane na moich najbliższych, zarówno z wyglądu, jak i charakteru. Często pytałem się ich o – zdawać by się mogło – durne sprawy. Jednak w ten sposób uzyskałem cenne informacje. Więc nie szukajcie powiązań postaci z ważnymi osobistościami, bo takich powiązań nie ma.
Kolejną sprawą, o jakiej chciałem wspomnieć, są odniesienia religijne, w większości do wyznania hellenistycznego, a także do Biblii czy Kabały. Część wydarzeń ułożyłem tak, by przypominały nieco… A nie! Nie powiem wam! Nie będę wam psuł zabawy! Jeśli cię zaciekawiłem, drogi czytelniku, to bardzo się cieszę. Jeśli nie… Starałem się.
Chcę też wytłumaczyć rozmiar Polski w mojej powieści. Kiedyś stałem na uczelnianym korytarzu, czekając na konsultacje z fizyki, i opowiadałem ludziom o tej książce. Zadawałem im różne pytania (które mi się później przydały), aż w końcu usłyszałem: „A właściwie czemu Polska jest taka wielka?”. Odpowiedziałem wtedy z pełną powagą: „Bo potrzebowałem wyjaśnić, dlaczego wszędzie mówią po polsku, oraz dlatego, że to książka s.f.”. I takiej odpowiedzi będę udzielał zawsze.
W tej historii nie ma „dobrych” i „złych”, są tylko różne podejścia do problemu. A na koniec… błędy. Kwestie wypowiadane przez generała Krystiana Bogumińskiego i jego wnuczkę Brygidę celowo są niepoprawne fonetycznie, językowo, składniowo itp. Mają podkreślić osobowość tych postaci, ukazać ich specyficzny humor oraz wykreować ich rosyjski akcent. Nie wyobrażam sobie tych postaci inaczej jak mówiących łamaną polszczyzną.
Życzę miłej lektury!„Księga Lazarusa”
Praca na temat: „Wydarzenie, które według mnie miało największy wpływ na to, jak wygląda dzisiaj świat”, napisana przez Obiekt #1 w wieku trzynastu lat.
Według mnie nie ma jednego konkretnego wydarzenia, które zmieniłoby bieg historii. Jest wiele nieskończonych zmiennych, które nałożone na siebie w odpowiednim czasie, doprowadziły do tego, że świat wygląda tak jak dzisiaj. Jednak pewnie taka odpowiedź was nie zadowala, więc postaram się w skrócie zapisać te wydarzenia, które uważam za kluczowe.
Pierwszym ważnym momentem był ten, w którym ludzkość zaczęła żyć w grupach. Pojawiły się pierwsze hierarchie, między ludźmi dochodziło do konfliktów i wyłaniał się lider.
Kolejnym ważnym wydarzeniem było wynalezienie pisma, następne etapy ewolucji były tylko przedbiegiem do skoku, jaki miała wykonać ludzkość. Był to skok nad przepaścią bez dna… Dokładnie skoki były dwa, pierwszy w XIV wieku, gdy zapanowała „czarna śmierć”. Europa została zredukowana o jedną trzecią populacji, wtedy pierwszy raz ludzkość stanęła przed groźbą kresu swego istnienia. Ludzie poczuli prawdziwy strach, nie ten dotyczący śmierci jednostki, lecz strach, który towarzyszy możliwości śmierci całego gatunku.
Ten skok się udał, po XIV wieku nastały lata pokoju, ludzkość zrozumiała, że musi się trzymać razem, by przetrwać. Mijał czas, cywilizacja się rozwijała (czy raczej jej początki), średnia długość życia się wydłużała. Granice między ludźmi były coraz mniej widoczne, zbliżał się czas, gdy nie było „nas” i „ich”, a nastałoby „my wszyscy”. Świat zbliżał się do doskonałości… Jednak… ludzie nie. Byli tacy, którzy nie chcieli zmienić swoich poglądów na pewne sprawy. Nie interesowało ich, że cały świat czci tych samych bogów. Nie obchodziło ich, że wszyscy chcieli żyć w spokoju. Ich jedynym argumentem do rozpoczęcia wojny był fakt, że ktoś miał większą zawartość melaniny w skórze. Był to dla nich powód do tworzenia miejsc, do których osoby o innym kolorze były wywożone, a następnie tępione… Jeden po drugim…
Polska znajdowała się pomiędzy krajami, które wojnę rozpoczęły. Została podzielona, a następnie stłamszona na kilka lat. Tutaj nastąpił cud. Przywódcy obu krajów, które rozpoczęły rzeź, zmarli w swoich pałacach dokładnie 27 lipca 1943 roku. Przyczyny śmierci nie zostały odkryte, jednak ten biedny kraj (jakim była wtedy Polska) wykorzystał okazję. Podziemne wojsko zwane Armią Krajową zerwało ludzi do powstania. Powstanie zmiotło okupantów, w ciągu 72 godzin powstańcy opanowali większość terenów krajów okupanckich. (Co nie było trudne, bo panował w nich totalny chaos). Polska zyskała takie wpływy, że w roku 1945 zjednoczyła całą Europę pod biało-czerwoną flagą (drogą dyplomacji). W ten sposób stała się drugim najpotężniejszym mocarstwem na świecie.
Teraz wrócę do tematu pracy. Drugim skokiem, jaki miała wykonać ludzkość, był rok, 1950, gdy powstała firma Tetrra Earth. Był to jednocześnie rok, w którym Stany Zjednoczone po raz pierwszy użyły broni nuklearnej. Wtedy też korporacja ogłosiła całemu światu, że w ciągu trzydziestu lat opracuje technologię, dzięki której na świecie zapanuje pokój. Udało się. Oczom ludzkości ukazał się Ramenedes, urządzenie zdolne do kontrolowania energii na całym globie. Po załadowaniu było w stanie sparaliżować całą broń nuklearną na świecie. Tamtego dnia ludzkość zrobiła skok i robi go do dziś… Ludzie podzielili się na tych, którzy czczą urządzenie, zupełnie jakby było darem od bogów, inni zaś żądają jego natychmiastowego zniszczenia. Boją się, że dzięki niemu Tetrra Earth zyska władzę nad światem (co rzeczywiście się stało). Firma co najmniej raz w roku dokonywała odkrycia, które zmieniało styl życia ludzi. Telefon, komputer, Internet, technologia dotykowa, holograficzna, reaktory cząsteczkowe, tlenowe, dwutlenkowo-węglowe, fuzyjne, prędkość 90% światła… Skok trwa, lecimy nad przepaścią. Jak daleko jesteśmy od krawędzi? Dolecimy? Jeśli tak, to dzięki komu i w jaki sposób?
„Perge quo sine respectu post nos”
Idziemy przed siebie, nie patrząc, co mamy za sobą
dr Ernest ManuaRozdział I
# Dziewiętnastoletni mężczyzna o krótkich czarnych włosach, brązowych oczach i dwóch metrach wzrostu biegł w pośpiechu na lotnisko. Miał niedbale zapięty mundur wojskowy oraz mały plecak. Minął kilka kapliczek Zeusa, Demeter, Hery i Hermesa. Mimo tak rozwiniętej techniki i niemal zerowej awaryjności ludzie nadal boją się latać. Widać to po kolejce ciągnącej się do kapliczek. Chłopak minął sklepiki, kilka fast foodów, bezdomnego z tabliczką Koniec jest bliski i dobiegł do bramki.
– Zdążyłem?! – zapytał zadyszany.
– W ostatniej chwili… Cel podróży? – zapytał ochroniarz
– Nowy Jork – odpowiedział, czując ulgę, że dobiegł na czas.
– Chodziło mi o to, czy rozrywka, czy biznes.
– Sprawy wojskowe.
– Mhm… Czy ma pan przy sobie jakieś niebezpieczne narzędzia? Narkotyki? Broń?
– Yyy… Nie.
Chłopak przeszedł przez bramkę i nagle rozległ się piskliwy dźwięk. Puknął się w czoło i wyjął zza pleców miecz. Nie jest przyzwyczajony do rozstawania się ze swoją bronią, jedną z ostatnich pamiątek rodzinnych, dającą mu wielkie poczucie bezpieczeństwa w otaczającym świecie.
– Jak można zapomnieć o broni? Pan leci samolotem!
– Wie pan, jak to jest… Zresztą mam na niego papiery i mogę go zabrać na pokład jako żołnierz.
– No dobrze, proszę jednak uważać z tym mieczem.
– Czemu niby? Ludzie na co dzień chodzą z bronią, paralizatorami, kijami, mieczami, nożami, tasakami, kawałkami desek…Biorą wszystko, co im wpadnie w ręce! Widziałem kiedyś, jak chłopak używał do samoobrony miksera! Czemu miałbym więc chować mój miecz?
– Panie, pan pierwszy raz lecisz samolotem?
– Tak – odpowiedział, przekładając ostrze przez plecy. Było ono cienkie i kształtem przypominało samurajskie ostrze o czarno-niebieskiej rękojeści.
– Widać, panie… Paclan – powiedział kwaśno strażnik, patrząc w dokumenty. – W samolotach obowiązują ciut inne zasady niż na ziemi, ludzie się boją wszystkiego.
– Phi, od ośmiu lat nie było żadnego wypadku. Do dziś nie wiem, dlaczego nie mogę polecieć za granicę autem.
– Wyobraża pan sobie miliony aut w powietrzu w tym samym czasie?! To by była tragedia! Na szczęście żaden nie może lewitować wyżej niż trzy metry… Dobrze, panie Paclan, samolot zaraz odlatuje. Życzę miłej podróży w imieniu Tetrra Earth.
Chłopak skierował się w stronę samolotu, a po chwili wsiadł na jego pokład. Zajął swoje miejsce i czekał na start.
– Dziękuję za skorzystanie z linii lotniczych Tetrra Earth. Czas trwania lotu to około dwie i pół godziny. Puścimy w tym czasie film, a w słuchawkach leci muzyka zależnie od upodobań – usłyszał z głośników.
Odchylił lekko siedzenie i zasnął, myśląc o tym, co zostawia za sobą i co go czeka. Myślał o korporacji Tetrra Earth, której produkty i usługi są wszędzie. Myślał o tym, co jest prawdziwe, a co jest tylko iluzją. Robił to często, nie tylko dlatego że szybciej w ten sposób zasypiał. Niemal przy każdej okazji zastanawiał się nad światem, w którym żył.
# Mężczyzna po trzydziestce chodził niecierpliwie koło sali porodowej, z sali było słychać głośne krzyki i płacz. Zielonooki mundurowy usiadł na ławce obok ponurego mężczyzny. Obaj mieli na sobie typowe mundury wojskowe, o prostym czarnym kroju, w białe wzory, z logo Tetrra Earth na piersi. Symbole oddziału, do którego należeli, nie były w tej chwili widoczne.
– Denerwujesz się?
– A ty byś się nie denerwował? Co zrobimy jak…
– Nie: co zrobimy, tylko co ty zrobisz. Ale o nic się nie martw. Doktorek o wszystkim pomyślał. Wiesz, jak tego używać. Nie po to zostaliśmy wybrani, byś teraz się wycofywał. Poza tym ty to wszystko zacząłeś.
Drugi mężczyzna nie miał czasu odpowiedzieć. Jego uwagę skupił lekarz, który wyszedł właśnie z sali porodowej.
– Udało się, ma pan bliźniaki – rzekł radośnie.
Obaj wojskowi spokojnie weszli do sali. Mężczyzna o pięknych zielonych oczach podniósł swą córeczkę i przytulił do siebie. Tak bardzo płakała. Wpatrywał się w nią przez chwilę z uśmiechem, a następnie zaczął szukać wzrokiem drugiego dziecka. Stał nad nim mężczyzna w garniturze. Po chwili wyjął krótkofalówkę i powiedział:
– Ogłaszam kod cztery, ogłaszam kod cztery…
Po czym wziął dziecko i wyszedł z sali.
– Ej! Oddaj mi moje dziecko! – krzyczała kobieta.
Lecz jej mąż zamiast go powstrzymać, upewnił się, że nikogo nie ma w sali, a następnie dotknął palcem czoła żony. Oboje zamarli w milczeniu. Po chwili mężczyzna oderwał dłoń i położył się obok kobiety.
– Ładną mamy córeczkę, prawda? Nasze… je… Jedyne dziecko.
# W tej samej chwili młody, dwudziestojednoletni mężczyzna obudził się z krzykiem. Zasłonił sobie twarz poduszką i zrzucił kołdrę. Wymacał na oślep przeciwsłoneczne okulary i założył je na oczy. Poprawił czarne długie włosy i zaczął się rozciągać. Jego pokój był dosyć mały: łóżko, regał z książkami, zlew i cyfrowa rama wybierająca losowo zdjęcie co pięć minut.
– Znów koszmary, obiekcie pierwszy? – zapytał głos przez głośniki.
Chłopak wstał, założył czerwoną koszulę i zaczął myć zęby…
– Znów ten sen? Pierwszy? Proszę o odpowiedź.
– Wiesz, że nie lubię, jak tak do mnie mówisz, doktorku.
– Jesteś moim najcenniejszym skarbem, jesteś dla mnie niczym syn, którego nigdy nie miałem…
– Swojego syna też byś trzymał kilometry pod ziemią? – rzucił chłopak z przekąsem.
– Lazarusie…
Lazarus założył jasne bojówki i czarny płaszcz, jak zwykle nie zapinając go. Spojrzał w malutką dziurkę w suficie.
– W końcu! Zapamiętaj, że po coś mam imię… Jedyne, co mi zostało – usiadł na łóżku, spojrzał na budzik. – Mamy sześć minut na rozmowę, doktorku, potem nie będzie tak prywatnie.
– Znów ten sen, Lazarusie? Opowiedz mi o nim coś więcej
– Co tu mówić? Śniło mi się to, co nie powinno.
– Przeszłość?
– Tak.
# Jeremiego wybudziło bardzo mocne szarpnięcie, po którym uderzył twarzą o przednie siedzenie.
– Auuu!
– Tu kapitan. Szczęśliwie dolecieliśmy do Nowego Jorku. Życzę miłych wrażeń i zapraszam do ponownego skorzystania z usług Tetrra Earth.
Chłopak wyszedł z samolotu i odebrał swój bagaż. Przełożył miecz przez plecy i ruszył terminalem. Lotnisko było ogromne i pełne ludzi. Czuł się zagubiony, nigdy nie widział tylu osób naraz w jednym miejscu. Wiedział tylko tyle, że ktoś będzie na niego czekał.
Lecz nikt go nie poinformował, kim jest ta osoba ani jak wygląda. W pewnym momencie poczuł, że ktoś puka go w ramię. Gdy się odwrócił, zobaczył młodą piękną dziewczynę w wojskowym mundurze, czarnym z białymi wzorami i logo na piersi. Kobieta miała brązowe włosy spięte w kitkę oraz lśniące szmaragdowe oczy. Była niższa od Jeremiego o głowę.
– Ty jesteś Jeremiasz Paclan? – zapytała po prostu.
Zauroczony jej urodą, nie był w stanie wykrztusić słowa. Zrobił się czerwony na twarzy i nie odrywał wzroku od przybyłej.
– No? Pytam się ciebie o coś.
– T… Tak, mów mi Jeremi.
– Witaj, jestem Joan Fox. Witamy w Kronosie.
– Nie jesteś za młoda na agentkę?
Dziewczyna spojrzała na niego wściekłym wzrokiem, złapała go za kołnierz i podniosła z niewyobrażalną siłą, która go przeraziła.
– Sugerujesz coś, nastoletni byczku?!
Jeremi chwilę zbierał myśli.
– N… Nie, chodzi mi o to… Znaczy… Od ilu lat jesteś w wojsku, skoro w tak młodym wieku masz tak wysokie stanowisko?
Joan puściła chłopaka, a następnie pokazała mu, by szedł za nią.
– Jestem w wojsku od pięciu lat, a w Kronosie od czterech…
– Cóż, ma się tyle lat, na ile wygląda – odpowiedział, wychodząc z lotniska.
– A na ile wyglądam? Bo ty na szesnaście.
– Mam dziewiętnaście. Ty wyglądasz na… Dwadzieścia? – zaryzykował chłopak, jednocześnie zakrywając twarz na wypadek ciosu.
– Blisko – powiedziała dziewczyna i zagwizdała.
Na ulicy pojawił się wojskowy jeep prowadzony przez amerykańskiego żołnierza. Jego twarz zasłaniała chusta koloru khaki oraz ciemne okulary. Joan i Jeremi weszli do tyłu, po czym samochód ruszył.
– A teraz, Jeremiaszu, powiedz mi, co wiesz na temat tego, gdzie jedziemy, twoich obowiązków oraz tego, jak długo tam będziesz.
– Hm… Tak naprawdę wiem jedynie, że będę w tej bazie pół roku na próbę. Potem zadecydują, czy mnie przyjąć na stałe czy nie.
– A obowiązki? Informacje o bazie?
– Nic.
– Ech… – westchnęła, krzywiąc twarz. – No to słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać po raz drugi – zastrzegła ostro.
Obecnie jedziemy do tajnego ośrodka Tetrra Earth, który jest nadzorowany i chroniony przez Oddział Specjalny „Kronos” składający się z…
– Przepraszam, że przerywam, ale czy to nie są tajne informacje? – Jeremi wskazał na żołnierza kierującego pojazdem.
– A… Spokojnie, to tylko robot.
– Robot?
– Tak, a teraz daj mi skończyć. Wspomniałam, że ośrodek jest tajny i dobrze schowany przed światem. Zanim wejdziesz do miejsca, w którym spędzisz najbliższe pół roku, przejdziesz krótkie szkolenie z generałem Bogumińskim.
– Tym Bogumińskim?!
– Tak, tym… Daj mi skończyć – warknęła zirytowana dziewczyna, zaciskając mocno pięść. – Przejdziesz krótkie szkolenie, a następnie poznasz naukowców pracujących przy projekcie „Damokles”: doktora Ernesta Manua, założyciela projektu, oraz same obiekty badawcze. Będziesz widział rzeczy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego: niesamowite wynalazki, niesamowite stworzenia oraz calusieńki projekt „Damokles”. Oczywiście jakikolwiek wyciek informacji jest karany natychmiastową śmiercią.
– Czym jest ten projekt? – Jeremi głośno przełknął ślinę.
– Dowiesz się na miejscu. Jeszcze z dziesięć minut drogi.
– Ej… Zaraz, powiedziałaś, że poznam obiekty badawcze? To są ludzie?!
– Bystry jesteś.
– Przecież eksperymenty na ludziach są nielegalne, grożą za nie…
– Myślisz, że czemu ten ośrodek jest tajny i sprawuje nad nim opiekę Kronos? By nie przekroczono granicy etycznej i dla ochrony badaczy. Będziesz miał jeden obiekt badawczy pod opieką i na wychowaniu, ale reszty też pilnujesz.
– Mówisz tak, jakby były to najniebezpieczniejsze osoby na świecie. „Chronić badaczy”, „wychowywać”? Wychowuje się dzieci… Nie mów mi, że tam są dzieci!
Zielonooka rozpięła mundur. Chłopak zrobił się lekko czerwony, widząc, że pod spodem ma tylko biały podkoszulek. Lecz zaraz jego uwagę skupiła blizna. Wyglądała tak, jakby dziewczyna… została przebita na wylot w kilkunastu miejscach. Punkty były małe, lecz widać, że zagoiły się niedawno.
– I dzieci, i dorośli. I żebyś się nie zdziwił: wśród nich jest dziecko, które mi to zrobiło – odpowiedziała, pokazując blizny. – Na szczęście to był przypadek, lecz gdy dostają napadu szału, robi się nieciekawie…
– Co to ma być?
– Nie mogę ci teraz powiedzieć, dowiesz się na miejscu ze względów bezpieczeństwa. Sama mówię do nich po prostu „obiekty badawcze”, a nie po imionach.
– A ty masz kogoś przypisanego?
– Tak.
– Też jest niebezpieczny?
– Z nim jest inna historia, ale dowiesz się wszystkiego na miejscu, Jeremiaszu.
– Mów mi Jeremi.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, po czym zapięła mundur.
# – A kiedyż to przyjedzie ten nowy? – zapytał stary generał.
Jego twarz wręcz mówiła: „Pochodzę z Rosji i zabijam jednym ciosem dłoni”. I rzeczywiście, mężczyzna ten zasłynął z wielu działań bitewnych oraz tego, że wściekły wyrwał właz czołgu. Kiedyś też, gdy zaciął się jego karabin laserowy, rzucił nim, zabijając kilku wrogich żołnierzy. Jego obecność na polu walki powodowała, że w sercach sojuszników pojawiał się duch walki, a w przeciwnikach – strach i zwątpienie. Obecnie, mimo podeszłego wieku, nadal był najbardziej szanowaną osobą w armiach wszystkich państw. Zawsze nosił mundur: czy spał, czy biegał, czy ćwiczył. Zdejmował go jedynie w piątek wieczór, gdy wraz z wnuczką zapraszał gości i urządzał przyjęcie. Z pochodzenia Rosjanin, czuł się jednak silnie związany z Polską oraz Stanami Zjednoczonymi, w których wychowała się jego wnuczka. Za zasługi zaproponowano mu udział w wyborach prezydenta Polski po wojnie. Wygrał z druzgocącą przewagą, mimo to zrezygnował po dwudziestu czterech godzinach, mówiąc historyczne słowa: „Aż no by, psia jego mać, strzelił tą papirologię!”.
– Już jedzie, generale – odpowiedział żołnierz stojący za dowódcą.
– Prześwietnie! Noah? A jak tam mają się nasze chłopaczyska? Bo wczoraj jakoś mizernie wyglądali po tej wódce. A samemu jak się czujesz?
– Dwóch dalej śpi, jeden wylądował w naszym szpitalu. A ja obudziłem się na powierzchni… W samych slipkach… Na szczycie komina fabrycznego… W sąsiednim mieście… – powiedział z zażenowaniem.
– Cienkie ta wasza chłopaczyska! Moja wnuczka Brygida ledwo dwadzieścia osiem wiosen ma, a już łeb mocniejsza niż pół ta baza razem!
– Mogę o coś zapytać?
– Wal.
– Czy kiedykolwiek, generale, zdarzyło się panu upić?
Stary mężczyzna pogłaskał swoją siwą brodę oraz wąsy. Zastanowił się chwilę, po czym wypalił:
– Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek się urżnął. Jak już, to za lat młodych, gdy ja na Syberii mieszkał i nic poza bimber pić nie można było.
– Ale jak to?
– A no, bo wszystko inne w pizdu marzło.
# Jeep zatrzymał się na środku pola pszenicy.
– Wysiadamy! – ogłosiła dziewczyna, otwierając drzwi.
Chłopak zabrał swoje rzeczy, a auto odjechało, zostawiając ich pośród zboża.
– I gdzie ta baza? – zapytał Jeremi, rozglądając się dookoła. Nie widział nic poza pszenicą, pojedynczym drzewem, niebem, piękną Joan i czarną ziemią.
Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni munduru małą kartkę przypominającą wydruk z bankomatu i wbiła w ziemię. Po chwili kartka wsunęła się w ziemię, a kilka metrów dalej zaczął wyrastać kilkumetrowy walec.
– Przynosisz mi szczęście, nigdy nie mogę trafić w czytnik, a teraz mi się udało za pierwszym razem – powiedziała Joan, otwierając drzwi windy z logo Tetrra Earth, złożonym z czterech symetrycznych deltoidów: czerwonego, niebieskiego, zielonego oraz białego. Winda była bardzo nowoczesna, w kolorze połyskującego srebra, a wewnątrz niej znajdowały się ściany z luster.
– Ile w dół? – zapytał Jeremi, rzucając swoje rzeczy na podłogę.
– Piętnaście kilometrów.
Chłopaka zamurowało. Wytrzeszczył oczy i spojrzał na dziewczynę.
– Ile?
– Piętnaście kilometrów.
– Czym tam oddychacie?
– Sprowadzanie tlenu na taką odległość byłoby nieopłacalne, dlatego powietrze, które wydychasz, trafia do specjalnego filtra. Tam dwutlenek węgla jest rozbijany na cząstki węgla i tlen. Tlen jest zwracany do nas, a węgiel w postaci kostek przechowywany i raz na jakiś czas sprzedawany kolekcjonerom. Wszędzie są napędy na reaktory fuzyjne.
– A jedzenie?
– Dostawy zwierząt raz na pół roku, ale od tego jest inna winda. Woda jest filtrowana z jeziora – nie ma czystszej wody na ziemi niż tu.
– A ile tam pracuje osób?
Winda się zatrzymała. Gdy drzwi się otworzyły, oczom Jeremiego ukazała się gigantyczna hala.
Miała około pięćdziesięciu metrów wysokości i była w kształcie ogromnej kuli. W jej centrum znajdował się potężny komputer po sam sufit, z którego zwisały kable i rozchodziły się chyba do każdego miejsca. Po całej hali, między mnóstwem stołów, biegało ponad sto osób w kitlach, notując coś, mieszając i bezustannie biegając. Czasem rozlegał się wybuch i głośne okrzyki wściekłości. Joan wskazała na jedne z kilkunastu żelaznych wrót wokół tej hali.
– Równo tysiąc, wśród nich naukowcy, żołnierze, agenci Kronosa oraz obiekty badawcze. Chodź, pokażę ci, gdzie mieszkasz – powiedziała, lekko ciągnąc chłopaka za ubranie. Oboje przeszli przez wrota, za którymi ukazał się kręty korytarz z drzwiami ponumerowanymi nie po kolei.
– Ty mieszkasz tutaj, w trzysta osiem. Generał chce cię widzieć dziś w dwieście sześć, a ja mieszkam w trzysta siedem.
Jeremi rozejrzał się po sąsiednich drzwiach z numerami sześćdziesiąt cztery i sto jedenaście.
– To zaproszenie? – zapytał, lekko się uśmiechając.
– Nie… Jak zobaczę cię w moim pokoju, to zamorduję – po tych słowach dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo i odeszła.
Chłopak otworzył drzwi do swojego nowego pokoju. Było to małe pomieszczenie o zielonych ścianach, wyposażone w kilka mebli: łóżko, szafę i kilka półek. Przybyły wypakował swoje rzeczy, a następnie powiesił miecz nad łóżkiem. Nie wiedział, po co i kiedy ktoś wbił dwa gwoździe w ścianę, lecz teraz stanowiły idealny wieszak na jego broń. Poza ubraniami i mieczem zabrał ze sobą jeszcze tylko bambusowy zwój, który również powiesił nad łóżkiem. Widniały na nim słowa, które wypowiedział kiedyś do niego ojciec:
– Nieważne, co uważają inni, ważne, co uważa twoja dusza.
„Wszystko gotowe – pomyślał. – Niewiele się ten pokój różni od mojego”.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
– Tak?
Do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna o dziwnie jaskrawych niebieskich oczach oraz spiętych w kitę brązowych włosach. Mimo iż nie wyglądał na zbyt rozmownego i towarzyskiego, zdawał się dość sympatyczny.
– Jestem Seweryn Ghost, kapitan Kronosa. Będziemy razem pracować przy naszych obiektach. Teraz pójdziesz ze mną, generał chce cię widzieć. Jego gabinet jest w pokoju dwieście sześć, czyli między trzysta dziewięć a dwieście. Nastolatek natychmiast złapał elektroniczny klucz, zamknął pokój i ruszył za mężczyzną.
– Po cholerę ci ten miecz?
– Nigdzie się bez niego nie ruszam.
– Odłóż go, przyda ci się, jak będziesz się opiekował naszymi przyjaciółmi. Teraz do gabinetu generała.
– Ehhh… Jak chcesz.
Chłopak czuł się trochę dziwnie bez swojej broni. Jednak w obecności towarzysza miał dziwne wrażenie bezpieczeństwa, więc po chwili skupił się na rozmowie.
– Joan cię wprowadziła w szczegóły? – zapytał go agent, gdy minęli kolejny korytarz.
– Nie. Wiem tylko tyle, że to bardzo niebezpieczne osoby.
– To prawda. Z powodu głupiego przypadku straciliśmy dwóch agentów, a ona została ranna.
Jeremi przypomniał sobie ranę, jaką dziewczyna pokazywała mu w aucie.
– A ty mnie wprowadzisz w szczegóły? – zapytał, czując dziwne dreszcze na całym ciele, a w szczególności przy sercu.
– To tutaj! Ja nie mam czasu na pierdoły. Zresztą spotkamy się jutro w pracy, to wszystko sam zobaczysz. Teraz żegnam. Idę do Artimenera.
– Do kogo?
– Zobaczysz jutro. Miłego sprzątania.
– Co? Yyy… Cześć. – Jeremi wziął głęboki oddech i wszedł do pokoju numer dwieście sześć. Plakietka na drzwiach głosiła: „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony. Nie dotyczy: piątek od 18:00 i sobota do 18:00”. – Jeremi Paclan melduje się na rozkaz – powiedział cicho.
Generała Bogumińskiego znał tylko z opowiadań i książek do historii.
– Siadaj! Co będziesz stał jak ta pinda pod murem – odpowiedział jego autorytet i wyjął małą żółtą teczkę z danymi nastolatka.
– M… Miło mi… pana poznać – wyjąkał zdumiony przybysz.
– Mnie ciebie też, młodziaku. Mam nadzieję, że głowę masz mocnawą! Bo te chłopaki, co tu są, to proszę ciebie… Słabizna!
– Nie rozumiem.
– Wódka! Wódka! Rozumie? Napoja bogów, serum młodość, rozumie?
– No… Nigdy nie próbowałem…
– Co?! Lat naście i nie próbował nigdy… Skandal!
– Nie! Ja próbowałem, ale nigdy w takiej ilości, panie generale.
– Nie charaszo, nie charaszo… Ale spokojna twoja! Już ja cię tak wyćwiczuję, że w ciebie będą lać na torturach wódkę i oni będą mówić „Na bogów!”. A ty im na to: „Dawaj więcej!”. Heh… Stare czasy.
– Yyy… Generale, ja tu przyszedłem na szkolenie.
Mężczyzna podrapał się po siwej brodzie i po chwili sobie przypomniał.
– A! Szkolono! Stań no tam pod ścianą!
Wskazał palcem na niebieską ścianę naprzeciwko. W gabinecie znajdowało się tylko biurko oraz potężna szafa. Gdy tylko chłopak stanął we wskazanym miejscu, natychmiast zrobił unik przed lecącą w jego stronę pustą szklaną butelką. Ta roztrzaskała się o ścianę obok jego głowy i zasypała kawałkami szkła pół podłogi.
– Psia mać! Za pierwszym razem! – krzyknął generał i natychmiast zaczął notować. – Jesteś tak niesamowity, jak ja myślu!
– Co to było?! – krzyknął zdziwiony Jeremi, ostrożnie się prostując.
– Jak to cio? Sprawdzał ja twą zręczność i jesteś zwinny jak głodny tygrys biały.
Chłopak nie wiedział, co go czeka dalej, więc uważnie obserwował każdy ruch generała. Ten zawzięcie notował coś w karcie chłopaka, a następnie sięgnął pod biurko. Jeremi natychmiast rzucił się na podłogę.
– Jeremi? Twoja zdrowa? – zapytał Bogumiński, pokazując pieczątkę.
– Y… Bo ja ten… Nieważne… – wyjąkał chłopak, podnosząc się spomiędzy szkła. Generał przybił pieczątkę i wskazał młodzieńcowi krzesło.
– Powiedzu mi, kogo byś bardziej lubił?
– Nie rozumiem…
– A to łachudry leniwe… Na mnie cały nieporządek… Charaszo, słuchaj, jak pewnie wiadomo ci, tu są prowadzone eksperymenta na ludziach. No i jest ich siedmioro. I chodzi o to, że kilka dni temu zdarzyło się… Y…
– Wypadek?
– Ta! To się stało! I dwóch naszych agentów, ni przeżyli. Jeden został zmasakrowany na miejscu, a drugi zginął po mękach, w hospitalu. Jego ciało, straszna, ni chciał ty tego widu.
– A powie mi ktoś w końcu, czemu są tacy niebezpieczni?
Generał spojrzał się na Jeremiego.
– Ale ja dziś nie pił, Jeremi, więc nie braj mnie za majaczenie.
– Spokojnie, jestem już chyba przygotowany na wszystko.
– Ich imiona to Lazarus, Artimener, Alva, Neils, Refraktor, Roman oraz Frei. I ich wyjątkowość na tym, iż bo są jedynymi, którzy przeżyjo podanie strzykawki Damokles, a plusem tego jest…
– Tak?
– Oni mają moce, Jeremi, potężna moce. Oni ich tu mają, by na nich robić eksperymenta i ustrojstwa nowsze budować. Cało to strojstwo, przez samoloty, co chodzą… Tfu! Samochody, co latajo, elektroniczno protezy, ludzie po lata sto siedemdziesio żyjo, wsio! Wsio to lata eksperymenta na tej grupce.
Chłopak nie wiedział, co powiedzieć. Przez chwilę gapił się na generała.
– Ale jak to moce? – zapytał cichym głosem. – Tak jak w komiksach? W mandze? W filmach?!
– Da! Da! Idealnu! Jeden to szybki tak jest, że radary buchają. Jeden to potrafi w snach przyszłość widzieć. Kolejny potrafi władać tą… No… Graw… Graf… No, że wie… To Newton odkrył!
– Grawitacja? – zapytał chłopak, mając nadzieję, że się myli.
– Ta! Kolejnego mocy nie za bardzo umiem, bo… A zresztą doktorki ci wytłumaczą.
Jeremi dalej wpatrywał się w generała, niewiele rozumiejąc.
– A jak my ich mamy pilnować, skoro oni są w stanie to wszystko rozwalić w drobny mak?
– To wszystko jeszcze w pizdu nie poszło, bo po to jesteście wy! By z nimi rozmawiać. Wy nie macie ich pilnować krok w krok albo pałą przez krzywy ryj. Tylko pilnować ich, o tu… – powiedział, pukając się w czoło.
– W sensie… wychowywać?
– Tia… A teraz mieliśmy ci wybrać tego no… ucznia.
– A jak doszło do tego wypadku, w którym zginęło dwóch strażników?
Generał wzruszył ramionami.
– Mnie tam nie było, niech ci Sewek powie, on pannę Joan ratował. Ale dość już o tym, wybierz sobie Neilsa albo Freia.
– Ale ja ich nie znam – powiedział Jeremi.
– Problemy… – generał wyjął z kieszeni monetę. – Jak reszka to Neils, a jak orzeł to Neils.
– Yyy… Panie generale, czemu na obu stronach jest Neils?
– Bo jak stanie na kancie albo zawiśnie na suficie, to oczywiste chyba, że Frei! Cóż za maruda! – powiedział i rzucił. Moneta odbiła się od sufitu i spadła na podłogę, gdzie stanęła pomiędzy dwoma kawałkami szkła.
– Na kancie, czyli Frei – oznajmił mężczyzna, notując w teczce. Po chwili wręczył ją chłopakowi, a ten wstał i ruszył w kierunku drzwi.
– A wasza gdzie?! – krzyknął dowódca.
– Do pokoju, panie generale.
– Tam jest miotła i jedziesz mi to szkło, co rozdupiłeś!
– Ja?!
– Gdyby butla na twej twarzy się rozbiła, nie musiałbyś teraz szorować! No, do roboty!
# Widok z balkonu był imponujący. Wielka przestrzeń, góry oraz piękny zielony las. Lecz cały urok zabijał fakt, iż była to tylko ogromna tapeta nałożona na ściany jaskini. W ten sam obrazek od kilkunastu lat wpatrywał się codziennie Lazarus. Nikt nie wiedział, co wtedy myśli, rzadko komu odpowiadał, nie jadł, nie reagował.
Nawet kiedy obok niego zginęło dwóch strażników, zorientował się dopiero wtedy, gdy oderwał wzrok od szyby. Zawsze siedział na fotelu w pozycji lotosu i przez swoje przeciwsłoneczne okulary obserwował.
Właśnie ktoś podszedł do niego i przysiadł obok. Młody chłopak o krótkich czarnych włosach i dziecinnej twarzy. Lazarus zatopił spojrzenie w niesamowitych oczach chłopaka. One jedynie mogły go wyrwać z wewnętrznego świata i rozmyślań o wolności. Zawsze fascynowały go jego oczy. Zmieniały barwę cały czas, najmniejszy ruch głową powodował przebarwienie tęczówek.
– Po co tu przyszedłeś, Frei? – zapytał, nie odrywając spojrzenia od jego niezwykłych oczu.
– Muszę się komuś wygadać, a ty nigdy nie słuchasz, więc wydałeś mi się idealny – odpowiedział przybyły, próbując przybrać tę samą pozycję co Lazarus, lecz skończyło się to wywróceniem na plecy.
– Specjalnie dla ciebie mogę udawać, że nie słucham.
– Dziękuję. Wiesz… Nie panuję nad mocą, nie chcę jej. Chciałbym wrócić do domu.
– Myślisz, że to takie proste? Jesteśmy bardzo dobrze pilnowani, a nie panując nad mocą, nie uciekniesz stąd. Zginiesz w kilka minut na wolności lub jeszcze w bazie.
– Ja nie chcę stąd uciekać, nie chcę mordować, chcę stąd tylko wyjść.
– Nie wypuszczą cię, więc jedyną drogą jest ucieczka, bo nawet z twojego martwego ciała będą mieli pożytek. Jesteś dla nich zbyt cenny, „pomyśl o korzyściach płynących z eksperymentów!”, jak zawsze potarza doktor Manua.
– Tak? To dlaczego jeszcze nie uciekłeś, skoro jesteś do tego taki chętny?
Lazarus spojrzał na chłopaka i pokazał mu swoje dłonie.
– Ty przynajmniej wiesz, jaką masz moc, umiesz kontrolować grawitację. No, może jeszcze nie umiesz do końca, ale władasz nią. Ja nie wiem, jaką mam moc, a naukowcy nie chcą mi powiedzieć. Albo sami tego nie wiedzą! Idioci! Gdybym tylko wiedział, to w kilka godzin opracowałbym plan, JAK stąd nawiać. Zabrałbym wszystkich! A potem rozwalił całe Tetrra Earth za zrujnowanie życia.
– To już wiadomo, dlaczego nie chcą ci tego powiedzieć – powiedział sarkastycznie chłopak o zmiennych tęczówkach.
– Możesz mi pomóc i opracujemy jakiś plan razem.
– Nigdy… Wolałbym zginąć, niż skrzywdzić innych ludzi – odpowiedział Frei i wstał, lecz Lazarus złapał go za nogawkę.
– Nie chcesz robić krzywdy ludziom, którzy porwali cię z domu trzy miesiące temu? Ja z chęcią zabiłbym każdego, kto jest odpowiedzialny za to, że dwadzieścia jeden lat temu zabrali mnie w dniu narodzin. Bo to nie byli ludzie, tylko zwierzęta.
Frei nie wiedział, co powiedzieć.
– Nawet nie wiem, jak mam na nazwisko, nigdy nie widziałem ani rodziny, ani swojego domu… I w dniu, kiedy będę uciekał, zapytam ciebie, czy nie zechcesz się do mnie przyłączyć.
– A co dalej?
– A dalej chcę… stworzyć idealny świat…
– Skończ z tymi bzdurami, Lazarus, bo już nie mogę słuchać – odpowiedział mężczyzna, który zjawił się za Freiem. Miał wesołą twarz nastolatka, czarne krótkie włosy i przerażająco białe oczy. Nie było w nich ani tęczówek, ani źrenic. Czysta biel. Chłopak wyglądał identycznie jak jego brat bliźniak, który szedł tuż za nim. Obaj byli ubrani tak samo: w czarne bojówki i białe koszulki. Odróżnić dało się ich tylko po charakterze. Jeden był zawsze spokojny i poważny, natomiast drugi zawsze uśmiechnięty i skory do żartów.
Lazarus wstał i stanął naprzeciw chłopaka. Byli podobnego wzrostu i spojrzeli sobie w oczy. Frei, o głowę niższy, odsunął się lekko, przeczuwając kłopoty.
– Masz jakiś problem z moimi poglądami na świat i jego przyszłość, Refraktorze Daqquere?!
– Taki, że zachowujesz się jak niedorzeczni rodzice. Wciskasz trzynastolatkom religię do głowy, Lazarusie bez nazwiska!
– To nie religia, a poza tym co ci się nie podoba? Ty i twój brat nigdy nie narzekaliście, gdy wam opowiadałem o moich planach doskonałego świata.
– Tak, bo plan jest świetny i godny podziwu, ale masakra, jaką chcesz przy tym zrobić, jest przerażająca. Można to zrobić inaczej, bez tylu ofiar.
– Skoro nie wymyśliłem nic innego, to nie ma innego sposobu. Podanie szczepionki Damokles każdemu człowiekowi uczyni świat pięknym, idealnym. Każdy będzie taki jak ty czy Frei! O nieograniczonych możliwościach! Szkoda tylko że szczepionkę przeżywa tylko z dwa procent… Ale cóż! Nie ma rewolucji bez ofiar.
– Wiesz co? Może to lepiej, że cię zabrali i zamknęli tutaj. Na wolności byłbyś cholernie niebezpieczny.
– Ożeż ty…!
Lazarus rzucił się na Refraktora i w okamgnieniu obaj tarzali się po podłodze.
– Zrób coś, Neils! – krzyczał Frei do drugiego bliźniaka, lecz ten tylko oparł się o fotel i wzruszył ramionami.
– Masz za darmo pokaz amatorskich sztuk walki i jeszcze narzekasz? – skwitował.
Po chwili jednak złapał się za policzek i zrobił się czerwony.
– Co to ma być? – zapytał go Frei lekko zdziwiony.
– Efekt uboczny działania naszych mocy na skutek więzi genetycznych.
– Yyy… Mam trzynaście lat, mów do mnie prostym językiem.
– Jeśli Refraktor kuku, to Neils też kuku, jeśli Neils kuku, to Refraktor też kuku. Bo bliźniaki. Zrozumiałeś?
– Aaa… A twój brat nie jest przypadkiem nieśmiertelny? To jak to działa? Obaj jesteście?
– Nie, właśnie przez tę jego moc. Zobacz, on oberwał i rana mu się szybko zagoiła, moja też. Lecz jeśli ja oberwę, to tylko jemu się zagoi.
– Jeny… Kiedy oni przestaną się bić? Zbili już trzy wazony! Agenci! Gdzie są w takich chwilach?!
Neils wskazał na drugi koniec ogromnego pokoju. Pod ścianą stało trzech mężczyzn, uważnie obserwujących walkę.
– Co za…! Dość!!! – krzyknął Frei, machając rękoma. Wszyscy nagle poczuli falę, która przeszła w powietrzu. Obaj walczący zostali wystrzeleni w osobne końce pokoju. Lazarus uderzył w szybę i upadł na ziemię z hukiem, natomiast Refraktor poleciał prosto na agentów i razem z nimi wylądował na podłodze.
– Co za moc… – powiedział Lazarus, wstając powoli z podłogi. – Co za potęga… Niesamowita!
Po tych słowach zemdlał.
# Zadzwonił budzik. Jeremi otworzył oczy i przeciągnął się. Zawadził reką o żarówkę, a ta spadła na ziemię, roztrzaskując się i zalewając pokój ciemnością.
– Już czuję, że to będzie ciężki dzień…
Chłopak wziął ręcznik i ruszył w stronę łazienek.
Po dłuższym poszukiwaniu dotarł na miejsce. Słyszał, że w środku oprócz niego jest ktoś jeszcze. Rozebrał się, założył ręcznik przez pas i wszedł do środka.
– Jeremi?! – krzyknęła Joan, gwałtownie zakrywając się ręcznikiem.
Chłopak stał przez chwilę, wpatrując się w nagie ciało dziewczyny, po czym wziął nogi za pas. Tuż nad jego głową przeleciało coś ciężkiego, nie wiedział co. Z hukiem rozbiło się o ścianę. W głowie miał widok jej wspaniałego ciała. Twarz pokryła mu się purpurą, a w żyłach zawrzała krew. Nagle zobaczył znajomego mężczyznę z papierosem w ustach.
– Ha, ha! Pomyliłeś prysznice?! – zaśmiał się Ghost.
– Eh… Ledwo przeżyłem, Joan o mało mnie nie zabiła.
– W dodatku trafiłeś na Joan… Lepiej się spakuj i uciekaj, męskie łazienki są po drugiej stronie bazy.
– Żartujesz?!
– Nie… Mówię całkiem serio, między pokojami pięćdziesiąt cztery a trzysta trzydzieści trzy.
Nagle dobiegł ich krzyk dziewczyny.
– Jeremi!!!
Chłopak nie czekał, uciekł natychmiast.
„Tak jak myślałem… To będzie ciężki dzień. Jednak… Warto było”.
Zaczął biec w stronę męskiej łazienki, mając w głowie obraz nagiej Joan.
Z dedykacją dla tych, którzy przy mnie byli, mimo iż nie musieli. Szczególne podziękowania kieruję do osób, które pomagały mi w kwestiach stylistycznych i kulturowo-etycznych. Bez was nie dałbym rady. Na pewno przydała się też pomoc wielu nieznajomych, zaskakiwanych losowymi pytaniami w niespodziewanym miejscu i czasie. Największe podziękowania składam na ręce mojej dziewczyny Joanny, która namówiła mnie na spisanie tej opowieści (początkowo miała to być tylko fabuła komiksu albo gry, jednak stało się inaczej).
Czy jest jeszcze ktoś, komu powinienem podziękować? Na pewno rodzicom za to, że wytrzymali ze mną tyle czasu. A specjalne podziękowania należą się mojemu dziadkowi, bez którego ta książka zostałaby wydana dopiero za kilka lat, o ile w ogóle.Od autora
Witaj, drogi czytelniku! Dziękuję ci za zakup tej książki. Nie wiem, czy zainteresowała cię okładka, czy może ktoś ci moją powieść polecił, przeczytałeś o niej, a może po prostu znalazła się w twoich rękach metodą. Zanim jednak rozpoczniesz podróż przez alternatywną rzeczywistość przedstawioną na tych stronach, musisz wiedzieć, że ta książka jest pełna symboli religijnych i odniesień do problemów dzisiejszego świata. Początkowo nie planowałem tego umieszczać, jednak czytając ją po raz wtóry, zacząłem dostrzegać, że przelałem na jej karty cały swój żal do świata. Jest to swego rodzaju… Rozliczenie? Zemsta? Ewangelia? Nie wiem, jakiego słowa tutaj użyć. Może w trakcie czytania zrozumiesz, co mam na myśli.
Ważną kwestią są postacie. Wszystkie (co do jednej, choćby takiej, która wypowiada tylko jedno słowo!) są wzorowane na moich najbliższych, zarówno z wyglądu, jak i charakteru. Często pytałem się ich o – zdawać by się mogło – durne sprawy. Jednak w ten sposób uzyskałem cenne informacje. Więc nie szukajcie powiązań postaci z ważnymi osobistościami, bo takich powiązań nie ma.
Kolejną sprawą, o jakiej chciałem wspomnieć, są odniesienia religijne, w większości do wyznania hellenistycznego, a także do Biblii czy Kabały. Część wydarzeń ułożyłem tak, by przypominały nieco… A nie! Nie powiem wam! Nie będę wam psuł zabawy! Jeśli cię zaciekawiłem, drogi czytelniku, to bardzo się cieszę. Jeśli nie… Starałem się.
Chcę też wytłumaczyć rozmiar Polski w mojej powieści. Kiedyś stałem na uczelnianym korytarzu, czekając na konsultacje z fizyki, i opowiadałem ludziom o tej książce. Zadawałem im różne pytania (które mi się później przydały), aż w końcu usłyszałem: „A właściwie czemu Polska jest taka wielka?”. Odpowiedziałem wtedy z pełną powagą: „Bo potrzebowałem wyjaśnić, dlaczego wszędzie mówią po polsku, oraz dlatego, że to książka s.f.”. I takiej odpowiedzi będę udzielał zawsze.
W tej historii nie ma „dobrych” i „złych”, są tylko różne podejścia do problemu. A na koniec… błędy. Kwestie wypowiadane przez generała Krystiana Bogumińskiego i jego wnuczkę Brygidę celowo są niepoprawne fonetycznie, językowo, składniowo itp. Mają podkreślić osobowość tych postaci, ukazać ich specyficzny humor oraz wykreować ich rosyjski akcent. Nie wyobrażam sobie tych postaci inaczej jak mówiących łamaną polszczyzną.
Życzę miłej lektury!„Księga Lazarusa”
Praca na temat: „Wydarzenie, które według mnie miało największy wpływ na to, jak wygląda dzisiaj świat”, napisana przez Obiekt #1 w wieku trzynastu lat.
Według mnie nie ma jednego konkretnego wydarzenia, które zmieniłoby bieg historii. Jest wiele nieskończonych zmiennych, które nałożone na siebie w odpowiednim czasie, doprowadziły do tego, że świat wygląda tak jak dzisiaj. Jednak pewnie taka odpowiedź was nie zadowala, więc postaram się w skrócie zapisać te wydarzenia, które uważam za kluczowe.
Pierwszym ważnym momentem był ten, w którym ludzkość zaczęła żyć w grupach. Pojawiły się pierwsze hierarchie, między ludźmi dochodziło do konfliktów i wyłaniał się lider.
Kolejnym ważnym wydarzeniem było wynalezienie pisma, następne etapy ewolucji były tylko przedbiegiem do skoku, jaki miała wykonać ludzkość. Był to skok nad przepaścią bez dna… Dokładnie skoki były dwa, pierwszy w XIV wieku, gdy zapanowała „czarna śmierć”. Europa została zredukowana o jedną trzecią populacji, wtedy pierwszy raz ludzkość stanęła przed groźbą kresu swego istnienia. Ludzie poczuli prawdziwy strach, nie ten dotyczący śmierci jednostki, lecz strach, który towarzyszy możliwości śmierci całego gatunku.
Ten skok się udał, po XIV wieku nastały lata pokoju, ludzkość zrozumiała, że musi się trzymać razem, by przetrwać. Mijał czas, cywilizacja się rozwijała (czy raczej jej początki), średnia długość życia się wydłużała. Granice między ludźmi były coraz mniej widoczne, zbliżał się czas, gdy nie było „nas” i „ich”, a nastałoby „my wszyscy”. Świat zbliżał się do doskonałości… Jednak… ludzie nie. Byli tacy, którzy nie chcieli zmienić swoich poglądów na pewne sprawy. Nie interesowało ich, że cały świat czci tych samych bogów. Nie obchodziło ich, że wszyscy chcieli żyć w spokoju. Ich jedynym argumentem do rozpoczęcia wojny był fakt, że ktoś miał większą zawartość melaniny w skórze. Był to dla nich powód do tworzenia miejsc, do których osoby o innym kolorze były wywożone, a następnie tępione… Jeden po drugim…
Polska znajdowała się pomiędzy krajami, które wojnę rozpoczęły. Została podzielona, a następnie stłamszona na kilka lat. Tutaj nastąpił cud. Przywódcy obu krajów, które rozpoczęły rzeź, zmarli w swoich pałacach dokładnie 27 lipca 1943 roku. Przyczyny śmierci nie zostały odkryte, jednak ten biedny kraj (jakim była wtedy Polska) wykorzystał okazję. Podziemne wojsko zwane Armią Krajową zerwało ludzi do powstania. Powstanie zmiotło okupantów, w ciągu 72 godzin powstańcy opanowali większość terenów krajów okupanckich. (Co nie było trudne, bo panował w nich totalny chaos). Polska zyskała takie wpływy, że w roku 1945 zjednoczyła całą Europę pod biało-czerwoną flagą (drogą dyplomacji). W ten sposób stała się drugim najpotężniejszym mocarstwem na świecie.
Teraz wrócę do tematu pracy. Drugim skokiem, jaki miała wykonać ludzkość, był rok, 1950, gdy powstała firma Tetrra Earth. Był to jednocześnie rok, w którym Stany Zjednoczone po raz pierwszy użyły broni nuklearnej. Wtedy też korporacja ogłosiła całemu światu, że w ciągu trzydziestu lat opracuje technologię, dzięki której na świecie zapanuje pokój. Udało się. Oczom ludzkości ukazał się Ramenedes, urządzenie zdolne do kontrolowania energii na całym globie. Po załadowaniu było w stanie sparaliżować całą broń nuklearną na świecie. Tamtego dnia ludzkość zrobiła skok i robi go do dziś… Ludzie podzielili się na tych, którzy czczą urządzenie, zupełnie jakby było darem od bogów, inni zaś żądają jego natychmiastowego zniszczenia. Boją się, że dzięki niemu Tetrra Earth zyska władzę nad światem (co rzeczywiście się stało). Firma co najmniej raz w roku dokonywała odkrycia, które zmieniało styl życia ludzi. Telefon, komputer, Internet, technologia dotykowa, holograficzna, reaktory cząsteczkowe, tlenowe, dwutlenkowo-węglowe, fuzyjne, prędkość 90% światła… Skok trwa, lecimy nad przepaścią. Jak daleko jesteśmy od krawędzi? Dolecimy? Jeśli tak, to dzięki komu i w jaki sposób?
„Perge quo sine respectu post nos”
Idziemy przed siebie, nie patrząc, co mamy za sobą
dr Ernest ManuaRozdział I
# Dziewiętnastoletni mężczyzna o krótkich czarnych włosach, brązowych oczach i dwóch metrach wzrostu biegł w pośpiechu na lotnisko. Miał niedbale zapięty mundur wojskowy oraz mały plecak. Minął kilka kapliczek Zeusa, Demeter, Hery i Hermesa. Mimo tak rozwiniętej techniki i niemal zerowej awaryjności ludzie nadal boją się latać. Widać to po kolejce ciągnącej się do kapliczek. Chłopak minął sklepiki, kilka fast foodów, bezdomnego z tabliczką Koniec jest bliski i dobiegł do bramki.
– Zdążyłem?! – zapytał zadyszany.
– W ostatniej chwili… Cel podróży? – zapytał ochroniarz
– Nowy Jork – odpowiedział, czując ulgę, że dobiegł na czas.
– Chodziło mi o to, czy rozrywka, czy biznes.
– Sprawy wojskowe.
– Mhm… Czy ma pan przy sobie jakieś niebezpieczne narzędzia? Narkotyki? Broń?
– Yyy… Nie.
Chłopak przeszedł przez bramkę i nagle rozległ się piskliwy dźwięk. Puknął się w czoło i wyjął zza pleców miecz. Nie jest przyzwyczajony do rozstawania się ze swoją bronią, jedną z ostatnich pamiątek rodzinnych, dającą mu wielkie poczucie bezpieczeństwa w otaczającym świecie.
– Jak można zapomnieć o broni? Pan leci samolotem!
– Wie pan, jak to jest… Zresztą mam na niego papiery i mogę go zabrać na pokład jako żołnierz.
– No dobrze, proszę jednak uważać z tym mieczem.
– Czemu niby? Ludzie na co dzień chodzą z bronią, paralizatorami, kijami, mieczami, nożami, tasakami, kawałkami desek…Biorą wszystko, co im wpadnie w ręce! Widziałem kiedyś, jak chłopak używał do samoobrony miksera! Czemu miałbym więc chować mój miecz?
– Panie, pan pierwszy raz lecisz samolotem?
– Tak – odpowiedział, przekładając ostrze przez plecy. Było ono cienkie i kształtem przypominało samurajskie ostrze o czarno-niebieskiej rękojeści.
– Widać, panie… Paclan – powiedział kwaśno strażnik, patrząc w dokumenty. – W samolotach obowiązują ciut inne zasady niż na ziemi, ludzie się boją wszystkiego.
– Phi, od ośmiu lat nie było żadnego wypadku. Do dziś nie wiem, dlaczego nie mogę polecieć za granicę autem.
– Wyobraża pan sobie miliony aut w powietrzu w tym samym czasie?! To by była tragedia! Na szczęście żaden nie może lewitować wyżej niż trzy metry… Dobrze, panie Paclan, samolot zaraz odlatuje. Życzę miłej podróży w imieniu Tetrra Earth.
Chłopak skierował się w stronę samolotu, a po chwili wsiadł na jego pokład. Zajął swoje miejsce i czekał na start.
– Dziękuję za skorzystanie z linii lotniczych Tetrra Earth. Czas trwania lotu to około dwie i pół godziny. Puścimy w tym czasie film, a w słuchawkach leci muzyka zależnie od upodobań – usłyszał z głośników.
Odchylił lekko siedzenie i zasnął, myśląc o tym, co zostawia za sobą i co go czeka. Myślał o korporacji Tetrra Earth, której produkty i usługi są wszędzie. Myślał o tym, co jest prawdziwe, a co jest tylko iluzją. Robił to często, nie tylko dlatego że szybciej w ten sposób zasypiał. Niemal przy każdej okazji zastanawiał się nad światem, w którym żył.
# Mężczyzna po trzydziestce chodził niecierpliwie koło sali porodowej, z sali było słychać głośne krzyki i płacz. Zielonooki mundurowy usiadł na ławce obok ponurego mężczyzny. Obaj mieli na sobie typowe mundury wojskowe, o prostym czarnym kroju, w białe wzory, z logo Tetrra Earth na piersi. Symbole oddziału, do którego należeli, nie były w tej chwili widoczne.
– Denerwujesz się?
– A ty byś się nie denerwował? Co zrobimy jak…
– Nie: co zrobimy, tylko co ty zrobisz. Ale o nic się nie martw. Doktorek o wszystkim pomyślał. Wiesz, jak tego używać. Nie po to zostaliśmy wybrani, byś teraz się wycofywał. Poza tym ty to wszystko zacząłeś.
Drugi mężczyzna nie miał czasu odpowiedzieć. Jego uwagę skupił lekarz, który wyszedł właśnie z sali porodowej.
– Udało się, ma pan bliźniaki – rzekł radośnie.
Obaj wojskowi spokojnie weszli do sali. Mężczyzna o pięknych zielonych oczach podniósł swą córeczkę i przytulił do siebie. Tak bardzo płakała. Wpatrywał się w nią przez chwilę z uśmiechem, a następnie zaczął szukać wzrokiem drugiego dziecka. Stał nad nim mężczyzna w garniturze. Po chwili wyjął krótkofalówkę i powiedział:
– Ogłaszam kod cztery, ogłaszam kod cztery…
Po czym wziął dziecko i wyszedł z sali.
– Ej! Oddaj mi moje dziecko! – krzyczała kobieta.
Lecz jej mąż zamiast go powstrzymać, upewnił się, że nikogo nie ma w sali, a następnie dotknął palcem czoła żony. Oboje zamarli w milczeniu. Po chwili mężczyzna oderwał dłoń i położył się obok kobiety.
– Ładną mamy córeczkę, prawda? Nasze… je… Jedyne dziecko.
# W tej samej chwili młody, dwudziestojednoletni mężczyzna obudził się z krzykiem. Zasłonił sobie twarz poduszką i zrzucił kołdrę. Wymacał na oślep przeciwsłoneczne okulary i założył je na oczy. Poprawił czarne długie włosy i zaczął się rozciągać. Jego pokój był dosyć mały: łóżko, regał z książkami, zlew i cyfrowa rama wybierająca losowo zdjęcie co pięć minut.
– Znów koszmary, obiekcie pierwszy? – zapytał głos przez głośniki.
Chłopak wstał, założył czerwoną koszulę i zaczął myć zęby…
– Znów ten sen? Pierwszy? Proszę o odpowiedź.
– Wiesz, że nie lubię, jak tak do mnie mówisz, doktorku.
– Jesteś moim najcenniejszym skarbem, jesteś dla mnie niczym syn, którego nigdy nie miałem…
– Swojego syna też byś trzymał kilometry pod ziemią? – rzucił chłopak z przekąsem.
– Lazarusie…
Lazarus założył jasne bojówki i czarny płaszcz, jak zwykle nie zapinając go. Spojrzał w malutką dziurkę w suficie.
– W końcu! Zapamiętaj, że po coś mam imię… Jedyne, co mi zostało – usiadł na łóżku, spojrzał na budzik. – Mamy sześć minut na rozmowę, doktorku, potem nie będzie tak prywatnie.
– Znów ten sen, Lazarusie? Opowiedz mi o nim coś więcej
– Co tu mówić? Śniło mi się to, co nie powinno.
– Przeszłość?
– Tak.
# Jeremiego wybudziło bardzo mocne szarpnięcie, po którym uderzył twarzą o przednie siedzenie.
– Auuu!
– Tu kapitan. Szczęśliwie dolecieliśmy do Nowego Jorku. Życzę miłych wrażeń i zapraszam do ponownego skorzystania z usług Tetrra Earth.
Chłopak wyszedł z samolotu i odebrał swój bagaż. Przełożył miecz przez plecy i ruszył terminalem. Lotnisko było ogromne i pełne ludzi. Czuł się zagubiony, nigdy nie widział tylu osób naraz w jednym miejscu. Wiedział tylko tyle, że ktoś będzie na niego czekał.
Lecz nikt go nie poinformował, kim jest ta osoba ani jak wygląda. W pewnym momencie poczuł, że ktoś puka go w ramię. Gdy się odwrócił, zobaczył młodą piękną dziewczynę w wojskowym mundurze, czarnym z białymi wzorami i logo na piersi. Kobieta miała brązowe włosy spięte w kitkę oraz lśniące szmaragdowe oczy. Była niższa od Jeremiego o głowę.
– Ty jesteś Jeremiasz Paclan? – zapytała po prostu.
Zauroczony jej urodą, nie był w stanie wykrztusić słowa. Zrobił się czerwony na twarzy i nie odrywał wzroku od przybyłej.
– No? Pytam się ciebie o coś.
– T… Tak, mów mi Jeremi.
– Witaj, jestem Joan Fox. Witamy w Kronosie.
– Nie jesteś za młoda na agentkę?
Dziewczyna spojrzała na niego wściekłym wzrokiem, złapała go za kołnierz i podniosła z niewyobrażalną siłą, która go przeraziła.
– Sugerujesz coś, nastoletni byczku?!
Jeremi chwilę zbierał myśli.
– N… Nie, chodzi mi o to… Znaczy… Od ilu lat jesteś w wojsku, skoro w tak młodym wieku masz tak wysokie stanowisko?
Joan puściła chłopaka, a następnie pokazała mu, by szedł za nią.
– Jestem w wojsku od pięciu lat, a w Kronosie od czterech…
– Cóż, ma się tyle lat, na ile wygląda – odpowiedział, wychodząc z lotniska.
– A na ile wyglądam? Bo ty na szesnaście.
– Mam dziewiętnaście. Ty wyglądasz na… Dwadzieścia? – zaryzykował chłopak, jednocześnie zakrywając twarz na wypadek ciosu.
– Blisko – powiedziała dziewczyna i zagwizdała.
Na ulicy pojawił się wojskowy jeep prowadzony przez amerykańskiego żołnierza. Jego twarz zasłaniała chusta koloru khaki oraz ciemne okulary. Joan i Jeremi weszli do tyłu, po czym samochód ruszył.
– A teraz, Jeremiaszu, powiedz mi, co wiesz na temat tego, gdzie jedziemy, twoich obowiązków oraz tego, jak długo tam będziesz.
– Hm… Tak naprawdę wiem jedynie, że będę w tej bazie pół roku na próbę. Potem zadecydują, czy mnie przyjąć na stałe czy nie.
– A obowiązki? Informacje o bazie?
– Nic.
– Ech… – westchnęła, krzywiąc twarz. – No to słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać po raz drugi – zastrzegła ostro.
Obecnie jedziemy do tajnego ośrodka Tetrra Earth, który jest nadzorowany i chroniony przez Oddział Specjalny „Kronos” składający się z…
– Przepraszam, że przerywam, ale czy to nie są tajne informacje? – Jeremi wskazał na żołnierza kierującego pojazdem.
– A… Spokojnie, to tylko robot.
– Robot?
– Tak, a teraz daj mi skończyć. Wspomniałam, że ośrodek jest tajny i dobrze schowany przed światem. Zanim wejdziesz do miejsca, w którym spędzisz najbliższe pół roku, przejdziesz krótkie szkolenie z generałem Bogumińskim.
– Tym Bogumińskim?!
– Tak, tym… Daj mi skończyć – warknęła zirytowana dziewczyna, zaciskając mocno pięść. – Przejdziesz krótkie szkolenie, a następnie poznasz naukowców pracujących przy projekcie „Damokles”: doktora Ernesta Manua, założyciela projektu, oraz same obiekty badawcze. Będziesz widział rzeczy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego: niesamowite wynalazki, niesamowite stworzenia oraz calusieńki projekt „Damokles”. Oczywiście jakikolwiek wyciek informacji jest karany natychmiastową śmiercią.
– Czym jest ten projekt? – Jeremi głośno przełknął ślinę.
– Dowiesz się na miejscu. Jeszcze z dziesięć minut drogi.
– Ej… Zaraz, powiedziałaś, że poznam obiekty badawcze? To są ludzie?!
– Bystry jesteś.
– Przecież eksperymenty na ludziach są nielegalne, grożą za nie…
– Myślisz, że czemu ten ośrodek jest tajny i sprawuje nad nim opiekę Kronos? By nie przekroczono granicy etycznej i dla ochrony badaczy. Będziesz miał jeden obiekt badawczy pod opieką i na wychowaniu, ale reszty też pilnujesz.
– Mówisz tak, jakby były to najniebezpieczniejsze osoby na świecie. „Chronić badaczy”, „wychowywać”? Wychowuje się dzieci… Nie mów mi, że tam są dzieci!
Zielonooka rozpięła mundur. Chłopak zrobił się lekko czerwony, widząc, że pod spodem ma tylko biały podkoszulek. Lecz zaraz jego uwagę skupiła blizna. Wyglądała tak, jakby dziewczyna… została przebita na wylot w kilkunastu miejscach. Punkty były małe, lecz widać, że zagoiły się niedawno.
– I dzieci, i dorośli. I żebyś się nie zdziwił: wśród nich jest dziecko, które mi to zrobiło – odpowiedziała, pokazując blizny. – Na szczęście to był przypadek, lecz gdy dostają napadu szału, robi się nieciekawie…
– Co to ma być?
– Nie mogę ci teraz powiedzieć, dowiesz się na miejscu ze względów bezpieczeństwa. Sama mówię do nich po prostu „obiekty badawcze”, a nie po imionach.
– A ty masz kogoś przypisanego?
– Tak.
– Też jest niebezpieczny?
– Z nim jest inna historia, ale dowiesz się wszystkiego na miejscu, Jeremiaszu.
– Mów mi Jeremi.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, po czym zapięła mundur.
# – A kiedyż to przyjedzie ten nowy? – zapytał stary generał.
Jego twarz wręcz mówiła: „Pochodzę z Rosji i zabijam jednym ciosem dłoni”. I rzeczywiście, mężczyzna ten zasłynął z wielu działań bitewnych oraz tego, że wściekły wyrwał właz czołgu. Kiedyś też, gdy zaciął się jego karabin laserowy, rzucił nim, zabijając kilku wrogich żołnierzy. Jego obecność na polu walki powodowała, że w sercach sojuszników pojawiał się duch walki, a w przeciwnikach – strach i zwątpienie. Obecnie, mimo podeszłego wieku, nadal był najbardziej szanowaną osobą w armiach wszystkich państw. Zawsze nosił mundur: czy spał, czy biegał, czy ćwiczył. Zdejmował go jedynie w piątek wieczór, gdy wraz z wnuczką zapraszał gości i urządzał przyjęcie. Z pochodzenia Rosjanin, czuł się jednak silnie związany z Polską oraz Stanami Zjednoczonymi, w których wychowała się jego wnuczka. Za zasługi zaproponowano mu udział w wyborach prezydenta Polski po wojnie. Wygrał z druzgocącą przewagą, mimo to zrezygnował po dwudziestu czterech godzinach, mówiąc historyczne słowa: „Aż no by, psia jego mać, strzelił tą papirologię!”.
– Już jedzie, generale – odpowiedział żołnierz stojący za dowódcą.
– Prześwietnie! Noah? A jak tam mają się nasze chłopaczyska? Bo wczoraj jakoś mizernie wyglądali po tej wódce. A samemu jak się czujesz?
– Dwóch dalej śpi, jeden wylądował w naszym szpitalu. A ja obudziłem się na powierzchni… W samych slipkach… Na szczycie komina fabrycznego… W sąsiednim mieście… – powiedział z zażenowaniem.
– Cienkie ta wasza chłopaczyska! Moja wnuczka Brygida ledwo dwadzieścia osiem wiosen ma, a już łeb mocniejsza niż pół ta baza razem!
– Mogę o coś zapytać?
– Wal.
– Czy kiedykolwiek, generale, zdarzyło się panu upić?
Stary mężczyzna pogłaskał swoją siwą brodę oraz wąsy. Zastanowił się chwilę, po czym wypalił:
– Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek się urżnął. Jak już, to za lat młodych, gdy ja na Syberii mieszkał i nic poza bimber pić nie można było.
– Ale jak to?
– A no, bo wszystko inne w pizdu marzło.
# Jeep zatrzymał się na środku pola pszenicy.
– Wysiadamy! – ogłosiła dziewczyna, otwierając drzwi.
Chłopak zabrał swoje rzeczy, a auto odjechało, zostawiając ich pośród zboża.
– I gdzie ta baza? – zapytał Jeremi, rozglądając się dookoła. Nie widział nic poza pszenicą, pojedynczym drzewem, niebem, piękną Joan i czarną ziemią.
Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni munduru małą kartkę przypominającą wydruk z bankomatu i wbiła w ziemię. Po chwili kartka wsunęła się w ziemię, a kilka metrów dalej zaczął wyrastać kilkumetrowy walec.
– Przynosisz mi szczęście, nigdy nie mogę trafić w czytnik, a teraz mi się udało za pierwszym razem – powiedziała Joan, otwierając drzwi windy z logo Tetrra Earth, złożonym z czterech symetrycznych deltoidów: czerwonego, niebieskiego, zielonego oraz białego. Winda była bardzo nowoczesna, w kolorze połyskującego srebra, a wewnątrz niej znajdowały się ściany z luster.
– Ile w dół? – zapytał Jeremi, rzucając swoje rzeczy na podłogę.
– Piętnaście kilometrów.
Chłopaka zamurowało. Wytrzeszczył oczy i spojrzał na dziewczynę.
– Ile?
– Piętnaście kilometrów.
– Czym tam oddychacie?
– Sprowadzanie tlenu na taką odległość byłoby nieopłacalne, dlatego powietrze, które wydychasz, trafia do specjalnego filtra. Tam dwutlenek węgla jest rozbijany na cząstki węgla i tlen. Tlen jest zwracany do nas, a węgiel w postaci kostek przechowywany i raz na jakiś czas sprzedawany kolekcjonerom. Wszędzie są napędy na reaktory fuzyjne.
– A jedzenie?
– Dostawy zwierząt raz na pół roku, ale od tego jest inna winda. Woda jest filtrowana z jeziora – nie ma czystszej wody na ziemi niż tu.
– A ile tam pracuje osób?
Winda się zatrzymała. Gdy drzwi się otworzyły, oczom Jeremiego ukazała się gigantyczna hala.
Miała około pięćdziesięciu metrów wysokości i była w kształcie ogromnej kuli. W jej centrum znajdował się potężny komputer po sam sufit, z którego zwisały kable i rozchodziły się chyba do każdego miejsca. Po całej hali, między mnóstwem stołów, biegało ponad sto osób w kitlach, notując coś, mieszając i bezustannie biegając. Czasem rozlegał się wybuch i głośne okrzyki wściekłości. Joan wskazała na jedne z kilkunastu żelaznych wrót wokół tej hali.
– Równo tysiąc, wśród nich naukowcy, żołnierze, agenci Kronosa oraz obiekty badawcze. Chodź, pokażę ci, gdzie mieszkasz – powiedziała, lekko ciągnąc chłopaka za ubranie. Oboje przeszli przez wrota, za którymi ukazał się kręty korytarz z drzwiami ponumerowanymi nie po kolei.
– Ty mieszkasz tutaj, w trzysta osiem. Generał chce cię widzieć dziś w dwieście sześć, a ja mieszkam w trzysta siedem.
Jeremi rozejrzał się po sąsiednich drzwiach z numerami sześćdziesiąt cztery i sto jedenaście.
– To zaproszenie? – zapytał, lekko się uśmiechając.
– Nie… Jak zobaczę cię w moim pokoju, to zamorduję – po tych słowach dziewczyna uśmiechnęła się szyderczo i odeszła.
Chłopak otworzył drzwi do swojego nowego pokoju. Było to małe pomieszczenie o zielonych ścianach, wyposażone w kilka mebli: łóżko, szafę i kilka półek. Przybyły wypakował swoje rzeczy, a następnie powiesił miecz nad łóżkiem. Nie wiedział, po co i kiedy ktoś wbił dwa gwoździe w ścianę, lecz teraz stanowiły idealny wieszak na jego broń. Poza ubraniami i mieczem zabrał ze sobą jeszcze tylko bambusowy zwój, który również powiesił nad łóżkiem. Widniały na nim słowa, które wypowiedział kiedyś do niego ojciec:
– Nieważne, co uważają inni, ważne, co uważa twoja dusza.
„Wszystko gotowe – pomyślał. – Niewiele się ten pokój różni od mojego”.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
– Tak?
Do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna o dziwnie jaskrawych niebieskich oczach oraz spiętych w kitę brązowych włosach. Mimo iż nie wyglądał na zbyt rozmownego i towarzyskiego, zdawał się dość sympatyczny.
– Jestem Seweryn Ghost, kapitan Kronosa. Będziemy razem pracować przy naszych obiektach. Teraz pójdziesz ze mną, generał chce cię widzieć. Jego gabinet jest w pokoju dwieście sześć, czyli między trzysta dziewięć a dwieście. Nastolatek natychmiast złapał elektroniczny klucz, zamknął pokój i ruszył za mężczyzną.
– Po cholerę ci ten miecz?
– Nigdzie się bez niego nie ruszam.
– Odłóż go, przyda ci się, jak będziesz się opiekował naszymi przyjaciółmi. Teraz do gabinetu generała.
– Ehhh… Jak chcesz.
Chłopak czuł się trochę dziwnie bez swojej broni. Jednak w obecności towarzysza miał dziwne wrażenie bezpieczeństwa, więc po chwili skupił się na rozmowie.
– Joan cię wprowadziła w szczegóły? – zapytał go agent, gdy minęli kolejny korytarz.
– Nie. Wiem tylko tyle, że to bardzo niebezpieczne osoby.
– To prawda. Z powodu głupiego przypadku straciliśmy dwóch agentów, a ona została ranna.
Jeremi przypomniał sobie ranę, jaką dziewczyna pokazywała mu w aucie.
– A ty mnie wprowadzisz w szczegóły? – zapytał, czując dziwne dreszcze na całym ciele, a w szczególności przy sercu.
– To tutaj! Ja nie mam czasu na pierdoły. Zresztą spotkamy się jutro w pracy, to wszystko sam zobaczysz. Teraz żegnam. Idę do Artimenera.
– Do kogo?
– Zobaczysz jutro. Miłego sprzątania.
– Co? Yyy… Cześć. – Jeremi wziął głęboki oddech i wszedł do pokoju numer dwieście sześć. Plakietka na drzwiach głosiła: „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony. Nie dotyczy: piątek od 18:00 i sobota do 18:00”. – Jeremi Paclan melduje się na rozkaz – powiedział cicho.
Generała Bogumińskiego znał tylko z opowiadań i książek do historii.
– Siadaj! Co będziesz stał jak ta pinda pod murem – odpowiedział jego autorytet i wyjął małą żółtą teczkę z danymi nastolatka.
– M… Miło mi… pana poznać – wyjąkał zdumiony przybysz.
– Mnie ciebie też, młodziaku. Mam nadzieję, że głowę masz mocnawą! Bo te chłopaki, co tu są, to proszę ciebie… Słabizna!
– Nie rozumiem.
– Wódka! Wódka! Rozumie? Napoja bogów, serum młodość, rozumie?
– No… Nigdy nie próbowałem…
– Co?! Lat naście i nie próbował nigdy… Skandal!
– Nie! Ja próbowałem, ale nigdy w takiej ilości, panie generale.
– Nie charaszo, nie charaszo… Ale spokojna twoja! Już ja cię tak wyćwiczuję, że w ciebie będą lać na torturach wódkę i oni będą mówić „Na bogów!”. A ty im na to: „Dawaj więcej!”. Heh… Stare czasy.
– Yyy… Generale, ja tu przyszedłem na szkolenie.
Mężczyzna podrapał się po siwej brodzie i po chwili sobie przypomniał.
– A! Szkolono! Stań no tam pod ścianą!
Wskazał palcem na niebieską ścianę naprzeciwko. W gabinecie znajdowało się tylko biurko oraz potężna szafa. Gdy tylko chłopak stanął we wskazanym miejscu, natychmiast zrobił unik przed lecącą w jego stronę pustą szklaną butelką. Ta roztrzaskała się o ścianę obok jego głowy i zasypała kawałkami szkła pół podłogi.
– Psia mać! Za pierwszym razem! – krzyknął generał i natychmiast zaczął notować. – Jesteś tak niesamowity, jak ja myślu!
– Co to było?! – krzyknął zdziwiony Jeremi, ostrożnie się prostując.
– Jak to cio? Sprawdzał ja twą zręczność i jesteś zwinny jak głodny tygrys biały.
Chłopak nie wiedział, co go czeka dalej, więc uważnie obserwował każdy ruch generała. Ten zawzięcie notował coś w karcie chłopaka, a następnie sięgnął pod biurko. Jeremi natychmiast rzucił się na podłogę.
– Jeremi? Twoja zdrowa? – zapytał Bogumiński, pokazując pieczątkę.
– Y… Bo ja ten… Nieważne… – wyjąkał chłopak, podnosząc się spomiędzy szkła. Generał przybił pieczątkę i wskazał młodzieńcowi krzesło.
– Powiedzu mi, kogo byś bardziej lubił?
– Nie rozumiem…
– A to łachudry leniwe… Na mnie cały nieporządek… Charaszo, słuchaj, jak pewnie wiadomo ci, tu są prowadzone eksperymenta na ludziach. No i jest ich siedmioro. I chodzi o to, że kilka dni temu zdarzyło się… Y…
– Wypadek?
– Ta! To się stało! I dwóch naszych agentów, ni przeżyli. Jeden został zmasakrowany na miejscu, a drugi zginął po mękach, w hospitalu. Jego ciało, straszna, ni chciał ty tego widu.
– A powie mi ktoś w końcu, czemu są tacy niebezpieczni?
Generał spojrzał się na Jeremiego.
– Ale ja dziś nie pił, Jeremi, więc nie braj mnie za majaczenie.
– Spokojnie, jestem już chyba przygotowany na wszystko.
– Ich imiona to Lazarus, Artimener, Alva, Neils, Refraktor, Roman oraz Frei. I ich wyjątkowość na tym, iż bo są jedynymi, którzy przeżyjo podanie strzykawki Damokles, a plusem tego jest…
– Tak?
– Oni mają moce, Jeremi, potężna moce. Oni ich tu mają, by na nich robić eksperymenta i ustrojstwa nowsze budować. Cało to strojstwo, przez samoloty, co chodzą… Tfu! Samochody, co latajo, elektroniczno protezy, ludzie po lata sto siedemdziesio żyjo, wsio! Wsio to lata eksperymenta na tej grupce.
Chłopak nie wiedział, co powiedzieć. Przez chwilę gapił się na generała.
– Ale jak to moce? – zapytał cichym głosem. – Tak jak w komiksach? W mandze? W filmach?!
– Da! Da! Idealnu! Jeden to szybki tak jest, że radary buchają. Jeden to potrafi w snach przyszłość widzieć. Kolejny potrafi władać tą… No… Graw… Graf… No, że wie… To Newton odkrył!
– Grawitacja? – zapytał chłopak, mając nadzieję, że się myli.
– Ta! Kolejnego mocy nie za bardzo umiem, bo… A zresztą doktorki ci wytłumaczą.
Jeremi dalej wpatrywał się w generała, niewiele rozumiejąc.
– A jak my ich mamy pilnować, skoro oni są w stanie to wszystko rozwalić w drobny mak?
– To wszystko jeszcze w pizdu nie poszło, bo po to jesteście wy! By z nimi rozmawiać. Wy nie macie ich pilnować krok w krok albo pałą przez krzywy ryj. Tylko pilnować ich, o tu… – powiedział, pukając się w czoło.
– W sensie… wychowywać?
– Tia… A teraz mieliśmy ci wybrać tego no… ucznia.
– A jak doszło do tego wypadku, w którym zginęło dwóch strażników?
Generał wzruszył ramionami.
– Mnie tam nie było, niech ci Sewek powie, on pannę Joan ratował. Ale dość już o tym, wybierz sobie Neilsa albo Freia.
– Ale ja ich nie znam – powiedział Jeremi.
– Problemy… – generał wyjął z kieszeni monetę. – Jak reszka to Neils, a jak orzeł to Neils.
– Yyy… Panie generale, czemu na obu stronach jest Neils?
– Bo jak stanie na kancie albo zawiśnie na suficie, to oczywiste chyba, że Frei! Cóż za maruda! – powiedział i rzucił. Moneta odbiła się od sufitu i spadła na podłogę, gdzie stanęła pomiędzy dwoma kawałkami szkła.
– Na kancie, czyli Frei – oznajmił mężczyzna, notując w teczce. Po chwili wręczył ją chłopakowi, a ten wstał i ruszył w kierunku drzwi.
– A wasza gdzie?! – krzyknął dowódca.
– Do pokoju, panie generale.
– Tam jest miotła i jedziesz mi to szkło, co rozdupiłeś!
– Ja?!
– Gdyby butla na twej twarzy się rozbiła, nie musiałbyś teraz szorować! No, do roboty!
# Widok z balkonu był imponujący. Wielka przestrzeń, góry oraz piękny zielony las. Lecz cały urok zabijał fakt, iż była to tylko ogromna tapeta nałożona na ściany jaskini. W ten sam obrazek od kilkunastu lat wpatrywał się codziennie Lazarus. Nikt nie wiedział, co wtedy myśli, rzadko komu odpowiadał, nie jadł, nie reagował.
Nawet kiedy obok niego zginęło dwóch strażników, zorientował się dopiero wtedy, gdy oderwał wzrok od szyby. Zawsze siedział na fotelu w pozycji lotosu i przez swoje przeciwsłoneczne okulary obserwował.
Właśnie ktoś podszedł do niego i przysiadł obok. Młody chłopak o krótkich czarnych włosach i dziecinnej twarzy. Lazarus zatopił spojrzenie w niesamowitych oczach chłopaka. One jedynie mogły go wyrwać z wewnętrznego świata i rozmyślań o wolności. Zawsze fascynowały go jego oczy. Zmieniały barwę cały czas, najmniejszy ruch głową powodował przebarwienie tęczówek.
– Po co tu przyszedłeś, Frei? – zapytał, nie odrywając spojrzenia od jego niezwykłych oczu.
– Muszę się komuś wygadać, a ty nigdy nie słuchasz, więc wydałeś mi się idealny – odpowiedział przybyły, próbując przybrać tę samą pozycję co Lazarus, lecz skończyło się to wywróceniem na plecy.
– Specjalnie dla ciebie mogę udawać, że nie słucham.
– Dziękuję. Wiesz… Nie panuję nad mocą, nie chcę jej. Chciałbym wrócić do domu.
– Myślisz, że to takie proste? Jesteśmy bardzo dobrze pilnowani, a nie panując nad mocą, nie uciekniesz stąd. Zginiesz w kilka minut na wolności lub jeszcze w bazie.
– Ja nie chcę stąd uciekać, nie chcę mordować, chcę stąd tylko wyjść.
– Nie wypuszczą cię, więc jedyną drogą jest ucieczka, bo nawet z twojego martwego ciała będą mieli pożytek. Jesteś dla nich zbyt cenny, „pomyśl o korzyściach płynących z eksperymentów!”, jak zawsze potarza doktor Manua.
– Tak? To dlaczego jeszcze nie uciekłeś, skoro jesteś do tego taki chętny?
Lazarus spojrzał na chłopaka i pokazał mu swoje dłonie.
– Ty przynajmniej wiesz, jaką masz moc, umiesz kontrolować grawitację. No, może jeszcze nie umiesz do końca, ale władasz nią. Ja nie wiem, jaką mam moc, a naukowcy nie chcą mi powiedzieć. Albo sami tego nie wiedzą! Idioci! Gdybym tylko wiedział, to w kilka godzin opracowałbym plan, JAK stąd nawiać. Zabrałbym wszystkich! A potem rozwalił całe Tetrra Earth za zrujnowanie życia.
– To już wiadomo, dlaczego nie chcą ci tego powiedzieć – powiedział sarkastycznie chłopak o zmiennych tęczówkach.
– Możesz mi pomóc i opracujemy jakiś plan razem.
– Nigdy… Wolałbym zginąć, niż skrzywdzić innych ludzi – odpowiedział Frei i wstał, lecz Lazarus złapał go za nogawkę.
– Nie chcesz robić krzywdy ludziom, którzy porwali cię z domu trzy miesiące temu? Ja z chęcią zabiłbym każdego, kto jest odpowiedzialny za to, że dwadzieścia jeden lat temu zabrali mnie w dniu narodzin. Bo to nie byli ludzie, tylko zwierzęta.
Frei nie wiedział, co powiedzieć.
– Nawet nie wiem, jak mam na nazwisko, nigdy nie widziałem ani rodziny, ani swojego domu… I w dniu, kiedy będę uciekał, zapytam ciebie, czy nie zechcesz się do mnie przyłączyć.
– A co dalej?
– A dalej chcę… stworzyć idealny świat…
– Skończ z tymi bzdurami, Lazarus, bo już nie mogę słuchać – odpowiedział mężczyzna, który zjawił się za Freiem. Miał wesołą twarz nastolatka, czarne krótkie włosy i przerażająco białe oczy. Nie było w nich ani tęczówek, ani źrenic. Czysta biel. Chłopak wyglądał identycznie jak jego brat bliźniak, który szedł tuż za nim. Obaj byli ubrani tak samo: w czarne bojówki i białe koszulki. Odróżnić dało się ich tylko po charakterze. Jeden był zawsze spokojny i poważny, natomiast drugi zawsze uśmiechnięty i skory do żartów.
Lazarus wstał i stanął naprzeciw chłopaka. Byli podobnego wzrostu i spojrzeli sobie w oczy. Frei, o głowę niższy, odsunął się lekko, przeczuwając kłopoty.
– Masz jakiś problem z moimi poglądami na świat i jego przyszłość, Refraktorze Daqquere?!
– Taki, że zachowujesz się jak niedorzeczni rodzice. Wciskasz trzynastolatkom religię do głowy, Lazarusie bez nazwiska!
– To nie religia, a poza tym co ci się nie podoba? Ty i twój brat nigdy nie narzekaliście, gdy wam opowiadałem o moich planach doskonałego świata.
– Tak, bo plan jest świetny i godny podziwu, ale masakra, jaką chcesz przy tym zrobić, jest przerażająca. Można to zrobić inaczej, bez tylu ofiar.
– Skoro nie wymyśliłem nic innego, to nie ma innego sposobu. Podanie szczepionki Damokles każdemu człowiekowi uczyni świat pięknym, idealnym. Każdy będzie taki jak ty czy Frei! O nieograniczonych możliwościach! Szkoda tylko że szczepionkę przeżywa tylko z dwa procent… Ale cóż! Nie ma rewolucji bez ofiar.
– Wiesz co? Może to lepiej, że cię zabrali i zamknęli tutaj. Na wolności byłbyś cholernie niebezpieczny.
– Ożeż ty…!
Lazarus rzucił się na Refraktora i w okamgnieniu obaj tarzali się po podłodze.
– Zrób coś, Neils! – krzyczał Frei do drugiego bliźniaka, lecz ten tylko oparł się o fotel i wzruszył ramionami.
– Masz za darmo pokaz amatorskich sztuk walki i jeszcze narzekasz? – skwitował.
Po chwili jednak złapał się za policzek i zrobił się czerwony.
– Co to ma być? – zapytał go Frei lekko zdziwiony.
– Efekt uboczny działania naszych mocy na skutek więzi genetycznych.
– Yyy… Mam trzynaście lat, mów do mnie prostym językiem.
– Jeśli Refraktor kuku, to Neils też kuku, jeśli Neils kuku, to Refraktor też kuku. Bo bliźniaki. Zrozumiałeś?
– Aaa… A twój brat nie jest przypadkiem nieśmiertelny? To jak to działa? Obaj jesteście?
– Nie, właśnie przez tę jego moc. Zobacz, on oberwał i rana mu się szybko zagoiła, moja też. Lecz jeśli ja oberwę, to tylko jemu się zagoi.
– Jeny… Kiedy oni przestaną się bić? Zbili już trzy wazony! Agenci! Gdzie są w takich chwilach?!
Neils wskazał na drugi koniec ogromnego pokoju. Pod ścianą stało trzech mężczyzn, uważnie obserwujących walkę.
– Co za…! Dość!!! – krzyknął Frei, machając rękoma. Wszyscy nagle poczuli falę, która przeszła w powietrzu. Obaj walczący zostali wystrzeleni w osobne końce pokoju. Lazarus uderzył w szybę i upadł na ziemię z hukiem, natomiast Refraktor poleciał prosto na agentów i razem z nimi wylądował na podłodze.
– Co za moc… – powiedział Lazarus, wstając powoli z podłogi. – Co za potęga… Niesamowita!
Po tych słowach zemdlał.
# Zadzwonił budzik. Jeremi otworzył oczy i przeciągnął się. Zawadził reką o żarówkę, a ta spadła na ziemię, roztrzaskując się i zalewając pokój ciemnością.
– Już czuję, że to będzie ciężki dzień…
Chłopak wziął ręcznik i ruszył w stronę łazienek.
Po dłuższym poszukiwaniu dotarł na miejsce. Słyszał, że w środku oprócz niego jest ktoś jeszcze. Rozebrał się, założył ręcznik przez pas i wszedł do środka.
– Jeremi?! – krzyknęła Joan, gwałtownie zakrywając się ręcznikiem.
Chłopak stał przez chwilę, wpatrując się w nagie ciało dziewczyny, po czym wziął nogi za pas. Tuż nad jego głową przeleciało coś ciężkiego, nie wiedział co. Z hukiem rozbiło się o ścianę. W głowie miał widok jej wspaniałego ciała. Twarz pokryła mu się purpurą, a w żyłach zawrzała krew. Nagle zobaczył znajomego mężczyznę z papierosem w ustach.
– Ha, ha! Pomyliłeś prysznice?! – zaśmiał się Ghost.
– Eh… Ledwo przeżyłem, Joan o mało mnie nie zabiła.
– W dodatku trafiłeś na Joan… Lepiej się spakuj i uciekaj, męskie łazienki są po drugiej stronie bazy.
– Żartujesz?!
– Nie… Mówię całkiem serio, między pokojami pięćdziesiąt cztery a trzysta trzydzieści trzy.
Nagle dobiegł ich krzyk dziewczyny.
– Jeremi!!!
Chłopak nie czekał, uciekł natychmiast.
„Tak jak myślałem… To będzie ciężki dzień. Jednak… Warto było”.
Zaczął biec w stronę męskiej łazienki, mając w głowie obraz nagiej Joan.
więcej..