Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Obietnica - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Obietnica - ebook

Brian Wild złożył obietnicę. Zamierzał jej dotrzymać kosztem wszystkiego, co posiadał, włączając w to rodzinę. Motorem napędowym jego działań była zemsta. By wymierzyć sprawiedliwość, gotów był podjąć każde ryzyko. Jednak gdy przeznaczenie przejmuje pióro i zaczyna za nas pisać powieść w księdze zwanej życiem, nawet najbardziej misterny, układany latami plan może lec w gruzach. Bywa, że zostajemy pokonani jednym spojrzeniem. Zniewala nas jeden uśmiech, hipnotyzuje gest, niszczy słowo. Świat staje na głowie, a narzędzie zemsty okazuje się naszą zgubą.

Trzeba uważać, jakie obietnice składamy. Kilka słów spowodowanych cierpieniem i gniewem przeobraża się w bombę, która może eksplodować w naszych dłoniach, niszcząc wszystko, na co tak ciężko pracowaliśmy.

"Ewa Pirce przychodzi do nas z Obietnicą niezapomnianych emocji. Ta historia to niezwykle ekscytująca, emocjonująca opowieść o tym, że w życiu lepiej wybaczać niż dać się ponieść goryczy zemsty. Charyzmatyczne postacie, zaskakujące wątki i miłość, która przychodzi w najmniej odpowiednim czasie. Obiecuję Wam, że długo nie zapomnicie o Obietnicy."
Justyna Leśniewicz, Książko, miłości moja

"Powieść Ewy Pirce jest jak rwąca rzeka. Zanurzasz się w nią, tracisz oddech i zostajesz wciągnięty w wir pędzących zdarzeń. Porywa Cię wodospad emocji, a niespodziewane zwroty akcji niczym rozszalałe fale nie pozwalają wydostać się na brzeg."
Martyna Kubacka, autorka książek Bezmyślna i Bez pamięci

"Obietnica to opowieść nieprzewidywalna, pełna tajemnic, w której przeszłość przeplata się z teraźniejszością i nie daje o sobie zapomnieć. Ta historia pozostanie z czytelnikiem na długo, rozszarpie mu serce i sprawi, że nie oderwie się od niej aż do ostatniej strony."
Sylwia Cegieła, portal www.sylwiacegiela.pl

"Ewa Pirce wysyła nas w podróż pełną emocji, namiętności i zwrotów akcji. Jej książka nie jest słodką powieścią o rodzącym się uczuciu między dwojgiem ludzi, ale poruszającą kompozycją, która złamie Wasze serca, a zakończenie sprawi, że będziecie rwać włosy z głowy."
Patrycja Bomba, portal BookParadise

"Obietnica to książka, która serwuje czytelnikowi ogrom emocji. Siedzą w zakamarkach naszych umysłów i czekają na eksplozję. Historia jest tajemnicza, wciąga od pierwszych stron i pędzi jak rozszalały pociąg, którego nie sposób zatrzymać. Pokazuje, że miłość jest silniejsza niż żądza zemsty."
Justyna Lubieniecka, Oczarowana czytaniem

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7889-815-3
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Mad World – Gary Jules

– Widzisz, Brandon, niepotrzebnie wetknąłeś nos w nie swoje sprawy. – Mężczyzna w grafitowym garniturze stał przed obszernym oknem i skanował wzrokiem panoramę miasta.

– W nie swoje sprawy?! Na Boga, ta firma należy do mnie, Thomasie. – Brandon poderwał się z fotela, mocno wzburzony. – Mój ojciec zbudował ją od podstaw, dzięki niej ty i twoja rodzina wiedziecie dostatnie życie. Nie pozwolę ci zrobić tego, co zamierzasz. Nie kosztem niewinnych ludzi. Zdajesz sobie sprawę, ile rodzin straci domy i oszczędności, na które pracowali całe życie?!

Thomas odwrócił się na pięcie i z grymasem wściekłości na twarzy podszedł do wspólnika. Dzieliło ich jedynie solidne dębowe biurko.

– A ty, Brandon, zdajesz sobie sprawę, ile na tym zarobimy?! Taka suma pieniędzy pozwoli nam, naszym dzieciom, a nawet wnukom przez lata pławić się w luksusie. To miliardy, Brandon, do cholery! Nie pieprzone tysiące, o które ty zabiegasz. – Dla podkreślenia swoich racji uderzył dłońmi w twardy blat.

– Nie mamy o czym dyskutować. Nie dopuszczę do tego, póki żyję! Nie zniszczysz tylu istnień tylko dla kilku dolarów. Są ważniejsze rzeczy od pieniędzy, Tom. Nie będziemy bogacić się na czyimś nieszczęściu. W przyszłym tygodniu podpiszemy kontrakt z Rosjanami.

Mężczyzna parsknął i opadł na skórzany fotel.

– Masz dzieci, Brandon… Myśl o nich, do cholery! – ciskał gromy pod adresem partnera w interesach.

– Nie chcę, żeby moi synowie żyli za pieniądze z imperium zbudowanego na krzywdzie innych ludzi.

Mierzyli się gniewnymi spojrzeniami, a pełną ciężkiego napięcia ciszę przerwał dopiero dźwięk telefonu. Brandon wyciągnął komórkę z wewnętrznej kieszeni marynarki. Uśmiechnął się pod nosem, widząc zdjęcie, które pojawiło się na wyświetlaczu.

– Przepraszam na moment – bąknął. – Cześć, synku – odezwał się łagodnym, pełnym czułości głosem, zupełnie innym od tego, którego używał w rozmowie ze wspólnikiem. – Tak, wiem, obiecałem i dotrzymam słowa. Będę w domu za dwadzieścia minut. Powiedz mamie, żeby wzięła coś do jedzenia dla Astona, bo po meczu zamierzam zabrać was w pewne miejsce. I nie zapomnij swojej rękawicy, poćwiczymy rzuty. – Uśmiechał się, słuchając podekscytowanej paplaniny starszego syna. – Też cię kocham, Brian – powiedział po chwili i się rozłączył.

Westchnął głośno, nim ponownie spojrzał na siedzącego naprzeciwko mężczyznę.

– Muszę iść, rodzina na mnie czeka. – Zgarnął z biurka teczkę i schował ją do skórzanej aktówki. Wstał i skierował się do drzwi. Jednak zanim wyszedł, jeszcze raz utkwił wzrok w rozmówcy. – Thomas, nawet nie myśl o podpisaniu tej umowy za moimi plecami. – Jego słowa podszyte były ostrzeżeniem. – Jesteś moim przyjacielem, ale pamiętaj, że to ja mam decydujący głos, a póki żyję i mój syn nie osiągnie pełnoletności, większość udziałów należy do mnie. Nie bez powodu taką decyzję podjęli nasi ojcowie – oznajmił twardo, po czym pospiesznie opuścił gabinet.

– Póki żyjesz… – wymamrotał Thomas, wpatrując się ze złością w stojącą na skraju biurka rodzinną fotografię. – Póki żyjesz, Brandon.

Wyciągnął z kieszeni komórkę i szybko wybrał nazwisko z listy kontaktów. Po kilku sygnałach osoba, do której dzwonił, odebrała telefon.

– Wyjechał – rzucił lakonicznie i szybko zakończył połączenie. Obszedł biurko i chwycił ramkę ze zdjęciem, gniewnie zaciskając na niej palce. – Trzeba było się nie upierać, głupcze – prychnął, wrzucił fotografię na spód szuflady i zamknął ją z trzaskiem. Usiadł w czarnym skórzanym fotelu, wyciągając przed siebie nogi. – Mogłeś mnie posłuchać – stwierdził i oparł się wygodnie. – Moje… – Potarł piękny blat biurka, uśmiechając się mrocznie, niemal na granicy obłąkania. – Teraz wszystko jest moje.PUNKT 1

Broken Parts – Måns Zelmerlöw

Pięć lat później

Zerknąłem na zegarek, którego wskazówki powoli sunęły po białej tarczy. Była druga w nocy, jeszcze tylko pięć godzin i rozpocznę nowy etap w swoim życiu. Pięć godzin i zacznę realizować plan, który układałem w głowie przez ostatnich pięć długich lat.

Przewróciłem się na bok i zapatrzyłem w widok za oknem. Ciemne niebo pokrywały migoczące punkciki, które przypominały pyłki brokatu rzucone na czarny arkusz papieru. Od zawsze uwielbiałem gwiazdy – spokojne, nieznające bólu, cierpienia i rozpaczy ciała niebieskie, dodające magii każdej nocy.

Nagle moje uszy wypełnił cichy szloch. Westchnąłem ciężko i przekręciłem się na plecy. Wiedziałem, że to matka znowu płacze. Po raz tysięczny zacząłem się zastanawiać, jak wielka miłość musiała ją łączyć z ojcem, skoro tyle lat od jego śmierci wciąż za nim tęskni, wciąż go opłakuje. Czy to w ogóle możliwe, by taka miłość istniała?

Poczułem przypływ złości. To ON za wszystko odpowiada. Jest winien śmierci ojca i rozbicia naszej rodziny. Ponosi całkowitą odpowiedzialność za to, co przeżyliśmy, za to, ile musieliśmy znieść upokorzeń, za to, jak w dalszym ciągu cierpimy. Jeszcze jako dziecko postanowiłem, że poświęcę wszystko, żeby zemścić się na Thomasie Hendersonie. Pięć lat ciężkiej pracy, nauki i intensywnego planowania doprowadziły mnie do Eton – miejsca, które miało mi pomóc wcielić w życie moje zamiary.

To jedyna w swoim rodzaju prestiżowa szkoła ucząca tego, co w życiu najbardziej istotne. To tam kształcą się głowy państw i inne wielkie osobistości. Założył ją w tysiąc dziewięćset czterdziestym czwartym roku król Henryk VI. Tata często mi o niej opowiadał. Pragnął, żebym kiedyś został jednym z jej podopiecznych. Do dziś pamiętam jego słowa:

– Każdy z uczniów nosi taki sam, niezmieniony od stuleci, mundurek, na który składa się czarny frak, kamizelka i pasiaste spodnie. Będziesz w szkole, Bri, a wyglądem dorównasz królom. – Zaśmiał się ciepło. – Do tego dochodzi biały krawat, a także cylinder i laska na formalne okazje. Początkowo nauki w szkole mieli pobierać jedynie arystokratycznie urodzeni chłopcy, lecz z biegiem lat to się zmieniło i dzięki temu, mam nadzieję, staniesz się jednym z jej wychowanków.

Za kilka godzin miałem spełnić marzenia ojca, które z czasem stały się moimi. Postanowiłem, że choćbym miał zaharować się na śmierć, osiągnę ten cel i zrównam z ziemią Hendersona i jego pławiącą się w luksusach rodzinę, a Eton mi w tym pomoże.

Moje rozmyślania przerwało ciche pukanie. Nim zdążyłem zareagować, drzwi się otworzyły i stanęła w nich mała postać. Blask latarni ulicznych, który wpadał przed okno do pokoju, oświetlił anielską twarzyczkę Astona, mojego pięcioletniego braciszka.

– Co się dzieje, twardzielu? – Uniosłem się na przedramionach, tak by móc go lepiej widzieć.

– Bo wiesz… – zaczął szeptem. – Mógłbym się obok ciebie położyć, jeśli się boisz czy coś… – powiedział, a kąciki moich ust podjechały do góry.

– Ty zawsze najlepiej wiesz, co czuję i czego właśnie mi potrzeba. Chodź. – Odchyliłem kołdrę i poklepałem miejsce obok siebie. Podbiegł do mnie zadowolony, wskoczył na łóżko i przytulił się do mnie z całych sił.

– Już ci lepiej? – zapytał po chwili.

– Idealnie. A ty dlaczego nie możesz spać?

– Mamusia znów płacze. – Zabijał mnie smutek, który od niego emanował. – Nie lubię, kiedy to robi. Przecież jest duża i nie powinna płakać. – Głos mu się załamał.

– Ja też tego nie lubię, Aston, ale dorośli też czasami płaczą. – Próbowałem go pocieszyć.

– Dlaczego?

– Najczęściej dlatego, że są smutni.

– A mamusia jest bardzo często smutna.

– Jest… – Nie wiedziałem, co sensownego mógłbym mu powiedzieć. Sam sobie nie potrafiłem wyjaśnić, dlaczego matka zachowuje się w taki sposób od tylu już lat. Przecież rany się zabliźniają. Nie została sama, ma dzieci, więc to dla nich powinna żyć, dla nich powinna przyklejać do ust uśmiech, nawet jeśli jest źle, i brnąć przed siebie. Niestety, odkąd tata rzekomo popełnił samobójstwo, jest pogrążonym w żałobie wrakiem człowieka. Starałem się przejąć jak najwięcej obowiązków, żeby ją odciążyć, ale będąc nastolatkiem, niewiele mogłem zrobić. Jedyne, co mi pozostało, to dostać się do wymarzonej szkoły i zdobyć tytuł naukowy, dzięki któremu udałoby mi się w przyszłości odzyskać pozycję, jaką kiedyś zajmowaliśmy, i zemścić się na ludziach odpowiedzialnych za nasz upadek. Oni zniszczyli moją rodzinę, pogrzebali nas jeszcze za życia. Niegdyś należeliśmy do elity, rodzice byli stałymi bywalcami bankietów i członkami nowojorskiej elity, ludzie się z nimi liczyli. Teraz ledwo starczało nam na rachunki i jedzenie. Dlatego postanowiłem się zemścić.

– Bri… – w moje rozmyślania ponownie wdarł się głos Astona.

– Hmm?

– Musisz jechać?

– Muszę, twardzielu, a ty zaopiekujesz się mamą. To tylko kilka lat, będę cię odwiedzał tak często, jak tylko się da, i obiecuję dużo pisać. Mama ci przeczyta zawsze do snu mój list, okej? – zapewniłem żarliwie, choć czułem ból w sercu na samą myśl, że lada chwila opuszczę mojego małego braciszka.

– Okej. Będę strasznie za tobą tęsknił. – Pociągnął nosem.

– Ja za tobą również, Aston. – Pocałowałem czubek jego małej, pokrytej ciemnymi lokami główki. – A teraz śpij i niech ci się przyśni Barbie w towarzystwie tęczowych kucyków – zażartowałem.

– Brian! Ja nie jestem dziewczynką! – oburzył się.

– Wiem, wiem… Śpij, nicponiu, śpij. – Mocniej go do siebie przytuliłem.

– Dobranoc, Bri. Kocham cię.

– Też cię kocham, dzieciaku.

Po kilku minutach oddech Astona się unormował, więc wiedziałem, że zasnął. Pocałowałem go w policzek i przymknąłem oczy. Czekając w ciszy na poranek, przywołałem wspomnienia.

Stałem przed domem, czując ogromne zniecierpliwienie. Tata obiecał, że dziś zabierze mnie na mecz Jankesów z bostońskimi Red Soxami. Miał to być też pierwszy mecz Astona, który skończył dopiero kilka miesięcy, ale to nic – chciałem, żeby w tym uczestniczył, żeby już poznał ten niepowtarzalny klimat rozentuzjazmowanego tłumu. Chciałem, by mój młodszy braciszek tak jak ja zapałał miłością do baseballu i tej nowojorskiej drużyny.

Przestępowałem z nogi na nogę, wypatrując samochodu przy bramie wjazdowej, ale nadaremnie. Tata się spóźniał. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało. Zawsze robił to, co obiecał. Spojrzałem na swój zegarek marki Garmin, który wcześniej należał do taty. Według wskazówek powinien tu dotrzeć trzydzieści minut temu. To nie w jego stylu. Z nudów i zniecierpliwienia zacząłem obracać w dłoni piłkę. Nie trwało to jednak długo, ponieważ usłyszałem za sobą kroki, a kiedy się odwróciłem, zobaczyłem zmierzającą ku mnie mamę.

– Hej, przystojniaku. – Uśmiechnęła się do mnie tak, jak tylko mama potrafi.

– Nie ma go jeszcze – jęknąłem, rzucając piłkę przed siebie. – I tak już nie zdążymy na mecz.

– Zaraz na pewno przyjedzie, a jeśli spóźnimy się kilka minut, nic się nie stanie. – Pogłaskała mnie po głowie. – Zadzwonię do niego ponownie, może tym razem odbierze. – Pocałowała mnie w skroń i oddaliła się w kierunku naszej posiadłości.

Ruszyłem po piłkę, która potoczyła się po trawniku. Podnosząc ją, zauważyłem jakiś ruch. Pobiegłem na podjazd, gdzie dostrzegłem policyjny radiowóz. Oddech uwiązł mi w gardle, serce zamarło, a przez całe ciało przeszła fala strachu. To nie wróżyło niczego dobrego.

Wtedy zobaczyłem mamę, która wybiegła na zewnątrz. Policjant podszedł do niej i powiedział coś, czego nie byłem w stanie usłyszeć. Nie musiałem, wyraz twarzy mamy powiedział mi wszystko. Wiedziałem, co się stało. Po co przyjechała policja i dlaczego tata nie wracał. Głośny i przerażający krzyk przeszył ciszę, echo maminego głosu niosło się w dal.

Z trudem oderwałem stopy od ziemi i ruszyłem do niej sprintem. Upadłem na kolana tuż obok i objąłem ją najmocniej, jak potrafiłem. Poczułem coś mokrego na twarzy i zdałem sobie sprawę, że płaczę.

– Nie ma go, Brian… – wyszeptała z rozpaczą w zgięcie mojej szyi.

***

– Bri! Bri! No wstawaj już! – Czułem, jak ktoś szarpie mnie za ramię.

Otworzyłem oczy i ujrzałem nad sobą rumianą twarz Astona. Przetarłem ręką oczy, by pozbyć się resztek snu. Zimny pot spływał mi po karku, ale starem się go ignorować, tak samo jak nieznaczne drgawki, które targały moim ciałem. Działo się tak zawsze, gdy nawiedzały mnie retrospekcje z tego strasznego dnia, kiedy dowiedzieliśmy się o śmierci ojca.

– Hej, twardzielu, musiałem przysnąć – odezwałem się ochrypłym głosem.

– Mama kazała cię obudzić, chociaż nie chciałem tego robić. Miałem nadzieję, że zaśpisz i mnie nie zostawisz. – Jego usta wykrzywiły się w podkowę.

Słowa te i nieszczęśliwa mina mocno mnie ukłuły. Nie chciałem zostawiać bliskich, a przede wszystkim nie chciałem zostawiać Astona. Nie miałem pewności, czy matka da radę się nim opiekować, ale wiedziałem, że w szerszej perspektywie pomogę im bardziej, jeśli wyjadę.

Uśmiechnąłem się do braciszka i chwytając go za dłoń, wciągnąłem na łóżko i zacząłem łaskotać.

– Nie, Bri! Nie… Zsiusiam się! – krzyczał i śmiał się jednocześnie. Był to najwspanialszy dźwięk na świecie. Świadomość, że jutro nie będzie mnie obok niego, cholernie bolała. Żeby zagłuszyć to paskudne uczucie, spojrzałem na zegarek. Była siódma.

– Cholera! – zakląłem, zapomniawszy, że uszy Astona chłoną wszystko. Jednak teraz to stanowiło najmniejszy problem. – Już powinienem być gotowy. Za piętnaście minut będzie tu pani Donovan!

Zeskoczyłem z łóżka, omijając brata.

– To ta twoja nauczycielka? – Aston powlekł się za mną.

– Tak, szkrabie, to ona. Odwiezie mnie na pociąg. – Balansowałem na jednej nodze, próbując zachować równowagę, kiedy zakładałem spodnie.

– Aha… Może nie przyjedzie? – W jego głosie pobrzmiewała nadzieja.

– Lepiej, żeby tak się nie stało, bo jeśli nie dotrę na miejsce, to moja i wasza przyszłość legnie w gruzach – odpowiedziałem ostrzej, niż zamierzałem.

– Okej… – Smutek i rozczarowanie, które na nowo zagościły w jego głosie, zmusiły mnie do odwrócenia się ku niemu.

– Nie smuć się, mały, wkrótce was odwiedzę – obiecałem, klękając przed nim. – I pamiętaj, jesteś twardzielem. Niepokonanym wojownikiem. Bądź silny dla mnie, bo jak nie, to popłaczę się jak dziewczyna – zagroziłem, robiąc do niego głupkowatą miną, przez co się roześmiał. Potargałem jego loki i chwyciłem z krzesła bluzę, którą ekspresowo włożyłem. Wrzuciłem ostatnie rzeczy do torby i rozejrzałem się po pokoju. – Od dziś to twoja twierdza – obwieściłem uroczyście, na nowo ogniskując spojrzenie na bracie. – Dbaj o ten pokój i o wszystko, co się w nim znajduje.

– Naprawdę?! – Podekscytowany Aston wodził roziskrzonym wzrokiem po pomieszczeniu.

– Naprawdę. – Obdarowałem go szerokim uśmiechem.

– I mogę dotykać komiksów?

– Możesz z nimi zrobić, co ci się żywnie podoba.

– Dziękuję, Bri. – Rzucił się na mnie z impetem i objął moje nogi.

– Proszę bardzo. – Przyklęknąłem i wziąłem go w ramiona. Uścisnąłem mocno jego drobne ciało, kołysząc nim na boki. – A teraz chodź, muszę jeszcze pożegnać się z mamą. – Wyplątałem się z objęć brata i wspólnie ruszyliśmy na poszukiwania mamy.

Zastaliśmy ją w kuchni. Stała zgarbiona przy oknie, w rękach miętosiła jednorazową chusteczkę. Od śmierci taty nie była już tą samą osobą co kiedyś. Nie była matką i kobietą, którą pamiętałem. Straciła ciepło i blask, jakie od niej emanowały, rozświetlając każde pomieszczenie, w którym przebywała. Teraz była przygaszona, przygnębienie i rozpacz na stałe wyryły się na jej twarzy. Moje serce ścisnęło się z żalu za tym, co straciła, co my straciliśmy razem z nią.

– Opiekuj się nim, mamo. – Podszedłem do niej i objąłem ją mocno od tyłu. Odwróciła się gwałtownie i zacisnęła wokół mnie ramiona, czym nieco mnie zaskoczyła. Już w tym momencie byłem od niej wyższy, a miałem dopiero piętnaście lat. Odsunęła się po chwili i chwyciła moją twarz w dłonie.

– Wyglądasz jak tata – wyszeptała, odgarniając mi włosy z oczu. – Jesteś równie przystojny i mądry jak on. Poradzisz sobie, synu, o nas się nie martw. My też jakoś damy radę.

W jej słowach nie było przekonania, ale musiałem wierzyć, że podoła. Musiałem mieć taką nadzieję, inaczej nie ruszyłbym z miejsca.

– Będę wam wysyłał tyle pieniędzy, ile będę w stanie – zapewniłem.

– Nie musisz, Brian – odparła, nadal bez pewności.

– Dostałem stypendium, dam radę. Pomogę, jak tylko będę mógł. Kocham cię. – Ścisnąłem ją raz jeszcze, walcząc ze łzami, które cisnęły mi się do oczu. Jestem niemal dorosłym mężczyzną, ale przecież nawet mężczyźni miewają chwile słabości.

– No dobrze, już dobrze. – Odsunęła się szybko. – Pani Donovan podjechała. Chodź, nicponiu, odprowadzimy twojego brata do drzwi. – Wyciągnęła drżącą dłoń w kierunku Astona.

Spojrzałem na małego, który siedział na kanapie, ocierając wierzchem dłoni mokre od łez policzki. Czułem, jak ból rozrywa moje serce na strzępy. Było ciężej, niż przypuszczałem. Podszedłem do niego, starając się nie rozpłakać.

– Nie płacz, twardzielu – poprosiłem, czochrając jego nieokiełznaną grzywę. – Obiecuję, że gdy tylko dojadę na miejsce, to napiszę. A może nawet kupię ci telefon, przez który będziemy mogli co wieczór rozmawiać.

– Nie chcę telefonu, chcę ciebie, Bri! – załkał żałośnie.

W tym momencie miałem ochotę porzucić swoje cele i zostać z domu, by tylko uszczęśliwić mojego małego braciszka. Ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić, jeśli chciałem, by nasze życie się poprawiło. Na dłuższą metę takie rozwiązanie było najlepsze.

– Wiesz co? Mam pomysł. – Podszedłem do torby, rozsunąłem ją i wyciągnąłem z niej czarną bluzę, którą kupiłem sobie za pierwsze zarobione pieniądze. – Masz. – Podałem mu ją.

– Dajesz mi swoją ulubioną bluzę? – zapytał z niedowierzaniem.

– Tak. Jeśli poczujesz, że musisz się do mnie przytulić, albo będziesz się czegoś bał, po prostu ją włóż. Strach i smutek od razu odejdą.

Niewielki uśmiech pojawił się na jego ustach.

– Dziękuję, Bri – wyjąkał, przyciągając do siebie czarny materiał.

Dźwięk klaksonu przerwał naszą rozmowę. Wziąłem głęboki wdech i pochyliłem się nad Astonem, żeby po raz ostatni pocałować czubek jego głowy.

– Muszę już iść. Kocham cię, braciszku. Zawsze i najbardziej – wyszeptałem, walcząc z naporem łez, które zalegały pod moimi powiekami.

– A ja kocham ciebie, zawsze i najbardziej. – Raz jeszcze objął mnie mocno swoimi małymi rączkami. – Bardzo cię kocham, Bri – powtórzył, a z mojego oka stoczyła się łza. Nie chcąc, by to zobaczył, chwyciłem z podłogi torbę i nie oglądając się za siebie, wybiegłem na zewnątrz.

Szybkim krokiem podszedłem do samochodu pani Donovan i wsunąłem się na miejsce pasażera, wpierw wrzucając torbę na tylne siedzenie nissana.

– Gotowy na wspaniałą przygodę, Brianie? – zapytała kobieta, posyłając mi ciepły, pełen dumy uśmiech.

– Jak nigdy dotąd – powiedziałem z taką pewnością, na jaką było mnie w tej chwili stać, zapatrzony w zdezelowany stary dom i małego chłopca stojącego na schodach w sięgającej ziemi bluzie. Przełknąłem łzy i strach, szykując miejsce na siłę i determinację. – Gotowy jak nigdy dotąd – dodałem bardziej stanowczo i odwróciłem wzrok od rozdzierającego serce widoku.

– No to ruszajmy. – Pani Donovan odpaliła silnik i wyjechała z podjazdu, kierując się w stronę stacji kolejowej, skąd za pół godziny miał odjechać pociąg do mojego nowego, miejmy nadzieję, lepszego życia.PUNKT 3

Wayfaring Stranger – Ed Sheeran

Obudziłem się nagle i poderwałem na łóżku. W dłoniach ściskałem prześcieradło i ciężko oddychałem, usiłując się uspokoić i zapanować nad chaosem w głowie.

– Pieprzone sny! – krzyknąłem, uderzając w wezgłowie łóżka.

Zerknąłem na zegarek, czerwone cyfry świeciły intensywnie, informując, że od godziny, o której codziennie wstaję, dzieli mnie jeszcze pięćdziesiąt minut. Wiedziałem, że nie zdołam ponownie zasnąć. Otarłszy z twarzy pot, opadłem na poduszkę i wbiłem wzrok w sufit. Wpatrując się w niego, usiłowałem skupić myśli na tym, co mnie dzisiaj czekało. Chciałem obmyślić plan działania.

Leżałem dopóty, dopóki ciszy nie przerwał dźwięk budzika. Szybko wstałem i zbiegłem do siłowni, by oddać się półgodzinnemu treningowi na bieżni, który pozwoli mi nabrać sił i naładuje energią na nowy dzień. Potem wylądowałem w łazience, gdzie poświęciłem dłuższą chwilę na relaks pod prysznicem. Po wszystkim zakręciłem wodę, owinąłem biodra ręcznikiem i nie tracąc czasu na osuszenie się, ruszyłem do kuchni, żeby przygotować koktajl proteinowy, od lat stanowiący moje śniadanie.

Po wypiciu koktajlu i posprzątaniu po sobie wróciłem do sypialni, gdzie chwyciłem z komody telefon i wybrałem numer.

– Scott, bądź u mnie za dwadzieścia pięć ósma – poleciłem bez żadnego wstępu, gdy osoba po drugiej stronie linii odebrała, i nie czekając na odpowiedź, przerwałem połączenie.

Następnie zaszyłem się w garderobie, by wybrać garnitur. Dziś postawiłem na grafitowy, do tego popielata koszula i czarny krawat. Kiedy byłem gotów, ponownie zszedłem do kuchni. Czekała tam na mnie filiżanka mocnej czarnej kawy, przyszykowana przez panią Mirror, moją gosposię, która przychodziła pięć razy w tygodniu i każdego dnia przygotowywała dla mnie kawę, bym mógł się nią raczyć podczas piętnastominutowego studiowania prasy na skąpanym w promieniach słonecznych tarasie.

– Może zdąży pan coś zjeść, panie Wild? Kupiłam po drodze świeżutkie croissanty. Są jeszcze ciepłe – zaproponowała, wskazując talerz pełen pachnących rogali ze złotą skórką, który właśnie przede mną postawiła.

– Dziękuję, pani Mirror, ale muszę odmówić. Na mnie już pora.

Złożyłem gazetę i rzuciłem ją na stół. Wstałem, dopiłem szybko kawę i podawszy gosposi pustą filiżankę, zapiąłem guzik marynarki.

– Do widzenia, życzę spokojnego dnia. – Złapałem za aktówkę i nie czekając na odpowiedź, ruszyłem do wyjścia.

***

Dzień upłynął mi niezwykle szybko. Uczestniczyłem w kilku spotkaniach biznesowych, nawiązałem nową współpracę i odbyłem rozmowy z kandydatami na prawników. Wybór padł na absolwenta Yale, energicznego, pełnego pasji i woli walki trzydziestoletniego Jonathana Cassa. Właśnie kogoś takiego potrzebowałem do bitwy, jaką zamierzałem stoczyć z Hendersonem. Fakt, że patrzył na mnie z radością i niedowierzaniem, sprawił, że wydał mi się jeszcze lepszą osobą do roli mojej prawej ręki, a zarazem szpiega. Wszak wiadomo, że łatwiej sterować kimś, kto jest w ciebie wpatrzony i podziwia cię za to, co osiągnąłeś.

Po pracy postanowiłem wpaść do baru. Potrzebowałem chwili dla siebie, relaksu przed tym, co czeka mnie jutro. Bo właśnie jutro zamierzałem zacząć wcielać w życie swój plan. Jutro nastąpi początek końca klanu Hendersonów, a na pierwszy ogień pójdzie najmłodsza z ich rodu.

– Przyjedź po mnie za dwie godziny – powiedziałem do swojego szofera, zanim wysiadłem z limuzyny, i udałem się do Marqee, jednego z najbardziej prestiżowych klubów nocnych w Midtown. Byłem jego członkiem już od jakiegoś czasu i zdarzało mi się go odwiedzać, kiedy naszła mnie ochota.

– Panie Wild. – Ochroniarz podniósł linę, by wpuścić mnie do środka.

Kilka dziewczyn krzyczało za mną, bym zabrał je ze sobą, ale zignorowałem to i przestąpiłem próg budynku. Umiarkowanie głośna muzyka oraz wypełniona ludźmi sala przywitały mnie zaraz po zejściu do lochów.

– Witaj, Jackson – rzuciłem do barmana. – Podaj mi brandy, lekko schłodzoną, ale bez lodu.

– Już się robi, panie Wild.

Natychmiast się odwrócił i zabrał do przyrządzania mojego drinka.

Zdjąłem marynarkę i położyłem ją na wolnym hokerze stojącym tuż obok. Podwinąłem rękawy jasnoszarej koszuli, po czym oparłem przedramiona o krawędź blatu.

– Proszę bardzo. – Jackson postawił przede mną szklankę z bursztynowym płynem. – Czy mogę panu podać coś jeszcze?

– Na razie dziękuję. – Skinąłem głową, a następnie odwróciłem się z drinkiem w dłoni. Zacząłem lustrować wzrokiem salę, szukając kobiety, która będzie miała szczęście i zazna zaszczytu obciągnięcia mi dzisiejszej nocy.

Zauważyło mnie kilka dziewczyn z grupy tańczącej nieopodal mojego miejsca. Ich zachowanie i mowa ciała sugerowały, że były chętne mi służyć. Jednakże żadna nie sprostała moim fizycznym wymaganiom. Wśród nich królowała sztuczność. Skąpo odziane ciała, usta i piersi wypełnione silikonem, tlenione włosy i sztuczne paznokcie. Kto, kurwa, w ogóle chce czegoś takiego dotykać? Nie różnią się niczym od dmuchanych lalek, które można kupić w każdym sex-shopie.

Wychyliłem do końca swoją brandy i jednocześnie uniosłem dłoń, gestem prosząc o dolewkę.

– Podwójna – rzuciłem, kiedy Jackson podszedł z butelką.

Postawiłem przed nim szkło. Napełnił je alkoholem, a następnie zwrócił się do osoby, która właśnie podeszła do baru.

– Burbon bez lodu, podwójny – moje uszy wypełnił naznaczony subtelnością głos.

Zerknąłem w kierunku, z którego dochodził, i uniosłem w zdziwieniu brwi, widząc sięgającą po szklankę drobną postać. Z zainteresowaniem patrzyłem, jak ją przechyla, wlewając w siebie złocisty płyn.

– Imponujące – szepnąłem do siebie, popijając swojego drinka.

Dziewczyna musiała wyczuć moje spojrzenie, ponieważ zwróciła ku mnie głowę. Po ruchach jej ciała było widać, że jest skrępowana tym, że ktoś ją obserwuje. Rude, wyglądające na sztuczne loki spływały jej na ramiona, niewielkie piersi kryły się pod bladoróżowym sweterkiem, a dopasowane dżinsy opinały kuszące ciało.

Uśmiechnąłem się do niej i unosząc delikatnie szklankę z alkoholem, opróżniłem ją do dna. Zmierzyła mnie wzrokiem, po czym odwróciła się, by powiedzieć coś do Jacksona, na tyle jednak cicho, że nie byłem w stanie zrozumieć słów. Do rudej podbiegły dwie dziewczyny, które zupełnie nie pasowały do niej wyglądem. Po designerskich ciuchach wywnioskowałem, że były zamożniejsze, co rzucało się w oczy, ona natomiast wyglądała całkiem przeciętnie oraz zadziwiająco skromnie.

Kiedy barman postawił ich zamówienie na blacie, zgarnęły szybko alkohol i wmieszały się w podrygującą na parkiecie grupę. Jeszcze przez kilka chwil wlepiałem wzrok w miejsce, gdzie zniknęła dziewczyna, która swoją zwyczajnością skupiła na sobie moją uwagę.

– Panie Wild? – zagadał do mnie Jackson.

Spojrzałem na niego, a ten przesunął w moim kierunku szklankę. Uniosłem pytająco brew.

– Od rudzielca w dżinsach – uprzedził moje pytanie.

Przez chwilę się wahałem, ale ostatecznie pochwyciłem szklankę i przytrzymałem ją chwilę w dłoni, pozwalając bursztynowemu płynowi nieco się ogrzać. Upiłem odrobinę, rozkoszując się uczuciem palenia w gardle.

Nagle wstałem, czym zaskoczyłem sam siebie. Zabrałem marynarkę i wprawiłem nogi w ruch. Brnąłem przed siebie, przebijając się przez tłum spoconych ciał. Kilka razy próbowano mnie zatrzymać, wciągnąć w gorący taniec zmysłów, jednak moje myśli skupiały się tylko na tym, by odnaleźć dziewczynę.

Dostrzegłem ją wśród licznej grupy kobiet i mężczyzn. Musiała poczuć na sobie mój wzrok, ponieważ jej oczy powędrowały w moją stronę i natychmiast rozszerzyły się w zdziwieniu. Uniosłem ku niej szklankę i wziąłem porządny łyk alkoholu.

– O mój Boże! Przyszedłeś po mnie? Powiedz, że tak! – pisnęła siedząca naprzeciw rudej brunetka.

Uśmiechnąłem się połowicznie i podszedłem do nich.

– Dziękuję za drinka – odezwałem się do rudej, stawiając pustą już szklankę na stoliku. – Mógłbym się jakoś odwdzięczyć?

– Tak, spadając stąd, dziadku. – Obejmujący ją ramieniem brunet zarechotał. Dziewczyna wydawała się zawstydzona.

Zmroziłem go spojrzeniem i ignorując jego słowa, wyciągnąłem dłoń do rudej. Ta po chwili wahania uścisnęła ją, a kiedy najmniej się tego spodziewała, przyciągnąłem dziewczynę do siebie, chwyciłem jej twarz w dłonie i pocałowałem tak żarliwie, z taką żądzą, jakiej już od dawna nie doświadczyłem. Czułem, jak jej ciało mięknie pod wpływem pocałunku, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. Początkowe zdziwienie oraz brak reakcji z jej strony sprawiły, że mocniej naparłem na jej wargi. W końcu oddała mi pocałunek z równą pasją.

Kiedy oderwałem od niej usta i spojrzałem w wielkie brązowe oczy, poczułem gdzieś głęboko wewnątrz ukłucie. Odsunąłem się natychmiast, przerażony czymś, co wydało mi się kompletnie obce. Zerknąłem przelotnie na chłopaka, któremu ze złości i poniżenia, jakie mu zafundowałem, zaczęła na czole wściekle pulsować żyła, a białka oczu rozbłysnęły w półmroku klubu.

– Ucz się od starszych, dzieciaku, i zmień pieluchę, którą, jak sądzę, właśnie zmoczyłeś – zadrwiłem, posyłając mu szelmowski uśmiech. – Twoja dziewczyna smakuje obłędnie – dodałem, oblizując nabrzmiałe od pocałunku usta. – Drogie panie, życzę miłego wieczoru. – Ukłoniłem się przesadnie nisko, po czym ruszyłem w kierunku wyjścia.PUNKT 4

Already Gone – Sleeping At Last

Ze snu wyrwał mnie ostry dźwięk budzika. Kiedy powoli się podniosłem, żeby go wyłączyć, usłyszałem cichy jęk. Co jest, do kurwy?! Odwróciłem się i moje zdziwione spojrzenie spoczęło na leżącej obok nagiej brunetce.

– Nie, no proszę, tylko nie to. – Złapałem się za pulsującą i wyjątkowo ociężałą głowę. Zamknąłem oczy, by choć trochę uśmierzyć ból. Wróciłem myślami do wczorajszego wieczoru, żeby przypomnieć sobie, jak się potoczył.

Po wyjściu z klubu postanowiłem odwiedzić kolejny, a potem jeszcze jeden bar. Pamiętam nierealnie długie nogi jakiejś dziewczyny, która tak długo kusiła mnie kocimi ruchami, aż uległem. Zaciągnąłem ją do swojego samochodu, gdzie zafundowała mi niezłe obciąganie, a potem ją zerżnąłem. Ale dlaczego teraz leżała obok mnie, do cholery? Przecież to miał być jedynie szybki numerek. Co ta dziewczyna robiła w moim pieprzonym łóżku?! Zaraz… Moment… Poprawka. Przekręciłem się na plecy i – skonfundowany – rozejrzałem się po pomieszczeniu. Dlaczego leżeliśmy w pieprzonym pokoju gościnnym?! Dobrze chociaż, że nie byłem na tyle pijany, aby zabrać ją do sypialni. Lecz jakim cudem znalazł się tutaj mój budzik?!

– Hej, ty… – Chwyciwszy ją za ramię, poruszyłem wiotkim ciałem.

– Dzień dobry, skarbie – wymruczała zachrypniętym od snu głosem, obracając się w moją stronę. Jeszcze dobrze nie otworzyła oczu, a już flirtowała. – Masz ochotę na poranną gimnastykę?

Jęknęła, sięgając dłonią do mojego krocza.

– Wypad. – Odtrąciłem jej rękę i opadłem na poduszki.

– Co jest? – Na jej twarzy odmalowało się niedowierzanie. – Czy zrobiłam coś nie tak? – Podciągnęła się do pozycji siedzącej, co sprawiło, że jej wielkie, ale naturalne piersi ujrzały światło dzienne.

I tak oto poznałem powód mojego wczorajszego zainteresowania nią.

– Nie mam ani czasu, ani ochoty na przekomarzanie się z tobą, więc rusz swój zgrabny tyłek i ulotnij się najszybciej, jak potrafisz. Tym sprawisz mi największą radość. – Zasłoniłem oczy przedramieniem, żeby nie musieć dłużej na nią patrzeć.

– A może mógłbyś być trochę milszy, co? Powinieneś okazać mi choćby odrobinę szacunku i pozwolić zostać przynajmniej do śniadania.

Albo była dobrą aktorką, albo w jej głosie rzeczywiście słychać było, że poczuła się dotknięta.

Nie przejąłem się tym jednak, tylko prychnąłem na tyle głośno, by nie umknęło to jej uwadze. Jeżeli laska nie szanuje sama siebie, nie może liczyć na szacunek ze strony faceta, zwłaszcza obcego, który kilka godzin temu spuścił się w jej ustach.

– Wczorajsza noc była dość wyczerpująca. Może byś ją pamiętał, gdyby nie ogromna ilość alkoholu, jaką w siebie wlałeś – ciągnęła dalej nieznajoma, jakby nie dotarły do niej moje wcześniejsze słowa. – Prawdziwy facet miałby na tyle godności, żeby nakarmić dziewczynę, którą przeleciał w każdy możliwy sposób. Przez większość nocy…

– W takim razie nie jestem prawdziwym facetem i nie mam godności – przerwałem jej. – Koniec dyskusji, zabieraj tyłek i spieprzaj albo za chwilę ktoś ci w tym pomoże – zagroziłem, wyskakując z łóżka. Nie kłopotałem się zakładaniem bokserek, tylko ruszyłem do łazienki w stroju Adama.

Odkręciłem wodę pod prysznicem i podszedłem do szafki, żeby poszukać czegoś, co zmniejszyłoby ten cholerny ból głowy. W końcu dokopałem się do opakowania advilu i od razu zaaplikowałem sobie dwie tabletki. Wszedłem pod strumień zimnej wody, próbując w ten sposób pozbyć się resztek snu i ochłodzić zmaltretowane zbyt dużą ilością alkoholu ciało. Lubiłem od czasu do czasu napić się czegoś mocniejszego, ale wczorajszego wieczoru zdecydowanie przesadziłem. Stałem pod wodą przez kilka minut, trzęsąc się z zimna, ale to była moja kara za niezatrzymanie się w odpowiednim momencie, za przekroczenie granicy, której starałem się nigdy nie przekraczać. Nie lubiłem tracić kontroli. Nie mogłem pozwalać sobie na jej brak w jakimkolwiek aspekcie życia. Najgorsze były luki w pamięci. Na szczęście miałem w domu zamontowany monitoring. Byłem spokojniejszy, wiedząc, że będę mógł przejrzeć zapis, aby sprawdzić, czy nie posunąłem się za daleko albo czy nie zrobiła tego ta dziwka, którą ze sobą przyprowadziłem.

Zakręciłem kurek i wyszedłem spod prysznica, owijając biodra ręcznikiem. Poszedłem na dół z zamiarem zaczerpnięcia świeżego powietrza. Przeważnie, gdy dopadał mnie kac, biegałam lub ćwiczyłem na siłowni, ale dziś nie miałem na to wystarczająco chęci. Zdecydowałem, że nadrobię, kiedy poczuję się lepiej. Najpierw poszedłem do kuchni, gdzie z lodówki wyjąłem składniki potrzebne do przygotowania mojego codziennego koktajlu. Wiedziałem, że dzięki niemu nabiorę więcej wigoru, a także oczyszczę organizm z toksyn alkoholowych, które wciąż krążyły w moim ciele. Zgarnąłem szklankę z zielonym płynem i przeszedłem do gabinetu. Usiadłem w fotelu i włączyłem laptopa, chcąc sprawdzić wczorajsze taśmy.

Seks był wulgarny i wyuzdany. Kręcą mnie kobiety, które nie boją się ostrej zabawy, a ta do takich właśnie należała. Pieprzyłem ją mocno i bez zahamowań, za co odwdzięczała mi się spektakularną laską.

– Co, do cholery? – wyrzuciłem z siebie, przesuwając nagranie.

W pewnym momencie dziewczyna pochyliła się nade mną, żeby upewnić się, czy śpię. Kiedy uznała, że nie stanowię zagrożenia, wyszła z łóżka, lekko się zataczając. Ukucnęła przy moich leżących na podłodze spodniach i zaczęła przeszukiwać kieszenie.

– A to suka…

Wyciągnęła portfel, rzucając szybkie spojrzenie w kierunku łóżka. Powoli wysunęła z kieszonki kilka banknotów o wysokich nominałach, po czym uśmiechając się zwycięsko, podpełzła na czworakach do swojej torebki, w której schowała pieniądze, a następnie wyciągnęła telefon. Wróciła do łóżka i zrobiła mi kilka zdjęć. Zakląłem ze złością, zaciskając pięści tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.

– Pieprzona dziwka.

Czułem wściekłość, widząc, jak z zadowoleniem uwiecznia moją nagą postać na zdjęciach.

Zerwałem się z fotela i pobiegłem do pokoju, w którym spędziłem ostatnią noc. Był pusty.

– Szlag! – wrzasnąłem, uderzając pięścią w dębowe drzwi. Wróciłem do gabinetu i od razu wybrałem numer do swojego nowego adwokata.

– Dzień dobry, panie… – zaczął, ale nie dałem mu skończyć.

– Masz szansę się wykazać – oznajmiłem. – Podeślę ci nagranie. Znajdź kobietę, która się na nim znajduje. Chcę wiedzieć o niej wszystko! Nie obchodzi mnie, kurwa, jak to zrobisz i kogo do tego zatrudnisz, ale mam mieć informacje o niej do godziny dwunastej, rozumiesz?

– Tak, proszę pana, czekam na film – odpowiedział szybko.

Odłożyłem słuchawkę, wpatrując się w obraz na monitorze. To skutki utraty kontroli, pomyślałem, kopiąc ze złością w krzesło.

Rozległo się delikatne pukanie do drzwi.

– Czego?! – warknąłem.

Drzwi uchyliły się i stanęła w nich pani Mirror.

– Panie Wild, przygotowałam dla pana kawę. Wypije pan tutaj czy na tarasie?

– Proszę ją zabrać i wezwać Scotta. Ma dziesięć minut, żeby przywlec tu swoją dupę i czekać przed domem, póki nie wyjdę – burknąłem, zaciskając i rozluźniając pięści.

– Czyli nie będzie pan pił kawy?

Moja irytacja sięgnęła zenitu. Podszedłem do niej, wyrwałem jej filiżankę z dłoni i cisnąłem za siebie. Porcelana uderzyła o ziemię, roztrzaskując się w drobny mak, a jej kawałki brodziły w ciemnobrązowej kałuży.

– Nie! Nie będę pił tej pieprzonej kawy!

Wyminąłem pośpiesznie kobietę, zmierzając do sypialni. Musiałem szybko się ubrać i wyjść.

Dziś po pracy zamierzałem rozpocząć operację: Zniszczyć Thomasa Hendersona. Moja frustracja rosła z każdą minutą. Nie mogłem pozwolić, aby jakaś dziwka mi w tym przeszkodziła. Musiałem mieć czysty umysł, nie mogłem być zdekoncentrowany. Wszystko, co zaplanowałem, musiało się udać, inaczej całe moje życie okazałoby się jednym wielkim niepowodzeniem. Że też, kurwa, sprowadziłem ją wczoraj do domu, złajałem w myślach sam siebie.

Nigdy więcej nie spożyję takiej ilości alkoholu. Wszystko przez rudą, która siedziała mi się ciągle w głowie. To przez nią, to ona sprawiła, że coś poczułem. Coś, co było dla mnie obce i przerażające. Dlatego chciałem się upić, wymazać jej obraz z umysłu i smak jej ust z języka.

Założyłem ciemnografitowy garnitur i koszulę w barwie stali. Drugi komplet spakowałem do pokrowca i zarzuciłem go sobie na ramię. Dziś odbywało się wyczekiwane przeze mnie przyjęcie. Nie zamierzałem wracać do domu, żeby się przebrać. Wszystko, czego potrzebowałem, miałem w gabinecie. Dojazd do mieszkania, a potem z mieszkania na przyjęcie zająłby mi zbyt wiele czasu. Nie lubiłem marnować żadnej minuty w swoim życiu, mój czas był na wagę złota.

Kiedy wyszedłem na zewnątrz, Scott akurat parkował przed moim domem. Lubiłem go, zdecydowanie umiał szanować czas. Dziś będzie lepiej, jeśli nikt nie stanie mi na drodze i mnie nie rozdrażni, bo źle się to dla niego skończy. Podszedłem i umościłem się w limuzynie, witając się niezrozumiałym mruknięciem. Scott wiedział, że gdy jestem w tak podłym nastroju, nie należy nic do mnie mówić, dlatego milczał niewzruszenie.

W drodze do firmy przejrzałem pocztę i odpowiedziałem na najpilniejsze wiadomości. Kiedy dotarliśmy pod budynek, wysiadłem z samochodu, nie czekając na to, aż kierowca otworzy mi drzwi, i od razu pomaszerowałem do biura.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: