Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Obietnica. Konieczna. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
12 sierpnia 2025
3816 pkt
punktów Virtualo

Obietnica. Konieczna. Tom 2 - ebook

Na pozór ma wszystko – stabilne małżeństwo, grono wiernych przyjaciół i literacką karierę, o jakiej wielu może tylko marzyć. Weronika, autorka bestsellerowych thrillerów, żyje w świecie, który sama zbudowała. Do czasu.
Pewnej nocy budzi się w koszmarze, który mógłby być sceną w którejś z jej powieści. Grzegorz, jej mąż, zostaje znaleziony martwy, a miejsce zbrodni nie zdradza żadnych śladów włamania. Tylko ona była w domu. Tylko ona mogła to zrobić. A może… komuś zależało, by tak to właśnie wyglądało?
Krąg przyjaciół, który od lat uchodził za nierozerwalny, zaczyna chwiać się w posadach. Aneta i Wojtek – najbliżsi Weroniki – skrywają sekrety, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego. Im głębiej Weronika grzebie w przeszłości, tym bardziej zaczyna się zastanawiać, komu tak naprawdę może ufać. A może zło zaczęło kiełkować dużo wcześniej?
„Obietnica” to mroczna i niepokojąca kontynuacja „Narośli”, w której Agnieszka Peszek z chirurgiczną precyzją obnaża fałszywe więzi, tłumione emocje i sekrety, które mogą zabić.
Bo każda obietnica ma swoją cenę.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-971907-5-7
Rozmiar pliku: 823 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

teraz

Weronika

Weronika powoli zsunęła z siebie kołdrę obciążeniową, pod którą spała od kilku lat. Mąż się z niej śmiał, zupełnie nie rozumiejąc idei takiego wynalazku. Jak niby ciężka, prawie sześciokilogramowa kołdra miała przynosić jakieś korzyści?

Kobieta raz spróbowała mu to wyjaśnić. Opowiedziała o badaniach, w których tłumaczono, że taki docisk na skórze daje wytchnienie osobom w spektrum autyzmu, z zaburzeniami sensorycznymi czy problemami ze snem. Niestety zareagował śmiechem, dlatego więcej nie próbowała. Co wieczór walczyła z jej ciężarem, układając ją równomiernie na ciele i ignorując szydercze spojrzenia męża. Ona czuła się dzięki niej lepiej, i to miało dla niej znaczenie.

Przekręciła prawą rękę, na której nadgarstku nosiła zegarek, i ze zdziwieniem stwierdziła, że jest druga w nocy. Od kiedy zaczęła brać środki nasenne, popijane jednym kieliszkiem wina, udawało się jej dobrnąć bez wybudzania do piątej, a czasami nawet do budzika. Teraz z bliżej nieokreślonego powodu miała wrażenie, że jakiś dźwięk wyrwał ją ze snu.

Stanęła na środku sypialni i nasłuchiwała, ale nie zarejestrowała nic poza ciszą.

Od kilku lat mieszkali na obrzeżach Warszawy. Gdy jej kariera poszybowała, pierwsze, co zrobiła, to zakomunikowała mężowi, że chce wyprowadzić się gdzieś, gdzie będzie mogła tworzyć w spokoju. Wyprowadzka na wieś, co jej się marzyło, niestety nie była możliwa. Grzegorz codziennie musiał pokazywać się w pracy i dla niego dojazdy stanowiłyby udrękę. Po długich negocjacjach doszli do kompromisu. Przenieśli się do wolnostojącego domu przy Lesie Kabackim. Dojazd do centrum w dogodnym momencie, poza korkami, dawał szansę na dotarcie nawet i w trzydzieści minut, a Weronika miała miejsce, gdzie nikt nie zakłócał jej twórczych wycieczek w głowy bohaterów, którym w swoich książkach robiła sieczkę z życia.

Miejsce, które wybrali, było do tego idealne. Do większej ulicy ponad trzysta metrów. Brak szkół czy przedszkoli w okolicy, sąsiedzi w większości nieuciążliwi. Dobrze pamiętała życie w centrum Warszawy. Irytujący szum miasta, który nigdy nie cichł. Samochody, które jeździły w tę i z powrotem w dni robocze i święta. W ciągu dnia czy nocami. Autobusy, tramwaje kursujące dwadzieścia cztery godziny na dobę. Sąsiedzi, którzy nawet o trzeciej w nocy potrafili się drzeć, zapominając, że za ścianą, pod podłogą i nad sufitem ktoś żyje i raczej potrzebuje snu. Robili pranie, słuchali głośno muzyki czy trenowali psa, co czynił ich sąsiad mieszkający dokładnie nad nimi.

– Proszę pani, mój pies ma zostać psem policyjnym i muszę go wyszkolić, aby mógł komunikować się ze swoim opiekunem. Ja to robię dla dobra społeczeństwa – tłumaczył młody chłopak, który każdego dnia stymulował się dopalaczami.

Weronika z Grzegorzem czekali tylko, kiedy wpadnie na pomysł, żeby zrobić ognisko w mieszkaniu, lub stwierdzi, że potrafi latać, i wyskoczy z bloku z piątego piętra, na którym mieszkał. Jego zachowanie napawało ich lękiem.

Dlatego tak bardzo się ucieszyła, gdy się wyprowadzili i o poranku mogła z laptopem siadać na tarasie, a zimą w oranżerii, która stanowiła spełnienie marzenia sprzed lat. Zrodziło się ono, gdy w jednym z magazynów zobaczyła takie rozwiązanie. Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Nie raz, nie dwa widziała się oczami wyobraźni, jak siada przy długim drew­nianym stole, na którym stoją świeże kwiaty, i patrzy na ogród na zewnątrz, odseparowana od niego tylko taflą szkła. Tak mogła się relaksować i koncentrować.

Powoli ruszyła do łazienki. Otworzyła drzwi i podeszła do toalety. Zsunęła majtki i usadowiła się tak, aby nie hałasować. Grzegorz zawsze chwalił się mocnym snem, ale i tak starała się zachowywać bezszelestnie. Świecący na zewnątrz księżyc dawał na tyle mocne światło, że dokładnie wszystko widziała, ale bez niego też dałaby radę. Lata wprawy spowodowały, że w nocy poruszała się bez włączania lampy, a nawet z zamkniętymi oczami, z gracją omijając wszelkie przeszkody.

Przepłukała ręce, wytarła je w ręcznik wiszący na haczyku przy drzwiach.

Weszła do sypialni i znowu przystanęła. Czuła się dziwnie. Środki nasenne, które ostatnio brała, powodowały, że jej ciało wiotczało, a na jej barkach lądował wielki kamień. Tylko gdy w nocy się budziła, moc jego nacisku malała, a teraz miała wrażenie, jakby nic się nie zmieniało. Cały czas czuła się nim sponiewierana i przytłoczona.

Dziwne, pomyślała i ruszyła do łóżka. Usiadła na jego krawędzi i ponownie podświetliła zegarek, którego liche światełko pomogło namierzyć wodę i pomadkę nawilżającą. Wypiła trzy łyki, dając trochę wytchnienia wysuszonemu językowi, i posmarowała usta, których skóra bolała. Od zawsze oddychała przez nos i nawet terapia u logopedy nie pomogła zmienić tego nawyku, co skutkowało wyschniętymi wargami i uczuciem Sahary w ustach, dlatego zawsze w pobliżu stał zestaw pomocniczy.

Wciągnęła nogi na łóżko i cicho wsunęła się pod kołdrę, po czym przewróciła na bok. Uwielbiała patrzeć na męża, jak śpi, nawet w nocy, gdy widziała tylko zarys jego ciała. Obserwowała, jak klatka piersiowa unosi mu się powoli i opada.

Westchnęła smutno. Ostatnimi czasy wydarzyło się mnóstwo złych rzeczy i nie wiedziała, ile razem jeszcze wytrzymają, ale i tak go kochała.

Inaczej niż kiedyś, ale zawsze.

Wierzyła, że cokolwiek się stanie, i tak będzie mogła na nim polegać. Ich drogi nigdy nie rozejdą się na dobre.

Położyła głowę na poduszce i przysunęła się bliżej.

Dźwięk jego oddechu zawsze powodował, że się uspakajała. Wiedziała, że jest przy niej.

Wytężyła słuch i zamarła. Coś było nie tak.

Zmarszczyła brwi i przysunęła się, jednak odpowiedziała jej dojmująca cisza.

Uniosła się na przedramionach i nachyliła. Niestety ciemność panująca w pomieszczeniu nie pomagała. Położyła delikatnie jedną rękę na jego klatce piersiowej, starając się wyczuć bicie serca.

Nic.

Przesunęła ją dalej, prawie kładąc się na mężczyźnie, gdy poczuła pod palcami coś dziwnego.

Lepką maź.

Trzęsąc się niczym galareta, kontynuowała, licząc, że to, co podpowiada jej wyobraźnia, to tylko absurdalna paranoja.

Zaraz Grzegorz odwróci się i zacznie śmiać, w końcu już tyle razy zrobił jej jakiś głupi żart, chociaż ten od razu wylądowałby na pierwszym miejscu, bijąc na głowę wszystkie dotychczasowe.

Przesuwając dłoń coraz niżej brzucha, miała wrażenie, że tego czegoś mokrego pod jej palcami jest coraz więcej.

Głowa podsyłała jej straszną myśl – z ciała jej męża wypływa ciecz, i to ta najważniejsza. Życiodajna.

Zupełnie nie mogła wymyśleć, dlaczego miałby leżeć w kałuży krwi.

Odskoczyła od niego błyskawicznie, aż uderzyła głową w zamontowaną na ścianie lampkę do czytania. Wymacała zainstalowane nad szafką nocną guziki i wcisnęła jeden z nich.

Po pomieszczeniu rozlało się światło, które nieprzystosowanym do niego oczom sprawiło nagły ból. Weronika to jednak zignorowała. Teraz to się nie liczyło.

Musiała się upewnić, że podpowiadane przez jej wybujałą wyobraźnię obrazy są irracjonalne i nie mają prawa bytu.

Już wielokrotnie tak miała.

Dziwne dźwięki w domu generował kot, który niezdarnie chodząc, przewrócił wazon, a Weronika już chciała wzywać policję z powodu włamania.

Innym razem myślała, że ktoś ukradł jej samochód, a okazało się, że postawiła go w innej alejce parkingu przy centrum handlowym, niż jej się wydawało.

Teraz jednak dobrze wiedziała, że się nie myliła.

Patrzyła niczym zaczarowana na swojego męża, który leżał na ich łóżku w kałuży krwi, a jego klatka piersiowa nie unosiła się nawet o milimetr.ROZDZIAŁ 3

2 lata wcześniej

Weronika

Weronika patrzyła na męża i liczyła, że nagła zmiana jego humoru to nie to, co momentalnie podpowiedziała jej intuicja.

Dobrze pamiętała, że gdy miała piętnaście lat, tak samo zaczęła zachowywać się jej mama. Podśpiewywała sobie pod nosem, niespodziewanie zaczęła ładniej się ubierać. Gdy pewnego dnia zobaczyła ją przed centrum handlowym, już chciała podejść. Jednak coś jej w tym spotkaniu nie pasowało. Mama rano zarzekała się, że ma bardzo dużo pracy i nie da rady jej odebrać ze szkoły i podwieźć na trening. Oczywiście przyjęła to ze zrozumieniem, ale gdy patrzyła na nią, jak z uśmiechem na twarzy maszeruje wzdłuż wielkiego budynku ozdobionego logotypami znanych marek, trochę spochmurniała. Niewiele się nad tym zastanawiając, poszła za nią, mimo że za chwilę powinna pojawić się na sali gimnastycznej. Nigdy wcześniej nie złapała matki na kłamstwie.

Niczym wprawny detektyw trzymała się w bezpiecznej odległości. Kobieta weszła do centrum handlowego, które wielokrotnie odwiedzały wspólnie, i od razu skierowała swoje kroki na najwyższy poziom, gdzie znajdowały się kawiarnie i restauracje. Zawsze tam kończyły swoją podróż po sklepach. Objuczone siatkami siadały i jadły kebaba lub sałatkę. Teraz nic nie zapowiadało, że coś zjedzą wspólnie.

Weronika, nie zważając, że matka zaraz może ją zobaczyć, maszerowała za nią, zmniejszając cały czas odległość. Gdy w końcu stanęła na najwyższym poziomie, zbladła. Przy jednym ze stolików siedział niezwykle przystojny mężczyzna. Kruczoczarne włosy, delikatny zarost. Wstał, gdy zobaczył jej mamę, wy­sunął przed siebie bukiet kwiatów, którego wcześniej dziewczyna nie dostrzegła.

Schowała się za filar i niczym dziecko podczas zabawy w chowanego raz po raz wysuwała głowę. Matka wpadła w objęcia nieznajomego. Jeszcze przez ułamek sekundy Weronika liczyła, że to może jakiś bliski znajomy, ale gdy ich usta się spotkały, a matka zaczęła mierzwić włosy nieznajomego, cała nadzieja gdzieś prysła. Odeszła w zapomnienie.

Wszystko w ułamku sekundy przestało mieć znaczenie.

Klasówka z matematyki, do której przygotowywała się od dwóch tygodni.

Plan wyjazdu z koleżanką na działkę do jej dziadków.

Próba przekonania rodziców do remontu w jej pokoju. Cały czas królowały w nim różowe akcenty, których od kilku lat tak bardzo nienawidziła.

Patrzyła na matkę obściskującą się z obcym mężczyzną, czując, że jej dotychczasowy bezpieczny świat właśnie stracił podwaliny, a bez nich wszystko runie. Ruszyła do domu, ciągnąc nogę za nogą, jakby ktoś wypompował z niej wszystkie siły witalne.

Matka wróciła jak zwykle o 17:00 i od razu rzuciła się w wir prac domowych. Nastawiła ziemniaki, które obrała wieczór wcześniej, i wrzuciła rozbite w weekend kotlety na patelnię. Włączyła pranie i wyciągnęła odkurzacz, zapraszając córkę do pomocy. Weronika chciała podejść i wyrzucić jej, że wszystko wie. Że ją zdradziła. Że skreśliła ich rodzinę dla obcego faceta… Ale nie zrobiła tego. Nie miała w sobie sił na konfrontację.

Ku jej zdziwieniu miesiące leciały, a nic się nie działo. Cały czas tworzyli rodzinę, a mama nie robiła nic, co świadczyłoby o tym, że chciałaby odejść.

Gotowała, prasowała ojcu koszulę, przykładając się do tego z wielką nabożnością. Jak zawsze spędzali wspólnie weekendy, chodząc do kina czy na targi staroci, na których wynajdywali dziwne rzeczy. Z czasem Weronika zapomniała o tym, co zrobiła matka, wmawiając sobie, że jej się przewidziało i ta nie wpadła w ramiona innego mężczyzny, a ich usta nie złączyły się w namiętnym pocałunku.

Trwała w tym złudzeniu do dziewiętnastych urodzin.

Studiowała zarządzanie i marketing na Uniwersytecie Warszawskim, delektowała się życiem między dzieciństwem a dorosłością. Już dużo mogła, ale ciężar obowiązków jeszcze jej nie przygniatał. Pracowała dwa razy w tygodniu, więc coś zarabiała, a rodzice utrzymywali ją, zapewniając wikt i opierunek.

W dniu urodzin wróciła do domu wcześniej, niż planowała. Odwołano jej zajęcia, a na jeden wykład nie chciało jej się iść. Prowadząca je kobieta nudziła tak bardzo, że nie dało się tego słuchać.

Rozmyślając o tym, co by zjadła, otworzyła drzwi, zsunęła buty, weszła do salonu połączonego z kuchnią i zamarła.

Nigdy wcześniej nie rozumiała używanego przez kolegów sformułowania, że coś jest nie do odzobaczenia, ale wtedy przed oczami stanęło jej coś, co bardzo chciałaby wymazać z głowy.

Jej mama z opuszczoną spódnicą leżała na brzuchu na stole, na którym jadali wszystkie posiłki, i postękiwała w rytm nadawany przez stojącego za nią mężczyznę. Podobnie jak tamten sprzed lat, był wysoki, z ciemnymi włosami. Twarzy Weronika nie widziała, bo stał do niej tyłem, za to jędrne pośladki już tak.

– Mamo, no żeż kurwa mać! – wydarła się i odwróciła tyłem do całej tej sceny. Zacisnęła mocniej powieki, licząc, że to, co przed chwilą zobaczyła, w jakiś magiczny sposób zniknie. Jednak nic takiego się nie stało. Nieznajomy cały czas stał, jak pan Bóg go stworzył.

– Werka, co ty tu robisz? – usłyszała za sobą.

– Wróciłam! – wykrzyczała, czując, jak zjedzona w autobusie kanapka zaczyna przesuwać się jej do ust.

– Tak, ale miałaś dopiero…

– Mamo, pieprzysz się z jakimś facetem i wypominasz mi, że wróciłam wcześniej? To jest jakiś absurd! – skomentowała, słysząc za sobą dźwięki przewalanych ubrań.

Cieszyła się, że w tej całej sytuacji nieznajomy mężczyzna nie wpadł na pomysł, żeby cokolwiek powiedzieć. Wyszedł bez słowa, zostawiając w pomieszczeniu atmosferę, którą można było ciąć nożem.

Pięć minut później usiadły we dwie na kanapie. Kobieta cały czas patrzyła na drewnianą podłogę, bojąc się tego, co zobaczy w spojrzeniu córki.

– Po pierwsze… – zaczęła Weronika, czując, że jej ciało napięte jest do granic możliwości. Szok, którego doznała, widząc matkę w dość intymnej sytuacji, mocno nią wstrząsnął, mimo że nie był to pierwszy raz, gdy złapała ją na niewierności. Jednak wtedy nawet nie pomyślała o intymnych sytuacjach, a teraz została postawiona przed sceną z kategorii tych, których dzieci wolą nie widzieć. – Masz wyrzucić stół.

Matka zrobiła wielkie oczy, bo zawsze wszystkim opowiadała, jak to znalazła go na targu staroci w jakieś wsi na Warmii. W końcu jednak tylko pokiwała głową. Zdawała sobie sprawę, że nie ma pola do negocjacji.

– Po drugie, masz przestać. Mam już tego dość – wyszeptała Weronika, wydmuchując przy tym ostentacyjnie powietrze. Każdy, kto ją znał, wiedział, że potrafi się wydrzeć, i to nawet bez powodu. Teraz dla kontrastu próbowała zachować spokój, aby zaznaczyć powagę sytuacji. Już parę razy to przetestowała i wiedziała, że czasami mniej znaczy więcej.

– Ale o co ci…

Córka nie dała jej skończyć.

– Widziałam cię kilka lat temu w galerii. Obściskiwałaś się z jakimś gościem, ale to był inny facet. Czy ty zwariowałaś? – rzuciła, mrużąc oczy. Czuła się, jakby ich role się odwróciły i to ona była karcącym za przewinienia dorosłym, a matka dzieckiem, które coś przeskrobało.

– Werka, to nie tak, jak myślisz!

– Proszę cię, nie mam mnie. Nie jestem już gówniarą. Jeżeli sypie się między tobą a tatą, rozstańcie się, ale błagam, nie bzykaj się z jakimś facetem w miejscu, gdzie jemy śniadania.

Nic więcej nie powiedziała.

Dwa dni później znalazła na swoim biurku list od mamy. Przepraszała ją za wszystko i obiecała, że to koniec. Błagała, żeby nie mówiła tacie. Nie zrobiła tego, a mamy już nigdy nie przyłapała na niewierności, co oznaczało, że spełniła dane słowo lub bardziej się pilnowała.

Weronika patrzyła na swojego męża i miała wrażenie, jakby przeżywała déjà vu.

Grzesiek zachowywał się jak matka lata temu, gdy w jej życiu pojawiał się nowy facet. Podśpiewywał pod nosem, zaczął bardziej dbać o siebie. Z niedowierzaniem patrzyła, jak wklepuje krem pod oczy, co wcześniej wyśmiewał. Obserwowała to wszystko, przekonując samą siebie, że nie jest to oznaką tego, co przyszło jej do głowy.

Nie chciała pytać. Nie chciała zniżać się do poziomu zazdrosnej żony, czego nie szanowała u innych. W głowie miała zupełnie inny plan.

Chciała złapać go na gorącym uczynku lub upewnić się, że to tylko jej paranoja. Jej miłość do kryminałów nie wynikała tylko z faktu, że kochała je czytać. W życiu codziennym również bacznie wszystkich obserwowała i teraz planowała to wykorzystać.

Przejrzenie telefonu niewiele dało, a to dlatego, że Grzegorz nie zainstalował na nim żadnych komunikatorów poza Whats­Appem, a to zrobił tylko dlatego, że Weronika nalegała. Chciała mieć jakieś narzędzie do komunikacji z nim i resztą grupy. On początkowo optował za wysyłaniem sobie maili, ale gdy przez dwa tygodnie to testowali, doszli do wniosku, że zupełnie się nie sprawdza, bo odpowiedzi giną. Niestety i tak używał aplikacji niezwykle sporadycznie.

Na domowym komputerze niewiele znalazła. Rzadko z niego korzystał, bo w pracy miał drugi. Od lat walczył z pracoholizmem i zostawiał sprzęt w biurze, aby po wyjściu do domu nie mieć dostępu do wiadomości, bo potrafił nawet w niedzielę wieczo­rem odpowiadać na nie, tłumacząc nerwowo Weronice, że kontrahenci nie mogą czekać na maila zwrotnego.

Ale to nie spowodowało, że odpuściła. Przejrzała wszystkie jego kurtki, płaszcze, kieszenie spodni, aż w końcu znalazła to, czego szukała.

Rachunek za zakup kwiatów.

Data wskazywała dzień, kiedy na sto procent nic nie dostała od męża, zresztą na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy zdarzyło się to raptem dwa razy – na urodziny i z okazji premiery. To drugie to w sumie dlatego tylko, że dzień wcześniej się pokłócili i wyrzuciła mu, że już mu na niej nie zależy, bo przestał kupować jej kwiaty. Następnego dnia ze skwaszoną miną rzucił jej bukiet na stół, uradowany, że wcale nie jest, jak mówi.

– A obiecywałeś, że tego nie zrobisz – skomentowała sama do siebie, patrząc na kawałek papieru zawierający informację, o której wiedziała, że zmieni jej życie.

Kiedyś zapewniali siebie nawzajem, że jeżeli będzie między nimi tak źle, że postanowią znaleźć szczęście lub ukojenie w ramionach innej osoby, powiedzą to sobie. On jednak najwyraźniej zapomniał o złożonej obietnicy.

Tydzień później usiadła przed nim, wypiwszy wcześniej szklankę burbona na odwagę. To były jego urodziny.

Przez chwilę planowała odwlec to w czasie, ale górę wzięła ciekawość. Liczyła, że znajdzie więcej tropów, ale zawiodła się na sobie. Nie mając wyjścia, postawiła na najprostszy sposób.

Konfrontację.

– Kim ona jest? – zapytała bez słowa wprowadzenia.

Grzegorz pokręcił głową, a jego oczy momentalnie się zaszkliły.

Wizualizując sobie ten moment, widziała, jak zaprzecza. Krzyczy, że coś sobie wymyśla. Próbuje jej wmówić, że jak zwykle jej wyobraźnia podrzuca obrazy niezgodne z prawdą.

On jednak tylko szepnął:

– Przepraszam. Zawsze się tego bałem.ROZDZIAŁ 4

1,5 roku wcześniej

Weronika

– Chciałabym podziękować mojemu mężowi. – Weronika pomachała do siedzącego przy jednym ze stolików pod sceną Grzegorza. Ten skłonił się lekko i posłał żonie buziaka. – Bez ciebie nie dałabym rady. Jesteś dla mnie wsparciem, pocieszycielem i motywatorem. Wiesz dobrze, kiedy wyjść z pokoju, a kiedy przycisnąć. Bez ciebie nie napisałabym tej książki. No i bez mojej grupy wsparcia, która zawsze w nocy o północy jest gotowa udzielić mi rady, pomóc, skrytykować moje szalone pomysły lub powiedzieć, że zmierzam w dobrym kierunku. – W tym momencie podniosła powieść, za którą odbierała nagrodę, i spojrzała na siedzących przy scenie przyjaciół i męża. – Oczywiście dziękuję wszystkim, którzy dali mi szansę, zarówno w wydawnictwie, jak i w miejscach, które odwiedzałam. Na targach, w bibliotekach, festiwalach. Na koniec zostawiłam sobie najważniejsze osoby. Was, drodzy czytelnicy. Bez was byłabym nikim. Sfrustrowaną kobietą, która pisze do szuflady, chociaż pewnie już bym tego nie robiłaby. Zrezygnowałabym po pierwszej powieści, maksymalnie po drugiej. To wasze pozytywne wiadomości, komentarze dają mi kopa i chęć do pracy. Oczywiście te mniej tryskające tęczą, lecz zawierające konstruktywną krytykę, też analizuję i uwagi biorę sobie do serca, ponieważ chcę być tylko lepsza. Dziękuję wam ślicznie! – Ukłoniła się i z uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę swojego miejsca.

Zeszła po niewielkich schodkach i podeszła do stolika, przy którym siedział Grzegorz i dwójka ich przyjaciół. Obiecali, że będą zachowywać się grzecznie i nie wykręcą żadnego numeru. Taki postawiła warunek, grożąc, że poprosi ochronę o ich wyprowadzenie, jeżeli coś wywiną, a oni dobrze wiedzieli, że jest gotowa to zrobić.

– Wyglądałaś nieziemsko – rzuciła Aneta, gdy ta już usiadła i na hejnał opróżniła stojący przy jej nakryciu wysoki i elegancki kieliszek szampana. – Zazdroszczę ci, że potrafisz chodzić w takich sukienkach. Jest zjawiskowa. Ja wyglądałabym jak przebieraniec.

Weronika tego nie skomentowała. Przyjaciółka zawsze wypowiadała się o sobie negatywnie, a jakiekolwiek próby zmiany jej poglądów na temat własnej osoby kończyły się fiaskiem.

Wychowywana przez ojca żołnierza, który również w domu wprowadził musztrę i wojskowy porządek, zawsze stroniła od przepychu i zupełnie nie potrafiła się ubierać. Łączenie fasonów, kolorów stanowiło dla niej zagadkę nie do rozstrzygnięcia i każda próba podjęta przez Weronikę, aby poprawić ten stan rzeczy, kończyła się sromotną porażką, dlatego lata wcześniej porzuciła tę karkołomną pracę i starała się nie skupiać na okropnych w jej mniemaniu kreacjach koleżanki. Na szczęście na swoje występy Aneta wybierała proste sukienki, które doskonale sprawdzały się przed publicznością żądną obcowania z muzyką poważną, co zapewniała im za pomocą swojej ukochanej wiolonczeli i w towarzystwie innych muzyków.

– Jaki następny cel? – rzucił Wojtek, podając przyjaciółce kolejny kieliszek z szampanem, który chwilę wcześniej wypełnił elegancko ubrany kelner.

– Dzisiaj? Upić się i wyluzować. Wczoraj wysłałam najnowszą powieść…

– Kolejną? – wtrąciła Aneta. Ostatnio za każdym razem, gdy czegoś nie wiedziała, oburzała się delikatnie, o czym świadczyły jej zaciśnięte usta i mocno ściągnięte brwi.

– Tak, ale jeszcze chwila, zanim świat ją zobaczy.

– A my? – wtrącili jednocześnie przyjaciele.

– A wy… jeszcze nie wiem – odpowiedziała, przygryzając wargę.

Wyjątkowo to ich opinii bała się najbardziej. Nigdy się tak nie czuła, ale też pierwszy raz na kartki przelała coś, co wydarzyło się w jej życiu. Opisywała romans męża, ich rozmowę, która otworzyła wiele ran i uzmysłowiła jej, że trudno komuś, kto był wychowywany przez rodziców, którzy zdradzali, nie powielić ich błędów. Grzegorz, podobnie jak Weronika, nie miał dobrego wzorca w domu.

Ze łzami w oczach opowiadał, jak dowiedział się o problemach rodziców w swoje trzynaste urodziny. Całą scenę opowiedział jej z najdrobniejszymi detalami, więc czuła, jakby była tam z nim.

Gdy Grzegorz wrócił do domu, zastał ojca stojącego w drzwiach z wielką torbą podróżną.

– Co robisz? – rzucił zdziwiony, bo nigdy wcześniej mężczyzna nigdzie nie wyjeżdżał sam.

Długo patrzył na syna w milczeniu. Zawsze wygadany, z roześmianymi oczami, w tamtym momencie wyglądał, jakby coś go trapiło.

– Przepraszam – wyszeptał, pocałował syna w czoło i wyszedł.

Grzegorz tygodniami się łudził, że on wróci. Liczył, że wyprowadzka jest tymczasowa i niebawem znowu będzie miał ojca. Niestety się nie doczekał. Tata zamieszkał z nową partnerką, a po niespełna pół roku pojawił się brat. Matka wściekała się na niego, gdy chodził w odwiedziny, ale zawsze marzył o rodzeństwie. Poza tym dziewczyna taty, jak mówił o niej kolegom, bardzo chciała się wkupić w jego łaski i pozwalała mu na wiele. Mógł jeść słodycze, czego mama zabraniała poza wyjątkowymi okazjami. Mógł też oglądać filmy zarezerwowane dla starszych odbiorców. Czuł się źle przez fakt, że rodzice się rozstali i ojciec zranił najbliższą mu osobę, ale się przyzwyczaił. Wszystko się zmieniło, gdy wyszło na jaw, że nowej partnerce również nie był wierny.

– Czy ty oszalałeś? – darł się na niego chwilę po tym, jak Monika, jego macocha, wyszła, trzaskając drzwiami tak mocno, że zatrzęsły się szyby w oknach. – Mama kochała cię ponad wszystko. Wiesz, że powiedziała mi, że wybaczyłaby ci twoją zdradę, gdybyś chciał do niej wrócić? Pogodziłem się z tym, że nie będziecie razem. Znalazłeś szczęście u boku innej. A ty, kurwa, tego nie doceniasz! Monika oddała ci wszystko. Zerwała kontakty z rodziną, bo tamci cię nie znosili. Wyjechała z miejsca, w którym mieszkała całe życie, i co dostała w zamian?!

Ojciec tego nie skomentował.

To było ich ostatnie spotkanie. Potem mężczyzna wyjechał do Niemiec. Niby do pracy, ale Grzegorz mówił, że to wyglądało niczym ucieczka. Zostawił za sobą wszystkie problemy i mógł zacząć od nowa, bez balastu w postaci synów.

Gdy ze szczegółami opowiedział o wszystkim Weronice, ta się ucieszyła. W końcu poznała kogoś, kto rozumiał jej obawy, troski. Kogoś, kto wiedział, jak to jest patrzeć na rodziców, którzy mają problemy z wiernością, mimo że jej rodzice nigdy się nie rozstali, a jego żyli osobno do końca swoich dni.

Niestety okazało się, że geny są silniejsze od obietnic i Grzegorz wielokrotnie szukał szczęścia w ramionach innej. Za każdym razem obiecywał żonie, że to nic takiego. Zwykły pociąg seksualny, za którym nie idą uczucia, przysięgał, że nigdy od niej nie odejdzie.

Przy trzecim razie, gdy przestała płakać i wlali w siebie zdecydowanie za dużo alkoholu, rzucił cicho:

– Ty też możesz…

Te trzy słowa wbiły jej się w głowę, wiercąc w niej dziurę, a co zaskakujące, uznała to za lepszy pomysł niż odejście.

Uśmiechnęła się do męża i pogładziła go po wierzchniej stronie dłoni. Od wyartykuowania tego pomysłu minęło już trochę czasu, a ona nadal nie wiedziała, co zrobić. Teraz jednak chciała skupić się na chwili swojej chwały, zapomnieć o tym, co było, licząc tylko na lepszą przyszłość.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij