- promocja
Obława - ebook
Obława - ebook
Trzy lata temu Laura „Strzała” Strzałkowska straciła wszystko. Teraz wraca do Polski, by zmierzyć się z przeszłością i wystartować w „Tatrzańskim Kacie” - najtrudniejszym triathlonie na świecie. Zamierza udowodnić wszystkim, że jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Jednak gdy podczas wyścigu zaczynają ginąć kolejni zawodnicy, zaczyna się koszmar. Walka o zwycięstwo zmienia się w walkę o przetrwanie.
„Rywalizacja zamienia ludzi w bestie”
„Śmierć dogoni cię pierwsza”
"Polowanie czas zacząć"
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8357-798-2 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zbiegam wąską, górską granią. Małe kamienie sypią się spod butów i toczą po granitowych skałach. Słyszę swój szybki oddech, serce łomoce w niekontrolowany sposób. Świadomość własnego ciała przychodzi i odpływa. Cała składam się z bólu, otarć i ran. Szlak jest stromy, kilka razy upadłam, poślizgnąwszy się na mokrych od deszczu kamieniach.
Jak długo już tak biegnę? Nie mam pojęcia. Gdy walczysz o życie, tracisz poczucie czasu. Z kłębów mgły wyłaniają się małe fragmenty obrośniętych trawą skał. Gdyby zasłona opadła, zobaczyłabym wysokie góry o stromych zboczach, wzgórza porośnięte drzewami, serpentyny szlaków i wielkie stawy. Ale nie chcę ich widzieć. Mgła jest teraz moim największym sprzymierzeńcem. Mogę się w niej ukryć i zniknąć.
Oglądam się przez ramię, ale nikt mnie nie ściga. Jestem zupełnie sama na szlaku. Turyści schowali się w schroniskach, inni zawodnicy oddalili się ode mnie już wcześniej. Przy moim pasku wciąż niczym szyderczy żart powiewa numer startowy, który miał przynieść mi szczęście. Zawody wciąż trwają. Przyjechałam w Tatry, żeby wziąć udział w triathlonie. Trenowałam do niego bardzo długo i ciężko, ale nikt nie przygotował mnie na to, co się wydarzyło.
Obrazy wracają kolejno, jeden po drugim. Znajoma twarz wykrzywiona w grymasie bólu. Ręka wyciągnięta w moim kierunku w błagalnym geście. Krew na jasnych włosach i kamieniach. Ciało drgające na ziemi. I szept w moim uchu: „Biegnij”. A potem ciemność.
Oczy pieką, po policzku spływa mi coś mokrego. Pot? Łzy? Nieważne. Ocieram twarz szybkim ruchem. Muszę widzieć wyraźnie. Najważniejsze to się nie potknąć. Nie przewrócić. Nie skręcić nogi. Jeden nieostrożny ruch może szybko zakończyć moje życie. Nie mogę sobie teraz pozwolić na luksus załamania nerwowego. Cierpienie jest zarezerwowane dla ludzi, którzy przetrwali. W moim przypadku ta kwestia jeszcze się nie wyjaśniła. Muszę tylko dobiec do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów, tam będzie bezpiecznie.
Stromy szlak wreszcie łagodnieje i skręca w prawo. Biegnę teraz doliną, po płaskim, kamienistym terenie, między gęstymi krzakami kosodrzewiny. Mgła opada, odsłaniając potężne szczyty. Mózg odruchowo przywołuje kolejne znajome nazwy. Buczynowa Strażnica, Granaty, Buczynowa Grań.
Mijam drogowskaz oznaczający niebieski szlak. W prawo na Zawrat, w lewo do schroniska. A więc w lewo. Szybciej, szybciej.
Niechciane obrazy atakują głowę. Widzę jej ciało leżące bez ruchu na kamieniach. Zakrwawione, jasne włosy. Dlaczego ona zginęła, a ja przeżyłam? I czy ktokolwiek uwierzy w moją wersję wydarzeń? Nie, nie ma sensu teraz o tym myśleć.
Zmuszam się, by biec jeszcze szybciej. W oddali widzę kamienny budynek ze spadzistym dachem i grupę turystów zgromadzonych pod wiatą. Schronisko jest coraz bliżej, rośnie w moich oczach. Woda w stawie wydaje się czarna. A może coś złego dzieje się z moim wzrokiem? Jestem na nogach od ponad trzydziestu godzin. Niedawno ktoś próbował mnie udusić. Nie mogę już ufać własnym zmysłom.
Mięśnie łydek pieką i błagają o przerwę, powietrze rani płuca przy każdym wdechu. Ale zaraz będę bezpieczna, już widzę drewniany mostek, jeszcze tylko trochę…
I wtedy czuję, jak czyjaś ręka zaciska się na moim ramieniu i ciągnie mnie w tył. A jednak się myliłam. Śmierć biegła ze mną przez cały czas, czaiła się za plecami, dyszała mi w kark, czekała na właściwy moment. Teraz muszę się z nią zmierzyć.