Oblicza pożądania - ebook
Oblicza pożądania - ebook
Jakie są twoje najskrytsze fantazje? Co byś poczuła, gdyby ktoś cię rozebrał, związał i siłą spełnił twoje najbardziej niepoprawne pragnienie? Jak byś zareagowała, gdyby twoja zrozpaczona przyjaciółka zakłóciła pikantny walentynkowy wieczór? Jaki prezent podarowałabyś spragnionej czułości osobie? Czy pozwoliłabyś, aby na egzotycznych wakacjach ktoś intensywnie obserwował, jak doskonale się bawisz? Aż w końcu – co byś zrobiła, gdybyś nakryła swojego gorącego współlokatora z jego równie kuszącym kolegą? Oto oblicza pożądania, które rozpalą twoje zmysły do czerwoności. Poznaj historie, które sama chciałabyś przeżyć. Daj się ponieść erotycznym fantazjom!
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-185-6 |
Rozmiar pliku: | 516 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1.
Dostałam kwiaty. Zawsze wydawało mi się, że coś powinno iść z nimi w parze. Może wino? Może chociaż pocałunek? Już nawet nie mówię o gorącym przelizaniu się z języczkiem, ale przynajmniej o buziaku w policzek. Po nim powinny paść słowa „Kocham cię” i zapowiedź ostrego seksu wieczorem.
Tymczasem mój mąż po prostu wręczył mi pięć czerwonych róż i powiedział:
– Najlepszego.
Trochę mnie zamurowało.
To już? – pomyślałam zdegustowana, nie do końca wiedząc, jak zareagować.
– Dzięki – odparłam po kilku sekundach milczenia, podczas których czekałam na rozwój wydarzeń.
Ale ten nie nastąpił. Czułam się w jakiś dziwny sposób odrzucona. Wręcz „rzucona”. A chociaż skorupę mam twardą i rzadko daję po sobie znać, że coś mnie trapi, tak teraz poczułam się niczym delikatna przesyłka, na której wierzchu widnieje napis „Nie rzucać”.
A mój mąż właśnie nie tylko potrząsnął tym pudełkiem, ale chamsko rzucił nim o ścianę.
Wszystko dokonało się w kuchni. Siedział i pił poranną kawę. Kwiaty musiały leżeć na parapecie, więc od razu po nie sięgnął, gdy weszłam do środka. Wstał, uśmiechnął się, wręczył mi ten niesamowity prezent, po czym z powrotem usiadł i zapytał:
– Napijesz się kawy?
Gdybym odpowiedziała twierdząco, to i tak sama musiałabym sobie ją zrobić, bo przecież byłam bliżej czajnika. On siedział, ja stałam i w jakiś dziwny sposób nie mogłam się ogarnąć.
Zagryzłam wargę, ale nie kusząco, tylko w zamyśleniu, i próbowałam skupić na czymś wzrok. Ostatecznie wbiłam go w trzymane w ręku róże i zaniosłam je do salonu, gdzie spoczęły w wazonie. Stał zakurzony w gablotce. Wlałam do niego wody w łazience, a potem postawiłam na stole, chcąc jak najlepiej wyeksponować to, że miałam dziś urodziny.
Tylko po co?
Marek dalej siedział w kuchni, a ja zaczęłam się teraz zastanawiać, czemu tych kwiatów nie dał mi w sypialni. Musiał wstać jakieś piętnaście minut przede mną. Zdążył umyć zęby, zrobić kawę. A przecież mógł zrobić w dwóch kubkach, postawić je na szafce nocnej, na poduszce położyć kwiaty, obudzić mnie pocałunkiem i powiedzieć: „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie”.
Wtedy bym się nawet ucieszyła. Uśmiechnęłabym się, uściskała go, oplotła ramionami i pociągnęła z powrotem do łóżka. Zaspana sięgnęłabym pod jego bokserki, a on zacząłby całować mnie po szyi.
Potem…
Ach, już nawet nie chciałam sobie wyobrażać, co mogłoby być dalej, bo tylko bym się niepotrzebnie nakręciła. Jednocześnie podnieciła, chcąc przeżyć poranny orgazm, i zezłościła, wiedząc, że teraz już wszystko jest stracone.
– Kurwa… – powiedziałam sama do siebie, stając przy oknie w salonie.
Mieszkaliśmy na czwartym piętrze w małym bloku. Przed budynkiem widać było plac zabaw, na którym właśnie znajdowało się kilkoro dzieci z rodzicami. Nawet oni bawili się lepiej ode mnie.
Poszłam do kuchni i bez słowa zrobiłam sobie kawę. Marek uśmiechał się do mnie, jakby myślał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ale nie było. Nie chciało mi się go uświadamiać, bo nie miałam ochoty na kłótnię. Nie dzisiaj, nie o poranku. Niech najlepszym prezentem będą więc dziś dla mnie spokój i milczenie, skoro nie mogłam liczyć na nic lepszego.
2.
Dzień minął mi spokojnie i bardzo leniwie. Nie miałam na nic ochoty, więc głównie patrzyłam na telewizor bądź w telefon. Czekałam, aż nadejdzie godzina, o której będę mogła w końcu wyjść z domu. Oczywiście nie chodziło o to, że o innych nie mogłam. Marek był nieokrzesany, ale nie aż tak. Byłam umówiona. Już od tygodnia nie mogłam się doczekać tego wieczoru. Miałam przyjaciela, Kubę. Znaliśmy się od liceum. Był gejem i dlatego Marek nie złościł się, gdy przesiadywałam z nim długimi godzinami. Chociaż nie, inaczej, za geja uważał go wyłącznie mój mąż. Kuba miał dwóch chłopaków, ale to były raczej przelotne związki. O wiele więcej miał dziewczyn, ale Marek nie musiał o tym wiedzieć. Tak czy siak Kuba był biseksualistą, z którym dogadywałam się znacznie lepiej niż z niejednym facetem hetero czy niejedną kobietą. Poza tym nie miałam bliskich przyjaciółek, jedynie w pracy kilka znajomych by się znalazło. Wolałam żyć sama ze sobą i Markiem, choć ten coraz częściej dawał mi do zrozumienia, że ma mnie w nosie. Kochaliśmy się, małżeństwem byliśmy od pięciu lat. Wzięliśmy ślub, gdy byłam na piątym roku studiów.
Dziś skończyłam dwadzieścia dziewięć lat i nie miałam pojęcia, jak powinno wyglądać moje dalsze życie. Szczególnie dlatego, że do tej pory nigdy nie uważałam się za w pełni szczęśliwą. Myślałam, że Marek da mi szczęście, którego szukałam. Może przez dwa lata żyłam złudzeniami, że chwyciłam pana Boga za nogi.
Zdecydowanie to nie był Bóg.
Od liceum utrzymywałam kontakt z Kubą. Kilka razy ze sobą spaliśmy, ale nigdy nie doprowadziło to do niczego więcej. Z nim przeżyłam swój pierwszy raz, potem parę razy wylądowaliśmy w łóżku na jakiejś imprezie. Raz zdarzyło się to, gdy byłam już po ślubie.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to już wtedy „szczęśliwe życie” z Markiem gdzieś się ulotniło. Wkradła się rutyna, wkradło się znudzenie, brak tematów do rozmów, te sprowadzały się do pracy bądź jedzenia. Seks uprawialiśmy sporadycznie. Nie chciało nam się. Czy może inaczej – nie chciało nam się razem. Marek wydawał się wierny. Poza tym chyba właśnie miał to, czego oczekiwał. Spokoju i stabilizacji. Żona, praca, seks w weekend, może czasem zwalił sobie konia pod prysznicem, ale chyba niczego więcej mu do szczęścia nie było trzeba.
Mnie owszem. I zapewne dowodem na to był mój skok w bok z Kubą. Choć wcale nie rozpatrywałam tego w kategoriach zdrady. Kuba to mój najlepszy przyjaciel. Było wiele rzeczy, które robiło się tylko z bliskimi osobami. Ale ja na długo przed Markiem robiłam je z Kubą. Poza tym oboje wiedzieliśmy, że gdybyśmy mieli się w sobie zakochać, to stałoby się to już dawno temu. Ale między nami nigdy nie iskrzyło. Mimo to doskonale się dogadywaliśmy – raz na jakiś czas. Mieliśmy podobne charaktery, które okazałyby się mieszanką wybuchową, gdybyśmy spędzali ze sobą więcej czasu. Pewnie po chwili miłość i przyjaźń zamieniłyby się w złość, może też w końcu w nienawiść.
Nie było potrzeby kusić losu.
A to, że raz na jakiś czas mu obciągnęłam, jedynie sprawiało, że mi się lepiej żyło, więc nie miałam co się tym przejmować. Ani tym bardziej Marek nie musiał o tym wiedzieć. Nie wiedział, więc i jemu żyło się spokojniej. Dlatego też nie miał obiekcji, gdy mu powiedziałam, że wychodzę wieczorem z Kubą na piwo. Pewnie się nawet ucieszył, że ktoś go wyręczy w świętowaniu. Marek nawet własnych urodzin nie obchodził.
***
Myślałam o tym wszystkim, stojąc przed lustrem, i niepotrzebnie się nakręcałam. Czułam, jak rośnie we mnie złość, malująca mi się na twarzy. Zaciskałam zęby i wymyślałam powody, dla których powinnam się rozstać z Markiem, ale jednocześnie wiedziałam, że to byłby zły krok.
Tylko dlaczego?
To by oznaczało kolejne kłopoty, kolejne nieciekawe i nieprzyjemne sytuacje, których najzwyczajniej w świecie przeżywać nie chciałam. Nie myśląc więc dalej o tym wszystkim, wskoczyłam pod prysznic, odkręciłam gorącą wodę i pozwoliłam jej długo mnie obmywać, a sama na chwilę zapomniałam o całym świecie.