- W empik go
Oblicza Szaleństwa. Poziom 15—10 - ebook
Oblicza Szaleństwa. Poziom 15—10 - ebook
„Oblicza Szaleństwa. Poziom 15—10” to książka mająca na celu ukazać drzemiące w człowieku uczucia i dobrze znany instynkt przetrwania. Co byście zrobili budząc się w przepełnionym ciszą szpitalu, słysząc stukot szpilek, który nie uspokaja, lecz każe się ukryć? Co zrobi bohaterka, kiedy maniakalni zabójcy będą dybać na jej życie? Czy pośród otaczającego ją szaleństwa znajdzie sojuszników? I co najważniejsze — dlaczego ani ona, ani nikt inny nie pamięta niczego sprzed dostania się do tego koszmaru?
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8189-163-9 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Usłyszałam dźwięk zbliżających się kroków — to one wybudziły mnie ze snu.
Uniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam przed siebie, po czym zamrugałam wolno z zaskoczenia.
— Gdzie… ja jestem?
Ujrzałam niemal pusty pokój — nie było nawet okna. Nade mną paliła się zepsuta lampa, która tworzyła więcej cieni, niż dawała światła. Same ściany musiały kiedyś mieć kolor szpitalnej zieleni, jednak w tym oświetleniu wyglądały jak brudnoszare.
Mój wzrok padł na metalowe drzwi i wstałam powolutku.
Panująca wokół mnie cisza była niepokojąca, jedynie te kroki odznaczały się w powietrzu.
Z pewnością kobiece — stukot przypominał uderzenie obcasa o beton.
Był to bardzo znajomy dźwięk i powinien mnie uspokoić… lecz moje ciało wcale nie czuło spokoju. Kazało mi za to jedno.
Schować się.
— Cip, cip — usłyszałam. — Cip, cip, mały ptaszku — wiem, że gdzieś tu jesteś.
Drzwi otworzyły się powoli, a ja chyba instynktownie zasłoniłam usta. Nie miałam zbyt dużego wyboru, więc schowałam się za ich skrzydłem. Coś ostrzegało mnie, by nie zdradzać, gdzie jestem, więc obserwowałam w ciszy, jak do środka wchodzi kobieta.
Wyglądała od tyłu jak zwykła pielęgniarka… lecz jej głos…
— Cip, cip… — rozglądała się, wyjmując dłoń z kieszeni, w której ujrzałam pełną strzykawkę. — Gdzie się schowałaś, ptaszyno?
Jej głos wywoływał u mnie ciarki.
Nim pojęłam, co robię, moje ciało znów zareagowało samo — popchnęłam ją z całej siły, aż padła na łóżko, na którym wcześniej spałam i wybiegłam z pokoju, biegnąc co tchu.
Wnętrze wyglądało jak każdy szpital, lecz pomieszczenia, które mijałam, były puste.
— Nie dobry ptaszek! — usłyszałam nagle dźwięk z głośników i mimowolnie stanęłam, patrząc na nie… by ujrzeć poza nimi również pełno kamer. — A tak chciałam dać ci bezbolesną śmierć… no cóż, za to, co mi zrobiłaś, na pewno już takiej nie otrzymasz!
I rozległ się śmiech, który był tak przejmujący, tak bardzo oszalały, że znów ruszyłam biegiem. Gdzieś musiało być jakieś wyjście, cokolwiek…
Jednak, kiedy wbiegłam w kolejny korytarz, zorientowałam się, że wszędzie jest tak samo.
Biegałam w kółko.
Ledwo o tym pomyślałam i znów usłyszałam śmiech.
— Och, ptaszku — widzę, że zauważyłaś, że to na nic. Nie opuścisz tego miejsca. Och! Nie mogę się doczekać, by dopisać cię do swojej listy trupów!
Śmiech rozbrzmiał z całą mocą, a ja pojęłam, że mam już jej dość.
— Zamknij się! O co tu chodzi?! Gdzie jestem i czemu chcesz mnie zabić?! — zawołałam i usłyszałam szczere zaskoczenie w jej głosie:
— Kolejna? — zaraz jednak dodała: — To i tak nie ma znaczenia, trupy nie potrzebują wspomnień!
Znów zaczęłam biec. Cholera jasna — czemu wszystko wyglądało tak samo? Czyżbym faktycznie krążyła cały czas w kółko?
„Chwila” — zatrzymałam się ponownie. — Jeśli tak… to coś tu nie gra. Przecież ona mnie obserwuje — musi gdzieś tu być, a wszystkie drzwi są otwarte.
Czyżby…?
Przestałam biegać po omacku i zaczęłam spacerować. Jak gdyby nigdy nic.
Wtedy rozległ się krzyk wściekłości, którego tak naprawdę się spodziewałam:
— Czemu już nie uciekasz?! Krzycz, panikuj, ty wstrętna suko!
Ten wrzask rozdarł wszystkie korytarze. Ja jednak szłam dalej, wysłuchując ze znudzoną miną jej gróźb. Jeśli miałam rację to powinnam…
„Jest” — pomyślałam, słysząc, jak w pewnym miejscu krzyk przebija się przez ścianę. Wiedziałam już, że to tam się ukryła.
Nie miałam pojęcia, co ma w zanadrzu, a ominięcie tego ukrytego pokoju po raz kolejny, gdy była taka wściekła, było skrajną głupotą. Mogła wyskoczyć z niego i zaatakować mnie w każdej chwili… Jednak była to jedyna szansa, by cokolwiek się dowiedzieć i może nawet się stąd wydostać.
Jedyne, co ryzykowałam, to swoje życie. A z tego, co widziałam… mogłam umrzeć w każdej chwili.
Minęłam jej kryjówkę, wkładając ręce do kieszeni kurtki i wymacałam tam coś zimnego i bardzo znajomego.
— Mam cię — usłyszałam przerażające i kierowana instynktem skoczyłam w bok, machając do tyłu ręką.
Nóż, który przy sobie znalazłam, rozdarł jej rękę do krwi, aż ta spłynęła szkarłatem na ziemię, goniona przez jej krzyk.
— Boli, boli! To ciebie miało boleć, suko! Ciebie! — i rzuciła się na mnie.
Jej oczy były szalone, pełne cieni i nienawiści, które dodawały jej siły.
Była jednak drobniejsza ode mnie… I mimo wszystko słabsza, ponieważ mnie trzymało tutaj coś silniejszego od szaleństwa.
Nie chciałam umierać. Nie teraz i nie w ten sposób. Nie z rąk psychicznej pielęgniarki.
Udało mi się wcisnąć między nas nogę i z całej siły odepchnęłam ją nią, aż walnęła głową o przeciwległą ścianę.
Wstałam, nabuzowana adrenaliną i wpadłam do jej pokoju, szukając wyjścia.
— Myślisz, że uciekniesz? — usłyszałam i odwróciłam się w stronę drzwi.
Stała w przejściu z zakrwawiona głową i przecięta ręką. Zauważyłam, jak od rany od noża, tuż pod jej skórą, powoli idzie dziwny, znajomy ślad, kierując głębiej do jej ciała.
— Zabawne — rzekła śmiejąc się, widać jeszcze nie wiedząc, że coś dzieje się z jej ręką. — Stąd nie ma ucieczki, skarbie. Nigdy stąd nie odejdziesz. Będziesz tu gnić, gnić tak długo, aż nie pozwolę ci zdechnąć! — i rzuciła się na mnie po raz kolejny, a ja znów machnęłam ręką, skacząc w dół, by ją ominąć.
Nóż znów celnie trafił w jej ciało, lecz tym razem krzyk był jeszcze głośniejszy.
— Boli! — padła na brzuch, trzymając ranę i wyjąc: — Nie zniosę tego! Nie! Nie!
Odsunęłam się od niej, a ta, pomimo cierpienia, próbowała się czołgać w moją stronę.
— Ty suko… ja nie mogę umrzeć, nie mogę… — nagle zaczęła chichotać. — A nawet jeśli umrę… to inni wykończą cię za mnie. Może nie pamiętasz, jak tu trafiłaś… ale wiedz jedno: Nigdy nie opuścisz tego miejsca. Nie masz dość ikry… by zabić wszystkich.
Nagle jej ciało zamarło na moment, by po chwili zacząć drgać w konwulsjach, aż wydało ostatnie, pośmiertne tchnienie.
Zrozumiałam, że trucizna w ostrzu dotarła do jej serca.
Długo stałam i patrzyłam na jej ciało. Nie płakałam. Nie panikowałam. Nie krzyczałam.
Właściwie nie czułam nic — tylko jedno kołatało mi się po głowie.
Kim była i dlaczego oszalała tak bardzo, że w jej sercu nie pozostało nic poza chęcią mordowania?
Jak się okazało, zaraz miałam się tego dowiedzieć.
Rozdział 2
Brawo, brawo! — monitory w pokoiku rozbłysły, ukazując mi jakąś ciemną postać, której głos był tak zniekształcony, że trudno było określić czy to baba, czy facet.
Jednak nim ten ktoś powiedział coś jeszcze, stwierdziłam:
— Najpierw stuknięta pielęgniarka, teraz postać ukryta w cieniu ze zniekształconym głosem. Oryginalne jak cholera.
Postać zareagowała na moje słowa śmiechem.
— Och tak, miałem pewność, że dostarczysz mi rozrywki. Szukałem takiego obiektu jak ty przez lata — biedna, opuszczona i odrzucona. Nie mająca swojego kąta na świecie. Jednocześnie na tyle zdeterminowana by żyć, pomimo całego bólu, jaki doświadczyłaś. Mam nadzieję, że ta twoja „determinacja” doprowadzi cię do mnie i spotkamy się na żywo.
— Jak chcesz, bym to zrobiła? — zapytałam oschle. — Skoro ja nic nie…
— Och, liczę na twój tęgi umysł i spryt. Dałem ci do rąk narzędzia, które pomogą ci do mnie dotrzeć. Musisz jednak wiedzieć, że w tym miejscu panują pewne zasady.
— Zasady?
— Znajdź je… a każdy poziom da ci coś, czego pragniesz.
Po tych słowach monitory zgasły, a ja spojrzałam na trupa pielęgniarki.
— Ciekawa jestem… — rzekłam, patrząc na nią — …co ci dał, że aż tak zdziczałaś?
Oczywiście nie odpowiedziała, lecz jej widok nie napawał mnie optymizmem.
Znalazłam jeszcze kilka tego rodzaju ukrytych pokoi i w jednym z nich zamknęłam jej zwłoki. Pomimo tego że była trupem, wcale nie chciałam, by w jakiś magiczny sposób ożyła i znów chciała mnie zabić.
Nim jednak ją zamknęłam, przeszukałam ją i znalazłam w jej kieszonce na piersi kluczyk… oraz plakietkę z imieniem i nazwiskiem, która wcale nie mówiła, jakie są jej personalia.
Było tam za to jej zdjęcie i słowa:
„SM — poziom 15”.
SM… jedyne, co mi się z tym kojarzyło patrząc na nią, to „Seryjny Morderca”, ale mogłam się mylić.
A poziom 15… wolałam o tym na razie nie myśleć.
Zamknęłam ją i ruszyłam obejrzeć pozostałe pomieszczenia.
Były na wzór autentycznego szpitala — znajdowały się tam łóżka, szafki… i nagle coś sobie przypomniałam.
Ta wariatka mówiła o wpisaniu mojego trupa na swoja listę, więc musiała gdzieś taka być.
Wróciłam do sterowni, jak ją określiłam i przeszukałam dokładnie szafki — miała tam cały asortyment strzykawek z różnymi środkami, ułożonymi z wręcz pedantyczną starannością. Niestety nie znałam terminologii medycznych, więc nie wiedziałam, co tam jest, jednak to dało mi jakiś obraz sytuacji.
Ta kobieta musiała być właśnie pielęgniarką lub lekarzem, by móc się tym posługiwać. Czyli… może ten „poziom” stworzono właśnie pod nią?
Zamyśliłam się, przeszukując dalej szafki i po chwili znalazłam jej listę.
Był to zeszyt, w całości zapisany czerwonym tuszem choć, patrząc na jej zachowanie i skłonności, byłam niemal pewna, że to krew.
Nie wiedziałam czemu… lecz świadomość tego mnie nie przeraziła. Tak samo jak trup znajdujący się w jednym z pomieszczeń.
Ciało człowieka, którego sama zabiłam.
Myśląc o tym nagle zdałam sobie z czegoś sprawę.
Odkąd się wybudziłam byłam w pełni świadoma i spokojna — zdecydowana, jakbym dobrze wiedziała, że muszę zachować zimną krew.
Uświadomiłam sobie jednak, że wspomnienia z przed mojego obudzenia się tutaj…
Zniknęły.
Amnezja? Ale dlaczego? I dlaczego, pomimo tej świadomości, moje myśli nadal były tak klarowne i czyste?
Rozpoznawałam wszystko — myślałam dość szybko i dość celnie kojarzyłam fakty.
Jednak kim byłam? Dlaczego tutaj trafiłam?
Ten cień człowieka mówił, że szukał kogoś takiego jak ja. Powiedział, że pomimo wielu trudności, moja wola życia była na tyle silna, że chciałam istnieć mimo wszystko.
I wygląda na to, że ta determinacja była wszystkim, co mi pozostało.
Czytając listę nie dowiedziałam się niczego konkretnego — żadnego nazwiska nie rozpoznałam, do żadnego nic nie poczułam.
Wiedziałam, że to oznacza, iż z żadną z tych osób nic mnie nie łączy, ani nie łączyło. Dlaczego więc zostałam wybrana jako kolejna ofiara?
„Ofiara” — pomyślałam, szukając dalej jakichś wskazówek. — Ten ktoś nie określił mnie tym słowem, powiedział: „Obiekt”.
Obiekt laboratoryjny? Czy obiekt pod mikroskopem? A może… obiekt doświadczalny?
Jakkolwiek bym tego nie ugryzła, określenia wybitnie mi się nie podobały.
Hm… chwila. Każde z tych określeń było określeniem medycznym. A byłam w czymś na wzór szpitala.
Mogło to być bardzo luźne skojarzenie, ale mogło i nie być.
Znów przeszłam się po pokojach.
Nigdzie nie było okien ani roślin — niczego, co można określić jako „żywe”. I nagle pojęłam, że cały ten obiekt… całe piętro, jeśli wierzyć identyfikatorowi kobiety, było jak zamknięta klatka.
Klatka, w której — na dłuższa metę — trudno jest żyć o zdrowych zmysłach.
Czyżby ta kobieta oszalała przez to, że nie znalazła stąd wyjścia? A jeśli tak, to dlaczego nie zjednała się z kimś kto, podobnie jak ja, tutaj trafił? Czemu nie uciekła z kimś, kto mógł jej pomóc?
Tyle pytań… miałam zamiar poznać na nie wszystkie odpowiedzi.
Rozdział 3
Po kolejnym przejrzeniu pokojów, miałam pewien obraz tego, jak tu jest.
Pokoje wyglądały na szpitalne, lecz poza podstawowymi sprzętami były puste. Na niektórych łóżkach, pod nakryciami, odkryłam wielkie ślady zaschniętej krwi, co mówiło mi, że poza mną byli tu inni. Inni, których pani Psycho Pielęgniarka musiała zaszlachtować jeszcze zanim się obudzili.
Dziwne, przecież kiedy ona chciała mnie zabić, chciała wstrzyknąć mi coś strzykawką. Mówiła, że będzie to „bezbolesna śmierć”. To dość mocno kłóciło się z tymi przesiąkniętymi materacami.
Skąd to nagłe pragnienie oszczędzenia mi bólu? Czemu akurat ja?
Moje poszukiwania przywiodły mnie znów do sterowni. Coś było nie tak — czegoś ciągle mi brakowało.
I nagle zrozumiałam.
Gdzie ona sypiała?
Wszystkie rzeczy potrzebne do zabijania były tutaj — w tym pokoju… lecz nie było tu łóżka, ani tak naprawdę niczego, na czym można choć na chwilę przysnąć.
Czułam, że znajduje się tu coś jeszcze.
Przeszukałam każdy zakamarek. Tak długo stukałam w ściany, aż nagle usłyszałam głuchy odgłos.
Było tam pomieszczenie.
Zaczęłam klikać różne guziki na konsoli. Odkryłam, nad czym panują, aż nagle po naciśnięciu jednego rozsunęła się boczna ściana.
Gdy weszłam do środka, ujrzałam praktycznie pusty pokój, z wyjątkiem bogato zdobionego łóżka, na którym…
Zamrugałam i podeszłam do niego, by unieść niedużego, pluszowego pieska.
Co on robił w pokoju takiej osoby?
Rozejrzałam się i ujrzałam też stolik, na którym było zdjęcie.
Rozpoznałam tamtą kobietę, trzymającą w objęciach inną — blondynkę o oczach podobnych do niej, z tym, że jej były dużo jaśniejsze i nie kryły w sobie zalążków szaleństwa.
Zamyśliłam się i dotknęłam swoich włosów, ciągnąc krótki kosmyk… by ujrzeć, że mają kolor jasnego blond.
Wróciłam do sterowni i wyłączyłam monitory — nigdzie w pokojach nie widziałam luster.
Ujrzałam swoje odbicie. Faktycznie miałam krótkie blond włosy, obcięte trochę po chłopięcemu, lecz moja twarz nie była twarzą tamtej kobiety. Byłam jednak dość podobna.
Czyżby to przez to podobieństwo?
Sądząc z ich min i zażyłości obstawiałam, że to siostry.
W końcu usiadłam z westchnięciem na fotelu i zamyśliłam się. „Reguły” — cieniowaty powiedział, by szukać reguł… Tylko gdzie?
Nigdzie nie było książek ani napisów, poza tym zeszytem… Spojrzałam na monitory.
No właśnie.
Konsola sterowała urządzeniami, lecz musiała być także komputerem.
Gdzieś musiała być dodatkowa klawiatura.
Zamyślona spojrzałam na blat i tknięta przeczuciem sięgnęłam pod niego, aż mój palec natrafił na przycisk.
— Bingo — rzekłam, gdy część biurka rozsunęła się, ukazując klawiaturę.
Po kliknięciu pierwszego przycisku od razu wyświetliła się strona startowa.
— Hasło…
Mogłam się domyślić. Jednak jakie ono może być?
Wyjęłam jej plakietkę — mogła wymyślić coś swojego, lecz co jeśli i ona trafiła tutaj z amnezją?
— Hm… — było tyle opcji, tyle rozwiązań.
Nagle coś mnie tknęło. Przeszukałam wszystko, tylko nie samą siebie.
Nóż cały czas nosiłam w kieszeni, lecz zawinięty skrawkiem materiału z jej uniformu. Nie chciałam się przypadkiem na niego nadziać. Teraz jednak położyłam go obok siebie i zaczęłam ostrożnie szukać innych rzeczy.
Znalazłam w kurtce jeszcze ładny kamyk, a w spodniach zwój dziwnej linki.
No i oczywiście kluczyk, który znalazłam w jej kieszeni, a o którym w tym wszystkim zdążyłam zapomnieć.
Dziwne… nigdzie nie znalazłam żadnej dziurki od klucza. Na dodatek był on dość nietypowy. Mały i bez żadnej nalepki czy zawieszki mówiącej, od czego może być.
Musiał być ważny. Tylko do czego mogłoby pasować takie maleństwo…?
Zamyślona poruszyłam ręką i trąciłam tego pluszowego psa, którego wzięłam ze sobą z jej sypialni. W mojej głowie pokazało się jakieś wspomnienie, w sumie bardziej przypominało fragment jakiejś gry.
Obejrzałam maskotkę… i znalazłam pod kokardką na szyi zaszytą część.
Ostrożnie wzięłam nóż i lekko nacisnęłam ostrzem nitkę.
Zaczęła się roztapiać — nic dziwnego, że tamta tak wrzeszczała, skoro kwas był tak silny. W sumie ciekawiło mnie, jakim cudem coś tak silnego dawało radę trzymać się w nożu…
Cóż, pomyślę nad tym później.
Kiedy nitka się roztopiła, ujrzałam wewnątrz psa pudełko.
Wyjęłam je i odkryłam, że ma maleńką kłódkę — klucz pasował idealnie.
Odczepiłam ją i zajrzałam do środka.
Znalazłam coś na kształt karty wstępu albo karty do komputera. Idąc za tą drugą myślą rozejrzałam się po konsoli i znalazłam wejście na kartę.
Kiedy wsunęłam ją do środka, ujrzałam plik zawierający książkę… i zrozumiałam, że to lista zasad.
A upewniło mnie dodatkowo to, że z włączeniem się pliku zadźwięczały fanfary i usłyszałam głos z jednego z monitorów, na którym ukazał się ten „cieniowaty” ktoś.
— Brawo! Oczywiście mnie nie zawiodłaś! I to jak szybko! Patrzenie, jak twój mózg pracuje jest fascynujące! Pielęgniarka okazała się niewypałem — umarła ogarnięta przez chaos pomieszczeń. Nie odnalazła Reguł.
Spojrzałam bez słowa na misia.
— Czy on… czy należał do niej?
— Oczywiście, że tak! — zaśmiał się. — Kiedy tu trafiła pozwoliłem jej zachować dwie swoje rzeczy — Dwie! — oraz kilka wskazówek. Ona jednak traktowała tego psa jak żyjące stworzenie! Była żałosna — miała dwie swoje rzeczy i jak każdy otrzymała pomoce, lecz była zbyt głupia, by rozwiązać zagadki tego miejsca.
— Czyli… oszalała tutaj.
Z samotności.
— Od początku miała w sobie szaleństwo — wyznał lekceważąco. — Miała pecha, że ten poziom przypomniał jej coś, co dopełniło goryczy.
A więc każdy poziom był inny… lecz dotykał traum ludzi, którzy tu trafiali.
— Powiedz mi coś… czy chcesz, bym i ja się złamała? Jak ona?
— To… będzie rozkosz dla moich oczu — wyznał. — Jednak jeszcze nie czas. Poznaj reguły i ruszaj dalej. Nie mogę się doczekać naszego spotkania.
Reguły Piwnic
— Każdy poziom posiada jednego Opiekuna, który żyjąc w nim najdłużej ma największą władzę.
— Kiedy ktoś opuszcza swój poziom, wchodzi pod władzę Opiekuna poziomu wyżej.
— Za opuszczenie każdego poziomu, wygrany ma prawo do jednego życzenia.
— Każdy ma prawo pozostać na danym poziomie, lecz tylko za zgodą jego Opiekuna. Bez niej, Obiekt musi albo dogadać się z opiekunem piętra, albo go zabić.
— By zostać Opiekunem, trzeba zabić obecnego lub przeżyć dłużej niż on.
— Każdy nowy Obiekt otrzymuje na starcie: Jedną osobistą rzecz, przedmiot, który może mu pomóc oraz coś, co może mu się przydać.
— By móc przejść na kolejny poziom, Obiekt musi rozwiązać zagadkę piętra lub otrzymać upoważnienie od Panującego nad piętrami.
— Im wyższy poziom, tym więcej można zyskać.
Oznaczenia
Każdy nowy członek otrzymuje identyfikator, który znajduje się w pokoju, w którym się przebudził. Zastępuje on imiona i nazwiska.
Oznaczenie „SM” — Seryjny Morderca
Oznaczenie „SG” — Seryjny Gwałciciel
Oznaczenie „MD” — Morderca Dzieci
Oznaczenie „MR” — Morderca Rodzin
Oznaczenie „SN” — Szalony Naukowiec
Oznaczenie „RM” — Rytualny Morderca
Oznaczenie „PM” — Psychiczny Morderca
Każdy identyfikator posiada dodatkowe oznaczenie — poziom, na którym jest opiekunem. Osoby bez dopisku poziomu nie mają prawa do prób przedostania się wyżej, chyba że pod specjalnym przyzwoleniem.
Rozdział 4
Przeszukałam pokój, w którym się obudziłam.
W jednej z szuflad pojawił się identyfikator z moim zdjęciem — był podpisany oznaczeniem, który jako ostatni widniał na liście.
„PM — Poziom 15”.
Zmrużyłam oczy i spojrzałam w oko jednej z kamer.
Czy naprawdę byłam Psychicznym Mordercą? Czy też była to tylko gra, w którą wkręcał każdego, kto przeżył?
Nie wiedziałam, ale nie miałam też innego wyboru — musiałam wejść w jego grę.
Nie miałam pojęcia, co mnie czeka — co znajdę na kolejnym poziomie? Śmierć? Czy życie? A może szaleństwo?
Wyszłam z pokoju i usłyszałam dźwięk windy — otworzyło się jedno z przejść, którego wcześniej nie dostrzegłam.
Podeszłam do niego i ujrzałam, że ściana jest tak gruba, że nie było szans usłyszeć pogłosu.
Weszłam do środka i drzwi zamknęły się za mną cicho.
Kiedy winda ruszyła w górę, pomyślałam, że czeka mnie spora przeprawa.
Ponieważ wiedziałam, co te reguły oznaczały.
Czekało mnie piętnaście poziomów… lecz miałam dziwne wrażenie, że było ich więcej.
Słowa „Reguły Piwnic” mówiły same za siebie.Rozdział 1
PM — Poziom 15
Kiedy winda zatrzymała się piętro wyżej, usłyszałam:
„Witamy na czternastym piętrze. Od tej pory obwiązuje Ciebie dodatkowa reguła: Przebywając w windzie masz prawo do jednego życzenia. Po jej opuszczeniu tracisz możliwość do nagrody. Życzę miłego dnia”.
— To chore — rzekłam, stojąc nadal w windzie.
Mogłam się domyślić, że istniał jakiś haczyk dla tych życzeń.
Spojrzałam w głąb korytarza — trudno było mi cokolwiek powiedzieć, ponieważ jedynie w windzie było jasno. Dookoła panował całkowity mrok…
I zrozumiałam pułapkę tego piętra.
Spojrzałam w oko jednej z kamer w windzie.
— Jesteś tam?
— Oczywiście — rozległ się uradowany głos. — Czego sobie życzysz, moja psychiczna morderczyni?
— Jednej rzeczy — i wskazałam w głąb pomieszczenia. — Chcę byś rozświetlił cały ten poziom.
Zareagował tak wielkim wybuchem śmiechu, że zrozumiałam, iż w pewien sposób będę żałować tego życzenia.
Gdy przestał rechotać, usłyszałam zadowolone:
— Oczywiście skarbie. Twe życzenie jest dla mnie rozkazem.
Światła rozlały się po całym poziomie.
A to, co zobaczyłam…
Nie rozumiałam tego. Dlaczego moje serce po raz kolejny było tak obojętne?
Rozdział 2
PM — Poziom 15
Stałam dość długo przed windą, rozglądając się obojętnie po wnętrzu. Wszędzie leżały trupy, a ściany znaczyły czerwone ślady krwi, przypominające odciski dłoni.
„Ile istnień” — pomyślałam, licząc ciała i przy okazji zastanawiając się, czemu po raz kolejny, widząc prawdziwe zwłoki, nie stać mnie na emocjonalną reakcję. Zupełnie jakbym… była w jakiś sposób oswojona z tym widokiem.
Kiedy doliczyłam się ponad dwudziestu ciał obejrzałam się.
Kiedy wyszłam z windy ta zamknęła się za mną, lecz nie słyszałam by odjechała, co oznaczało, że nadal tu była… widać czekając, aż znów ją otworzę.
Jednak jak miałam to zrobić?
Było tu tylko jedno pomieszczenie — dość spore, zasłane martwymi ciałami mężczyzn, kobiet… nawet dzieci. Musiały być to osoby, które przedarły się obok Pielęgniarki lub…
Chwila. W regułach pisało, że by móc przejść dalej, trzeba być opiekunem lub spełnić jakiś wymóg…
Coś mi się nie zgadzało.
Skoro tylko Opiekun mógł przechodzić dalej… to dlaczego było tutaj tak wiele trupów? Wszyscy odnaleźli kruczek, jak przejść na wyższy poziom? Czyżby Pielęgniarka była aż tak głupia i tyle osób przepuściła dalej?
Podeszłam do najbliższych zwłok i zaczęłam szukać przy nich identyfikatora.
Ujrzałam twarz mężczyzny — dość przystojną, teraz wyglądającą jak wysuszony potwór.
Jednak plakietka mówiła sama za siebie.
„SM — poziom 15”.
Przejrzałam też pozostałe ciała… i znalazłam to samo.
Ci wszyscy ludzie zabili poprzedniego Opiekuna 15 piętra… tak, jak ja.
A więc trafili tu dużo wcześniej, niż pojawiła się Pielęgniarka… Lecz nie zdołali otworzyć windy tego piętra. I w sumie nic dziwnego, jeśli pomyśleć, jak tu było ciemno.
Do tego… wielu ludzi bało się ciemności — kiedy zdali sobie sprawę, że nie ma nigdzie wyjścia, tylko gołe ściany… Niemal widziałam ich panikę i strach. Na dodatek z pewnością potykali się o leżące tu już wcześniejszej trupy… okropna śmierć, przepełniona strachem.
I nagle mnie tknęło.
Mimo że było tu tyle trupów… nie śmierdziało, a krew widniała wyłącznie na ścianach — pod ciałami nie było niczego.
Czyli umarli tak — w ciemności, próbując się uwolnić, konając pewnie z głodu i pragnienia. Jednak kwestia zapachu…
Rozejrzałam się i dostrzegłam bardzo małe, lecz liczne przewody wentylacyjne — nie wiem skąd, ale w mojej głowie ukazał się obraz tego, jak te wciągają co jakiś czas odór dookoła, a potem wpuszczają do środka jakieś chemikalia, które sprawiają, że trupy się wysuszają, zamiast być zżerane przez pośmiertne robale.
Jednak… czy w takim razie mógł żyć tu Opiekun? Pielęgniarka była szalona — zabijała każdego. Tymczasem tutaj nie było żadnych śladów morderstw, tylko powolnego umierania.
Czy żył tu Opiekun? Czy mnie obserwuje, czekając jak tamten „cieniowaty” psychol, aż zacznę panikować? Czy też byłam tu całkiem sama?
Musiałam się tego dowiedzieć.
— Chcę spotkać Opiekuna tego miejsca — rzekłam na głos i nagle usłyszałam, jak coś się poruszyło.
Spojrzałam w bok — jedno z ciał jeszcze się ruszało.
Podeszłam powoli i usłyszałam słaby głos:
— Dobij mnie.
Zatrzymałam się niedaleko i ujrzałam twarz starego mężczyzny, którego skóra była bardzo wyniszczona. Jego oczy zaś…
Szybko kucnęłam obok niego wiedząc, że mnie nie zaatakuje.
— Dobij mnie — poprosił, patrząc niewidomymi oczami. — Nie zniosę… więcej tych krzyków.
— Od jak dawna tu jesteś?
— Nie wiem… ale mam dość. Dość słuchania, jak ktoś umiera.
Rozejrzałam się i zauważyłam, że trochę wyżej niż ludzkie spojrzenie znajdują się jedzenie i woda.
— Zaczekaj.
Podeszłam do ściany i używając ciał wdrapałam się wyżej, łapiąc wszystko, do czego sięgałam — cieszyłam się teraz, że jestem taka szczupła, bo gdybym więcej ważyła, ciała by zwyczajnie pode mną pękły.
Dziwne… czemu pomyślałam akurat o swojej wadze?
Starzec pił jak szalony, a ja podejrzliwie patrzyłam na jedzenie, jednak tak naprawdę nie miałam żadnego wyjścia.
Byłam głodna.
Kiedy tamten pojadł oparł się o ścianę i westchnął.
— Skąd… gdzie to znalazłaś? — zapytał, a ja wyznałam:
— Na górnej części ścian są wgłębienia, w których było jedzenie i woda.
— Jak… jak to dostrzegłaś? Wszyscy… wszyscy mówili, że tu jest ciemno…
— Zażyczyłam sobie, by ten popieprzeniec zapalił światło — wyznałam, obserwując go.
Milczał przez chwilę, aż w końcu wyznał:
— Mi i to by nie pomogło.
Zapytałam:
— Czy trafił tu pan ślepy? Czy może jest coś w tym pokoju, co panu zaszkodziło? — od razu ujrzałam zaskoczenie na jego wymizerowanej twarzy.
— Trafiłem tu ślepy — wyznał. — I skąd… skąd wiesz, że…
— Po stanie leżących tu ciał — wyznałam, sięgając powoli do kieszeni. — Wyglądają jak zmumifikowane.
— Rozumiem… — rzekł, nie mając świadomości, że się ruszam. — Nic sprzed tego miejsca nie pamiętam — wyznał w końcu, a ja dopytałam:
— Jak długo pan tu jest?
— Nie długo… ktoś mi nieznany pokierował mnie do windy — opowiadał. — Kiedy z niej wysiadłem zorientowałem się… że z tego pokoju nie ma ucieczki.
Zmrużyłam oczy i wstałam ze słowami:
— Czy zdajesz sobie sprawę, że to co mówisz… — szybko wycelowałam w niego nożem: — …nie trzyma się kupy?
— Doprawdy? — jego ton od razu się zmienił.
— Tak. Mówisz, że jesteś tu od niedawna… lecz wcześniej mówiłeś, że masz dość krzyków konających ludzi. Twoja skóra jest wyniszczona chemikaliami, które są kierowane na zwłoki, a których naliczyłam ponad dwadzieścia. Jeśli wierzyć mojej intuicji, nie codziennie ktoś tutaj trafia — pielęgniarka z piętra niżej także miała dość długą listę trupów, a jednak tutaj także nie jest ich mało. Przyznaj się… kim jesteś i jak długo tu jesteś?
Wtedy zaczął się lekko śmiać.
— Masz rację dziecko. Jestem tu już długo… — zaczął się podnosić. — I wcale nie nienawidzę krzyków. Uwielbiam je — wyznał z szerokim uśmiechem. — Wiedziałem, że stąd nie wyjdę… lecz miałem przewagę nad resztą.
— Żyjesz w ciemności — rzekłam, ciągle celując w niego nożem. — To dlatego jako jedyny potrafisz tu żyć.
— Jaka mądra! — krzyknął uradowany. — Od wieków nie rozmawiałem z kimś tak błyskotliwym — wyznał. — Co powiesz, by tu ze mną zostać? — zapytał nagle z szerokim uśmiechem. — Przez cały ten czas słyszałem bardzo wiele. Wiesz, że każde piętro jest całkiem inne? Dotyka koszmarów każdego, kto tu trafia. Im wyżej jesteś, tym bardziej rośnie nadzieja, lecz w końcu i tak trafia się na poziom, który każdemu z nas uderza do głowy! Ja miałem szczęście, że tu trafiłem — jako jedyny potrafię tu funkcjonować i nie muszę się martwić, że ktoś wypruje mi flaki.
— Chyba że ja to zrobię.
— Kochanie, nie rób tego — poprosił nagle. — Ja tak bardzo chcę rozmawiać… będzie nam razem dobrze. A już o tym mówiąc… — nagle sięgnął do spodni i zsunął je, ukazując mi chude ciało i twardego jak skała penisa. — Mam dość pieprzenia tych trupów — wyznał z szaleństwem. — Brakuje mi krzyków, szamotaniny… ty mi to dasz, prawda? — i rzucił się w moją stronę.
Odskoczyłam, uciekając przez chwilę… i zrozumiałam, kogo mam przed sobą.
Facet musiał mieć oznaczenie „SG” — Seryjny Gwałciciel.
Nagle krzyknął:
— Chodź tutaj! Zarżnę cię jak świnię — zaleje cię nasieniem tak bardzo, że będziesz błagać mnie o to, bym zrobił to po raz kolejny!
Miałam dość — stanęłam gwałtownie, a on uczynił to samo. Zrozumiałam, że nasłuchuje, a to znaczyło, iż naprawdę był ślepy.
Lecz ja widziałam go doskonale.
Zrobiłam zamach — w tej samej chwili ruszył na mnie, słysząc mój ruch.
Jednak byłam szybsza.
Nóż wbił się w jego klatkę piersiową i w tym samym momencie nastąpił przeraźliwy krzyk, gdy trucizna rozlała się w jego ciele.
Nie trwało to jednak długo, bo facet upadł na plecy i umarł szybciej, niż to wszystko warte.
Złapałam za rękojeść i wyrwałam nóż z jego ciała — trucizna wypaliła w nim dziurę.
I wtedy znów usłyszałam tamten śmiech.
— Brawo, brawo! Jesteś niesamowita — wspaniała! Jedna doba, a ty załatwiłaś już dwóch opiekunów! W nagrodę pozwolę ci wjechać na następny poziom — winda otworzyła się jak za komendą. — Dalej, dalej kochanie! Nie mogę doczekać się tego, co zrobisz w następnej kolejności!
Już chciałam iść do windy, lecz wróciłam się do ciała. Przeszukałam go i wzięłam od niego trzy rzeczy: identyfikator, nożyczki i… paczkę kondomów.
Podejrzewałam, że gdy je wyczuł, zaczął się śmiać… Albo i nie. Jednak…
Jednak.
W regułach pisało, że każdy otrzymuje trzy rzeczy: Coś osobistego, przedmiot, który może się przydać i coś, co może pomóc.
Nożyczki mogły być czymś pomocnym lub czymś, co może się przydać. A kondomy… chwilę nad tym myślałam i uznałam, że musiały być jego własnością.
W takim razie pozostała trzecia rzecz.
Przeszukałam go jeszcze raz i mój wzrok padł na jego szyję.
Był tam łańcuszek… na którym była zawieszka przedstawiająca Anioła Stróża.
Rozdział 3
PM — Poziom 15
Zabrałam wszystko ze sobą i weszłam do windy, by usiąść pod ścianą i je obejrzeć.
Wisiorek był jego prywatną rzeczą. Kondomy musiały być czymś, co się może przydać, a nożyczki przedmiotem, który pomoże.
Jednak nie mogłam wyzbyć się wrażenia… że dwa z tych trzech przedmiotów nie pasują do jego postaci.
Gościu pieprzył trupy bez zabezpieczenia — jak teraz o tym myślałam, przebiegały mnie ciarki, choć umysł nadal był przeraźliwie klarowny. Był na tyle oszalały z pragnienia, że nie obchodziło go, że może umrzeć od samego tego syfu.
Jeśli miałabym być szczera… to może i nie widział tego, co było dookoła niego, lecz ten ciemny pokój i tak go pochłonął, odbierając mu resztki człowieczeństwa.
W końcu winda zatrzymała się i drzwi otworzyły się ze słowami:
„Witamy na poziomie trzynastym. Mamy nadzieję, że dotychczasowy pobyt przyniósł Państwu wiele radości. Od tej pory, poza życzeniem, mają Państwo prawo do otrzymania dodatkowego przedmiotu”.
Ujrzałam, jak ścianka obok mnie się przesuwa. Włożyłam tam rękę i znalazłam w niej klucz.
Przyjrzałam mu się, jednak zaraz spojrzałam w korytarz — był oświetlony lampami… i od razu zdałam sobie sprawę, że przypomina trochę zewnętrzny świat.
Były tu uliczki, przedzielone jakby budynkami, lecz oczywiście był to po prostu beton.
Stałam przez chwilkę myśląc, czego potrzebuję i w końcu rzekłam do kamery:
— Chcę, byś mi powiedział, czego mam tu szukać, by móc ruszyć dalej.
— Och… uwielbiam cię, kochanie. Nie doczekam się, aż się spotkamy — wyznał. — To twoje życzenie? Dobrze więc — oto wskazówka tego poziomu: Szukaj znaków naznaczonych przez ogień — to one pozwolą ci rozszyfrować zamek następnej windy.
Czekałam jeszcze, czy czegoś nie doda, po czym zapytałam:
— To wszystko?
— Tak, to wszystko, czego potrzebujesz — jego głos był aż nadto zadowolony.
Uznałam, że był na tyle stuknięty, że rzeczywiście podał mi wszystko. Jednak… kiedy winda się za mną zamknęła i usłyszałam, jak odjeżdża, poczułam, że na tym poziomie wydarzy się coś dziwnego.
Był to poziom trzynasty — liczba ta, jak pamiętałam, zwykle źle się kojarzyła.
Jednak… Miałam pewne wrażenie…
Wrażenie, które — miałam nadzieję — okaże się prawdą.