Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Obronić królową - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
16 marca 2023
Ebook
34,90 zł
Audiobook
24,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,90

Obronić królową - ebook

Nastoletnia Greta rozpoczyna nowy etap w swoim życiu. Musi zamieszkać z ojcem, jego żoną i córką w małym miasteczku. Nie jest zachwycona, ale szybko okazuje się, że młodszej Lili nie sposób nie lubić, a Igor, chłopak z sąsiedztwa, jest przyjacielski i skory do pomocy. I tak na nią patrzy… Czy skrywająca olbrzymią tajemnicę Greta zadomowi się w nowej klasie i nowym środowisku? Będzie ciężko, tym bardziej, że na jej drodze stanie chodzący ideał – Milena, która również zawalczy jak lwica o względy Igora. Książka wyróżniona w IV Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8208-033-9
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Urodziły się niemal w tym samym momencie. I od tamtej chwili wszystko już robiły razem. Zosia i Hania Orylówny, moje czytelniczki bliźniaczki. Podczas pracy nad _Obronić królową_ wracałam myślami do czasów, gdy rosły razem z moimi książkami. Co to była za frajda! Pisać powieść dla dwóch dziewczynek jednocześnie!

A potem nagle wyrosły. I już nie tak łatwo trafiało się na listę ich lektur. Bogatą, zróżnicowaną i coraz dojrzalszą. Na szczęście dalej łączyła nas przyjaźń i literackie sympatie, choćby do Johna Greena.

Zapragnęłam, by _Obronić królową_ stało się prezentem na sierpniowe urodziny dwóch wspaniałych dziewczyn. I podziękowaniem. Zosiu, Haniu, ta historia nie o Was, ale dla Was.

Basia KosmowskaROZDZIAŁ PIERWSZY

1.

Czekał na córkę i patrzył w okna na pierwszym piętrze. Stary blok z osypującym się tynkiem przywoływał złe wspomnienia. Tomasz Maliński zachodził teraz w głowę, co się stało z tymi dobrymi. Gdzie je pogubił? Dlaczego nie pamiętał, czy był tu w ogóle…

…szczęśliwy? Pewnie był. Dopóki nie okazało się, że do szczęścia nie wystarczą perfumy jaśminowe i odrapany balkon. Może dostałem za dużo? – pomyślał ze smutkiem. – I nie to, czego pragnąłem…? Choćby dziecko… Zbyt wiele jak na tamten czas. Strasznie spanikowałem. Po czymś takim szczęście kojarzy się wyłącznie z ucieczką…

– Tylko tyle? – zapytał, odrywając spojrzenie od zaniedbanego balkonu, gdy stanęła przed nim niemal bezszelestnie.

Ogarnął wzrokiem plecak i niewielką walizkę. Dziewczyna lekkim ruchem postawiła swoje rzeczy obok samochodu. Jedynie rumieniec zdradzał, w jakim pośpiechu opuszczała mieszkanie.

Greta. Jego pierwsza córka, której prawie nie znał.

– Naprawdę tylko tyle? – upewnił się z niedowierzaniem.

W jego głosie zabrzmiały jednocześnie zdumienie i ulga. Zdziwił się, że plecak i walizka pomieściły wszystko, czego potrzebuje nastolatka opuszczająca dom na cały rok. I znalazł pocieszenie w skrywanej głęboko myśli, że przeprowadzka córki jest tymczasowa, a rok to tylko dwanaście miesięcy.

Choć nigdy by się z tą myślą przed Gretą nie zdradził.

– O czymś zapomniałam. – Dziewczyna spojrzała na ojca przepraszająco. – Jeszcze moment!

Ruszyła przed siebie i zniknęła w bramie. Wróciła szybciej, niżby się spodziewał. Ze szmacianą, zniszczoną maskotką. Próbowała ukryć ją w szerokich połach kurtki, ale zauważył.

– Pasażer na gapę – rzuciła, siląc się na żartobliwy ton. I była wdzięczna ojcu za to, że nie drąży tematu.

Oboje byli sobie za to wdzięczni.

Tomasz Maliński przez chwilę obawiał się, że pluszak, który mógł być przecież prezentem od niego (oby nie), posłuży jako pretekst do okropnej rozmowy o zaniedbanych dzieciach i nieobecnych rodzicach. Na szczęście już wcześniej, jak na dobrego prawnika przystało, przedstawił córce wszystkie swoje oczekiwania. Paragraf po paragrafie, punkt po punkcie. Wśród różnych życzeń zgrabnie przemycił prośbę o niepowracanie do uciążliwych wspomnień z przeszłości. A Greta sprawiała wrażenie dość rozsądnej, żeby nie komplikować i tak trudnej sytuacji.

Dla niej temat był jeszcze bardziej niezręczny. Szmacianego osła dostała od babci.

„Zastąpi mnie, kiedy będę daleko” – powiedziała starsza pani, gdy razem pakowały neseser z drobiazgami potrzebnymi w szpitalu. Tymczasowa rozłąka kojarzyła się Grecie z zimnem i zielonym fartuchem. Wtedy, na korytarzu przypominającym raczej wybieg dla szlafroków niż miejsce spacerów dla ludzi, rozmawiała z babcią po raz ostatni. Okazało się, że „daleko” ma wiele znaczeń. A jedno z nich na zawsze zmieniło starannie poukładany świat Grety. To wtedy bury osioł przestał być zwyczajnym pluszakiem i awansował na łącznika pomiędzy opustoszałym dzieciństwem i bliżej nieustalonym nowym adresem babci.

A teraz i ona, Greta, zmieniała adres. Nie z własnej woli – po prostu musiała. W każdym razie osioł rozumiał ją doskonale. I zawsze pachniał jak babcia. Albo mama. O co jego właścicielka zadbała, co jakiś czas rozpylając nad ukochanym zwierzakiem mgiełkę jaśminowych perfum.

Tym razem chyba przesadziła, bo ojciec zmarszczył nos.

– Co, nie lubisz zapachu jaśminu? – Wyglądała na zmartwioną.

– Jaśminu…? – Zwlekał z odpowiedzią, włączając się do ruchu na jednokierunkowej uliczce. – Nie wydaje mi się. Żebym nie lubił – dodał zbyt szybko. – Zapach jak każdy inny – wybrnął. I natychmiast zmienił temat: – Twój pokój jest już gotowy. Obok pokoju Lilki. Anna… moja żona… osobiście się tym zajęła. Mam nadzieję, że jakoś…

Zawiesił głos, jakby wybrał się na poszukiwanie właściwego słowa.

Greta wybawiła go z kłopotu:

– Będzie dobrze – zapewniła, wkładając w to krótkie zdanie cały swój niepewny entuzjazm.

Gadam jak przed operacją wyrostka! – skarciła się w duchu.

Spojrzała na ojca spod grzywki, ale wydawał się zadowolony. Usłyszał to, co chciał.

– Lilka… Pójdzie teraz do drugiej klasy? – zapytała.

– Do drugiej… Lubi szkołę… Trochę choruje… Wspominałem ci chyba o tym.

Wspominał, ale o astmie przyrodniej siostry słyszała już wcześniej. Od mamy, która nie omieszkała dodać, że „wszystkie złe uczynki w końcu do nas wracają”. Gretę oburzyły wtedy jej słowa.

„Jak możesz? Przecież to dziecko. I… jednak moja siostra” – zaprotestowała.

Matka zdusiła w sobie niechęć.

„Nawet jej nie znasz, tej twojej siostry” – dorzuciła, ale już bez satysfakcji.

– Trochę czytałam o astmie. Podobno można ją wyleczyć. – Greta wróciła ostrożnie do tematu. Patrzyła przed siebie, ale była pewna, że ojciec omiótł ją uważnym spojrzeniem.

– Czytałaś o astmie…? – Był zaskoczony. – My też jesteśmy dobrej myśli. Rokowania są świetne, a mała dzielnie sobie radzi.

Gdyby mama to słyszała – Greta nie miała żadnych wątpliwości – nie odmówiłaby sobie riposty. Czegoś w stylu, że matka Lilki też nieźle sobie poradziła, rozbijając szczęśliwą rodzinę.

Rozumiała cierpienie i żal mamy. Ale wiedziała, że nikt jej nie pomagał rozbijać szczęśliwej rodziny. Sama sobie z tym poradziła. Z pomocą ojca, oczywiście…

Im Greta była starsza, tym bardziej powątpiewała w mityczną utraconą szczęśliwość. Wyrastała przecież w kiepskim towarzystwie wiecznych pretensji i wzajemnych zarzutów. Lata mijały, a mama wciąż nie potrafiła wybaczyć ojcu tego, że pewnego dnia, po kolejnej awanturze przy obiedzie, odsunął najpierw talerz z zupą, potem krzesło, aż wreszcie żonę stojącą mu na drodze do drzwi.

Ją, małą Gretę, też odsunął, choć wtedy mógł tego nie zauważyć, zaślepiony gniewem, głuchy na krzyk i łzy.

– Wasze mieszkanie trzeba będzie wynająć. – Ojciec nieświadomie przywrócił czas teraźniejszy. – Dałem ogłoszenie… Przez rok uzbiera się trochę pieniędzy… Potem, kiedy już zamieszkasz z ciotką, przydadzą się…

Dopiero teraz, gdy Tomasz Maliński wziął się do porządkowania przyszłości Grety, sprawiał wrażenie zadowolonego. Raz i drugi wydusił nawet z siebie jakiś zdawkowy uśmiech. Jeszcze z nim nie zamieszkała, a już wysyłał w drogę powrotną plecak i walizkę, leżące teraz bezpiecznie w bagażniku. Nabrała pewności, że ojciec marzy o chwili, kiedy będzie mógł odwieźć ją do Warszawy.

Nie daje mi szansy – pomyślała. – Nie zna mnie, ale zakłada, że to nie może się udać…

Dlaczego aż tak zabolało? Przecież jest już prawie dorosła…

Rozmawiamy jak obcy sobie ludzie.

Za oknami czerwieniały i żółciły się drzewa. To gwałtowne, pospieszne nadejście jesieni bardzo Gretę zdziwiło. Był jeszcze sierpień, tak, ale niepodobny do wcześniejszych. Kiedyś mogła dłużej spać, czytać do późnego wieczora, a mimo to lato w niej kwitło i dojrzewało opalenizną aż do pierwszego dnia szkoły. Dni miały smak sezonowych owoców, a zieleń traciła gwarancję powoli i z godnością.

Tym razem było inaczej. Może to nie wina mijających tygodni? Może ostatnie wydarzenia sprawiły, że przegapiła swoją ulubioną porę roku? Utraciła ją nagle jak stały adres zamieszkania.

Utracić lato – to brzmi jak tytuł okropnie smutnego filmu – pomyślała. Przymknęła oczy. Kontury mijanych drzew zlepiały się w mur bez końca i początku.

Mury, gruzy, ruina – to właśnie zostawiała za sobą. Wtuliła nos w osła i poczuła jaśmin. Jakby rozkwitł w futrze maskotki na przekór ponurym myślom. Bo wiadomo – tu Greta zdobyła się na nieśmiały uśmiech – z każdej katastrofy można ocalić coś bezcennego, jeśli się tego bardzo pragnie.

Spojrzała na ojca. Nigdy nie podzieli się z nim tą myślą. Nie zrozumiałby. Nie on.

2.

Przyglądam mu się ukradkiem. Jakbym chciała go zapamiętać. Odnowić wyblakłą fotografię, którą trzymałam dotąd w dolnej szufladzie biurka. Wysokie czoło, pierwsza mocna bruzda przecinająca poziomo policzek. Nieskazitelnie niebieska koszula. Wygląda jak…

…amerykański aktor, ale drugoplanowy. Jak ktoś, kto dostał w zastępstwie niechcianą rolę i musi teraz przekonująco zagrać kochającego ojca. Mhm… Kiepski z tego mojego taty udawacz…

Nasza pierwsza wspólna podróż. Ten samochód też jest dopięty na ostatni guzik, jak jego kierowca. Sterylna puszka z bezwonnym powietrzem, którego wystarczy na określony czas. Potem można się udusić. Auto ojca bardziej przypomina komisariat, biuro prawnika albo bank. Coś bezdusznego, gdzie czujesz trwogę, choć nic złego nie zrobiłaś. Najgorsza jest panująca w nim czystość. Kiedy ojciec koncentruje się na wyprzedzaniu, z niepokojem sprawdzam, czy z moich trampek nie sypie się piasek na wymuskaną woskiem wycieraczkę.

Sypie się.

Ojciec źle rozumie moje westchnienie.

– Coś nie tak? – pyta, ale nie mnie, tylko przednią szybę i wsteczne lusterko.

– Wszystko tak – zapewniam cicho. Mam ochotę się roześmiać, bo trudno o bardziej nieszczerą odpowiedź. Na szczęście ojca nie obchodzi, co naprawdę myślę.

Najszczęśliwsza byłam zawsze z babcią. Dobrze, że zabierała mnie czasami do siebie, do jaśminowego królestwa… I do apteki. Lubiłam siedzieć na zapleczu, wśród kartonów z lekami. Przy biurku pełnym recept. A najbardziej – na jej kolanach, kiedy babcia porządkowała papiery i uśmiechała się do pani Alinki, swojej pomocnicy.

– I widzisz, Alinko droga – mówiła, mrużąc oczy za szkłami okularów. – Znowu wygrałyśmy z cudzym bólem, a swojego żadną tabletką nie ukoisz.

Tak właśnie mawiała, patrząc na mnie dobrodusznie i przenikliwie. Jakbym nie była tylko małą Grecią, która w zbyt dużym fartuchu udaje panią farmaceutkę.

– Ja zaraz panią wyleczę! – obiecuję babci i na niby odmierzam krople. – Proszę zażyć. Po nich poczuje się pani lepiej.

Śmieją się obie. Babcia jest zachwycona miksturą. Pani Alinka też zamawia krople.

– …ale takie, po których łatwiej znaleźć męża – dodaje, prosząc o podwójną dawkę.

Krzywię się. Nie chcę, żeby pani Alinka miała męża. Narzekam, ile z takim mężem kłopotów. Jak wyjdzie z domu, to nie wróci. I wtedy się długo płacze…

W aptece nie jest już tak wesoło. Nawet babcia gubi uśmiech. Musiał spaść pod biurko, bo szuka go tam i nie podnosi głowy, zanim nie znajdzie.

W domu mdły zapach waleriany zamieniał się w swąd przypalonych kotletów. Mama smażyła je, nie wstając od komputera.

– O co chodzi? – Kwitowała śmiechem moją rozczarowaną minę.

– Są jak z ogniska! – Znów krzywiłam się niemiłosiernie.

– No właśnie! Takie mają być! Przecież jesteśmy na biwaku…

Siadałyśmy na podłodze i śmiejąc się, jadłyśmy palcami te jej nieszczęsne kotlety. Co drugi dzień byłam na biwaku.

3.

Miasto? Miasteczko? Greta nie mogła się zdecydować. W każdym razie ciche i senne, co było cudowną odmianą po hałaśliwej Warszawie. Jedna winda w szpitalu, jeden kod pocztowy… Próbowała wyobrazić sobie gwarny ruch na małych uliczkach. Co było trudne, bo miasto właśnie odpoczywało w popołudniowej zadumie. Przypominało makietę, w której ktoś bardzo zadbał o każdy szczegół. A tymczasem ojciec Grety zauważył…

...zauważył jej uśmiech. Chyba lekceważący. Typowy dla mieszczucha, który pewnego dnia odkrywa, że na poboczach autostrad też mieszkają ludzie. Zwolnił z nadzieją, że ujmie ją zadbany rynek i rząd odnowionych kamienic. Były dumą Wilmowa. Angażowano je nawet do filmów o międzywojniu.

Stare aktorzyce z nowym makijażem – myślał czule o kamienicach, codziennie wchodząc do jednej z nich.

– Tam, przy kasztanowcu, jest moje biuro. Na parterze.

Powiedział to z dumą, a Greta wcale się nie zdziwiła.

– Pięknie tu. – Pokiwała z aprobatą głową, wciąż z tym samym uśmiechem.

A więc nie kpi. Naprawdę jej się podoba – pomyślał mile zaskoczony.

Jechali w stronę domu stojącego wśród podobnych do siebie willi jednorodzinnych, co jakiś czas zwalniając. Ojciec znał każdy kąt miasteczka i związane z nim historie. W ciągu tych kilku chwil usłyszała więcej słów niż przez całą podróż. Kłaniał się nielicznym przechodniom, którzy witali go skinieniem głowy lub przyjaznym gestem ręki.

– A tam, za płotem, był kiedyś cmentarz żydowski. Teraz zrobiono w tym miejscu zieloną siłownię. Jednak niezręczność. – Westchnął i zamilkł, wyraźnie zdumiony swoim entuzjazmem przewodnika.

– Lubią cię tutaj.

W jej głosie usłyszał uznanie. Uśmiechnął się.

– …bo jestem adwokatem. Moi koledzy, prokurator Zawadzki i komornik Śliwa, raczej nie mogą liczyć na sympatię – zauważył z udawanym współczuciem.

Zatrzymał samochód przed okazałym domem strzeżonym przez najeżone igłami świerki.

– To tu. Witaj… – zawahał się – …w drugim domu.

Ojciec już nie przypominał wesołego przewodnika sprzed chwili. Greta rozumiała go doskonale. Czekała ich rodzinna prezentacja, niełatwy rytuał, podczas którego żadna ze stron nigdy nie jest do końca sobą.

Dziewczyna, przygotowana na najgorsze, nagle ujrzała, jak w jej stronę zmierza szybki okrągły pocisk w kwiecistych szortach. Z trudem wytrzymała jego serdeczne lądowanie.

– Jestem Lilka! – krzyczała energetyczna kulka, mocno przytulając się do Grety i patrząc na nią z zachwytem. – A ty jesteś ładniejsza od siostry Laury. I od siostry Wiki. I nawet od brata Maćka!

– …ale nie od ciebie – zapewniła ją Greta. – Cześć, Lili – dodała, cmokając dziewczynkę w policzek.

– Lili? Jak ładnie! Moi mili, mówcie do mnie: „Lili”! – zażądała wesoło mała poetka, oglądając się na rodziców.

– Anna. – Żona Tomasza Malińskiego wyciągnęła rękę. – Witaj w domu – dodała nieco sztywno.

– Dzień dobry… Aniu?

Znak zapytania z trudem dźwignął niezręczność całej sytuacji.

– Jasne! – Anna Malińska znalazła cień uśmiechu, tak potrzebnego w tej trudnej chwili. – Tak będzie chyba najlepiej – uznała.

– Najlepiej to będzie zjeść obiad. – Ojciec Grety stanął z bagażami, na które jego żona spojrzała z niedowierzaniem.

– Tylko tyle? – wyraziła zdumienie, gdy znaleźli się oboje w kuchni.

– Uwierzysz? – odpowiedział szeptem. – Też myślałem, że przywiozę najpierw sklep z ciuchami, a potem ich właścicielkę…

– Jest ładna – odszepnęła Anna Malińska. – I chyba miła…

– Córki to moja specjalność. – Wyprężył się z dumą.

Ale ten żart z jakichś powodów nie wydał się Annie Malińskiej szczególnie śmieszny.

4.

Dom doskonały. Wszystko, na czym zatrzymywałam wzrok, było absolutnie na swoim miejscu. Wszystko do wszystkiego pasowało. Zaczynałam się obawiać…

...i to bardzo się obawiałam, że ja do niczego nie będę pasować. Nie mogło być tu przecież żadnego miejsca, które zaprojektowano z myślą o mnie. Nie istniałam w planach nowej rodziny taty. Inaczej niż na przykład Lili.

A teraz rozglądam się po moim pokoju urządzonym przez Annę. Dziwne. Nie ma tu ani jednej zbędnej rzeczy, a jednocześnie niczego nie brakuje. Półka z książkami… Skąd wiedziała, że lubię Pratchetta? Niepotrzebnie wypchałam plecak Światem Dysku.

Mamie by się nie spodobało, że ktoś tak jej niemiły jak druga pani Malińska odgadł moje upodobania… Dlatego nie powiem na ten temat ani słowa, gdy się z nią zobaczę. Jestem mistrzynią w mówieniu tego, co moi rodzice chcą usłyszeć. Wciąż muszę być uważna, choć to chyba im zabrakło uważności, kiedy po swojemu urządzali dorosłe życie, zapominając, że jest w nim ktoś jeszcze niedorosły… Cała nadzieja w Lili. Zdaje się, że to jedyna osoba, przy której nie muszę nikogo ani niczego udawać.

Za oknem piękny ogród i domek na drzewie. Ciekawe, czy Lili miała być upragnionym synkiem. Czasami to nawet lepiej, gdy plany dorosłych zawodzą. Mam upragnioną siostrę i to najlepszy prezent powitalny, jaki sobie można wymarzyć.

Obiad. Dobrze, że już za mną tłumaczenie, dlaczego nie jem zwierząt. Ojciec był spięty, pytając, czy to jeden z wymysłów matki. Wyjaśniłam, że to mój własny wybór, że mama nie ma nic przeciwko pałaszowaniu naszych braci (i sióstr) mniejszych. Sytuacja stała się nieco dramatyczna, kiedy Lili odsunęła z obrzydzeniem kawałek wieprzowiny, oznajmiając, że ona również nie będzie jadła przyjaciół. I że najlepiej, aby nikt ich nie jadł, bo pani w szkole mówiła, że trudno o prawdziwą przyjaźń, więc każdą trzeba szanować. „Mądre dziewczynki nie będą jadły świnki” – dokończyła z triumfem i przy stole zapanowała grobowa cisza.

Sporo czasu zajęło mi wyjaśnianie, że z dziećmi jest trochę inaczej. Dopiero gdy zapewniłam Lili, że będzie miała mnóstwo czasu na podjęcie tak ważnej decyzji, mała z westchnieniem powróciła do wzgardzonego dania.

Kiedy Lili z dziecięcą ufnością zrobiła ze mnie przy obiedzie autorytet, wszyscy się trochę przerazili. Ja – bo żaden ze mnie wzór. Ale jej rodzice stanęli przed większym wyzwaniem. Wiedzieli wprawdzie, że dużo czytam i nieźle się uczę. Nie mieli jednak pojęcia, czy przypadkiem nie zasypiam z butelką piwa, nie popalam slimów na balkonie i nie prowadzam się z podejrzanymi typkami ze starszych klas… Tego nie mogli wiedzieć, a mimo wszystko zachowali do końca posiłku grzeczne uśmiechy.ROZDZIAŁ DRUGI

1.

Wiedział, co za chwilę nastąpi, i zżymał się na myśl, że nic na to nie poradzi. Nie ma takiej opcji. Zaraz wejdzie matka i zacznie się zrzędzenie. „A ty wciąż niegotowy, ile razy mam powtarzać, już późno, że też zawsze trzeba cię prosić, włóż tę nową koszulę, człowieku!”.

– Włóż nową koszulę, tę w kratkę. – Brygida Kornel patrzyła na syna z dezaprobatą. – To ja, twoja zła nowina! Ponownie ci przypominam o wizycie u Malińskich.

Siedział w rogu łóżka i niestrudzenie żonglował piłką, podziwiając mamę. Dzielnie ukrywała irytację. Już trzeci raz pukała do jego pokoju, a mimo to Igor wciąż miał na sobie rozwleczony podkoszulek.

– Nie możecie iść beze mnie? – Tym razem starannie przemyślał argumenty. – Dziś jest mecz! Najważniejszy w sezonie! – Wbił w matkę błagalne spojrzenie.

– Przestań. Znasz sytuację. Malińskim bardzo zależy, aby tą ich nową córką, zdaje się, że Gretą, zaopiekował się jakiś rówieśnik. Zresztą pamiętam – dodała pani Brygida z ironicznym uśmiechem – że mecz nie był taki ważny, kiedy ojciec kupował ci nową deskorolkę.

– Kupiona przyjaźń! – W głosie chłopaka zabrzmiał sarkazm.

– Sam określiłeś cenę – przypomniała mu matka, puszczając szelmowsko oko.

– Handlują mną jak żywym towarem – mruczał Igor, z niechęcią wciągając koszulę. Nie przepadał za tymi proszonymi kolacyjkami i grillami, którymi rozpieszczali się wzajemnie jego rodzice i ich sąsiedzi.

Czemu wszędzie ciągną mnie ze sobą? – obruszał się chłopak, manipulując przy telewizorze. Nastawił nagrywanie, ale to nie poprawiło mu nastroju. Mecz z drugiej ręki nie był już wydarzeniem. Był odtworzoną przeszłością.

Kolo, jego przyjaciel od zawsze, nie mógł zrozumieć pretensji Igora.

– Kurczę, chłopie! – sapał z przejęciem, gdy rano biegali. – Farciarz z ciebie! Prowadzą cię do nowej kobiety w mieście i jeszcze narzekasz! Ja to ozłociłbym swoich starych, gdyby mi wyżerkę zorganizowali z laską w tle! Ale oni co najwyżej skołują mi nową siostrę albo zgarną na działkę. Do kopania buraków…

Kiedy matka ponownie otworzyła drzwi, Igor już w nich stał. Wyglądał doskonale. Przepełniła ją matczyna duma. Tylko ten wyraz twarzy syna… Zawahała się. Chociaż nie! Było dobrze! Myślący młody człowiek. Pewnie w przyszłości lekarz, jak jego ojciec. Trzeba też dodać – nie miała co do tego żadnych wątpliwości – że najprzystojniejszy przyszły lekarz, jakiego kiedykolwiek urodzono.

A myślący młody człowiek z zadumą na miłej twarzy właśnie rozważał, czy jednak nie wolałby kopać jesienią buraków niż poświęcać wakacyjne popołudnie na nudną domówkę z nestorami.

Tak. Wybrałby kopanie. Buraków, piłki… Obojętnie. Chciałby, żeby choć raz matka i ojciec o nim zapomnieli. Niektórym rodzicom to się przecież udaje. Na przykład taki Kolo… Jego starzy nie mają pojęcia, że go kiedyś spłodzili. Pełen luz. I kto tu jest farciarzem? Westchnął, z żalem opuszczając pokój.

2.

Igor patrzył z niedowierzaniem na tę nową ponoć córkę Malińskiego. Żadna drużyna nie zasługiwała na tylu kibiców, co ta długonoga dziewczyna. Mama miała absolutną rację…

– Miałam rację, wyciągając cię tutaj? – Doktorowa Kornel błysnęła swoim nieskazitelnym, nieco kpiącym uśmiechem. W białej sukience wyglądała jak jedna z angielskich księżniczek, młodszych, rzecz jasna, od królowej matki. Ale że była też matką, bezbłędnie wychwyciła zachwyt w oczach syna.

– Wydaje się fajna. – Wzruszył ramionami.

Wolałby pozostać choć trochę nieczytelny. Denerwująca była przenikliwość, z jaką Brygida Kornel skanowała myśli jedynaka.

– Rozmawiałam z nią! – Szept pani Brygidy zabrzmiał jak na próbie kółka teatralnego. – Nie dość, że jest naprawdę ładna, to i mądra z niej dziewczyna. I wydaje się nieco podobna do Mileny, nie sądzisz…?

Milena.

_Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: