Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Obywatelka - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
22 sierpnia 2025
45,00
4500 pkt
punktów Virtualo

Obywatelka - ebook

Niezwykła książka jamajsko-amerykańskiej autorki sytuuje się na pograniczu gatunków. „Obywatelka” jako pierwsza w historii była nominowana do National Book Critic Circle Award równocześnie w dwóch kategoriach: poezji i krytyki, i ostatecznie zdobyła nagrodę w kategorii poezji. Claudia Rankine łączy elementy prozy poetyckiej, reprodukcje dzieł sztuki i fotografie, cytaty i dokumenty oraz quasi-scenariusze filmowe, tworząc w ten sposób oryginalną i ekspresyjną formę poetycko-wizualnego kolażu.

Autorka oddaje doświadczenie Czarnych w Stanach Zjednoczonych w sposób intymny, a zarazem czerpie z metod dokumentalnych, łącząc wymiar jednostkowy i zbiorowy. Opowiada zarówno o przejawach mikroagresji, jak i otwartej przemocy, które zapisują się w ciele. Drugoosobowa narracja tworzy atmosferę bezpośredniości i zbliżenia, a ostateczny efekt rodzi się z kumulacji chłodnych, niemal beznamiętnych zapisków sporządzonych surowym, choć pełnym pogłosów stylem. Realność i fizykalność doświadczenia u Rankine nabiera wymiaru metafizycznego.

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68059-83-0
Rozmiar pliku: 8,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kiedy jesteś sama i zbyt zmęczona, żeby chociaż uruchomić któreś ze swoich urządzeń, zapadasz się w przeszłość i poduszki. Zazwyczaj otulasz się kocami, a dom jest pusty. Czasem brakuje księżyca, a niski, szary sufit nad oknami wygląda przyjaźnie. Przyćmione światło tli się w stopniu zależnym od gęstości chmur i zapadasz się w to, co zostaje zbudowane na nowo jako metafora.

Droga często prowadzi przez skojarzenia. Ładnie pachniesz. Masz dwanaście lat i chodzisz do Szkoły im. Świętych Filipa i Jakuba przy White Plains, a dziewczynka z ławki z tyłu prosi, żebyś podczas egzaminów odchylała się w prawo, bo chce spisywać twoje odpowiedzi. Siostra Evelyn zwykła naklejać listę najlepszych i najgorszych wyników na drzwi od schowka na płaszcze. Dziewczynka jest katoliczką z brązowymi włosami do pasa. Nie możesz sobie przypomnieć jej imienia – Mary? Catherine?

W sumie nigdy nie rozmawiacie, tylko wówczas, gdy kieruje do ciebie tę prośbę, i raz jeszcze później, kiedy mówi, że ładnie pachniesz i wyglądasz bardziej na białą. Przypuszczasz, że w ten sposób dziękuje ci, że pozwoliłaś jej ściągać, i czuje się lepiej, ściągając od prawie białej osoby.Pewne chwile wywołują wyrzut adrenaliny do serca; sprawiają, że czujesz suchość w ustach, a twój oddech jest płytki. Jak grzmot zalewają cię dźwiękiem. Nie. Jak piorun trafiają prosto w krtań. Kaszlesz. Tuż po brakuje słów. Czy nie ty to powiedziałaś? Czy nie powiedziałaś tego przyjaciółce, która na początku waszej znajomości, w chwilach rozkojarzenia, zwracała się do ciebie imieniem swojej czarnej gosposi? Podejrzewałaś, że byłyście jedynymi czarnymi kobietami w jej życiu. W końcu przestała to robić, ale nigdy nie przyznała się do przejęzyczenia. A ty nigdy jej go nie wytknęłaś (dlaczego?), choć nie zapomniałaś. Gdyby to była tragedia domowa, a może być, właśnie w tym tkwiłaby twoja wina tragiczna – w twojej pamięci, naczyniu z uczuciami. Czy czujesz się zraniona, bo to historia typu „wszystkie czarne wyglądają tak samo”, czy dlatego, że tak bliska inna myli cię z kimś, kim nie jesteś?Uczucie niepokoju trzyma ciało w pionie. Krzywdzące słowa wsiąkają w dzień jak zbuk w usta, a wymiociny spływają po bluzce. Wilgoć skleja żołądek i żebra. Rozglądasz się wokół: zostałaś sama. Obrzydzenie tym, co wąchasz, tym, co czujesz, nie sprawia, że zrywasz się z miejsca, przynajmniej nie od razu, bo zbieranie sił to żmudna robota, wymaga argumentu. Przypomina ci się ostatnia rozmowa o przewadze zdań z frazą „tak i” nad tymi z „tak, ale”. Zdecydowałyście ze znajomą, że „tak i” świadczy o życiu bez przycisku „stop”, bez alternatywnych ścieżek: podnosisz się, bluzka jest wypłukana, zaczyna się nowy tydzień, bluzka jest pod swetrem, przy skórze, a ty ładnie pachniesz.Tego ranka deszcz wylewa się z rynien, a wszędzie indziej ginie w drzewach. Potrzebujesz okularów, żeby ujrzeć to, co wiesz, że się tam znajduje, bo zwątpienie jest pewne. Zakładasz okulary. Drzewa, ich kora, ich liście, nawet te zgniłe, nabierają wigoru, gdy są mokre. Tak. I pada. Podobnie jest z każdą chwilą – zanim da się ją poznać, uznać za podobną do czegoś innego i puścić, trzeba jej doświadczyć, dostrzec ją. Co on właśnie powiedział? Czy ona naprawdę to powiedziała? Czy usłyszałam to, co myślę, że usłyszałam? Czy wyszło to z moich ust, z jego ust, z twoich ust? Ta chwila cuchnie. Mimo wszystko chcesz przestać patrzeć na drzewa. Chcesz wyjść na zewnątrz i stanąć pośród nich. A deszcz, choć wygląda na drobny, wciąż na ciebie leje.Siedzisz po ciemku w samochodzie i patrzysz na pęd połykający asfaltową drogę. Mówi, że dziekan każe mu zatrudnić kogoś kolorowego, choć na rynku jest tyle świetnych pisarzy.

Zastanawiasz się, czy to przypadkiem nie eksperyment i czy nie jesteś poddawana testowi, a może obrażana wstecz, albo zrobiłaś coś, co sugerowałoby, że taka rozmowa jest w porządku.

Dlaczego czujesz się komfortowo, mówiąc mi coś takiego? Masz nadzieję, że światło zmieni się na czerwone albo zawyje syrena policyjna i będziesz mogła dać po hamulcach, wjechać w samochód przed wami, polecieć w przód tak gwałtownie, że wasze twarze znajdą się nagle na wietrze.

Po swojemu przejeżdżasz przez sam środek tej chwili z nadzieją, że da się cofnąć ledwo wypowiedziane słowa. Chodzi nie tylko o to, że już sama myśl o konfrontacji przyprawia cię o ból głowy. Chodzi o to, że masz przed sobą cel podróży, który nie uwzględnia takiego działania, jakby ta chwila nie była do przeżycia, jakby nie wydarzyła się wcześniej, a to, co przedtem, nie było częścią teraz, gdy ciemnieje noc i kurczy się czas między tu, gdzie jesteśmy, a tam, dokąd zmierzamy.Parkujesz na swoim podjeździe, wyłączasz silnik i siedzisz za kierownicą jeszcze jakieś dziesięć minut. Boisz się, że noc jest nieuchronna, zakodowana na poziomie komórkowym, i chcesz, żeby czas pełnił funkcję myjki ciśnieniowej. Gdy tak siedzisz, wpatrując się w zamknięte drzwi od garażu, przypominasz sobie, co kiedyś powiedział ci znajomy. Istnieje termin medyczny – John Henryism – określający stan osób narażonych na stres wywołany rasizmem. Zajeżdżają się na śmierć, bo chcą, żeby ich osiągnięcia stanowiły przeciwwagę dla piętrzących się prób wymazywania ich istnienia. Sherman James – naukowiec, który ukuł ten termin – twierdził, że koszty fizjologiczne są wysokie. Masz nadzieję, że siedząc w ciszy, płyniesz pod prąd.Kobieta, której nie znasz, chce zjeść z tobą lunch. Odwiedzasz jej kampus. W kawiarni obie zamawiacie sałatkę cezar. To, że zgrałyście się pod tym względem, nie oznacza żadnego początku, bo kobieta natychmiast podkreśla, że ona, jej ojciec, jej dziadek i ty – wszyscy ukończyliście ten sam uniwersytet. Chciała, żeby jej syn też tam studiował, ale przez politykę afirmatywną czy coś podobnego dla mniejszości – nie jest pewna, jak to się teraz nazywa i czy przypadkiem nie mieli się tego pozbyć – nie został przyjęty. Nie jesteś pewna, czy powinnaś przeprosić, że w twojej alma mater nie zadziałała zasada uprzywilejowanego traktowania rodzin absolwentów; pytasz jednak, gdzie się w końcu dostał. Nazwa prestiżowego uniwersytetu raczej nie zmniejsza jej irytacji. Ta wymiana zdań oznacza koniec wspólnego lunchu. Wjeżdżają sałatki.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij