- promocja
- W empik go
Oculta - ebook
Oculta - ebook
Po połączeniu sił, by ocalić królestwo Castallan przed starożytnym magicznym złem, Alfie i Finn nie widzieli się od miesięcy. Alfie w końcu dojrzewa do roli spadkobiercy i przygotowuje się do Międzynarodowego Szczytu Pokoju, podczas gdy Finn podróżuje i rozkoszuje się nowo odkrytą wolnością – przynajmniej do czasu, aż nie zostanie nieoczekiwanie mianowana nowym przywódcą jednego z potężnych syndykatów przestępczych Castallan.
W momencie gdy Finn wraca do San Cristobal, plany Alfiego właśnie legły w gruzach. Tajemnicza organizacja odpowiedzialna za zabójstwo jego brata powróciła! Ich najnowszym celem jest Szczyt Pokoju! Wydarzenia się zazębiają, a Finn i Alfie są zmuszeni do ponownej współpracy, by podążyć tropem zabójców i zachować nadzieje Castallani na pokój z Englassem.
Czy będą w stanie powstrzymać wrogów pokoju, zanim nowa wojna zagrozi ich królestwu?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8266-050-0 |
Rozmiar pliku: | 3,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
LODOWY KOLCONIEDŹWIEDŹ
Alfie odetchnął głęboko i zastukał do drzwi.
Wokół niego rozbrzmiewały odgłosy Szczypty – płacz niemowląt, przekleństwa mężczyzn, brzęk butelek po rumie rozbijanych na zawilgłych ścianach zaułków. Popołudniowe słońce stało wysoko, ogrzewając odrobinę chłodne zimowe powietrze. Alfie owinął się ciaśniej aksamitnym płaszczem.
W oddali słyszał urywane skandowanie protestujących. Napięcie utrzymywało się od czasu horroru, jaki cztery miesiące wcześniej wywołała magia Sombry. Pomiędzy obywateli Kastalanii a rodzinę królewską wkradła się nieufność.
A może pomiędzy ludzi a samego Alfiego?
Pomniejsze, nieskoordynowane protesty wybuchały co chwilę jak kasztany w ogniu, i chociaż rodzice mówili mu, że te niepokoje z czasem ucichną, Alfie widział w ich oczach ledwie maskowaną troskę.
Sprawę pogarszało to, że gniew ludzi, spowodowany uwolnieniem przez Alfiego mrocznej magii, spotęgował się, kiedy ogłoszono datę planowanej od dawna wizyty anglezyjskiej rodziny królewskiej w Kastalanii. Celem tego spotkania były rozmowy dotyczące traktatu pokojowego pomiędzy oboma królestwami.
Powszechnie panujące w mieście niechęć i rozgoryczenie wystarczyły, aby rodzice Alfiego zabronili mu odwiedzać rodziny, które ucierpiały z powodu magii Sombry. Ubłagał ich jednak, by zezwolili mu na kilka takich wizyt, będących pierwszym krokiem do naprawienia jego błędu. To lepsze niż nic, a dzisiejsze odwiedziny miały być już ostatnie.
Cień zwijał się u jego stóp. Alfie wiedział, że ta wizyta będzie tak samo bolesna jak pierwsza.
Czekając przed wejściem, próbował przywołać na twarz swobodny uśmiech, ale udawanie nonszalancji wydawało się bezcelowe, skoro otaczał go oddział strażników w czerwonych płaszczach.
W końcu drzwi się otworzyły, a przed Alfiem stanęła kobieta z podkrążonymi oczami. Podobnie jak większość Kastalanek, miała na sobie długą spódnicę, podtrzymywaną wysoko w talii paskiem. Materiał był grubo tkany i połatany w wielu miejscach. Za nią dobiegały odgłosy bawiących się dzieci.
– Kto się dobija do moich… – Kobieta zamarła z otwartymi ustami. Natychmiast uklękła i dotknęła czołem podłogi. – Perdóname, książę Alfehrze.
Dzieci podbiegły do matki, a ona szybko pociągnęła je za sobą na ziemię, półgłosem polecając, żeby się pokłoniły.
– Nie, nie. – Alfie wyciągnął rękę. – Wstań, proszę. Nie musisz mi się kłaniać. Nie dzisiaj.
Kobieta patrzyła przez chwilę na jego dłoń, zanim przyjęła ją i pozwoliła, by Alfie pomógł jej się podnieść.
Zaczął padać lekki deszcz, więc Alfie spojrzał w górę i uniósł rękę nad głowę, żeby zatrzymać krople. Bycie Władcą Wody przydawało się w deszczowych miesiącach zimy. Stojący za nim na baczność strażnicy nawet nie drgnęli.
– Jeśli pozwolisz, panicz Luka i ja chcielibyśmy wejść na chwilę.
Kobieta, nadal patrząca na nich z otwartymi ustami, gestem zaprosiła go do środka.
Luka zajął się tym, co wychodziło mu najlepiej, i natychmiast zwrócił się do dzieci.
– Czy chcecie się pobawić? – zapytał z szerokim uśmiechem.
Dzieci odwzajemniły uśmiech.
– A w co? – zapytało jedno z nich.
– Złapcie mnie, to się dowiecie! – odparł Luka i zaczął uciekać po izbie. Dzieci pobiegły za nim, śmiejąc się, dzięki czemu Alfie miał chwilę, żeby porozmawiać z ich matką.
Kobieta podprowadziła go do niewielkiego drewnianego stołu w kuchni i niezgrabnym ruchem wskazała mu krzesło. Sama usiadła, dopiero kiedy Alfie zajął miejsce. Była tak wyprostowana, że zastanawiał się, czy nie czuje bólu kręgosłupa, ale wiedział, że niewiele może poradzić na jej zdenerwowanie, skoro w jej domu siedział właśnie następca tronu.
Alfie odchrząknął.
– Twoim mężem był Rodolfo Vargas, prawda?
Kobieta przez cały czas nie odrywała wzroku od blatu, a jej palce były mocno splecione.
– Sí, był moim mężem. Zanim… – zaczęła, ale urwała w połowie zdania.
Zanim Alfie uwolnił magię Sombry i zabił setki obywateli Kastalanii. Zapiekło go w gardle na to wspomnienie.
– Ogromnie mi przykro z powodu twojej straty – oznajmił Alfie, jednak nawet dla niego te słowa brzmiały pusto. Mówił szczerze, ale mimo to wydawały się całkowicie pozbawione znaczenia.
– Gracias – odparła kobieta, spoglądając na niego. – Ale dlaczego Wasza Wysokość pyta o mojego męża?
– Przez ostatnie miesiące pracuję nad pomnikiem upamiętniającym tych, których straciliśmy. Aby go ukończyć, potrzebuję czegoś, co należało do Rodolfa.
Kobieta milczała, kiedy Alfie opowiadał jej o pomniku i o tym, do czego były mu potrzebne przedmioty należące do zmarłych. Monument miał zostać odsłonięty za tydzień, więc to, co miała przekazać, stanowiło jeden z ostatnich jego elementów. Kiedy Alfie skończył mówić, kobieta siedziała w milczeniu, wyłamując sobie palce.
– Mamy niewiele, Wasza Wysokość – zaczęła niespokojnie. – To, co mi po nim pozostało… to mój skarb.
Alfie zacisnął leżące na kolanach dłonie.
– Señora, zdaję się całkowicie na twój osąd. Jeśli nie chcesz tego zrobić, zrozumiem. Mam wiele pamiątek po moim bracie i nie rozstałbym się z żadną z nich.
To nie była do końca prawda, ponieważ rozstał się z jedną – z figurką lisa, którą podarował Finn. Wydawała się tak bardzo na miejscu w dłoni dziewczyny, zanim schowała ją do kieszeni. Alfie potrząsnął głową, by odpędzić te myśli.
– Chociaż proszę o poświęcenie czegoś, nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz.
Kobieta popatrzyła na niego, jakby dopiero teraz go zobaczyła. Być może widziała go teraz nie jako księcia i przyszłego króla, ale jako chłopca, który także coś utracił.
– Zaczekaj, por favor – dodała niezręcznie. Pobiegła do pokoju w głębi domu, który od pozostałych pomieszczeń oddzielała nie ściana, lecz powieszone jak zasłona prześcieradło. Alfie czekał i patrzył, jak Luka bawi się z dziećmi.
– Chcecie zobaczyć coś chévere? – zapytał Luka, unosząc żartobliwie brwi. – Coś bardzo, bardzo niesamowitego?
– Luka… – ostrzegł go Alfie, ale Luka patrzył tylko na wydające radosne okrzyki dzieci.
– Dobrze! – zawołał. – Sami chcieliście! – Podniósł dwójkę młodszych dzieci i zaczął żonglować nimi z taką łatwością, jakby były jajkami. Dzieci piszczały ze śmiechu, a ich starsza siostra przyglądała się wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami.
– Luka! – syknął Alfie. – Basta!
Od kiedy magia Sombry obdarzyła Lukę nadludzką siłą, żonglował wszystkim, co tylko wpadło mu w ręce. Przez ostatnie cztery miesiące Alfie musiał się przyzwyczaić do nagłych okrzyków: „Ej, patrz tutaj, ponuraku!” – a kiedy się odwracał, widział, jak jego kuzyn żongluje meblami, bezcennymi rzeźbami, głazami rozmiarów konia, a teraz dziećmi.
Surowe spojrzenie Alfiego sprawiło, że Luka przewrócił oczami.
– Niech ci będzie…
Tuż zanim matka odchyliła zasłonę i wróciła do kuchni, Luka chwycił rodzeństwo i zaczął je łaskotać, aż dzieci padły na podłogę, zaśmiewając się.
Kobieta usiadła na swoim miejscu, ściskając coś zawiniętego w chusteczkę. Przez chwilę patrzyła w milczeniu na to zawiniątko, zanim położyła je na stole.
Alfie popatrzył na nią, aby uzyskać pozwolenie, a potem rozwinął materiał. W środku znalazł stary zegarek kieszonkowy. Był zardzewiały, ale z tyłu Alfiemu udało się zobaczyć inicjały R.V.
– Jego ulubiony. – Kobieta roześmiała się krótko, ale zaraz łzy zaczęły jej spływać po twarzy. – Mimo że nie działał.
Alfie z szacunkiem podniósł zegarek.
– Czy jesteś pewna? Nie będę mógł ci tego oddać.
Kiedy zaklęcie zostanie ukończone, przedmioty znikną. Nie da się już tego cofnąć.
Kobieta skinęła głową i wydawało się, że ten ruch sprawił, iż łzy popłynęły szybciej.
– Estoy seguro. Chcę, aby stał się tego częścią.
Alfie patrzył na nią z bólem serca.
– Tak niezwykle mi przykro, señora Vargas.
Kobieta otarła dłonią oczy.
– Mówisz tak, jakbyś ty to zrobił. To wina tych zarozumiałych dueños, którzy uwolnili dziką magię.
Alfie zamarł.
To była oficjalna wersja, którą rodzina królewska zdecydowała się ogłosić publicznie. Ponieważ dueños studiowali nowe rodzaje magii (co, mimo najlepszej woli, mogło prowadzić do wypadków), takie wyjaśnienie brzmiało równie prawdziwie, jak było fałszywe. Wydawało się rzeczą rozsądną odsunąć podejrzenia od Alfiego i przenieść winę na nieokreśloną grupę, którą ludzie mogli do woli wyklinać. Alfiego dręczyło pragnienie wyjawienia prawdy, ale poddani i tak uważali go za niegodnego władzy w porównaniu do Dezmina. Nie mógł dawać im kolejnego powodu, dla którego uznają następcę tronu za całkowitego nieudacznika.
Alfie odchrząknął.
– Gdy twoje dziecko przewróci się i stłucze kolano, czy nie czujesz się temu także winna?
Kobieta popatrzyła czule na swoje pociechy i skinęła głową.
– Król jest ojcem swojego królestwa. Kiedy jego mieszkańcy cierpią, zawsze mu się wydaje, że to jego wina – wyjaśnił Alfie, także spoglądając na rodzeństwo bawiące się z Luką. – Nie ma znaczenia, kto naprawdę za to odpowiada, i nie ma znaczenia, czy był to nieszczęśliwy wypadek. – Alfie odwrócił wzrok, a cień skulił się u jego stóp. – To wszystko nie ma znaczenia. Ja jestem winien.
Zanim gospodyni zdołała coś jeszcze powiedzieć, Alfie wstał i się skłonił. Kobieta zachłysnęła się. Książę nigdy nie powinien kłaniać się plebejuszowi, ale Alfie pochylał głowę przed każdym, kogo skrzywdził. Był im winien przynajmniej tyle, a w rzeczywistości o wiele więcej.
– Dziękuję, że opowiedziałaś mi o swoim marido – powiedział Alfie. – A także za to, że dałaś mi jego cząstkę. Mam nadzieję, że spodoba ci się pomnik. Chcę, żebyś wiedziała, że rodzina królewska jest pogrążona w żałobie wraz z tobą. – Popatrzył na nią, ale gdy zauważył dzieci pokazujące Luce swoje zaimprowizowane zabawki, oczy zaczęły go piec. Przez niego będą dorastać bez ojca. – Naprawdę.
– D-de nada – wyjąkała, patrząc na niego zaszokowana.
Alfie odwrócił się do dzieci. Najmłodsza dziewczynka podbiegła i przytuliła policzek do jego kolana.
– Luna! – odezwała się matka, ale Alfie uśmiechnął się do niej.
– Nic się nie stało – powiedział. Dziewczynka pociągnęła go za rękaw. Mogła mieć jakieś cztery lata; była za mała, by widzieć w nim kogokolwiek innego poza możliwym towarzyszem zabawy.
– Czy zostaniesz i zjesz z nami almuerzo? – zapytała.
Alfie przykląkł na klepisku zastępującym podłogę w ubogim domu.
– Moja mama i tata czekają, żebym zjadł z nimi obiad. Inaczej chętnie bym został – powiedział, gładząc dłonią jej miękki policzek. – Ale pozwól, że dam ci coś, zanim pójdę.
Alfie machnął ręką i wydobył z niczego wodną wstęgę. Zima trwała w najlepsze, więc powietrze było chłodne i ciężkie od wilgoci. Chociaż śnieg padał tylko na południowych krańcach Kastalanii, do San Cristobal docierało zimno.
– Jakie jest twoje ulubione zwierzę? – zapytał, pozwalając, by woda prześlizgiwała się pomiędzy jego dłońmi.
Starsze rodzeństwo podeszło bliżej, a Luna zmarszczyła z namysłem czółko.
– Ona lubi kolconiedźwiedzie! – powiedział jej brat.
– Znam jeszcze jedną dziewczynę, która lubi kolconiedźwiedzie – powiedział Alfie i uśmiechnął się. Przypomniał sobie, jak Finn opowiadała mu, że wykorzystała kolce kolconiedźwiedzia, żeby uśpić strażników i zakraść się do pałacowego skarbca.
– Gdybym była zwierzęciem, byłabym kolconiedźwiedziem – powiedziała, siedząc w pałacowym łóżku, gdzie próbowała dojść do siebie po zwycięstwie nad Ignaciem. Na tacy przed nią stało obfite śniadanie.
– Sądziłem, że powiesz, iż chciałabyś być smokiem – odparł Alfie, który pamiętał maskę, jaką nosiła tamtej nocy, kiedy spotkali się podczas gry w cambió.
Finn, zanim odpowiedziała, napchała sobie usta mangú.
– Jestem bardzo skomplikowana – oznajmiła i wzruszyła ramionami. – Kto powiedział, że nie mogę być jednym i drugim?
Pomimo bolącego serca, Alfie obserwowany przez dzieci cyzelował z wody najdrobniejsze detale.
– Mój brat robił podobne, ale z drewna. Odszedł od nas nie tak dawno temu. – Alfie zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie potrafił mówić o Dezminie bez wrażenia, że nagle zniknęło całe powietrze, a on rozpaczliwie próbuje zaczerpnąć tchu.
– Tak jak papá – powiedziała najstarsza dziewczynka. Jej rodzeństwo było za małe, żeby zrozumieć, co się stało, ale ona wiedziała, że ta utrata na zawsze zmieni jej dzieciństwo.
– Tak, jak twój papá. Słyszałem, że był un hombre honorable – rzekł Alfie. Dzieci skinęły głowami, a on był pewien, że słyszały to już wcześniej, podobnie jak on słyszał zbyt wiele wyświechtanych fraz po śmierci Deza. Odepchnął od siebie te bezpieczne, pozbawione znaczenia słowa i przemówił z głębi serca: – Zacząłem robić podobne zwierzątka, żeby czuć się bliżej mojego brata Dezmina. Kiedy je robię, mam wrażenie, że on nadal jest przy mnie.
– Ale tak nie jest – stwierdziła najstarsza dziewczynka boleśnie spokojnym głosem. – Jego już nie ma.
– To prawda – przyznał Alfie i zastanawiał się, jak to możliwe, że dziecko tak szybko potrafi zaakceptować fakty, podczas gdy on dokonał strasznych czynów, ponieważ nie umiał pogodzić się ze śmiercią brata. – Ale to jeden ze sposobów, dzięki którym jest ze mną. Jeśli będziesz pamiętać swojego tatę, znajdziesz własne sposoby, aby z tobą był.
Dwójka młodszych dzieci nadal zachwycała się lodową figurką, ale najstarsza dziewczynka dłuższą chwilę patrzyła Alfiemu w oczy, a potem z powagą skinęła głową. Alfie wstał, poczochrał włosy dzieci i podszedł do drzwi. Zaraz za nim wyszli Luka i strażnicy.
Kiedy Alfie był na tyle daleko, żeby nie słyszeć, ostatni zbrojny podał kobiecie niedużą szkatułę. Podobną otrzymywała każda rodzina, która ucierpiała z powodu magii Sombry.
– Proszę to przyjąć jako zadośćuczynienie straty, z woli następcy tronu księcia Alfehra.
Wręczona szkatuła była na tyle mała, że zmieściła się w otwartych dłoniach kobiety, ale tak ciężka, że jej plecy się wyprostowały. Otworzyła ją dopiero po wyjściu strażnika. W środku znalazła rzędy srebrnych peso.2
ZŁODZIEJKA TWARZY BEZ MASKI
Finn szła wyprostowana przez nieznajome miasto. Jej cień poruszał się niczym skradający się kot, a palce jak zwykle świerzbiły ją, żeby dotknąć rękojeści sztyletu.
San Juan było jej domem od kilku godzin, ale kiedy zrobi to, po co tu przybyła, wsiądzie na najbliższy okręt i znajdzie sobie nowe miejsce.
Takiego życia zawsze chciała i takie życie prowadziła, zanim pewien książę wciągnął ją w obłąkaną przygodę i walkę, jakiej nie potrafiłaby sobie wyobrazić nawet w najgłębszej pijackiej wizji. Jednakże teraz coś się zmieniło.
Finn nie nosiła skradzionej twarzy. Miała własną brązową skórę, pełne wargi i burzę ciemnych loków.
Ta myśl sprawiała, że jej żołądek się zacisnął. Nigdy wcześniej się tak nie denerwowała, nawet podczas kradzieży. Z drugiej strony podczas kradzieży czuła wyłącznie ekscytację, chociaż podejrzewała, że ekscytacja to tylko bardziej smakowita odmiana niepokoju. Cień przysunął się bliżej do jej stóp, ostrożnie i niemal nieśmiało.
Odsłanianie swojej twarzy co najmniej raz dziennie stało się nową tradycją. Czymś, nad czym Finn musiała pracować i do czego musiała przywyknąć. Co najważniejsze, był to jej sposób tańczenia na grobie Ignacia. Oczywiście gdyby jej przybrany ojciec, rodem z koszmaru, w ogóle miał grób, na którym można by tańczyć.
Gdyby zrobiła to kilka miesięcy temu, nie słyszałaby niczego poza jego głosem w swojej głowie. Ignacio tonem pełnym perswazji tłumaczyłby jej, że nie ma prawa pokazywać twarzy, skoro popełniła tak wiele strasznych czynów. Powinna chować się za kolejnymi maskami aż do końca życia.
Jednakże jego głos umilkł już dawno, zastąpiony przez inny, zdecydowanie życzliwszy.
Finn wyciągnęła z kieszeni mieszczący się w dłoni notatnik i przejrzała szkice rozlicznych twarzy, jakie nosiła. Szelest kartek działał na nią uspokajająco. Pod koniec rysunki stawały się coraz mniej liczne. Ostatnio coraz bardziej niechętnie zmieniała oblicze na potrzeby skoku, chyba że było to konieczne, więc miała mniej do rysowania. Początkowo ta zmiana wydawała jej się nagła, ale niedługo po incydencie z Sombrą sprzed czterech miesięcy Finn uświadomiła sobie, kto odpowiadał za jej przemianę.
Patrzyła teraz prosto na niego.
Na końcu notatnika, zamiast szkiców ukradzionych przez nią twarzy, znajdowały się rysunki przedstawiające Alfiego. Część ukazywała go podczas zajęć, którym mógł się teraz oddawać – na przykład czytającego książkę w bibliotece albo siedzącego za biurkiem w swojej komnacie ze zmarszczonymi brwiami. Część odtwarzała chwile, które mieli nieszczęście spędzić razem – jej ulubionym był obraz Alfiego śpiącego przy jej łóżku, z głową opartą na rękach. Szybko schowała notes, a w jej głowie zabrzmiały jego słowa.
„Uwierzyłem ci wtedy i nadal wierzę, nawet jeśli ty w to nie wierzysz”.
Jego głos sprawiał, że chciała nosić twarz, z którą się urodziła.
Początkowo było to trudne i bolesne, ale szybko zaczęło przypominać wsuwanie dłoni w idealnie dopasowaną rękawiczkę. Teraz przychodziło jej bez wysiłku. Czuła się wolna.
Nie zdawała sobie sprawy, ile sił kosztuje bycie kimś innym w każdej minucie dnia. Ignacio sprawił, że wstydziła się siebie do tego stopnia, iż coś takiego stało się dla niej normalne. Konieczne.
Teraz zakładanie nowych twarzy było zabawą, nie przymusem.
Odetchnęła głęboko, weszła na rynek, rzuciła handlarzowi kilka peso i wzięła z jego straganu zwitek ze świeżo smażonymi tostones. Jeden wzięła do ust i rozkoszowała się jego chrupką słonością.
Minęły cztery miesiące, odkąd ona i książę (bądźmy szczerzy – głównie ona) uratowali świat, a życie było dobre.
Gdyby ktoś ją zapytał, powiedziałaby, że jest wręcz fantástico. Ignacio był martwy i zapomniany, a jego głos zniknął z jej głowy. Jej propio – niepowtarzalna magiczna umiejętność, jaką byli obdarzeni nieliczni – powróciło, ponieważ Ignacio zabił hersztkę Kol. Najlepsze zaś, że dzięki pieniądzom, które ukradła z królewskiego skarbca jako zapłatę za to, że pomogła księciu ocalić ten maladito świat, Finn mogła z pasją wrócić do tego, co lubiła najbardziej – do kradzieży. To właśnie sprawiło, że znalazła się w San Juan, gdzie zamierzała dokonać kolejnego skoku.
Z opakowaniem smażonych bananów w ręce omal nie wpadła na gromadkę dzieci otaczających mężczyznę, którego kukiełki wesoło tańczyły do dźwięków bachaty. Dzieci śmiały się, a lalki machały biodrami w rytm muzyki.
Finn popatrzyła na pacynki, a wspomnienie Ignacia i władzy, jaką miał nad nią, sprawiło, że po jej plecach przebiegł dreszcz. Zgięła palce, podnosząc okruch kamienia z ziemi. Ukształtowała go w dłoniach w płaski dysk o zaostrzonych krawędziach.
Rzuciła go tak, że przeleciał nad głowami publiczności i kołyszącymi się kukiełkami, z łatwością przecinając sznurki. Drewniane lalki upadły na ziemię z bezwładnymi kończynami i zastygłymi twarzami. Nieruchome, ale wolne.
– Przeklęte łobuzy! – rozzłościł się lalkarz, kiedy dzieci znowu zaczęły się śmiać. – Które z was to zrobiło?
Finn obróciła się na pięcie i wyciągnęła ramiona nad głowę, czując swobodę ruchu. Żadne sznurki nie przytrzymywały jej w miejscu. Żaden głos w jej głowie nie sprawiał, że budziła się zlana zimnym potem.
Wepchnęła resztę tostones do ust i wyrzuciła tubkę. Słońce zniżało się nad horyzontem, malując niebo odcieniami różu i pomarańczu. Nie było już czasu do stracenia – czekała na nią robota.
– Które z was to zrobiło? – krzyknął znowu lalkarz.
Mężczyzna klął, dzieci głośno chichotały, a Finn uśmiechnęła się własnymi ustami.
– To ja.