Od wesela do wesela - ebook
Od wesela do wesela - ebook
Kendall i Sawyer poznali się na ślubie przyjaciół, wspaniale się bawili, potem poszli do łóżka. Wymienili się telefonami, ale Sawyer nie zadzwonił do Kendall. A ona, mimo że wywarł na niej niezatarte wrażenie, nie chciała dzwonić do niego pierwsza. Po kilku tygodniach w agencji PR, gdzie Kendall pracuje, zjawia się nowy klient. Pilnie potrzebuje kogoś do obsługi ważnego projektu. Projekt zostaje przydzielony Kendall, która ukrywa przed szefową, że tego klienta miała już okazję poznać. Bo chciałaby spędzić z nim wiele takich nocy jak ta jedna, a za romans z klientem można stracić pracę...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4031-4 |
Rozmiar pliku: | 650 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Sawyer Locke wkroczył do swojego biura na Manhattanie, ramieniem przyciskając do ucha telefon komórkowy.
– Tyle masz mi do powiedzenia? Nie wiesz, co napisali w gazetach? – Rzucił na biurko dzisiejsze wydanie poczytnego dziennika. „Bałagan wokół renowacji hotelu Grand Legacy”. – Prowadzisz PR mojej firmy. Za co ci płacę? Czy przypadkiem nie za trzymanie ręki na pulsie? Co? Dziennikarz nie poprosił cię o komentarz? Mnie też nie.
– Nie wiem, co odpowiedzieć, panie Locke. To stało się tak nagle.
Nagle. Sawyer miał pewne podejrzenia co do źródeł tej afery i bardzo mu się to wszystko nie podobało. Postawił torbę z laptopem na biurku i podszedł do okna na samej górze czterokondygnacyjnej kamienicy, którą pięć lat temu wyremontował dla potrzeb założonej przez siebie firmy deweloperskiej. Biuro w prestiżowym wieżowcu? Nie w jego stylu. To jego ojciec był znanym miłośnikiem blichtru.
Sawyer spostrzegł, że liście drzew rosnących wzdłuż ulicy zmieniają barwę na czerwoną. Obserwował to już od trzech dni i nie mógł oprzeć się skojarzeniu, że to kolor włosów kobiety, której nie mógł zapomnieć.
Owszem, wielokrotnie zdarzały mu się przygody na jedną noc, ale Kendall… Jej jakoś nie mógł wyrzucić z pamięci.
Dodatkowo jesienne liście przypomniały mu o nieuchronnym zbliżaniu się grudnia i że w związku z tym nie można sobie już więcej pozwolić na jakiekolwiek zamieszanie wokół renowacji starego hotelu. Sylwestrowej gali na jego otwarcie nie da się przełożyć na później.
– Czekam na natychmiastową odpowiedź, co zamierzasz z tym zrobić. Musimy dać stanowczy odpór – rzucił w słuchawkę.
– Uważam, że najlepiej będzie nie reagować. Niech sprawy pójdą swoim trybem.
Od prawie roku Sawyer trzymał język za zębami. Wiedział, że cała masa ludzi tylko czeka na jego potknięcie. Ale dłużej już nie sposób było milczeć.
– Nie ma mowy. Nie będę dłużej ignorował faktu, że jestem obiektem czarnego piaru. Bezczynność nie jest w moim stylu.
– W takim razie może czas pomyśleć o zmianie? Pewnie moja strategia panu nie odpowiada?
– Słusznie. Zwalniam cię.
– Panie Locke?
– Dałem ci zaliczkę aż do marca. Zwróć mi różnicę i będziemy kwita.
Rozłączył się, z trudem powstrzymując prośbę, by jego teraz już była specjalistka od PR pozdrowiła jego tatusia.
– Lily, czy Noah jest już w firmie? – zapytał sekretarkę brata, która właśnie wkroczyła do gabinetu.
– Już rozpakowuje teczkę. Utknął w korku – wyjaśniła dziewczyna z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Widział dzisiejszą gazetę?
– Nie jestem pewna.
– Muszę z nim porozmawiać. I to szybko. Proszę – dodał, by złagodzić pierwotny stanowczy ton. Przecież Lily nie jest winna temu, że wszystko się wali.
– Oczywiście, panie Locke.
Sawyer podszedł do biurka i przejrzał tekst w dzienniku.
„Źródła podają, że Sawyer i Noah Locke’owie przekroczyli już budżet o kilka milionów i realizacja inwestycji potężnie się opóźnia”.
– Źródła? Jakie znów źródła? – mruknął pod nosem. – W tym, co piszesz, dziennikarzyno, nie ma ani słowa prawdy.
„Większość rodziny Locke’ów wyraża zakłopotanie całą sprawą. Mówi się, że Sawyer i Noah upierają się przy tym ewidentnie nietrafionym projekcie wbrew woli ich ojca”.
Roześmiał się zirytowany. Trudno, tak już jest, każde przedsięwzięcie Sawyera napotyka opór ojca. Różnią się od siebie diametralnie. W tej publikacji James Locke też z pewnością maczał swe paluchy.
Od samego początku odbudowy Grand Legacy rzucał Sawyerowi i Noahowi kłody pod nogi. Sam był zdania, że budynek należy wyburzyć, bo same z nim kłopoty. Sawyer się temu sprzeciwił. Na szczęście ten stary hotel – jeden z wielu w imperium rodu od dawna zajmującego się nieruchomościami – był zapisany na niego. I tylko on miał prawo decydować o jego losie.
Po licznych kłótniach, kiedy to dwa lata temu w samo Boże Narodzenie Sawyer stanowczo dał do zrozumienia, że nie ustąpi, ojciec jakby odpuścił. Odmawiał rozmowy na ten temat, co synowi było akurat na rękę. Ale milczenie ojca nigdy nie oznaczało dla Sawyera niczego dobrego.
Teraz też był niemal pewien, że za wszelkimi niepowodzeniami, jakie napotyka ten projekt – wycofywaniem się podwykonawców, gubieniem dokumentów, odcinaniem prądu i wody – stoi ukochany tatuś. Niekończąca się, męcząca i bardzo kosztowna historia.
– Wołałeś mnie? – Noah wkroczył do gabinetu Sawyera z kubkiem kawy w dłoni.
Nawet w eleganckim garniturze wyglądał jak typowy amerykański byczek. Wysoki, wysportowany, nienagannie ostrzyżony, z szerokim uśmiechem na twarzy. W jego ciemnej czuprynie Sawyer ostatnio dostrzegł ślad pierwszych siwych włosów. W wieku trzydziestu dwóch lat? Walka z ojcem o hotel tak go przedwcześnie postarzyła.
– Nie chciałbym ci psuć humoru, ale musisz to przeczytać – powiedział Sawyer, podsuwając bratu gazetę.
– To jakieś jaja? – spytał Noah, wskazując zdjęcia mające świadczyć o tym, że hotel jest ruiną. – Fakt, lobby jest jeszcze w rozsypce, ale ogólnie ten tekst wprowadza w błąd.
– Na tym polega polityka taty. Wiesz przecież, że to jego robota. – Ojciec najwyraźniej zaczynał się nudzić w swoim czwartym małżeństwie, a ponieważ żadna nowa miłość nie pojawiała się na horyzoncie, postanowił umilać sobie czas mąceniem. Może przydałaby się jednak piąta żona? – Nie stać nas, żeby ludzie uwierzyli, że nasz hotel to obraz nędzy i rozpaczy. Kłopot w tym, że przed chwilą zwolniłem babkę od piaru. Wygląda na to, że uległa wpływom ojca.
Noah przesunął dłonią po włosach.
– Potrzebujemy nagłośnienia, Sawyer. Inaczej pies z kulawą nogą nie przyjdzie na otwarcie. Kto się zajmie koordynacją kontaktów z mediami? Ja na pewno nie.
– Wiem.
– Musimy znaleźć kogoś takiego już dziś. Jeśli za wszystkim stoi tatuńcio, będzie jedynie nasilał swoje wrogie działania.
Jasne, ojciec nie odpuści. Nigdy nie pogodził się z faktem, że pradziadek chłopców właśnie Sawyerowi, a nie jemu, przekazał hotel. Złość Jamesa Locke’a z tego powodu przekraczała granice rozsądku. Coś jeszcze musiało się za tym kryć, ale Sawyerowi przez piętnaście lat nie udało się znaleźć rozwiązania tej zagadki.
– Nie martw się. Nie pozwolę mu, żeby nam przeszkodził.
– Sam znalazłbym lepszą agencję piarową, ale ty mi na to nie pozwoliłeś.
– Bo to mój hotel.
– Nie mam co do tego wątpliwości. W przeciwnym razie nie mielibyśmy tylu kłopotów. Masz kogoś na widoku?
– Owszem. Firma Sloan PR. Byli na drugim miejscu w rankingu. Żałuję, że ich nie wybrałem, moja wina.
– Okej, obyś tym razem się nie pomylił.
Gdy brat wyszedł, Sawyer otworzył w komputerze stronę Sloan PR. Spotkał się z kimś od nich ponad rok temu i nie mógł przypomnieć sobie nazwiska. Gdy strona się załadowała, kliknął w nagłówek „Nasz zespół”.
Zobaczył zdjęcie grupki złożonej z kilku osób. Nie przyglądał się twarzom, jego uwagę przykuły rude włosy jednej z pracownic. Czyżby kolor jesiennych liści naprowadził go na właściwy trop? Przysunął twarz do ekranu. Kendall? Bardzo podobna…
Przewinął obraz w dół, gdzie widniały fotografie członków zespołu.
Tak, to ona. Kendall Ross, starszy specjalista od PR.
Usiadł wygodnie i przyglądał jej pełnym karminowym ustom, kremowej cerze o brzoskwiniowym odcieniu i jasnym niebieskim oczom, które wywołały u niego chwile słabości na weselu jego przyjaciela Matta sześć tygodni temu. Na zdjęciu była dokładnie taka, jak ją zapamiętał. Zachwycająca. Wspomnienia nie kłamały. Wyrzucał sobie teraz, że nie zadzwonił do niej po tamtym spotkaniu. Może powinien był choć raz złamać swoją żelazną regułę, by się nie angażować?
Ale ona też do niego nie zadzwoniła. Czyżby nie była zadowolona ze wspólnie spędzonej nocy, w trakcie której dali sobie nawzajem wszystko, co kobieta i mężczyzna mają sobie do zaaferowania? Świetnie się bawili. Rano pocałowała go nawet na pożegnanie. To był nieśpieszny, namiętny pocałunek, który czuł na wargach jeszcze przez dobrych kilka godzin. Nawet teraz, zamykając oczy, był w stanie go odtworzyć.
Zaczerpnął powietrza i wziął do ręki telefon, by zadzwonić do szefowej Kendall. Trzeba brać byka za rogi. I mieć nadzieję, że zaszłości między nim a Kendall Ross nie spowodują, że w trakcie spotkania z firmą Sloan PR będzie się czuł niezręcznie.
No, dosłownie ręce opadają, pomyślała Kendall Ross, rzucając okiem na dzisiejsze wiadomości. Oczywiście, ten facet jest wszędzie. Zapinając sukienkę, drugą ręką odnalazła na ekranie smartfonu właściwe zdjęcie – Sawyer przechodzi przez jezdnię obok swojego Grand Legacy. Okulary przeciwsłoneczne, drogi garnitur, istny król Manhattanu. Jak to możliwe, żeby facet był aż tak seksowny? To niesprawiedliwe.
Klapnęła na łóżko i wsunęła stopy w buty, które od wczorajszego wieczoru, gdy bardzo zmęczona wróciła do domu, tkwiły w tym samym miejscu. Niepotrzebnie spojrzała na to zdjęcie. Powinna je zignorować, tak jak ignorowała wszystkie skojarzenia z osobą Sawyera Locke’a, które przydarzyły się jej w ciągu ostatnich tygodni. Na przykład facet, który razem z nią dojeżdżał rano do pracy, używał tej samej wody kolońskiej co Sawyer. Ślusarz, który coś naprawiał w budynku, gdzie była jej firma, wysiadał z furgonetki opatrzonej napisem Locke and Key, co miało chyba oznaczać zamki i klucze. Śmieszne. Codzienne też dwukrotnie mijała ogrodzenie placu budowy, na którym widniał winylowy baner z napisem Locke and Locke.
Spojrzała na budzik. Jeszcze pięć minut, a spóźni się na pociąg. Musi przestać myśleć o Sawyerze, choć to niełatwe. Zwłaszcza jeśli wieczorem obejrzało się w telewizji komedię romantyczną.
Z szafy wyjęła zakurzone pudło po butach, postawiła je na komodzie i otworzyła. Było tam pełno starych zdjęć jej mamy oraz puzderko obite czarnym aksamitem. Ludzie zazwyczaj trzymają pamiątki po rodzicach w bardziej eksponowanych miejscach, ale akurat co do tego pierścionka Kendall żywiła mieszane uczucia i uznała, że nie należy mu się lepsza miejscówka.
Otworzyła przypominające muszlę wieczko i spojrzała na tkwiący w platynowej oprawie niebieski ametyst otoczony pokaźnymi diamentami. Dobrze pamiętała ekscytację matki, która otrzymała ten pierścionek od jednego ze swoich adoratorów. I jej późniejsze rozczarowanie, gdy okazało się, że to tylko kosztowny prezent, któremu nie towarzyszą oświadczyny.
Gdy Kendall była mała, w każdym przyprowadzanym przez matkę do domu konkurencie widziała kandydata na tatę. Ale już jako nastolatka wiedziała, że nic z tego. Matka miała szczególny talent do wynajdowania bogatych i wpływowych facetów, którzy umawiali się z nią, zapraszali na kolacje, szli do łóżka, ale nie kwapili się do żeniaczki. Owszem, rachunki miała zawsze opłacone, lodówkę pełną jedzenia, ale traktowano ją jak uroczą błyskotkę.
Kendall postanowiła nie powtarzać błędów matki. W stosunku do mężczyzn była silna na tyle, że z każdym potrafiła w razie potrzeby zerwać z zimną krwią.
Dopiero ta przygoda z Sawyerem Locke…
Jego trudno było zapomnieć, przed nim nie potrafiła się obronić. Pozwoliła, by obsypywał ją czułymi słówkami, za dobrą monetę brała wszystkie jego zapewnienia, jak bardzo jest piękna i seksowna. Zupełnie jakby nie wiedziała, że to zwykły podryw. W końcu wylądowali w łóżku. Numerek na jedną noc – to zasadniczo nie było w jej stylu, ale tym razem już po pierwszym wspólnym tańcu doszła do wniosku, że wszystko zmierza w tym właśnie kierunku. Facet był władczy, imponował jej i choć normalnie jej to nie kręciło, tym razem postanowiła skorzystać z okazji.
Wypity szampan zrobił swoje. Najpierw znaczące spojrzenia, potem taniec. Udawała, że nie wie, iż on pochodzi z bogatej i wpływowej nowojorskiej rodziny. Nie obchodziła jej jego reputacja playboya ani pieniądze, choć dobrze wiedziała, że tacy jak Sawyer Locke po wielekroć łamali serce jej matki.
W tygodniach, które nastąpiły po weselu, Sawyer dowiódł, że wszystkie założenia, jakie sobie na jego temat poczyniła, były prawdziwe. Niby poprosił o numer telefonu, ale nie zapewniał, że zadzwoni. Stara sztuczka faceta z wybujałym ego. Może to i lepiej. Bo wiązanie się z nim byłoby niewybaczalnym błędem.
Kątem oka spojrzała na zegar. Nie ma czasu do stracenia. Wsunęła pierścionek na palec lewej ręki.
– Faceci z Manhattanu, ręce precz ode mnie. Jestem zaręczona.
W rekordowym tempie zbiegła na dół i wpadła na peron. W ostatniej chwili wskoczyła do wagonu metra i usiadła obok siwowłosej kobiety, kurczowo przyciskającej do piersi torebkę. Spojrzała na swój pierścionek i przypomniała sobie, co ma symbolizować. To mianowicie, że ona nikogo nie potrzebuje. W jej planach na przyszłość nie ma miejsca na mężczyznę.
Czuła się jak bohaterka wczorajszego filmu – singielka, w przeszłości popełniająca idiotyczne błędy co do facetów, a teraz stwarzająca wrażenie, że jest już zajęta, by odstraszyć mężczyzn. W życiu należy bowiem liczyć wyłącznie na siebie i spełniać się zawodowo. Facetów nie interesuje w kobiecie nic poza biustem i innymi krągłościami. Sawyerowi też wpadła w oko zapewne z tych powodów. Przecież nie poprosił jej do tańca ze względu na inteligentny wyraz twarzy ani wybitną osobowość.
W ogóle nie powinna była iść na to wesele koleżanki z akademika. Cały ten weekend w Maine tylko uwydatnił jej samotność. Normalnie nie przejmowała się swoim statusem singielki, ale na przyjęciu zorientowała się, że wszystkie jej przyjaciółki są zamężne albo przynajmniej w poważnych związkach. Wiele z nich miało dzieci, a jedna nawet już drugiego męża. Widać było, że poszły do przodu. Ale ona, Kendall, postawiła na coś innego. Na karierę zawodową, której nigdy nie zdołała zrobić matka. Oto czym kończy się pogoń za facetami: dreptaniem w miejscu.
Wysiadła z metra i pośpieszyła do biura firmy Sloan Public Relations. Pracowała w niej już dwa lata i robiła postępy. Tak przynajmniej twierdziła jej szefowa, Jillian Sloan.
W biurze panowała niezwykła o tej porze cisza. Wszyscy mówili szeptem, kuląc się za szybami boksów. Recepcjonistka Maureen na widok Kendall zrobiła minę, jakby ujrzała ducha.
– Czy ktoś umarł?
Pytanie było nie od rzeczy. Kilka osób zatruło się wczorajszym, zamówionym przez Jillian lunchem. Nigdy nie ufaj sałatkom z pomidorów czy w ogóle piknikowemu żarciu – tej regule Kendall pozostawała wierna przez całe życie.
– Wanda została zwolniona.
Kendall przykryła usta dłonią. Wanda była typowana na nową wiceprezes firmy.
– Zwolniona? Dlaczego? Kiedy?
– Jakieś dziesięć minut temu – odparła Maureen. – Podobno zaczęła kręcić z jednym z klientów. Wiesz, jaka jest Jillian.
O tak, Kendall wiedziała. Jillian bardzo dbała o pozory. Sloan PR musi być firmą bez skazy.
– Gdybyś się nie spóźniła, zobaczyłabyś, jak to wyglądało. Wanda właśnie opróżnia swoje biurko. Aha, a ciebie Jillian chce widzieć. Niezwłocznie.
– Niezwłocznie? – skrzywiła się Kendall. Czyżby zrobiła coś nie tak?
– Tak. Idź do niej.
Udając się do szefowej, Kendall po drodze zostawiła rzeczy na biurku. Wzięła głęboki oddech, wygładziła spódniczkę i wkroczyła do części biura przeznaczonej dla kierownictwa, składającej się z obszernej poczekalni i prywatnej salki konferencyjnej przedzielającej dwa narożne gabinety. Jillian zajmowała większy z nich, ale obydwa robiły wrażenie. Ten drugi, przeznaczony rzekomo dla Wandy, był pusty od trzech miesięcy, kiedy to poprzednia wiceprezes odeszła, by założyć własną firmę.
Asystentka Jillian właśnie odkładała słuchawkę.
– O, świetnie, pani Ross. Pani Sloan czeka na panią. Proszę wejść.
W gabinecie szefowej Kendall czekała przez chwilę, aż ta skończy pisać na komputerze.
– Witaj, Kendall. Zapewne już wiesz. Musiałam zwolnić Wandę. – Lśniące kasztanowe włosy Jillian były związane w koński ogon, zapewne po to, by każdy mógł podziwiać masywne diamentowe kolczyki. Jillian sama dochrapała się swojej obecnej pozycji i lubiła o tym przypominać w każdy możliwy sposób. – Cóż, przykra sytuacja, ale musimy przejść nad nią do porządku dziennego.
– Oczywiście.
Kendall nie zamierzała pytać o szczegóły. I tak dowie się wszystkiego od współpracowników.
– To szansa dla ciebie. Uważam cię za wschodzącą gwiazdę. Jesteś pracowita, masz świetne niebanalne pomysły i jesteś zorientowana na potrzeby klienta. Może trochę za często się spóźniasz, ale nie o tym chcę dziś z tobą rozmawiać.
Kendall odchrząknęła i podziękowała.
– Po odejściu Wandy jesteś poważną kandydatką na stołek wiceprezesa.
– To wspaniała wiadomość. Dziękuję – odparła Kendall, z trudem powstrzymując entuzjazm.
– Ale nie ekscytuj się za bardzo. Rozważam też Wesa. On jest numerem drugim, tuż za tobą.
Kendall poczuła, jak serce jej zamiera. Cholera. Wes strasznie ją wkurzał. Obcowanie z nim było równie przyjemne jak spożywanie paskudnie rozgotowanej owsianki. Był wirtuozem podlizywania się szefowej i przeszkadzania innym w pracy.
– Rozumiem.
– Przekonaj mnie, że ten awans należy się tobie. Zacznij już od teraz. W sali konferencyjnej czeka bardzo ważny potencjalny klient. Nie mogę ci powiedzieć, jakie są jego oczekiwania, podpisałam umowę bez wyłączności, tylko na to jedno spotkanie. Nawet jeśli nas nie zatrudni, obowiązuje mnie tajemnica.
Nie na wyłączność? O, to w takim razie musi być gruba ryba.
– Jasne, świetnie. Co mam zrobić?
– Zdobądź go dla nas. Jego nie interesuje pokazówa. Chce rozmawiać konkretnie, z osobą, której przydzielimy jego projekt. Oczekuje pomysłów. I to błyskotliwych.
– A co z Wesem?
– Tym razem postawiłam na ciebie. – Jillian wyszła zza biurka i położyła dłoń na ramieniu Kendall. – Nie zawiedź mnie.
Kendal chciała przełknął ślinę, ale jej gardło odmówiło współpracy. Nie ma to jak w poniedziałkowy poranek wpaść w taki młyn.
– Jestem gotowa – wyrzuciła w końcu z siebie, podkreślając swoją bojowość aż dwoma uniesionym w górę kciukami.
– Zaręczyłaś się? – spytała Jillian, wskazując lewą dłoń podwładnej. – Nie pamiętam, żebyś nosiła ten pierścionek.
– To pierścionek mojej matki – odparła Kendall. Przyznanie się, że zainspirował ją telewizyjny wyciskacz łez, byłoby teraz raczej obciachem. – Znalazłam go i postanowiłam założyć.
– Na lewej ręce?
– A ciebie nigdy nie prześladował facet, co do którego wolałabyś, żeby się odczepił?
– Ciągle mi się to zdarza. To faktycznie irytujące.
– No właśnie. Wolę, żeby na razie dał mi spokój. Chcę się skupić na pracy.
– Podoba mi się taki sposób myślenia. – Jillian uśmiechnęła się figlarnie.
Kendall poszła za szefową do salki konferencyjnej. W głowie jej huczało. Zaraz okaże się, czy będzie mogła spełnić swoje aspiracje zawodowe, czy wejdzie do pierwszej ligi, czy zdobędzie klienta, o którym nic nie wie. Musisz, pomyślała, bawiąc się pierścionkiem.
Gdy tylko przekroczyła próg i zamknęła drzwi, niemal ją zamurowało. Po drugiej stronie stołu, w grafitowym garniturze, siedział zapewne najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego w życiu spotkała. Dokładnie rzecz biorąc ten sam, w zapomnieniu którego miał jej pomóc pierścionek matki.
Sawyer Locke.
Kendal zawsze przychodziła na spotkania z klientami dobrze przygotowana, ale nigdy dotąd nie zdarzyło jej się widzieć uprzednio potencjalnego klienta na golasa. Czy Sawyer wiedział, że ona tu pracuje? Zależy mu na czymś?
I znowu to pytanie, które nie powinno w ogóle pojawić się w jej głowie, którego nigdy by mu nie zadała. Dlaczego nie zadzwonił?
– Panie Locke – Jillian uścisnęła Sawyerowi dłoń – to jest Kendall Ross, nasza najlepsza specjalistka od piaru. Jeśli zdecyduje się pan na współpracę z nami, to właśnie ona będzie prowadzić pański projekt.
Sawyer wyciągnął rękę do Kendall, wpatrując się w nią swoimi ciepłymi brązowymi oczami. To przypomniało jej nieodległą przeszłość, kiedy miała okazję poznać każdy centymetr jego wspaniałego ciała. I wzajemnie. A teraz ma się umizgiwać do niego jak do klienta, zapominając, jak cudownie potrafi on całować. Dziwna sytuacja, nie bardzo wiadomo, jak się zachować. Jedno jest pewne: nie wolno jej teraz myśleć, jakie okazałe ramiona kryje ten nienaganny garnitur ani zwracać uwagi na szczękę pokrytą schludnie utrzymanym trzydniowym zarostem.
– Mieliśmy już okazję poznać się z panią Ross – odparł Sawyer, obdarowując Kendall mocnym uściskiem dłoni.
– T…tak, znamy się – wyjąkała. Jej jedyną obawą było teraz to, by serce nie wyskoczyło jej z piersi. – Spotkaliśmy się na ślubie wspólnych znajomych.
O co mu właściwie chodzi? Po co wspomniał, że się znają?
– Świetnie się bawiliśmy – Sawyer podjął temat. – Pani Ross uczyła mnie, jak należy się ruszać… na parkiecie – dokończył, arogancko wykrzywiając kąciki ust.
Aha, więc on tak zamierza się zachowywać. A to palant. Takich aluzji nie robi się w trakcie spotkań biznesowych. Ale czegóż spodziewać po przystojnym milionerze, któremu życie wszystko podało na tacy?
Teraz już jasne, dlaczego nie zadzwonił. Mężczyźni pokroju Sawyera są wyniośli i nonszalanccy. Zwłaszcza w stosunku do tłumnie gromadzących się wokół nich kobiet.
– Proszę usiąść, panie Locke. Co możemy dla pana zrobić? – Kendall rozpaczliwie starała się skierować rozmowę na profesjonalne tory.
Usiadła naprzeciwko niego i otworzyła swój notatnik. Rzuciła okien na twarz klienta i spostrzegła, że wpatruje się w jej lewą dłoń. Świetnie, niech sobie popatrzy. Poprawiła ułożenie pierścionka na palcu.
– Ja zaraz sobie pójdę – oznajmiła Jillian, ciągle stojąc. – Wiem, że chce pan porozmawiać o strategii, a w tym zakresie Kendall należy wyłącznie do pana.
– Ach tak? – Sawyer rozsiadł się wygodnie i zaczął powoli bębnić palcami o stół.
Należy do pana. Dlaczego tak jej sucho w ustach? Czyżby ktoś podkręcił termostat?
– Jestem niezła w tym, co robię, jeśli o to panu chodzi.
Sawyer uśmiechnął się zabójczo, jakby chciał podkreślić, że on nie tylko zawsze wie, czego chce, ale również, że zawsze to dostaje. Bez najmniejszego problemu.
– To się świetnie składa. Potrzebuję zmian w strategii piarowskiej. Z firmą, z którą ostatnio współpracowałem, jakoś nie bardzo się rozumieliśmy. A ja nie mam czasu na przepychanki.
Kendall zaczęła się wiercić na swoim krześle. Jasne. Ludzie pokroju Sawyera nie znoszą sprzeciwu.
– Proszę mi powiedzieć coś więcej o Grand Legacy. Po artykule w „Timesie’ domyślam się, że to właśnie będzie tematem naszej rozmowy.
– A więc czytała pani?
– Owszem. Delikatnie mówiąc, ma raczej niepochlebną wymowę.
Chociaż ciebie odmalowano tam całkiem udatnie, pomyślała.
– Proszę mi powiedzieć, co naprawdę pani o tym myśli – powiedział oschle, jakby jej wypowiedź go zniecierpliwiła.
– Powiedziałam, co w nim wyczytałam. – Kendall wzruszyła ramionami.
– I ma pani rację. To okropny tekst. Ja i mój brat jesteśmy bardzo niezadowoleni, że wyciekły takie zdjęcia. Zrobiliśmy wszystko, żeby szczegóły tego projektu nie wydostały się na światło dzienne. Nie mamy pojęcia, kto poszedł z tym do mediów. Dla nas to katastrofa.
– Sami jesteście sobie trochę winni. Tajne informacje prawie zawsze gdzieś wyciekają.
– Niekoniecznie. Jeśli są dobrze chronione… Musi pani zrozumieć, my nie tyle odnawiamy hotel, co staramy się odbudować pewien mit, aurę tajemniczości. To dla nas jest rodzaj… misji. Musimy ukrywać szczegóły aż do dnia wielkiego otwarcia. Wtedy wszystko wyjdzie na jaw. To ma być dramat, spektakl. Coś w rodzaju Big Bang.
– Ale szeroka publiczność, w tym i ja, nic o tym nie wie – powiedziała, kręcąc głową i postukując długopisem o notes. – Nie możecie zakładać, że ludzie wiedzą, na co mają czekać. Ja na przykład wychowałam się w New Jersey, a w życiu nie słyszałam o Grand Legacy. Hotel jest zamknięty od dziesięciu lat i przestał kogokolwiek interesować. Tajemniczość nie jest w takim wypadku najlepszą taktyką.
– Kendall ma rację, panie Locke – powiedziała Jillian. Większość szefów miałaby problem, gdyby ich pracownik wytknął błędy klientowi, ale nie Jillian. Szczerość i przejrzystość postępowania były jej dewizą. Zawsze i za wszelką cenę.
– Co pani sugeruje? – spytał Sawyer, wyraźnie już zirytowany. – Mamy wystawiać na widok publiczny wszystko, co robimy?
– Zadam panu pytanie. Czy woli pan, żeby osoba taka jak ja, otwierając gazetę, natykała się na niewyraźne, zrobione komórką zdjęcia pana hotelu, czy też może lepiej by było, gdyby w dzisiejszym wydaniu tego dziennika ukazały się profesjonalne fotografie wraz z tekstem pełnym interesujących szczegółów?
Sawyer zasznurował usta i zmarszczył czoło. Wykazanie mu pomyłki sprawiło Kendall prawdziwą rozkosz.
– Teraz rozumiem.
– Reklama i budowanie napięcia wokół powstającego budynku polegają na starannym dozowaniu informacji, a nie na trzymaniu ich pod kluczem. Trzeba umiejętnie, stopniowo podsycać zainteresowanie, panie Locke. Droczyć się, kokietować, dawać lekki przedsmak tego, czego ludzie oczekują. A wkrótce sami zaczną domagać się więcej i więcej. Kropla drąży skałę. – Poczuła się w swoim żywiole. Nawet jeśli Sawyer się z nią nie zgodzi, to przynajmniej będzie wiedział, że nie jest potulnie przytakującą kobietką. Że potrafi się postawić. Nawet jemu.
– Przepraszam, że przeszkadzam, pani Sloan – asystentka Jillian wsunęła głowę przez drzwi – ale o dziesiątej ma pani spotkanie.
– Już idę. – Jillian na pożegnanie uścisnęła Sawyerowi dłoń. – Przepraszam, obowiązki wzywają, ale zostawiam pana w dobrych rękach.
– Dziękuję. Jestem pewien, że pani Ross będzie wiedziała, jak mnie obsłużyć.
Kendall z trudem powstrzymała groźny pomruk. Ten facet ma zdecydowany talent do nieprzyjemnych insynuacji i aluzji. Po wyjściu Jillian siedział i wpatrywał się w nią bez słowa. Nie miała pojęcia, co myśli. Wiedziała jedno – jeśli ich współpraca wypali, trzeba będzie nadać jej tryb wykluczający wszelkie seksualne czy flirciarskie podteksty. Szczególnie gdy będą – tak jak teraz – tylko we dwoje.
– No więc jak, Grand Legacy? Zatrudnicie nas? – zapytała.
Skinął głową, nie odrywając od niej oczu.
– Ale mam kilka pytań.
– Oczywiście, proszę pytać o wszystko.
Wypuściła powietrze z płuc. Uff, w końcu ich dawna przelotna miłostka to nic takiego. Oboje są profesjonalistami i potrafią przejść nad czymś takim do porządku dziennego, jeśli jest robota do zrobienia.
– Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o tym, jak kropla drąży skałę. Bo to mi zabrzmiało obiecująco – powiedział, powoli kreśląc palcem na blacie stołu małe kółko. – A po drugie: kiedy się zaręczyłaś?
Kendall zamarła. W uszach jej dudniło. Szefowej odpowiedziała na to pytanie zgodnie z prawdą, ale co ma powiedzieć Sawyerowi? Skąd mogła wiedzieć, że poranna operacja o kryptonimie Pierścionek Zaręczynowy tak bardzo skomplikuje jej dzisiaj życie?
Sawyer nie lubił, gdy cokolwiek niespodziewanego rozpraszało go w trakcie spotkań biznesowych. Ale to przecież nie jest zwykłe spotkanie biznesowe, a Kendall nie jest po prostu atrakcyjnym dodatkiem do rozmów. Jest kimś, z kim należy się szczególnie liczyć.
– Byłabym wdzięczna, gdybyśmy wrócili do tematu. Sprawa jest chyba dość pilna, prawda? – powiedziała, prostując się na krześle. Wyglądała na zdeterminowaną.
Sawyer przypomniał sobie, jak tuliła się do niego w tańcu, a on trzymał dłoń na wgłębieniu w dole jej pleców. Jeszcze nigdy nie było mu tak trudno skupić się na właściwym temacie spotkania. Ale też nigdy nie doświadczył czegoś podobnego.
Pogodziłby się z faktem, że Kendall ma chłopaka. Trudno, zdarza się, on był dla niej partnerem na jedną noc. Ale narzeczeństwo? Nie minęły dwa miesiące i zdążyła się zaręczyć? Z kim? Skąd go wytrzasnęła? Czyżby nareszcie udało mu się przespać z kobietą, która przewyższa go w niestałości uczuć?
– Raczej tak – przytaknął w końcu.
– No więc jak już mówiłam, najskuteczniejsze jest powolne, starannie kontrolowane wypuszczanie w świat informacji, które krok po kroku prowadzić będą do wielkiego dnia, kiedy hotel wznowi działalność. A jedynym sposobem zapanowania nad tym procesem jest zawarcie z mediami układu, że będzie im się udostępniać wszelkiego rodzaju komunikaty. Tyle że na swoich warunkach.
– Kropla drąży skałę.
– Zgadza się. Trzeba zdawać sobie sprawę, że ludzie wyobrażają sobie najprzeróżniejsze rzeczy. Może to brzmi mało intuicyjnie, ale jeśli teraz da się im jakiś wgląd w stan prac, obudzi to ich ciekawość i w końcu nie będą się mogli doczekać, żeby na własne oczy zobaczyć, co z tego wszystkiego wyszło.
Mówiła tak przekonująco, że teraz kupiłby od niej wszystko, nawet zawartość własnego portfela.
– Szkoda, że nie zatrudniłem was od samego początku.
– Czy to znaczy, że zatrudniasz nas pan teraz?
Roześmiał się cicho. Ona nie tylko potrafi spowodować, że klient błyskawicznie zmienia zdanie, ale jeszcze umie sfinalizować transakcję. Uniósł ręce w geście poddania się.
– Chyba nie mam wyboru. Przedstawiłaś nieodparte argumenty. Doceniam to, jak również fakt, że od początku mi się przeciwstawiałaś. Zróbmy to po twojemu. Będziesz mi prowadzić PR.
– Miło mi to słyszeć. Świetnie. Dziękuję. – Uśmiechnęła się, lekko się rumieniąc.
Poczuł, że od tej chwili jest gotów robić wszystko, by ją zadowolić. Tyle że to nie miałoby nic wspólnego z biznesem.
– A więc… masz narzeczonego. To jakaś świeża sprawa, mam nadzieję?
Wyraził w ten sposób wiarę, że z nim nikogo nie zdradziła, że jest osobą godną zaufania.
– Nie rozmawiajmy o moim pierścionku, panie Locke. Jesteśmy na spotkaniu biznesowym i powinien pan do docenić.
– Po pierwsze nie nazywaj mnie panem Locke. Zważywszy na to, co było między nami, jesteśmy już chyba na ty.
– Okej, w takim razie, Sawyer. – Boże, jak pięknie brzmiało jego imię w jej ustach. – Ale o pierścionku nadal nie rozmawiamy. Szczerze? To nie twoja sprawa.
– Owszem, moja. Muszę wiedzieć, czy osoba, z którą będę pracował przez najbliższe trzy miesiące, jest godna zaufania.
Wolał nie myśleć, że być może jeszcze pożałuje tej spędzonej z Kendall nocy. Wolał zapamiętać delikatność jej skóry i dźwięki, jakie wydaje, gdy zbliża się do szczytu.
– Sugerujesz, że w jakiś sposób cię oszukałam?
– Sześć tygodni temu spędziliśmy razem noc. Poczułbym się lepiej, wiedząc, że wtedy jeszcze nie miałaś narzeczonego. Ja nie mam zwyczaju uganiać się za czyimiś kobietami. To wydaje mi się… niegodne.
Dąsała się przez chwilę, po czym odparła:
– No to okej. Jeśli już musisz wiedzieć, to ten pierścionek jest w moim życiu całkiem świeżą sprawą.
– Jak bardzo świeżą?
– Bardzo, bardzo. A dla nas ma on być przestrogą. Gwarancją, że nie połączy nas nic oprócz spraw zawodowych.
– W porządku.
– No to jak wygląda wasz harmonogram?
– Gala otwarcia w sylwestra.
– Dziś mamy siódmego października. Czas ucieka.
– To prawda.
Jej słowa ściągnęły go na ziemię i uświadomiły, ile przed nim pracy. Uporanie się z podwykonawcami, szukanie porozumienia z ojcem. Może Kendall Ross okaże się jego zbawczynią i pomoże doprowadzić wszystko do końca. Do bezbłędnej i obłędnej ceremonii ponownego otwarcia odrestaurowanego hotelu Grand Legacy.
– Mógłbyś oprowadzić mnie po hotelu? Muszę go jak najszybciej zobaczyć.
Sawyer jutrzejszy dzień miał wypełniony co do minuty, ale przyśpieszenie, na które namawia go Kendall, jest sprawą absolutnie kluczową. Poza tym przyjemnie będzie spędzić trochę czasu w jej towarzystwie.
– Możemy się spotkać jutro o dziesiątej? Przyślę po ciebie samochód.
– Przecież mogę wziąć taksówkę albo dojechać metrem.
– Nie wątpię.
– Dzięki za propozycję, ale dam sobie radę. – Pokręciła głową.
– Nie zamierzam się z tobą kłócić.
– W takim razie do jutra. – Wstała i uśmiechnęła się promiennie. Trochę czasu minie, zanim on przyzwyczai się do jej bliskości.
– Do jutra.
Wyciągnął dłoń na pożegnanie. Zważywszy na to, co zaszło między nimi półtora miesiąca temu, bardziej pasowałby tu lekki całus w policzek.
Wyszedł z budynku. Odczuwał ulgę, że ma teraz zapewniony właściwy PR, ale nurtowało go co innego. Kim jest ten jej narzeczony i jak udało mu się tak błyskawicznie ją zdobyć? Sądząc po pierścionku, facet musi być przy kasie. Czy Sawyer go zna? Miał nadzieję, że nie. Jak wygląda, czym się zajmuje? I dlaczego jego istnienie tak bardzo Sawyerowi przeszkadza?
W samochodzie zadzwonił do brata. Musi zająć się robotą i przestać myśleć o Kendall, co będzie o tyle trudne, że mają pracować razem. Prawda jest jednak taka, że ona nie zadzwoniła do niego po tamtej nocy, a biorąc pod uwagę jej dzisiejszy chłód, miała po temu dobre powody.
A najważniejszą z nich jest ten cholerny pierścionek.