Odcięty palec i wścibski nos - ebook
Pewnego popołudnia w biurze Albina Larssona, właściciela butiku z męską odzieżą, rozlega się trzask faksu (tak, faksu). Okazuje się, że to wiadomość od jego dawnej znajomej, Gunnel Ahlström, autorki poczytnych romansideł. Kobieta informuje, że jest podejrzana o tajemnicze zniknięcie swojej wydawczyni Fiony Bertilsson. Fionę widziano po raz ostatni, kiedy opuszczała swój domek letniskowy i kierowała się w stronę plaży, ubrana jedynie w szlafrok. Jak dotąd nie wróciła.
Pan Larsson, nie chcąc podejmować zbędnego ryzyka, natychmiast zwraca się o pomoc do swojego przyjaciela, Oskara Stenvalla, który, choć nie dążył do miana bohatera, okazywał się nim w sytuacjach kryzysowych. Razem zabierają się za rozwiązanie zagadki, która wpędziła ekscentryczną Gunnel w kłopoty. Muszą jednak zachować ostrożność. Nikt, a zwłaszcza policja, nie może wiedzieć, że biorą sprawy w swoje ręce.
„Odcięty palec i wścibski nos” to drugi tom serii „Morderstwa w Lund” Kallego Löfqvista. Pierwsza część „Głęboko mrożony mężczyzna w żółtych spodniach” spotkała się z dużym uznaniem czytelników i słuchaczy!
| Kategoria: | Kryminał |
| Zabezpieczenie: | brak |
| ISBN: | 978-91-8076-352-3 |
| Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jej obcasy stukały o bruk, kiedy zdecydowanym krokiem przemierzała plac Bantorget, mijając tętniący życiem ogródek restauracyjny przy hotelu Grand. Majowe słońce świeciło z błękitnego nieba, a klomby eksplodowały kwiatową feerią barw. Żonkile i szafirki rywalizowały o miejsce, zaś pąki tulipanów miały lada dzień zakwitnąć. Gunnel Ahlström była stylową kobietą. Siwe włosy elegancko upięte we francuski kok, subtelny makijaż podkreślony wyrazistą jaskrawoczerwoną szminką. Idealnie skrojone różowe spodnium pod kremowobiałym płaszczem. Jej wyrafinowany wygląd przełamywały jedynie buty ‒ albo raczej buciory ‒ kowbojki z ostrymi noskami z jasnej skóry grzechotnika. Gunnel skręciła w Lilla Fiskaregatan i prawie się zderzyła z hordą rozbawionych i wyjątkowo lekko ubranych studentów ciągnących wózek drabiniasty załadowany zniszczoną pluszową sofą, sześcioma zgrzewkami cydru i głośnikiem. Jakiś pomysłowy minister infrastruktury swego czasu zdecydował, żeby ulica Lilla Fiskaregatan była jednocześnie deptakiem i ścieżką rowerową, dlatego też poruszanie się po niej w tak słoneczny dzień, kiedy wszyscy pragnęli przebywać na świeżym powietrzu, wydawało się iście samobójczą misją. Gunnel znała jednak dobrze swoje miasto i umiejętnie lawirowała pomiędzy tatuśkami na urlopach ojcowskich jadącymi na rowerach cargo, zagubionymi turystami oraz babuleńkami spacerującymi z balkonikami.
Zatrzymała się przed wejściem do budynku, w którym mieściło się wydawnictwo Stenflykt i wprawnie wstukała czterocyfrowy kod. Od wielu lat nie dzwoniła już dzwonkiem do drzwi i nie musiała czekać, aż ktoś ją wpuści. Przejrzawszy się w lustrze windy podczas jazdy na górę, nie znalazła żadnych mankamentów w swoim wyglądzie. Włosy były doskonale ułożone, makijaż nadal dobrze się prezentował. Właściwie i tak niespecjalnie ją to obchodziło. Fionie, kobiecie, z którą właśnie miała się spotkać, brakowało stylu i finezji, a Gunnel już dawno straciła do niej wszelki szacunek. Jednak tym razem było to spotkanie czysto zawodowe, z Fioną jako wydawczynią jej książek. Obie zdawały sobie sprawę, o jaką stawkę toczy się gra. Długa i pod wieloma względami udana współpraca dobiegała końca. Już w czasie rozmowy z Fioną przez telefon, kiedy uzgadniały termin spotkania, Gunnel przedstawiła sprawę jasno: po ponad dziesięciu latach pracy jako pisarka związana z wydawnictwem Stenflykt postanowiła poszukać nowego wydawcy ‒ takiego, który okaże jej należyty szacunek, nie będzie oszukiwał na tantiemach ani zaniedbywał promocji jej książek. Propozycji z pewnością nie brakowało. Przynajmniej raz w miesiącu zabiegali o nią inni wydawcy obiecujący złote góry w zamian za podpisanie kontraktu. Jej książki dobrze się sprzedawały, zwłaszcza te przełożone na język niemiecki, i uczyniły z niej zamożną kobietę (o czym wszyscy z branży wiedzieli), a wiele wydawnictw szukało dojnej krowy, która pomogłaby im sfinansować ich działalność na coraz bardziej niepewnym rynku książkowym.
‒ Dzień dobry, Gunnel! ‒ przywitała ją w drzwiach sekretarka.
– Cześć, Belindo ‒ odpowiedziała krótko pisarka.
‒ Fiona ma jeszcze spotkanie, więc musisz poczekać. Napijesz się kawy?
– Tak, poproszę. Czarnej.
– Przecież wiem, zawsze pijesz czarną. Słyszałam, że kawa z mlekiem jest zdrowsza. Kawa zawiera jakiś składnik dobry na skórę, który uaktywnia się dopiero po dodaniu do niej mleka. Warto o tym pomyśleć.
‒ Aha ‒ odparła beznamiętnie Gunnel. Nie miała dobrego zdania o Belindzie. Uważała, że za dużo ględzi, podlizuje się i na dodatek zazwyczaj niegustownie się ubiera.
‒ Mogę wziąć twój płaszcz i go odwiesić ‒ zaproponowała Belinda.
‒ Dziękuję. ‒ Gunnel podała sekretarce swoje okrycie.
‒ O proszę, to oryginalny Chanel. ‒ Belinda jeszcze mocniej zatrzepotała sztucznymi rzęsami, po czym ostrożnie odwiesiła płaszcz na wieszak stojący przy jej biurku.
‒ Jeśli możesz, przynieś mi kawę do pokoju ‒ poprosiła Gunnel i weszła przez otwarte podwójne drzwi do znajdującego się obok pomieszczenia przypominającego salon. Na podłodze leżał duży dywan w stylu orientalnym, przy ścianach ustawiono sięgające sufitu regały pełne książek. Usiadła w jednym z dużych, wygodnych foteli uszaków.
‒ Ostatnim razem zapomniałaś teczki ‒ zauważyła Belinda, wchodząc z kawą. ‒ Wsadziłam ją do szafy w pokoju z ksero. Mam ci ją przynieść?
‒ Wezmę ją, jak będę wychodzić ‒ rzuciła zwięźle Gunnel, po czym wyjęła z torebki notatnik. Był to zwykły notes z gładkimi kartkami, który zawsze nosiła przy sobie. Zapisywała w nim bez większego ładu i składu wszystko, co uważała za istotne: pomysły na nową książkę mieszały się z planami podróży i zaproszeniami na imprezy. Otworzyła go na stronie, gdzie zanotowała główne punkty, które planowała poruszyć w trakcie rozmowy z Fioną. Z doświadczenia wiedziała, że wydawczyni łatwo traci panowanie nad sobą, gdy ktoś nie podziela jej zdania w trakcie dyskusji, a ponieważ Gunnel zdawała sobie sprawę z własnego, równie wybuchowego temperamentu, chciała za wszelką cenę przedstawić swoje argumenty w jasny i rzeczowy sposób, by szybko zakończyć spotkanie. Żadnych zawiłych sformułowań. Zamierzała poinformować Fionę, że pragnie zakończyć bieżącą współpracę na swojej ostatniej książce, Poskromiony ogier, oraz że zrywa umowę zawartą z wydawnictwem Stenflykt na wydanie kolejnych pięciu pozycji.
‒ Gunnel, przepraszam, że przeszkadzam ‒ odezwał się mężczyzna w średnim wieku w roboczych ogrodniczkach, wsadzając głowę do pokoju. Trzymał w ręce skrzynkę z narzędziami.
– Hej, Mange ‒ wesoło przywitała się z nim pisarka.
Mange, złota rączka oraz dozorca, był jedną z niewielu osób w wydawnictwie, z którymi się dogadywała.
‒ Muszę wymienić termostat w grzejniku. Mogę wejść? Nie narobię hałasu.
‒ Pewnie! Zupełnie mi nie przeszkadzasz. Nie zajmuje mnie nic szczególnego, czekam tylko na spotkanie z Fioną.
– Super-duper! ‒ ucieszył się Mange, po czym uklęknął przed wielkim żeliwnym kaloryferem pod oknem i wyjął kilka narzędzi. ‒ Wspaniale, że w końcu zrobiło się ciepło ‒ stwierdził. ‒ To znaczy nie tu, w tym grzejniku, który jest do niczego, ha, ha. Chodziło mi o to, że na zewnątrz. Cudowna pogoda. Zaraz będzie lato!
‒ To prawda ‒ zgodziła się Gunnel.
‒ Słyszałem, że chcesz nas opuścić. Szkoda by było!
‒ Aha, kto tak plotkuje?
‒ Belinda mi o tym powiedziała. Twierdzi, że nie za bardzo się dogadujecie, ty i Fiona.
‒ To nie ma nic wspólnego z relacją między nami. Chodzi wyłącznie o sprawy zawodowe. Nic poza tym. Swoją drogą Belinda nie powinna się w to wtrącać, zresztą ty również.
‒ Nie, oczywiście masz rację. Właściwie nikt nie chce się w to mieszać. Ale wiesz, jak to jest, kiedy człowiek stoi przy ekspresie do kawy i słyszy to i owo.
‒ Ach, tak? Nie wiedziałam ‒ odparła kwaśno pisarka.
‒ Ale jak was znam, Fiona cię przekona, żebyś została ‒ dodał Mange z szerokim uśmiechem.
‒ Skąd ten pomysł?
‒ Cóż, mam takie przeczucie. Wydaje mi się, że ma parę asów w rękawie.
Gunnel znowu zerknęła w notatnik. Czy powinna przygotować więcej argumentów? Cholera, co Mange miał na myśli, mówiąc o asach w rękawie?
Z rozmyślań wyrwał ją piskliwy głos Belindy dochodzący z recepcji:
‒ Gunnel! Fiona już skończyła i oczekuje cię w swoim biurze.
Pół godziny później Gunnel jak burza wypadła na korytarz, z hukiem zatrzasnąwszy za sobą drzwi do biura Fiony. Nikt w wydawnictwie nie miał wątpliwości, że się pokłóciły. Choć nie słyszeli dokładnie, co do siebie mówiły, zza drzwi dobiegała ich głośna rozmowa. Było jasne, że panie się ze sobą nie zgadzały.
‒ Czy spotkanie się udało? ‒ spytała Belinda, nieudolnie udając, że nie zwróciła uwagi na nerwową atmosferę.
‒ Nie twoja sprawa ‒ odparła pisarka, zdejmując płaszcz z wieszaka.
‒ No nie, nie. Miłego dnia w takim razie ‒ rzuciła sekretarka.
Gunnel dawno nie była tak zdenerwowana. Nie chciała czekać na windę, zeszła po schodach z czwartego piętra na sam dół. Kowbojki podkute blaszkami stukotały o schody w rytm jej przyspieszonego pulsu, co przypominało uderzenia młotkiem.
„Ta Fiona, co to za jędza”. Gunnel od dawna wiedziała, że Fiona kieruje się interesami i jest twardą negocjatorką. Lecz tym razem wyłożyła na stół całkiem nowe karty. Nic innego, tylko groźby i czysty szantaż!
‒ Jak, do cholery, mam się z tego wyplątać?! ‒ powiedziała głośno do siebie, kiedy wściekła, ruszyła w stronę swojego mieszkania na Clemenstorget.
Gdy zamknęła za sobą drzwi wejściowe i ogarnął ją swoisty spokój, podjęła decyzję. Nie zostanie w Lund ani minuty dłużej. Zapaliła papierosa, po czym usiadła do komputera w gabinecie i zabrała się do wyszukiwania biletu lotniczego. Tam, dokąd zamierzała polecieć, nie było bezpośrednich połączeń, co bardzo jej odpowiadało. Dzięki temu mogła zarezerwować pierwszy lot na swoje nazwisko, a kolejny ‒ na fałszywy paszport. Najważniejsze było to, że wyruszy już za trzy dni i nikt się nie dowie, dokąd wyjechała. Wydrukowała bilety i szybko wrzuciła trochę ubrań do walizki podręcznej, żeby mieć wszystko spakowane i gotowe na wyjazd. Kiedy skończyła, nalała sobie dużą szklankę jacka daniel’sa i usiadła ze świeżo zapalonym papierosem na kanapie w salonie. Czy podjęła właściwą decyzję? Czy ucieczka to mądry pomysł? Być może nie narazi się na niebezpieczeństwo, jeśli zostanie jeszcze kilka dni i zobaczy, jak sytuacja się rozwinie? Oczywiście istniało ryzyko, że policja się z nią skontaktuje… Może powinna do kogoś zadzwonić i wszystko opowiedzieć? Do kogoś, komu mogłaby zaufać i kto mógłby pomóc jej wyjść z tarapatów. Albo jeszcze lepiej: do kogoś, kto pomógłby jej się obronić przed podłymi planami Fiony. Najlepszą obroną był atak! A jeśliby wynająć prywatnego detektywa, który powęszyłby trochę i zdemaskował niecne poczynania Fiony? Znalazłby notatki, wszedł na jej konto mejlowe albo zdobył jej telefon komórkowy. Fiona z pewnością miała przynajmniej jedną dodatkową komórkę, której używała do załatwiania swoich bardziej podejrzanych interesów i której nie można było namierzyć. Gdyby tylko Gunnel dostała ten telefon w swoje ręce, mogłaby zniszczyć Fionę albo przynajmniej tak jej zagrozić, że Fiona sama by się poddała. Nie wiedziała jednak, jak zdobyć kontakt do prywatnego detektywa. Czy ktoś taki w ogóle istniał? A może były to jedynie postaci z książek i kiepskich seriali? Ech, do diabła, musiała znaleźć kogoś, komu ufa. Kogoś przebiegłego, kto nie boi się przekraczać granic i działać w sposób niezupełnie zgodny z prawem. Ale kto to mógłby być? Musiała się chwilę zastanowić. Na pewno znała kogoś, kogo mogła poprosić o pomoc.
* * *
Mange właśnie wybierał się do domu po skończonej pracy w wydawnictwie Stenflykt. Przystanął na chwilę, żeby porozmawiać z Belindą z recepcji. W podobny sposób zaczął się ich związek. Mange obserwował Belindę od pierwszego dnia, kiedy nieco ponad rok wcześniej zaczęła pracę jako recepcjonistka w wydawnictwie. Była atrakcyjna i błyskotliwa, a do tego emanowała pozytywną energią w tym biurze o dość stonowanej atmosferze. Po kilku tygodniach pogawędek o pogodzie i wietrze ich relacja się zacieśniła, i zanim się obejrzał, Belinda wprowadziła się do jego domu w Vallkärze na obrzeżach miasta.
‒ Kupisz coś pysznego na wieczór? ‒ spytała.
‒ Tak, pewnie ‒ odparł wesoło Mange. ‒ Na co masz ochotę? Może krewetki? To chyba dobry pomysł?
– Mange! Serio? Krewetki?
– Przecież lubisz owoce morza. A do tego napijemy się dobrego białego wina…
‒ Krewetki to nie owoce morza tylko jakieś małe robale żyjące w morzu. Wiesz, czym się żywią? Zjadają rybie gówno. Fuj! Marzą mi się prawdziwe owoce morza. Kup homara.
‒ Okej, zobaczymy, czy uda mi się znaleźć homara, który nie kosztuje fortuny.
‒ Mange, do cholery, nie bądź żyła! Homar nie ma być tani, ma być pyszny. Pojedź na halę targową.
‒ Dobrze, załatwię to ‒ rzekł dozorca, przełykając złość wywołaną roszczeniowym podejściem Belindy.
‒ Mange! Chodź tu do mnie na chwilę! ‒ rozległo się wołanie Fiony z korytarza.
Mężczyzna znieruchomiał. O co tym razem jej chodziło? Słyszał w jej głosie, że znowu ma jakieś pretensje.
‒ Jasne! Już idę!
‒ Chyba nie kręcisz z Fioną? ‒ upewniła się Belinda.
‒ Oczywiście, że nie. Przecież mam ciebie ‒ podkreślił Mange, robiąc maślane oczy.
Belinda była zazdrośnicą, co zauważył już na początku ich znajomości, dlatego też nie dzielił się z nią sprawami, które budziłyby w niej jakiekolwiek obawy. Nie przyszłoby mu do głowy, żeby zacząć romans z Fioną. Łączyły ich natomiast wspólne interesy. Chcąc nie chcąc, dał się wciągnąć w mroczny świat będący częścią uniwersum Fiony. Skusiły go pieniądze, jakżeby inaczej. Przydało mu się trochę dodatkowej gotówki, kiedy zamieszkał z Belindą. Lubiła zaznawać w życiu przyjemności, a on się cieszył, że było go stać na podarowanie ukochanej odrobiny luksusu. Jednak już po kilku tygodniach Fiona go usidliła. A w zasadzie obie, i Fiona, i Belinda. Fiona miała na niego haki, przez co nie mógł się wycofać, Belinda zaś przywykła do stałego dopływu gotówki i stylu życia, który wymagał znacznie więcej, niż mogła to zapewnić pensja dozorcy.
Mange głośno westchnął i ciężkim krokiem ruszył przez korytarz.
‒ Coś się stało? Właśnie miałem wychodzić. ‒ Oparł się o framugę drzwi do biura Fiony.
‒ Wejdź i zamknij za sobą drzwi! ‒ rzuciła krótko kobieta. ‒ Chodzi o Gunnel i jej udział w naszych interesach. Opowiedziałam jej trochę o naszej pobocznej działalności. Musimy podjąć pewne kroki, żeby nie stracić kontroli nad sytuacją.
‒ Oszalałaś?! Mieliśmy to zachować w tajemnicy! Przecież ona może pójść z tym na policję!
‒ Mange, do cholery! Uspokój się! To ja decyduję, co można powiedzieć, a co nie! Rozumiesz? Nie miałam wyboru. Gunnel zagroziła, że rozwiąże umowę z wydawnictwem.
‒ A co to ma wspólnego z naszym biznesem?
‒ Nie będzie więcej dostaw. Gunnel się wściekła i postawiła sprawę jasno, że całkowicie zrywa z nami współpracę. Od tej pory wszelki kontakt z nią będzie się odbywał poprzez jej prawnika. Kończy z przywożeniem walizek do Szwecji. Zapytałam ją o to konkretnie, ale tylko prychnęła.
‒ Okej, w takim razie musimy znaleźć kogoś innego, kto zajmie się dostawami ‒ stwierdził niepewnie Mange.
‒ I niby kto to, do cholery, miałby być? ‒ spytała z przekąsem Fiona.
‒ Może ty byś mogła? Przecież też podróżujesz od czasu do czasu.
‒ Czyś ty zwariował?! Jakby to wyglądało, gdyby mnie złapali? To nie do pomyślenia. Słuchaj, chodzi mi po głowie co innego. ‒ Fiona ściszyła głos. ‒ Udupimy ją. Dotkliwie to odczuje! Musi dostać porządną nauczkę!
‒ Dotkliwie? Co masz na myśli? ‒ Mange nerwowo wiercił się na krześle.
‒ Właśnie rozmawiałam z J i opracowaliśmy plan, jak wyciągnąć od niej pieniądze, i to dużo pieniędzy. Mówimy o milionach. Wymaga to jednak współpracy, od ciebie i ode mnie, oraz determinacji.
‒ Wyłudzanie pieniędzy? To nie dla mnie ‒ oznajmił Mange i poczuł się zestresowany. ‒ Może po prostu skończmy z tym gównem teraz, zanim sami wpakujemy się w kłopoty?
‒ W życiu! Twój wybór: albo bierzesz w tym udział, albo zgłoszę cię na policję ‒ zagroziła Fiona, odchylając się na krześle z wysokim oparciem.
‒ Niech cię szlag! ‒ Tylko tyle zdołał z siebie wydusić. Przeklinał się za to, że w ogóle zgodził się na współpracę z Fioną, ale co to dało? Ogarnęło go poczucie bezsilności. Miał wrażenie, że grzęźnie w ruchomych piaskach, im mocniej stąpał, tym głębiej się zapadał.
‒ Głowa do góry, Mange. Mamy z J niezawodny plan, wszyscy troje zostaniemy milionerami, tymczasem Gunnel dostanie karę za to, że już nie chce z nami współpracować. To idealny układ: win-win-win-lose. Ty, ja i J wygrywamy, Gunnel przegrywa. Pomyśl tylko, ile fajnych rzeczy mógłbyś zrobić za te pieniądze. Podróżować do ekscytujących krajów z Belindą. Zbudować dom, kupić psa, dodać życiu trochę koloru.
Po wysłuchaniu Fiony, która przedstawiła swój „niezawodny plan”, Mange wyszedł z pokoju i lekko zszokowany wrócił do recepcji. Cieszył się, że jego dzień pracy się skończył. Potrzebował czasu do namysłu. Może, jeśli dobrze by się zastanowił i rozważył wszystkie opcje, udałoby mu się wybrnąć z tej sytuacji?
‒ Coś długo rozmawialiście z Fioną ‒ odezwała się z rozdrażnieniem Belinda, kiedy ją mijał.
‒ A tak. Mieliśmy parę tematów do przegadania.
‒ To znaczy?
‒ Takie tam różne sprawy. O konserwacji instalacji w biurze, tego typu rzeczy. I dostałem podwyżkę! ‒ skłamał Mange.
‒ Najwyższa pora. W takim razie stać cię na tego homara.
‒ Tak, tak, kupię go ‒ zapewnił i poczuł ulgę, że rozmowa zeszła na inny tor. ‒ Widzimy się w domu wieczorem. Buziaki!
Szybko pocałowali się nad kontuarem recepcji, po czym Mange pospiesznie wyszedł z budynku. Ciężkim krokiem przemierzył Grönegatan, po czym wybrał trasę prowadzącą przez spokojne podwórza, chcąc uniknąć spotkania z kimkolwiek w drodze do garażu.
W chwili gdy wsiadł do samochodu, zadzwoniła komórka. To była Fiona.
‒ Rozmawiałam właśnie z J. Uzgodniliśmy, że natychmiast wprowadzamy nasz plan w życie. Jeszcze dziś wieczorem wybiorę się do domku letniskowego. Nie ma co tracić czasu. Gunnel to szczwana bestia. Musimy działać szybko, zanim ona nam przeszkodzi.
‒ Co w takim razie mam robić? ‒ spytał Mange, czując, jak mu przyspiesza puls.
‒ Na razie nic. Zadzwonię do ciebie jutro i ustalimy miejsce, skąd mnie odbierzesz.
‒ Okej…
‒ Jeszcze jedno. Pamiętaj, żeby zabrać mój drugi telefon ode mnie z domu. Zawiera wszystkie esemesy, które wymienialiśmy z J między sobą, dlatego to tak ważne, by nie wpadł w niepowołane ręce. Dam ci klucze do mojego domu jutro, kiedy się spotkamy.
‒ Nie możesz sama go zabrać?
‒ Nie, zupełnie mi nie po drodze. Jadę do domku letniskowego dziś, od razu po pracy.
‒ Dobrze, postaram się o tym pamiętać ‒ skwitował Mange.
‒ Musisz o tym pamiętać. To cholernie ważne. Policja nie może go znaleźć. Chyba to rozumiesz?
‒ Tak, tak, wszystko rozumiem. Kiedy mam przyjechać?
‒ Jakoś z rana.
‒ Z rana?
‒ Pogadamy o tym później. Odezwę się, przecież mówiłam. Bądź gotowy. No to na razie!
Mange uruchomił silnik i głęboko westchnął. Czy to był początek końca ciemnych interesów jego i Fiony? Czy raczej początek czegoś jeszcze gorszego? Obawiał się tego drugiego.Rozdział 2
Nieco ponad tydzień później Albin Larsson pracował w biurze, które mieściło się za jego butikiem z odzieżą męską. Było już dawno po zamknięciu, dochodziła ósma wieczorem. Larsson rozkoszował się ciszą i cieszył, że wreszcie ma czas dla siebie. Jak na biuro pomieszczenie było całkiem spore. Wnętrze o klasycznym wystroju przypominało angielską rezydencję. Dębowe regały ścienne uginały się od segregatorów i opasłych tomisk. Na eleganckim stoliku o misternie zdobionych nogach stało piękne akwarium, które cicho bulgotało. Oprócz dużego biurka znajdował się tu stół konferencyjny z sześcioma krzesłami, a w głębi pokoju stały kanapa w stylu chippendale z ciemnozielonej skóry, stolik kelnerski do serwowania dań oraz dwa mniejsze stylowe krzesła z podłokietnikami i obitymi siedziskami. Większa część skrzypiącego parkietu została przykryta dywanem w czerwony, pstrokaty orientalny wzór. Wystrój niemal tłumił wszelkie dźwięki, przez co w pokoju zwykle panowała przytłaczająca wręcz cisza. Jednak akurat tego wieczoru, z dużego radia nastawionego na program drugi, dochodziła pieśń Totengräberlied Franza Schuberta w interpretacji Kurta Molla, którego dudniący basowy głos wypełnił całe pomieszczenie.
Larsson przeglądał projekty domu przesłane z Niemiec przez jego dobrego przyjaciela Ferdinanda. Właśnie wyjął szkice z grubej blaszanej tuby i rozwinął arkusze na biurku, kiedy rozległo się piszczenie faksu. Tak, faksu. Larsson, człowiek starej daty, do korespondencji ze światem zewnętrznym używał głównie tego urządzenia. Twierdził, że to świetny sposób na przesyłanie dokumentów. Wszystko, co nadawca wprowadzał po swojej stronie, wychodziło w tej samej formie po stronie odbiorcy. To, że większość jego klientów i zleceniodawców musiała używać skomplikowanych programów do faksu na swoich komputerach, by się z nim komunikować, nie bardzo go obchodziło, o ile w ogóle był tego świadomy. Sam nie miał komputera. Jeśli musiał napisać jakiś formalny dokument, używał maszyny do pisania firmy Facit. Najczęściej jednak przekazywał to zadanie swojemu asystentowi Kjellowi.
Teraz duży jasnobrązowy faks wydał charakterystyczny dźwięk, a następnie z maszyny wychodził papier przy towarzyszącym temu warkocie przesuwających się rolek. Larsson przerwał przeglądanie projektów i zaciekawiony, poszedł sprawdzić, co przyszło. Może zamówienie? Już po wydrukowaniu pierwszej linijki zrozumiał, że to nie była zwykła korespondencja biznesowa. Zabrał dokument i wrócił do biurka, po czym usiadł, żeby go przeczytać. Był napisany odręcznie, starannym pismem, które od razu rozpoznał.
Drogi Albinie!
Kiedy czytasz te słowa, ja już jestem daleko stąd. Plotki i nieoczekiwane okoliczności zmusiły mnie do opuszczenia kraju i ukrycia się w sekretnym miejscu. Przed moim wyjazdem tydzień temu poinformowano mnie, że jestem podejrzana o zbrodnię, której nie popełniłam, w związku z tym nie miałam wyboru, musiałam zniknąć.
Jak Ci wiadomo, nie mam nic przeciwko podróżowaniu do obcych krajów, jednak zaistniała sytuacja wydaje mi się nieprzyjemna i niedopuszczalna. Piszę do Ciebie, ponieważ jesteś jednym z niewielu moich prawdziwych przyjaciół, jednym z niewielu, którym mogę zaufać. Choć zdaję sobie sprawę, że proszę o wiele, nie widzę innego wyjścia i muszę błagać Cię o pomoc.
Sytuacja przedstawia się następująco: Moja wydawczyni, Fiona Bertilsson, tuż przed moim wyjazdem została uznana za zaginioną w tajemniczych okolicznościach. Nieco ponad tydzień wcześniej poszła popływać w pobliżu swojego domku letniskowego w Spraggehusen w regionie Österlen. Sąsiedzi widzieli, jak wychodziła z domu, okryta szlafrokiem, ale nie wróciła. Początkowo sądzono, że utonęła. Nurkowie przeszukali całe wybrzeże, ale kiedy nie znaleziono ciała, wszczęto śledztwo w poszukiwaniu jakichś śladów. Bardzo możliwe, że czytałeś o tej sprawie w „Sydsvenskan”.
Od dłuższego czasu spieramy się z Fioną o wynagrodzenie za moją ostatnią powieść, przy którym, jak wiem, coś majstrowała. Dowiedziałam się z wiarygodnych źródeł, że mój tekst dobrze się sprzedał w niemieckim przekładzie. Określiłam jasno swoje wymagania i w kontakcie z nią stosowałam nawet groźny ton, a w listach do niej prawdopodobnie wyraziłam się trochę za ostro (wiesz, jak potrafię wybuchnąć). Ludzie w wydawnictwie się tego uczepili i policja skontaktowała się ze mną tego samego dnia, kiedy wyjechałam. Najwyraźniej policjantom pokazano niektóre z moich najbardziej gniewnych listów do Fiony i wysunęli absurdalne oskarżenia, jakobym miała coś wspólnego z jej zaginięciem. Cała sprawa jest wyssana z palca. Miałabym porwać albo zamordować moją własną wydawczynię! Sytuacja jest bardzo nieprzyjemna, dlatego na razie zamierzam się trzymać na uboczu.
Wiem, że proszę o wiele, ale musisz znaleźć sposób na oczyszczenie mnie z zarzutów. Nie mam nic wspólnego ze zniknięciem Fiony.
W żadnym wypadku nie kontaktuj się z policją i nie odpowiadaj na ten faks! Zadzwonię do Ciebie jutro dokładnie o osiemnastej czasu szwedzkiego. Wtedy podam Ci więcej szczegółów.
W nadziei, że mnie zrozumiesz i z wyrazami najgłębszej wdzięczności
Twoja przyjaciółka,
Gunnel
Larsson odłożył list na biurko, spojrzał przed siebie i w zamyśleniu podkręcił starannie przystrzyżone wąsy. Nie pamiętał, żeby w tym tygodniu czytał w gazecie cokolwiek na temat zaginionej wydawczyni. Nie mógł uwierzyć, że Gunnel była zamieszana w taką intrygę. I że to do niego zwróciła się o pomoc! Poznali się w Baden-Baden pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Larsson przyjechał tam ze swoim przyjacielem i wspólnikiem Bikramem z Indii. Zostali zaproszeni na pokaz bollywoodzkiego filmu, do którego kostiumy uszył zakład krawiecki Bikrama.
Od tej pory co jakiś czas Larsson wpadał na Gunnel u wspólnych znajomych, przeważnie w Niemczech. Ostatnio widzieli się prawdopodobnie pół roku wcześniej, w księgarni Gleerups w Lund, gdzie Gunnel na wieczorze autorskim opowiadała o swojej najnowszej powieści, której tytułu nie pamiętał. Przeczytał tylko jedną z jej książek i nie przypadła mu do gustu. Zapewne była dobrze napisana, po prostu nie odpowiadał mu gatunek. Przypomniał sobie, że ktoś nazwał to „romansidłem”. Jej książki zyskały jednak na tyle dużą popularność, że Gunnel odniosła sukces. Jeździła ekskluzywnym samochodem i wynajmowała duże mieszkanie w kamienicy Larssona w centrum Lund na Clemenstorget, gdzie w bramie obok również mieścił się jego apartament. Kiedy była trochę młodsza, prowadziła rozwiązłe życie i w okresie letnim obracała się wśród europejskiej elity, przede wszystkim w okolicach Baden-Baden. Południowe Niemcy zajmowały szczególne miejsce w jej sercu, choć akcje jej powieści rozgrywały się niemal zawsze w scenerii Dzikiego Zachodu.
Minęło dobrych dziesięć lat od czasu, kiedy wprowadziła się do mieszkania na Clemenstorget. Początkowo często się z nią widywał. Możliwe, że oboje mieli nadzieję, że z ich przyjaźń przerodzi się w coś więcej. Lecz z jakiegoś powodu ten intymny, bliski aspekt ich relacji stopniowo wygasł i w ostatnich latach coraz rzadziej się spotykali. Larsson był pochłonięty swoimi sprawami, Gunnel również miała dużo na głowie.
Teraz natomiast wpadła w kłopoty, a przynajmniej tak to widziała. I jej zdaniem najwyraźniej tylko on ‒ Albin Larsson ‒ mógł jej pomóc się z nich wykaraskać. Czuł dumę, że mu tak ufała. Tylko jak powinien się do tego zabrać? Zasadniczo nie miał zbyt dobrego zdania o policjantach i nie zdziwiłby się, gdyby jakiś partacz na komisariacie ubzdurał sobie, że Gunnel ma coś na sumieniu. Co oni właściwie myśleli? Że porwała albo zamordowała Fionę? Absurd! Dobrze znał Gunnel i nie była żadną kryminalistką, ale jak, na Boga, miał oczyścić ją z zarzutów? Musiał się nad tym zastanowić.
Zrezygnował z przeglądania projektów budowlanych. Wstał od biurka i wyłączył Schuberta. W pokoju zapanowała przyjemna cisza. Zgasił światło, włożył trencz, po czym wyszedł na podwórze za butikiem i dalej przez bramę na Lilla Fiskaregatan w niebieskawy półmrok zmierzchu. Chaotyczne myśli o Gunnel wciąż tłukły mu się w głowie. Czy byłaby w stanie popełnić przestępstwo? Miała dość wybuchowy charakter i potrafiła bez większych oporów uderzyć pięścią w stół czy podnieść głos na kogoś, z kim się nie zgadzała. Ale morderstwo? To było zupełnie co innego.
Nie chciał od razu wracać do domu, więc mimo późnej pory zatrzymał się w hotelu Grand. Przy barze jak zwykle było tłoczno, a wszystkie stoliki w restauracji zajęte.
‒ Dobry wieczór, panie Larssonie ‒ uprzejmie przywitał go szef sali przy wejściu do eleganckiego lokalu.
‒ Dobry wieczór, drogi Borisie. Widzę, że jak zawsze pełno tu dziś ludzi.
‒ To prawda, mamy tu przyjemną atmosferę. Proszę chwilę zaczekać, sprawdzę, czy pański stolik jest wolny.
Larsson mruknął „dziękuję” w odpowiedzi. Nie miał ochoty siadać przy innym stoliku niż ten mały zaraz po lewej od wejścia. Mógł stamtąd obserwować ludzi wchodzących i wychodzących do lokalu i z niego wychodzących, a w razie potrzeby z łatwością nawiązać kontakt wzrokowy z obsługą.
W tej chwili przy owym stoliku siedziało trzech mężczyzn, wiecznych studentów w średnim wieku z lekką nadwagą, w muszkach i okularach w rogowych oprawkach. Boris poinformował ich, że stolik, przy którym siedzą, był zarezerwowany dla innego gościa, zatem wszyscy trzej wstali bez słowa, widząc, kogo miał na myśli szef sali. Albin Larsson był dobrze znaną postacią w hotelu Grand, dlatego ci wieczni studenci nie mieli nic przeciwko temu, by dać mu się ulokować w jego ulubionym miejscu. Larsson odwiesił płaszcz i kapelusz na wieszak, po czym usiadł. Boris natychmiast do niego podszedł, by przyjąć zamówienie.
‒ Poproszę to, co zwykle ‒ powiedział Larsson.
‒ Oczywiście!
Właśnie upijał pierwszy łyk orzeźwiającego napoju, kiedy dostrzegł znajomą twarz. Był to Oskar Stenvall, jego stary, dobry znajomy, który wynajmował od niego lokal w podwórzu za butikiem i prowadził coś na kształt biura podróży. Larsson nigdy tak naprawdę nie pojmował, na czym polega ta działalność, ale pół roku wcześniej, zupełnie przypadkiem, wybrał się ze Stenvallem na jedną z organizowanych przez niego wycieczek do Amsterdamu i pomimo dzielących ich czterdziestu lat dobrze się dogadywali. Ich losy połączył niezwykły zbieg okoliczności, który wrzucił ich w wir wydarzeń, wyjątkową przygodę na śmierć i życie. Właściwie chodziło głównie o śmierć. A może Oskar pomógłby mu rozwiązać problemy Gunnel? To nie był zły pomysł!
Stenvall siedział z grupą rówieśników przy stoliku w głębi lokalu. Larsson pomachał do niego, ale ten nie zareagował.
‒ Tak? Czy podać coś jeszcze? ‒ spytał Boris w odpowiedzi na wezwanie Larssona.
‒ Ach, nie. Machałem do znajomego. Tamtego młodego mężczyzny w kraciastej marynarce.
‒ Czy życzy pan sobie, żebym go zawołał? ‒ zaproponował Boris.
‒ Byłbym wdzięczny. Niech pan go poprosi, żeby przyszedł do mojego stolika!
Larsson podążył wzrokiem za Borisem, kiedy ten podszedł do Oskara, dyskretnie poklepał go w ramię i pochylił nad nim, by przekazać prośbę. Młody mężczyzna zerknął w stronę Larssona i jego twarz rozpromieniła się w szerokim uśmiechu. Natychmiast chwycił kufel z piwem, wstał i podszedł do stolika starego znajomego.
‒ No proszę! Dobry wieczór, panie Larssonie. Dawno się nie widzieliśmy. Co u pana słychać?
– Dobry wieczór, drogi przyjacielu, wszystko u mnie dobrze. Ostatnio nieczęsto na siebie wpadamy.
‒ U mnie też w porządku. Cóż, głównie spędzam czas z moją Cecilią i jej przyjaciółmi.
‒ Urocza dziewczyna! Naprawdę nieźle pan trafił! Ale co pan ma na sobie?
‒ Jak to co? To porządna tweedowa marynarka, nie ukrywam, że tania nie była.
‒ A te niepasujące spodnie? O co w tym chodzi? Spódnica i bluzka. To jak spódnica z bluzką, ta marynarka i dziwne spodnie. Powinien być pełen garnitur. Proszę o tym pamiętać następnym razem i jeśli będzie pan potrzebował porady dotyczącej ubioru, wie pan, gdzie mnie szukać. Znam się na tym.
‒ Dziękuję za radę. Moim zdaniem tak jest dobrze. Dzięki temu, że spodnie są w innym kolorze, cały strój wydaje się mniej formalny.
‒ No dobrze, to nie o ubiorze mamy rozmawiać. Czy ma pan czas, żeby usiąść na chwilę?
Oskar spojrzał w stronę swojego stolika i kiedy napotkał wzrok Cecilii, dał jej znak, że za chwilę wróci. Cecilia mrugnęła do niego i podniosła szklankę, wznosząc toast w powietrzu. Oskar i Larsson również unieśli swoje napoje, po czym Stenvall usiadł naprzeciwko staruszka.
‒ Pije pan szampana? ‒ spytał, zwróciwszy uwagę na kieliszek Larssona w kształcie tulipana. ‒ Czy jest jakiś powód do świętowania?
‒ O, nie, piję mój ulubiony drink. Koniak, szampan i odrobina angostury, bardzo orzeźwiające. Proszę posłuchać. Mam coś bardzo ważnego do omówienia, co musi pozostać między nami. Czy to dla pana jasne?
‒ Ma się rozumieć ‒ zapewnił Oskar i się wyprostował.
‒ Będę mówił krótko. Resztę przegadamy przy innej okazji, gdzieś, gdzie nikt nas nie podsłucha. Sprawa wygląda następująco: moja dobra przyjaciółka wpadła w tarapaty. Nazwijmy ją Emma.
‒ Ktoś o imieniu Emma wpadł w tarapaty…
‒ Ma na imię Gunnel, ale to nieistotne i proszę mówić szeptem. Niech pan to przeczyta i wyrobi sobie własne zdanie.
Larsson rozejrzał się niepewnie po lokalu, po czym wyciągnął z kieszeni marynarki zwinięty faks i podał go Oskarowi.
‒ Boże, przecież to poważna sprawa! Jak niby mamy w tym pomóc? ‒ rzekł Oskar po przeczytaniu listu od Gunnel.
‒ Damy radę, ale musimy działać bardzo dyskretnie. Chyba pan pamięta, jak to było, kiedy ścigano nas przez pół Europy tylko dlatego, że mieliśmy trupa w boksie dachowym?
‒ Akurat to, że chcieli z nami rozmawiać, bo przewoziliśmy trupa, było chyba uzasadnione.
‒ No dobrze, ma pan rację. Ale jak czytamy w liście, sytuacja, w której znalazła się moja przyjaciółka, wydaje się bardzo podobna do tego, czego sami doświadczyliśmy. Chodzi mi o niesłuszne oskarżenie. Jestem przekonany, że uda nam się oczyścić ją z zarzutów.
‒ Myśli pan, że ona mówi prawdę? ‒ upewnił się Oskar.
‒ Nie mam co do tego wątpliwości ‒ potwierdził Larsson. ‒ Jutro, kiedy Gunnel zadzwoni, spróbujemy wyciągnąć od niej więcej szczegółów. Niech pan przyjdzie do mojego biura za kwadrans szósta, żebyśmy zdążyli się przygotować!
‒ Hm, jutro po południu jadę z Cecilią na zakupy…
‒ To sprawa życia i śmierci. Możecie przecież zrobić zakupy przed naszą rozmową z Gunnel! Liczę na pana ‒ oznajmił Larsson i dopił zawartość kieliszka. ‒ Niech Kjell pana wpuści do mojego biura. Proszę się zachowywać normalnie, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Nie da się przewidzieć, jak on się zachowa. No a teraz niech pan już wraca do swojej czarującej Cecilii. Widzimy się jutro. ‒ Wstał i włożył na siebie płaszcz.
‒ Tak, coś wykombinujemy. Proszę nie zapomnieć zapłacić, zanim pan wyjdzie ‒ zażartował Oskar.
‒ Kupuję tu na kreskę. Raz na pół roku przesyłają mi fakturę. Miłego wieczoru!
Larsson zniknął za drzwiami, a jego trencz załopotał jak peleryna. Oskar przez chwilę nie ruszał się z miejsca i odprowadził go wzrokiem, po czym wrócił do stolika, przy którym siedziała Cecilia wraz z przyjaciółmi.
Larsson skierował kroki w brukowaną ulicę Bytaregatan i udał się w stronę swojego mieszkania na Clemenstorget. Słońce powoli zachodziło, nadając fasadom złocistożółty odcień. Starszy pan był w dobrym nastroju i w drodze do domu pogwizdywał radosną melodię pieśni Totengräberlied Schuberta. Wreszcie trochę emocji w życiu! I to z Gunnel w roli głównej w tej nowej przygodzie. Nadal bardzo ją lubił i na myśl o niej robiło mu się ciepło na sercu. Czy może to alkohol go rozgrzał? Tak czy inaczej, szara codzienność zamieni się w przygodę z morderstwem i zaginięciem w roli głównej. Nie mówiąc o tym, że czekał go czas spędzony w towarzystwie Oskara ‒ a przecież tak dobrze się bawili ostatnim razem.
W empik go