- W empik go
Odcięty palec. The Adventure of the Engineer’s Thumb - ebook
Odcięty palec. The Adventure of the Engineer’s Thumb - ebook
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition. Do doktora Watsona zgłasza się pacjent z ciężką raną. Victor Hatherley, inżynier hydraulik, opowiada, że został zatrudniony przez pułkownika Lysandera Starka do ustalenia przyczyn awarii maszyny służącej rzekomo do prasowania w brykiety ziemi foluszniczej (stosowanej do folowania tkanin). W zamian za pracę nocną i zachowanie zlecenia w tajemnicy pułkownik zaoferował 50 gwinei, co przekraczało roczne zarobki inżyniera. Mimo iż klient nie budził zaufania, hydraulik przyjął postawione warunki. Po dotarciu na wskazaną stację w Eyford koło Reading w hrabstwie Berkshire i następnie do jakiegoś domu na odludziu Hatherley zobaczył piękną kobietę, zapewne cudzoziemkę, która ostrzegła go łamaną angielszczyzną, by bez zwłoki opuścił to miejsce, gdyż coś mu grozi. (za Wikipedią).
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-618-7 |
Rozmiar pliku: | 80 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ze wszystkich trudnych spraw kryminalnych, których rozwiązanie powierzano przyjacielowi mojemu Szerlokowi Holmsowi, dwie tylko otrzymał on przez moje pośrednictwo. Pierwszy wypadek dotyczył palca Hatherleya, drugi szaleństwa pułkownika Warburton. Ta ostatnia sprawa bez wątpienia przedstawiała dla bystrego badacza istotnie wdzięczne zadanie, przy pierwszej jednak sam początek już jest tak obiecującym a cały przebieg tak wysoce dramatycznym, że wydaje mi się godniejszą opowiedzenia, jakkolwiek wysoki dar kombinacyjny mego przyjaciela, któremu zawdzięczał zazwyczaj zdumiewające nieraz powodzenia, daleko mniej miał pola tu się rozwinąć i ujawnić. Historya ta, jak wszystkie tego rodzaju sensacyjne wiadomości, obiegła wszystkie dzienniki, ale opowiedziana na pół stronicy druku niezawodnie daleko mniejsze sprawiła na czytelniku wrażenie, niż tutaj, gdzie cały jej przebieg zwolna odegra się przed oczyma jego ducha.
* * *
Było to latem 1889 roku, wkrótce po mojem ożenieniu. Powróciłem znowu do prywatnej mojej praktyki i nie mieszkałem już oczywiście na ulicy Bakerstreet u Holmsa; niemniej przeto odwiedzałem go często a od czasu do czasu skłaniałem go, aby się sprzeniewierzył starokawalerskim swym przyzwyczajeniom i zaszedł do nas. Moja praktyka zwolna wzrosła przypadkowo mieszkałem w pobliżu stacyi Paddington, przychodziło do mnie po poradę niemało tamtejszych urzędników. Jeden z nich, którego wyleczyłem z przewlekłego i bolesnego cierpienia, począł głosić moją sławę na wszystkie strony i przysyłał mi każdgo pacyenta, którego mógł tylko pochwycić.
Pewnego rana, przed siódmą, zapukała do drzwi moich służąca z zawiadomieniem, że dwóch panów przybyło z Paddington i czeka na mnie w poczekalni. Pospieszyłem się z ubieraniem, z doświadczenia bowiem wiedziałem, że wypadki kolejowe rzadko bywają lekkiej natury. Kiedy schodziłem ze schodów, wyszedł z pokoju dawny mój pacyent i zamknął za sobą drzwi starannie na klucz.
– Przyprowadziłem go sam – rzekł, palcem przez ramię wskazując poza siebie – teraz nam już nie ucieknie.
– Cóż mu jest? – spytałem, zachowanie jego bowiem zdradzało, że coś osobliwego musiało stać się z tym człowiekiem, którego tak troskliwie zamykał w moim pokoju.
– To nowy pacyent – szepnął mi cicho – uważałem za mądrzejsze zaraz osobiście go tu przyprowadzić, aby mi się nie wymknął. Teraz wyjść już nie może. Ale ja iść już muszę, kochany doktorze, obowiązek mnie wzywa.
I wybiegł poczciwiec, zanim miałem dosyć czasu, aby mu podziękować.
W mojej poczekalni zastałem siedzącego przy stole jakiegoś pana w skromnym bronzowym garniturze; zwykłą czapkę położył na moich książkach przed sobą. Jedna jego ręka owiązana była chustką, całkowicie przesiąkła krwawemi plamami. Na pierwszy rzut oka wyglądał na jakie lat dwadzieścia pięć może; twarz miał poważną z wyrazem męzkości ale tak bladą, że czyniło to na mnie wrażenie, jak gdyby przed niedawnym czasem doznał gwałtownego wstrząśnienia nerwów, którego mimo wszelkich usiłowań nie zdołał dotąd jeszcze pokonać.
– Wybacz pan, że tak wcześnie zbudziłem cię, panie doktorze – rzekł – tej nocy spotkał mnie bardzo poważny wypadek. Przybyłem dziś rannym pociągiem do Paddington i tam na stacyi informowałem się, gdziebym mógł zastać jakiego lekarza. Jakiś człowiek uprzejmy doprowadził mnie tutaj. Oddałem pańskiej służącej swój bilet wizytowy, ale jak widzę leży on tam jeszcze na stoliku.
Wziąłem go w rękę i przeczytałem: Wiktor Hatherley, inżynier, ul. Wiktoryi 16a III. Takiem było zatem nazwisko, powołanie i adres mego rannego gościa.
– Bardzo mi przykro, że pan na mnie czekać musiałeś – rzekłem, zajmując za mojem biurkiem miejsce. – Jeśli dobrze zrozumiałem, przybywasz pan wprost z jakiejś nocnej podróży, co zazwyczaj bywa dość nudną rzeczą.
– O, tym razem powiedzieć tego nie można – rzekł, śmiejąc się.
Śmiał się tak głośno i hałaśliwie, że aż przechylił się wtył na krześle i musiał trzymać się za boki. Było coś chorobliwego w tej przesadzonej wesołości, poznałem to natychmiast.
– Daj pan spokój – zawołałem – zapanuj pan nad sobą.
Nalałem mu wody z karafki, było to jednak bezskuteczne. Miał napad histeryczny, jak się to zdarza u natur bardzo silnych, które przebyły jakieś wielkie wzruszenie.
Zwolna uspokoił się i zaczerwienił teraz mocno z zakłopotania.
– Ależ się ośmieszyłem – wymówił z trudem.
– Bynajmniej. Proszę, napij się pan. – Nalałem mu cokolwiek koniaku do wody a wkrótce krew napłynęła znów do pobladłej jego twarzy.
– To mi zrobiło dobrze – rzekł. – A teraz, panie doktorze, może będziesz tak dobrym i obejrzysz mój wielki palec, a raczej miejsce, gdzie on był pierwej. Odwiązał chustkę i wyciągnął ku mnie rękę, której widok wstrząsnął moje nawet zahartowane nerwy. Obok czterech wyciągniętych palców, zamiast wielkiego, widniała głęboka krwawa jama, z której tenże widocznie odrąbany lub też ze stawu wyrwany został.
– Święty Boże! – zawołałem – toż to okropna rana, musiałeś pan strasznie wiele krwi stracić.
– O, tak. Natychmiast, skoro się to stało, zemdlałem i zapewne musiałem czas dłuższy leżeć bezprzytomny. Krew płynęła mi jeszcze, kiedy przyszedłem do siebie i dlatego obandażowałem sobie staw ręki chustką, którą zacisnęłem o ile było można najmocniej za pomocą kółeczka z drzewa.
– Doskonale. Byłby z pana dobry chirurg, jak widzę. Rana została zadana w każdym razie jakiemś ostrem narzędziem?
– Rodzajem rzeźniczej siekiery.
– Zapewne jakiś nieszczęśliwy wypadek?
– O, wcale nie.
– Na miłość boską, a więc to napad morderczy?
– Zgadłeś pan.
– Ależ to okropne.
Wymyłem ranę i założyłem antyseptyczny bandaż. Nie zmrużył oka, od chwili do chwili tylko zagryzał wargi.
– Jakże się pan teraz czuje? – spytałem po ukończeniu roboty.
– Doskonale. Pański koniak i opatrunek przyprowadziły mnie całkowicie do równowagi. Byłem bez sił zupełnie, ale bo też niemało przeszedłem.
– Lepiej może, abyś pan o tem nie mówił teraz. To pana zapewne przejmuje bardzo.
– Teraz już nie. Muszę jaknajprędzej zawiadomić o tem policyę, gdyby jednak rana moja nie była wyraźnym dowodem, niezawodnie opowiadanie moje nie znalazłoby tam wiary, tembardziej, że niemal żadnych stanowczych nie mogę na jego poparcie przytoczyć wskazówek.
– Oho – zawołałem, jeżeli to historya cokolwiek zagadkowej natury i wymaga dopiero wyjaśnienia, to w takim razie uczyniłbyś pan lepiej, gdybyś pierwej zasięgnął rady mego przyjaciela Szerloka Holmsa, zanim się udasz do policyi.
– O tym panu już słyszałem – ozwał się mój pacyent – i radbym bardzo oddać w jego ręce moją sprawę, jakkolwiek i policya oczywiście musi również być zawiadomioną. Może pan byłbyś tak dobrym dać mi kilka słów polecających do niego.
– Uważam, że lepiej będzie, jeśli pana sam tam zawiozę.
– Byłbym panu za to bardzo wdzięczny.
– Zaraz poślemy po powóz, w takim razie przybędziemy w samą porę, aby z nim razem zasiąść do śniadania. Ale czy pan czujesz się dość silnym?
– Najzupełniej. Nie będę miał spokoju, dopóki nie opowiem mojej historyi.
– W takim razie poślę natychmiast moją służącą po dorożkę i za chwilę powrócę tu do pana.
Pobiegłem na górę, opowiedziałem mojej żonie w krótkich słowach to, co zaszło, i po upływie pięciu minut siedziałem już z moim znajomym w dorożce, która nas wiozła ku ulicy Bakerstreet.
Szerlok Holms siedział, tak jak się tego spodziewałem, w szlafroku u siebie w jadalnym pokoju, czytał wiadomości o popełnionych zbrodniach w „Times’ie“ i palił fajkę, którą napełnił wszelkiego rodzaju obrzynkami i niedopałkami z cygar, które poprzedniego dnia palił, zbierał starannie i suszył na gzymsie kominka. Przywitał nas serdecznie, jak zazwyczaj, i kazał przynieść jaj oraz świeżo przysmażonej słoniny, tak że wkrótce zasiedliśmy wygodnie do śniadania. Kiedy już ukończyliśmy jedzenie, musiał nowy nasz przyjaciel zasiąść na sofie, Holms podłożył mu poduszkę pod głowę i postawił w pobliżu szklankę wody z koniakiem.
– Wydaje mi się, panie Hatherley, jakoby pańska przygoda nie była całkiem zwyczajnej natury – rzekł. – Proszę, usiądź pan sobie całkiem wygodnie i opowiadaj pan wszystko o ile możności dokładnie, ale gdyby pan poczuł najlżejsze znużenie przestań a od czasu do czasu pokrzep się tym napojem.
– Dziękuję serdecznie – rzekł mój pacyent – ale od czasu jak mi doktor założył opatrunek, czuję się już zupełnie.......The Adventure of the Engineer’s Thumb
Of all the problems which have been submitted to my friend, Mr. Sherlock Holmes, for solution during the years of our intimacy, there were only two which I was the means of introducing to his notice--that of Mr. Hatherley's thumb, and that of Colonel Warburton's madness. Of these the latter may have afforded a finer field for an acute and original observer, but the other was so strange in its inception and so dramatic in its details that it may be the more worthy of being placed upon record, even if it gave my friend fewer openings for those deductive methods of reasoning by which he achieved such remarkable results. The story has, I believe, been told more than once in the newspapers, but, like all such narratives, its effect is much less striking when set forth en bloc in a single half-column of print than when the facts slowly evolve before your own eyes, and the mystery clears gradually away as each new discovery furnishes a step which leads on to the complete truth. At the time the circumstances made a deep impression upon me, and the lapse of two years has hardly served to weaken the effect.
It was in the summer of '89, not long after my marriage, that the events occurred which I am now about to summarise. I had returned to civil practice and had finally abandoned Holmes in his Baker Street rooms, although I continually visited him and occasionally even persuaded him to forgo his Bohemian habits so far as to come and visit us. My practice had steadily increased, and as I happened to live at no very great distance from Paddington Station, I got a few patients from among the officials. One of these, whom I had cured of a painful and lingering disease, was never weary of advertising my virtues and of endeavouring to send me on every sufferer over whom he might have any influence.
One morning, at a little before seven o'clock, I was awakened by the maid tapping at the door to announce that two men had come from Paddington and were waiting in the consulting-room. I dressed hurriedly, for I knew by experience that railway cases were seldom trivial, and hastened downstairs. As I descended, my old ally, the guard, came out of the room and closed the door tightly behind him.
˝I've got him here,˝ he whispered, jerking his thumb over his shoulder; ˝he's all right.˝
˝What is it, then?˝ I asked, for his manner suggested that it was some strange creature which he had caged up in my room.
˝It's a new patient,˝ he whispered. ˝I thought I'd bring him round myself; then he couldn't slip away. There he is, all safe and sound. I must go now, Doctor; I have my dooties, just the same as you.˝ And off he went, this trusty tout, without even giving me time to thank him.
I entered my consulting-room and found a gentleman seated by the table. He was quietly dressed in a suit of heather tweed with a soft cloth cap which he had laid down upon my books. Round one of his hands he had a handkerchief wrapped, which was mottled all over with bloodstains. He was young, not more than five-and-twenty, I should say, with a strong, masculine face; but he was exceedingly pale and gave me the impression of a man who was suffering from some strong agitation, which it took all his strength of mind to control.
˝I am sorry to knock you up so early, Doctor,˝ said he, ˝but I have had a very serious accident during the night. I came in by train this morning, and on inquiring at Paddington as to where I might find a doctor, a worthy fellow very kindly escorted me here. I gave the maid a card, but I see that she has left it upon the side-table.˝
I took it up and glanced at it. ˝Mr. Victor Hatherley, hydraulic engineer, 16A. Victoria Street (3d floor).˝ That was the name, style, and abode of my morning visitor. ˝I regret that I have kept you waiting,˝ said I, sitting down in my library-chair. ˝You are fresh from a night journey, I understand, which is in itself a monotonous occupation.˝
˝Oh, my night could not be called monotonous,˝ said he, and laughed. He laughed very heartily, with a high, ringing note, leaning back in his chair and shaking his sides. All my medical instincts rose up against that laugh.
˝Stop it!˝ I cried; ˝pull yourself together!˝ and I poured out some water from a caraffe.
It was useless, however. He was off in one of those hysterical outbursts which come upon a strong nature when some great crisis is over and gone. Presently he came to himself once more, very weary and pale-looking.
˝I have been making a fool of myself,˝ he gasped.
˝Not at all. Drink this.˝ I dashed some brandy into the water, and the colour began to come back to his bloodless cheeks.
˝That's better!˝ said he. ˝And now, Doctor, perhaps you would kindly attend to my thumb, or rather to the place where my thumb used to be.˝
He unwound the handkerchief and held out his hand. It gave even my hardened nerves a shudder to look at it. There were four protruding fingers and a horrid red, spongy surface where the thumb should have been. It had been hacked or torn right out from the roots.
˝Good heavens!˝ I cried, ˝this is a terrible injury. It must have bled considerably.˝
˝Yes, it did. I fainted when it was done, and I think that I must have been senseless for a long time. When I came to I found that it was still bleeding, so I tied one end of my handkerchief very tightly round the wrist and braced it up with a twig.˝
˝Excellent! You should have been a surgeon.˝
˝It is a question of hydraulics, you see, and came within my own province.˝
˝This has been done,˝ said I, examining the wound, ˝by a very heavy and sharp instrument.˝
˝A thing like a cleaver,˝ said he.
˝An accident, I presume?˝
˝By no means.˝
˝What! a murderous attack?˝
˝Very murderous indeed.˝
˝You horrify me.˝
I sponged the wound, cleaned it, dressed it, and finally covered it over with cotton wadding and carbolised bandages. He lay back without wincing, though he bit his lip from time to time.
˝How is that?˝ I asked when I had finished.
˝Capital! Between your brandy and your bandage, I feel a new man. I was very.......