- W empik go
Oddech Wschodu - ebook
Oddech Wschodu - ebook
Po pełnej emocji wyprawie na wyspę Frisørd Laura wraca na chwilę do beztroskiej codzienności w Łodzi. Okazuje się jednak, że los zmienił jej życie bezpowrotnie, należy już do innego świata. Uciekając przed tropiącymi ją łowcami, znajduje schronienie w górskim domu dwóch nowo poznanych mężczyzn, którzy podają się za przyjaciół. Jednak od tej chwili nic nie jest już pewne.
Nad wyspą Frisørd zawisa widmo wojny. Kto zdradził? Kim staje się Laura? Jaką tajemnicę skrywają Północ, Wschód i Południe?
Czy w walce o wolność miłość okaże się tajną bronią? Pełna nieoczekiwanych zwrotów akcja prowadzi czytelnika w głąb tajemniczego świata poszukiwaczy prastarych tajemnic.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788362378937 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
OCZEKIWANIE
Laura siedziała po turecku na łóżku w swojej niewielkiej kawalerce. Na beżowej kapie z wielką mandalą rozłożyła kilka opasłych, świeżo przyniesionych z biblioteki tomów. Odgarnęła z twarzy orzechowe loki, związała je na czubku głowy w kok i wpięła w środek ołówek, niczym gejsza.
Jęknęły sprężyny fotela. Leon, kanapowy piesek w krowie łatki, wdrapywał się na stare, wysłużone siedzisko. Od czasu do czasu wydawał przeciągłe pomruki niezadowolenia. Fotel w końcu był stary i niewygodny, nie to, co mięciutka sofa ze świeżo wypranym, pachnącym nakryciem. Dziewczyna konsekwentnie ignorowała te dźwięki, zagłębiona w lekturze. Nieznużenie przeglądała stronice, szukając odpowiedzi na nurtujące ją od pewnego czasu pytania. Gabriel wszystko cierpliwie jej tłumaczył, ale po powrocie do Polski wszystko wydawało się odległym, baśniowym snem.
Ona syreną? Czy jak to Gabriel mówił – aquarianną? Przez pierwszy tydzień swojego nowego życia nieustannie wkładała ręce pod wodę i obserwowała zmieniający się kolor skóry – biały z błękitną poświatą.
Nacinała nadgarstek i patrzyła z niedowierzaniem, jak szybko tkanka zrasta się pod wpływem wody. Gasiła światło i poruszała ramieniem, podziwiając, jak jej znamię na prawej ręce emanuje niebieskim światłem niczym zorza polarna i oświetla plamkami cały pokój. To było trudne do ogarnięcia przez nieprzyzwyczajony do paranormalnych zagadnień umysł.
Znamię oplatające prawie całe przedramię wyglądało jak piękna floralna bransoleta. Za dnia przypominało ledwo widoczny tatuaż z koziego mleka, swoją szlachetność ukazywało zaś w ciemnościach i pod dotykiem wody. „To zdarzyło się naprawdę”, mówiła sobie. Jednak jej ludzki umysł potrzebował naukowego wyjaśnienia. Rytuał przejścia?
Gabriel tłumaczył… Gabriel… Ogarnął ją przyjemny dreszcz na wspomnienie tego imienia.
Niesamowicie urokliwy młody aquarianin, który momentalnie sprawiał, że jej serce próbowało opuścić klatkę piersiową. Mogła godzinami patrzeć w jego przenikliwe, księżycowo niebieskie oczy i dotykać aksamitnej, kruczoczarnej grzywki. Cały jego ród żył w ukryciu od tysięcy lat. Były to istoty długowieczne, piękne, mądre, wywodzące się z głębin morskich, które odkryły, jak przystosować się do życia na lądzie.
Gabriel tłumaczył, że aquarianie nie planują rytuałów. To się dzieje samo. Raz na jakiś czas wyspa wysyła sygnał w eter. Nigdy nie wiadomo, kto na niego odpowie, ale wszyscy jej mieszkańcy wierzą, że jest to odpowiednia osoba – i to się sprawdza.
Laura zauważyła, że aquarianie pokładają wiarę w pewne bóstwo, pewną moc, ale nigdy jej nie nazywają. Ta moc kieruje ich życiem, a oni w pełni jej się oddają.
Nadal nie mogła tego zrozumieć, nie potrafiła po prostu uwierzyć. Jednak rytuał się odbył, czego była dowodem. I miała teraz siostrę. Ariana była drugim ogniwem rytuału. Cząstką wody, która tchnęła w Laurę magiczne właściwości w zamian za zupełnie ludzkie cechy pozwalające oddychać powietrzem na powierzchni.
Tak naprawdę zyskała na tym znacznie więcej. Wiedziała, że teraz nie tylko ma siostrę, ale również całą rodzinę. Brakowało jej wspólnych chwil spędzonych z Gabrielem, Ollą, Leifem i bliźniakami.
Laura pierwszy raz od wielu lat czuła, że gdzieś przynależy. Jednak cały czas nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to cudowny sen, który zaraz się skończy i zniknie jak bańka mydlana pękająca pod dotykiem palca dziecka. W jej sercu zatliła się również inna nadzieja.
– Czy istnieje szansa, żeby uleczyć moją ciocię? – spytała Gabriela, kiedy była jeszcze na wyspie.
On uśmiechnął się leciutko i pocałował jej dłoń.
– Nie wiem skarbie, to niewykluczone.
– Czy mogę ją tu przywieźć i zaaranżujemy kolejny rytuał? – pytała.
– To tak nie działa. Człowiek musi zostać wybrany.
Laura się niecierpliwiła, ale nie zamierzała się poddawać. Musiał istnieć jakiś sposób.
Moc aquarian mogła zmienić świat. Mogła leczyć raka, demencję, starość. Mogła powstrzymać wojny i okrucieństwo. Prawo surowo zabraniało rozpowszechniania starożytnej wiedzy. Nie zamierzała robić nic wbrew ich woli, ale w jej głowie już narodził się pewien pomysł. Nadal miała tylko strzępki informacji, które nieudolnie pragnęła poskładać w całość.
Mitologie wypożyczone z biblioteki niestety nie okazały się pomocne. Pomimo długiego i żmudnego studiowania Laura dowiedziała się jedynie, że nordyccy bogowie byli bardzo okrutni i otwarcie mówili, że nie ma większej chwały niż zrobienie krwawej miazgi z przeciwnika. Im więcej krwi, tym lepiej. Jęknęła po przestudiowaniu opisu rytuału krwawego orła. Był to rodzaj tortur polegający na wykrojeniu z nieszczęśnika żeber i rozłożeniu ich na kształt skrzydeł. Zdecydowanie była przeciwna takiemu rozwiązywaniu sporów.
Znała jednego człowieka, który mógł udzielić jej porady. Remek był studentem biologii na Uniwersytecie Medycznym. W wolnych chwilach zajmował się tropieniem istot nadprzyrodzonych i graniem na basie. Chodził z czerwoną bandanką przewiązaną na rudawych włosach i w czarnych glanach, nawet latem. Laura była pewna, że jest fanem zespołu Guns N’Roses. Dobrze, że przynajmniej nie chodził w czarnym cylindrze.
Było jedno ale… Odkrycie sekretu aquarian postawił sobie za punkt honoru. W dodatku przyjaźnił się z Ljamem, który nie tylko tropił fantastyczne stwory, ale także na nie polował.
Laurę przeszedł zimny dreszcz. Czy wstępując w szeregi syren, musiała porzucić znajomość z tą dwójką? Odpowiedź była oczywista.
Wiedziała, że na tym się nie skończy. Niebawem będzie musiała na zawsze pożegnać swoje najlepsze przyjaciółki. Długowieczność miała wysoką cenę. Skrzywiła się jeszcze bardziej na myśl o nieuniknionym rozstaniu. A gdyby tak zlikwidować podziały? Czy istniała jakaś recepta na zdrowy, harmonijny świat? Przełożyła książki z powrotem na stolik. Leon leniwie wstał z fotela i usadowił się na kanapie, dając do zrozumienia, że jest niezadowolony, że tak długo to trwało. Laura chwyciła pilota i włączyła telewizję. Przez chwilę skakała bez sensu po kanałach, aż w końcu zatrzymała się na Animal Planet. Właśnie leciała powtórka „Zaklinacza psów”.
Prowadzący odwiedzał rodziny, które miały kłopotliwe psy.
– Leon, patrz i się ucz!
Pies uniósł lekko łebek, ale zorientowawszy się, że to tylko fałszywy alarm i Laura nie trzyma nic do jedzenia, położył się z powrotem i zamknął oczy.
Prezenter był dzisiaj u ludzi, którzy mieli hodowlę rottweilerów. Psy zdominowały całe ich życie, zajmowały kanapę, a kiedy ktoś z domowników próbował usiąść, warczały i obnażały zębiska. To samo działo się, gdy mąż próbował przytulić żonę.
Prowadzący po szybkich oględzinach stwierdził, że tak fatalnej sytuacji jeszcze w życiu nie widział i będzie to dla niego nie lada wyzwanie. Zabawne, że powtarzał to w każdym odcinku, nawet kiedy poskramiał ciągle ujadającego pudelka. „Buduje napięcie jak Hitchcock, nie ma co”, skwitowała Laura. Mimo wszystko chętnie oglądała poskramianie psów. Zaklinacz tłumaczył do kamery, że trzeba namierzyć osobnika alfa i to jego zdominować. Jeżeli psu się pokaże, że człowiek rządzi, on to po prostu zaakceptuje, nie będzie się sprzeciwiać, tylko pokornie przyjmie nową rolę. Reszta stada się dostosuje. Jakoś nie chciało jej się w to wierzyć. Chwilę później na ekranie został tylko zaklinacz i rzeczony samiec alfa. Rodzina została poproszona o poczekanie w ogrodzie, ponieważ – jak to prowadzący określił – „sceny mogą być zbyt drastyczne”. Miał rację, początek poskramiania wyglądał nieco dramatycznie.
Pies warczał i pokazywał zęby, gniewnie strosząc sierść na karku. Treser nie patrzył mu w oczy, tylko obserwował swoje czarne adidasy. Laura zastanawiała się, czy jest aż tak nierozsądny, czy to jakaś sztuczka. O dziwo, pies przestał być agresywny. Zainteresował się za to plastrem boczku, który poskramiacz umieścił przed nim na podłodze. Prowadzący odwrócił się z powrotem do kamery i pokazał kciuk do góry. Jego bladą, zdenerwowaną twarz pokrywały czerwone plamy, które sprawiały, że wyglądał jak wielka kulka źle wymieszanych lodów malinowych.
– To zwykłe przekupstwo – powiedziała do Leona, choć mogła się założyć, że nie miałby nic przeciwko takiej tresurze. Chwilę później prowadzący już trzymał rękę na karku bydlęcia i przyciskał go do ziemi. Czworonóg piszczał przeraźliwie.
– Nic mu się nie dzieje, spokojnie – mówił do kamery. – Jest zdezorientowany.
Brytan chwilę jeszcze się opierał, po czym ustąpił. Prowadzący głaskał go po brzuchu, a pies wywalił język z rozkoszy.
– Te programy są wyreżyserowane – powiedziała Laura, której nigdy nie udało się w pełni wytresować Leona. „To jest pies z ambicjami, nie będzie wykonywał cyrkowych sztuczek”, tłumaczyła sobie. Nie oznaczało to, że pies był nieposłuszny. Był oddanym, najlepszym przyjacielem i chętnie słuchał swojej pani, jednak tylko wtedy, kiedy miał na to ochotę.
Sięgnęła po telefon i zalogowała się na skrzynkę mailową. Niecierpliwie czekała na wiadomość od Gabriela. Założyli wspólne konto, dzięki któremu mogli komunikować się tylko przez zapisywanie kopii roboczych, kasując poprzednie. Gabriel twierdził, że wówczas wiadomości będą trudniejsze do przechwycenia przez niepowołane osoby. Niestety, jego komunikaty pojawiały się coraz rzadziej i były coraz bardziej zdawkowe, jakby pisał je w pośpiechu. „Ma dużo pracy”, „ma problem z dostępem do internetu”, tłumaczyła go. Syn hrabiego dźwiga dużo na barkach – zwłaszcza teraz, kiedy przyrodni brat, Zagiel, ich opuścił.