Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Oddychaj mną - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
14 lutego 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Oddychaj mną - ebook

Co się stanie, gdy dwoje ludzi z różnych światów połączy prawdziwa miłość?

Sadie White od dłuższego czasu jest przytłoczona życiowymi problemami. Sama opiekuje się domem oraz ciężarną matką. Zupełnie nie przypomina swoich rówieśniczek, które bez przerwy przywiązują dużą wagę do błahostek. W trakcie wakacji dziewczyna znajduje pracę w prywatnej willi słynnego rockmana. W nowym miejscu przeżyje coś, czego nigdy się nie spodziewała…

Jax Stone, popularny muzyk i zarazem łamacz kobiecych serc, szuka schronienia przed najzagorzalszymi fanami. W tym celu udaje się do swojej ekskluzywnej posiadłości na prywatnej wyspie. Ku jego zdziwieniu poznaje tam piękną, młodą nieznajomą – Sadie. Między nimi od razu rodzi się gorące uczucie.

„Oddychaj mną” autorstwa Abbi Glines to romantyczna opowieść o nieokiełznanych emocjach, przełamywaniu własnych barier i poszukiwaniu osobistego szczęścia.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8076-584-8
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Sa­die

Ży­cie od za­wsze da­wało mi w kość. Wie­dzia­łam, że inni nie mają le­piej, ni­gdy jed­nak nie prze­sta­łam ma­rzyć, że pew­nego dnia nie będę już czuła się taka sa­motna i od­izo­lo­wana od reszty nor­mal­nego świata. To ma­rze­nie po­mo­gło mi prze­trwać te wszyst­kie noce, kiedy wal­czy­łam z po­kusą, by po pro­stu znik­nąć. Je­stem prze­ko­nana, że moja matka nie mia­łaby obiek­cji. Wiem, co my­śli­cie, ale nie, ni­gdy nie usły­sza­łam tych słów pły­ną­cych z jej ust, jed­nak moje przyj­ście na świat dra­ma­tycz­nie zmie­niło bieg jej lo­sów. Była szkolną pięk­no­ścią z ma­łego mia­steczka w Ar­kan­sas, gdzie do­ra­stała. Wszy­scy mó­wili, że kie­dyś do­kona wiel­kich rze­czy. Być może piękno i wdzięk otwo­rzy­łyby jej wiele drzwi, gdyby nie po­znała męż­czy­zny, który przy­czy­nił się do mo­jego po­ja­wie­nia się na świe­cie. Prawda jest taka, że wy­je­chała, by zo­stać gwiazdą, i za­ko­chała się w żo­na­tym fa­ce­cie, który nie uznał mnie i nie po­mógł jej, oba­wia­jąc się o swoją re­pu­ta­cję w wiel­kim mie­ście Na­shville w Ten­nes­see.

Pierw­szą część ży­cia spę­dzi­łam w jed­no­po­ko­jo­wej bu­dzie na wzgó­rzach Ten­nes­see. Tak było do mo­mentu, gdy pew­nego dnia moja matka wstała i zde­cy­do­wała, że ży­cie bę­dzie ła­twiej­sze w Ala­ba­mie. Na po­łu­dnio­wym wy­brzeżu znaj­dzie pracę, a słońce bę­dzie dla nas ko­rzystne – tak przy­naj­mniej mó­wiła. Wie­dzia­łam, że po­trze­buje ucieczki bądź też miej­sca, gdzie za­cznie wszystko od nowa. Je­śli ist­niała osoba, bę­dąca ma­gne­sem dla nie­udacz­ni­ków, to była nią moja mama – wkrótce w tym nie­sta­bil­nym ży­ciu, ja­kie pro­wa­dziła, a które mocno za­wie­rzała dziecku, czyli mnie, miała się po­ja­wić ko­lejna istota. Gdyby tylko po­zwo­liła mi po­dej­mo­wać za nią de­cy­zje do­ty­czące ran­dek, jak po­zwala w każ­dym in­nym aspek­cie. Nie­stety jed­nak wy­ru­sza­ły­śmy do po­łu­dnio­wej Ala­bamy, gdzie słońce miało świe­cić ja­śniej i zmyć wszyst­kie na­sze zmar­twie­nia…Tak, oczy­wi­ście.Roz­dział I

Jax

To ko­niec. Na­resz­cie. Ostatni przy­sta­nek w to­ur­née. Otwo­rzy­łem drzwi pry­wat­nego apar­ta­mentu, a Kane, mój ochro­niarz, za­mknął je po­rząd­nie za mną. Krzyki po dru­giej stro­nie drzwi przy­pra­wiały mnie tylko o ból głowy. Kie­dyś mnie to ba­wiło. Te­raz je­dyne, o czym my­śla­łem, to uciec od tego wszyst­kiego. Dziew­czyn. Ry­go­ry­stycz­nych har­mo­no­gra­mów. Braku snu i cią­głej pre­sji. Chcia­łem być kimś in­nym. Gdzie­kol­wiek in­dziej.

Opa­dłem na czarną skó­rzaną sofę i pa­trzy­łem na mo­jego młod­szego brata Ja­sona, który stał z wiel­kim uśmie­chem na ustach i dwoma pi­wami w rę­kach.

– To już ko­niec – ogło­sił. Tylko Ja­son ostat­nimi czasy ro­zu­miał moje od­czu­cia. Był ze mną pod­czas tej sza­lo­nej jazdy. Wi­dział, jak ro­dzice pchają mnie do przodu, a ja z nimi wal­czę. On był moim naj­lep­szym przy­ja­cie­lem. Moim je­dy­nym przy­ja­cie­lem. Już dawno temu da­łem so­bie spo­kój z roz­my­śla­niem, kto lubi mnie dla kasy i sławy. To było bez sensu.

Ja­son po­dał mi piwo i usiadł na so­fie.

– Da­łeś dzi­siaj czadu. Pu­blicz­ność osza­lała. Nikt by nie przy­pusz­czał, że nie mo­żesz się do­cze­kać po­ran­nej ucieczki do Ala­bamy, żeby ukryć się tam na całe lato.

Mój agent Marco po­wie­dział ro­dzi­com o pry­wat­nej wy­spie na wy­brzeżu Ala­bamy. Tak bar­dzo chcieli mieć dom gdzieś in­dziej niż w Los An­ge­les, że od razu sko­rzy­stali z oka­zji.

Po­wrotu do ro­dzin­nego Au­stin w Tek­sa­sie ra­czej nie pla­no­wali. Zbyt wielu lu­dzi wie­działo, kim je­ste­śmy.

Bez­pie­czeń­stwo, ja­kie ofe­ro­wało Sea Bre­eze, po­zwa­lało mi na wol­ność, którą stra­ci­łem, kiedy usły­szał o mnie świat. Każ­dego lata na kilka ty­go­dni znów sta­wa­li­śmy się ro­dziną. Ja by­łem zwy­kłym czło­wie­kiem, który mógł cho­dzić po plaży bez obec­no­ści ka­mer i fa­nów. Żad­nych au­to­gra­fów. Tylko spo­kój. Ju­tro wy­bie­ra­li­śmy się wła­śnie tam. To była na­sza let­nia prze­rwa. Nie ob­cho­dziło mnie, ja­kie plany mieli wo­bec mnie matka czy agent. Ukry­wa­łem się przez trzy mie­siące, a oni mo­gli po­ca­ło­wać mnie w ty­łek. To, na co kie­dyś na­le­gała matka, czyli wspólne spę­dza­nie lata w Ala­ba­mie, stało się moim ry­tu­ałem. Po­trze­bo­wa­łem czasu tylko z nimi. Przez resztę roku rzadko ich wi­dy­wa­łem. To był je­dyny dom, który mo­gli­śmy na­zy­wać na­szym wspól­nym. W LA ja mia­łem swój, a ro­dzice i Ja­son – swój.

– Też przy­jeż­dżasz, prawda? – za­py­ta­łem go.

Ja­son przy­tak­nął.

– Taa. Będę tam, ale nie ju­tro. Po­trze­buję kilku dni. Mama i ja po­kłó­ci­li­śmy się o szkołę. Chcę dać so­bie kilka dni, za­nim znów się z nią zo­ba­czę. Ona do­pro­wa­dza mnie do sza­leń­stwa.

Kiedy w grę wcho­dziło na­sze ży­cie, matka sta­wała się jego re­ży­se­rem.

– Do­bry po­mysł. Po­roz­ma­wiam z nią. Może uda mi się ją prze­ko­nać, żeby nieco od­pu­ściła.

Ja­son po­ło­żył głowę na skó­rza­nym za­główku.

– Po­wo­dze­nia. Ona ma mi­sję uniesz­czę­śli­wie­nia mnie.

Ostat­nio czuję, że to samo robi ze mną. Już z nią nie miesz­ka­łem. By­łem nie­za­leżny. To ja pła­ci­łem jej ra­chunki. Nie ro­zu­mia­łem, dla­czego wciąż my­ślała, że może mi mó­wić, co mam ro­bić. Ale tak wła­śnie po­stę­po­wała. Za­wsze my­ślała, że wie, co jest dla nas naj­lep­sze. Mia­łem już tego dość, po­dob­nie jak Ja­son. Już z nią na ten te­mat roz­ma­wia­łem. Mu­siała się na­uczyć, kto tak na­prawdę tu rzą­dził, i dać so­bie spo­kój.

– Po­cze­kaj kilka dni. Zrób coś dla sie­bie. Po­zwól mi przy­go­to­wać mamę na to, że nie po­zwolę jej kon­tro­lo­wać two­jego ży­cia. A po­tem przy­jeż­dżaj na po­łu­dnie – po­wie­dzia­łem, za­nim wzią­łem łyk piwa.

Sa­die

– Mamo, idziesz dzi­siaj do pracy? – prze­wró­ci­łam oczami, pa­trząc na moją cię­żarną matkę, le­żącą na łóżku w sa­mych majt­kach i biu­sto­no­szu. Ciąża spra­wiła, że Jes­sica stała się jesz­cze więk­szą hi­ste­ryczką niż wtedy, za­nim za­częła upra­wiać seks bez za­bez­pie­cze­nia z ko­lej­nym pa­lan­tem.

Jęk­nęła i za­kryła twarz po­duszką.

– Czuję się fa­tal­nie, Sa­die. Idź za­miast mnie.

Na ki­lo­metr czu­łam, że tak bę­dzie, za­nim jesz­cze skoń­czyła się szkoła. Wczo­raj był ostatni dzień na­uki, ale za­miast dać mi szansę na by­cie nor­malną na­sto­latką, Jes­sica ocze­ki­wała, że za­cznę za­ra­biać pie­nią­dze. Tak jakby od po­czątku za­pla­no­wała, że zajmę jej miej­sce.

– Mamo, nie mogę tak po pro­stu iść i cię za­stą­pić. Nie zgo­dzą się, żeby twoja sie­dem­na­sto­let­nia córka pra­co­wała za cie­bie.

Ścią­gnęła po­duszkę z twa­rzy i rzu­ciła mi po­sępne spoj­rze­nie, które do­pra­co­wy­wała la­tami.

– Sa­die, nie mogę już sprzą­tać domu z brzu­chem wiel­ko­ści piłki pla­żo­wej. Jest mi go­rąco i je­stem zmę­czona. Po­trze­buję two­jej po­mocy. Ty za­wsze coś wy­my­ślisz.

Po­de­szłam do okien­nej kli­ma­ty­za­cji i wy­łą­czy­łam ją.

– Je­śli prze­sta­ła­byś usta­wiać tem­pe­ra­turę na dwa­dzie­ścia stopni, może wtedy po­trze­bo­wa­ły­by­śmy mniej pie­nię­dzy. Wiesz, ile kosz­tuje włą­czona przez cały dzień kli­ma­ty­za­cja?

Nie miała po­ję­cia i nie­wiele ją to ob­cho­dziło, ale mu­sia­łam za­py­tać. Skrzy­wiła się i usia­dła.

– A czy ty masz po­ję­cie, jak jest mi go­rąco z tymi do­dat­ko­wymi ki­lo­gra­mami? – par­sk­nęła.

Z ca­łej siły sta­ra­łam się po­wstrzy­mać od za­rzu­ce­nia jej, że nie użyła gumki. Sama jej ku­pi­łam i dba­łam o to, by za­wsze miała kilka w to­rebce. Na­wet przy­po­mi­na­łam jej o nich przed rand­kami.

Trudno było usta­lić, kto tak na­prawdę w na­szej ro­dzi­nie jest do­ro­sły. Cza­sami mia­łam wra­że­nie, że role się od­wró­ciły – dla Jes­siki by­cie do­ro­słym nie ozna­czało po­dej­mo­wa­nia mą­drych de­cy­zji, po­nie­waż ona po pro­stu nie wie­działa, jak być od­po­wie­dzialną.

– Wiem, że jest ci go­rąco, ale nie mo­żemy wy­da­wać każ­dego gro­sza na kli­ma­ty­za­cję – przy­po­mnia­łam jej.

Wes­tchnęła i znów osu­nęła się na łóżko.

– No cóż – burk­nęła.

Po­de­szłam do jej to­rebki i zaj­rza­łam do środka.

– W po­rządku, pójdę za cie­bie i mam na­dzieję, że wpusz­czą mnie za bramę. Je­śli to nie wy­pali, to nie mów, że cię nie ostrze­ga­łam. Kwa­li­fi­kuję się tylko do pracy za naj­niż­szą stawkę, z któ­rej nie opła­cimy ra­chun­ków. Je­śli po­szła­byś ze mną, mia­ła­bym więk­sze szanse.

Wie­dzia­łam, kiedy wy­po­wia­da­łam te słowa, że zo­stanę olana. Ona pra­co­wała dwa mie­siące i tyle też zwy­kle uda­wało jej się utrzy­mać pracę.

– Sa­die, obie do­brze wiemy, że dasz so­bie radę.

Wes­tchnę­łam po­ko­nana i zo­sta­wi­łam ją tam, gdzie była. Znów pój­dzie spać, jak tylko wyjdę z domu. Chcia­łam być na nią zła, ale wi­dząc, że jest taka wielka, czu­łam li­tość. Nie była naj­lep­szą matką na świe­cie, ale była moja. Ubra­łam się i prze­szłam obok jej po­koju, za­glą­da­jąc przez uchy­lone drzwi. Ci­chutko chra­pała, a kli­ma­ty­za­cja po raz ko­lejny była usta­wiona na dwa­dzie­ścia stopni. Po­my­śla­łam, żeby ją wy­łą­czyć, ale zmie­ni­łam zda­nie. W miesz­ka­niu już było cie­pło, a dzień miał być jesz­cze go­ręt­szy.

Wy­szłam na ze­wnątrz i wsia­dłam na ro­wer. Trzy­dzie­ści mi­nut za­jęło mi do­sta­nie się do mo­stu, który pro­wa­dził do eks­klu­zyw­nej wy­spy po­łą­czo­nej z Sea Bre­eze. Nie miesz­kali na niej miej­scowi, spę­dzali tu wa­ka­cje bo­gaci przy­jezdni, któ­rzy za­trud­niali pełną ob­sługę. Jes­sice udało się zdo­być po­sadę po­mocy do­mo­wej za dwa­na­ście do­la­rów za go­dzinę. Mo­dli­łam się, żeby prze­jąć jej pracę bez więk­szych prze­szkód.

Ad­res zna­la­złam na iden­ty­fi­ka­to­rze, który za­bra­łam z jej to­rebki. Moje szanse na zdo­by­cie za­trud­nie­nia były nie­wiel­kie. Im da­lej je­cha­łam w kie­runku wy­spy, tym więk­sze i bar­dziej eks­tra­wa­ganc­kie sta­wały się domy. Miej­sce, w któ­rym pra­co­wała mama, znaj­do­wało się już tylko trzy bu­dynki da­lej. Ona oczy­wi­ście mu­siała zna­leźć pracę w naj­bar­dziej eks­klu­zyw­nym przy ca­łej ulicy, nie wspo­mi­na­jąc, że w tym naj­bli­żej plaży.

Pod­je­cha­łam do wiel­kiej, zdo­bio­nej że­la­znej bramy i po­da­łam iden­ty­fi­ka­tor Jes­siki czło­wie­kowi przy wej­ściu. Ten zmarsz­czył brwi i spoj­rzał na mnie. Po­da­łam mu też swoje prawo jazdy.

– Je­stem córką Jes­siki White. Mam ją dziś za­stą­pić, po­nie­waż się roz­cho­ro­wała.

Kiedy pod­niósł słu­chawkę i za­dzwo­nił do ko­goś, wciąż miał zmarsz­czone brwi. To nie był do­bry znak, zwa­żyw­szy na to, że nikt nie wie­dział o za­stęp­stwie. Zja­wiło się dwóch wiel­kich go­ści, któ­rzy ru­szyli w moją stronę. Obaj no­sili ciemne oku­lary i przy­po­mi­nali gra­czy NFL – po­winni no­sić spor­towe uni­formy za­miast czar­nych gar­ni­tu­rów.

– Panno White, czy mo­żemy zo­ba­czyć pani to­rebkę? – je­den z nich bar­dziej stwier­dził, niż za­py­tał, pod­czas gdy drugi już ścią­gał ją z mo­jego ra­mie­nia.

Prze­łknę­łam ślinę i sta­ra­łam się po­wstrzy­mać od drże­nia. Byli onie­śmie­la­jący, wielcy i wy­raź­nie mi nie ufali. Za­sta­na­wia­łam się, czy przy mo­ich stu sie­dem­dzie­się­ciu cen­ty­me­trach wzro­stu uwa­żają mnie za za­gro­że­nie. Spoj­rza­łam w dół na fio­le­towy top i skąpe białe szorty – cie­kawa by­łam, czy wie­dzą, że pod ta­kim stro­jem trudno by­łoby ukryć broń. Po­my­śla­łam, że to tro­chę dziwne, dwóch wiel­kich fa­ce­tów ocią­ga­ją­cych się przed wpusz­cze­niem mnie za bramę. Je­śli na­wet sta­no­wi­ła­bym za­gro­że­nie, wie­rzę, że na­wet z za­wią­za­nymi rę­kami szybko by mnie obez­wład­nili. Za­chciało mi się śmiać, gdy so­bie to wy­obra­zi­łam. Przy­gry­złam dolną wargę i cze­ka­łam, aż zo­stanę wpusz­czona przez tę wielką że­la­zną bramę.

– Może pani wejść, panno White. Pro­szę skie­ro­wać się do drzwi dla służby, po le­wej stro­nie od ka­mien­nej ściany, i zgło­sić się do kuchni, gdzie zo­sta­nie pani da­lej po­in­stru­owana.

Kim byli lu­dzie, któ­rzy po­trze­bo­wali dwóch fa­ce­tów wiel­ko­ści Go­liata do ob­sta­wie­nia wej­ścia? Wsia­dłam na ro­wer i prze­je­cha­łam przez otwartą już bramę. Kiedy omi­nę­łam bujne palmy i tro­pi­kalny ogród, zo­ba­czy­łam dom. Przy­po­mi­nał mi po­sia­dło­ści z pro­gramu MTV Cribs. Ni­gdy nie przy­pusz­cza­łam, że w Ala­ba­mie ta­kie ist­nieją. W Na­shville wi­dzia­łam domy po­dob­nej wiel­ko­ści, ale nie aż tak spek­ta­ku­larne. Uspo­ko­iłam się nieco i po­pro­wa­dzi­łam ro­wer za róg, pró­bu­jąc nie ga­pić się na ogrom wszyst­kiego, co mnie ota­czało. Opar­łam ro­wer o ścianę, by nie rzu­cał się w oczy. Drzwi dla służby były im­po­nu­jące. Wy­so­kie na co naj­mniej trzy i pół me­tra, ozdo­bione gra­we­ro­waną li­terą „S”. Nie dość, że wiel­kie, były także cięż­kie, mu­sia­łam więc użyć ca­łej siły, żeby je otwo­rzyć. Zaj­rza­łam do środka wiel­kiego hallu i prze­szłam do miej­sca, gdzie stało przede mną troje łu­ko­wa­tych drzwi. Ni­gdy tu wcze­śniej nie by­łam, nie wie­dzia­łam więc, gdzie może znaj­do­wać się kuch­nia. Po­de­szłam do pierw­szych drzwi po pra­wej i zaj­rza­łam do środka. Po­miesz­cze­nie wy­glą­dało na ogromny sa­lon, nic nad­zwy­czaj­nego, nie było tam żad­nych ku­chen­nych urzą­dzeń, skie­ro­wa­łam się więc do drzwi nu­mer dwa, zer­k­nę­łam do środka i zo­ba­czy­łam wielki, okrą­gły stół, przy któ­rym sie­dzieli lu­dzie. Star­sza pani przy ko­ści stała obok pieca, ja­kiego ni­gdy jesz­cze w żad­nym domu nie wi­dzia­łam. Ta­kie coś wi­duje się je­dy­nie w re­stau­ra­cjach.

To mu­siało być to miej­sce. We­szłam do środka. Ko­bieta przy piecu za­uwa­żyła mnie i zmarsz­czyła brwi.

– W czym mogę po­móc? – spy­tała ostrym, au­to­ry­tar­nym to­nem, jed­nak mimo to przy­po­mi­nała mi cio­cię Bee z The Andy Grif­fith Show.

Uśmiech­nę­łam się, czu­jąc jed­no­cze­śnie, że go­rąca fala wy­strzeli mi za­raz uszami, kiedy pa­trzy­łam, jak wszy­scy sie­dzący przy stole za­czy­nają ob­ra­cać się w moją stronę. Nie­na­wi­dzi­łam wzbu­dzać za­in­te­re­so­wa­nia i ro­bi­łam wszystko, aby nie zwra­cać na sie­bie uwagi. Na­wet je­śli z wie­kiem było to co­raz trud­niej­sze. Sta­ra­łam się uni­kać wszyst­kiego, co za­chę­cało in­nych do mó­wie­nia. Sztukę by­cia „nie­cie­kawą” do­pro­wa­dzi­łam do per­fek­cji. Nie w tym rzecz, że je­stem sa­mot­ni­kiem, po pro­stu mam zbyt dużo obo­wiąz­ków. Bar­dzo wcze­śnie zo­rien­to­wa­łam się, że przy­jaź­nie nie są dla mnie. Je­stem zbyt za­jęta opie­ko­wa­niem się mamą.

– Hmm, tak, po­wie­dziano mi, że mam się zgło­sić do kuchni po dal­sze in­struk­cje – ci­cho od­chrząk­nę­łam i cze­ka­łam. Nie po­do­bało mi się, jak na mnie pa­trzyła, ale skoro już tu by­łam, nie mia­łam in­nego wy­boru jak zo­stać.

– Je­stem pewna, że cię nie za­trud­nia­łam. Kto cię tu skie­ro­wał?

Nie­na­wi­dzi­łam tych wszyst­kich oczu sku­pio­nych na mnie i tego, że Jes­sica była taka uparta. Po­trze­bo­wa­łam jej, przy­naj­mniej dzi­siaj. Dla­czego za­wsze mi to robi?

– Na­zy­wam się Sa­die White. Je­stem córką Jes­siki White. Ona, cóż, nie czuła się dziś zbyt do­brze, więc przy­szłam ją za­stą­pić. Ja… hmm… mia­łam tego lata z nią pra­co­wać.

Nie chcia­łam wyjść na zde­ner­wo­waną, ale ga­pili się na mnie lu­dzie. Ko­bieta zmarsz­czyła brwi, zu­peł­nie jak cio­cia Bee, gdy ktoś ją zde­ner­wo­wał. Ucieczka wy­da­wała się ku­sząca.

– Jes­sica nie py­tała, czy bę­dziesz mo­gła z nią pra­co­wać, poza tym nie za­trud­niam dzieci. To nie jest do­bry po­mysł, zwłasz­cza te­raz, kiedy ro­dzina przy­jeż­dża tu na wa­ka­cje. Może je­sie­nią, kiedy wy­jadą, damy ci szansę.

Moje zde­ner­wo­wa­nie spo­wo­do­wane tym, że je­stem w cen­trum uwagi, na­tych­miast znik­nęło, spa­ni­ko­wa­łam na myśl, że mama może stra­cić je­dyny do­chód, któ­rego tak bar­dzo po­trze­bo­wa­ły­śmy. Zre­zy­gno­wa­łaby, gdyby do­wie­działa się, że nie mogę jej za­stą­pić. Zde­cy­do­wa­łam, że do­ro­słym, pew­nym sie­bie gło­sem mu­szę prze­ko­nać tę ko­bietę, że na­daję się do pracy jak nikt inny.

– Ro­zu­miem pani obawy. Jed­nak gdyby dała mi pani szansę, udo­wod­nię, że je­stem war­to­ścio­wym pra­cow­ni­kiem. Ni­gdy nie spóź­nię się do pracy i za­wsze będę wy­peł­niać swoje obo­wiązki. Pro­szę o jedną szansę.

Ko­bieta zer­k­nęła na ko­goś sie­dzą­cego przy stole, jakby szu­kała opi­nii. Po­now­nie spoj­rzała na mnie i wie­dzia­łam, że udało mi się zmie­nić jej de­cy­zję.

– Do­brze, Sa­die White, twoja szansa za­czyna się te­raz. Do­łą­czysz do Fran, która pra­cuje w tym domu tak długo jak ja. Ona cię po­in­stru­uje i zda mi ra­port. Pod ko­niec dnia dam ci od­po­wiedź. To twój okres próbny, panno White, pro­szę tego nie za­prze­pa­ścić.

Przy­tak­nę­łam i uśmiech­nę­łam się do sto­ją­cej już obok mnie Fran.

– Chodź za mną – po­wie­działa wy­soka szczu­pła ko­bieta o ru­dych wło­sach, wy­glą­da­jąca na ja­kieś sześć­dzie­siąt pięć lat, po czym od­wró­ciła się i wy­szła z po­koju.

Zro­bi­łam, co mi ka­zano, nie pa­trząc w oczy ni­komu, kto był w po­koju. Mia­łam mi­sję do wy­ko­na­nia.

Fran opro­wa­dziła mnie po ko­ry­ta­rzu, mi­ja­jąc po dro­dze kilka drzwi. Za­trzy­ma­ły­śmy się, otwo­rzy­ły­śmy jedne z nich i we­szły­śmy do środka. W po­koju były wy­so­kie po sam su­fit półki z książ­kami. W ca­łym po­miesz­cze­niu stały ciem­no­brą­zowe fo­tele obite skórą. Ża­den z nich nie był skie­ro­wany w stronę dru­giego czy też użyty na oka­zję wi­zyt i spo­tkań. Po­kój wy­raź­nie za­adap­to­wano na bi­blio­tekę. Miej­sce, gdzie każdy mógł przyjść, wy­brać książkę i za­tra­cić się w lek­tu­rze, sie­dząc w jed­nym z tych wiel­kich wy­god­nych fo­teli.

Fran wska­zała po­kój ge­stem peł­nym klasy.

– To ulu­bione miej­sce pani Stone. Po­kój był za­mknięty przez cały rok. Ze­trzesz ku­rze z ksią­żek oraz pó­łek, skórę wy­czy­ścisz spe­cjal­nym środ­kiem i umy­jesz okna. Od­kurz za­słony, umyj i na­błyszcz pod­łogę. Ten po­kój ma lśnić. Pani Stone lubi, gdy w jej sank­tu­arium wszystko jest ide­alne. Przyjdę po cie­bie w po­rze lun­chu, który zjemy w kuchni.

Po­de­szła do drzwi i usły­sza­łam, jak ko­muś dzię­kuje. We­szła z po­wro­tem do środka, cią­gnąc wó­zek pe­łen środ­ków czy­sto­ści.

– Tu znaj­dziesz wszystko, czego po­trze­bu­jesz. Ostroż­nie ob­chodź się ze wszyst­kimi opra­wio­nymi dzie­łami i eks­po­na­tami. Ostrze­gam, że wszystko w tym domu jest bar­dzo cenne i musi być oto­czone na­le­żytą opieką. Za­tem nie trać czasu na głu­poty, ocze­kuję cięż­kiej pracy.

Pani Fran z ka­mienną twa­rzą wy­szła z po­koju.

Okrą­ży­łam bi­blio­tekę, na­pa­wa­jąc się ota­cza­jącą mnie eks­tra­wa­gan­cją. Po­miesz­cze­nie nie było prze­sad­nie duże, wy­da­wało się jed­nak wy­peł­nione po brzegi. Dam radę tu po­sprzą­tać. Nie zo­sta­łam po­pro­szona o coś nie­wy­ko­nal­nego. Za­bra­łam śro­dek do usu­wa­nia ku­rzu i po­szłam w stronę dra­biny po­łą­czo­nej z pół­kami na książki. Mogę za­cząć od góry, zwłasz­cza że kurz i tak opad­nie.

Za­nim Fran za­brała mnie na lunch, zdo­ła­łam po­zbyć się za­bru­dzeń i umyć okna. Po­trze­bo­wa­łam prze­rwy i je­dze­nia. Jej skwa­szona mina była mi­łym wi­do­kiem. Za­nim po­pro­wa­dziła mnie w ci­szy ko­ry­ta­rzem, któ­rym szły­śmy tego ranka, omio­tła wzro­kiem po­kój i przy­tak­nęła. Już zza rogu ude­rzył mnie za­pach świeżo pie­czo­nego chleba. We­szłam do wiel­kiej ja­snej kuchni. Pani Mary stała przy ku­chence i wska­zy­wała na młod­szą ko­bietę z upię­tymi w ku­cyk wło­sami, scho­wa­nymi – iden­tycz­nie jak jej włosy – pod ochronną siatką.

– Ład­nie pach­nie, Hen­rietta. My­ślę, że masz ta­lent. Prze­te­stu­jemy dziś tę par­tię na ob­słu­dze, je­śli wszyst­kim za­sma­kuje, przej­miesz przy­go­to­wa­nie wy­pie­ków do ro­dzin­nych po­sił­ków. – Pani Mary od­wró­ciła się i wy­tarła dło­nie w far­tuch.

– Ach, oto na­sza nowa pra­cow­nica. Jak idzie?

Pani Fran ski­nęła głową i od­parła:

– W po­rządku.

Albo ta ko­bieta rzadko się uśmie­chała, albo mnie po pro­stu nie lu­biła.

– Sia­daj, sia­daj, mamy sporo ro­boty, za­nim przy­je­dzie ro­dzina.

Usia­dłam za­raz za Fran, a pani Mary po­sta­wiła przed nami pół­mi­ski z je­dze­niem. Mu­sia­łam zro­bić coś nie tak, po­nie­waż ko­lejne słowa Fran skie­ro­wała w moją stronę.

– Cała ob­sługa je przy tym stole. Każdy z nas przy­cho­dzi na lunch o róż­nych po­rach. Wy­bierz so­bie, na co masz ochotę.

Przy­tak­nę­łam, się­gnę­łam w stronę pół­mi­ska z ka­nap­kami i po­czę­sto­wa­łam się jedną. Z ta­le­rza wzię­łam świeży owoc.

– Na­poje są tam, na ba­rze. Mo­żesz iść i wy­brać, co jest, lub zro­bić so­bie coś sama.

Po­de­szłam do baru i na­la­łam so­bie le­mo­niady. Zja­dłam w ci­szy i słu­cha­łam, jak pani Mary in­stru­uje Hen­riettę. Wy­da­wało mi się, że przy­go­to­wy­wały chleb na dzi­siej­szy po­si­łek. Ani Fran, ani ja nie pa­li­ły­śmy się do roz­mowy.

Kiedy zja­dły­śmy, po­de­szłam za nią do zle­wo­zmy­waka. Opłu­ka­ły­śmy ta­le­rze, po czym za­ła­do­wa­ły­śmy na­czy­nia do po­jem­nej zmy­warki. W ci­szy wró­ci­ły­śmy do bi­blio­teki. Te­raz by­łam już nieco mniej zde­ner­wo­wana i bar­dziej cie­kawa oto­cze­nia. Gdy szły­śmy ko­ry­ta­rzem, za­uwa­ży­łam por­trety. Przed­sta­wiały dwóch ma­łych uro­czych chłop­ców. Im da­lej szłam, tym starsi się wy­da­wali. Przy ogrom­nym przej­ściu do bi­blio­teki po­czu­łam, jak zna­joma twarz śmieje się do mnie z por­tretu. Twarz, którą wie­lo­krot­nie oglą­da­łam w te­le­wi­zji i w ga­ze­tach. Na­wet pod­czas wczo­raj­szej ko­la­cji wi­dzia­łam ją w te­le­wi­zji. Jes­sica pod­czas po­siłku oglą­dała En­ter­ta­in­ment Da­ily. Na­sto­letni rock­man i ła­macz dam­skich serc Jax Stone był jed­nym z bo­ha­te­rów. Wczo­raj po­ka­zy­wali go z dziew­czyną, która we­dług plotki wy­stąpi w jego no­wym te­le­dy­sku. Fran za­trzy­mała się za mną. Od­wró­ci­łam się w jej stronę, była sku­piona na ob­ra­zie.

– To jego wa­ka­cyjny dom. Lada dzień przy­je­dzie tu ze swo­imi ro­dzi­cami i bra­tem. Po­ra­dzisz z tym so­bie?

Wi­dząc na ścia­nie twarz Jaxa Stone’a, przy­tak­nę­łam w szoku, nie mo­gąc wy­do­być z sie­bie ja­kich­kol­wiek słów.

Fran po­now­nie ru­szyła, a ja po­dą­ży­łam jej śla­dem do bi­blio­teki.

– To on jest po­wo­dem, dla któ­rego na­sto­latki nie są za­trud­niane. To jego pry­watny azyl. Kiedy był młod­szy, jego ro­dzice na­le­gali, by co roku od­po­czy­wał w ich to­wa­rzy­stwie, z dala od zgiełku Hol­ly­wood. Te­raz, gdy jest już star­szy, na­dal spę­dza tu lato. Od czasu do czasu wy­jeż­dża uczest­ni­czyć w róż­nych im­pre­zach, ale więk­szość czasu spę­dza tu­taj. Za­biera ze sobą ro­dzinę, po­nie­waż przez resztę roku nie wi­dują się zbyt czę­sto. Je­śli nie bę­dziesz umiała so­bie z tym po­ra­dzić, zo­sta­niesz zwol­niona w try­bie na­tych­mia­sto­wym. Jego pry­wat­ność ma naj­wyż­sze zna­cze­nie. To dla­tego praca tu jest tak do­brze płatna.

Wy­pro­sto­wa­łam się i chwy­ci­łam wia­dro, któ­rego wcze­śniej uży­wa­łam.

– Po­ra­dzę so­bie ze wszyst­kim. Ta praca jest dla mnie waż­niej­sza niż na­sto­let­nia gwiazda rocka.

Fran ski­nęła głową, ale po chwili zmarsz­czyła brwi, wi­dzia­łam, że mi nie wie­rzy.

Całą swoją ener­gię sku­pi­łam na pracy. Pod ko­niec dłu­giego dnia usły­sza­łam, jak ma­ło­mówna, skwa­szona Fran ra­por­tuje coś pani Mary. Wie­rzyła, że będę do­brym pra­cow­ni­kiem i po­winna dać mi szansę. Po­dzię­ko­wa­łam jej i Mary. Do je­sieni, kiedy po­jawi się dziecko, a ja wrócę do szkoły, będę w sta­nie za­osz­czę­dzić tro­chę pie­nię­dzy. Dam radę.

Tak, Jax Stone był sławny i jego nie­sa­mo­wi­cie nie­bie­skie oczy spra­wiały, że serce biło mi moc­niej. Tyle mo­głam przy­znać. Był naj­pięk­niej­szą istotą znaną ludz­ko­ści. Wszy­scy jed­nak wie­dzą, że uroda jest bar­dzo po­wierz­chowna. Po­dej­rze­wa­łam, że jego płytka oso­bo­wość okaże się tak od­ra­ża­jąca, że nie bę­dzie mnie ob­cho­dziło, czy sprzą­tam w jego domu lub czy mi­jam go na ko­ry­ta­rzu. Poza tym fa­ceci byli ga­tun­kiem, o któ­rym nie mia­łam zie­lo­nego po­ję­cia. Ni­gdy nie po­świę­ci­łam swo­jego czasu na roz­mowę z jed­nym z nich, na­wet je­śli któ­ryś chciał po­roz­ma­wiać ze mną. Za­wsze mia­łam na gło­wie więk­sze pro­blemy, jak choćby tro­ska o to, czy bę­dziemy miały co jeść i czy mama pa­mię­tała, żeby za­pła­cić ra­chunki.

Kiedy po­my­ślę o tej ca­łej ka­sie zmar­no­wa­nej na kon­domy, które upy­cha­łam jej do ręki i to­rebki, za­nim wy­cho­dziła z jed­nym z nie­zli­czo­nej ilo­ści męż­czyzn, trudno się mi na nią nie gnie­wać. Na­wet w lum­pek­sie wy­glą­dała prze­pięk­nie. Je­den z jej ob­le­śniej­szych wy­bran­ków po­wie­dział, że odzie­dzi­czy­łam po niej ten prze­klęty wy­gląd. Mam wszystko: od jej blond lo­ków po nie­bie­skie oczy i gę­ste czarne rzęsy. Mam jed­nak jesz­cze coś, co mo­głoby oca­lić mnie przed nie­uchronną ka­ta­strofą – wy­daję się ra­czej nudna. Matka czę­sto mi o tym przy­po­mina, a ja, za­miast być przy­gnę­biona, trzy­mam się tego jak ostat­niej de­ski ra­tunku. To, co ona uwa­żała za­wsze za wadę mo­jego cha­rak­teru, ja trak­to­wa­łam jak je­dyną szansę. Nie chcia­łam być taka jak ona. Je­śli po­sia­da­nie nud­nej oso­bo­wo­ści chroni mnie przed pój­ściem w jej ślady, to ja będę się tego trzy­mać.

Miesz­ka­nie, które kosz­to­wało nas pięć­set do­la­rów mie­sięcz­nie, znaj­do­wało się w du­żym, sta­rym domu. We­szłam, by się prze­ko­nać, że nie ma jej w środku. Zwa­żyw­szy, że mia­ły­śmy cztery po­koje, nie mo­gła się zbyt­nio od­da­lić.

– Mamo? – nie od­po­wie­działa.

Słońce już za­cho­dziło, więc wy­szłam na coś, co Jes­sica na­zy­wała pa­tiem. Gdy­by­ście chcieli wie­dzieć, dla mnie wy­glą­dało to jak nie­wielki ka­wa­łek be­to­no­wej płyty za do­mem.

Stała w ogro­dzie z tym swoim wciąż po­więk­sza­ją­cym się brzu­chem, ubrana w bi­kini, które ku­pi­łam kilka ty­go­dni temu w skle­pie z uży­waną odzieżą. Od­wró­ciła się i uśmiech­nęła do mnie. Po fa­sa­dzie udrę­cze­nia, wy­ma­lo­wa­nej na jej twa­rzy rano, nie było już śladu. Ona pro­mie­niała.

– Sa­die, jak było? Czy stara do­bra pani Mary spra­wiała ci pro­blemy? Je­śli tak, to mam na­dzieję, że by­łaś miła. Po­trze­bu­jemy tej pracy, a ty po­tra­fisz być taka nie­grzeczna i nie­to­wa­rzy­ska.

Słu­cha­łam jej pa­pla­nia o mo­jej aspo­łecz­no­ści i cze­ka­łam, aż skoń­czy, wtedy od­par­łam:

– Do­sta­łam pracę na lato, je­śli chcę.

Jes­sica wes­tchnęła dra­ma­tycz­nie.

– Wspa­niale, przez naj­bliż­sze kilka mie­sięcy będę po­trze­bo­wała od­po­czynku. Dziecko mnie wy­kań­cza. Nie ro­zu­miesz, jak trudno jest być w ciąży.

Chcia­łam jej przy­po­mnieć, jak sta­ra­łam się ją przed tym uchro­nić, po­świę­ca­jąc pie­nią­dze prze­zna­czone na je­dze­nie, żeby ku­pić jej gumki, któ­rych i tak nie uży­wała. Ja jed­nak przy­tak­nę­łam i we­szłam z nią do środka.

– Sa­die, umie­ram z głodu. Mo­gła­byś mi coś szybko przy­go­to­wać? Ostat­nio jem za dwóch.

Za­nim do­tar­łam do domu, już za­pla­no­wa­łam, co zjemy na ko­la­cję. Moja mama kom­plet­nie nie ra­dziła so­bie w kuchni. Ja prze­trwa­łam pierw­sze osiem lat swo­jego ży­cia na ka­nap­kach z ma­słem orze­cho­wym i dże­mem. Około mo­ich ósmych uro­dzin zro­zu­mia­łam, że mama po­trze­buje po­mocy – mu­sia­łam do­ro­snąć szyb­ciej niż inne dzieci. Im bar­dziej się sta­ra­łam, tym wię­cej obo­wiąz­ków na mnie zrzu­cała, kiedy skoń­czy­łam je­de­na­ście lat, ro­bi­łam już wszystko.

Ma­ka­ron się go­to­wał, a mię­sny sos do­cho­dził, ja zaś we­szłam do swo­jego po­koju, zdję­łam ro­bo­cze ubra­nie i wło­ży­łam pod­ko­szu­lek oraz prze­tarte dżinsy z lum­peksu, które były pod­stawą mo­jej gar­de­roby. Mój styl był pro­sty.

Gar­nek za­czął gwiz­dać na znak, że czas spraw­dzić ma­ka­ron. Jes­sica długo jesz­cze nie bę­dzie w sta­nie ni­czego spraw­dzić. Po­gna­łam do ma­łej kuchni, na­wi­nę­łam nitkę spa­ghetti na wi­de­lec i rzu­ci­łam nią o ścianę za ku­chenką. Przy­kle­iła się, więc była go­towa.

– Na­prawdę, Sa­die, nie mogę zro­zu­mieć, dla­czego rzu­casz ma­ka­ro­nem o ścianę. Skąd ten po­mysł?

Zmie­rzy­łam Jes­sicę wzro­kiem. Roz­sia­dła się w bi­kini na wy­bla­kłej pa­ste­lo­wej ka­na­pie, którą za­sta­ły­śmy tu, kiedy się wpro­wa­dza­ły­śmy.

– Jak by­łam mała, zo­ba­czy­łam to w te­le­wi­zji i za­pa­mię­ta­łam. Poza tym to się spraw­dza.

– To pa­skudne – Jes­sica wy­mam­ro­tała z ka­napy.

Nie po­tra­fiła na­wet za­go­to­wać wody, ale po­sta­no­wi­łam ugryźć się w ję­zyk i do­koń­czyć ko­la­cję.

– Go­towe, mamo – po­wie­dzia­łam, na­kła­da­jąc por­cję spa­ghetti na ta­lerz, o któ­rego przy­nie­sie­nie za­raz mnie po­prosi.

– Skar­bie, po­daj mi ta­lerz, pro­szę.

Uśmiech­nę­łam się pół­gęb­kiem. By­łam o krok przed nią. Ostat­nimi czasy wsta­wała tylko wtedy, gdy na­prawdę była do tego zmu­szona. Na ta­lerz po­ło­ży­łam wi­de­lec i łyżkę. Na­wet nie usia­dła. Ta­lerz umie­ściła na brzu­chu i za­częła jeść. Obok niej po­sta­wi­łam szklankę z mro­żoną her­batą i po­szłam na­ło­żyć so­bie por­cję. Zgłod­nia­łam. Po­trze­bo­wa­łam je­dze­nia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: