Oddycham, odkąd moi rodzice umarli - ebook
Ojciec przemocowiec. Wyrodna matka. Siostra alkoholiczka. Dom był więzieniem. Każdy dzień – walką o przetrwanie.
I nieoczekiwanie… stała się ikoną mody.
Katarzyna Butowtt – najpiękniejsza kobieta lat 80. i 90. XX wieku. Królowa wybiegów i reklam. Symbol stylu i elegancji, zachwycała całą Polskę.
Ale za perfekcyjnym uśmiechem krył się ból. Za błyskiem fleszy – milczenie. Za sukcesem – trauma, o której nikt nie miał pojęcia.
To nie książka o modzie. To poruszająca, brutalnie szczera historia kobiety, która – zamiast się poddać – zbudowała siebie od nowa. I dziś, po raz pierwszy, mówi własnym głosem.
Biografia, która poruszy każdego.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Biografie |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68381-81-8 |
| Rozmiar pliku: | 4,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Brutalnie szczera. Brudna. Bez filtra. Bez lukru. Bez błysku fleszy._ROZDZIAŁ 1
PRAWDA PRAWIE NIEZNANA
Masz siedemdziesiąt lat, ale przez większość życia szłaś, przemilczając to, co działo się za drzwiami rodzinnego domu. Twój ojciec był tyranem, katem, oprawcą, który nie miał skrupułów wobec ciebie i twojej siostry. Byłyście bite dzień w dzień. Za co?
Za nic. Za to, że byłyśmy. Spuszczał nam łomot, albo raczej wpierdol, bez konkretnego powodu. Stało się to elementem naszej codzienności.
Bił was za nic?
Dosłownie. Wiesz, co jest w tym wszystkim straszne? Że dzieci się biło i bije nadal, tyle że nikt nie mówi o tym głośno. Nawet dziś – kiedy rzekomo wszystko można wyznać, pokazać, przeżyć jeszcze raz na ekranie telefonu – nawet dziś nie mówi się o biciu. Nie o tym prawdziwym, które wdziera się w tożsamość jak drzazga i nie daje się do końca wyciągnąć. O tym, które nie zostawia siniaków na ciele, ale tatuuje hańbę na duszy. O tym, które zamyka dziecko w klatce wstydu, jeszcze zanim zrozumie, że ma prawo do godności. Do pewnego momentu moja starsza siostra Anka i ja żyłyśmy w tej klatce i żadna z nas nie usiłowała z niej uciec. Niby jak, dokąd? Byłyśmy dziećmi, starałyśmy się więc umościć w klatce na tyle, na ile to było możliwe, ale tego nie da się tak naprawdę zrobić. Można starać się wierzyć w kłamstwo, ale nasza wiara nie zmieni jego istoty – pozostanie kłamstwem.
Pamiętasz, kiedy twój ojciec pierwszy raz podniósł na ciebie rękę?
Nie potrafię przypomnieć sobie pierwszego uderzenia. Czasem wydaje mi się, że ciało złożyło wtedy broń, może mózg rozmył obraz, jak gdyby pękł ekran rzeczywistości. Pamiętam za to wszystko inne – zapach kurzu, ciężar ciszy tuż przed, osobliwe zawieszenie oddechu, jak gdyby bało się samo powietrze w pokoju, a potem uczucie, że coś się rozpadło, coś, czego już nie da się skleić. Już nigdy nie będę tą samą osobą. Chodzi nie tyle o dramat, ile o ciszę, która potem zalega w żyłach. To w tej ciszy dziecko uczy się nienawiści do siebie.
Nienawiści do siebie?
Najpierw jest wstyd, tak głęboki, że wżera się w skórę niczym brud, którego nie daje się zmyć, więc można tylko udawać, że go nie ma. Potem żal – nie do oprawcy, ale do siebie. Dlaczego nie przewidziałam? Dlaczego nie byłam cichsza, lepsza, dlaczego nie byłam mniej... sobą? Następnie przychodzi lęk, który zostaje na zawsze, by mówić: „Nie jesteś nigdzie bezpieczna, nawet we własnym domu. Nie zasługujesz na ochronę ani na miłość”. Najgorsze jest to, że bite dzieci nie krzyczą. Najczęściej nie uciekają z domu. Nie skarżą się. Próbują zasłużyć na przebaczenie.
Próbują kochać mocniej, być grzeczniejsze, bardziej przydatne, bardziej niewidzialne, bo jeśli zostały ukarane za coś, co było dla nich ważne, to znaczy, że nie rozumieją świata i coś jest z nimi głęboko nie tak. Potem się dorasta – ma się 27, 35 albo 41 lat – i raptem ktoś podnosi głos albo tylko spogląda tak, jak on kiedyś patrzył, i cały organizm zalewa fala panicznej potrzeby uspokojenia sytuacji. Znów okazuje się, że zaradzić „wszystkiemu” może tylko grzeczna dziewczynka, która zasłuży, skuli się, przeprosi, uśmiechnie przez łzy. Tak jest bezpieczniej. Tak nauczył ojciec. Tego nauczył ból. A ból...? Ból jest nauczycielem-katem.
Mówisz teraz głośno o czymś, co wiele osób zostawia dla siebie. Ponoć rodziców nie powinno się źle wspominać, a prywatne sprawy lepiej załatwiać w czterech ścianach.
Mówią: „Wybacz, zostaw przeszłość za sobą”. Słyszałam to wiele razy. Te słowa padały z ust osób, które zadziwiały mnie swoimi opiniami. „Przecież to jest ojciec”, „Rodziców trzeba kochać...”. Nic, kurwa, nie trzeba. Nic się, kurwa, nie powinno. Ale jak zostawić za sobą, porzucić coś, co położyło fundament pod twoje wnętrze? Coś, co ustawiło twój kompas emocjonalny, sprawiając, że każda relacja w życiu – z przyjaciółmi, mężczyznami, nawet z samą sobą – była podszyta lękiem, że znowu coś źle zrozumiesz, że znowu zostaniesz ukarana, że znowu jesteś za bardzo.
Nie chcesz wybaczyć ojcu? Jego już nie ma, nie żyje.
Nie, nie chcę wybaczyć. Jeszcze nie. Może kiedyś, gdy już nie będę czuć, że moje własne serce mnie zdradziło, może wtedy. Póki co chcę dać przestrzeń temu chłodnemu, cichutkiemu gniewowi, który podpowiada: „To nie była moja wina, nigdy nie była. Nie byłam zła – byłam dzieckiem”. Może jeśli będę go słuchała wystarczająco długo, to ten gniew stanie się czymś innym – siłą, która mnie podniesie, a nie tylko pozwoli przetrwać. Ale na razie... na razie jest tym, co pozwala mi nie zniknąć.
Uczucie, że byłaś „niegrzeczna” i że to wszystko, czego doświadczyłaś, nie było twoją winą nie ulatuje gdzieś hen daleko z wiekiem?
Ani z wiekiem, ani w toku terapii, ani wraz z kolejnymi sukcesami, które udowadniają światu, że jestem „kimś”. Przemoc zadana dziecku nie pozostaje przeszłością, raczej przekształca się w wewnętrzny język, w kod, sposób rozumienia siebie. To nie tyle wspomnienie, ile struktura. Czasem czuję, że jestem zbudowana z milczenia, które musiałam w sobie tłamsić. Być bitym to nie tylko doznać bólu; to oznacza także nauczyć się, że ból ma przed tobą pierwszeństwo, a twój głos nie ma znaczenia. Prawda, twoja prawda, może zostać zmieciona jedną decyzją kogoś silniejszego, zaś miłość nie chroni – oprawca może być jednocześnie tym, kogo się kocha najbardziej.
Co takiego sprawia, że najbardziej w życiu kocha się swoich oprawców?
Po takim doświadczeniu przez całe życie próbujesz odkręcić ten paradoks. Starasz się nie doszukiwać przemocy w czułości, usiłujesz nie zastygać, kiedy ktoś podnosi głos, nie przepraszać za to, że oddychasz, że czujesz, że jesteś. Próbujesz uwierzyć, że twoje granice to coś więcej niż tylko zaproszenie do przekroczeń, ale to trudne, kiedy pierwsza wpojona ci lekcja brzmiała: „Twoje granice nie są święte. Można je przebić. Można cię zawstydzić, upokorzyć, złamać i nikt nie przyjdzie z pomocą”.
Upokorzenie to nie jest odosobniony moment, nie pojedyncze zdarzenie, lecz trwająca wewnątrz obecność, cień, który towarzyszy ci, nawet kiedy świeci słońce. To głos w głowie, który mówi: „Nie przesadzaj, w końcu zasłużyłaś. Jesteś problemem. Jesteś nie do zniesienia”. Najgorsze, najbardziej perfidne w tym wszystkim jest to, że ten głos zaczyna mówić twoim tonem i tracisz orientację, kto cię właściwie bije – ojciec sprzed lat czy ty sama, dziś, własnymi myślami.
Czemu ukrywałaś przed światem, że byłaś bita?
Długo nie potrafiłam zdobyć się na wypowiedzenie tego na głos. „Bita”. To wulgarne, obrzydliwe; mówiąc o tym zdradziłabym rodzinę, zszargała czyjeś dobre imię. Ale przecież to nie ja podniosłam wtedy rękę na drugą osobę. Nie ja zrobiłam z miłości narzędzie kary. Nie ja nauczyłam siebie – tamto dziecko – że uczucia są niebezpieczne. Czasem czuję gniew, nie histeryczny, nie spektakularny tylko zimny, wyraźny jak tafla lodu ponad głębią, bo ten, kto mnie bił, żyje nadal – w moim ciele i jego reakcjach. W chwilach, gdy się kulę, choć nie ma zagrożenia. W chwilach, gdy milczę, choć powinnam mówić. W chwilach, gdy usprawiedliwiam innych, zamiast ochronić siebie. To mnie właśnie wkurwia najbardziej: on nie musi być obecny, żeby nadal mieć władzę. Trauma to nie tylko rana, to cały język, pod którego dyktando się potem żyje, trzeba więc go sobie na nowo tłumaczyć. Krok po kroku. Zdanie po zdaniu. Może właśnie na tym polega dorosłość – nie na tym, że się zapomina, ale że nie pozwala się już na to, żeby ktoś nas bił, nawet myślą. Że się staje po swojej stronie, choćby z opóźnieniem. Że się siebie ratuje – lepiej późno niż nigdy.
------------------------------------------------------------------------
ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI KSIĄŻKI
------------------------------------------------------------------------