Odkąd cię poznałam - ebook
Odkąd cię poznałam - ebook
Blanka jest trochę inna niż większość dziewczyn. Bolesna przeszłość sprawiła, że wybudowała wokół siebie mur. Nikogo nie dopuszcza zbyt blisko. Dzięki temu nikt nie może jej zranić. Kiedy poznaje Piotrka, wydaje się, że mogłaby wreszcie otworzyć przed kimś serce. Ale co z tego, skoro on spotyka się z jej przyjaciółką? I jest jeszcze Aleks, zamknięty w sobie, nieprzyjemny chłopak, który nigdy nie miał dla niej jednego dobrego słowa. A jednak wciąż jest gdzieś w pobliżu. Blanka czuje, że pod tą twardą skorupą może się kryć ktoś zupełnie inny. Ktoś taki jak ona...
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8172-287-2 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Aleksandrze, masz gościa.
Moja mama weszła do pokoju. Nie zapukała jak zawsze i zwróciła się do mnie pełnym imieniem. Podniosłem na nią wzrok znad laptopa i już wiedziałem.
– To ona? – spytałem tylko.
– Lepiej się postaraj. „Przepraszam” nie wystarczy – odpowiedziała.
Poczułem, jak moje serce się zatrzymuje. Nie mogłem złapać oddechu. Chciałem ją jak najszybciej zobaczyć, ale moje nogi były jak z ołowiu. Obiecałem Piotrkowi, że dam jej spokój.
– Aleks, rusz się. – Mama wyraźnie się zdenerwowała.
Nie było dobrze. Trzy lata próbowałem o niej zapomnieć. Matka nie rozumiała. Zresztą, sam momentami już tego nie rozumiałem, ale nie mogłem wtedy z nią być. Odszedłem od niej, zanim w ogóle coś więcej się między nami wydarzyło. Tak. To ja wszystko skreśliłem, lecz ona nie miała o tym pojęcia. Gdyby się okazało, że jestem taki jak ojciec, miałaby złamane serce. Nie do naprawienia. Tylko tak mogłem jej tego oszczędzić. Moja matka kochała ojca. Zdawałem sobie z tego sprawę przez całe życie. Nigdy nie spojrzała na innego faceta i nie narzekała. Wręcz przeciwnie, wyglądała na szczęśliwą. Czasem jej tego zazdrościłem. Tylko czy jej życie nie byłoby lepsze, pełniejsze, gdyby on tu był? Postanowiłem, że nie zwiążę się z żadną kobietą. Nie na stałe. Dokonałem takiego wyboru i wiedziałem, że jestem w stanie postępować zgodnie ze swoją decyzją. Dopóki Blanka nie pojawiła się w moim życiu i jej obecność nie sprawiła, że zapragnąłem złamać tę zasadę. Byłem wściekły na siebie i na nią, że pozwoliła mi chcieć więcej od życia. Jedna chwila więcej z nią i nie wyleciałbym do Anglii. Mogłem studiować gdziekolwiek, ale przede wszystkim marzyła mi się ucieczka. Wiedziałem, że tu, na miejscu, nie dotrzymam słowa danego samemu sobie i nie odpuszczę sobie tej dziewczyny bez względu na konsekwencje. A ona nie mogła mnie pokochać. Nie mogła. Jestem genetycznie obciążony i w każdej chwili mogę skończyć jak mój ojciec. Więc odszedłem mimo tego, że ją kochałem. A teraz ona należała do innego. Mogła być szczęśliwa, ale tak pragnąłem ją zobaczyć. Ten ostatni raz.
Minąłem matkę i z obijającym się o żebra sercem zszedłem po schodach. Kątem oka zerknąłem w stronę drzwi. Blanka. Stała w progu. Była… piękna. Wściekła. Zraniona. Zagubiona. Zjawiskowa z zaróżowionymi policzkami i pełnymi wargami, które przygryzała ze zdenerwowania. Zawsze to robiła, kiedy czuła się niekomfortowo w jakiejś sytuacji. I wyłamywała wtedy palce. Odruchowo powędrowałem wzrokiem wzdłuż jej sylwetki. Oczywiście zgadłem. Uśmiechnąłem się pod nosem. Znałem ją i potrafiłem odczytać z jej twarzy wszystkie emocje. Spojrzała na mnie z furią w oczach. To była moja Blanka. Teraz to wiedziałem. Zdecydowałem w momencie, gdy z jej ust padły słowa pełne goryczy. Starała się, by głos jej się nie załamał.
– Chciałam cię tylko zobaczyć.
Wiedziałem, że jest moja i że tym razem jej nie zostawię.I
Siedzę w zatłoczonym pomieszczeniu i co chwilę spoglądam na zegarek. Dziewiąta trzydzieści dwie. Spóźnia się. Jak zwykle zresztą, ale po tylu latach znajomości zdążyłam się przyzwyczaić do jego braku punktualności. Spokojnie rozglądam się po wnętrzu kawiarni. Niewiele się tutaj zmieniło. Kolor ścian mimo odświeżenia ma ten sam stalowy odcień, a ciemne meble są ustawione tak jak kiedyś. Stoliki blisko ścian, środek pozostawiony bez zbędnych dekoracji, umożliwiający przejście do kasy. Po prawej i lewej stronie lady uginające się pod ciężarem rozmaitych wypieków, a za nimi ekspresy do kawy i automaty do lodów. Na każdym stoliku oprócz serwetnika stoją teraz na cienkich nóżkach dwa kieliszki z białego szkła, do których wsypano ziarnka kawy. W błyszczącej podłodze odbijają się lampy z szerokimi kloszami. To wnętrze jest przepełnione radością nastolatków i ich pierwszymi zawodami miłosnymi, sekretami przyjaciółek i problemami zakochanych. Ściany wiele już słyszały i jeszcze wiele usłyszą. Pamiętają każdą starszą panią z wnuczkiem na kolanach, który łapczywie zajadał pączka, lukrując nim swoje policzki. Pamiętają małżeństwo, które postanowiło umilić sobie czas w sobotę i wypić mrożoną kawę. Pamiętają nawet rudowłosą dziewczynkę, która na środku kawiarni krzyczała, że chce zjeść placek z jabłkami, chociaż w domu mama właśnie upiekła taki sam. No dobrze, dość obrazów z życia ścian, Piotr nareszcie się zjawił.
A ja sięgam pamięcią dziesięć lat wstecz, kiedy mieliśmy po piętnaście lat. Wtedy też byłam w tej kawiarni. Razem z koleżankami zajmowałyśmy stolik naprzeciwko. Pamiętam ten dzień tak, jakby wszystko wydarzyło się wczoraj. Siedziałam w środku, po mojej lewej – Marcelina, a po prawej – Agnieszka. Śmiałyśmy się właśnie z najnowszej fryzury jednej z kobiet z tutejszego osiedla. Pani Zawadzka stała w kolejce po ciepłe pączki jak w każdy czwartek o godzinie czternastej dwadzieścia, bo właśnie wtedy wracała z wnuczkiem z przedszkola. Raz w tygodniu fundowała chłopcu jego ulubioną kremówkę. Ta bardzo elegancka starsza kobieta tego dnia szczególnie zwróciła na siebie naszą uwagę. Co było tego powodem? Otóż, zrobiła sobie trwałą i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że miała kolorowe pasemka. I to dosłownie kolorowe. Jej włosy mieniły się kolorami tęczy. Niby o gustach się nie dyskutuje, ale trzeba przyznać, że w niektórych przypadkach trudno powstrzymać się od komentarza.
Uśmiech nie schodził z naszych twarzy aż do chwili, gdy w drzwiach pojawił się wysoki chłopak. Automatycznie cała moja, i nie tylko moja, uwaga skupiła się na nim. Wydawał się bardzo sympatyczny. Bez wahania można go było polubić. I nie mówię tutaj o zwykłym zauroczeniu, kiedy to dziewczynie od razu podoba się jakiś przystojny chłopak. Nie. On wyróżniał się swoją autentycznością. Nie grał cwaniaczka, z którego twarzy można wyczytać, kim to on nie jest. Uwierzcie – w życiu bym nie pomyślała, że ten chłopak kiedyś stanie mi się tak bliski. Nie wybiegajmy jednak zbytnio w przyszłość i skoncentrujmy się na przeszłości.
Chłopak wszedł do kawiarni, a Agnieszka porozumiewawczo ukłuła mnie w bok. Spojrzałyśmy na siebie wymownie. Przyszło nam na myśl streszczenie love story z nieznajomym w roli głównej. Byłyśmy pewne, że ideał w fioletowej koszulce stanie w kolejce i będziemy mogły na niego popatrzeć, wróciłyśmy więc do rozmowy. Nie było to jednak takie proste.
– O, już jest – odezwała się nagle Marcelina.
– Kto? – zdziwiła się Agnieszka. Nasza koleżanka nie wspominała, że ktokolwiek dołączy do naszego skromnego grona.
– Chciałam zrobić wam niespodziankę i kogoś wam przedstawić – odpowiedziała dziewczyna, a w jej oczach pojawił się błysk radości. Coś mnie tknęło. Lekka obawa. Czy to jest to, o czym myślę?
– Cześć – przywitał się chłopak.
Nie, nie mylicie się. Przystojniak, na którego zwróciłyśmy z Agnieszką szczególną uwagę, właśnie podszedł do naszego stolika.
– To jest Piotrek – powiedziała z dumą Marcelina. Nie dziwię się jej. Też byłabym w takim dobrym humorze, gdyby to był mój chłopak. – Poznaliśmy się miesiąc temu – wyjaśniła.
Nieco zawiedziona, przyjęłam ten fakt do wiadomości. Niby to tylko miesiąc, ale nie wchodzi się koleżance w paradę. Ba. Nie potrafiłabym się koło niego zakręcić, nawet gdyby był wolny.
– Cześć – przywitałam się bez cienia rozczarowania w głosie, a przynajmniej starałam się, jak mogłam, by dobrze to zabrzmiało.
Cóż, wydaje mi się, że jakoś się udało. W końcu od ośmiu lat udaje mi się ukryć prawdziwe intencje. Stałam się mistrzynią w dobieraniu masek. W grze pozorów. Najlepszą słuchaczką i kiepską mówczynią. Nie powiem – to bardzo ułatwiało mi życie. Nikt nie pytał o problemy i powody mojego zachowania, a ja ze spokojem przeżywałam kolejne dni i godziny. Mówili, że jestem nieśmiała, zamknięta w sobie i zakompleksiona, zadzieram nosa, czuję się lepsza i wiele, wiele więcej. Nie wiedziałam, czy którekolwiek z tych określeń rzeczywiście do mnie pasowało, ale można było śmiało wybierać. Mogłam być każdą z tych osób, byleby nie musieć nikomu o sobie opowiadać. Czasem myślałam, że wszyscy mnie widzieli, ale tak naprawdę nikt mnie nie znał. Dzięki temu pozostawałam w strefie komfortu. Tak było dobrze. Ludzie widzieli tyle, ile im pokazywałam. Często robiłam dobrą minę do złej gry. Mechanizm obronny miałam już wypracowany. Jak dotąd nie zawodził. Piotrek spojrzał na mnie przenikliwie i się uśmiechnął. Co oznaczało to spojrzenie?
– Cześć. Ty pewnie jesteś Blanka – odpowiedział.
Wgapiałam się w niego szeroko otwartymi oczami. Chłopak zaprezentował mi swój czarujący uśmiech.
– Tak, zgadza się – potwierdziłam. – Skąd wiedziałeś? – zapytałam odruchowo. To raczej zrozumiałe, że chciałam się dowiedzieć.
– Marcela sporo mi o tobie opowiadała – wytłumaczył.
To mnie zaskoczyło, ponieważ nie byłam w zbyt zażyłych stosunkach z Marceliną. Owszem, ona czasem zwierzała mi się ze swoich problemów, ale nigdy nie działało to w drugą stronę. Wolałam być zamknięta w swojej skorupie. Tak było bezpieczniej. Z reguły nie ufałam ludziom. To nie tak, że uważałam, iż nie zasługują na moje zaufanie. Po prostu im mniej o mnie wiedzieli, tym więcej miałam spokoju i swobody.
– W takim razie ty musisz być Agnieszka – dodał chłopak. Najwyraźniej miał dobrą pamięć. – Ciebie łatwiej było mi rozpoznać – powiedział, zwracając się w moją stronę. – Zapamiętałem, że masz długie włosy, ale nie przypuszczałem, że aż tak.
Na te słowa uśmiechnęłam się pod nosem. Rzeczywiście, moje kasztanowe włosy sięgały sporo za pas. Mama uwielbiała robić mi z nich dwa długie, grube warkocze. Na ich końcach zawsze przyczepiała czerwone kokardy. Jakoś nigdy nie mogłam się zdecydować, by je ściąć.
– Tak, trochę ich mam – odpowiedziałam.
Nie było potrzeby wdawania się w dyskusję na ten temat. Gdyby nie fakt, że był oficjalnym chłopakiem mojej koleżanki, mogłabym z nim nawet poflirtować i zapytać, czy mu się podobają moje włosy albo coś takiego. Hm. Żart. Nie potrafiłam flirtować, ale w głowie często obmyślałam różne scenariusze.
– Jak się poznaliście? Czemu nie pochwaliłaś się wcześniej? – Aga od razu się uruchomiła. – Nie zdziwiłabym się, gdyby Blanka nic nie powiedziała, ale ty?
Lawina słów ze strony mojej koleżanki była całkowicie naturalna i normalna. Zawsze miała dużo do powiedzenia i zawsze dużo chciała wiedzieć. W tym Agnieszka i Marcelina były do siebie bardzo podobne. Tylko ja byłam tą cichą, rzadko zabierającą głos postacią. Mimo to dziewczyny lubiły spędzać ze mną kilka godzin od czasu do czasu, a ja dzięki temu odrywałam się od mojej rzeczywistości.
– Na urodzinach Izy – wyjaśniła Marcela. – To moja dobra przyjaciółka i dziewczyna jego brata. W zasadzie jednego z dwóch braci, z którymi się bawiliśmy – uściśliła.
– O, masz braci? – zainteresowała się Aga.
Zauważyłam, że w jej oczach pojawił się błysk nadziei. Nie ma co się dziwić. Piotrek był przystojny, więc jeśli jego bracia byli do niego choć trochę podobni, to zdecydowanie mogli się okazać warci uwagi.
– Tak. Starszego i młodszego – odpowiedział chłopak. – Iza to dziewczyna Marka. On jest najstarszy, właśnie rozpoczął studia, a Tomek jest rok młodszy ode mnie. Może niedługo ich poznacie. W sobotę idziemy do kina. Przyłączcie się do nas – zaproponował z entuzjazmem.
Wtedy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. „Ojciec pewnie wyszedł z pracy” – pomyślałam.
– Tak? – powiedziałam, trochę odsuwając się od pozostałych. W dalszym ciągu prowadzili ożywioną rozmowę, nie zwracając na mnie uwagi.
– Wracam już do domu. Skończyłaś lekcje? – zapytał tata.
– Tak, jestem w kawiarni. W tej przy ostatnim skrzyżowaniu – wyjaśniłam, choć doskonale wiedział, gdzie najczęściej przesiaduję.
– Dobrze. Przyjechać po ciebie? – zaproponował.
– No pewnie – odparłam zadowolona.
Choć raz nie będę musiała czekać godzinę na autobus. Poza tym obecność Piotrka nie była mi na rękę. Zauważyłam, że Aga za bardzo zaangażowała się w relację z nim. Jego propozycja była dla niej niczym wygrana na loterii.
– W takim razie będę za dziesięć minut – usłyszałam niski głos w słuchawce.
– Okej. Kocham cię.
– Ja ciebie też – odpowiedział.
Zawsze tak się żegnamy. To pozostałość po mamie. Kiedy kończyła połączenie telefoniczne albo gdzieś wychodziła, przypominała nam o tym, że bardzo nas kocha. Mówiła, że to na wszelki wypadek, gdybyśmy się już mieli nie spotkać. Powoli z ojcem też wyrobiliśmy w sobie taki nawyk. Po jej śmierci zrozumieliśmy, jakie to ważne. W trakcie mojej pogawędki z tatą dziewczyny w dalszym ciągu dyskutowały. Zauważyłam tylko, że Piotr spogląda na mnie zaciekawionym wzrokiem. Z tego, co się zorientowałam, ich rozmowa zeszła na temat filmów.
– Chcemy zobaczyć dobry horror – powiedziała Marcela.
– Dlaczego? – spytałam.
– Jego bracia bardzo je lubią – odpowiedziała.
Dla mnie to w zasadzie bez różnicy. Nie było powiedziane, że wszyscy musimy iść na jeden seans. Mogłam przyjść do kina i wybrać coś innego niż pozostali. Z zasady nie oglądałam czegoś, byleby leciało na ekranie.
– Ja nie za bardzo lubię horrory – odezwała się Aga. – Może poszukamy innego filmu?
– W takim razie Aleks cię przygarnie. On zawsze jest niezadowolony z naszego wyboru – zaczął Piotrek. – Może razem coś dla siebie znajdziecie.
Chłopak nie mógł jej zaproponować lepszego rozwiązania. Agnieszka trąciła mnie podekscytowana. Wiedziałam, że już obmyślała swoją stylizację, by dobrze wypaść. Szukała ubrań, które przyciągną wzrok każdego z nowo poznanych facetów. Nie powiem, to, jak wyglądasz, jest ważne, ale ja mimo wszystko wolałam nie rzucać się w oczy. Lubiłam się czuć wygodnie i swobodnie. Wyrażać siebie, ale w mało zauważalny sposób. A mnie wyrażały spodnie. I jeszcze więcej spodni. I zero szpilek. Czyli coś całkowicie przeciwnego do mojej koleżanki.
– A kim jest Aleks? – zapytałam trzeźwo. Do tej pory nie padło jego imię, a braci było tylko dwóch.
– To… – zaczął chłopak. – Przyjaciel Marka, a teraz też nasz. Znaczy mój i Tomka. Jesteśmy prawie jak bracia.
– O, to fajnie. – Agnieszka się uśmiechnęła.
– Tak… – potwierdził Piotrek i nagle zamilkł. – Wow, patrzcie, jaka fura – wykrztusił. Nawet nie wyjrzałam przez szybę. Domyślałam się, kto wysiadł z auta. – Facetowi nieźle się powodzi – skomentował.
Może i się powodzi, ale nie chciałbyś przeżyć tego, co on. Zdecydowanie nie.
– Garnitur z najwyższej półki i starannie dobrany krawat – wymieniła Marcela. – To jakiś ważniak – dodała.
W zasadzie nie mogłam się im dziwić. Nie znali mojego ojca. Nie mieszkałam blisko dziewczyn i nie zapraszałam ich do domu. Każdego dnia przyjeżdżałam i wracałam autobusem. Tata nie pojawiał się na wywiadówkach. Zawsze indywidualnie kontaktował się z moją wychowawczynią, więc rodzice innych uczniów raczej nie mieli z nim styczności. A nawet jeśli, to nie na tyle, by go dokładnie zapamiętać. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nieco po czasie zorientowałam się, że decyzja o powrocie do domu razem z nim była kompletnie nieprzemyślana. Mieszkaliśmy tutaj od dwóch lat i jak do tej pory udawało mi się omijać temat rodziny. Zawsze zbywałam go zdawkowymi odpowiedziami. Skrzętnie ukrywałam swoje prywatne sprawy przed znajomymi, nie bez powodu. W poprzedniej szkole zbyt często spotykałam się ze współczującymi spojrzeniami nauczycieli, kolegów i koleżanek z klasy. Tutaj nikogo nie obchodziłam i tak było dobrze. Dawało mi to komfort psychiczny. Miałam zamiar utrzymać go jak najdłużej. W tamtej chwili wystraszyłam się, że przez moją nieuwagę wszystko nagle może ulec zmianie.
– Ciekawe, do kogo przyjechał – powiedziała Agnieszka.
– Nie pamiętam marki. – Piotrek najwyraźniej chciał się pochwalić, jak bardzo jest obeznany. – To bentley? – rzucił, nie licząc na odpowiedź. Bo przecież dziewczyna rozpoznaje co najwyżej kolory aut, prawda?
– Tak, a dokładniej bentley continental V8 – uzupełniłam. – Muszę się zbierać.
Cała trójka spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Wysoki brunet wszedł do kawiarni. Rozejrzał się po wszystkich stolikach i ruszył w naszą stronę. Krótko mówiąc, moi znajomi osłupieli. Kamil Zawilski potrafił onieśmielić swoją autorytarną postawą.
– Dzień dobry – pierwszy zreflektował się Piotrek.
– Dzień dobry. – Mój tata się uśmiechnął. – Gotowa? – zwrócił się do mnie.
– Tak, możemy jechać – powiedziałam pogodnie i zarzuciłam plecak na ramię.
To był ich pierwszy kontakt z moim ojcem, a mój z Piotrkiem. Nie zamieniłam z nim wtedy wielu słów. Nadrobiliśmy to później. Wraz z upływem lat mnożyły się na potęgę.