Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Odkrywając wolność. Przeciw zniewoleniu umysłów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 kwietnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
20,00

Odkrywając wolność. Przeciw zniewoleniu umysłów - ebook

Odpowiedzią na antywolnościowe  presje, które występują w demokracji, nie jest oczywiście odejście od demokracji i związanych z nią obywatelskich swobód, lecz obrona zagrożonych wolności w ramach demokracji i społeczeństwa obywatelskiego. Wymaga to stałych systematycznych i profesjonalnych działań, bo antywolnościowe presje nigdy nie ustaną. A zatem walka o wolność nigdy się nie skończy - chyba że pozwolimy jej zginąć.

Obrona zagrożonych swobód jest w Polsce dotąd zbyt słaba. Nie wszyscy rozumieją, że owa erozja wynika z presji rozmaitych grup (nie tylko związanych z państwem) i aby ją powstrzymać trzeba tworzyć silniejszą obywatelską przeciwwagę. Obronę wolności ogranicza też ogromne myślowe zamieszanie, jakie dotyczy podstawowych pojęć takich jak państwo, prawa, własność, sprawiedliwość - i sama wolność. Teraz zamęt dezorganizuje myślenie, a przez to - działanie.

W niniejszej książce zgromadziłem kilkadziesiąt znakomitych, w mojej opinii, tekstów na powyższe tematy, w tym takie, które należą do klasyki klasycznego liberalizmu. Mam nadzieję, że ta książka pomoże zmniejszyć wspomniany myślowy zamęt i wzmocni obronę zagrożonych wolności w naszym kraju. Leszek Balcerowicz

„Przeczytałem Odkrywając wolność powoli, uważnie i z ogromną ciekawością. Wolność bowiem, to najbardziej tajemnicze słowo, jakie stworzył człowiek. Obrazuje dążenie do dysponowania sobą według i tylko według siebie z jednoczesną odpowiedzialnością za dysponowanie wolnością. I co mi to przypomina?. Przypomina mi to moment, kiedy pierwszy raz związałem się liną i wszedłem w skalny, pionowy świat. Poczułem się wolny i odpowiedzialny zarazem. I tak zostało do dziś. Odnalazłem na stronach książki to magiczne dotknięcie słowa na „w”. Każdy powinien przeczytać choć kilka z zawartych w tej książce tekstów. Mądrych i wymagających, ale inspirujących. Bardzo gorąco polecam”.

Piotr Pustelnik, himalaista

„Wolność oznacza dla mnie brak ograniczeń. Jest niezależnością, możliwością decydowania o samym sobie. Dla mnie jest bardzo ważne, ponieważ jest źródłem godności człowieka. Bez niej trudno jest odnaleźć swoją tożsamość. Wolność napędza do działania, pozwalając dokonywać wyboru z każdej dostępnej opcji.  Człowiek wolny sam tworzy swoje wartości i normy, podporządkowując sie jedynie obowiązującemu prawu. Wolność, godność, niezależność, to słowa które w słowniku prawdziwego mężczyzny i sportowca powinny być na pierwszej stronie. O wolności wiele można się dowiedzieć na kartach książki profesora Balcerowicza”.

Marcin Gortat, koszykarz NBA

Leszek Balcerowicz - ekonomista, profesor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie (SGH), MBA w St. John`s University w Nowym Jorku. Autor reform gospodarczych w Polsce rozpoczętych po upadku komunizmu w 1989 roku, wicepremier i minister finansów w pierwszym niekomunistycznym rządzie Polski po II wojnie światowej (1989-1991) oraz w latach 1997-2000, prezes Narodowego Banku Polskiego (2000-2007). Posiada tytuł doktora honoris causa ponad 20 uczelni krajowych i zagranicznych, autor ponad 100 publikacji o tematyce ekonomicznej wydanych w kraju i za granicą, wyróżniany prestiżowymi nagrodami i odznaczeniami - polskimi i międzynarodowymi, w tym Orderem Orła Białego - najwyższym polskim odznaczeniem państwowym, które otrzymał w 2005 roku za wkład w transformację ustrojową w Polsce. W 2007 roku założył Fundację Forum Obywatelskiego Rozwoju FOR, w której pełni funkcję Przewodniczącego Rady.

Kategoria: Politologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7785-483-9
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Leszek Balcerowicz — ekonomista, profesor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie (SGH), MBA w St. John’s University w Nowym Jorku. Autor reform gospodarczych w Polsce rozpoczętych po upadku komunizmu w 1989 roku, wicepremier i minister finansów w pierwszym niekomunistycznym rządzie Polski po II wojnie światowej (1989‑1991) oraz w latach 1997‑ 2000, prezes Narodowego Banku Polskiego (2000‑ 2007). Posiada tytuł doktora honoris causa ponad 20 uczelni krajowych i zagranicznych, autor ponad 100 publikacji o tematyce ekonomicznej wydanych w kraju i za granicą, wyróżniany prestiżowymi nagrodami i odznaczeniami — polskimi i międzynarodowymi, w tym Orderem Orła Białego — najwyższym polskim odznaczeniem państwowym, które otrzymał w 2005 roku za wkład w transformację ustrojową w Polsce. W 2007 roku założył Fundację Forum Obywatelskiego Rozwoju — FOR, w której pełni funkcję Przewodniczącego Rady.A. Smith, The Theory of Moral Sentiments, London 1790

Adam Smith

O SPRAWIEDLIWOŚCI I DOBROCZYNNOŚCI

------------------------------------------------------------------------

Rozdział I

PORÓWNANIE OBU TYCH CNÓT

Czyny sprawiające dobro, jeśli zamierzone, same przez się, jak mniemam, domagają się nagrody, słusznie bowiem stają się przedmiotami wdzięczności lub też poczucia wdzięczności u postronnego obserwatora.

Czyny sprawiające szkodę, jeśli zamierzone, same przez się, jak mniemam, domagają się kary, słusznie bowiem stają się przedmiotami odrazy lub też poczucia odrazy u postronnego obserwatora.

Dobro czyni się zawsze swobodnie; nie można go wymusić przemocą, a jego brak nie naraża na żadną karę, gdyż nie wywołuje on żadnego realnego, konkretnego zła. Brak taki może rozczarowywać, jeśli rozsądek pozwalał oczekiwać pewnego dobra, a to rodzić może niesmak i dezaprobatę, atoli nie odrazę, którą muszą podzielić wszyscy inni ludzie. Człowiek, który nie odpłaca się swemu dobroczyńcy, gdy jest to w jego mocy i gdy tamten potrzebuje wspomożenia, jest bez wątpienia winny najczarniejszej niewdzięczności, w sercu zaś bezstronnego obserwatora nie tylko nie powstanie najmniejsza nawet sympatia dla sobka, ale napełni je najwyższa dezaprobata. Atoli niewdzięcznik nikogo nie krzywdzi, a tylko nie czyni dobra należnego z uwagi na przyzwoitość, staje się przeto obiektem wzgardy, emocji naturalnie rodzącej się w obliczu nieprzyzwoitości uczuć czy zachowań, jednak nie odrazy, którą wyzwalają jedynie czyny powodujące rzeczywistą i dotkliwą krzywdę konkretnym osobom. Dlatego za brak wdzięczności niepodobna karać. Zmusić kogoś siłą, aby uczynił to, czego domagałaby się wdzięczność, a co spotkałoby się z pochwałą każdego bezstronnego obserwatora, nawet jeśli możliwe, byłoby przecież bardziej niewłaściwe niż niespełnienie tego czynu. Byłoby wielką ujmą dla dobroczyńcy, gdyby próbował przemocą nakłonić tamtego do wdzięczności, arogancją zaś osoby trzeciej, nie będącej zwierzchnikiem żadnej ze stron, gdyby w rzecz całą chciała się wdawać. Powiedziawszy to wszystko, trzeba jednak przyznać, że spośród wszystkich dzieł dobroczynności te, które dyktuje wdzięczność, najbardziej zbliżają się do, jak ją się nazywa, powinności doskonałej i zupełnej, wszystko albowiem, co mogą nam podszepnąć przyjaźń, szlachetność, wielkoduszność, a czego wykonanie powszechną zyskałoby aprobatę, jeszcze bardziej jest dobrowolne i jeszcze mnie nadaje się do wymuszenia od nakazów wdzięczności. Mówimy wszak o długu wdzięczności, a nie o długu wielkoduszności czy szlachetności, ani nawet o długu przyjaźni, ta bowiem zasadza się na samej estymie, tej zaś ani nie zwiększa, ani nie wzmaga wdzięczność za sprawienie dobra.

Wydaje się, że natura wyposażyła nas w odrazę dla obrony i tylko dla obrony. Jest strażniczką sprawiedliwości i rękojmią niewinności. To ona podżega nas, by uprzedzić planowaną wobec nas niegodziwość i odpłacić tę, która już się stała; to ona sprawia, że złoczyńcę można zmusić, aby odpokutował wyrządzoną krzywdę, a innych, bojących się kary, odstraszyć od takich postępków. Musi więc odraza ograniczyć się do takich właśnie celów, a żaden obserwator nie może jej podzielać, gdy poza te granice wykracza. Wprawdzie brak cnót dobroczynnych może rozczarowywać, gdyż nie pojawia się dobro, którego rozsądnie można by się spodziewać, nigdy wszelako nie jest niegodziwością — i nie ma nawet jej pozorów — przed którą musielibyśmy się bronić.

Jest przecież inna cnota, której praktykowanie nie jest pozostawione wyborowi naszej woli, do której można przymusić, a której pogwałcenie wystawia na odrazę, a w konsekwencji i na karę. Tą cnotą jest sprawiedliwość; jej naruszenie powoduje rzeczywistą i dotkliwą krzywdę konkretnym osobom, a motywów do tego prowadzących nie sposób pochwalać. Jest ona przeto właściwym obiektem odrazy, a więc i kary, która odrazy jest naturalną konsekwencją. Skoro ludzie aprobują i pochwalają przemoc użytą, aby pomścić krzywdę wyrządzoną przez niesprawiedliwość, to jeszcze bardziej powinni aprobować i pochwalać przemoc użytą, aby zapobiec niesprawiedliwości i ją odeprzeć, aby więc nie pozwolić złoczyńcy na skrzywdzenie innych. Osoba, która się zastanawia nad popełnieniem niesprawiedliwego czynu, wie o tym i czuje, że i człowiek, którego chce skrzywdzić, i inni ludzie najpewniej uznają, iż najwłaściwszym będzie użyć siły, aby nie dopuścić do popełnienia przestępstwa albo ukarać jego sprawcę. Na tym właśnie opiera się owa znamienna różnica między sprawiedliwością a innymi cnotami społecznymi, na którą to różnicę szczególny nacisk kładł niedawnymi czasy autor głębokich i oryginalnych przemyśleń, podkreślając, że bardziej czujemy się zobowiązani, by działać zgodnie z wymogami sprawiedliwości, niż wtedy, gdy chodzi o przyjaźń, miłosierdzie czy wielkoduszność; że praktykowanie tych ostatnich cnót jest w jakiejś mierze pozostawione naszemu wyborowi, podczas gdy w kwestii sprawiedliwości czujemy się w szczególny sposób zmuszeni, związani i zobligowani. Można więc powiedzieć, że przy powszechnej aprobacie siła zostanie użyta, aby zmusić nas do przestrzegania reguł sprawiedliwości, ale nie do czynienia zadość innej cnocie.

Zawsze jednak trzeba starannie baczyć, by odróżniać to, co jest tylko godne potępienia czy też jest obiektem słusznej dezaprobaty, od tego, do ukarania czego czy zapobieżenia czemu może być użyta siła. Jest godzien potępienia czyn, któremu nie dostaje tego stopnia dobroczynności, jakiego doświadczenie każe nam oczekiwać od każdego; a wręcz przeciwnie, godzien pochwały zdaje się ten, który stopień ów przekracza, gdy zaś się tylko tej zwykłej miary trzyma, ani na potępienie, ani na pochwałę nie zasługuje. Nie jest właściwe chwalić czy ganić ojca, syna, brata, który do osoby spokrewnionej odnosi się w sposób ani nie gorszy, ani nie lepszy, niż zwykła to czynić większość ludzi. Gdy zaskakuje nas ktoś niezwykłą i nieoczekiwaną, acz nie przekraczającą granic układności i przystojności grzecznością, czy też niezwykłą i nieoczekiwaną, ale też nieprzystojną obcesowością, w pierwszym przypadku godzien jest pochwały, w drugim — potępienia.

Ale nawet najzwyklejszej grzeczności czy dobroczynności nie można między ludźmi równymi wymusić siłą. Gdzie ludzie są równi, każda jednostka ma naturalne i jeszcze przed ustanowieniem rządów obywatelskich jej przysługujące prawo zarówno do obrony przed krzywdą, jak i do karania za te, których doznała. Każdy szlachetny widz nie tylko z aprobatą przygląda się takiemu postępowaniu, ale często tak dalece bywa poruszony, iż gotów jest do pomocy. Gdy człowiek jakiś atakuje innego, grabi go czy sposobi się do zamordowania, wszyscy sąsiedzi wznoszą alarm i sądzą, iż zacnie czynią, gdy bieżą, aby czy to pomścić poszkodowaną osobę, czy to przed nadchodzącą szkodą ją bronić. Kiedy atoli ojcu braknie zwyczajowej dozy przychylności wobec syna, kiedy syn nie okazuje należnego szacunku wobec ojca, kiedy stosunków między braćmi nie przepaja zwykła braterska sympatia, kiedy człek jakiś serce swe zamyka przed współczuciem i ani myśli ulżyć lichocie swych bliźnich, acz mógłby to zrobić z wielką łatwością, chociaż więc we wszystkich tych przypadkach nie znajdzie się nikt, kto nie potępił takiego postępowania, to przecież nikomu też nie postanie w głowie myśl, by ci, którzy może i słusznie spodziewają się większej życzliwości, mieli jakiekolwiek prawo uciekać się do siły. Delikwent może się tylko użalić, a postronny obserwator pospieszyć wyłącznie z radą i perswazją. We wszystkich takich przypadkach użycie przez równe osoby siły jedna przeciw drugiej będzie uznane za najwyższą arogancję i skrajne sobiepaństwo.

Zwierzchnik natomiast może czasami przy ogólnej aprobacie zobowiązać tych, którzy mu podlegają, aby w określonym względzie odnosili się z odpowiednią dozą stosowności. Ustawy wszystkich cywilizowanych narodów zobowiązują rodziców do dbałości o dzieci, dzieci do dbałości o rodziców i w ogóle nakładają na ludzi wiele innych obowiązków dobroczynności. Zwierzchność państwowa wyposażona jest we władzę nie tylko, by chronić pokój publiczny, ujarzmiając niesprawiedliwość, ale i by wspierać pomyślność wspólnoty, ustanawiając należną dyscyplinę, a także odkłaniając od wszelkich występków i wszelkiej nieobyczajności, dlatego też wolno jej ustanawiać reguły, które nie tylko zakazują wzajemnego szkodzenia sobie przez współobywateli, lecz także do pewnego stopnia nakazują właściwe odnoszenie się do siebie nawzajem. Kiedy postanawia suweren coś, co, nie zaprzątając niczyjej uwagi, przed nakazem mogło być poniechane bez żadnego potępienia, po owym nakazie staje się nie tylko naganne, ale i karygodne. Tym bardziej więc, kiedy poleca suweren coś, co i przedtem nie mogło być pogwałcone bez ściągnięcia na siebie potępienia, teraz staje się jeszcze bardziej karygodne, gdyż dołącza się oto jeszcze nieposłuszeństwo. A pośród wszystkich powinności prawodawcy ta może wymaga największej subtelności i wyczucia, aby pilnować wykonania nakazów z umiarem i roztropnie. Jeśli tej powinności nie będzie się przestrzegać, zostanie wspólnota wystawiona na znaczne wstrząsy i szokujące obmierzłości, gdyż zagrożenie dosięga wszelkiej swobody, bezpieczeństwa i sprawiedliwości.

Aczkolwiek więc sam tylko niedostatek dobroczynności nie zasługuje na karę ze strony równych osób, to przecież im hojniej szafowana jest ta cnota, tym wyżej, zda się, winna być nagradzana. Czyny takie przynoszą najwyższe dobro, są więc naturalnymi i uznanymi obiektami najżywszej wdzięczności. Kiedy spojrzymy na sprawiedliwość, jej złamanie domaga się kary, ale posłuszeństwo jej regułom rzadko wydaje się godne nagrody. Stosowne bez wątpienia jest praktykowanie sprawiedliwości, nie bardziej jednak należna jest tu aprobata jak w odniesieniu do wszystkich innych postaci słuszności, a ponieważ jednak nie sprawia realnego dobra, niewiele jest tu też miejsca na wdzięczność. W większości przypadków sama tylko sprawiedliwość jest cnotą negatywną, gdyż powstrzymuje nas od krzywdzenia bliźnich. Niewiele jest pozytywnej zasługi w tym, że ktoś tylko nie zagraża gwałtem osobie bliźniego, jego majątkowi czy reputacji, atoli wypełnia wtedy reguły tego, co zwie się sprawiedliwością, czyniąc to, co osoby mu równe zasadnie mogłyby na nim wymusić albo za zaniedbanie czego zasadnie mogłyby ukarać. Nierzadko bywa, że wszystkie normy sprawiedliwości wypełniamy, siedząc sobie spokojnie i niczego nie robiąc.

Co czyni człowiek, to zostanie mu oddane, odpłata zaś zda się wielkim prawem, które dyktuje nam natura. Mniemam, iż dobroczynność i wielkoduszność dzieją się za sprawą ludzi dobroczynnych i wielkodusznych, podobnie jak sądzę, że tych, którzy serca mają zamknięte dla poczucia człowieczeństwa, trzeba podobnie odgrodzić od życzliwości ich bliźnich i niechże tedy żyją pośród społeczności jak na wielkiej pustyni, gdzie nikt się o nich nie zatroszczy ani nawet nie spyta. Temu, kto szarga prawa sprawiedliwości, winno się dać poczuć zło, które wyrządził drugiemu, a jeśli nie jest w stanie go powstrzymać żaden wzgląd na cierpienia współbraci, niechże przynajmniej poskromi go własna trwoga. Człowiek tylko niewinny, który trzyma się przepisów sprawiedliwości wobec innych i zaledwie powstrzymuje się od ich krzywdzenia, na to sobie zasłużył, by i oni szanowali jego niewinność, a chociaż nic więcej nie jest od nich wymagane, niechże skrupulatnie te same zasady wobec niego stosują.

Rozdział II

O POCZUCIU SPRAWIEDLIWOŚCI, WYRZUTACH SUMIENIA I ŚWIADOMOŚCI ZASŁUGI

Nie zyska w oczach ludzi uznania żaden powód, bym skrzywdził innego, żadna pobudka, bym mu zło wyrządził, chyba że chodzi o oburzenie na tego, który mi zaszkodził. Naturalna to u ludzi skłonność, by swemu szczęściu dawać pierwszeństwo przed cudzym, a przecież nie znajdzie się bezstronny obserwator, który zezwoliłby, aby przybrała ona postać niszczenia szczęścia innej osoby tylko dlatego, że staje nam na zawadzie, odebrania mu czegoś dlań użytecznego tylko dlatego, że nam się równie, a może nawet bardziej przyda, i w ogóle wykorzystywania w ten sposób bliźnich. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że zaleca każdemu natura, aby się przede wszystkim i z zasady o siebie troszczył, a ponieważ bardziej jest do tego zdatny od jakiejkolwiek innej osoby, słuszne więc i należyte, by tak właśnie było. Stąd też każdy człowiek o wiele głębiej interesuje się tym, co go bezpośrednio dotyczy, niż tym, co dotyczy innych osób, i gdy na przykład słyszymy o śmierci osoby, z którą nic nas szczególnie nie wiązało, o wiele mniej nas to strapi, odbierze apetyt czy naruszy spokój niż bagatelne zdarzenie, które nas nawiedziło. Chociaż jednak ruina sąsiada mniej nas przejmie niż znacznie mniejszy nasz niedostatek, nie wolno nam rujnować go, aby tylko uniknąć swojej niedogodności, a nawet aby zapobiec własnej ruinie. Jak we wszystkich innych sprawach, także i tutaj trzeba, byśmy mniej na siebie patrzyli w świetle, w którym się sobie ukazujemy, a bardziej w tym, w którym się naturalnie innym jawimy. Niechby zgodnie z przysłowiem był każdy człowiek dla siebie całym światem, dla reszty ludzkości jest najczęściej jego nieistotnym składnikiem. Chociaż własne szczęście może być dla niego ważniejsze od całej reszty świata, dla każdej innej osoby nie więcej ono waży niż w przypadku pozostałych ludzi. Jest więc to zapewne prawda, że każda ludzka istota w swym własnym mniemaniu ma się za ważniejszą od całej reszty ludzkości, a przecież nie śmie spojrzeć jej w twarz i wyznać, że tym się w swych działaniach powoduje. Czuje dobrze, że tej jej preferencji inni nie będą podzielać i jakkolwiek naturalna ona się wydaje, to jednak dla nich zawsze będzie przesadna i dziwaczna. Kiedy więc na siebie spogląda tak, jak wie, że oni go widzą, rozumie, że jest w ich oczach jednym z wielkiej ciżby, w niczym nie lepszym od całej reszty. Jeśli zapragnie działać tak, aby bezstronny obserwator mógł podzielić jego intencje — a niczego bardziej sobie nie życzy — musi i w tym, i w każdym innym przypadku ukrócić tę arogancję miłości własnej i tak ją obniżyć, aby i inni mogli się z nią pogodzić. Wtedy bowiem będą mogli ją ścierpieć i pozwolą mu, by bardziej na siebie zważał niż na innych, by bardziej dążył do swego szczęścia niż czyjegokolwiek innego, gdyż ilekroć postawią się w jego sytuacji, łatwo będą się mogli z nim utożsamić. W wyścigu do bogactwa, honorów, zaszczytów musi biec tak żwawo, jak tylko potrafi, nie szczędząc żadnego nerwu i żadnego muskułu, aby tylko wyprzedzić konkurentów, jeśli jednak któregoś z nich odepchnie lub przewróci, skończy się cierpliwość obserwatorów. To pogwałcenie zasady fair play, na które zgody dać nie mogą. Dla nich obalony jest równie dobry jak występnik i nie wnikając w miłość własną tego ostatniego, która go o tyle wyżej wynosi nad innych, po prostu odrzucą motyw do krzywdy wiodący. Chętnie też podzielą naturalną niechęć ofiary, napastnik zaś stanie się obiektem ich wzgardy i oburzenia. A on, dobrze to wszystko czując, wie, że te niechętne emocje mogą się ze wszystkich stron na niego zwalić.

I jak tym wyżej się naturalnie wzbija awersja poszkodowanego, im większe i trudniejsze do naprawy zło mu wyrządzono, tak też jest i z oburzeniem poruszonych obserwatorów, i z poczuciem winy u sprawcy. Śmierć największym jest złem, jakie jeden człowiek może zadać drugiemu, wznieca też najwyższą odrazę u tych, którzy najbliżej mają do czynienia ze zbrodnią. Czy to więc z punktu widzenia ludzkości, czy też osoby na to się porywającej, jest morderstwo najbardziej obrzydliwą ze zbrodni, jakimi się plamią tylko jednostki. Być pozbawionym tego, co się posiada, to większe zło od utracenia tego, czego się dopiero wyczekiwało, z tej więc przyczyny naruszenie własności, kradzież i rabunek większymi są przestępstwami niż naruszenie umowy, które odbiera nam tylko to, na co mieliśmy nadzieję. Najbardziej świętymi przeto zasadami sprawiedliwości, których złamanie najgłośniej się domaga zemsty i kary, są te, które chronią życie i osoby naszych bliźnich; dalej idą te, które chronią własność i posiadłość; na samym zaś końcu kroczą te, które chronią to, co zwie się prawami osobistymi, a co należne jest z racji przyrzeczeń innych.

Ten, który gwałci najświętsze zasady sprawiedliwości, gdy zastanawiać się zaczyna nad uczuciami, którymi musi go darzyć reszta ludzkości, nie może nie doznać dotkliwego wstydu, przerażenia i konsternacji. Kiedy ta fala emocji już opadnie i z chłodniejszą głową rozważać pocznie swój czyn, nie będzie w stanie zrozumieć żadnego z motywów, które go do niego popchnęły: jawią mu się teraz tak obmierzłe, jakimi zawsze były dla wszystkich innych. Kiedy podziela nienawiść i odrazę, którymi muszą go darzyć inni, w jakimś stopniu staje się obiektem własnej swej nienawiści i odrazy. Sytuacja osoby, która doznała odeń niesprawiedliwości, teraz domaga się skruchy. Sama myśl o czynie napełnia go bezbrzeżnym żalem, żałuje jego nieszczęsnych skutków, a wie przecież, iż zasadnie wydały go na powszechną awersję i oburzenie, czego naturalnymi konsekwencjami są odraza, zemsta i kara. Myśl o tym nęka go nieustannie, napełniając grozą i osłupieniem. Nie ma już odwagi spojrzeć społeczności w twarz, a siebie widzi jako wyrzutka, od którego się odwróciły uczucia całej reszty ludzkości. W tym stanie największego i najstraszniejszego pognębienia nie może liczyć na niczyją pociechę i sympatię. Pamięć jego zbrodni musiała przegnać wszystkie przyjazne uczucia z serc jego współbraci, a najbardziej lęka się tego, czego teraz względem niego doznają. Każda rzecz zda się wroga i najchętniej by uciekł na zupełnie niegościnną pustynię, gdzie nigdy by już nie zobaczył ludzkiej twarzy i zakrzepłego na niej wieczystego potępienia. Tymczasem samotność jest jeszcze okropniejsza niż wspólnota. Własne jego myśli niosą mu tylko czerń, nieszczęście i rozpacz, nasycone przygnębieniem obrazy nieszczęścia i ruiny. Groza samotności gna go z powrotem do społeczności, kiedy zaś staje przed obliczem ludzi, sam tym zaskoczony, przygniatają go wstyd i trwoga, gdyż oto chciałby znaleźć najmniejszą choćby ochronę przed wyrokiem sędziów, o których wszak wie już, że zgodnie go potępili. Oto i natura wyrzutów sumienia, najstraszliwszego ze wszystkich uczuć, które mogą się rozpłomienić w ludzkiej piersi. Utkane są one ze wstydu za czyn nienależny i niegodny, z żalu za jego efekty, ze współczucia dla jego ofiar i z bezmiernego strachu przed karą, którą wywołać musi odraza słusznie zrodzona w każdej rozumnej istocie.

Przeciwne postępowanie wywołuje też i przeciwstawne uczucia. Człowiek, który nie dla kaprysu, lecz wiedziony słusznym motywem dokonał szlachetnego czynu, gdy myśli o tych, którym się przysłużył, czuje, że stał się obiektem ich miłości i wdzięczności, a także uznania i aprobaty całej ludzkości, która z tamtymi łączy się we wspólnocie uczuć. Gdy zaś pamięcią sięga do motywów, które nim powodowały i bada je w tym samym świetle, w jakim by je ujrzał bezstronny obserwator, raz jeszcze się z nimi utożsamia i oklaskuje sam siebie, wyczuwając pochwałę w oczach takiegoż obserwatora. A kiedy z obu tych punktów widzenia swój czyn rozpoznaje jako chwalebny, wtedy umysł jego wypełnia radość, błogość i ukojenie. Z całą ludzkością pozostaje w przyjaźni i harmonii, a na bliźnich spogląda z ufnością i dobroczynną satysfakcją, pewien, iż stał się godny ich najczulszych względów. W takiej to właśnie kombinacji uczuć streszcza się świadomość zasługi i należnej nagrody.

Rozdział III

O POŻYTKU Z TAKIEJ WŁAŚNIE KONSTYTUCJI NATURY

W taki to sposób może funkcjonować w społeczności człowiek, przez naturę uposażony do takiej lokalizacji. Wszyscy członkowie ludzkiej społeczności wzajem zdani są na swoją pomoc, co zarazem odsłania ich na wzajemne krzywdy. Tam, gdzie pomoc owa dyktowana jest przez miłość, wdzięczność, przyjaźń i szacunek, rozkwita i szczęśliwi się wspólnota. Wszyscy tak przecież różni jej członkowie są spajani więzami miłości i sympatii, jakby przyciągani byli do wspólnego centrum wzajemnego świadczenia dobra.

Nawet jednak jeśli owo nieodzowne wspomaganie nie płynie z tak wzniosłych i bezinteresownych motywów, nawet jeśli między różnymi członkami społeczności nie ma wzajemnej miłości i sympatii, wcale nie musi to oznaczać rozpadu wspólnoty, choćby i nawet mniej była szczęśliwa i zgodna. Może się między różnymi ludźmi zawiązać wspólnota — jak się zdarza przecież między kupcami — gdy czują, jakie może każdemu z nich przynieść korzyści bez żadnej przy tym szczególnej między nimi miłości czy sympatii; niechże i nikt nie czuje najmniejszego zobligowania wobec innych, żadnych nie doświadcza nakazów wdzięczności, a przecież będą sobie mogli nawzajem świadczyć dobro, jeśli się tylko zgodzą co do jego wyceny.

Nie da się jednak utrzymać społeczności, gdy jej członkowie w każdej chwili gotowi są na siebie naskoczyć i wyrządzić szkodę. Ledwie tylko pojawi się pierwsza krzywda, ledwie rozgorzeją wzajemna niechęć i wrogość, zaraz pękają wszystkie spoiny, gwałt zaś i przeciwne ukierunkowanie namiętności niczym potężny cios rozrzucą dawnych członków wspólnoty na wszystkie strony. Jeśli ma zaistnieć jakakolwiek społeczność między zbójcami i mordercami, na tyle przynajmniej muszą przystać, aby się wzajem nie rabowali i nie mordowali. Dobroczynność mniej jest więc istotna dla istnienia społeczności niż sprawiedliwość. Bez tej pierwszej przetrwa ona, nawet jeśli nie jest to stan jej najdoskonalszy, brak jednak sprawiedliwości nieuchronnie musi ją zniszczyć.

Chociaż przeto natura skłania ludzi do czynienia dobra, nie poskąpiła im bowiem błogiej świadomości należnej nagrody, to przecież nie uznała, iż dbać trzeba o praktykowanie dobroczynności i wymuszać je strachem przed karą, w razie gdy ktoś by się od niego wstrzymał. Jest dobroczynność ornamentem, który pięknie zdobi budowlę, atoli nie jej fundamentem, godzi się przeto ją rekomendować, żadnej jednak nie ma konieczności, by ją wymuszać. Inaczej rzecz się ma ze sprawiedliwością, ona bowiem jest głównym filarem, na którym cała budowla spoczywa. Usuń go, a cała wielka tkanina ludzkiej społeczności, której zadzierzgnięcie i rozpostarcie otoczyła Natura, że tak rzeknę, szczególną i czułą troską, musi się w jednej chwili rozpaść na atomy. By zatem wymusić na ludziach dbanie o sprawiedliwość, wszczepiła w ludzką pierś wrażliwość na zło uczynku i strach przed zasłużoną karą, która grozi za targnięcie się na sprawiedliwość, co pięknym jest zabezpieczeniem ludzkich zrzeszeń, chroni bowiem słabych, ujarzmia gwałt i chłoszcze winnych. Chociaż są bowiem ludzie skłonni do sympatii, to przecież niewiele jej mają dla tych, z którymi nic ich szczególnie nie wiąże, gdy zważyć na to, jak czule się odnoszą do samych siebie. Nieszczęście kogoś, kto ledwie jest im bliźnim, niewielkie ma znaczenie w ich oczach w porównaniu z tym, jakiej wagi nabiera niedogodność mała, ale własna. Tak jest istotna, że gotowi są krzywdzić innych, i nieraz tak mocną mają po temu pokusę, że gdyby w nich samych nie chroniła bliźnich owa zasada i nie narzucała im szacunku dla niewinności drugiego człowieka, niczym dzikie bestie w każdej chwili gotowi by byli rzucić się sobie do gardeł, wtedy zaś wejście między ludzi niczym by się nie różniło od wkroczenia do jaskini lwów.

W każdej cząstce wszechświata widzimy, jak narzędzia z niezrównanym mistrzostwem dopasowane są do celów, które mają sprawić; czy to w mechanizmie rośliny, czy w ciele zwierzęcia obserwujemy, jak każda rzecz obmyślona została, aby służyła dwóm celom natury: przetrwaniu jednostki i utrzymaniu gatunku. Ale tu — jak we wszystkich innych takich obiektach — ciągle przychodzi nam odróżniać przyczynę sprawczą od celowej na różnych poziomach ich działania i organizacji. Trawienie pożywienia, krążenie krwi i wydalania płynów, które są ubocznym produktem trawienia, to operacje, które wszystkie są konieczne do wielkiego celu, jakim jest zwierzęce życie, nigdy przecież owych wielkich celów nie będziemy uważać za przyczyny sprawcze tych operacji ani też przypuszczać, że krew płynie czy jadło się przemienia samo z siebie i to z intencją, by cel ów osiągnąć. Trybiki w zegarku są kunsztownie dostosowane do celu, dla którego się go buduje, a którym jest wskazywanie czasu. Wszystkie ich różnorodne poruszenia w misterny sposób współpracują ze sobą, by wytworzyć ten efekt; gdyby przydać im chęć i zamiar tego wytwórstwa, nie zrobiłyby tego lepiej. Tyle że zamierzeń takich nigdy nie przypisujemy im, lecz zegarmistrzowi, a wiemy, że w ruch wprawia je sprężyna, która w równie małym stopniu przemyśliwuje nad sprawieniem swego efektu jak one. Chociaż jednak tłumacząc działania ciał, nigdy nie zapominamy odróżnić przyczyny sprawczej od celowej, gdy przychodzi do działań umysłu, nader skłonni jesteśmy mieszać te dwie rzeczy tak różne. Kiedy naturalna zasada wiedzie nas do celów, które gorąco zalecałby nam także subtelny i światły rozum, rozumowi temu, jako ich przyczynie sprawczej, ochoczo przypisujemy emocje i działania, przy użyciu których sięgamy tych celów i dopatrujemy się ludzkiej mądrości w tym, co w rzeczywistości jest rozumem Boga. Dla pospiesznego oglądu przyczyna ta wystarcza, by widać było efekt jej przypisany, a system ludzkiej natury wydaje się prostszy i bardziej składny, gdy wszystkie jego różne operacje wywodzić tak z jednej tylko zasady.

Nie może przetrwać społeczność, jeśli zasady sprawiedliwości nie są w zadowalającym stopniu przestrzegane, gdyż żadne wspólnotowe relacje nie mogą się zadzierzgnąć między ludźmi, jeśli ci powszechnie nie ogłoszą, iż powstrzymują się od krzywdzenia innych. Właśnie uchwycenie tej konieczności, jak sądzą niektórzy, stało się podstawą tego, iż zgodziliśmy się, by zasady sprawiedliwości obwarować groźbą, że kara spadnie na tego, kto je pogwałci. Człowiek, powiadano, z natury swej miłuje wspólnotę i pragnie, by trwale nastała jedność rodzaju ludzkiego, nawet gdyby on sam nie miał z tego żadnej korzyści. Taki pełen ładu i rozkwitu stan społeczności nader jest mu miły i z lubością go kontempluje. Natomiast bezład i rozpełzająca się po społeczności niepewność budzą w człowieku odrazę i z niechęcią odnosi się do wszystkiego, co je wywołuje. Dobrze przy tym wyczuwa, że własny jego interes wiąże się z pomyślnością społeczności, a może nawet jego własne przetrwanie zależy od jej trwałości. Z takich to różnorakich względów obrzydzenie czuje do wszystkiego, co grozi niszczeniem społeczności, i gotów jest sięgnąć po każde narzędzie, które mogłoby zapobiec czemuś tak nienawistnemu i okropnemu.

Przełożył Jerzy Łoziński
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: